Tajemnicze zniknięcie

25 października 2015

Szacowany czas lektury: 1 godz 11 min

Opowiadanie powstało przed tekstem "Żywiciel"

Niebo nad miastem przybrało ciemną, atramentową barwę. Zapłonęły uliczne latarnie, tworząc wyspy światła w mroku spowijającym miasto. Na wybrukowanej kocimi łbami ulicy zatańczyły podejrzane cienie. Robert ukryty za firanką rozejrzał się w obydwie strony, po czym zasunął okno lekko postrzępioną zasłoną. Dziwnie się czuł w tym mieszkaniu. Nawet nie przypominał sobie czy kiedykolwiek wcześniej był w jakiejś kamienicy. Całe życie spędził w blokowisku, być może dlatego czuł się nieswojo w mieszkaniu z wysokimi sufitami i staroświeckimi sztukateriami. Na klatce schodowej echo niosło się jak w muszli koncertowej, a wszechobecny zapach starości, stęchlizny i uryny sprawiał, że czuł się tutaj obco. Nie pomagało kiepskie umeblowanie, na które składały się zdezelowane nadgryzione zębem czasu meble. Owe zęby czasu pracowały tutaj intensywnie.

Zajrzał do dużej szafy z politurą na wysoki połysk umieszczonej w sypialni, w której schował czerwoną torbę adidasa. W środku znajdowało się czterysta tysięcy złotych. Tylko świadomość ich posiadana trzymała go na miejscu. Na szczęście był tutaj tylko na chwilę. Wystarczą dwa, góra trzy tygodnie i będzie mógł uciec z miasta przez nikogo nieniepokojony. Łysiejącemu właścicielowi kamienicy, o chytrych oczkach – który domagał się umowy na trzy miesiące — nałgał, że musi przez pierwszy miesiąc sprawdzić, jak mu się tutaj będzie mieszkało, płacąc przy tym wyższy czynsz niż według cen rynkowych. Robert domyślał się, że facet wziął go za frajera, ale miał to gdzieś. Z rozmyślań wyrwał go dzwonek do drzwi. Serce zabiło mu mocniej. Zerknął w stronę szafy, gdzie w torbie oprócz pieniędzy trzymał broń. Nikt z jego dotychczasowego życia nie miał prawa wiedzieć, że tu jest. Adrenalina utrudniała logiczne myślenie, ale udało mu się opamiętać i cicho ruszył w stronę drzwi. Zerknął przez wizjer i odetchnął z wyraźną ulgą, przekręcił zamek i otworzył je na oścież.

Na wycieraczce stał Tadeusz, łysiejący właściciel kamienicy. Zupełnie jakby przyciągnął go myślami. „Przygotowaliśmy z żoną malutki poczęstunek, tak na dobry początek”, głos gospodarza brzmiał przymilnie, choć Robert nie miał ochoty na bliższe poznanie zarówno Tadeusza jak jego żony. Zaczął się wymawiać zmęczeniem i wszystkim, co przyszło mu na myśl. „Pan pójdzie, co tam. Napijemy się wódki, ot co”, zachęcał gospodarz, starając się jednocześnie zakryć lśniącą łysinę resztką włosów. Ostatecznie dał się namówić. Z jednej strony chciał to już mieć za sobą, a z drugiej skoro chcą go częstować wódką, czemu nie skorzystać? Po chwili ruszyli schodami na górę.

Ledwie Tadeusz zamknął za nimi drzwi swojego mieszkania, krzyknął nadzwyczaj krzepko, „Maryśka, gościa mamy”, po czym zaprowadził Roberta do dużego pokoju i wskazał mu miejsce przy stole, na którym oprócz butelki wyborowej i kieliszków znajdowały się dwa talerze z zimną zagryzką. Robert przypomniał sobie jego słowa, „Przygotowaliśmy z żoną malutki poczęstunek” i zrozumiał, że to nie była fałszywa skromność. Stary sknera może i zabiegał o niego jako o swojego potencjalnego klienta, ale bez większej przesady.

Robert rozejrzał się po pokoju i jeszcze bardziej utwierdził się w przekonaniu, że jego tymczasowe mieszkanie to prawdziwa nora. Nie, żeby Tadeusz miał rewelacyjnie urządzone wnętrza, to raczej on miał koszmarny chlew w swoim mieszkaniu. Po chwili pojawiła się Mariola, żona gospodarza. Była młodsza od swojego męża. Mogła mieć góra czterdzieści lat. Miała jasne zniszczone od kiepskich farb włosy i całkowicie wyskubane brwi, które pociągnęła czarnym tuszem. Jej twarz przyciągała jego uwagę, ale nie był pewny czy to ze względu na dziwne brwi, ślady po trądziku czy jej oczy, w których dostrzegał coś, czego nie potrafił nazwać. Dopiero po kilku sekundach zwrócił uwagę, że ma na sobie krótką spódniczkę, a na nogach tanie brązowe pończochy i buty na obcasie. Mimo dziwnego wrażenia, jakie na nim wywarła, musiał przyznać, że była zgrabna jak na swój wiek.

Przywitała go zdawkowym uśmiechem, po czym przystąpili do konsumpcji. Początkowo Robert czuł się spięty. Atmosfera była nieco wymuszona i sztuczna, a Marysia sprawiała wrażenie nerwowej. Na szczęście w miarę upływu czasu, a co się z tym wiązało wraz z ubywającym alkoholem, rozmowa toczyła się stosunkowo gładko. Co kilka minut wznosili toasty, Robert wysłuchiwał teorii Tadeusza, których tamten miał na każdą okoliczność. Po czterdziestu minutach kobieta przysiadła się bliżej gościa, który mimowolnie ukradkiem zerkał na jej szczupłe uda. Było to ciekawsze niż polityczne poglądy Tadeusza. Szczególnie że im jej mąż stawał się bardziej bełkotliwy, a jego głowa zwieszała się na kilka sekund, zupełnie jakby się zawieszał, tym ona stawała się mniej nerwowa i poświęcała mu więcej uwagi. Zamiast skubać obrus, jak robiła to dotychczas, szukała z nim kontaktu wzrokowego, zbliżyła się do niego na kanapie i co rusz dotykała go, a to kolanem, a to ramieniem. Wszystko niby przypadkowo. Może to efekt wypitego alkoholu, ale zaczęło mu się to podobać.

Po godzinie wszyscy byli już wstawieni, a na stole pojawiła się druga butelka. „Tak swoją drogą”, zaczęła Mariola, „Czym się pan zajmuje?”. „Nie bądź niedyskretna kobieto”, skarcił ją mąż, który zaraz po swoich słowach spojrzał na gościa najwyraźniej ciekawy odpowiedzi. Robert wpadł w panikę i zaczął gorączkowo szukać jakiegoś zgrabnego kłamstwa. Wypity alkohol nie ułatwiał mu zadania. „Planuję otworzyć w mieście mały biznes...”, rzucił niechętnie, licząc, że na tym się skończy. „No proszę, pan biznesmen”, kobieta szturchnęła go delikatnie w ramię. „A w jakiej branży?”, nie dawała za wygraną. „Przestań męczyć naszego gościa. Troszkę dyskrecji kobieto”, jego słowa brzmiały mało przekonywająco, jakby rzucał je wyłącznie z przyzwoitości. „Wolałbym nie zapeszać, rozumiecie...”, zaczął się wiercić na tapczanie, „Tajemnica biznesowa”.

„No weź, popatrz Tadziu, jakiego mamy tajemniczego gościa”, mówiąc to, położyła dłoń na kolanie Roberta, który nerwowo zerknął w stronę gospodarza. Na szczęście mężczyzna stawał się coraz mniej obecny. Głowę zwieszał coraz dłużej, z rzadka tylko podnosząc ją nerwowym drygiem, rozglądając się nerwowo błędnym wzrokiem, jakby się chciał upewnić czy wciąż jest we własnym domu, następnie uspokojony zwieszał głowę i popadał w letarg. Choć minęło już kilkanaście sekund, Marysia wciąż trzymała dłoń na jego nodze. Zerknął na jej źle pomalowane paznokcie i mimo wszystko poczuł ciepło rozlewające się w jego lędźwiach. „Swoją drogą, co taki byczek jak ty robi sam? Tak bez kobiety?”, jej głos przybrał inną barwę, która wraz z jej dziwnym spojrzeniem wywołał u niego erekcję. „Czy ja wiem...”, musiał odchrząknąć. Zerknął na Tadeusza później na nią, „... Jakoś, tak się złożyło”. Uśmiechnęła się, najwyraźniej z nim flirtując. Obecność jej drzemiącego męża paraliżowała go. „Pójdę już”, podniósł się nerwowo. Kobieta podążyła za nim, „Tak szybko?”, w jej głosie słychać było zaskoczenie. „Wygląda na to, że pani mąż ma już dość na dzisiaj”, skierował się w stronę wyjścia. „On miał dość już, kiedy się urodził”, zauważyła kąśliwie.

Zatrzymała go w przedpokoju, kładąc dłoń na jego ramieniu. Stali zaledwie kilka centymetrów od siebie. Na tyle blisko, że poczuł słodkawy zapach tanich perfum i jej oddech, w którym czuć było skonsumowanego wcześniej śledzia. „Tylko mi nie mów, że z ciebie taki abstynent”, jej głos stawał się coraz bardziej bezpośredni i natarczywy. Chciał ją odepchnąć, powiedzieć jej, że nie jest z jego bajki, powiedzieć cokolwiek i trzasnąć drzwiami, ale czuł w spodniach bolesne pulsowanie. Erekcja zamieniła jego męskość w kamień. „Raczej żaden ze mnie abstynent”, wyjąkał, walcząc ze sobą. Zerknął w stronę Tadeusza, który spał w najlepsze. Mariola nie spuściła z niego oka. „Założę się, że taki byczek jak ty, lubi sobie porządnie zamoczyć”, pożądanie zmieniło tembr jej głosu.

Tysiące myśli biło się ze sobą tuż pod jego czaszką. Wstręt i pożądanie, wstyd i zdrowy rozsądek i jeszcze raz pożądanie, które ścisnęło go za gardło i utrudniało oddech. Czuł, że jeśli za chwilę nie wyjdzie, to straci nad sobą panowanie. Przywarła swoim udem do wypukłości w jego spodniach. Jej oczy zalśniły, kiedy poczuła, jaki jest duży i twardy. Ocierała się o niego nogą, patrząc mu prosto w oczy. „Co jest? Nie jestem w twoim typie?”, wychrypiała, „Twój kutas zdaje się mną zachwycony”, miał wrażenie, że serce wyjdzie mu gardłem. Ta tandetna kobieta rozpaliła go do białości.

Przez krótką chwilę patrzyli na siebie w całkowitym milczeniu. Twarz piekła go z podniecenia i wstydu, z kolei jej twarz zdawała się ulegać metamorfozie wywołanej nieokiełznaną żądzą. „Pozwolisz, że zapytam twojego kutasa, o zdanie?”, przyklęknęła przed nim i rozpięła rozporek, żeby po chwili wyjąć jego męskość. Westchnęła zachwycona. Dotykała go, delikatnie patrząc na nabrzmiałe żyły, które wiły się na całej długości. Delikatnym ruchem zsunęła skórę napletka, odsłaniając napęczniałą żołądź. Pocałowała ją z zaskakującą delikatnością. W zasadzie cmoknęła ostrożnie spierzchłymi z podniecenia ustami.

