Śniadanie
12 lipca 2022
Szacowany czas lektury: 1 godz 16 min
Tytuł. Niewiele mówi o treści, ale kto przeczyta całość, zrozumie puentę.
Tagi. Tradycyjnie nie zdradzają za wiele. Dla Waszej przyjemności.
Wytrwałego czytania.
Maja – nowoczesna kobieta po trzydziestce. Piękna, młoda, ambitna. I kariera jak marzenie. Oczywiście zrobiona dzięki kompetencjom, a nie dupie (jak twierdzili zawistni, a napotkała takich wielu), choć jej fizyczność i uroda na pewno jej pomogły. Śliczni i zgrabni mają lżej w życiu – to wie każdy. Długo walczyła ze stereotypem atrakcyjnej głupiutkiej kobiety, a kolor blond włosów na pewno jej w tym nie pomagał. Ona była piękna i inteligentna, a kto ją choć trochę poznał, nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. I była też życiowo uparta.
Wszystko w jej życiu było poukładane. Nawet chaos miał swój porządek, przynajmniej ona się w nim odnajdowała jak mało kto.
Nowe mieszkanie w apartamentowcu na strzeżonym osiedlu, to wcześniejsze wynajmowała, już myślała o zakupie kolejnego, też pod wynajem. Taka inwestycja, na której się nigdy nie traci.
Od lat uważała, że należy do elity. Najpierw z racji wyglądu i posiadania ponadprzeciętnej inteligencji. Z czasem potwierdził to stan konta, który wzrastał w szybkim tempie. Zaskakująco szybkim.
Żyła beztrosko, sama dla siebie, tak mają ludzie, którzy nie muszą się o nic martwić.
Od kilku lat jej życie toczyło się na płaszczyznach praca – dom, dom – praca. Tak, była karierowiczką i czuła się z tym dobrze.
Często mierzyła się ze spojrzeniami rodziców, wścibskich ciotek, nawet niektórych koleżanek, którzy dziwili się, że taka atrakcyjna i mądra dziewczyna wybrała drogę singielki. Widocznie nie cenili niezależności tak jak ona. Irytowała się kiedy mówiono o niej “panna”, “stara panna”, a ciotki, nie wiedzieć czemu, były z wszystkich członków rodziny najbardziej uszczypliwe, a ich tyrady podwójnie irytujące. Do znudzenia przypominały jej, że nie powinna zwlekać, że z taką urodą po tygodniu znajdzie właściwego kandydata na męża. Pstryknie palcami i już.
A ona miała wszystko, co chciała. Tego, czego nie chciała, po prostu… nie miała, widocznie było jej to niepotrzebne, zbędne. Nie walczyła o to, co dla innych było sensem życia, podążała własną drogą. Z własnego, kurwa, wyboru! – powtarzała w duchu, kiedy ktoś próbował wejść w dawno już zapomnianą rolę swatki. Nie znosiła kojarzycieli par. Wkurzała ją taka próba ingerencji w jej prywatne i zarazem uczuciowe zakamarki życia. I to, że za nią miałby ktoś, o czymś decydować.
Nie zapominała jednak o pewnej sferze życia, tak istotnej dla każdego. Poniekąd nazwałaby się nawet najprawdziwszą hedonistką.
Masturbacja stała się w jej życiu naturalna. To był relaks, odprężenie, psychiczna toaleta. Naturalnie też przyjemność. Przede wszystkim przyjemność. Traktowała to, jak inne kobiety zabiegi kosmetyczne.
Ceniła sobie niezależność, wolność, w samotności odnajdowała pozytywy. Chociażby dlatego, że mogła bez obaw zrobić sobie dobrze o każdej porze dnia. Czasem robiła to nawet przy śniadaniu przed wyjściem do pracy, bo… mogła, bo chciała, bo taki miała kaprys. Dlaczego nie.
Nocne zabawy z gadżetami nie były już żadnym wyzwaniem, raczej rutynowymi zabiegami odprężającymi, które ułatwiały zasypianie. Będąc z kimś w związku, po prostu uprawiałaby seks, a tak, radziła sobie sama. Z różną częstotliwością, tak jak bywa w sypialniach innych.
Te spontaniczne zabawy w ciągu dnia, w niecodziennych miejscach i okolicznościach, już traktowała inaczej. Były namiastką spontanicznego, tak zwanego szybkiego seksu. Te zazwyczaj trwały krótko, ale kończyły się niezwykle intensywnymi orgazmami. W sumie przywykła już i do tego, że nawet w trakcie oglądania filmu, po prostu rozkładała uda i się bawiła sobą i swoim narastającym podnieceniem. Potrafiła balansować na granicy ekstazy, sprawdzała siłę woli – jak długo potrafiła wytrzymać, a w kulminacyjnej chwili jęczała i stękała, nie patrząc już na nic. Sąsiedzi? Miała gdzieś, czy ją słyszą. Że mijając ją na klatce schodowej, czasem dziwnie patrzyli, ignorowała. Robiła to wręcz bezczelnie, jak hrabina służbę.
Tylko spojrzenia sąsiada z piętra – Kamila, na którego czasem się natykała, wywoływały u niej uśmiech – taki maskujący rozbawienie, a kiedy znikał z pola widzenia, wręcz śmiech. Patrzył na nią jak na nadprzyrodzone zjawisko, jak na dziwoląga. Ten mąż, tata dwójki dzieci, tak przeciętny facet jak tylko się dało, patrzył na nią z fascynacją, wyjątkową tęsknotą i… obawą, jakby za chwilę miałaby ona jego, nie on ją (jak to być powinno), wciągnąć do mieszkania i zmusić do seksu. Scena jak z filmików porno, które z pewnością w tajemnicy przed żoną oglądał. Pewnie słysząc ją zza ściany, wyobrażał sobie, co ta zboczona kobieta tam wydziwia.
Czasem siedziała sama ze swoją pieprzoną samotnością (tak lubiła czasem z przekąsem i żartobliwie zarazem myśleć) na skórzanym fotelu rodem ze snobistycznych klubów angielskich dżentelmenów i wpatrywała się w panoramę miasta. Ten pachnący skórą mebel był ustawiony na wprost przeszklonych drzwi na balkon, widziała dachy tych niższych budynków i miasto po sam horyzont. Fotel był pewnego rodzaju azylem, wyspą, na którym czuła się najlepiej. Tu pijała aromatyczną kawę, czytała, rozmyślała. A czasem się swobodnie masturbowała, nie zwracając uwagi na to, że przypadkowi obserwatorzy, albo podglądacze, z sąsiednich bloków mogą to wszystko widzieć. Może nawet chciała, by tak było.
Lubiła nawet tę ciszę o poranku, która witała ją po otwarciu oczu. Po co jej ględzenie jakiegoś faceta, po co krępujące chwile i czyjaś obecność, skoro może włączyć radio, lub telewizor i mieć namiastkę towarzystwa – całkowicie niezobowiązującego. Gadać do siebie i odpowiadać sama sobie też lubiła. Czasem warto pogadać z kimś inteligentnym – myślała i śmiała się do siebie, kiedy dostrzegała, jak absurdalne tematy rozbiera na czynniki pierwsze i jak musi wyglądać, kiedy ze sobą rozmawia. Jak rzucająca zaklęcia wiedźma. W średniowieczu z pewnością okrzyknięto by ją heretyczką, czarownicą i spłonęłaby na stosie. To naprawdę były wieki ciemne – komentowała, próbując sobie choć w części wyobrazić głupotę tamtych czasów i tragedie takich jak ona i podobnych wyzwolonych, inteligentnych i idących pod prąd kobiet. Mam szczęście, że żyję w takich, a nie innych realiach – doceniała teraźniejszość. Jeszcze niedawno bycie panną, a co dopiero starą panną, było czymś społecznie nieakceptowalnym i podejrzanym. U przedstawicieli starszych generacji wciąż tliły się węgliki ostracyzmu podsycane takimi stereotypami, ale ona była na tyle asertywna, a kiedy należało wyszczekana, że przestano ją oceniać przez pryzmat bycia z kimś, a przede wszystkim za to krytykować.
Od zawsze była egocentryczką. Od szkoły podstawowej, gdzie za nią nie przepadano w klasie, wielu koleżanek też nie miała, uczyła się z przekonaniem i myślą: “Ja wam pokażę!”. Chęć udowodnienia innym swojej wartości, napędzało ją do działania, a oceny i osiągnięcia stały się wymiernymi dowodami jej możliwości, a przede wszystkim przewagi nad innymi. W dorosłym życiu miała podobnie, we krwi miała potrzebę bycia najlepszą. Tak, była tą, co w szkole nie podpowiadała, nie dawała spisać, bo już wtedy uważała, że każdy sam steruje swoją karierą i powinien uczciwie pracować na wyniki. Chyba dlatego umiarkowanie ją lubiano. A może umiarkowanie nie lubiano? Miała to gdzieś, przynajmniej oficjalnie.
Czasem sprowadzała do domu “zwierzaki”, czyli przygodnie poznanych facetów. Tylko i wyłącznie dla swojej rozrywki. Że przy okazji i oni mieli dobrą zabawę, nie stanowiło dla niej problemu. Nie tworzyła do tego żadnej ideologii. Partnerami byli tylko na czas burzliwych łóżkowych zabaw. Nie robiła tego co tydzień, dwa razy w miesiącu, czy raz na pół roku. Po prostu czasem potrzebowała poczuć czyjeś pracujące na niej ciało i wtedy łatwo zaciągała kogoś do łóżka. Nie było w tym żadnej regularności.
Nie wiedziała dlaczego myślała o takich mężczyznach – “jesiotry”. Może dlatego, że ich członki kojarzyły jej się z giętkimi i mięsistymi rybimi tułowiami? Albo dlatego, że rozrzucali na jej ciele spermę niczym ikrę w strumieniu. Tak po prostu wpadło jej do głowy takie określenie i zaczęła się nim posługiwać.
Od pierwszego przypadku, kilka lat temu, kiedy za namową znajomej, zdecydowała się z kimś zabawić, traktowała obecność mężczyzn zadaniowo. Co prawda, musieli być atrakcyjni nie tylko fizycznie, ale często nawet tylko to wystarczało. W przypadku zaistnienia relacji, która nie miała szans na rozwinięcie i była tylko instrumentalnie postrzegana, w sumie wystarczyły jej tylko ładna buzia, niezłe ciało. To i by w łóżku choć trochę potrafili. Czysto fizycznie, bo na nic głębszego jak dzika namiętności na jedną noc (bardziej kilka godzin), nie miała ochoty. Kiedy postawa kochanka ją rozczarowywała, dosiadała takiego sama, dochodziła na własnych warunkach, dawała szybko miernocie dojść, a później dystansowała się do niewartego wspominania spotkania.
Po wszystkim była dla swoich zabaweczek chłodna, jak zimne były drogie białe sprowadzane z Włoch płytki podłogi przedpokoju, gdzie ich odprowadzała. Czasem jakby na złość, szła tam z nimi naga, wcale nie krępując się tym, że już patrzą tęsknie na jej ciało, a ona myśląc – “Spadaj wreszcie, chcę się w końcu położyć”, miała z tego ubaw i satysfakcję, że jest dla nich nieosiągalna. Zawsze żegnali ją mimowolnym spojrzeniem na wzgórek łonowy i pofałdowany prześwit między szczupłymi udami, kończąc na średniej wielkości piersiach, od spojrzeń na które zazwyczaj rozpoczynał się ich flirt w pubie, czy na imprezie.
To było takie proste. Faceci to prosta konstrukcja. Była pewna, że każdego dnia, jeśliby tylko chciała, niejeden zapewniłby jej rozrywkę. Ot, wywali cycki na wierzch, pstryknie palcami i zabawa gwarantowana. Tyle że ona była wymagająca, można powiedzieć wybredna. Seks też nie stanowił dla niej najważniejszej aktywności, zazwyczaj nie miała na niego czasu – była zarobiona. Jednak w weekendy odreagowywała. Wtedy czasem bywała nieprzesadnie wybredna. Wszystko zależało od dnia i stanu potrzeb ciała, pośrednio ducha.
Nie była obyczajowym więźniem. Zdarzyło jej się kilka razy zapomnieć i dla zachcianki, rozrywki, urozmaicenia sobie życia, wylądować w łóżku z kobietą.
Pierwszy taki raz był szokiem, ale pozwoliło jej to otworzyć nie tylko oczy, ale całą siebie na to, o czym inne boją się pomyśleć. Długo czekała na kolejną taką okazję, ale kiedy się pojawiła, wiedziała już, że to równie satysfakcjonujące (może nawet bardziej), jak seks z facetem.
To były bardzo rzadkie sytuacje, ale się zdarzały. Sama nie wiedziała, co nią wtedy kierowało, bo po takich “spotkaniach” miała do siebie spore pretensje za… No właśnie nie wiedziała za co. To musiało być pozostałościami zakorzenionych w niej przekonań, że tak się nie robi. Ciężko jej było to zdefiniować, ale następnego dnia długo dusił ją ten dziwny moralniak. Jednak co pewien czas pojawiała się ta specyficzna iskierka żądzy, która rozpalała w niej potrzebę uwiedzenia przedstawicielkę płci pięknej. Zauważyła, że w jej świecie wcale nie było o to trudno. W kręgach, w których się obracała, to wydawało się nawet łatwe i wystarczyło tylko chcieć. Nawet te zamężne, w przypływie szaleństwa, decydowały się na taką formę “zdrady”, choć dla większość z nich seks z kobietą nie był zdradą. Stąd było im łatwiej się zabawić z inną, a nie z innym. Wiele takich jak ona szukało przygód. Jak napotykała kobietę o podobnym podejściu do życia, robiła wszystko, by “poznały się bliżej”. Zazwyczaj wyczuwała wtedy pozytywne fluidy, a była dobrą obserwatorką. Flirt dokonywał resztę. Flirt, jej prezencja, elokwencja, na co jak trutnie lecieli na nią faceci. Z kobietami musiała bardziej się starać, okraszając swoje wizualne atuty i świadome uwodzicielskie zabiegi wrażliwością i poczuciem humoru.
Z facetami raczej zawsze wiedziała, że flirt zakończy się sukcesem, wiedziała to zanim podchodziła do swojej przyszłej zabawki, by ją wyrwać. Z kobietami nigdy nie była tego pewna, bo zbyt wiele kobiet było zbyt śmiałych przy szklaneczce, a gdy pojawiało się “zagrożenie” powrotu razem do domu Mai, tę ich obyczajową wolność nagle determinowała standardowa przyzwoitość. Dlatego dopóki Maja pierwszy raz nie wepchnęła języka w usta uwodzonej, niczego nie była pewna. Nawet w niby przyjacielskim pocałunku, takim niby na pożegnanie, czuła, czy kobieta ma ochotę na więcej, czy zaraz znajdzie wymówkę. Zdarzyło się, że zdobycz, już w taksówce w drodze do bardziej spokojnego miejsca (zazwyczaj jej mieszkania), rozmyślała się i “uciekała”. W tym przypadku te niepewność i balansowanie na granicy przyzwoitości, lubiła w tym najbardziej. Bo to było wyzwanie, bo musiała się starać, bo musiała dbać o uwodzoną.
