Ślady bosych stóp
31 lipca 2016
Szacowany czas lektury: 9 min
Nawet jeżeli ktoś lubi ostry, wyuzdany seks, czasem potrafi zatracić się w delikatności, muśnięciu warg, w klimacie tak dalekim od przyjętego dla siebie. Czasem nawet potrzebuje tego, chociaż się do tego nie przyzna, zaprzeczy.
To opowiadanie jest o czymś takim. Ja nazywam je "piórkiem pisanym/malowanym"
Spotkali się po wielu latach całkiem przypadkowo. Natknęli się na siebie w jakiejś nadmorskiej miejscowości. Początkowo nie mieli nawet pewności czy dobrze się rozpoznają. Kiedyś byli dobrymi znajomymi, przyjaciółmi ze zgranej paczki, chociaż nigdy nie przekroczyli tej granicy. Teraz, spotykając się po latach, postanowili wybrać się wspólnie na przysłowiową kawę.
Umówili się na wieczór w kafejce przy molo. Siedzieli przy lampce wina i wspominali dawne, wspólne chwile. Nie spostrzegli nawet, kiedy nadeszła godzina zamykania lokalu, a im ciągle było mało.
Zeszli więc na plażę i zaczęli spacer morskim brzegiem. Ona zdjęła sandały i śmiejąc się szła boso po piasku. Podeszła do samej wody. Morze było spokojne; fale delikatnie uderzały o brzeg. Stanęła na granicy wody, a ona, jakby starając się wedrzeć w głąb plaży, zaczęła lizać jej stopy i rozbryzgiwać się o napotkane łydki. Wtedy kobieta zaczęła się śmiać głosem beztroskiego dziecka. Po chwili ruszyła dalej plażą pozostawiając za sobą na piasku ślady bosych stóp.
Mężczyzna szedł obok niej i obserwował, jak światło księżyca dodaje blasku jej oczom. Jak lekki wiatr od morza rozwiewa jej włosy. Patrzył, jak krople niesione tym wiaterkiem osiadają na jej sukience, rękach, na twarzy. Jak jej piersi falują pod materiałem podobnie, jak fale kołyszące się na morzu. Była tak blisko ciałem, a jakby daleka duchem. Wpatrywał się w jej sylwetkę i miał wrażenie, że mógłby to robić wieczność. Było w tej kobiecie coś, co go przyciągało, wręcz kusiło. A przecież nie była oszałamiająco piękna, może nawet przeciętna.
Skąd więc to ciepło rozchodzące się falą, rozgrzewające pomału jego wnętrzności – zastanawiał się, co chwila zachłannie rzucając spojrzenia w jej stronę. – Czy to jej beztroski, niemal dziewczęcy śmiech to sprawił? A może blade światło księżyca odbijające się od jej ciała, od kropel wody i kryształków soli na nim, roztaczało nad nią świetlistą aureolę, przeistaczając jej postać niemal w zjawę, istotę nierzeczywistą? Może to efekt wypitego wcześniej wina, pobudził krążenie krwi? A może powodem był fakt, że już od jakiegoś czasu nie był blisko z kobietą? Tak blisko, jak mężczyzna może być zespalając się z nią w jedno ciało? – Jego myśli nasuwały mu wiele pytań, na które nie zamierzał teraz odpowiadać.
Chciał cieszyć się tą chwilą, bliskością kobiety, roztaczanemu przez nią urokowi. Zapragnął złapać ją za rękę, przyciągnąć do siebie i przytulić. To pragnienie wzbierało w nim coraz bardziej. Poczuł, jak rośnie w nim pożądanie. Jak ma ochotę posiąść ją taką roześmianą i nie przeczuwającą nawet o czym w tej chwili myśli. Przyśpieszył kroku. Zbliżył się do niej bardzo blisko i dotknął jej dłoni. Silny dreszcz przeszył ich ciała. Odwróciła się do niego i ponownie uśmiechnęła szeroko. Dłoni jednak nie cofnęła. Przytrzymał ją i spowodował, że się zatrzymała. Obrócił ją do siebie i wtulił twarz w jej włosy.
– Twoje włosy pachną jodem i solą – wyszeptał i zaczął je całować.
Całym sobą chłonął ich zapach. Cudowną mieszaninę zapachów: morskiej bryzy, damskich perfum i kobiecego potu, delikatnie unoszącą się między kosmykami. Ta woń poprzez nozdrza docierała do każdej jego cząsteczki, powodując przyśpieszone bicie serca. Czuł narastające w nim gorąco, które zaczyna palić jak płomień ogarniający wyschnięty las.
Tylko chwilę była zaskoczona tym, co zrobił. Po czym przysunęła twarz bardziej w jego stronę i głęboko zajrzała mu w oczy.
– Pragnę cię tu i teraz – cicho wypowiedział słowa. Nie był nawet pewny, czy to on je wypowiedział, czy język sam ułożył słowa, a wargi pozwoliły im wydostać się na zewnątrz.