Robert stał jak słup soli i miał niemal taką samą ochotę uciec jak zostać i pozwolić jej bawić się swoim przyrodzeniem. Mariola zaczęła masturbować go, zaczynając od powolnych wręcz nabożnych ruchów, stopniowo przyspieszając. Po chwili włożyła go sobie w usta. Przez ułamek sekundy przemknęło mu przez głowę wspomnienie jej oddechu cuchnącego śledziem, ale kiedy zaczęła go ssać, zapomniał o tym. Próbowała wepchnąć go do ust w całości, ale nie dała rady. Zacharczała, krztusząc się, choć to nie odebrało jej entuzjazmu. Wepchnęła go jeszcze raz, wystawiając język na zewnątrz. Zacharczała, a w jej ustach zebrało się sporo śliny. Miał zamglony wzrok, przedpokój powoli rozpływał się na jego mętnych oczach. Próbowała otulić jego pulsującą żołądź swoim lekko szorstkim językiem. Lizała go, mrucząc jak kotka. Pieściła go jeszcze chwilę, po czym podniosła się, spojrzała mu w oczy, łapiąc jednocześnie jego męskość w dłoń. „Nie wstyd ci pieprzyć mężatkę w usta w obecności jej urżniętego męża?”, wychrypiała. Jej oczy lśniły i miał wrażenie, że tliły się w nich niepokojące błyski. Przez ułamek sekundy miał wrażenie, że kobieta zacznie krzyczeć, że spróbuje obudzić męża i oskarży go o gwałt. „Straszny z ciebie kurwiarz”, syknęła chyba ze złością.

Nie potrafił już nad sobą zapanować. Nie było mowy, żeby ta tandetna zdzira śmierdząca śledziem i z tuszem, zamiast brwi miała go tak zostawić. Alkohol przyćmił jego zdrowy rozsądek, który został zastąpiony ogromnym popędem. Pchnął ją na przeciwległą ścianę. Nie spodziewała się tego i uderzyła w nie plecami. Z jej ust wydobył się syk, jakby uszło z niej powietrze. Doskoczył do niej, złapał za nogę w kolanie i podciągnął ją wysoko, nie zwracając uwagi na to, że jęknęła z bólu. Odchylił podniesioną nogę w bok. W jej oczach dostrzegł mieszaninę pożądania i nienawiści. Drugą ręką podciągnął jej spódniczkę. Odchylił rąbek jej stringów i wszedł w nią bez zastanowienia. Mariola była niesamowicie wilgotna. Czuł, że jej soki spływają po jego jądrach. Wpychał się w nią głęboko, patrząc jej przy tym w oczy, podczas gdy ona mruczała i przygryzała dolną wargę. Jej wzrok był mętny, ciągle dostrzegał w jej spojrzeniu coś, czego nie potrafił określić. To go podnieciło jeszcze bardziej. Wchodził w nią nerwowo, agresywnie jakby dźgał ją nożem. Bardzo szybko poczuł, że za chwilę jego jądra eksplodują. Była taka śliska i rozpalona jednocześnie. Czuł, że ona również zbliża się do orgazmu. Oplotła go ręką za szyję i stękała coraz głośniej. Zakrył jej usta dłonią. Ugryzła go, ale nie cofnął ręki. Po prostu przygwoździł ją jeszcze mocniej do ściany jakby miał przed sobą kukłę. Przyspieszył zdecydowanie i po chwili niemal jednocześnie zawyli jak zwierzęta. Wystrzelił z dużą siłą, aż sperma zaczęła wyciekać z niej i spływać po pończochach. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Miednicą szarpnęło kilka razy, po czym zwiotczała w jego rękach.

Spojrzał na nią. Na wpół leżała na wpół siedziała. Miała potargane włosy, rozmazany makijaż i oddychała płytko, jakby skądś przybiegła. Nogi miała rozrzucone, a pończochy upaćkane gęstą spermą. Jeden z butów niemal całkowicie spadł jej z nogi. Zauważył, że kreska imitująca brew nad jej lewym okiem również się rozmazała. Wyglądała jak ofiara gwałtu, ofiara losu, jego ofiara. Sam czuł się niesamowicie dziwnie. Odruchowo schował penis, zasuwając za nim rozporek. Spojrzała na niego z dziwnym błyskiem w oczach. Zupełnie jakby patrzyła na niego z pogardą i uznaniem. „Spieprzaj stąd”, wystękała pomiędzy wdechami.

***

Obudził się z bólem głowy. Nie dość, że miał kaca, to w jego mózgu zostały jakieś niezrozumiałe i mętne resztki koszmaru, który śnił do białego rana. Najgorsze było uczucie, że ktoś siedzi tuż obok na tapczanie. Zerwał się i pobiegł sprawdzić, czy torba znajduje się na swoim miejscu i dopiero kiedy był pewny, że wszystko jest ok, poszedł do kuchni przygotować sobie jajecznicę na boczku. Dzień zapowiadał się słonecznie. Żałował, że dla własnego bezpieczeństwa musi pozostać w domu. Szukając jakiegokolwiek pretekstu, żeby wyjść, uznał, że wyrzuci śmieci. Ruszył z czarnym workiem na dziedziniec, który z każdej strony otoczony był szarymi murami kamienic. W jednym rogu dziedzińca znajdował się trzepak, a w drugim dwa metalowe pojemniki na śmieci, wokół których walały się plastikowe butelki, kilka zwiniętych w rulon papierów i powiewająca żałośnie na wietrze reklamówka z biedronki.

Odniósł dziwne wrażenie, jakby słońce nie zaglądało w to miejsce, pozostawiając je szarym i smętnym kawałkiem ziemi wyłożonej koślawymi płytami chodnikowymi. Wrzucił śmieci do kubła i usłyszał odgłosy szarpaniny w bramie. Z tej odległości nie mógł nic zobaczyć, ponieważ przejście było zacienione. Ruszył szybkim krokiem, słysząc już wyraźne przekleństwa i dziewczęcy głos warczący „Puść mnie”. Wszedł do bramy i warknął, „Co się tu wyprawia?”. Dwie szamoczące się postacie znieruchomiały. „Nie twój interes?”, warknął czyjś nie do końca męski głos. Robert nie odpowiedział, tylko ruszył w stronę tego, który się odezwał, ale sylwetka nagle wybiegła z bramy i po chwili słychać było tylko tupot stóp na bruku. „Zrobił ci coś?”, zwrócił się do drugiej postaci. „A ty, kurwa co? Książkę piszesz?”, warknęła dziewczyna. „Pieprzone nastolatki”, rzucił, plując pod własne nogi i ruszył do kamienicy. „Nie jestem pieprzoną nastolatką, mam siedemnaście lat”, rzuciła z dumą, ale on tylko uniósł środkowy palec, nawet się do niej nie odwracając.

Zamknął za sobą drzwi. Co za cholerna okolica, pomyślał. Był na siebie zły, że wmieszał się w to zamieszanie w bramie. Sięgnął po gazetę z programem telewizyjnym, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Natychmiast poczuł nieprzyjemny ucisk w dołku. Ruszył w tamtą stronę i w wizjerze zobaczył dziewczynę ubraną w obcisłe spodnie ze sztucznej skóry i czarną koszulkę z nazwą zespołu, którego nie znał. Połowę głowy miała wygoloną na jeża, a na drugiej połowie włosy w mysim kolorze sięgały jej szczupłego ramienia. Domyślił się, że to gówniara z dołu. Otwarł drzwi, „Czego?”, warknął. Dopiero teraz zauważył, że w dolnej wardze miała kolczyk. „Słuchaj, gościu. Wiem, że źle to wyszło... tam w bramie...”, urwała, patrząc niby na niego, ale jej wzrok patrzył bardziej przez niego. „Ja też wiem i co?”. Chwilę patrzyli na siebie. „Mogę?”, wskazała szczupłą ręką w głąb mieszkania. Przez chwilę zastanawiał się, ale wreszcie przepuścił ją w progu.

Weszła, rozglądając się dookoła z ciekawością. „Szału nie ma, co?”, rzuciła, po czym niemal skoczyła na fotel w dużym pokoju. „Patrząc na ciebie, też mógłbym to powiedzieć”, odciął się. „Auć, cięta riposta”, skrzywiła się. Dziewczyna wyjęła papierosa z paczki leżącej na stole i zapaliła, „Częstuj się”, rzucił z ironią i usiadł na wersalce, również zapalając papierosa. „Tam w bramie, pewnie bym sobie nie poradziła z tym chujkiem, dzięki za pomoc”. „Żaden problem”, rzucił bez przekonania. „Nie wiem, dlaczego tak zareagowałam, czasami jestem zbyt impulsywna”. „Może przez to gówno, które masz na ustach? Na twoim miejscu zaskarżyłbym też fryzjera, który ci to zrobił”, wskazał palcem jej fryzurę. Spojrzała na niego, mrużąc oczy, „Pierdol się”, wypuściła gęstą chmurę dymu. „Dzięki za propozycję, ale nie wpuszczam do łóżka dziwaków”.

Mierzyła go chwilę wzrokiem, po czym na jej ustach pojawił się delikatny zarys uśmiechu, „Ale z ciebie aparat”, skwitowała. „Ja dla ciebie jestem dziwakiem, a ty dla mnie starym piernikiem”, jej uśmiech nieco się powiększył. „Mam trzydzieści pięć lat, dla ciebie to stary piernik?”, sam nie rozumiał, dlaczego wdał się w tę idiotyczną dyskusję. „Ja mam siedemnaście, więc owszem”. Przez chwilę zapanowała cisza. W milczeniu dokończyli papierosy. „Będę leciała”, westchnęła, podnosząc się ciężko. Wstał również i ruszyli w kierunku drzwi wyjściowych, kiedy nagle coś przyszło mu do głowy, „Ej ty, czekaj. Mam dla ciebie propozycję”. Zatrzymała się i spojrzała na niego, „Nie zrobię ci laski zboczeńcu”, parsknęła i trudno było stwierdzić czy było to udawane oburzenie, czy autentyczne. „Wyluzuj, nie dałbym ci nawet do ręki”, wypalił bez zastanowienia. Gestem zaprosił ją jeszcze raz do stołu.

W pośpiechu znalazł kartkę papieru i długopis. „Słuchaj, moja propozycja jest taka. Przygotuję ci listę zakupów, a ty mi je zrobisz i przyniesiesz. Co ty na to?”. „I co kurwa jeszcze? Przewinąć cię i klepnąć w plecy, żeby ci się odbiło?”, wyglądała na zaskoczoną tą propozycją. „Dam ci pięć dych”. Drgnęła jej powieka, „Pięć?”, chciała się upewnić, „A, co? Mówię po japońsku? Tak pięć dych”. Chwilę się wahała, ale w końcu przytaknęła bez słowa, a on zaczął szybko zapisywać co powinna mu kupić. „Tak przy okazji, mam na imię Iza, ale mówią na mnie Ruda”. Nie podniósł głowy znad kartki, „Niezwykle oryginalnie”, rzucił. Po chwili oddał jej zapisaną kartkę, „Robert”, dał jej dwieście złotych. Rzuciła okiem na to, co napisał. „Sporo wódy, robisz jakąś imprezę czy po prostu lubisz ten sport”. Omiótł ją krytycznym wzrokiem, „Jeśli chcesz, będziesz się mogła ze mną napić”. Dziewczyna parsknęła śmiechem, „Jeszcze czego, żebyś mnie później zgwałcił?”, tym razem to on parsknął śmiechem. „Marzenia ściętej głowy”. Koniec końców umówili się, że wpadnie do niego po południu z zakupami. Zamknął za nią drzwi.

Dzień spędził, częściowo leżąc na kanapie, a częściowo patrząc znudzonym wzrokiem w telewizor. Minęła pora, kiedy powinna się zjawić dziewczyna i zaczynał się powoli godzić, z tym że już więcej nie zobaczy zarówno jej jak swoich pieniędzy. Kilka razy podchodził do okna. Ludzie przemykali ulicą w jedną i drugą stronę, ale nie zauważył młodej oszustki. Zaczął obserwować kamienice stojące po drugiej stronie ulicy. Na elewacji dostrzegł rzeźby gargulców, które łypały na niego wściekłymi oczami. Zaczął przechodzić z jednego końca okna do drugiego, przyglądając się im uważnie. Sprawiały wrażenie, jakby nie spuszczały go z oczu. Pokręcił głową, chyba mi już odbija od tego siedzenia w domu, pomyślał. Postanowił jeszcze raz przyjrzeć się pieniądzom z bliska. Ich dotyk każdorazowo poprawiał mu humor. Kiedy otworzył szafę, znieruchomiał. Zamek błyskawiczny był rozsunięty do połowy. Sprawdził ją szybko. Przynajmniej na oko niczego nie brakowało. Podrapał się po głowie, „Ki chuj?”, rzucił głośno. Był przekonany, że zasuwał zamek.