Niejedna widziała w niej materiał na stałą kochankę, a nawet stałą partnerkę. Jednak ona zawsze, zaraz po przebudzeniu dawała im do zrozumienia, że muszą iść. Zawsze podawała ten sam powód: “Mam kupę pracy”. To z szacunku, bo mężczyznom w ogóle nie pozwalała zostawać do rana. Po uzyskaniu tego, po co ich zwabiła, po prostu mówiła “To… musisz już lecieć “, a gdy ci myśleli, że ona żartuje, potrafiła przekazać im to dosadnie, niekiedy boleśnie. Zbierali swoje rzeczy i jak zbite psy… “lecieli”.
Nie uważała się za puszczalską. Fakt, uprawiała seks z różnymi “osobnikami”, ale to były jej świadome wybory, jej zachcianki, rozrywka. Szanowała się na tyle, że nie nadstawiała tyłeczka gdzieś w kiblu, pod ścianą, czy na tylnym siedzeniu samochodu, choć wielokrotnie miała na to ochotę. Nigdy nie ciągnęła laski przy stoliku, czy gdzieś w zakamarkach klubu, choć również wielokrotnie miała na to ochotę, a okazji jeszcze więcej. Schemat jej polowań był zawsze podobny – zadbany i cieszący oko partner, dobre bzykanie u niej, i do widzenia. Na seks pozwalała sobie tylko w godnych warunkach – zazwyczaj w swoim mieszkaniu. Zdarzało się też, zawitać na kwaterę “zwierzaka”, ale wolała u siebie, bo po wszystkim nie ona musiała wychodzić i wracać w nocy do domu, a nie znosiła spania w jednym łóżku z kimś obcym.
Obracała się w przeróżnych środowiskach. Jej krąg to ludzie dobrze sytuowani, wykształceni, atrakcyjni nie tylko fizycznie i stylowo, ale też intelektualnie. Głównie klasa wyższa i walczące o wyższą pozycję w korpo-hierarchii szczury. Tak jak ona, na co dzień skupieni na celach i oddani zawodowej karierze, w wiecznie nieodległą przyszłość odsuwając plany rodzinnej stabilizacji. Tacy szukali chwilowej rozrywki, odskoczni od trudów tygodnia pracy, traktowali seks instrumentalnie, a na weekendowe wieczory niekiedy potrafili zamieniać się w beztroskich i obojętnych na oceny innych prostaków. I to jej pasowało. Sama odreagowywała stres w podobny sposób. Po tygodniu pracy często lądowała w pubach, klubach i tam ze znajomymi oddawała się zabawie. Drink za drinkiem, plotki, żarty, głośna muzyka. Zdarzyło jej się czasem coś zapalić, wciągnąć, ale raczej od tego stroniła, bo lubiła mieć nad życiem kontrolę. Jednak przy dudniącej w uszach muzyce, prowadząc luźne rozmowy (niekiedy do bólu banalne i zwariowane) i wprowadzając się w przyjemny stan upojenia alkoholowego, resetowała się najlepiej. Czuła luz, swobodę, mogła być prawdziwą sobą. Tak jak jej znajomi, którzy przychodzili po to samo.
Ten przystojniak musiał mieć ładną pałę – pomyślała. Była już lekko wstawiona i włączyła jej się “pani przygoda”. A teraz właśnie na dorodnego kutasa miała ochotę. Lubiła używać takich mocnych określeń prowadząc wewnętrzną dysputę. Dodawało to smaczku. Wraz z pojawieniem się tego faceta w pubie, u niej wzrosła ochota na coś, co on ma między udami. W jej ustach, a później na całą resztę. Facet ją zaintrygował, nagle stał się wyzwaniem. Wstawione koleżanki to dostrzegły i szybko zaproponowały zakład. Zakład na zasadzie tego z filmu Nieoczekiwana zamiana miejsc z Eddie’m Murphy – honorowy, o satysfakcję z wygranej, w zasadzie o nic więcej.
Po kolejnym drinku ochota Mai zamieniła się w potrzebę. Ten koleś musiał mieć sprzęt, jaki ona dziś myślała pieścić i przyjmować w swojej mówiącej teraz do niej wewnętrznym głosem zniecierpliwionej cipce. Tak, ten facet na pewno ma porządny okaz. Potrafiła to stwierdzić już pobieżnie “obcinając” delikwenta. Wysoki, szatyn, dobrze zbudowany, ale nie atletycznie. No i duży nos – śmiała się.
Wkurzało ją to, że nie zwracał na nią uwagi. Tu każdy zwracał. Tylko nie on. Czasem omiatając bar luźnym spojrzeniem, na ułamek chwili zatrzymał na niej oczy i to nie tylko na mocno dziś wyeksponowanych piersiach (nie bez powodu chodząc na imprezy, rezygnowała ze stanika) i sondował lokal dalej. Kogoś szukał, ale jakby ona nie była tym kimś. A nie mogła nie być! I na pewno szukał rozrywki – to też potrafiła stwierdzić. Ewidentnie polował. Poczuła ukłucie zawodu i zazdrość. Paliły ją niczym bulgocząca lawa w kraterze wulkanu.
No zlewa mnie! Czas na zmianę strategii! – zapowiedziała sama sobie, wkurzona jego impertynencką obojętnością, ale zarazem pełna optymizmu. Znała swoje możliwości. Dopiła drinka, spojrzała w dekolt, jakby sprawdzając, czy atuty nadal błyszczą. Były i błyszczały. Była z nich dumna. Jakby mogła, sama by tam zanurkowała twarzą i pieściła te bardzo foremne, kształtne, jędrne, i sprężyste, z trudem poddające się naciskowi, i o subtelnie niedużych brodawkach, bardziej brodaweczkach… – czasem o swoich cyckach rozmyślała w sposób przesadnie narcystyczny i chwaliła je do znudzenia, jakby myślała z perspektywy napalonego samca.
- Znam takie… jak ty – powiedział chłodno, jakby mając do niej pretensje, że stanęła przed nim i sztucznie kokieteryjnym głosikiem go zaczepiła. – Dzięki – uśmiechnął się, odstawił szklankę z resztką piwa na bar, oczywiście ignorując obecność Mai. Unosząc po kumplowsku dłoń, głośno podziękował barmanowi, który w podobnym tonie kiwnął głową i coś odpowiedział.
- To… znaczy jakie!? – udała wzburzoną. Była pewna, że z jego strony to taki żart, sposób na podryw, psychologiczny zabieg. Jednocześnie szeroko się uśmiechając, obnażyła śnieżnobiałe zęby, a dłonią przeczesała włosy.
- Takie – stwierdził, jakby dobrze ją znał od lat, nie zamierzał się tłumaczyć. Miała odpowiedzieć sobie sama. Uśmiechał się, ale bardziej dystansująco, niż sympatycznie. Ale nie niegrzecznie.
Maja zmieniła ton głosu, przestała się też wdzięczyć i udawać laleczkę. Wiedziała, kiedy warto zmienić nieskuteczną taktykę.
Przekomarzanki trwały jeszcze chwilę. Nie postawił jej drinka. Nawet piwa nie zaproponował. Ale chwilę porozmawiali. Facet jej się spodobał. Bardzo. Tylko dlaczego od razu się tak dystansował? Może ktoś mu coś o niej złego powiedział?
Leżała w ciemnym pokoju w pościeli i ssała sztuczny członek. Sztuczny, choć wyglądał jak prawdziwy. Odzwierciedlał najdrobniejsze anatomiczne szczegóły, ale przecież model de luxe, nie mógłby nie spełniać wymagań największych koneserek. Nie przepadała za sztucznym smakiem medycznej skóry, ale dziś na złość temu… temu… yhm! (wciąż na myśl o tym obojętnym na jej urok gościu aż ją nosiło) obciągała jak szalona. Wkurzała się, bo nie znajdowała określenia na tego okropnego typa. Nie była w stanie znieść, co by nie było, upokorzenia. Po prostu ją zbył! Jak mógł!? Obciągała więc najlepiej, jak potrafiła, wszystko z myślą i na złość temu… typowi. Teraz mówiąc o nim pogardliwie – “typ”, czuła, że byłoby to dla niego dobre imię. Widzisz, co straciłeś? Inaczej byś zrobił, gdybyś wiedział, hę? Widzisz te cycki? – spojrzała na zarys piersi, a jedną dłonią przejechała po wypukłościach. Czujesz wilgoć w cipce? Smaczniutka jest. Chciałbyś polizać, nie? – kontynuowała monolog, wsuwając w siebie palca. Mówiła to wszystko, wyobrażając sobie stojącego w pubie przy barze… Typa.
Nie chciałaby być teraz na miejscu tego taksówkarza.
Miała gdzieś, co o niej myśli i czy mu stoi. Była pewna, że tak jest, choć tylko się całowały. Ale robiły to w taki sposób, że impotenta by to ruszyło. Ich języki baraszkowały, niekiedy walczyły jak splecione węże. Tak wstawione kobiety robią to z pasją.
Przez ułamek chwili oczami wyobraźni widziała jego sterczącą pałę i obiegające ją pulsujące żyły. Przez chwilę była ciekawa, jakiego ma. Tak tylko, żeby… wiedzieć.
Ale to trwało tylko mgnienie, bo właśnie Roksana wsunęła palce rozpostartej dłoni w jej włosy z tyłu głowy i przygryzła łagodnie, ale na tyle mocno, by wywołać piorunujący efekt, jej dolną wargę. To Maję rozpaliło jeszcze bardziej i teraz jej imprezowy stan, zmienił się w żądzę. Naparła ustami na te smakujące dżinem z tonikiem i papierosami Roksany, a język zaczął nie tyle wirować w ustach poznanej, co wręcz je lizać z zewnątrz jak szparkę podczas delikatnej minety. Taki przypływ zwierzęcej ochoty na instynktowne reakcje i oswojenie partnerki z tym, na co ją stać. Dziś pojawiła się u Mai energia na dziki seks, nie tylko na namiętność.
W przypływie imprezowego humoru miała nawet ochotę trochę się wygłupić i… dać kierowcy popatrzeć na więcej. Tak z czystego szaleństwa. Sama rozłożyła uda i zaświeciła białym wąskim paseczkiem bielizny, który ledwo zakrywał obszar muszelki i który musiał być już przesiąknięty wydobywającą się z cipki wilgocią.
Ręką Mai już sunęła po udzie równie jak ona wstawionej partnerki.
- Nie tutaj, e-e – zacisnęła nogi, blokując dostęp do dalszego obszaru Roksana. Zrobiła to jak tylko krawędź sukienki uniosła się zbyt wysoko i odsłoniła czarną skąpą bieliznę. Za wysoko na tę okoliczność i obecność osoby trzeciej. Aż tak wstawiona nie była. Całując się wciąż zerkała w stronę udającego skupionego na drodze kierowcy, choć co chwilę widziała we wstecznym lusterku jego płonące ciekawością oczy. Dopóki uczestniczył tylko w serwowanych sobie wzajemnie czułościach, miała go gdzieś, przecież to tylko pocałunki, ale nie każdy miał prawo widzieć, co miała między udami.
- Nie wkurzaj mnie. Mogłaś mnie tak nie… rozpalać – podsumowała Maja, dostrzegając niestosowność swojego zachowania, nawet jeśli miałaby zrzucić to na stan upojenia alkoholem.
- Poczekajmy chwilę, opłaci ci się – szepnęła pewnie, wręcz butnie i spojrzała uwodzicielsko w oczy Majki, którą na samą myśl, co się wydarzy w jej mieszkaniu, przeszły dreszcze ekscytacji. Może Maja świetnie udawała obytą z kobietami, ale tak nie było. Rzadko czuła pociąg do szparek, ale jak już ją wzięło, zatracała się w tym, jakby była zadeklarowaną lesbijką. Teraz musiała ostudzić swoje zapędy.
- Zawodzisz też naszego wspaniałego… – tu zawiesiła głos – obserwatora – dokończyła z szelmowskim uśmieszkami na ustach. Maja zmieniła ton głosu na ironiczny, nawet trochę bezczelny, ale nie mogła sobie tego podarować. Ucieszyła się dostrzegając ból zawodu w uciekającym nagle spojrzeniu kierowcy. Chwilę temu emanował fascynacją i nadzieją na więcej, a tu ciach! – koniec. Takiego przedstawienia w swojej furze pewnie jeszcze nie widział. I nie zobaczy. Wcześniej Maja też tylko prowokowała, bawiło ją to, jak facet mentalnie ślinił się na sam widok perfidnie liżących się kobiet. Wciąż poruszał ustami, jakby z unoszącego się w aucie powietrza, wyłapywał intymne aromaty i smakował ich cipek.
- Ale ciebie nie zawiodę, uwierz. Tylko poczekaj jeszcze trochę – powiedziała Roksana z takim przekonaniem, że w brzuchu Majki jakby zaczął latać rój pszczół.
Maja spojrzała znajomej w oczy, po chwili na swoje uda, dając znak, że za chwilę coś się stanie. Taki subtelny sygnał, by partnerka obserwowała reakcję taksówkarza. Powoli, niby przypadkiem, ordynarnie rozchylała uda i bezczelnie patrzyła w odbicie w lusterku oczu mężczyzny, który już nie stwarzał pozorów dyskrecji. Najzwyczajniej w świecie gapił się w krocze opasane białą delikatną koronką i niczym laboratoryjny pies w odruchu Pawłowa, mlaskał od nadmiaru napływającej do ust śliny. Jego język zlizywał z ust aromaty dziejącej się na jego oczach perwersji.
- Pan na drogę patrzy! – pouczyła roześmiana kobieta, rozbawiona powodzeniem małej prowokacji i gwałtownie złączyła uda. Wielokrotnie miała ochotę na coś takiego.
W sumie facet wyglądał na sympatycznego, nie chciała go już bardziej zawstydzać i rozochacać, choć kochała drażnić facetów, a później pozbawiać ich pewności siebie i zostawiać z płonną nadzieją i wyobrażeniami, jak by im z nią było, i co mogliby jej robić. Ale kierowca był zwykłym zjadaczem chleba, nie jego wina, że trafił na taki kurs. Nie on je nagabywał, w zasadzie w ogóle się nie odzywał, co w tej sytuacji poczytała mu za atut. Miała jeszcze coś na myśli, żart na pewno by się udał, ale widząc na jego policzkach powstałe po wcześniejszym napomnieniu rumieńce, postanowiła oszczędzić mu życiowego zawodu. Innemu gościowi pewnie by zaproponowała udział w trójkącie – taki lucky shot – okazja, która się w życiu więcej nie trafi. Narobiłaby takiemu nadziei, facet chwyciłby przynętę, a później… A później wysiadłyby z Roksi z taksówki i perfidnie powiedziały: “Miło było. Nara! Tam gdzie idziemy, jednak nie będzie dla ciebie miejsca. Bye!” JUż to sobie nawet zwizualizowała. Odjechałby z przekonaniem, że przeleciała mu przed nosem taka okazja. Takie dwie okazje. Latami będzie się zastanawiał, co mógłby wtedy zrobić, by zażyć z nimi rozkoszy. I nikomu nie powie, albo powie, ale nikt mu nie uwierzy.