Niemal nie usłyszała słów, zagłuszanych przez szum fal, ale po jego zachowaniu doskonale wyczuła, co do niej mówi. Poznała to po blasku jego oczu, po żarze, który ujawniał wielkie pożądanie.
Zaczął gładzić jej włosy. Wplatać palce pomiędzy nie. Wgłębiać się po samą skórę. Potem samymi opuszkami badał owal jej twarzy, jakby chcąc utrwalić go sobie w pamięci. Przesuwał po czole. Obrysowywał brwi. Dotykał rzęs. Pieścił nos. Na dłużej zatrzymał się na ustach. Kciukiem sprawdzał ich wypukłość i kształt. Delikatnie ujął ją pod brodę i podniósł jej twarz w górę. Chwilę wpatrywał się w nią, by zaraz nachylić się i składać na niej pocałunki. Jej twarz miała teraz zapach morskiej wody. Dotknął jej językiem. Była słona i skrząca od drobinek soli. Zaczął zlizywać je, rozkoszując się ich smakiem. Czuł teraz już nie tylko zapach, ale i smak kobiety. To go odurzało, pobudzając wszystkie zmysły.
Teraz i ona zaczęła szukać swoimi ustami każdego szczegółu jego twarzy, by zatrzymać się ostatecznie na ustach. Ich wargi spotkały się. Nabrzmiałe namiętnością, gorące, zwilżone językami. Ich pierwsze zetknięcie było delikatne jak muśnięcie skrzydłami motyla. Kolejne jednak stawały się coraz bardziej natarczywe, coraz bardziej zachłanne. Przywarł mocno swoimi ustami. Chwytał łapczywie jej wargi, jakby chciał je wciągnąć do swoich ust. Zawłaszczyć tylko dla siebie. Jego język błądził po wargach i szukał wolnego miejsca pomiędzy nimi, by wsunąć się i zagłębić w wilgoć. Ich języki spotkały się i rozpoczęły wspólne pieszczoty, oplatanie. Czuł narastające podniecenie i ogromną ochotę zaspokojenia go.
Przycisnął ją mocno do siebie. Chciał poczuć gorąco jej rozpalonego namiętnością ciała. Chciał czuć, jak mocno bije jej serce. Jak przyśpiesza jej oddech. Jego dłonie błądziły po plecach, jakby chciały zapamiętać każdy ich, nawet najdrobniejszy detal. Poznawały jej ciało. Przesunął dłonie na jej piersi, wyraźnie wyczuwając je pod cienkim materiałem letniej sukienki. Odszukał guziki, które zaczynając się przy samym dekolcie ciągnęły się przez całą długość sukienki. Zaczął je rozpinać wolno, niemal z namaszczeniem. Miał nieodpartą ochotę rozerwać je jednym, silnym szarpnięciem, ale resztkami sił powstrzymał się przed tym. Wiatr bawił się lekkim materiałem, to unosząc go, to pozwalając mu opaść swobodnie. Powoli zaczęło odsłaniać się przed nim jej prawie nagie ciało. Wpatrywał się w nie z zachwytem. To nie było już ciało dwudziestolatki, którą pamiętał, a ciało dojrzałej kobiety. Ukształtowane przez wiek, być może przez ciążę. Jedną, może kilka. Nadal jednak kuszące, wabiące, podniecające. Tego uczucia nie potrafił zepsuć ani widok już nie tak jędrnych piersi, ani nie napięta skóra na brzuchu, ani może zbyt duża krągłość jej bioder.
Tuż obok rozległ się krzyk mew, jakby i one tym krzykiem okazywały swój zachwyt.
Rozejrzał się dookoła. W pobliżu ujrzał kosz plażowy. Ujął ją za rękę i poprowadził w tamtą stronę. Stanęli przy koszu, a on znów zaczął ją pieścić, całując jednocześnie odsłonięte piersi. Włożyła swoje dłonie pod jego koszulkę i po raz pierwszy oswajała się z jego nagim torsem, ramionami. Dotykała brzucha i przez materiał spodni wyraźnie wyczuła jego gotowość. Rozpięła więc zamek, a on pozwolił spodniom swobodnie opaść na piasek. Po chwili spodenki opadły w ślad za spodniami.
Usiadł w koszu. Chwycił ją za biodra i zdecydowanym ruchem przyciągnął do siebie.
Stanęła przy samych jego kolanach. Teraz jej figi opadły na piasek obok jego rzeczy. Usiadła jemu na nogi. Wtuliła twarz w rozgrzany tors, chcąc napawać się męskim zapachem, dotykiem skóry. Chciała wsłuchać się w przyśpieszony oddech partnera. Delikatnie dotknęła ustami torsu, wystawiła gorący, wilgotny język. Zaczęła zataczać nim kółka, delektując się smakiem mężczyzny. Czuła, jak pożądanie ogarnia jej ciało, jak brodawki twardnieją, dopraszając się pieszczot. Czuła, jak fala gorąca przesuwa się coraz niżej, sięga i bierze we władanie jej kobiecość. Jak i ona domaga się dotyku, wypełnienia.