Iza zjawiła się pod wieczór, kiedy zdążył się pogodzić z utratą pieniędzy. Kiedy zapukała i otworzył drzwi, dostrzegł na schodach Mariolę. „Cześć”, rzucił w jej stronę, ale kobieta spuściła głowę i pobiegła na dół. „Co jest”, powiedział bardziej do siebie. „Wpuść mnie, te siaty są kurewsko ciężkie”, przepuścił ją w progu. Zaniosła je do kuchni i postawiła na stole. „Sorka, że tak późno”, rozejrzała się po kuchni, „Zrobisz mi kawy?”. Nalał wody do czajnika i postawił na kuchence. „Wczoraj jej mąż zaprosił mnie na wódkę. Ona też była, a teraz udaje, że mnie nie widzi?”, ta myśl nie dawała mu spokoju. „Weź, wyluzuj”, zajęła miejsce na taborecie przy oknie, „Ona ma nierówno pod sufitem”. Znieruchomiał, „Że co?”. „Człowieku, podobno kiedyś ten pajac spod czwórki przeleciał ją i pewnie myślał, że będzie miał stałe bzykanko na boku. Następnego dnia zaczął się do niej dobierać na klatce schodowej, a ona jak nie ryknie, jak mu nie pierdolnie i zaczyna wzywać policję”. Patrzył na nią z niedowierzaniem, „Co ty gadasz?”. „Mówię ci. Babka jest zdrowo świrnięta. Swoją drogą może ty też ją wczoraj nadziałeś, co?”, przyjrzała mu się uważnie, „Nie... nie sądzę. Przecież gołym okiem widać, że to żulerka i w dodatku psychiczna”, Iza podeszła do czajnika. Poczuł się wyjątkowo niezręcznie. Przed oczami miał jej dziwny wzrok. Przeszedł go dreszcz.

Za oknem nieco pociemniało, więc włączył światło w dużym pokoju i usiedli przy stole. „To mówisz, że ta cała Mariola to wariatka”, przytaknęła, próbując kawę, „To, czemu mąż ją trzyma w domu, a nie w domu wariatów?”. Odstawiła filiżankę, „Po pierwsze, jest nieszkodliwa, jeśli trzymasz ją na dystans”, poczęstował ją papierosem, sam również zapalił, „Po drugie, to kamienica jest przepisana na nią i zakładam, że jakby coś nie teges to koleś straciłby wszystko, a jest przywiązany do kaski”. Przytaknął jej, „Skąd tyle o tym wiesz?”. „Jak skąd, mieszkam tu, nie?”. No tak, nie wziął tego pod uwagę. „Ile ci zostało reszty?”, sięgnął po portfel. „Właśnie, tylko trzy dychy”. Wyłuskała z kieszeni zwitek trzech dziesiątek. Wyjął trzydzieści złotych z portfela i podał jej. „No proszę, nawet z premią”, uśmiechnęła się. „Dzięki za kawę, będę spadać”, podniosła się wpychając pieniądze do kieszeni. „Jak będziesz jeszcze miał kaskę do wydania, wal do mnie jak w dym”.

Kiedy już zamknął za nią drzwi, poszedł do kuchni zrobić porządek z zakupami. Porozstawiał produkty w szafkach i w lodówce. Ugotował makaron i zrobił sobie spaghetti, używając gotowego sosu Pudliszek. Zjadł w kuchni, patrząc jak świat za oknem tonie w ciemnościach, rozjaśnianych miejskimi latarniami. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Przez chwilę pomyślał, że może to Iza jednak okazało się, że się pomylił. W drzwiach stała trzydziestoletnia kobieta w okularach. „Przepraszam sąsiedzie, że niepokoję”, wygładziła nieistniejące fałdy na swojej spódnicy, „Kurier zostawił mi paczkę pod drzwiami i nie mam siły jej wciągnąć do mieszkania”. Nie czekając na nic, wyszedł na korytarz. Okazało się, że kobieta mieszka drzwi obok. W progu stała dość spora paczka w kształcie kwadratu sięgająca mu niemal do kolan. Złapał ją i z trudem zataszczył do środka.

Kiedy już odstawił ją na podłogę w pokoju, musiał rozmasować kręgosłup. „Nie wiem, co tam pani zamówiła, ale jest cholernie ciężkie”, przytaknęła, „To książki”, w jej głosie brzmiało poczucie winy. Rozejrzał się po pokoju. Wszędzie jak okiem sięgnąć zalegały książki. Regały wprost uginały się pod nimi. Nie było ściany, pod którą nie stałyby witryny wypełnione książkami starymi i zniszczonymi czy całkowicie nowymi. „Widzę, że lubi pani sobie poczytać”, zaśmiała się, zasłaniając usta dłonią. „Raczej trudno to ukryć”, rozejrzała się dookoła. Dopiero po chwili Robert zauważył, że przy oknie stoi metrowej długości luneta umieszczona na stojaku. „Jest pani również miłośniczką gwiazd?”, zauważył, że kobieta się zaczerwieniła. „Przepraszam, nawet się nie przedstawiłem”, postanowił zmienić temat, „Robert”, wyciągnął do niej dłoń. Zbliżyła się i uścisnęła wyciągniętą rękę, „Oliwia”, uśmiechnęła się zakłopotana. „Przepraszam za moją ciekawość”, skinął głową w stronę lunety. „Jeśli to pana intryguje, zapraszam...”, zerknęła na zegarek, „... za godzinkę”. Jego ciekawość wzrosła jeszcze bardziej. Pożegnał się i wrócił do swojego mieszkania.

Dokładnie o umówionym czasie zapukał do sąsiadki. Wpuściła go do mieszkania i gestem zaprosiła do salonu. Tym razem miała na sobie lekką sukienkę odsłaniającą zaledwie kolana, ale podkreślającą jej kobiece kształty. Jasne włosy rozpuściła, pozwalając im swobodnie opaść na ramiona. Duże okulary i cieliste pończochy dodawały jej seksapilu. Zupełnie jakby przeszła metamorfozę. Makijaż z pewnością wpłynął na jego wrażenie. Usiedli przy stole i kobieta sięgnęła po kryształową karafkę, „Pozwolisz, że cię poczęstuję pierwszorzędną nalewką”, skinął głową, że nie ma nic przeciwko. Napój okazał się mocny i przyjemnie rozgrzał jego przełyk i żołądek. „Czym się zajmujesz? Jeśli można wiedzieć”, nie chciał jej naciskać. Oliwia sprawiała wrażenie osoby skrytej. „Prowadzę nieduży antykwariat”, machnęła ręką. „Interesujące”, starał się być miły, tymczasem Oliwia nalała kolejną porcję nalewki.

Po dwudziestu minutach Oliwia podniosła się i podeszła do lunety, upewniając się, że okno jest dobrze zasłonięte. „Zaraz się zacznie”, pochyliła się nad lunetą. Jej ruchy wydały mu się bardzo miękkie, a ona sama wyjątkowo eteryczna i delikatna. Kobiety w jej typie nigdy nie zadawały się z kimś takim jak on. Spojrzał na zarys jej pośladków, kiedy pochylała się, stojąc tyłem do niego. „Przepraszam cię, ale chwilę pooglądam sama”, nie odwróciła się nawet do niego. W mieszkaniu zapanowała kompletna cisza. W tym czasie zdążył wypić swoją porcję nalewki. Wreszcie podniósł się i podszedł do niej. Pokazała mu, gdzie ma patrzeć, jakby był skończonym idiotą, ale nie miał jej tego za złe. Podobała mu się. Celem obserwacji było mieszkanie w kamienicy naprzeciwko. Dwoje ludzi kochało się na łóżku w pozycji na pieska. Był zaskoczony mimo to, nie potrafił oderwać wzroku.

Po kilku minutach anonimowa para zmieniła pozycję. Tym razem to kobieta ujeżdżała mężczyznę, dosiadając go jak konia. Palce wplotła w swoje włosy, prężąc krągłe piersi. Luneta była tak mocna, że widział jej sutki. „Trochę zaskakujące”, wyznał, chcąc przerwać krępującą ciszę. „Tak, wiem. To dość nietypowe hobby”, przyznała z nutką wstydu. Zmienili się i Oliwia dała się pochłonąć widokiem. „Jeśli zaschło ci w gardle, poczęstuj się nalewką”, wskazała ręką stół, nie odrywając oczu od lunety. Skorzystał z jej propozycji. Wypił wszystko jednym haustem, po czym nalał kolejny raz i usiadł za stołem. „No i spektakl skończony”, poinformowała go z nutą rozczarowania.

„Zatem już znasz mój mały sekret”, uniosła swoją szklaneczkę w geście toastu i wypili, krzywiąc się przy tym nieznacznie. „Przyznam, że jestem zaskoczony”, podjął temat. „Ale nie wstrząśnięty?”, uśmiechnęła się. „Tylko zaskoczony”, potwierdził. „Lubię patrzeć, jak się pieprzą”, zaskoczyła go swoim słownictwem. Słowo pieprzą, brzmiało w jej ustach jednocześnie wulgarnie i podniecająco. „Widziałeś ten spektakl tylko raz, więc nie wiesz, że co noc jest u niej inny gość”. „Auć, nieźle”, aż gwizdnął, nie wiadomo czy z zaskoczenia, czy podziwu. Nagle zgasło światło. Oliwia zniknęła mu z oczu jak za użyciem czarodziejskiej różdżki. Ponieważ okno w pokoju było zasłonięte, spowiły ich kompletne ciemności. „Wszystko w porządku, to się czasem zdarza”, usłyszał jej głos dobiegający z ciemności. „Pójdę do kuchni po świeczki”, chyba się podniosła. Słyszał, jak się oddala i po chwili dobiegł go jej krzyk. Zerwał się i wyciągając przed siebie ramiona, ruszył za nią.

Przez okno w kuchni wpadało odrobinę światła, ale ponieważ jego źródło znajdowało się za plecami kobiety, widział tylko jej ciemny zarys na nieco jaśniejszym tle. Stanął naprzeciwko niej, „Co się stało?”, w jego głosie pobrzmiewała troska. „Cholerna noga, uderzyłam się”, jęknęła. Uklęknął przed nią i dotknął jej kostki. „Tutaj?”, „Nie”, jęknęła. Przesunął dłonią po jej łydce. Czuł dotyk nylonowych pończoch i przełknął ślinę. Linia jej łydki wydała mu się perfekcyjna. Dotarł do kolana. „Tutaj?”, powtórzył pytanie. „Nie, wyżej”, jej głos uległ subtelnej przemianie. Stał się głębszy i o pół tonu cichszy. Dotarł do jej uda, natychmiast osiągając erekcję. Położył na jej nodze całą dłoń. Czuł pod delikatnym nylonem ciepło jej ciała. Zatrzymał się w połowie, „Tu?”, sam dostał zaskakującej chrypki z podniecenia. „Wyżej”, szepnęła. Przesunął dłoń, powoli delektując się każdym centymetrem jej ciała. Dotarł do miejsca, w którym kończyły się jej pończochy. Wyczuł tasiemkę biegnącą do jej bioder, do pasa od pończoch. Bawił się fakturą materiału, błądził dłonią niczym ślepy chcący wyobrazić sobie wygląd trzymanego przedmiotu za pomocą dotyku. Miała perfekcyjne ciało. „Może tutaj?”, dyszał ciężko i mówienie sprawiało mu coraz większe trudności. „Wyżej proszę”, dźwięk jej głosu zdradzał podniecenie. W spodniach poczuł rozkoszne pulsowanie.