Roześmiały się, kiedy na pytanie: “Ile za kurs?”, taksówkarz odpowiedział: “Firma stawia”. Fakt, zapłaciły mu w inny sposób – nacieszył oczy. A więc po takim spektaklu, wciąż miał poczucie humoru, a przede wszystkim zdrowy dystans. Podziękowały i wyszły czując się jak celebrytki po udanym bankiecie.
Idąc po chodniku w stronę budynku strzeżonego osiedla, jeszcze zanim Maja wystukała kod do bramy, objęła swoją zdobycz i dłonią bezczelnie ścisnęła pośladek Roksany, dając do zrozumienia odprowadzającemu je oczami kierowcy, że za chwilę te dwie ociekające pożądaniem kocice rzucą się na siebie z dzikością, o jakiej mu się nie śniło.
Maja obejrzała się za siebie. Tak jak myślała, audi z podświetlonym na dachu znakiem “taxi”, wciąż stało, a kierowca chłonął widok podpitych i obejmujących się pasażerek lubieżnym wzrokiem.
- A gdzie jakaś wrażliwość i delikatność? – śmiała się niby oburzona Roksana. Jak tylko weszły do mieszkania, gospodyni naparła na nią z siłą niszczycielskiego żywiołu. Przydusiła ją do ściany i całowała jakby chciała nadrobić stracona czas drogi z taksówki do miejsca przeznaczenia.
- Tutaj – odpowiedziała, ordynarnie wsuwając dłoń między uda Roksany i dociskając miękką brzoskwinkę. – Nie bawmy się… w porządne dziewczynki, bo… takie nie jesteśmy – mówiła pomiędzy nasyconymi pożądaniem pocałunkami.
- Ostra z ciebie suka – oznajmiła odważnie Roksi, a jej twarz zmieniła się w nieodgadnioną.
- Tak, czasem jestem prawdziwą suką – potwierdziła z uśmiechem. – Ostro to… jestem na ciebie napalona – mruknęła, tym razem wpychając dłoń w majtki partnerki i szybko zatapiając palca w cieplutkiej mocno wilgotnej szparce.
- Mmm – nagrodziła towarzyszkę pomrukiem. – Po...czekaj – stopowała zapędy świdrujących ją palców Roksana. – Zacznij od… nich – zaproponowała, uwodzicielsko zdejmując cieniutkie ramiączko sukienki, po chwili drugie, i odkrywając przed Mają piersi. Roksana też nie miała stanika. Takie jak ona nie powinny go w ogóle nosić. – Mają ochotę na twoje słodkie usta – powiedziała w imieniu swoich brodawek, wyprężając klatkę piersiową. – Może nie są idealne, ale… – próbowała udawać skromną, choć nie powinna. Cycuszki były duże, kształtne i jędrne jak należy.
- Perfekcja jest nudna – skonstatowała podniecona Maja, nie wdając się w słowne gierki. Przecież widziała te cuda, miała je tuż poniżej. Ich właścicielka ewidentnie była fałszywie skromna. Cycki były idealne – duże, ale nie wielkie, jakby ciężkie, a zarazem uniesione ku górze – wzorcowe.
- Zrobiłaś? – zapytała, spoglądając z zachwytem na tak piękny widok. Pytanie zabrzmiało trochę jak oskarżenie.
- Czysta natura – odpowiedziała dumna i zadowolona z reakcji (i z pomyłki) znajomej Roksana. Fakt, piersi miała perfekcyjne, przy okazji wcale nie nudne, było się czym pobawić.
Maja nie rozwijała myśli, po prostu przykucnęła i zassała sterczący sutek, a z ust partnerki wydobył się głośny pomruk przyjemności. Zdecydowanie miała dziś większą ochotę na kobietę, facet nie dostarczyłby jej tyle emocji.
- Pokaż mi… swoje – poprosiła zaślepiona pożądaniem Roksana, widząc jak Maja zatraciła się w pieszczotach sutków.
Maja pozbyła się górnej części szałowej kreacji z pewną obawą. Miała mniejsze piersi i nie tak kształtne jak te Roksany, ale za to bardzo sprężyste. Ale podniecenie zupełnie zmieniło teraz kąt postrzegania rzeczywistości. Maja nie miała w materii cielesności kompleksów i odkąd spotkała się z myślą – “Brak perfekcji jest piękny, a szaleństwo geniuszem...” (żeby było śmieszniej autorstwa Marlyn Monroe – ikony piękna i seksapilu), przestała przejmować się niedociągnięciami natury. W sumie miała ich niewiele, w zasadzie były wyimaginowane i wynikały z porównań do innych kobiet, a w jej świecie większość prezentowała się jak modelki na wybiegu. Sama była też krytyczna nie tylko wobec innych, co nie sprzyjało najwyższej samoocenie.
- Kocham takie – wybuchła entuzjazmem Roksi, a wydychane powietrze pachniało nie tylko alkoholem i papierosowym dymem, ale też szczerym wyznaniem. – Mniejsze od moich, ale cudowne – pochwaliła szeptem, mając przed oczami wizję, że za chwilę będzie je pieścić.
- Nie tu. Chodźmy – kiwnęła głową połechtana szczerym komplementem Maja i chwytając za dłoń swoją zdobycz, poprowadziła ją do pokoju dziennego. Tam włączyła tylko dającą mdłe światło lampkę.
Krępująca cisza, popchnęła je do działania.
Oczom Roksany ukazało się ładne stylowe pomieszczenie z widokiem na teraz pogrążone we śnie miasto.
- Gdzie mi uciekasz? – zażartowała zaproszona, kładąc dłonie na obnażonych plecach gospodyni. Gładząc skórę zjechała po ramionach, a finalnie objęła uciekinierkę. Spore piersi rozpłaszczył się na łopatkach Mai, a dłonie Roksany powędrowały do mniejszych cycuszków.
Maja rozkoszowała się tą wyjątkową bliskością tylko chwilę. To było wspaniałe uczucie. Szybko jednak się obróciła. Znowu pragnęła się całować. Smak ust Roksany był uzależniający i doprawiony żądzą, która popychała Maję do kolejnych szaleństw. Tak jak miało to miejsce w pubie, kiedy wyczuła, że ta piękność patrzy na nią tak, jak ona sana była w stanie tylko pomyśleć, by się nie zdradzić z tym, na co miała ochotę.
W zatłoczonym lokalu najpierw żywiołowo rozmawiały o pracy i drobiazgach. Dyskretnym flirtem nieustannie badały teren, aż w pewnym momencie tańcząc w tłumie na klubowym parkiecie, zaczęły się całować. Niby po koleżeńsku, dla zabawy i w wyniku uniesienia dobrą muzyką – taki test odwagi, małe szaleństwo, ale po kilku takich publicznych sesjach, oddały się namiętności w kabinie toalety. Chyba obie zaskoczyły same siebie i siebie wzajemnie, kiedy nagle spoglądając sobie w płonące chucią oczy, dostrzegły, że jedna masuje cipkę drugiej. “Jedziemy do mnie” – stwierdziła stanowczo Maja, a Roksana długo się nie zastanawiając, trochę niepewnie, ale z radością odpowiedziała: “Teraz, już?”. Maja nie odpowiedziała, bo już zamawiała taksówkę.
Maja otworzyła oczy. Przywitał ją widok rozpuszczonych ciemnych kobiecych włosów. Ktoś leżał w jej łóżku, obrócony tyłem. Po chwili przypomniała sobie imię kobiety i to, że w łóżku było im bosko. Tak, pamiętała przedpokój, później akcje w salonie. Tam było ogniście i namiętnie. Roksana tak dobrze ją wylizywała, że Maja jęczała jak w ostrych pornosach. Było szczególnie przyjemnie, kiedy leżała na stole, a przyjaciółka serwowała jej tak doskonałe oralne pieszczoty, że Maja prosiła ją, by pozwoliła jej zająć się też nią, bo już gardło ją od jęków bolało. Roksi jak na złość się nie zgodziła. Po chwili gospodyni znowu prosiła, wręcz błagała, że chce pieścić jej szparkę. Moment później obejmowały swoje pośladki, przyssane do cipek, leżąc na podłodze. W sześć-dziewiątce spędziły sporo czasu. Obie nawet w zbliżonym momencie szczytowały.
Na koniec orgii było ostro, ale to już miało miejsce w sypialni, gdzie obie spełniały swoje wszelkie zachcianki. Pomysłów nie brakowało, a fantazja wstawionych i podnieconych kobiet popychała je do szalonych zabaw. Skrywane w szufladzie szafki nocnej erotyczne gadżety też się przydały. Pokój zamienił się w erotyczną Arkadię. Jęczały jak szalone.
Kiedy się w pubie poznały, Maja mówiła to, co Roksana chciała słyszeć. Nie pierwszy raz widziała, że ktoś liczy na coś więcej niż szybki seks. Maja nie chciała rozczarować tej dzikiej kotki, czyjaś nadzieja na coś więcej zawsze pomagała w realizacji bieżących celów. Te dalekosiężne nie miały znaczenia. Maja kokietując taką laskę, potrafiła być przebojowa, a zarazem wrażliwa, jawiła się jako poukładana i pewna siebie. Tak, dawała nadzieję na więcej, choć doskonale wiedziała, że w dłuższej perspektywie nic z tego nie będzie. Tak, była świnią, ale obiekt zainteresowania o tym nie wiedział. W świecie korpo cel uświęcał środki, była przyzwyczajona do gry nie fair. Jeśli ją ktoś zainteresował, wiedziała, co robić i jak rozegrać grę, by sobą oczarować. Unikała jednak jakichkolwiek deklaracji, jakichś przyszłościowych kroków, a poważniejsze tematy zawsze kończyła komentarzami pół żartem, pół serio, by łatwo móc się wymiksować.
Nie miała zbytniego doświadczenia z kobietami. Wcześniej spędziła trzy noce z szalonymi takimi jak ona eksperymentatorkami. Za każdym razem udawała doświadczoną i kochanki się nie skarżyły. Głównie działo się to po mocno zakrapianych imprezach, wtedy zawsze było łatwiej być kimś innym. A może prawdziwą sobą? Widocznie wtedy nie tylko jej włączał się “tryb szparki”, choć u niej najczęściej pojawiały się ciągotki do fallusów. Kolekcję zdobyczy miała dość bogatą, choć nigdy nie powiedziałaby, że się puszcza. Jednak znała kilka kobiet, co żonglowały płcią kochanków w zależności od humoru, nie robiąc sobie nic z komentarzy znajomych. Podpite kobiety niekiedy naprawdę chciały skosztować tego zakazanego owocu, a wręcz odwiedzić zakazany ogród. Niektóre tylko raz – wyjątkowo, niektóre co jakiś czas – dla urozmaicenia, zdarzyły się sytuacje, że któreś z czasem zmieniały orientację.
Maja traktowała kobiety inaczej niż brzydszą płeć. Z facetami pieprzyła się na potęgę, oczywiście na własnych warunkach. Ona ich dominowała, a oni spełnili jęk zachcianki, ciesząc się, że w ogóle mogą z taką jak ona spędzić część nocy. Wodziła ich za nos, a oni zachowywali się jak kukiełki. Byli tylko dostarczycielami rozrywki, swoistego rodzaju dawcami męskiego narządu, z którego ona korzystała zawsze tymczasowo. A później wypad i do zobaczenia raczej nigdy. Żaden nie zostawał u niej dłużej, niż do momentu ubrania się po skończonym seksie, co nie trwało dłużej jak dwie godziny. Wszystko zależało, czy po przyjściu z imprezy bzykali się dwa, czy trzy razy. Jej wystarczyła już godzinka dobrego seksu, czasem pozwalała nacieszyć się “zwierzakowi” do wyczerpania się w nim sił i ochoty. A potrafiła szybko z nich wyciągnąć nawet rezerwy.
Z kobietami natomiast potrafiła zasnąć. Nawet lubiła z nimi spać. Sama nie dotarła do przyczyny takiego stanu rzeczy, ale kochanki po prostu jej nie przeszkadzały. Nawet niesiona euforią udanej nocy, zdobywała się na drobne czułości i pieszczoty już po głównym akcie, co czasem zamieniło się w kolejną łóżkową zabawę, trwającą prawie do rana, a niekiedy w poważniejszą filozoficzną rozmowę o życiu.
Rano jednak było już inaczej. Zawsze w mniej, lub bardziej zawoalowany sposób dawała gościowi do zrozumienia, że pora się pożegnać.
Roksana otworzyła oczy i widząc wpatrzony w nią znajomą twarz, przywitała się potwierdzającym skrępowanie uśmiechem. Maja siedziała oparta o wezgłowie łóżka i przesuwała palcem po ekranie telefonu.
- Hej. Która to już? – wycharczała suchym gardłem Roksana. Była doskonałym przykładem, jak wygląda kobieta po ostrej imprezie i upojnej nocy.
- Ósma dwadzieścia – poinformowała dźwięcznym głosem Maja, odrywając oczy od przebudzonej i znowu przenosząc je na ekran telefonu.
- Długo nie śpisz? – zapytała Roksi, widząc na szafce obok stojący kubek z kawą. I dopiero widząc unoszącą się nad naczyniem mgiełkę, poczuła intensywny zapach parzonego trunku.
- Chwilę – uśmiechnęła się gospodyni.
- Zasłużyłam? – spojrzała uśmiechniętą w oczy partnerki, a po chwili na kubek. Dobrze wiedziała, że w nocy sprawiła się jak najlepsza kurtyzana. Było ostro, a kiedy należało też ogniście, namiętnie. W sumie już otwierające oczy nadal czuła dumę i satysfakcję z tego jak im było dobrze. Kompletnie puściły im hamulce. To był jeden z lepszych seksów w życiu.
- Za… zaraz musisz wyjść – poinformowała nieco urzędniczym tonem Maja. Powiedziała to w taki sposób, jakby sama uznając to za nietakt. Atrybut zapracowanego człowieka – telefon, miał być potwierdzeniem, że mówiła poważnie.
- No po takim… czymś – tu Roksana się cwaniacko uśmiechnęła, przypominając szaloną noc i myśląc, że gospodyni żartuje – to… głupia kawa mi się chyba należy, co? – Roksana nie chciała dać się zbyć jak pierwsza lepsza. – Nie chcę niczego więcej… tylko kawę – zapewniła i jakby przewidując przyszłość dodała – a zaraz po… znikam. Mam dziś sporo do zrobienia. – Wolała tak to rozegrać i zachować twarz, choć z Mają mogłaby tak leżeć w łóżku do wieczora. Maja bardzo jej się podobała, ale nie aż tak, by dla niej miałaby robić z siebie natrętną i zdesperowaną wielbicielkę. Nie pierwszy raz widziała w nowopoznanej kochance niepewność, konsternację i chyba wypieranie tego, co kilka godzin wcześniej przenosiło je do korowego świata perwersji i szaleństw, a teraz stanowiło oskarżenie o… No właśnie o co? O wywołanie wyrzutów sumienia? O to, że było tak dobrze? Bo bała się trudnej prawdy, że z inną kobietą może być tak dobrze? Wiele razy miała do czynienia z typowymi poszukiwaczkami prawdy o sobie, której nie były w stanie zaakceptować. Roksana nie była naiwna, czasem przychodziło jej to łatwiej, czasem trudniej, ale nikogo do niczego (tym bardziej do siebie) nie chciała przekonywać. To byłoby poniżające. Seks bywał zazwyczaj udany, bo partnerki chciały szaleć i się wyszumieć, ona też czerpała z tego tytułu profity. Zazwyczaj sceptycznie podchodziła do przygodnych kochanek, a do tych z którymi szła pierwszy raz to już w ogóle. Pierwszy raz od dawna, już na wstępie myślała, że z tą blond pięknością będzie inaczej. Z nią rozmawiało się jak z najlepszą przyjaciółką, w dodatku miała świetne poczucie humoru, a wygląd to już w ogóle ją pociągał odkąd ją zauważyła. Ale popijająca kawę Roksana, nie dała już tego po sobie poznać.