Mężczyzna nie pozostał bierny na wszystkie oznaki jej rozpalonego ciała. Ujął w dłonie piersi i niczym wygłodniałe dziecko począł je ssać, przygryzać. Jego język błądził po szyi, odszukał wgłębienia między obojczykami. Nie śpieszył się. Delektował…
Przesunął dłonie na boki kobiety, palcami sięgając pleców. Chwycił ją silnym uściskiem. Ona wygięła się w łuk, odchylając głowę mocno w tył, dając tym samym lepszy dostęp do swojego ciała. Pochylił głowę niżej, wargami pieszcząc jej brzuch. Na swoich udach poczuł wilgoć pierwszych soków wyciekających z kobiety. Poczuł kolejną falę gorąca wypełniającą teraz jądra i penisa. Wiedział, że nadeszła chwila, aby wypełnić partnerkę.
Ona widocznie zapragnęła tego samego. Ponownie się wyprostowała i spojrzała mężczyźnie głęboko w oczy. Zobaczyła w nich żądzę i chęć jej zaspokojenia. Ujęła w dłonie twardy, gorący narząd i zaczęła pieścić gotową, oczekującą kontaktu z nią, męskość.
Lekko uniosła się na palcach stóp i naprowadziła sterczącego penisa dokładnie na wyczekujące jego obecności miejsce. Tak jak dłoń naprowadza klucz, aby trafił do dziurki zamka. Opuszczała się powoli czując, jak z każdą sekundą wchodzi w nią coraz głębiej. Jak ją wypełnia sobą. Jak jest jej z tym dobrze. Ich oddechy stały się głębokie, gardłowe, zgodne, zlewające się w jedno. Usłyszała cichy jęk wydobywający się z jego ust. Chciała więcej, silniej, mocniej! Jej ciało domagało się bodźców płynących od wypełnionej rozpalonym kutasem cipki. Pragnęła silnego przenikania, rozpychania, wręcz panoszenia się w sobie przez ten męski organ.
Stale trzymał mocno jej biodra. Podnosił ją za nie i opuszczał. Za każdym kolejnym razem coraz mocniej nadziewając ją na siebie i coraz dłużej przytrzymując.
Ich ciała płonęły. Pot zwilżał skórę. Wokół unosił się zapach intymnych soków. Woń ich podniecenia, pożądania, żądzy. Skronie pulsowały niebezpiecznie. Oddechy stały się płytsze, urywane. Usta szukały dotyku ciał, jakby zapominając o oddychaniu. W pewnej chwili oboje poczuli, jakby stanęli na krawędzi, gotowi rzucić się w przepaść, w otchłań, w cudowny stan spełnienia.
Wtedy jego ruchy stały się szybsze. Zaczął nadziewać ją ze zdwojoną siłą. Nabijał głęboko, po samo dno. Podnosząc ją czuł, jak ścianki pochwy kurczowo zaciskają się wokół penisa, jakby nie zamierzały go z siebie wypuścić. To było dodatkową zachętą do jeszcze mocniejszych pchnięć. Czuł, że fala kulminacyjna zbliża się nieubłaganie. W tej chwili marzył tylko o jednym. Wystrzelić w nią silnym, gorącym ładunkiem, wypełniającym jądra.
Czuła, że jeszcze chwila i oboje doznają spełnienia. Była już u szczytu, kiedy gorąco trysnęło jej do środka. Silna fala rozkoszy rozlała się wewnątrz całego jej ciała. Z jej ust wydobył się jęk połączony z łkaniem. Z jego ust również wydobył się jęk, jakby nim chciał zagłuszyć szum fal i pojedynczy krzyk mew. Zawiśli razem, gdzieś w przestworzach, między unoszącymi się mewami i gwiazdami jaśniejącymi na niebie. Chwilę tam trwali szczęśliwi, spełnieni, by zaraz potem opaść na ziemię do swoich ciał. Poczuła się zmęczona po przeżytych doznaniach. Przywarła mocno do nagiego ciała, a on czule objął ją ramionami.
– Pójdziesz teraz ze mną – wyszeptał po chwili.
Kiwnęła głową na zgodę, wtulając się jeszcze mocniej w mężczyznę. Chciała tak leżeć i jeszcze chociaż przez chwilę łudzić się myślą, że ten piękny sen się nie skończy. Nie obudzi się z niego i znowu nie będzie musiała stawić czoła codzienności.
W ciemności nocy słychać było cichy szum fal, łagodnie uderzających o brzeg, a jasny księżyc oświetlał ślady bosych stóp pozostawionych na piasku.