Teraz ściskał delikatnie jej gładką skórę. Jeszcze kilka centymetrów i poczuł miękki wzgórek otulony nylonowymi majtkami. Nie pytał o nic więcej. Oliwia jęknęła cichutko, czując nieśmiałe muśnięcie. Jej nabrzmiałe wargi zdawały się napierać na majtki. Zaczął delikatnie masować ją w tym miejscu. Wyczuł maluteńki rowek. Dokładnie pośrodku, tam gdzie jej wargi łączyły się, tworząc seksowną szczelinę. Zaczął pocierać ją w tym miejscu opuszkami palców. Słyszał jej głęboki oddech, który był zachętą do dalszej penetracji. Po kilkudziesięciu sekundach ostrożnego masażu, jej majtki zrobiły się mokre. Oliwia pojękiwała cichutko, tłumiąc swój głos poprzez przygryzanie ust od wewnątrz. Jej ciało w tym miejscu było delikatne i mięciutki. Natarł z nieco większą siłą. Tym razem opuszkiem kciuka. Po chwili poczuł jej dłoń na swojej. Odsunęła go ostrożnie i odwróciła się do niego tyłem.

Podciągnął jej sukienkę wysoko, aż pozbawił jej pupę jakiejkolwiek osłony. Żałował, że jest tak ciemno. Przywarł ustami do jej sprężystych pośladków. Ściskał je dłońmi i pieścił językiem. Wreszcie zsunął jej majtki, które opadły bezszelestnie do jej kostek. Trzymając ją mocno za pośladki, rozchylił je, wsuwając w powstały rowek język. Przesunął nim od góry do dołu. Zatrzymał się na pierwszej dziurce, która zacisnęła się odruchowo, czując jego wilgotny język. Początkowe zaskoczenie kobiety zmieniło się w jęk wyrażający aprobatę. Przez chwilę próbował wsunąć końcówkę języka do środka. Oliwia co rusz starała się odprężyć, ale jej dziurka błyskawicznie się zaciskała z każdą kolejną próbą penetracji. Ruszył więc dalej w intymną, seksowną podróż. Po chwili poczuł zapach jej szparki. Intensywny, słodko gorzki smak wypełnił jego usta, kiedy wziął jej cipkę do buzi. Ostrożnie zaczął ją ssać jak kiść dojrzałych winogron. Była równie soczysta. Jej biodra zafalowały, wyrażając aprobatę i zniecierpliwienie. Zmienił taktykę i przesuwał całą powierzchnią języka po jej słodkiej bułeczce, jakby lizał loda. Jego serce biło jak oszalałe, tracił oddech. Próbował rozkleić jej złączone sokami wargi.

Wreszcie zrobił to za pomocą kciuków. Otworzył jej cipkę jak mokrą muszelkę z charakterystycznym mlaśnięciem. Westchnęli obydwoje na ten rozkoszny dźwięk. Dwa płatki róży rozchyliły się, ciągnąc za sobą nitki jej soków i jego śliny. Jej szparka otwarła się jak dojrzała róża. Wsunął do środka język. Jej ciało było tam delikatniejsze niż jedwab. Czuł ciepło jej ciała. Zaczął ssać najpierw jeden później drugi płatek. Przygryzał je zębami, robiąc to ostrożnie, z pietyzmem i troską, żeby nie sprawić jej bólu, a wyłącznie rozkosz. Zawędrował do jej łechtaczki, którą bawił się, aż zatracił się w tych pieszczotach. Nie miał pojęcia, ile czasu upłynęło. Twarz miał mokrą od jej soków. Zdecydował się po raz drugi polizać jej pierwszą dziurkę, która ukryta były pomiędzy jędrnymi pośladkami. Udało mu się wsunąć odrobinę języka, po czym wrócił pomiędzy jej uda. Ogarnęła go prawdziwa euforia, kiedy delektował się jej miękkim rozpalonym i wilgotnym ciałem. Jej pomruki brzmiały w jego uszach jak najsłodsza muzyka.

Miał silną erekcję. Czuł każdy naprężony mięsień, każdą pulsującą żyłę, tętniącą żołądź, która domagała się pieszczot. Podniósł się i wyjął członka. Westchnęła, czując go na swoich pośladkach. Przyłożył swoją napęczniałą żołądź do jej cipki i chwilę pocierał nią o jej wargi, nie wchodząc do środka. Przesuwał się w górę i w dół nieznacznie naciskając, na tyle, że jej płatki otulały samą główkę, pieszcząc go zmysłowo i doprowadzając do szaleństwa. Nagle pod wpływem silnego impulsu złapał penis i zaczął uderzać nim w jej cipkę, która rozkosznie mlaskała za każdym razem.

Wszedł w nią powoli, nieśpiesznie, delektując się każdym milimetrem, każdym skrawkiem jej jedwabistego wnętrza. Jego członek odbierał przy tym miliardy niesamowicie rozkosznych bodźców, które rozpalały jego zmysły do białego. Jego penis był niczym sonar wychwytujący każdym włóknem nerwu słodycz jej cipki. Czuł jak jej ciasne, ciepłe wnętrze ulega pod jego naporem — jak świątynia ulegająca pod napływem barbarzyńcy. Był twardy, nieugięty, a jej ciało ustępowało przed zachłannym natarciem tylko po to, żeby zaraz otulić jego prącie, zaciskając się na nim niczym wąż. Usta miał otwarte jakby gotowe do krzyku. Ten boski masaż, którym go obdarowała, wywoływał w nim euforię, wprowadził w trans. W tej konkretnej chwili Oliwia była kwintesencją zmysłowej kochanki, z najsłodszą cipką, z której sączy się czysta ambrozja. Zacisnął dłonie na jej biodrach. Jej ciało było takie kobiece, takie namiętne, że czuł nadchodzący finał. Jej biodra zaczęły delikatnie falować. Zatracił się do tego stopnia, że miał wrażenie jakby unosił się na falach, które z każdą chwilą są coraz wyższe. Czuł zbliżające się tsunami.

Nie byli już w kuchni. Byli wszędzie i nigdzie. Miał wrażenie jakby świat wokół rozpłynął się, stracił jakiekolwiek znaczenie. Wbijał się w nią mocnymi szturchnięciami, żeby zaraz wyjść z niej niemal całkowicie, poczuć jej wargi i znowu się w nią wbijał. Mógłby przysiąc, że jego członek osiągnął niespotykane rozmiary. Coraz bardziej ogarniała go ekstaza, a najpiękniejsze było to, że wyczuwał dokładnie ten sam stan u swojej kochanki. Jakby stopili się w jedno ciało, jeden nerw pieszczony przez delikatny podmuch wiatru. Jej ciało również drżało, było tak samo rozpalone. Wyczuł, że Oliwia za chwilę będzie szczytować i znowu przyspieszył, dając z siebie wszystko. Zasługiwała na to. Nagle krzyknęła, jej plecy wygięły się w łuk i znieruchomiała. Z jej gardła wydobywały się nieartykułowane dźwięki, a jej cipką szarpnęło kilkukrotnie.

Zamarł w niej i nawet nie drgnął, pozwalając jej rozpaść się na atomy i powrócić do rzeczywistości. Jej cipka pulsowała, jakby chciała zmiażdżyć jego korzeń, ale on z pokorą milczał, czując, że Oliwia jest gdzieś gdzie i on pragnie być. „Chcę, żebyś mi się spuścił w ustach”, wyszeptała. Wyślizgnął się z niej posłusznie, choć niechętnie. Przykucnęła przed nim, rozchylając szeroko uda. Niespodziewanie zapaliło się światło w kuchni, ale żadne z nich nie zareagowało. Oblizała jego penis, który ociekał jej własnymi sokami. Zlizała własny nektar, po czym pozwoliła mu wejść w swoje usta. Patrzył na jej śliczną, nieco eteryczną twarz. Uznał, że w tych okularach i jego penisem w buzi wygląda pięknie. Zerkała na niego, pochłaniając jednocześnie tyle ile była w stanie. Miał wrażenie, że żołędzią sięga jej migdałków. Niezwykle intensywne mrowienie spłynęło mu po kręgosłupie i nagle wystrzelił. Teraz to jego ciałem targały niekontrolowane ruchy, spazmy i drgawki. Tym razem to z jego ust wyrwał się zdławiony krzyk. Spuścił się tak obficie, że biała sperma wypływała jej kącikami ust, ściekała po podbródku i lądowała na sukience.

Po chwili oboje leżeli na podłodze. Ogarnął ich błogostan, który odbierał władzę w członkach. Ogarnęło ich upojenie, które odbierało resztki sił i nie pozwalało sercu spowolnić. Nie padło ani jedno słowo, ponieważ nie potrzebne tu były żadne słowa. Ciszę przerywały jedynie ich oddechy. Czuł jej bijące serce i mógłby przysiąc, że w tej konkretnej chwili kochał ją z całego serca.

***

Następny dzień upłynął mu na wspominaniu minionej nocy. Nie miał poza tym niczego do zrobienia. Część dnia spędził na wersalce, z której schodził, tylko idąc za potrzebą. Później dla odmiany oglądał telewizję, zrobił sobie obiad i wrócił na wersalkę. Zastanawiał się, jak zniesie kolejny dzień, nie wspominając już o tygodniu czy dwóch. Po południu nie mógł znaleźć papierosów, które przecież zostawił na stole w dużym pokoju. Po pięciu minutach przeklinania i poszukiwań znalazł je w kuchni na podłodze. Miał wrażenie, że zaczyna mu odbijać przez to nieróbstwo.

Około osiemnastej zajrzała do niego Iza. Natychmiast zauważył, że ma siniaka pod okiem. „Co się stało? Ktoś się nie poznał na twojej fryzurze?”, zażartował, ale jej mina nie zdradzała wesołości. „To ten sam gnojek, którego pogoniłeś w bramie”, jej głos wyrażał rezygnację. „A co on tak się do ciebie przypieprzył?”, zalał dwie filiżanki i poszli z aromatyczną kawą do pokoju. „Chyba niewłaściwie odczytał sygnały, które do niego wysyłałam”. „Niech zgadnę, ty chciałaś romantycznego związku, a on uznał, że skoro wyglądasz, jak wyglądasz, to może na ostro?”. Chwilę milczała, jakby ważyła w myślach jego słowa. „Pieprz się”, rzuciła, częstując się jego papierosem.

„Skąd on w ogóle się wziął?”, popatrzyła na niego zaskoczona, że podtrzymuje temat. „Spotyka się ze swoją paczką w parku, niedaleko tego wojskowego cmentarza. Piją tam i palą zioło”. Podrapał się w głowę, „I uznałaś, że to doskonały kandydat na twojego mężczyznę?”, nie starał się kryć ironii. „Weź, się ode mnie odpierdol, dobra?”, po brzmieniu jej głosu domyślił się, że dopiero do niej dotarło, jak idiotyczną decyzję podjęła. „Patrząc na ciebie i słuchając twojej historii, odnoszę wrażenie, że na siłę chcesz sobie spierdolić życie”, zaciągnął się głęboko i odchylił na wersalce, podpierając się łokciami. Po chwili wypuścił gęstą chmurę dymu. „A ty co, mój ojciec?”. „Ojciec? Potrzebujesz ojcowskiej rady? Kurwa dziewczyno, masz siedemnaście lat. Ogarnij się”.

Wstała poddenerwowana. „Co ci do tego? To mój problem. W ogóle to spadam, bo zanudzasz jak skończony zgred”. Nie podniósł się, nie zmienił nawet pozycji na wersalce. Rzucił tylko za nią, „Jeśli chcesz, mogę z nim porozmawiać i da ci spokój”. Zatrzymała się. „Rozmowa tutaj nic nie pomoże”, uśmiechnął się, „Zaufaj mi, mam dar przekonywania”. Zastanawiała się chwilę, wróciła i usiadła przy stole. „No dobra, to w takim razie pogadaj z nim”. Wrócił do normalnej pozycji, „Nic za darmo”. Spojrzał na nią z uśmiechem na twarzy. „Wiedziałam, kurna wiedziałam, że będziesz chciał mnie przelecieć, ty stary zboku”. Zaśmiał się głośniej. „Nie o to mi chodziło”, uspokoił ją. „No to o co? Nie mam kasy”. „Zrobię to, ale pod warunkiem, że ty zgolisz ten pusty łeb, wyjmiesz kolczyk z ust i pozwolisz włosom odrosnąć”. „A co ci tak zależy, żebym wyglądała jak wszystkie?”, „Nie zależy mi, po prosty tak dla jaj. Jeśli coś przychodzi człowiekowi za łatwo, nie potrafi tego docenić”. „Nie wiem... zresztą mam jeszcze jeden kolczyk”. Przyjrzał się jej uważnie, „Nie widzę”. „No bo jest... no wiesz...”, zaczerwieniła się, „...na muszelce”. Wybuchnął śmiechem, „Na muszelce”, przedrzeźniał ją, a ona poczerwieniała jeszcze bardziej. „Dobra, żartuję. Chodzi mi tylko o to, co masz na gębie i włosy. Jak będziesz gotowa, wróć do mnie i załatwimy sprawę”.