Roksana odstawiła pusty kubek na szafkę i podniosła się z łóżka. Jej nagie ciało wywołało w gospodyni zachwyt i przywołało przed oczy serie krótkich ujęć filmowych z nocy, kiedy pieściła kochankę, a kochanka ją. Gdyby były razem, Maja w tym momencie, odkryłaby kołdrę, prowokacyjnie rozłożyła uda i wręcz zaciągnęłaby Roksi do łóżka na miły poranek. Albo nie. Sama by wstała, zrzuciła koszulkę i na kolanach przeszłaby przez łóżko, by dobrać się do tej bogini. Już nawet chciała tak zrobić, takie pożegnanie byłoby najlepszym rozwiązaniem i dałoby jej energię na resztę weekendu, ale… Ale okazałby słabość, a tego nie chciała.
Kiedy Roksana zakładała pomięta kreację i na szybko poprawiała rozburzone włosy, w które rozpalona Maja w nocy wczepiła dłonie niczym szpony drapieżnego ptaka w ofiarę, Roksana czuła się jak gówno – niepotrzebna, niepożądana, intruz. Niesmak nieudanego poranka był gorzki. Właśnie ta, co wiła się od jej pieszczot jak węgorz, jęcząc jak wariatka, krzykami zachwalając kunszt kochanki, teraz czekała, aż zniknie z jej życia – spuszczała ją w toalecie.
- Zamówić ci taksówkę? – zaproponowała Maja. Słowa nie mogły zabrzmieć inaczej jak swojego rodzaju pocieszenie, może nawet podświadome przeprosiny.
- Nie dzięki, poradzę sobie – odparła urażona takim traktowaniem, ale tego nie okazując. Wolała wyglądać na silną. – Dobra, spadam – oznajmiła, szukając w oczach kochanki jakiegoś ciepła, może niemego protestu i prośby, by jednak jeszcze mogła zostać. Nic takiego nie dostrzegła. Żeby nawet śniadania nie zaproponowała? – nie dowierzała. – Do… – zastanawiała się, jak to zakończyć. Do jutra?, do za tydzień?, może do kiedyś tam? A może do nigdy? – Do – powtórzyła, nie rozwijając. Uznała, że tak będzie najlepiej. Wiedziała, gdzie są drzwi.
“Pa” – usłyszała skonsternowana Roksana. Kiedy się obróciła, Maja stała w białej koszulce, jednym ramieniem opierając się o ścianę. Pod delikatnym materiałem przebijały się brązowe kręgi brodawek, a sutki wyraźnie uwypuklały urocze punkciki. Maja wyglądała tak pięknie, jak modelka w najlepszej kreacji od Gucciego. Poniżej dolnej krawędzi T-shirtu krzyczały o uwagę uformowane w wąski paseczek włosy łonowe, w których w nocy do znudzenia brodziła nosem, czasem językiem.
Tym razem to Roksana zagrała nie fair – nie odpowiedziała.
Maja do weekendowej rutyny przywykła, lubiła ją. Wszystkie domowe obowiązki nabrały znamion automatyzmu. Nie unikała ich, nawet sprzątanie sprawiało jej pewnego rodzaju satysfakcję. Gotowanie nawet dla jednej osoby było rozrywką, której dość często się oddawała.
Poza tym, jak na nowoczesną kobietę przystało, dbała nie tylko o zachowanie zgrabnej sylwetki, ale też o formę. W weekend cyklicznie biegła, lub jeździła na rowerze. Dwa razu w tygodniu zamieniała się w joginkę, dwa razy odwiedzała pływalnię, ale te formy relaksu pozostawiała sobie na bardziej stresujący okres tygodnia pracy, taka konwencjonalna rozrywka, kiedy mogła zabić czas i zadbać o zdrowie psychiczne.
Praca dawała jej popalić, ale dzięki temu, że radziła sobie z presją i oczekiwaniami “góry”, czuła się kimś ważnym. Byle kto nie udźwignąłby takiej odpowiedzialności, ona dawała radę. Funkcjonowanie w świecie na zasadzie praca – dom, dom – praca, nie powodowało ujmy, pretensji, czy złości. Przywykła do takiego życia. To było jej życie.
I tak przecierając już na sucho szybę (nawet będąc tak dobrze sytuowaną, czasem musiała umyć okna, nie najmowała do tego nikogo), wspominała zeszłotygodniowe szaleństwo z Roksaną.
Ta kobieta wciąż ją intrygowała, wciąż gościła w myślach, nie dawała spokoju. Znowu prześledziła całą historię ich krótkiej i intensywnej znajomości, od poznania się w pubie, przez ognistą noc, po kłopotliwy poranek. Pierwszy raz trzymało ją tak długo. Nawet bała się tego, że się zauroczyła.
Nie odważyła się zadzwonić, czy wysłać głupiej wiadomości. To nie było w jej stylu.
Dziś znowu z koleżankami uprawiały clubing. Raz, dwa razy w miesiącu Maja musiała odreagować trudy podejmowania zawodowych decyzji. Widząc ją na takich imprezach, nikt nie pomyślałby, że pracuje na tak poważnym korporacyjnym stanowisku. W towarzyskim wirze zmieniała się w kochające klubowe rozrywki zwierzę.
Znowu ten… Typ – pomyślała z pogardą o mężczyźnie, który kilka tygodni temu ją spławił. Rzadko kto był odporny na jej czar, a on był. Nawet jeśli nie kokietowała, zwracała na siebie uwagę większości ludzi, a jego próbowała uwieść, on zdawał sobie z tego sprawę, a i tak ją zbył. Pewnie “homuś” – usprawiedliwiała się (i jego) prześmiewczo. Teraz sama jego obecność w tym samym lokalu doprowadzała ją do szału. Już chciała wyjść, ale koleżanki właśnie obskoczyły jakąś szychę z ratusza (dla zdobycia tego typu przydatnych kontaktów były gotowe zrobić wiele), więc Maja musiała zostać. Na szczęście dziś wyglądała jak milion dolców. Niech żałuje – pomyślała o irytującym ją mężczyźnie.
Typ zaczepił ją, kiedy stała przy barze i czekała na zamówionego drinka. Czasem w tej klubowej kolejkowej czynności-bezczynności odnajdowała szczególną przyjemność, tym bardziej, że nie chciała bić się z przyjaciółkami o atencję urzędasa, który jej nie interesował. Odeszła od stolika i oderwała się na chwilę od grupki znajomych. Była na widoku, by każdy mógł ją obserwować, a ona ocenić ich notowania w jej portfelu akcji i obligacji. Szybko potrafiła zrobić ranking atrakcyjnych “zwierzaków”. Było jak na giełdzie. I czuła na sobie oczy podobnych do niej imprezowiczów. Również kobiet.
Dziś nie miała ochoty nikogo do siebie zapraszać, a w tej chwili była pewna, że miałaby z kogo wybierać. Uderzające w nią lubieżne spojrzenia, potwierdzały, że wybrała dziś właściwą kreację. W zasadzie mogła wskazać osoby, które rozbierały ją wzrokiem, a w myślach robiły z nią niecne rzeczy. Bawiła ją taka zabawa myślami. I nie były to zgadywanki.
- Żeby błyszczeć, nie musisz posypywać się brokatem.
Maja zanim obróciła głowę w stronę natręta, w dodatku prymitywa, bo tak płytkiego tekstu nie słyszała chyba od czasów szkoły średniej, już podjęła decyzję, że choćby zagadnął do niej sam Jason Momoa, czy Gerard Butler, po takim tekście musi delikwenta spławić. Już miała potraktować go z góry i dosadnie, kiedy przed oczami pojawiła się twarz tego… Typa. Wciąż pasowało jej takie określenie dla nieznajomego. Dla niej nadal był bezosobowym bytem. Nie znała jego imienia, wtedy nie chciał się przedstawić, a ona z przekory nie chciała się tego dowiadywać, miał jej się sam przedstawić.
Teraz, kiedy się odwróciła, bezczelnie lampił się w jej cycki. Wiedziała do czego chwilę temu pił. Musiał ją widzieć wcześniej. Okolicę klatki piersiowej pokryła dziś robiącym niezły efekt rozświetlaczem. Skóra naprawdę mieniła się dziesiątkami refleksów, a przede wszystkim przyciągała subtelnym erotyzmem. Przyniosło to skutek, skoro patrzył tam ten… pawian. Ups! Kolejne trafne określenie – ucieszyła się, że takie wymyśliła. Słysząc w myślach tę odzwierzęcą inwektywę, poczuła się naprawdę dobrze.
- Za to ty akurat nie błysnąłeś tekstem – odwróciła wzrok, jakby był jej zupełnie obojętny, nawet niepożądany. – Gimnazjum – dodała po chwili, podkreślając jego poziom.
- To przez oślepienie twoimi… atutami – podśmiewał się, spłycając jej zachowanie do dbałości wyłącznie o wygląd. – Są… – tu spojrzał z uznaniem na dzianinową bluzeczką na cienkich ramiączkach i wyraźne uwypuklenia, które przy braku stanika, doskonale oddawały kształt cycuszków – spoko – dokończył ocenę.
- Spoko? – zdziwiła się, wymownie marszcząc czoło i spoglądając z politowaniem na jego nieudolny podryw. – Naprawdę gimnazjum. Bez komentarza – machnęła dłonią, jakby odganiała służącego.
- Gimnazjum to już komentarz, więc… – uśmiechnął się uszczypliwie. – To jakie? – roześmiał się, dając do zrozumienia, że celowo wybrał ten, a nie dziesiątki innych bardziej odpowiednich epitetów, wszystko by ją sprowokować i trochę rozzłościć.
- Nie wiem. Niech pan wszystkowiedzący mi powie.
- Wielkie?
- Łaskawy jesteś, ale… przesadzasz. – Celowo się nie uśmiechnęła, by nie myślał, że poczynił jej komplement. Starała się uderzyć w niego obojętnością.
- Duże? – bardziej zapytał, niż stwierdził.
- Znowu ci nos urósł. – Tym razem nie powstrzymała sympatycznego uśmiechu. Podobała jej się zabawa w te hocki-klocki. Z twarzy amanta emanowały pewność, prawie buta i niepoprawny optymizm. Oczywiście tylko ukrywane pod maską prymitywnego podrywacza, dostrzegła to.
- I oczytana – stwierdził z ironicznym uznaniem. – Bajki lubi – powiedział pod nosem, ale by słyszała. – Wiesz, co o mężczyźnie mówi rozmiar nosa? – zapytał rubasznie, ale wesoło. – I nie chodzi mi o Pinokia – roześmiał się.
- Domyślam się – odburknęła. – Jakbyś nie zauważył, mówiłam, że urósł, nie że jest duży, a to spora różnica. Ale… nie przejmuj się, rozmiar ponoć nie ma znaczenia – odgryzła się, okazując sztuczne współczucie. No pewnie, że coś insynuowała. Dała mu do zrozumienia, że w jego przypadku chodzi jej o coś krótkiego, na pewno nie imponującego.
- Uwierz, ma – uśmiechnął się cwaniacko, zbijając jej uszczypliwość i czując się nad wyraz pewnie. Tym razem on dał jej do zrozumienia, że ona się myli, że jej atak na pewno nie dotyczy jego anatomii, bo posiada, co trzeba.
Kontynuowali małą bitwę.
“Drink dla ciebie!” – doszły do jej uszu słowa barmana, u którego składała zamówienie. Trochę ją zaskoczył, bo nie byli na ty, powinien kulturalnie powiedzieć: “Dla pani” – poprawiła go w myślach. Pewnie był dorabiającym na czesne studentem, ona jednak jakby nie było kobietą na poziomie, poważną klientką. Ale takim się wybacza. Muszą być kontaktowi i śmiali. Maja tylko spojrzała na wytatuowany rękaw, po chwili napominająco w oczy, podającego szklankę barmana. Machnęła plastikiem, podziękowała i upiła łyk trunku. Mocny i wytrawny, taki Splash jak należy. Opłacało się czekać – mruknęła w myślach.
Kiedy się obróciła, by kontynuować słowne potyczki z Pawianem (Ale było jej przyjemnie o nim tak myśleć!), tego już nie było. Jakby się teleportował, przecież odwróciła się tylko na kilka sekund, by zapłacić. Przez chwilę myślała, że ma do czynienia z jakimś filmowym superbohaterem. Tylko oni znikali niepostrzeżenie. I tylko oni tak działali na kobiety.
Dziś niespecjalnie miała ochotę na imprezę, była zmęczona po tygodniu pracy, ale koleżanki ją wyciągnęły. Maja chciała szybko wrócić do domu, nawet nie myślała o seksie, ale… samo wyszło.
Planowała wrócić do domu sama i co najwyżej spędzić kilka chwil ze swoimi zabawkami, tak na pocieszenie. Tym bardziej po tym, jak ten Typ (to określenie przylgnęło do nieznajomego na dobre) znowu ją niespodziewanie zostawił. Tym razem, zanim opuścił bar, przeprosił ją za to, ale bez wyjaśnień, których oczekiwała. A była mu już gotowa trochę wybaczyć poprzednie spotkanie. Dziś znowu ją intrygował i przyciągał jakimś wewnętrznym magnetyzmem, ale nie zrobił kolejnego kroku. Nie miała pojęcia, o co może mu chodzić. Gdyby nie widziała go śledzącego oczami ciała innych kobiet, stwierdziłaby z pewnością, że jest gejem, ale przecież on aż pachniał typowym samcem.
Sama po wyjściu Typa, dość szybko urwała się z pubu. Z kimś.
Szła po schodach jakby nie przekonana, co do swojego wyboru. Właśnie wchodziła na swoje piętro, a za nią przystojniak w białej polówce Lacoste. Typowy podrywacz, ale dziś nie miała siły na zabawę w uwodzenie, zabrała ze sobą pewniaka.
- To już tu – powiedziała i dopiero teraz zastanowiła się, po co to mówi. Przecież zaraz da się zerżnąć temu przystojniakowi, zaspokoi apetyt swój i jego, po czym wyrzuci go z życia jak wspomnienie obsługującego ją w sklepie ekspedienta, czyli zaraz po wyjściu za punkt obsługowy. Uśmiechała się do takiego w momencie płacenia, bo wypadało, po chwili już w jej świecie nie istniał, bo szkoda było na takiego przestrzeni.