Wróciła po ósmej wieczorem. Jej widok zaskoczył go. Ogoliła głowę na jeża, dzięki czemu jej twarz odzyskała symetrię. Spróbował ją sobie wyobrazić z włosami i uznał, że może jeszcze z niej być ładna kobieta. Zauważył również, że miała na twarzy delikatny makijaż. „I jak?”, stukała stopą o podłogę. „Nie najgorzej”, nie chciał jej nadskakiwać. „Ta... wal się”, zacisnęła usta, które były pełne i podkreślone szminką stanowiły jej atut. „Zbierajmy się”, zamknął za sobą drzwi. Na zewnątrz było już ciemno. Na chodniku Iza zatrzymała go, „Ej, a co z twoją chorobą?”, zmrużyła oczy, obserwując go uważnie. Widząc, że nie rozumie, kontynuowała, „No wiesz, z tą, która nie pozwala ci wyjść z domu”. Uśmiechnął się pod nosem, „Powiedzmy, że udało mi się ją zwalczyć”. Patrzyła na niego i po chwili szturchnęła w ramię, „Tak na przyszłość, to się nazywa agorafobia”. „Punkt dla ciebie”, wycelował w nią palec. „Nie jestem głupia”, oznajmiła z dumą. „Nie ważne, masz kogoś zaufanego, kto ma samochód?”.

Po dziesięciu minutach podjechała stara corsa. Robert usiadł z tyłu, Iza zajęła miejsce pasażera z przodu. „To jest Robert”, przedstawiła go dziewczynie siedzącej za kierownicą. „Siema Robert”, rzuciła obojętnie dziewczyna. Nie mogła mieć więcej niż dziewiętnaście lat. Miała krótkie czarne włosy i podobnie jak Iza czarne ubranie, choć dla odmiany kolczyk miała w nosie. „To jest Jaskółka”, przedstawiła koleżankę Robertowi. Przewrócił oczami, „Musisz nisko latać, co?”, widział we wstecznym lusterku, jak mierzy go ciemnymi oczami. Dalszą drogę pokonali w milczeniu.

Parking wgryzał się w park. Kazał jej wyłączyć światła i się zatrzymać. „A teraz słuchajcie”, zapalił papierosa. „Ty Jaskółka”, specjalnie zaakcentował jej ksywkę, na co dziewczyna skrzywiła się i wywróciła oczami, „Siedzisz tu i jesteś gotowa do odjazdu. W każdej chwili”. „A kto cię zrobił szefem?”, zaprotestowała. „Albo robisz, co mówię, albo jak coś pójdzie nie tak, to zerżnie cię tu na miejscu kilku degeneratów, jak wolisz?”, „Jaskółka zostaje w samochodzie gotowa do odjazdu”, powtórzyła. Przytaknął zadowolony. „Ty podejdziesz tam i wywabisz tego gnojka”. „Ej zaraz”, wtrąciła jeszcze raz Jaskółka, „A jak coś pójdzie nie tak?”, martwiła się o przyjaciółkę. Popatrzył to na jedną to na drugą, „Jak coś pójdzie nie tak, to będę musiał iść na całość, ale wolę wypróbować łagodniejszą opcję, ok?”, dziewczyny przytaknęły. „To idziemy”.

Szli asfaltową alejką wijącą się pośród drzew. Drogę oświetlały im tylko gwiazdy i księżyc, ale wystarczyło przejść trzysta metrów i już dochodziły do nich odgłosy imprezy. Po chwili dostrzegli rozpalone ognisko. „Boisz się?”, spojrzał na nią. „Nie”, skłamała. „Przyprowadź go tutaj”, puścił ją przodem. Sam zbliżył się do celu na jakieś dwadzieścia metrów i stanął za drzewem. W zasadzie nie odczuwał nawet większej adrenaliny. Wiedział, że mógł sobie poradzić z cała grupą, szczególnie że za spodniami czuł uwierającego go glocka. Wolał jednak nie robić zamieszania i hałasu. Minęły trzy może cztery minuty, kiedy usłyszał czyjeś kroki. Słysząc wulgarne odzywki chłopaka, domyślił się, że ich plan się powiódł. Nie dotarli jednak tak blisko, jak oczekiwał i chłopak przyparł Izę do drzewa. Nie zastanawiając się wiele, doskoczył do nich w kilku krokach. Złapał stojącego tyłem chłopaka, wbijając mu palce w kark, „Schyl się”, syknął do dziewczyny, która bez namysłu padła na ziemię. Uderzył głową chłopaka w spękaną korę. Zwiotczałe ciało osunęło się na ziemię.

Iza miała szeroko otwarte oczy z przerażenia. Nie był pewny czy jej niedoszły chłopak zdążył jej coś zrobić, czy zaskoczyła ją agresja i siła z jaką pozbawił przytomności nieszczęśnika. Chwilę nasłuchiwał, ale imprezowicze zdawali się nie zwracać na nic uwagi. „Idziemy”, zarzucił go na plecy i ruszył szybkim krokiem. Kiedy zbliżali się do samochodu, Robert już ciężko dyszał. „Bagażnik”, rzucił do kompletnie skołowanej dziewczyny pilnującej samochodu. Otworzyła bagażnik, a kiedy zobaczyła zakrwawioną twarz nieprzytomnego chłopaka, nakryła usta dłonią. „Spieprzamy stąd. Ten gnojek nie ważył czterdzieści kilo”. Iza wskoczyła na swoje miejsce, a Jaskółka nerwowymi ruchami włączyła zapłon i po chwili wyjechali z parkingu. Robert zapalił, zerkając na tył corsy. Widział, że dziewczyny są zestresowane, a zależało mu, żeby przynajmniej ta, która prowadzi, nieco się uspokoiła, zanim wpakuje ich w większe kłopoty.

„Ej, Jaskółka”, rzucił do niej, zerkając jej przez ramię, „Myślałem, że jesteś twarda, a wyglądasz, jakbyś miała narobić w majtki”, nie odpowiedziała. Poklepał ją po ramieniu i podał papierosa, „Wyluzuj i odpręż się”. Co rusz kazał jej skręcić to w lewo to w prawo. Wreszcie znaleźli się w innej części miasta z dala od ludzi. Zatrzymali się pomiędzy garażami. Okolica wokół była wyludniona. Robert wysiadł i wyciągnął delikwenta. Właśnie wracała mu świadomość. Postawił go na nogi i pozwolił mu oprzeć się o samochód. „Czołem leszczu, poznajesz mnie?”, chłopak potrząsnął przecząco głową, „Nie znam cię człowieku”, warknął niepewnym głosem i splunął krwią. „A ja cię kurwa znam i jak widzisz, nie przepadam za tobą”, zerknął w stronę samochodu, „Ruda”, zawołał ją. Kiedy już stała obok, spojrzał na chłopaka, „A ją poznajesz?”, przytaknął. „Słyszałem, że masz jakiś problem ze słuchem i narzucasz się jej”, nie odpowiedział. „Podobno chcesz zerżnąć moją kobietę. To prawda?”. Nastąpiła chwila ciszy. „Nie wiedziałem”, powiedział po chwili słabym ledwie słyszalnym głosem. „Czego nie wiedziałeś”, Robert sięgnął dłonią za plecy. „Że to twoja laska”, chłopak spuścił oczy w ziemię.

Szybkim zdecydowanym ruchem wyjął broń i przyłożył lufę glocka w przyrodzenie przerażonego chłopaka. „Błagam”, jęknął zaskoczony. Iza zamarła, wpatrując się w broń z przerażeniem. Jaskółka również wysiadła z samochodu i stała wpatrzona bez słowa. „Nie strzelaj”, wychrypiał chłopak, który nie wiedział, czy patrzeć na swojego prześladowcę, czy w ziemię, żeby go nie drażnić. „Sam nie wiem, byłeś kurewsko nachalny”, udawał, że się nad tym zastanawia. „Jak sądzisz?”, zwrócił się do Izy, ale odpowiedziała mu Jaskółka, „Odstrzel mu fiuta”, w jej głosie strach mieszał się z fascynacją. Chłopak spojrzał na nią z niedowierzaniem i przerażeniem, a Robert ze zdziwieniem. Po krótkiej chwili milczenia chłopak rozpłakał się, a na jego spodniach pojawiła się plama. Robert uznał, że to wystarczy. Nie powinien już zbliżyć się do Izy. „Ostatni raz mówię, odpieprz się od niej”, chłopak przytaknął energicznie, „Spieprzaj stąd gnojku”, syknęła za nim Jaskółka.

„No proszę Jaskółka”, klepnął ją w tyłek, na co nawet nie zareagowała, „Rozkręcasz się”. Po chwili siedzieli w samochodzie. Przez moment, w którym mijali biegnącego chłopaka, Robert pomyślał, że dziewczyna go potrąci. Prawdopodobnie chodziło jej to po głowie, ale ostatecznie minęła go o kilka centymetrów. Była wyraźnie pobudzona. „No to Ruda, masz nowego chłopaka”, zagaiła, kiedy wjechali do miasta. Iza uśmiechnęła się niepewnie wciąż pod wrażeniem tego, co widziała. Robert skrzywił się. Mając nadzieję, że to żart. Ostatnie czego mu brakowało to zakochana gówniara. Nagle zorientował się, że samochód zatrzymał się na ogródkach działkowych. „Co do chuja?”, rozejrzał się dookoła. „Wyluzuj”, dziewczyna wyłączyła silnik. „Po tym wszystkim należy się nam mała imprezka”. Działka, która należała do jej rodziców, była zadbana. Rosło tam kilka drzew owocowych, trawnik był przycięty i nawet było specjalne miejsce na ognisko. Domek trudno było nazwać altanką. Wyglądał jak normalny dom mieszkalny ze skośnym dachem.

Weszli do środka. „Mam ochotę na ognisko, co wy na to?”, Jaskółka wyglądała na pobudzoną ostatnimi wydarzeniami. „Skoczę tylko do kibla”, Iza ruszyła w głąb domku, co świadczyło, że czuła się tu jak u siebie. „Hej”, odezwała się Jaskółka, kiedy zostali sami, „Klepnąłeś mnie w tyłek”. „Liczyłem, że nie zauważysz. Byłaś taka podkręcona”, zaśmiał się, choć nie był pewny jej reakcji. „Nadal jestem”, puściła mu oko. Poszedł na zewnątrz rozpalić ognisko. Wszystko na działce było uporządkowane. Nawet drewno — porąbane i równo ułożone — czekało na niego na tyłach domu. Po kilku minutach ogień strzelał już wysoko. Niebo było czyste, pełne gwiazd, a księżyc świecił w pełni. Wciągnął głęboko powietrze. Czuł, że lato miało się już ku końcowi. Zastanowił się, gdzie będzie za dwa tygodnie. Z rozmyślań wyrwał go brzdęk butelek. Po chwili przy ognisku usiadły dziewczyny.