- Niezłe gniazdko – pochwalił wnętrze gość. Zrobił to, jak tylko wszedł do mieszkania i dostrzegł wysoką jakość wykończeń, styl umeblowania i nietuzinkowe dekoracje.
Nie chciała tracić czasu na kurtuazję. Ucieszyła się, że tak opisał jej mieszkanie.
- Chodź, pokażę ci inne. – Skierowała się w stronę salonu, nawet nie zrzucając po drodze szpilek.
Kiedy za nią przyszedł (a minęło może kilka sekund) stała już tylko w butach i bardzo skąpych majteczkach. Sukienka leżała na podłodze obok niej, wystarczyło zdjąć ramiączka. Wyglądała jak czekająca na ofiarę bogini. Tym bardziej w tak intymnej ciemności, którą przełamywały refleksy wpadającej przez okno poświata ulicznego oświetlenia. Jej gładka skóra połyskiwała niczym powierzchnia satyny.
Włączył główne oświetlenie, powiedział, że lubi wszystko dobrze widzieć, a później się za nią zabrał.
Nie mogła powiedzieć, by robił coś nie tak. Technicznie dawał radę. Wytrzymały też był na tyle, by dać jej wielokrotne spełnienie. Nagle złapała się na tym, że kolejny raz podsumowuje spotkanie słowami: “Seks? Seks był… spoko”. Będąc sam na sam ze sobą, mogła się szczerze roześmiać. Wszystko przez tego Pawiana – miała mu za złe, że użyła jego języka. Jak mógł określić jej śliczne cycuszki tak beznadziejnym słowem! – czepiała się zaocznie.
Teraz była ciekawa, jaki w łóżku jest właśnie Typ, ten Pawian. Intuicja podpowiadała jej, wręcz krzyczała, że jest dziką bestią. Nie mogła pozbyć myśli o nim, aż do momentu zamknięcia powiek.
Zazdrość ją zżerała. Po dwóch miesiącach spotkała Roksanę w tym samym pubie, co wtedy. Kobieta emanowała radością, miała prześliczny uśmiech, wręcz zniewalający. I jeszcze te piękne dzikie oczy. Oczy nie cycki. Maja nie patrzyła teraz na nią jak typowa samica, szukająca przygody z drugą samicą.
Wspomnienia same wróciły. Maja uznała że z żadną inną nie było jej tak dobrze i wyjątkowo. Nie miała dziś nastroju, ale chętnie zabrałaby tę gorącą kocicę do siebie. Ta zmieniłaby jej łóżko w ring. Ostatnia wizyta z jej udziałem wyglądała niczym zmagania zapaśników na macie. Przybierały tak wymyślne pozycje, że regularny udział Mai w zajęciach jogi naprawdę się przydał. Wykorzystała wszystkie umiejętności i wypracowaną latami gibkość.
- Cześć – przywitała się Maja, całując Roksanę w lewy i prawy policzek. Słodka piżmowa woń perfum znajomej sama wdarła się do nosa Mai. Nagle zrozumiała, że tęskniła za tą szaloną kobietą.
- Hej – odpowiedziała nieco zmieszana Roksi. Czyżby z pretensją, że Maja do niej nie zadzwoniła?
Wymieniły kilka zdań o niczym.
- Może dziś mały… rewanż, u… ciebie? – zaproponowała żartobliwie Maja, skacząc oczami po nagich ramionach, dyskretnym dziś dekolcie, przez ułamek sekundy zatrzymując wzrok nieco niżej – na guziku wściekle obcisłych czarnych jeansów.
- Nie bardzo – zmarszczyła usta Roksi. – Trochę… za późno… – próbowała coś dyplomatycznie powiedzieć, bardziej kierować wzrokiem uwagę rozmówczyni na bok.
Maja właśnie zrozumiała, dlaczego kobieta niosąca w ich stronę drinki, patrzy na nią jak na intruza. To na pewno nie była dziewczyna obsługująca klientów baru. Nawet nie jest… ładna! – zaskomliła w myślach Maja. Zbliżająca się, miała lekką nadwagę, ale na swój sposób była atrakcyjna. Miała w sobie jakąś głębię i tajemnicę. Twarz może pospolitą, ale zadbaną i sympatyczną. I była ścięta na męsko, co czyniło z niej nietuzinkową, silną i pewną siebie kobietę. Szerokie pełne i podkreślone wyrazistą pomadką wargi stanowiły bardzo wyraźny element twarzy, który przyciągał oczy. Na myśl, że te usta mają dostęp do gorącej szparki Roksany, na którą Majka właśnie teraz poczuła jeszcze większy apetyt, czyniły z ich właścicielki wroga.
- Widzę, że masz towarzystwo. To… pa, nie przeszkadzam – uśmiechnęła się sztucznie życzliwie Maja, choć odchodziła z niezdefiniowanymi bólem, stratą i pretensjami. Pretensjami do samej siebie, bo przecież kilka razy chciała napisać do Roksi, nawet zadzwonić – tak po przyjacielsku, nic więcej (z powodu “nic więcej” też, ale nie chciała się z tym odkryć, a po tym jak ją wtedy rano potraktowała, po prostu nie wypadało), ale za każdym razem z jakiegoś powodu rezygnowała.
Nie mogła znieść widoku mizdrzących się Roksany i tej drugiej. Nie chciała patrzeć w ich stronę, ale co chwilę oczy tam uciekały, niby przypadkiem.
Zatraciła się w tańcu. Klubowe rytmy pozwoliły jej odpłynąć, tym bardziej, że nie stroniła od mocnych trunków, co zmieniało rytm w iskry powodujące ruch. Miała gdzieś wszystko i wszystkich.
Kiedy DJ wrzucił remiks hitu z lat osiemdziesiątych, Maja tańczyła jak w transie, śpiewając tekst z pamięci. Uwielbiała tę piosenkę. Samantha Fox w utworze Touch Me śpiewała z taką emocją, że Maję przeszywały ciarki i wręcz czuła rozpacz i pragnienie piosenkarki. Wydźwięk piosenki był tak erotyczny, że można było poczuć bliskość upragnionej osoby. I jeszcze te pomruki, które kojarzyły się z ekstazą.
Maja zmysłowo kręciła biodrami i śpiewała pod nosem. Kiedy dochodziła do kluczowego fragmentu tekstu, myślała tylko o jednym. “Touch me, touch me, I want to feel your body” – śpiewała z artystką, kierując te słowa do Roksany, która gdzieś tam pewnie dobrze się bawiła ze swoją dziewczyną. Wypowiadając to pragnienie, czuła dłonie kochanki na piersiach i ogniste pocałunki na ustach.
Wracając taksówką, wspominała chwile spędzone z Roksaną, jak zauroczona nastolatka. Wypity dziś alkohol, tym razem wpędził ją w nostalgiczny nastrój.
Niby nie miała ochoty, ale bawiła się sobą, by imprezowa noc po powrocie do mieszkania, nie zmieniła się w zwyczajną. Po chwili trafnych pieszczot paluszkami, nie chciała już przestać. Przez ponad kwadrans wymieniła zabawki, finalnie ujeżdżać na sztorc postawione dildo, jednocześnie ssąc i obciągając kopię męskiego członka. Tak bardzo chciała się rżnąć, że już przestała panować nad werbalizowaniem rozkoszy, jakby im głośniej jęcząc, zwiększała się szansa na pojawienie się faceta. Może ten przystojny sąsiad z pietra niżej, w końcu zmądrzeje i słysząc jej skowyt, odważy się wpaść i jej ulżyć w cierpieniach? W tym momencie oddałaby się każdemu, nawet panu Józkowi z osiedlowej stróżówki, byle penetrowało ją coś twardego i ciepłego. Po prostu by klęczała z głową wciśniętą w pościel i przyjmowała pchnięcia. Teraz żałowała, że nie wyrwała jakiegoś lowelasa.
Jęczała, czasem wręcz wyła i stękała, a ochy i achy odbijały się od ścian jakby wzmocnione. Zawsze tak miała zabawiając się po pijaku – resetowała się, nie była przyzwoita, ba, była nieprzyzwoita. Jej żądza nie znała wtedy granic. Sąsiadami nie przejmowała się wcale. Będąc w tak idyllicznym stanie, jakby znajdowała się na bezludnej wyspie i wysyłała głosowe sygnały, które nie miały prawa być słyszane w promieniu setek mil. Dziś jednak miała potrzebę ulżyć frustracji. Przed oczami wciąż i wciąż pojawiała się pieszcząca ją Roksana. Maja swoimi fizjologicznymi reakcjami, chciała zagłuszyć ból i zazdrość. Ekstatyczne jęki jednak nie docierały do kochanki.
Ale były słyszane za ścianą. Maja nagle usłyszała regularne pukanie, ale nie do drzwi, a o ścianę. Chyba obudziła sąsiadów. Czasem wysyłali jej “sąsiedzkim morsem” informację, że ją słychać. Dziś postarała się być już ciszej.
Leżała spełniona i obezwładniona siłą zbawczego orgazmu. Zafundowała sobie ekstatyczny black out. W pochwie wciąż znajdował się korpus dildo, tuż przed twarzą leżał wibrator. Nadal czuła jego specyficzny zapach, zmieszany z jej kobiecymi soczkami, które wcześniej ani trochę nie przeszkadzały jej robić laskę swojemu sztucznemu przyjacielowi, a w wyobraźni mężczyźnie. Ten dzisiejszy – wyimaginowany, mruczał z rozkoszy i chwalił ją jak zawodową obciągarę, a ona bez oporów wsuwała w siebie członka i ssała drugiego.
Tak, dziś myślała o facetach, na złość Roksanie.
Ostatkiem sił wyjęła z siebie niezawodnego partnera i rzuciła go… gdzieś. Zadba o niego rano. Jakby z trudem zarzuciła na nagie ciało kołdrę i zasnęła.
Rano, mijająca ją na klatce schodowej sąsiadka, dziwnie na nią patrzyła. Jakby jakaś bogobojna kobieta bała się, że mieszka w jednym bloku z opętaną jakąś nieczystą siłą.
W dupie mam, co tam sobie myślisz! Pewnie zazdrościsz – rzuciła sarkastycznie w myślach Maja, po czym przykładnie przywitała się: “Dzień dobry”.
Już dawno przestała się obwinąć, że niby robi coś złego. Ocena innych ludzi była dla niej niczym. Już od dawna z czystym sumieniem masturbowałam się, po czym wychodziła z domu i szła do pobliskiego osiedlowego warzywniaka po świeże produktu na sałatkę, albo wsiadała na rower. Zero konsternacji, zero obaw, że miała wymalowane na twarzy erotyczne przeżycia. Rumieńce znikały zaraz po wyjściu z mieszkania, a nawet jakby co, mogły być spowodowane różnymi sytuacjami. A tylko ona wiedziała, dlaczego jest jakby lżejsza, każdy krok pełen energii, a na jej twarzy gości uśmiech. Kochała ten przeciągający się w czasie efekt spełnienia.
- To ty? – zapytała zdziwiona, jakby zaczepiała latami nie widzianego przyjaciela. Jej dłoń łagodnie zjechała po łopatce stojącego tyłem do niej mężczyzny. Czuła wypukłości mięśni pleców.
- To ja? – uśmiechnął się w odpowiedzi, pytając ją w podobnym jak ona pogodnym tonie.
- Cześć – przywitała się, co znaczyło też, że zaczepiła właściwą osobę. – Tu zawsze tłok – oznajmiła, spoglądając na kolejkę do baru.
- Cześć. Jak zawsze – spojrzał w jej dekolt… piękna – ocenił ją przez pryzmat odważnego ubioru i tego co odsłaniał. Tym razem dzianinowa bluzeczką z amerykańskim dekoltem wywoływała piorunujący efekt. Myślał, że sprawi jej tym komplementem przyjemność.
Maj zmieniła wyraz twarzy. Nie to, że zrobił jej przykrość, ale wolała, by docenił jej delikatny smaczny makijaż, głębię oczu, a nie cycki. Przecież była kimś więcej niż laleczką o zgrabnym ciele. Przecież wyjątkowo im się ze sobą rozmawiało – za każdym razem. To już się nie liczy? A zaczepiła go z taką nadzieją. Chciała mu się podobać, ale… inaczej.
Ważne, że zaczęli rozmawiać.
- Czego ty w ogóle chcesz? – zapytał otwarcie i chyba pierwszy raz nie odgrywał czarusia.
- Nie bardzo wiem, czego chcę, ale powoli zaczynam ogarniać to, czego nie chcę – odpowiedziała filozoficznie i trochę psotnie. A nie chcę dziś wrócić sama do domu – dopowiedziała sobie w myślach, wpatrzona w zarost na twarzy Pawiana. Włosy były przystrzyżone niedbale, pociągała ją ta nieokrzesana i prymitywna aura silnego faceta. Typowy drwal.
- To zdradź ten sekret – oznajmił obojętnie, więcej emocji wkładając w spojrzenie na uwijającego się za ladą barmana.
- Co? Jaki? – dopytując podniosła głos, bo muzyka stała się jakby głośniejsza. Tak naprawdę chciała zyskać trochę czasu.
- Pozwól mi się dowiedzieć, czego nie chcesz – wyjaśnił, jak małemu dziecku. Pokazał też barmanowi gestem ręki, by nie dodawał jakiegoś składnika do przygotowywanego drinka.
- Nie chcę… – zaczęła i się powstrzymała przed kontynuacją. Nagle w jej głowie powstała pustka, nie wiedziała, jak zareagować. W dodatku ten, którego imienia wciąż nie znała, wydawał się być niezainteresowany odpowiedzią. – Żałować – dokończyła zagadkowo i chyba zabrzmiało to zbyt poważnie. Sama zauważyła, że tym razem zrobiła z siebie nudziarę. Nawet kokieteryjnym uśmieszkiem nie zmieniła powstałego efektu.
- Wszyscy tu obecni nie chcą – roześmiał się, jakby rzuciła mu jakimś banałem, a on to wyśmiewał – żałować. Kto by chciał?
- Nie jestem wszyscy, nie mam też na imię każda – oburzyła się i zrobiła ruch, jakby chciała odejść, bo ją uraził.
A nie chciała. Błagała go w myślach, by ją zatrzymał. Nie daj mi, kurwa, odejść!
- No to ktoś będzie żałował! – prawie krzyknął, by przebić się głosem przez dudniącą muzykę. Basy przy kawałku 50 Cent’a In Da Club powodowały wyczuwalne drgania całego pomieszczenia. – A przecież tego właśnie nie chcesz, nie!? – dodał, dając jej do zrozumienia, że tym żałującym ktosiem będzie raczej ona.
Usłyszała go i odetchnęła. Zatrzymała się. Nie bardzo wiedziała, czy z tym żałowaniem miał na myśli ją, czy jego.
Tym razem on podszedł te dwa kroki do niej i stanął tak blisko, że jej intymna przestrzeń została przez niego zaanektowana. Pachniał Hugo Bossem, co teraz sparaliżowało jej zmysły. Wyczuła w nim samca alfa, ogiera, który doprowadziłby ją do permanentnej ekstazy, bawiąc się jej muszelką tylko dłonią, a co dopiero… Pragnęła poczuć jego zapach w sytuacji intymnej. Była ciekawa, jakby się uszlachetnił, gdyby doszły do tego zapach jego potu i nasienia. I wtartego w jego skórę jej boskiej woni Lancome o zapachu szczęścia – pikantnego orientu, z nutą kwiatów i słodkości.
- Uważaj – ostrzegł ją, zbliżając twarz na odległość intymnego “prawiedotyku”.
- Na co? – oblizała odruchowo wargi, by je zwilżyć. Chyba chciał ją w końcu pocałować, chciała być gotowa.
- Na motele w brzuchu – powiedział, jakby stawiając trafną diagnozę.
Nie mogła dać mu satysfakcji. Zresztą mylił się. W jej wnętrzu nie latały żadne motyle, tam kotłowały się walczące ze sobą lwice. Fale ciepłych emocji nieustannie rozchodziły się szerokimi kręgami.
- Motyle w brzuchu już dawno mi… zdechły – odpowiedziała, by nie brał ją za jakąś zakochaną małolatę. Próbowała zbyć jego komentarz odnośnie emocji. Jednak niewzruszenie stała i czekała, aż ją zaskoczy pocałunkiem. Wtedy już przestanie zgrywać twardą negocjatorkę, a on wyczuje jej szczere pragnienia.
- Znam teorię, że… te łuskoskrzydłe, czytaj motyle – wtrącił – dokarmia się… dopochwowo, wiesz? – podzielił się odważnie nie tylko encyklopedyczną wiedzą. Choć powinien, nie roześmiał się, by nie okazać, że udała mu się riposta. Fachowa nomenklatura też zrobiła na niej wrażenie, zaskoczył ją. Nawet zabrzmiał, jakby proponował jej sprawdzenie tej teorii w praktyce, choć pewna być nie mogła. Zawsze umiejętnie skrywał prawdziwe intencje w dwuznacznościach, umiejętnym doborem słów i modulacją głosu. Jak ją to, kurwa, kręciło! Facet nie był nachalny, a jednocześnie ewidentnie się o nią starał. Widziała, że mu zależało, a robił to w tak smaczny sposób, że już od jakiegoś czasu czekała, aż wyłożą karty na stół i… wylądują u niej, lub u niego. Tylko w tak zwanym łóżku, bo dziś miała ochotę się z nim bzykać nawet w zakamarkach klubu. Nawet w toalecie. Gdziekolwiek, by w końcu go sprawdzić, a nie wciąż tylko wyobrazić go sobie w akcji, co niezliczoną ilość razy wyobrażała sobie w trakcie masturbacji.
Stał już tak blisko, że wyraźnie widziała jego poruszającej się usta i czuła zapach piwa i mentolu gumy do żucia w wydychanym przez niego powietrzu. Chciała poczuć jego wargi na swoich, a jego język w swoim gardle. Prawie się pochyliła i przyssała do jego mięsistych ust. Nie pierwszy raz twierdziła, że muszą robić boską minetę, to było pewne. Jednak samodyscyplina zawsze była jej mocną stroną, powstrzymała instynktowny ruch. Czuła, że to on dziś pęknie, że już się nie obroni przed jej seksownym wyglądem, kokieteryjnymi gestami i czarem. Kolejny raz, widząc, jak się oblizuje i nawilża wargi, była pewna, że przyklei się do niej jak glonojad do szyby akwarium. Była przekonana, że jego pocałunki poczuje między udami. Już działy się tam niewytłumaczalne rzeczy, a tylko myślała o nim. Co będzie, gdy…?
Ale, jak mówi pewna złota myśl niewiadomego pochodzenia – “Życie jest jak striptiz transwestyty. Wszystko ładnie, pięknie, a tu nagle… chuj”.
Kiedy ich twarze oddzielało kilka centymetrów, a utkwione w oczach spojrzenia zastygły jakby na dobre, on uśmiechnął się i spokojnie stwierdził:
- Chyba jeszcze nigdy nie postawiłem ci drinka – stwierdził, nagle zmieniając romantyczną atmosferę w zwyczajną.
Nie teraz! Nie mów o tym teraz! Całuj!!! – marudziła. Zaraz ja ci coś postawię. Daj mi tylko znak! Pokaż, że chcesz! Pocałuj mnie!!! – krzyczało jej wnętrze, bo zewnętrzna powłoka wciąż ukrywała emocje.
- Lepiej nie – zmarszczyła teatralnie czoło, poirytowana (jego unikami?, grą? prowokacją?), ale ostatkiem sił robiąc dobrą minę do złej gry, zdobyła się na uśmieszek. – Po alkoholu robię… (kusiło ją by powiedzieć, że zbyt dobrą laskę, lub że odwala jej kompletnie, ale się opamiętała, to nie był ten poziom flirtu, nie z nim) głupoty – wyznała zaczepnie, dając mu do zrozumienia, że gdyby chciał, mógłby się dowiedzieć, co to znaczy.
- Nie zgodzę się. Teoria mówi inaczej. Robi się nie głupoty, a takie rzeczy które się chce, a na trzeźwo brakuje odwagi – pouczył ją. Teraz on zabrzmiał zbyt górnolotnie. Też to zauważył. Poczuł się jak frajer.
Zgodziłaby się z nim w stu dziesięciu procentach, nawet powiedziałaby, czego chce, ale wtedy wiedziałby już o niej wszystko. Nie mogła się przychylić do jego słów. Zresztą nie byli na wykładzie psychologii.
- Teoretyk, kurwa, życia – podsumowała dosadnie, ale pogodnie. – Na Oxfordzie powinieneś wykładać, a nie w podrzędnym pubie.
- Ale tu jest… przyjemniej.
- Zależy dla kogo – dodała uszczypliwie.
- To chcesz tego drinka, czy nie? – podniósł głos.
Ucieszyła się. Trochę. Było już tak blisko, a robili właśnie krok w tył. Szukała odpowiednich słów, które dla zabawy włoży mu w usta, by zdradzić intencje jego propozycji, ale na pewno nie pierwszych nasuwających się i oklepanych: “Pij, będziesz łatwiejsza”. Chociaż dziś po jednym drinku udawałaby wstawioną i kazałaby mu się odwieźć do domu. A tam poszłoby mu… bardzo łatwo, ze wszystkim.
I wtedy pojawiła się osoba trzecia – niestety atrakcyjna brunetka z dużym cyckami i jędrną dupą, która swoim kokieteryjnym głosem zaczepiła Pawiana słowami: “Oczywiście, że chcę”, jakby to jej oferował drinka. Kobieta najwyraźniej nie rozumiała klubowych zasad, w zasadzie jednej głównej – Klubowej trzeciej zasady dynamiki Newtona. Znali ją przecież wszyscy imprezowi wyjadacze. “Jeśli ciało A, oddziałuje na ciało B, to ciało C się nie wpierdala”. Maja zwykle interpretowała ją niejednoznacznie, według własnych potrzeb, ale dziś ten punkt niepisanego kodeksu miał jedną właściwą interpretację.
Ten Typ jednak na chwilę stracił głowę (znaczy się oczy), a Maja nie chciała zniżać się do poziomu jakiejś gówniary ze szkoły średniej, która walczy o chłopaka. To o nią się walczy! Po rozmiarze wciąż kołyszących się (celowo i umiejętnie wprawianych w ruch przez ich właścicielkę) cycków, zrozumiała, że powinna się wycofać, póki ma okazję wyjść z twarzą. Może on nawet za nią pobiegnie? To byłaby wręcz zwycięska potyczka, ważny punkt tego wieczoru, informacja na wagę złota. Jednak widziała jego zmieszanie, kiedy odchodziła, znalazł się w potrzasku. Chyba nie bardzo miał ochotę konwersować z tą lalunią, ale ta miała swoje sposoby, by utrzymać atencję takich jak on – powiedzmy dżentelmenów, którzy są zbyt grzeczni, by odejść w środku nawet niechcianej rozmowy.
Oczywiście, że Ten Typ nie podszedł do niej, nawet kiedy zakończył rozmowę z cycatą lalunią, która w całej swoje desperacji ocierała się o niego i kładła dłoń na jego ramieniu, kiedy tylko mogła. Musiała ją mocno swędzieć szparka.
Maja dyskretnie zerkała w jego stronę, śledząc rozwój sytuacji po drugiej stronie baru. Wymiana uprzejmości trwała bardzo krótko, drinka jej nie postawił. Wciąż spoglądał w jej stronę, a nie tej wrednej suki, która przerwała im tak obiecujący flirt. Kiedy na odchodne pocałował rozmówczynię w policzek, czuła satysfakcję i tryumf. To ją wybrał! Zaraz do niej przyjdzie! – myślała Maja, już szykując miły tekst na przywitanie swojego bohatera. Jednak przechodząc przez salę, minął ją, jedynie na co się zdobywając, to wzniesienie szklaneczki z drinkiem w górę, jakby wznosił toast za jej zdrowie, Jednak tylko się uśmiechnął i poszedł dalej do stolika swoich znajomych.
Jak on ją intrygował! Wkurzał i fascynował zarazem. Nie potrafiła odwrócić uwagi i myśli od tego wcale nie najprzystojniejszego w lokalu faceta. Nawet nie nosił się najmodniej. Jego ciuchy były z dobrych firm, ale nie z najnowszych projektanckich kolekcji, na co zawsze zwracała uwagę. W jej branży i na jej stanowisku miało to znaczenie. A on? Czym on się zajmuje? Kim jest? Nie miała zielonego pojęcia, ale gdyby tylko skinął na nią głową, poszłaby z nim i dała się przelecieć w każdym zaułku w promieniu stu metrów, na tylnym siedzeniu samochodu, a w łóżku mógłby jej zrobić wszystko.
Nienawidziła, kiedy jej zależało. Wolała sytuacje, kiedy było jej wszystko jedno. Wtedy czuła się lepiej, pewniej, wtedy była sobą. Teraz siedziała w loży VIP skołowana, bo koleżanki wybuchały śmiechem, plotkowały, wciąż rzucały żartami, a ona jakby ich nie słyszała, bo prowadziła jakiś wewnętrzny dialog sama z sobą, przekonując się, że to nie żadne zauroczenie, broń Boże miłość. Jak mantrę powtarzała w myślach słowa, które od dawna pomagały jej w takich sytuacjach. „Nie ufaj. Nie przywiązuj się. Nie czekaj. Pierdol wszystkich!” Ten życiowy drogowskaz wiele dla niej znaczył.
Wychyliła drinka do dna. Zaproponowała całemu rozgadanemu towarzystwu wyjście na parkiet, co zostało przyjęte z entuzjazmem i po chwili grupka pięciu ośmielonych alkoholem kocic, wiła się w tańcu jak zespół egzotycznych tancerek. A że lubiły szaleć i się wygłupiać, widowisko dla postronnych widzów było całkiem ciekawe. Wszystkie się porozumiewawczo do siebie uśmiechały, widziały miny obserwujących ich facetów (z ich ust kapała ślina, a oczy biegały po ich ciałach jak detektory), co napędzało je do jeszcze większych prowokacji i śmiałych tanecznych figur.
Gdyby dziś wychodziła z pubu sama, pewnie w akcie desperacji zabrałaby ze sobą jakiegoś amatora nocnych przygód, ale odjeżdżająca spod klubu taksówka, zamieniła się w wesoły autobus. Autobus pełen roześmianych pijanych bab. Zmieściło się do niego wszystkie pięć kobiet. Wysiadały po drodze.
Fantazja pijanych kobiet nie miała granic. Odwrotnie było z cierpliwością kierowcy – starszego pana, pewnie dorabiającego emeryta, o dziwo dość przystojnego, co było powodem wielu żartów i matrymonialnych ofert rozszalałych kobiet. Znosił ich wybryki, a kiedy jedne odprowadzały drugie, by te pierwsze znowu odprowadzały odprowadzające, “dziadek” wznosił się na wyżyny wyrozumiałości.
Maja została ostatnia. Siedziała na tylnej kanapie i po tym jak wszystkie krzyki ucichły, zaczęła rozmyślać. Nie było jeszcze późno. Zazwyczaj wracała dużo później, jednak Marta jutro miała gdzieś lecieć, Paulina też od rana miała jakieś zobowiązania, więc w ramach solidarności jajników wszystkie postanowiły razem zakończyć wieczór. Obie koleżanki mające jutro plany, śmiały się, że jeszcze muszą dziś trochę „się poruszać i odrobić pańszczyznę”, że jeszcze nie pójdą spać – taka nagroda dla mężów za cierpliwe czekanie na nie, kiedy one bawiły się na babskim wieczorze. Nawet zaczęły się licytować, która, co zrobi, jak długo i w jak dziwny sposób. Maja nie widziała u towarzyszek specjalnej radości z tego tytułu, była to bardziej przyjęta strategia i małżeńska powinność, a przed pozostałymi koleżankami pewnie ponosiła je fantazja. Cóż, kompromisy są ważne w życiu – pomyślała o zabiegu przyjaciółek. Dupą zyskiwały tymczasową autonomię i czas tylko dla siebie. Między innymi dlatego Maja nie chciała się z nikim wiązać na poważnie.
Taksówka mijała kolejne budynki i ulice, w radiu grali jakaś rockową balladę, a kierowca o dziwo nie odzywał się słowem. Miasto nocą jest specyficzne. Lubiła te puste chodniki, rozświetlone lampy, zaciemnione zaułki. Często je widziała. Poczuła dziwną nostalgię i tęsknotę za… nie wiedziała czym. Nie chciała się tak czuć. Przecież już planowała gorący wieczór z zabawkami. Dziś chciała zabawiać się długo i perwersyjnie.
Zaśmiała się lubieżnie do siebie. Właśnie pomyślała, że gdyby taksiarz był kilka lat młodszy, bezczelnie złożyłaby mu ofertę nie do odrzucenia. Kurwa!, za kurs zapłaciłabym podwójnie i dałabym jeszcze dobry napiwek – śmiała się w duchu, widząc w dojrzałym mężczyźnie za kółkiem materiał na jednorazowego żigolaka.
Widziała pełne zainteresowania oczy emeryta. Nie spodziewała się, że taki staruszek będzie aż tak wodził oczami za młodą kobietą. Ile wcześniej się przy całej piątce kocic napatrzył to jego. Żadna rozgadana baba nie zwróciła na to uwagi, jak pożądliwie na nie spoglądał. Ale teraz Maja siedziała sama, a on systematycznie lampił się we wsteczne lusterko, a jego oczy z nadzieją nastolatka kierowały się w okolicę złączonych kolan pasażerki.
A masz, popatrz sobie! Nagroda za cierpliwość – wypełnił ją wewnętrzny śmiech, kiedy niby przypadkiem uda oddaliły się od siebie na tyle, by odsłonić intymną przestrzeń. Dla spokoju jego ducha, obróciła głowę, jakby wpatrując się w obraz za szybą. Była ciekawa, co facet by zrobił, gdyby mu w taksówce zasnęła. Czy wykorzystałby okazję?