Jaskółka rozlała wszystkim wódkę do literatek, a do szklanek wodę mineralną. Siedzieli i pili w milczeniu, każde zatopione we własnych myślach. „Byłabym zapomniała”, Jaskółka zerwała się na nogi i pobiegła, znikając w ciemności. Po chwili usłyszeli trzaśnięcie drzwiami. „Jeszcze ci nie podziękowałam, za to, co dla mnie zrobiłeś”, odezwała się Iza. Robert machnął ręką i wziął spory łyk wódki. Po chwili wróciła Jaskółka ze skrętem. „Przyda się, żeby uczcić dzisiejszy wieczór”, rzuciła, po czym zapaliła, zaciągnęła się mocno i podała koleżance. Po dziesięciu minutach zrobiło się znacznie weselej. Nawet nie wiedział, kiedy zaczął się intensywnie wpatrywać w niebo. Miał wrażenie, jakby był tam wysoko, wśród gwiazd. Kosmos wydał mu się nagle taki potężny, niezgłębiony. „Ej, zastanawiałyście się kiedyś...”, przerwał, widząc, że dziewczyny szepczą sobie coś na ucho. Wydało mu się, że Iza zrobiła się czerwona. Uznał, że to od ognia.

Po chwili obydwie przysiadły się do niego z tajemniczymi minami. „Uznałyśmy, że zasłużyłeś na coś więcej niż tylko wódka i skręt”, w blasku ognia ich oczy zdały mu się duże i lśniące. Zupełnie jakby były postaciami z mangi. Przenosił wzrok z jednej na drugą, „No co? Co jest?”, uśmiechał się przy tym głupawo. Dłoń Jaskółki wylądowała na jego udzie. Czuł jej delikatne palce na opiętych dżinsach. Głaskała go powoli, aż jej palce zawędrowały do jego rozporka. Na drugim udzie swoją dłoń położyła Iza. Zbliżyła również swoje usta do jego ust. „Jaskółka zaproponowała, żebyśmy ci zrobiły loda”, szepnęła. Poczuł jej ciepły oddech. „Brawo, ty”, rzucił do Jaskółki, ale Iza nie pozwoliła mu powiedzieć nic więcej, przyciskając swoje usta do jego. Poczuł jak penis, pręży się niewygodnie w ciasnych spodniach. Jego język plątał się z jej ruchliwym językiem, który wpychała mu głęboko. Jaskółka uwolniła jego członka. Poczuł na nim ciepłą łunę ognia i jej drobne paluszki zaciskające się na prąciu. „Ja pierdzielę, ale masz wielkiego chuja”, sapnęła z podziwem, po czym zaczęła go ostrożnie masturbować, ściągając przy tym skórę napletka. Zaraz po tym poczuł jej usta na żołędzi. Drażniła go swoją nieporadnością, ale był w tym momencie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. „Ja też chcę go zobaczyć”, szepnęła Iza i po chwili powędrowała na dół.

Odchylił głowę w tył, opierając się na łokciach. Patrzył na gwiazdy i delektował się chwilą. Iza próbowała go wziąć do buzi, ale podobnie jak jej koleżanka mogła jedynie wsunąć jego część. Kiedy Iza z uporem połykała go, Jaskółka zaczęła mu ssać jądra. Robiła to z dużą inwencją. Iza zmieniła taktykę i wzięła do ust tylko jego żołądź, a ręką masturbowała go szybkimi ruchami. Wreszcie zamieniły się rolami. Słuchał ich jęków i westchnień, które dawały mu poczucie męskości. Jaskółka zdawała sobie przyjąć za punkt honoru, żeby wziąć go całego do buzi. Krztusiła się i pluła na niego zbierającą się śliną. Nagle poczuł, jak obydwie liżą go każda ze swojej strony. Teraz to on jęczał. Miał ochotę zawyć do księżyca.

Jaskółka przerwała swoje pieszczoty i przysunęła się do niego. Jej czarne oczy zdawały się płonąć. Poczuł jej ciepły oddech na swojej twarzy, „Moja cipka jest cholernie mokra, zrobisz coś z tym?”, nie dała mu czasu na zastanowienie. Zrzuciła z siebie dżinsy i usiadła mu na twarzy. Położył się na ziemi, a ona przytuliła jego głowę udami. Wziął jej szparkę do buzi i zaczął ssać, jakby wysysał dojrzałą brzoskwinię, wyjątkowo soczystą brzoskwinię. Jęknęła zadowolona, a on pocierał ją językiem i wsuwał go, jak tylko mógł najgłębiej. Ogień strzelał, krzesząc iskry, a nocną ciszę przerywały jedynie ich jęki i westchnienia.

Iza wpatrywała się w jego berło z rosnącą fascynacją. Słyszała jęczącą Jaskółkę, która trzymała Roberta za włosy, nie pozwalając mu odetchnąć, choćby na sekundę. „Wyliż ją, wyliż ją dokładnie”, sapała. Iza przesunęła opuszkiem palca wzdłuż penisa. Był taki wielki i napęczniały. Czuła wypukłości żył, które oplotły jego prącie niczym bluszcz. Czuła drzemiącą w nim siłę i ciepło jego ciała. Miliony mrówek przebiegło jej po skórze w dół, prosto między nogi. Doznała uczucia swędzenia, które domagało się natychmiastowego zaspokojenie. Zacisnęła mocno uda. To uczucie było tak intensywne, że mogłaby pocierać szparką po trawie. Zaczęła sobie wyobrażać, jakby to było, gdyby w nią wszedł. Jakie to uczucie mieć go w sobie? Ten potężny kutas stał się obiektem jej pożądania. Mimowolnie jej dłonie sięgnęły do spodni. Rozpięła guzik i zrzuciła je z siebie. Po chwili na trawie wylądowały jej majtki. Usiadła na nim okrakiem. Drżała z podniecenia i lęku. Ostrożnie jakby miała pod sobą jadowitego węża, potarła cipką po jego penisie. Spróbowała jeszcze raz. Zamknęła oczy i poruszała miednicą w przód i w tył napierając ostrożnie wargami na przedmiot swojego pożądania, który już lśnił od jej soków. Poczuła gęsią skórkę.

Odważyła się na więcej. Złapała jego penis i ostrożnie wprowadziła sobie do szparki. Zrobiła to bardzo ostrożnie i powoli. Na początku jedynie zanurzyła jego główkę, która wydała się jej ogromna. Poczuła, jak pulsuje, rozpychając jej wargi. Była bardzo mokra. Soki sączyły się z niej jak z wyżymanej gąbki. Usiadła na nim, wciskając go głębiej. Zatrzymała się na chwilę, mrucząc rozkosznie. To było dokładnie to, czego oczekiwała. Zdecydowanym ruchem wsunęła go w siebie mniej więcej do połowy. Chciało jej się śmiać i płakać jednocześnie. Przyprawił ją o dreszcze, rozpychając się w niej bezceremonialnie. Dostrzegła szklistym wzrokiem, że Jaskółka przeżywała orgazm. Jęczała, jakby jej zrobił krzywdę, ale Iza wiedziała, że to tylko pozory. Wpół przytomna przyjaciółka zeszła z twarzy Roberta i usiadła przy niej. Widziała, że Jaskółka przygląda się, jak jego penis wpycha się w nią. Przez chwilę nawet złapała go i próbowała masturbować. Zdecydowała się jednak na łechtaczkę Izy. Drażniła ją opuszkiem palca, patrząc koleżance w oczy. Iza wysunęła rękę do przyjaciółki, jakby chciała, żeby ta towarzyszyła jej w tej niezwykłej podróży. Ich dłonie się zacisnęły. Iza zaczęła poruszać miarowo biodrami. Po chwili poczuła wewnątrz siebie eksplozję rozkoszy.

Iza zeszła z Roberta wspierana dłonią Jaskółki. Kiedy koleżanka ją puściła, położyła się obok swojego dojrzałego kochanka, kładąc głowę tuż obok jego głowy. Jaskółka spojrzała na wciąż twardego, mokrego od soków Izy członka. Złapała go w obydwie dłonie i zaczęła nimi poruszać. Robert jęknął. Dziewczyna wzięła jego żołądź do ust, nie przestając go masturbować. Iza spojrzała na niego, „Dobrze ci?”, zapytała, na co przytaknął bez słów. „Spuść jej się do buzi, ona tego pragnie”, zachęciła go, po czym uniosła swoją twarz tuż nad nim. Muskając jego usta swoimi, szepnęła jeszcze raz, „Spuść się”, po czym zaczęli się całować. Nie trwało długo, kiedy Robert wystrzelił, jednocześnie ssąc język Izy. Dziewczyna pogłaskała go po policzku. Jaskółka zaczęła połykać, gładząc dłonią jego jądra. Po chwili oderwała od niego usta i splunęła białą spermą na trawę. Z jego żołędzia wciąż sączyła się stróżka, a Jaskółka wzięła go jeszcze raz w usta. Po chwili wyjęła go, oblizała wargi i spojrzała na niego, „Ale ty masz chuja”, w jej głosie słychać było podziw.

***

Tamtej nocy wrócił do mieszkania nad ranem. Zmęczony seksem, alkoholem i ziołem, nie miał nawet siły pójść pod prysznic. Zasnął błyskawicznie. Obudziły go dopiero ostre promienie słońca wpadające prosto do pokoju. Spojrzał na zegarek, dochodziła trzynasta. Wziął prysznic i zabrał się za odgrzewanie obiadu. Ledwie zjadł, usłyszał pukanie do drzwi. To był Tadeusz, właściciel kamienicy. Robert zaprosił go na kawę, choć czuł się niezbyt dobrze w jego towarzystwie, pamiętając swoją przygodę z jego żoną. „Chciałem przeprosić za to, że zasnąłem”, twarz Tadeusza zdradzała zakłopotanie. „Nie ma sprawy”, machnął ręką Robert, starając się oddalić ten temat. „Mam nadzieję, że moja żona okazała się dość gościnna. Wiem, że czasami zachowuje się dziwnie”. Robert miał nadzieję, że jego twarz nie zalewa się purpurą. „Zapewniam pana, że była bardzo gościnna. Wszystko gra”, spróbował kawy, ale wyjątkowo mu nie smakowała.

Gość wyraźnie odetchnął z ulgą i zaczesał swoją łysinę resztkami włosów. „Wie pan, to bardzo dobrze. Bałem się, że może... zresztą nieważne”. Zamknął temat. „Jak się panu u nas mieszka?”, Robert przyjął z ulgą zmianę tematu. „Muszę przyznać, że wyjątkowo dobrze”, uśmiechnął się. Była to całkowita prawda. „Rozumiem, że nie podjął pan jeszcze decyzji czy zostanie na dłużej?”, Robert zrozumiał, że to właściwy cel jego wizyty. „Nie, nie podjąłem, ale powiem panu, że jeśli wszystko będzie się układało tak jak dotychczas, z pewnością zostanę na dłużej”. Wyraz zadowolenia na twarzy Tadeusza mówił sam za siebie. Dokończyli kawę, rozmawiając na niezobowiązujące tematy i gospodarz pożegnał się i wyszedł. Reszta dnia minęła Robertowi na rutynowym już oglądaniu telewizji. Chociaż wieczorem wydarzyło się coś dziwnego. Nie mógł znaleźć papierosów. Okazało się, że są w sypialni, choć pamiętał, że kładł je w pokoju na parapecie. „Co jest z tym mieszkaniem”, rzucił sam do siebie wściekły.

Następnego dnia rano odwiedziła go Iza. „Siemasz młoda”, zaprosił ją do środka, „Trafiłaś akurat na śniadanie”. Dziewczyna wyraźnie nie była sobą. Jakby z jednej strony chciała się z nim zobaczyć, ale z drugiej czuła się skrępowana jego obecnością. „I jak tam twój problem z niespełnioną miłością?”. Spojrzała na niego znad jajecznicy, nie rozumiejąc, „A... to...”, zrobiła nieokreślony ruch widelcem w powietrzu, „Już mi się nie naprzykrza”. Robert uśmiechnął się na wspomnienie podziękowania, jakie otrzymał od dziewczyn. „Czyli cieszymy się?”, przepił kęs jajecznicy herbatą. Wyglądało na to, że nie zrozumiała go. „No wiesz, ty się cieszysz, bo masz problem z głowy, a ja się cieszę, bo...”, urwał nagle, jakby jej dziewczęca wstydliwość udzieliła się również jemu. „Cieszysz się, bo...?”, zawiesiła głos. „No wiesz... ja się cieszę z podziękowania, jakie mi sprawiłaś”. Zaczerwieniła się. Nabrała jajecznicę w usta i długo żuła. „Naprawdę ci się podobało?”, zebrała się na odwagę.

Odstawił pusty talerz i dopił herbatę. „Żartujesz? Jasne, że mi się podobało”. Popatrzył na nią. Wygolona jak żołnierz, purpurowa na twarzy sprawiała wrażenie jednocześnie twardej i bezbronnej. „Jesteś dużo starszy, masz ogromne doświadczenie, dlatego pomyślałam, że może...”. Wstał i skierował się do kuchni, „Przynieść ci kawy?”, przytaknęła. Po chwili wrócił z dwoma filiżankami. „Nie myśl za dużo. Dla mnie to była prawdziwa uczta”. „A gdybyś mógł to powtórzyć, z kim wolałbyś to zrobić?”, rozbawiła go jej naiwność, ale się nie zaśmiał. Podniósł się i obszedł stół, zatrzymując się za nią. Położył dłonie na jej szczupłych ramionach i nachylił się do jej ucha, „Utkwiły mi w pamięci tylko dwie rzeczy z tamtego wieczoru”, nie odwróciła się do niego, ale zapytała wpatrzona w blat stołu, „Jakie rzeczy?”. Zbliżył się jeszcze raz do jej ucha, „Twoje słodkie usta i twoja ciasna muszelka”, użył jej własnego określenia, uśmiechając się delikatnie. Dziewczyna odchrząknęła. Miała nadzieję, że nie dostrzegł gęsiej skórki, która pojawiła się na jej ciele.

Wrócił na swoje miejsce, usiadł i napił się kawy. „A mówiłaś, że nie zadajesz się ze zgredzikami”, rzucił przekornie. „Wydawało mi się, bo jeszcze rosnę”, uśmiechnęła się. „A ja pamiętam, jak mówiłeś, że nie tknąłbyś mnie choćby kijem”. Na jego twarzy pojawił się enigmatyczny uśmiech, „Oj tknąłbym, tknął. Mówiłem tak, żeby zachować twarz”, patrzył, jak zadowolenie maluje się na jej twarzy. „Duszno tu, kiedy ostatni raz tutaj wietrzyłeś?”, zmieniła temat. Podeszła do okna i uchyliła je. „Wiesz, że od kiedy tutaj zamieszkałem, miewam koszmarne sny?”. Sięgnęła do jego paczki papierosów i się poczęstowała. „No co ty?”, wypuściła w górę kłąb siwego dymu. „I ciągle coś mi ginie, znaczy nawet nie tyle ginie, ile znajduje się w kompletnie innym miejscu”, zaciągnął się. „Może ten dom jest nawiedzony?”, popatrzył na nią z niedowierzaniem. „Gdyby nie wczorajsza noc, wystawiłbym cię za drzwi”, uśmiechnął się. „A zmieniając temat, jak się czujesz z nową fryzurą?”, odruchowo dotknęła swoich włosów, „A co, już nie wyglądam jak dziwoląg?”, zrobił gest ręką przy ustach, jakby zasuwał je na zamek błyskawiczny. „No dobra, będę się zbierała”, wstała i ruszyła do wyjścia. Poszedł za nią. W drzwiach zrobiła ruch, jakby chciała go pocałować, ale w ostatniej chwili się speszyła.

Gospodarz przysłał mu sprzątaczkę, która wymyła wszystkie okna. Zabrało jej to dwie godziny. Kobieta była dobrze po pięćdziesiątce, ale uwijała się jak w ukropie. Zrobiła swoje i po prostu wyszła. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie pójść do Tadeusza i powiedzieć mu, żeby nie przysyłał do niego nikogo bez konsultacji z nim samym. Jednak rozmyślił się. W sumie powinien mu podziękować. Uznał, że zrobi to, jak tylko nadarzy się okazja. To był kolejny dzień, który minął mu na nicnierobieniu.

Wieczorem, kiedy słońce już zaszło, a uliczne latarnie rozświetliły się, pogłębiając cienie na elewacji kamienic, usłyszał pukanie do drzwi. Zaskoczył go widok Izy i Jaskółki, które przyprowadziły kogoś jeszcze. „Wejdźcie”, zrobił im miejsce w przedpokoju. Jaskółka miała na sobie krótkie dżinsowe spodenki. Były tak krótkie, że widział jej pośladki. Z kolei Iza założyła czarną minispódniczkę i czarne pończochy. Jeszcze bardziej zaskoczył go makijaż na jej twarzy. Obydwie dziewczyny wymalowały się dość wyraziście. Spojrzał na trzeciego gościa. Z pewnością była starsza od dziewczyn, ale raczej młodsza od niego. Miała duże piersi, a jej sutki wyraźnie rysowały się pod koszulką. Miała na sobie suknię w stylu dzieci kwiatów sięgającą kostek. Zwrócił uwagę na jej spory tyłek, który rysował się pod materiałem. „To jest Miranda”, przedstawiła nieznajomą Iza.

Zaprosił je do dużego pokoju kompletnie zaskoczony. Miranda odgarnęła włosy w kolorze miodu, z czoła i rozejrzała się po mieszkaniu. „Mówiłeś, że od kiedy tutaj mieszkasz, miewasz koszmarne sny, prawda?”, Iza zajęła miejsce obok niego. Przytaknął, wciąż nie rozumiejąc. „Miranda zajmuje się ezoteryką, pomoże ci”, wtrąciła Jaskółka. „Znasz historię tego miejsca?”, odezwała się Miranda. Spojrzał na nią, kręcąc przecząco głową. „Skąd mam wiedzieć? Po prostu wynająłem to mieszkanie”. Iza położyła dłoń na jego kolanie, „Bądź milszy”, skarciła go. Kobieta zmrużyła oczy i wciągnęła głęboko powietrze. Robert spojrzał na dziewczyny, które patrzyły na nią z dużym skupieniem. „Wyczuwam tutaj złe wibracje”, powiedziała delikatnym głosem. Patrzył na to wszystko z niedowierzaniem. „Spróbujmy nawiązać kontakt”, odezwała się jeszcze raz i sięgnęła do torby, którą ze sobą przyniosła. Dziewczyny rzuciły się jej do pomocy.

Na stole ustawiły trzy świece, które Miranda zapaliła, mrucząc coś niezrozumiale nad każdą z nich. Wyjęła kadzidełka, które zapaliła i poleciła zgasić światło. Siedzieli w ciemnym pokoju. Mrok rozpraszały jedynie trzy świece, które nie potrafiły rozświetlić ciemności dalej niż na pół metra. Zapach kadzidełka wydał mu się bardzo intensywny. Kobieta zamknęła oczy i najwyraźniej skupiała się, żeby wejść w trans. Trwało to kilka minut w absolutnej ciszy. Czuł, że od intensywnego zapachu rozbolała go głowa. „Wzywam duszę, która nie potrafi rozstać się z tym mieszkaniem”, odezwała się tak niespodziewanie, że drgnął nerwowo na krześle. Był na siebie zły. Wezwanie zostało powtórzone kilka razy. Nastąpiła cisza.

„Jeśli tutaj jesteś, daj znak swojej obecności”, prowokowała kobieta. Robert słyszał bicie własnego serca. Zaskoczyło go, że w tej ciszy nie dobiegają nawet zwyczajne odgłosy kamienicy. Nikt nie trzaska drzwiami, nie spuszcza wody w toalecie czy nie kasła wściekle, do czego już się zdążył przyzwyczaić. Nawet nie spostrzegł, kiedy dał się ponieść atmosferze, jaką stworzyła Miranda. Medium jeszcze raz zażądała znaku obecności i nagle z kuchni dobiegł trzask spadających garnków. Wszyscy podskoczyli na swoich krzesłach. Jaskółka otworzyła szeroko usta, Iza miała oczy jak spodki od filiżanek, a Robert walczył z własnym sercem, które chciało mu wyjść przez gardło. „Co to było do kurwy nędzy?”, wychrypiał wreszcie. „Znak”, odezwała się enigmatycznie kobieta, która jako jedyna zachowała spokój. Robert podniósł się, żeby sprawdzić, co się stało w kuchni. „Nie idź tam”, pisnęła Jaskółka. Machnął na nią ręką, żeby była cicho i ruszył do kuchni.

Nie pamiętał, żeby kiedyś tak się bał. Szedł na miękkich nogach, które zdawały się odmawiać mu posłuszeństwa. Dotarł do kuchni, mając wrażenie, że zajęło mu to całą wieczność. Kiedy zapalił światło, jego oczom ukazał się widok, który ściął mu krew w żyłach. Wszystkie półki były otwarte, a na ziemi leżało mnóstwo garnków i dwa rozbite talerze. Poczuł nieprzyjemny dreszcz wzdłuż kręgosłupa. Kiedy już opanował oddech, wrócił do dużego pokoju i stanął jak wryty. W pokoju wciąż było ciemno, a na stole paliły się świece, jednak nie było tam żywego ducha. „Iza? Jaskółka?”, rzucił niepewnym głosem. Nikogo nie było. Serce powoli zmieniało mu się w bryłę lodu. Podszedł bliżej stołu, ale krzesła były puste. Spróbował włączyć światło, niestety nie działało. Nagle pomyślał o pieniądzach ukrytych w szafie i ruszył do sypialni. W drodze pomyślał, że jeśli dał się okraść tym gówniarom, to chyba wyskoczy z okna.

Rzucił się niemal biegiem. Potknął się o jakiś mebel i upadł, klnąc na czym świat stoi. Wszedł do sypialni i zdębiał. Na łóżku paliły się te same świece co w pokoju. Iza i Jaskółka kochały się, używając w tym celu wibratorów, a Miranda siedziała nago przy otwartej szafie i wyrzucała na siebie pieniądze, wycierając się nimi, jakby brała kąpiel. „Zostaw to”, krzyknął i nagle usłyszał czyjś głos. Skołowany odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni.

„Robert”, Jaskółka stała w progu tuż obok Izy i Mirandy. Spojrzał na nie zszokowany, po czym jeszcze raz odwrócił się w stronę sypialni, ale niczego tam nie widział, ponieważ było ciemno. „Co jest...”, nie potrafił zebrać myśli. „Gdzie wyście były?”, sam nie był pewny czy jest na nie wściekły, czy cieszy go ich widok. „My? Jesteśmy tu cały czas, skąd ty się tutaj wziąłeś?”. Stali dłuższą chwilę patrząc na siebie. Miranda zaproponowała, żeby wrócili do pokoju. Świeczki wciąż się paliły, choć światło było włączone. Robert siedział na wersalce. „Przyniesiesz mi wódki? Jest w lodówce”, patrzył, jak Iza idzie do kuchni. Jaskółka usiadła obok niego i patrzyła na niego, jakby był duchem. „To jest niemożliwe”, jej głos wciąż zdradzał strach. „Widziałyśmy, jak idziesz do kuchni, a potem... nagle...”, zawieszała głos, nie mogąc poukładać sobie w głowie wydarzeń, „A potem nagle krzyczałeś w sypialni. To upiorne”. Wróciła Iza z butelką wódki i trzema szklankami.

Robert wypił niemal połowę szklanki. Skrzywił się, ale miał wrażenie jakby alkohol stracił swoje procenty. „Poszedłem do kuchni i zobaczyłem te pieprzone garnki na podłodze”, zapalił papierosa. „Nic tam nie ma”, poinformowała go Iza. „Co?”, czuł się zbity z tropu. „Potem wróciłem tutaj, ale was... was kurwa nie było”, zaciągnął się głęboko, „Stałem tu i Dobrze się przyjrzałem. Świeczki się paliły, ale krzesła były puste. Postanowiłem sprawdzić w sypialni”, urwał. „Jak to nie ma garnków?”. Miranda, która jako jedyna nie tknęła alkoholu, spojrzała na niego, „Co tam zobaczyłeś? Mam na myśli sypialnię”. Zerknął na nią i odwrócił wzrok. Zaciągnął się, szukając pretekstu, żeby milczeć. Kobieta nie spuszczała z niego oczu. „No powiedz”, nacisnęła Jaskółka. „Wolałbym nie”, czuł się skrępowany. „To było dziwne”. „Powiedz”, w głosie kobiety dostrzegł determinację. „Po prostu nie i już”, warknął.