Głupi spontaniczny pomysł zmienił się nagle w wyzwanie. Sama myśl, że mogłaby spróbować czegoś nowego, wywołało w jej brzuchu fale charakterystycznego ciepła. Pamiętała, jak wyjątkowo się czuła wracając kiedyś z Roksaną. Pokazała co nieco kierowcy i było to dla niej przyjemne. Teraz teatralnie przymrużyła oczy, głowa już kilka razy oparła się o zagłówek i gwałtownie opadła, jak te ludzi drzemiących w tramwajach, czy pociągach. „Zasnęła”.
Przez przymrożone powieki widziała pokonywaną trasę.
Stali już chwilę. Jakaś boczna uliczka przy jej osiedlu. Znała ją. Czasem tędy biegała, jakieś sto metrów dalej była brama jej bloku.
Zrobiło się cicho, tylko słyszała trzaśnięcia drzwi, starszy pan dosiadł się z tyłu. Co prawda kilka razy dla zasady próbował przywołać ją do świadomości, ale jego cichutkie: „Proszę pani! Proszę pani!” było ledwo słyszalne. Kilka razy też potrząsnął jej ciałem. Pierwszy raz zdecydowanie, ale przy braku jej reakcji, kolejne były świadomie i celowo delikatniejsze. Po chwili przenikliwej ciszy poczuła dłoń na kolanie, po chwili odciągnął jedno od drugiego. Słyszała, jak głośno oddycha. Nie oporowała. Powoli podsunął sukienkę i odkrył krocze. Widząc przezroczystą siateczkę przeplatanej koronkowymi wzorami bielizny, cicho stęknął. Zaczął też słyszalnie dyszeć, tętno musiało mu teraz skoczyć do maksymalnego. Ścisnął przez dzianinowe okrycie pierś, po chwili drugą, zaczął je chaotycznie macać. Pochylił się, by widzieć lepiej, poczuła wtedy jego perfumy. Musiała przyznać, że całkiem przyjemne, żadne tam tanie. Nagle nakrył sutek ustami. Zaczął go żuć i dyszeć przy tym z przyjemności jak prawdziwy zboczeniec.
Ośmielony stanem pasażerki, dłonie z piersi szybko przerzucił na łono. Najpierw macał srom przez majteczki, po chwili drżącymi dłońmi odsunął paseczek czarnej koronki na bok. Tym razem stęknął zachwycony widokiem symetrycznych i zlepionych ze sobą płateczków pięknego sromu. Nie panował nad reakcjami. Jego palec o twardej skórze zaczął łagodnie poznawać okolicę. Wiedział, co robić, bo szybko odnalazł koralik, który zaczął szybko pęcznieć, a jeszcze szybciej przesyłać impulsy do mózgu udającej sen.
To było szaleństwo. Nie wierzyła, że się odważyła. Jeszcze bardziej zaskoczona była reakcjami starszego pana, o którym wcześniej myślała, że bliżej mu do postaci bohatera Stary człowiek i morze, a okazywało się, że stary człowiek i może.
Palcował ją tak zawzięcie, że dyszał głośno już nie tylko z podniecenia, a z wysiłku.
Nagle wyciągnął palca, co jej się nie spodobało. Miała nadzieję, że chce tylko zmienić rękę, ta miało prawo się zmęczyć. Przez gąszcz rzęs obserwowała wnętrze taksówki i widziała, że nad czymś myślał. Prosiła tylko, by nie rozpinał spodni, bo będzie musiała się oficjalnie obudzić, udać zaskoczoną i, co by nie było, narobić rabanu. Dopiero teraz przyszło jej na myśl, że tak napalony facet, może nic sobie nie zrobić z jej protestów i… użyć siły, ale czekała na rozwój wydarzeń. Takiemu nigdy nie pozwoliłaby na penetrację, nawet będąc w takim stanie. Ale robótki ręczne w jego wydaniu były całkiem przyjemne, znał się na kobiecej anatomii, ciekło z niej jak należy. Wtedy najpierw nerwowo rozejrzał się na boki i nagle zanurkował głową między jej udami.
Lizał, ssał, żuł wargi sromowe. Buszował ustami po cipce z takim zapałem, że aż zaczął stękać. Nie kontrolował tych odgłosów, nie patrzył już na nic. Używając sporej siły, rozchylił kobiece uda jeszcze szerzej, nie czując, że pasażerka mu w tym pomaga.
Ależ ją rozbudził! Nie spodziewała się, że aż tak ją to weźmie, jej plan obejmował tylko przełamanie jej intymnej bariery, a jego moralnych oporów, nic więcej. To miała być tylko prowokacja i zabawa. A ona wciąż nie myślała mu przerywać. Już od pewnego czasu kontrolowała werbalne oznaki rozkoszy, bo… jakby to wyglądało, zdradziłaby, że już nie śpi. Jednak powściągane reakcje, odbijały się podwójnym echem w jej myślach. Biodra zaczęły już nieskoordynowanie tańczyć, czego zatracony w robieniu minety taksówkarz, nie zauważał.
- A! Aa! Ymmmh! – wyrzuciła z siebie ekstatycznie Maja, kiedy wybuchł w niej orgazm. Miała ochotę mruczeć, i mruczeć, a musiała odegrać swoją rolę. – Cotusiędzieje? – zapytała, przekonując intruza, że to gwałtowna fizjologiczna reakcja organizmu zmusiła ją do obudzenia się. Słowa zlały się w jedno, język zaszeleścił, a akcent pijanej potwierdzał, że trudno określić, jak długo była świadoma, czy w ogóle była, i czy rozumiała, do czego tu doszło.
- Ja… Prze… Pani spała. To… – panikował molestujący ją kierowca, próbując się wytłumaczyć. Mężczyzna szarpnął za wajchę otwierającą tylne drzwi i wyszedł. Jego oczy wciąż przepraszały za tę impertynencję i seksualną napaść.
Tak, widziała na jego twarzy paniczny strach. Musiał być porządnym facetem, skoro tak reagował.
Nie chciała go wpędzać do grobu. Bała się, że starszy pan (o jaszczurczym bardzo sprawnym języku) może dostać zawału, więc szybko złączyła nogi, otworzyła drzwi i udała, że prawie wypada z samochodu. Chwiejnym krokiem oddalała się w stronę bramy, jakby już zapomniała, co działo się na tylnym siedzeniu. Nawet nie podnosiła majtek, które z niej zdjął, a które wypadły z taksówki, kiedy wychodziła.
Słyszała, że samochód zrywnie ruszył. Taksiarz w popłochu uciekał. Kiedy czerwone światła tyłu samochodu zniknęły za zakrętem, Maja stawiała już pewniejsze kroki. Była wstawiona, ale nie aż tak, jak odgrywała to jeszcze chwilę temu. Uśmiechnięta i wciąż mając miękkie nogi po szczytowaniu, wystukała kod do wejścia. Musiała powtórzyć sekwencję liczb, bo przez skrajne emocje, pomyliła jedynkę z siódemką.
W ciągu tych kilku minut poznała całą prawdę, głównie, o sobie. Patrzyła w odbicie twarzy i może nie miała ich pięćdziesięciu (trudno było policzyć ile), ale pojawiające się grymasy zmieniały ją w kogoś innego, jak za dotknięciem różdżki. Tyle że zmian nie powodowała żadna różdżka, żadne czary, a penetrujący ją gruby męski badyl. Czasem twarze przybierały zupełnie inny wyraz, jakby ktoś montował film i wklejał różne ujęcia tego samego oblicza.
Kiedy nią mocno od tyłu potrząsał, była szmatą, dziwką, wulgarną dupodajką (tak się czuła i było to wyjątkowe), ale kiedy tonował pchnięcia, a jego dłonie wpełzały pod luźne okrycie piersi, nagle była zatraconą w przyjemności delikatną kobietą – zwykłą, kochającą rozkosz, oddaną partnerowi. I jemu dającą satysfakcję z tego, że może ją tak posiąść – kiedy chciał prawie brutalnie, kiedy chciał namiętnie. Zdarzały się też chwile subtelniej łagodności, wtedy lizał ją pomiędzy łopatkami, po karku, a skórę sprężystych pośladków i gładkiego brzucha gładził dłońmi niczym sacrum.
A ona wciąż patrzyła sobie w oczy, widziała rozkoszne cierpienie, tęsknotę za “jeszcze”, błaganie o “więcej”. Patrzyła w odbicie i niczego się nie wstydziła. Niczego.
Kiedy znowu wbijał się w nią solidnymi sztosami, niczym rozłupujący drewniane kloce skandynawski drwal i zderzał się z jej tyłeczkiem, ona niemo zaciskała usta, jednak jej oczy odzwierciedlały zagubienie. Zagubienie w ekstazie, którą w nią wtłaczał przy każdym pchnięciu. Pozwalała mu wtedy na wszystko, na co normalnie nie dałaby przyzwolenia. Przyciskał ją z góry do umywalki, czasem chwytał za szyję i lekko przyduszał, czasem zbierał jej włosy w kuc i szarpał głowę. A ona tylko patrzyła w lustro, jak się szmaci, jak on wyraziście marszczy twarz, patrząc na jej ekstatyczną uległość. Musiała przyznać, że doprowadził ją do erotycznego obłędu, dawno się tak nie zapomniała.
Czuła go w sobie każdym włóknem mięśni pochwy, każdym receptorem. Wypełnił ją po brzegi – boleśnie przyjemnie. Takiego kutasa jeszcze w sobie nie miała. Kiedy wyobrażała sobie wcześniej, co Typ tam między nogami kryje, była przekonana, że chłop ma się czym pochwalić, ale to co kilka minut temu zastała w jego spodniach, kiedy w loży odważnie wyciągnął sprzęt, by zrobiła mu dobrze, zasiało w niej lęk. Lęk i fascynację, w dodatku niezdrową fascynację, bo na granicy masochizmu. Przecież zdawała sobie sprawę z fizjologicznych możliwości swojej szczelinki. Była ciekawa, czy takiego zmieści. Balansowała na granicy rozciągliwości pochwy, taki ból był magiczny i nazwałaby go przyjemnym, ważne, że się udało.
Nawet trudno jej było go pieścić oralne. Szybko mięśnie żwacze zmęczyły się do poziomu bólu, wtedy znowu masując mu tylko ręką napęczniały korpus i jądra, poczuła prawdziwą moc. Już nie trotylu, a atomu.
I jeszcze ten jego butny uśmiech, pojawiający się za każdym razem, kiedy zerkała mu w oczy.
Śmieszne, ale nadal nie znała jego imienia. To też miało wpływ na stan jej podniecenia. Wiele kobiet marzy o seksie z nieznajomym. To naprawdę działało na zmysły.
Patrzył na nią nie tyle z fascynacją i pożądaniem, co dumą i, dałaby sobie rękę uciąć, że pewną formą pogardy. Ale takiej szczerej, którą dzieli się ze swoim partnerem, kiedy w łóżku puszczają hamulce, a fantazja unosiła na skrzydłach perwersji.
O czym myślała, kiedy opierała się o lustro w toalecie, a jej ciało nieustannie się chybotało? O wszystkim. Trochę o pracy, trochę o smutnym jednak życiu singielki, o rozkoszach, które sama sobie serwuje w zaciszu swoich czterech ścian. Też o tym, że chciałaby swoje życie zmienić. By częściej było tak, jak teraz. Ależ on ja brał! Przewagę myśli jednak stanowiła jedna – ta o wdzierającym się w nią członku, choć ona za każdym razem nazywała go w myślach – kutas. Nijak pasowały jej prawne, czy naukowe określenia męskiego organu. Jeszcze brała pod uwagę słowa – “taran” i “młot”, ale dla niej brzmiały gorzej i zbyt militarne.
Ależ on dobrze ją pieprzył. Odbywali stosunek w przestronnym pomieszczeniu wypełnionym intymnym przytłumionym czerwonym światłem. Pomyślała, że aura ma pewną namiastkę romantyzmu, nawet jeśli znajdowali się w toalecie. Jej oczy kręciły się jak rolki w automatach do gier hazardowych, miała ochotę wyć jak syrena, a nie bardzo mogła. Jego silna dłoń wciąż zatykała jej usta, by zbytnio się nie afiszować z nieprzystającym w tym miejscu zachowaniem.
Patrząc w dół, widziała, jak jej cycuszki podskakują nad umywalką, widziała je też w odbiciu, chyba nawet same wyskoczyły z luźnego okrycia sukienki. I te jego ogniste spojrzenia śledzące ruchy sutków, których amplituda zwiększała się, lub zmniejszała, według jego zachcianek, bo to on decydował jak szybko nią potrząsa.
Ona godziła się na wszystko. Pijana, rozpalona, zatracona. Nawet nie chciała mieć nic do powiedzenia. Zdominował ją, co doprowadzało ją do szaleństwa. W dodatku bosko ruchał.
A ona chciała zrzucić z siebie wszystkie szmatki i oddać mu się kompletnie. Chciała zamienić to pomieszczenie w sypialnię, gdzie masywna umywalka byłaby materacem.
Stała (no, prawie leżała na umywalce) jednak posłusznie z wypiętych tyłkiem, narzuconą na plecy kiecką i tylko odsuniętymi na bok majtkami, a on robił swoje. Czasem chwytał gumkę jej bielizny niczym końską uzdę, a ona czuła jak naprężony materiał wżyna się w brzuch i talię. Bolało, wiedziała, że zostaną ślady, ale była gotowa na takie poświecenie.
Szarżował jak ułan. Czy tak odważnie, fantazyjnie jak kawalerzysta w ataku? A może był wtedy szalonym kowbojem? Nie było to istotne. Jej uwaga bardziej skupiała się na szybkości spięć jego pośladków, na co pozwalał sobie po momentach spokojnej penetracji. To już nie była szarża, to był dywanowy nalot, niszczycielskie bombardowanie.
Kiedy uspokajał ruchy, ona zastanawiała się, dlaczego ma powściągać ochy i achy, skoro przed chwilą plaski słychać było wyraźniej niż basowe tony z dyskotekowych kolumn. Kto był teraz na korytarzu, doskonale wiedział, co tu się wyprawia. Po co więc ta konspiracja? Zresztą już wszystko miała gdzieś, teraz wykrzyczałaby rozkosz na środku sali tanecznej. Jedno wiedziała – chciała tego Typa zabrać do domu i nie wypuścić do rana.
Brał ją jak sukę, pchnięcie po pchnięciu, bezkompromisowo. Nawet założył jej obie ręce za plecy i przytrzymując je, wbijał się z impetem zderzającego się z ziemią meteorytu. Jednak to nie był czysty zwierzęcy behawioryzm. Tu były emocje i… może nawet zalążek jakichś form uczuć, wyrażanych tysiącami pomruków, jęków i dziwnych stęknięć. Jej dłonie macały zwierciadło i nieustannie wędrowały po chłodnej tafli, jakby nigdzie nie mogła znaleźć odpowiedniego oparcia.
Nikomu innemu nie pozwoliłaby na coś podobnego, tym bardziej w klubowej toalecie przy akompaniamencie jakiejś housowej deliry.