Dziewczyny spojrzały na niego. „To się robi pokręcone”, Jaskółka przesunęła dłonią po swoich udach, chcąc w ten sposób pozbyć się gęsiej skórki. „Wiem”, zwiesił głowę. „Nie trzeba było tutaj jej przyprowadzać”, rzucił zrezygnowanym tonem. „Moja obecność niczego nie zmienia. Ktoś czy coś jest tutaj obecne i to wpływa na twoje sny Robercie”, Miranda sięgnęła po szklankę i upiła nieco wódki. „Gdybyś tutaj został dłużej bez pomocy, ten obcy byt zawładnąłby tobą”. Popatrzył na nią. „Obawiam się, że pieprzysz jak potłuczona”. Kobieta podniosła się i poszła po kadzidełka. „Pieprzę czy nie, przeprowadzę rytuał oczyszczania tego mieszkania”. Machnął obojętnie ręką, a Miranda rozpoczęła proces okadzania wszystkich kątów, mrucząc coś pod nosem. „Po jaką cholerę ją tutaj przyprowadziłyście? Dotychczas gubiłem fajki i znajdywałem je w innym miejscu. Od kiedy ona się tu pokazała, to mieszkanie zamienia się w koszmar”.

Poszedł do toalety. Ledwie zdążył zapiąć rozporek, kiedy do środka wpadła Jaskółka. „Hej, co jest?”, burknął zaskoczony. „No weź, kiedy mi go wpychałeś do buzi. Nie byłeś taki wstydliwy”, jej uśmiech był krótki i nieco nerwowy. Rozpięła spodenki i zsunęła je do kostek. Miała na sobie czerwone stringi, które również zsunęła. „Czekaj aż wyjdę”, próbował ją powstrzymać, nie mogąc jednak oderwać wzroku od jej szczupłego młodziutkiego ciała. „Nie idź, boję się”. Usiadł na pralce, podczas gdy Jaskółka siedziała na sedesie. „Zamierzasz tutaj zostać?”, spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. „Wiesz, że słyszę, jak sikasz?”, zerknął na jej nogi, „A wracając do tematu, oczywiście, że zamierzam”. Dziewczyna sięgnęła po papier toaletowy i się podtarła. Po chwili wciągała majtki przy akompaniamencie spuszczanej wody. „W takim razie, zostanę z tobą”.

Miranda właśnie kończyła ceremoniał, a Iza pomagała jej zbierać rzeczy do torby. „Zrobiłam, co mogłam”, kobieta rozejrzała się po domu. „Mimo wszystko nie polecam zostawać tutaj na noc. Przynajmniej nie na tę noc. Nigdy nie wiadomo...”, „Zostaję”, przerwał jej, „Nie wiem, czy jestem coś winny?”, sięgnął do kieszeni, ale powstrzymała go. „Robię to dla dziewczyn. Nie chodzi o pieniądze. Zwłaszcza że nie szczególnie pan wierzy w to, co tutaj zrobiłam”. Przez grzeczność nie zaprzeczył. Wszystkie zebrały się do wyjścia. Robert był zaskoczony, że Jaskółka nie zostaje, tak jak obiecała. Szczerze powiedziawszy, cieszył się na jej obecność. Nie chciał tego przyznać, ale czuł się tutaj nieswojo. Iza odwróciła się do niego, „Zajrzę do ciebie jutro rano, ok?”, ruszył z nią do wyjścia za pozostałymi. Klepnął ją w tyłek, „Tylko koniecznie ubierz się tak jak dzisiaj”.

Kiedy został sam ,poszedł do kuchni i posprzątał. Na wszelki wypadek włączył światło w dużym pokoju, kuchni i łazience. Włączył również telewizor. Dźwięki wydobywające się z niego uspokajały go. Nalał sobie jeszcze szklankę wódki. Rozebrał się do bokserek i już miał usiąść, kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Niemal podbiegł do nich, mając nadzieję, że za chwilę nie okaże się, że to pukanie w ścianę czy coś w tym rodzaju. „No proszę”, Jaskółka spojrzała na niego, „Nie tracisz czasu”. Zamknął za nią drzwi. „Myślałem, że się rozmyśliłaś. Naleję ci wódki”, poszedł do kuchni po szklankę. Dziewczyna wyciągnęła się na tapczanie. „Musiałam tak zrobić. Wiem, że Iza byłaby zazdrosna”. Postawił szklankę na stole. „Jak zazdrosna, przecież my nie...”, przerwała mu, „Wyluzuj, to nie o to chodzi. Po prostu tak mamy i już”. Wyciągnął nogi na stół i zapalił. „Skąd żeście ją wytrzasnęli?”. „Co, Mirandę?”, pochyliła się po szklankę, „Znamy się kupę lat. Ona jest trochę dojechana, ale to fajna babka”.

Po dwóch godzinach zdecydowali się pójść, spać. Niechętnie zgasił światła. Wskoczyła pod kołdrę i wtuliła się w niego. W życiu nie przyznałby, że mając w łóżku kobietę, chodziło mu po głowie coś zupełnie innego. Jej ciało było gładkie i jędrne, spała w samych majtkach jednak nawet nie wiedział, kiedy zasnął. Wybudził się w środku nocy. Wszystko skąpane było w ciemności. Usłyszał coś, jakiś dziwny dźwięk. Trącił Jaskółkę w ramię, „Słyszałaś to?”, dziewczyna była nieprzytomna. Szturchnął ją jeszcze raz „Obudź się”. Zajęło jej chwilę, zanim odzyskała przytomność umysłu. „Co jest?”, westchnęła. „Coś słyszałem”, serce zaczęło mu bić szybciej. Nasłuchiwali chwilę, ale dźwięk nie powtórzył się. Robert zaczynał odzyskiwać rezon, kiedy nagle usłyszał szept Jaskółki, „Co to jest?”, wyciągnęła palec przed siebie. Nie rozumiał, o co jej chodzi, „Robert, boję się”, wytrzeszczał oczy i po chwili dostrzegł ciemny kształt na ścianie. Coś, co było ciemniejsze niż mrok nocy. Cień poruszył się. Dziewczyna wtuliła się w niego z całej siły.

***

Iza przyszła około dziewiątej rano, tak jak obiecała. Pukała kilka razy, ale nie odpowiedział, więc nacisnęła klamkę. Mieszkanie było otwarte. Weszła do środka, „Robert?”, zawołała kilka razy. Nie było go w dużym pokoju i w kuchni. Ruszyła w stronę sypialni. Kiedy otworzyła drzwi, omal nie wrzasnęła. W pokoju panował całkowity chaos. Szafa pod ścianą wyglądała na zdemolowaną, materac łóżka był rozpruty. Wszystko inne porozrzucane w nieładzie. Rozejrzała się, przełykając ślinę. Podeszła do szafy i dostrzegła coś w głębi. Pochyliła się z duszą na ramieniu. Znalazła tam czerwoną torbę adidasa. Ostrożnie wyjęła ją i odsunęła zamek, „O kurwa!”, krzyknęła na widok takiej gotówki. Szybko ją zamknęła i wyszła z sypialni. Jeszcze raz rozejrzała się po domu, „Robert, jesteś tu?”, rzuciła przed siebie, ale i tym razem nie otrzymała odpowiedzi. Wyszła z mieszkania, zamykając za sobą drzwi.

Ten tekst odnotował 27,778 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.71/10 (34 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (6)

0
0
Dotarłem do sceny, w której Robert/Rafał miał zająć się problemem Izy.
Ciężko się to czyta i nie przerwałem wcześniej, bo liczyłem, że rozwiniesz jakoś wątek torby pełnej pieniędzy. Zaczynasz ciekawie, a potem zarzucasz scenkami z życia mieszkańców kamienicy. A realizm? Jeszcze z Maryśką/Mariolą mogę zrozumieć - niewyżyta wariatka, co z resztą później wyjaśniasz. Ale Oliwia? Kto po kilku minutach znajomości zdradza drugiej osobie, że lubi podglądać innych? Kolejna sprawa to Iza. Jestem pewien, że ją też przeleci, może nawet w trójkąciku z Jaskółką, co czyni historię przewidywalną. Ale wytłumacz mi, jaka kobieta zetnie się niemal na łyso, bo jakiś facet postawił taki warunek. Ba, skoro chciał, żeby zapuściła włosy, to po cholerę skracała te, które już miała? Przecież spokojnie mogła poczekać, aż reszta jej odrośnie.
Interpunkcja leży, dialogi zapisałeś w taki sposób, że wiele razy gubiłem się, kto mówi, ale największy zarzut to imiona. Czy ty w ogóle przeczytałeś swój tekst drugi raz? Jak możesz zmieniać w trakcie imię głównego bohatera i innych postaci?
Ogólnie jest potencjał, tylko nie przemyślałeś wszystkiego. Jak znajdę czas i chęci to doczytam.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Ha! Miałem rację z tym trójkątem!
Tyle jeśli chodzi o satysfakcję z lektury. W zasadzie mogłeś odpuścić sobie motyw z torbą pełną pieniędzy, a we wstępie napisać, że opiszesz tylko sceny seksu. Miałoby to więcej sensu niż obecny tekst.
Torba pełna pieniędzy, nawiedzone mieszkanie i znikający ludzie? Przecież to wszystko nie trzyma się kupy. A jeszcze ta akcja z nastraszeniem chłopaka. Naprawdę musiał użyć broni? W ogóle to on był jakimś gangsterem? Jeśli tak, to dlaczego z Mirandą rozmawiał jak przedszkolak z mamusią?
Oczekiwałem ciekawego opowiadania wzbogaconego o erotykę, a dostałem erotykę wzbogaconą o niepotrzebne dyrdymały. Tyle w tym temacie.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
To, że opowiadanie powstało przed "Żywicielem" nie usprawiedliwia niewzięcia pod uwagę uwag do "Żywiciela" na temat edycji dialogów. W tej formie, jaka jest, czytać się tego nie da. Więc nie czytam. Jak autor mnie lekceważy jako czytelnika, ja odwracam się do niego plecami.
PS. (do użytkowników WORDA): słowo "niewzięcie" pisze się razem, pomimo że WORD każe pisać oddzielnie.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Każde z wydarzeń oddzielnie jest interesująco opisane (pomijając te nieszczęsne dialogi), ale całość nie trzyma się logicznej kupy. Kim jest ten gość z kasą? Jeżeli się ukrywa to dlaczego pomaga młodej, ryzykując, że zostanie złapany. I jaki on w ogóle ma interes, aby jej pomagać. Całe opowiadanie sprawia wrażenie taniego filmu porno, w którym nie chodzi o sens fabuły, tylko o to by „puknąć” następną panienkę.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Mi się podoba 😀
Ale dokładniej: czyta się ciężko, dialogi nie powalają, a przez pierwsze wersy ma się w głowie jedne wielkie WTF? Jednak jeżeli wczytamy się to można zauważyć dość fajną opowieść z dużym polem własnej interpretacji-tak ja to odebrałem. Nie wiem czy to przypadek czy zamierzone działanie (skłaniam się ku pierwszemu) ale mi osobiście to się podoba. Dziwny ton pisania, znaki zapytania, tok akcji-to wszystko pozwala na stworzenie pewnych domysłów i powiązań. Czy pieniądze mają coś wspólnego z duchem? Czy romanse są czystym przypadkiem? Kim jest bohater?
Oczywiście czuje się niedosyt bo mógłbyś z odrobiną chęci i pomysłu to fajnie rozwinąć i stworzyć intrygujące, dobre, klimatyczne opowiadanie ale tragedia nie jest.
Jednak ! O ile to mnie ujęło to nie myśl, że następne się uda. Ucz się na błędach 😀
Pozdrawiam i powodzenia 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Dobre, klimatyczne. Komentarze czepliwe jak rzepy. Robert zniknął i Man on Black zniknął. Czy ktoś wie, co się stało z tym świetnym autorem?
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.