Do tej pory szybki seks w kiblu jawił jej się jako poniżający i zarezerwowany dla dyskotekowych lachociągów i dupodajek. A ona taka nigdy nie była. Co prawda szła do łóżka z przygodnymi mężczyznami, ale tylko z facetami wybranymi, na własnych zasadach, zazwyczaj po uważnej selekcji. I nigdy nie bzykała się w takich warunkach. W domu potrafiła robić wszystko, ale nie w publicznej toalecie pełnej zarazków. W tym względzie trzymała poziom. Do dziś.
Dziś Pawian ją zaskoczył. Rzucił jej wyzwanie, a wcześniej najzwyczajniej w świecie oczarował. Dziś to on dawał jej nadzieję. Nie miała pojęcia na co, ale chciała sprawdzić. Pierwszy raz poświęcił jej tyle czasu i uwagi, przez moment miała wrażenie, że stanowią parę. A kiedy musnął ustami jej pokryte wściekle czerwoną pomadką i spragnione dotyku, eksplodowała satysfakcją i szczęściem, że wreszcie się to stało.
Siedzieli w kącie loży VIP, toczyli wesołe słowne potyczki, a on w pewnym momencie rzucając żart za żartem, ordynarnie położył jej dłoń na swoim członku, jakby od kilku lat była jego życiową partnerką i mógł sobie na to pozwolić. Dziwnie na nią patrzył, jakby wątpił, że ona sprosta rzuconemu wyzwaniu. Ogłupił ją zaskoczeniem i radością. Zanim podjęła się jego gierki, ordynarnie wsunął jej łapę pod sukienkę. Zrobił to pewnie, jakby czytając z jej oczu, że nie dostanie za to w twarz. Z tryumfalnym uśmieszkiem wyjął rękę i pokazał jej wilgoć na palcach. Co miała mu powiedzieć? Że ma tak odkąd usiedli razem w loży?
Zakątek dla VIP-ów umieszczony był na piętrze lokalu z dala od oczu postronnych. Jeśli ktoś wstał i wychylił się za oparcie skórzanych siedzisk, miał widok na tańczących poniżej. Oni jednak woleli zająć się sobą.
Koleżanki Mai zrozumiały, że para chciała pogadać sam na sam i poszły tańczyć.
Masowała mu prącie przez spodnie i nie wierzyła, że ono wciąż rośnie. To było niewiarygodne.
- Dasz… radę? – spojrzał zaczepnie i z powątpiewaniem, wstrzymując rozpinanie rozporka, jakby już na tym etapie wątpiąc.
- Przekonajmy się – rzuciła odważnie, choć jego pomysł wydawał się być szalony. Teraz była gotowa na wszystko.
Podniecenie i ciekawość wzięły górę. Kiedy tylko pod stołem wyrósł jego maszt, Maja rozglądając się dookoła, wzięła się za robienie handjob’a. Okazywało się, że Pawian miał potężne działo. Nie monstrualne, żadne gigantyczne, ale imponujące. Przede wszystkim grube, co od razu poczuła obejmująca je kobieca dłoń. Napletek ślizgał się z łatwością, za każdym ruchem ku górze czuła krawędź napęczniałej żołędzi. A do opisania podniecenia partnera, mogła użyć tylko skali twardości Mohsa, dając mu pełną dziesiątkę.
- I jak? – zapytała o jego wrażenia, pieszcząc go ręką i mając twarz blisko jego.
- Może… postarasz się… bardziej, co? – mruknął, wpatrzony w to, co się działo pod stołem i zwracając oczy w stronę jej ust.
Drobna chłodna dłoń masowała korpus szybkimi powtarzalnymi ruchami, a żołądź nieustannie mieniła się szlachetną czerwienią, bo napletek już nawet na moment jej nie okrywał.
Wiedziała, co miał na myśli.
- Nie… przesadzasz czasem? – Niby była zdystansowana do świata i ludzi, ale teraz czuła obawę przed wdrożeniem jego zachcianki w życie. Do tej pory było jeszcze znośnie, nawet ciekawie. Nie było zbyt dużego ryzyka przyłapania ich, a nawet gdyby, to przecież tylko mu dyskretnie trzepała, co każda przyjaciółka przyjęłaby ze zrozumieniem.
Same czasem robiły gorsze rzeczy. Sama widziała niejedną w toalecie, jak robi komuś laskę. Kilka słyszała w czasie poważniejszych zabaw – też w ciasnej kabinie kibla. Co tam, że w domu czekał na nie mąż, narzeczony, partner. Klubowe życie takich jak ona silnych kobiet, rządzi się swoimi prawami.
Jeśli zanurkuje głową pod stół, wtedy wszystko się może zdarzyć. Nie wierzyła, że przy jej oralnych umiejętnościach, Pawian będzie omiatał teren wzrokiem i w odpowiednim momencie da sygnał, że na horyzoncie pojawia się intruz. A nie chciała być przyłapana z kutasem w gardle. To byłoby upokarzające.
Uśmiechnął się w odpowiedzi uroczo i oczekująco, co znaczyło, że nie przesadza.
- Nie za dużo chcesz? – celowo podsycała jego apetyt. Chciała, by o to prosił. Była gotowa to zrobić, ale musiał się postarać.
- Ssij go, bo, kurwa, nie wytrzymam – mruknął, mając ogniste spojrzenie. To jej wystarczyło za klasyczne: “Proszę”.
- Jaki dżentelmeński – zaśmiała się zalotnie, po czym ponownie rozejrzała się po okolicy, pochyliła się nad jego biodrami i zabrała się za robotę.
- Tak się nie da pracować! – Roześmiana Maja podniosła głos w proteście. Trzeci raz musiała przerwać, a on na szybko zakrywać krocze, bo któraś z koleżanek przychodziła po drinka, lub po kasę na drinka. Za pierwszym razem było wesoło, za drugim już mniej, przy trzeciej wizycie czuła irytację, bo robienie laski zaczęło jej się bardzo podobać. I chyba już, pomimo stwarzania przez Maję i Pawiana pozorów, wszyscy wiedzieli, że parka pod stołem nie gra w “Łapki”. Maja tylko czekała, aż koleżanki, jedna po drugiej, odejdą. Nawet jej kurtuazyjne słowa zdawały się je popędzać do odwrotu, a spojrzenia przekazywały zaszyfrowaną informację – “Spadaj!”. To było dla Mai trochę upokarzające, ale była w takim stanie zauroczenia i podniecenia, że mogłaby nawet uprawiać ze swoim towarzyszem seks w obecności przyjaciółek, jeśli te musiałyby się z jakichś powodów dosiąść. Chyba miałaby odwagę zrobić to na ich oczach. Teraz tak.
Przecież inne też tak robią. Tego była pewna. Te, które są żonami, narzeczonymi, dziewczynami, też dają ulgę swoim facetom jak wyuzdane kobiety – w kiblu, w ciemnym korytarzu, w jakimś zaułku. To nie oznacza nic więcej, jak to, że coś ich łączy i dla siebie są gotowi zaszaleć, przekroczyć granice, ryzykować. One też czasem dla swoich facetów zamieniały się w szmaty, zdziry. Ekstremalne sporty zawsze pociągały nawet z pozoru grzeczne i spokojne osoby. Adrenalina wyzwala, też uzależnia. Wtedy życie nabiera innych barw. Tak tłumaczyła to sobie Maja, kiedy stała przy umywalce, wpatrzona w swoje oczy. Była tak rozgrzana, że prawie chodziła po ścianach. Jej dłonie pozostawiły już setki odcisków na tafli ogromnego lustra, o które się opierała. Kto tu po nich przyjdzie, będzie wiedział wszystko.
- O kurwa, ale mi dobrze! – wycedziła szarpanym głosem, spoglądając za siebie, jak Pawian ściska jej tyłek i wbija się w nią już nie szybko, a powoli, ale bardzo mocno. Miała gdzieś że brzmi wulgarnie. Teraz miała ochotę krzyczeć nawet gorsze rzeczy, ale jakoś się powstrzymała. Dłonie znowu nie wiedziały, gdzie się podziać, kolejny raz rozłożyła je szeroko, jakby szykując się do ukrzyżowania. Pewnie i to by zniosła, gdyby kutas kochanka tak powtarzalnie i w takim rytmie ją penetrował.
- Yhym – potwierdził, zgodził się z nią, po chwili się roześmiał. – Lubisz się pieprzyć, co?
Nie wiedziała, co powiedzieć. Nie chciała wdawać się w tak prowadzoną dyskusję. Nie miała pojęcia, na co może sobie pozwolić i jak on to odbierze. W zasadzie go nie znała, a ich dotychczasowe rozmowy zawsze odbywały się na zasadzie żartów i żarcików. Zdecydowała, że da mu najprostszą odpowiedź, taką jakiej pewnie oczekiwał.
- Lubię, mmmh, ach, mmm! – wzmocniła przekaz ekstatycznymi pomrukami i mętnym spojrzeniem w odbicie jego oczów.
- Nie jesteś teraz rozmowna – stwierdził dumnie, śmiejąc się rubasznie i patrząc jak jego tłok rytmicznie wnika w pochwę, łuki zgrabnych pośladków rozpłaszczają się na jego udach, a na skórze jej tyłka jakby powstawały fale. Celowo zaakcentował słowo – “teraz”, co podkreślało jego rolę, że to on jest sprawcą.
- Nie jestem, aaa! – potwierdziła automatycznie i zacisnęła usta. Teraz potwierdziłaby wszystko, jak niewinny skazaniec na torturach, który miał nadzieję zakończyć męki i agonię. – O ku…! Aaach! Och! Mmm! – Miała ochotę poprosić, by chwycił ją za biodra jeszcze bardziej stanowczo, mocno, wręcz brutalnie, ale zrezygnowała.
Nigdy wcześniej nie patrzyła sobie prosto w oczy w trakcie szczytowania. Teraz widziała, jak w jej oczach rośnie ekstaza, jak stopniowo osiąga kulminację. Jęczała, mruczała i podziwiała siebie pochłoniętą przeżywaniem orgazmu. To było coś pięknego, widzieć siebie rozpaloną i taką… inną. Teraz liczyła się tylko ona, tu i teraz. Miała ochotę pocałować sama siebie. Odbicie było tak żywe, jakby przed nią stała realna kobieta. Lizałaby się z nią, gdyby tylko mogła. Już nawet czuła chłód lustra, na którym od bliskości jej ust zbierała się para wodna, ale przeszył jej ciało kolejny spazm orgazmu, i kolejny. Usłyszała też wymownie brzmiące: “Klęknij! Wiesz, co robić, nie?” Mówił to przez ściśnięte gardło, więc oczywistym było, że lubił kończyć w ustach. Rzadko kiedy komukolwiek na to pozwalała, ale dziś była w jego mocy i chciała spełnić każdą jego zachciankę.
Klęknęła więc i… wiedziała, co robić.
Najwyraźniej był taki jak ona. Powtarzała to usprawiedliwiając nie tylko jego, ale cały powstały “kwas”.
Kiedy ją zaliczył, cały czar prysnął, przestała się dla niego liczyć nawet jako znajoma. Już kiedy przed wyjściem z toalety poprawiali swoje ubrania, przestał ją adorować i zbywał półsłówkami. Początkowo była pewna, że to przez intensywny wytrysk, faceci po spełnieniu nie są rozmowni, czasem są nawet drażliwi, ale to było coś więcej. Później się okazało, że przeczucie jej nie myliło. Czuła się wykorzystana i zraniona, ale przyjęła to jako dobrą nauczkę. Ugruntowało to w niej przekonanie, że facetów powinna traktować jak dotychczas – przedmiotowo, instrumentalnie. Już nie da się złapać w podobną pułapkę. Pawian ją omamił, a ona sprzeniewierzyła się kilku swoim zasadom, bezpieczniki nie zadziałały, a wszystko przez to, że zaczęło jej zależeć. Ma więc za swoje. Taka nauczka od życia. “Pierdol to!” – podpowiadała sobie, kiedy tylko niechciane myśli wracały.
Dopiero po wszystkim popytała o Pawiana. Wcześniej nie chciała się zdradzać ze swoją ciekawością. Obawiała się, że dojdzie do niego, że ona wypytuje, a to oznaczało zainteresowanie. Teraz mogła, bo to logiczne, że chciała wiedzieć. Po tym, jak ją potraktował, to nawet było uzasadnione.
Jan. Miał na imię Jan. Roześmiała się, bo wychodziło na to, że intuicja już dobrych kilka tygodni temu podsuwała jej rozwiązanie. Pawian to prawie paw-Jan. No i okazał się prawdziwą małpą, choć znalazłaby bardziej dosadnie i obraźliwie brzmiące nazwy. I nie tylko te pospolite jak glista ludzka, pluskwa, czy osioł.
Z drugiej strony zrozumiała, że Jan stanowił jej odbicie. Dokładnie obrazował jej życiową postawę. Byli jak yin i yang – uzupełniali równowagę pomiędzy światem kobiet i mężczyzn.
EPILOG
Maja siedziała na swoim ukochanym skórzanym fotelu, spoglądała na panoramę miasta i piła chłodną kawę. Wystygła, bo przez ponad kwadrans zajmowała palce czymś ważniejszym. Czymś od czego ich nie chciała, wręcz nie mogła oderwać – pisała z Roksaną. Palce śmigały po ekranie jak szalone, na twarzy nieustannie pojawiał się uśmiech, w głowie tworzyły się kolorowe i żywe obrazy. Wymieniły już kilkadziesiąt wiadomości, od pewnego momentu co druga była dwuznaczna, pojawiały się też pikantne.
Maja nie wytrzymała. Musiała to napisać.
Maja:
[Wiesz gdzie czasem wędrują teraz moje paluszki?]
Roksi:
[domyslam sie, pewnie tam gdzie moje (emotka – uśmiech)]
Maja:
[Pewnie tak. Dobrze ci?]
[Zboczuch z ciecbie (emotka – uśmiech)
Roksi:
[dobrze? jestem mokra jak wtedy z toba]
[tez do grzecznych nie nalezysz]
[ale mi przyjemnie!!!]
[mmm!!!]
[mam przy sobie ulubione zabawki]
Maja wyobraziła sobie widok nagiej przyjaciółki, jej boskich proporcji, jędrnych piersi, cudownego zakątka między udami. I to jak się masturbuje w czasie pisania.
Maja:
[Ja też (emotki uśmiechu)]
[Właśnie właczam wibracje (emotka uśmiechu)]
[Może… wrzucisz cos na wizje?]
Roksi:
[moze]
[tylko to trudne]
[reke mam czyms zajeta]
Maja chyba rozumiała, dlaczego przyjaciółka od pewnego czasu nie zwraca uwagi na pisownię. Sama próbowała jednak zachować w miarę poprawną.
Maja:
[Może… jednak spotkanie na żywo?]
[Jutro piątek (emotki – puszczone oczko, zadowolenie)]
Maja długo czekała na odpowiedź. Chyba rozumiała zwłokę Roksany. Robiła się z tego randka. Postanowiła znowu coś szybko dopisać.
[Rano będzie kawa]
[I… śniadanie]
Nie było łatwo złożyć taką deklarację. Była pewna, że Roksana wszystko zrozumie. Jedno banalne słowo – „śniadanie”, a zdradzało tak wiele.
Roksi:
[jesteś pewna?]
Teraz to Roksana długo czekała na odpowiedź.
KONIEC