Sissi – kosmitka (III) – do Porto Santo i z powrotem
23 maja 2018
Sissi – kosmitka
Szacowany czas lektury: 23 min
Poniższy tekst jest trzecim odcinkiem powieści zatytułowanej: "Sissi – kosmitka", która wchodzi w skład sequelu. Większość postaci tego opowiadania, występowała już w powieści "Przybysze z M31".
Tylko dwadzieścia trzy mile morskie
Każdy z nas miał bardzo blade pojęcie o umiejętnościach niezbędnych aby wypłynąć
z portu. Ku mojemu zdumieniu Beatrice usiadła jednak na fotelu przed sterami, zapaliła silnik
i powiedziała: Let’s go. Jacht wolno, tak jak trzeba, płynął w kierunku wrót mariny. Wkrótce wypłynęliśmy z portu i zwiększyliśmy szybkość.
– Taki nowoczesny jacht pełnomorski robi wrażenie, ale to jednak łupinka na oceanie. Póki pogoda jest dobra, to wszystko idzie jak z płatka – powiedział Elias.
– Wyobraźcie sobie, że karawele Kolumba i Portugalczyków nie były większe od tego jachtu, nie mówiąc o ich możliwościach przemieszczania się i nawigacji.
– Wy nie wiecie jeszcze tego, ale Portugalia, jakoś dziwnie robi znaczne wrażenie na Tedeusie.
– To prawda! – wykrzyknąłem i rozpocząłem wygłaszanie krótkiego omówienia tej sprawy. Według mnie Portugalia, w naszej świadomości – dla większości z nas – to mały, niezbyt bogaty kraj. Jest jednak chyba inaczej, jeśli wziąć pod uwagę znaczenie działań na przestrzeni stuleci. Portugalia wsławiła się niegdyś odkryciami „nowych światów dla świata”. Nie tylko Vasco da Gamma, Magellan także był Portugalczykiem. Kolumb po powrocie ze swojej pierwszej wyprawy pożeglował wpierw do Portugalii, jako że z nią konkurował „teoretycznie i praktycznie” w znalezieniu drogi do Indii. Książę (infant) Henryk – Żeglarz założył pierwszą na świecie szkołę nawigacji morskiej. Król Portugalii Manuel I ustanowił, w tych czasach, największe imperium kolonialne świata (Brazylia, Angola, Mozambik). Monumenty poświęcone odkrywcom, postawione w Lizbonie, niemal współcześnie, uzmysławiają, do jakiego stopnia w świadomości tego narodu nadal ważna jest ta legenda „odkrywcy nowych światów”, utrwalona przez Luisa de Camoes w stanowiącym legendę narodową dziele literackim Os Lusiadas. Posiadanie przejmującej, wymownej, imponującej legendy jest ważne dla narodu, organizacji, człowieka. Nie dziwię się, że Vivian, która kieruje „ingerencją”, skupiła się właśnie na tym regionie.
– No właśnie, Vivian każe nam zająć się Portugalią. Popieramy ją. Dlaczego nie? Mamy usposobienia awanturnicze, lubimy przygody. Możemy zacząć akcję w ciepłych krajach – powiedziała Beatrice.
– Czy Vivian jest waszym dowódcą, szefem? – zapytała Rose.
– Nie jest szefem, gdyż my będziemy działać w parach na własną rękę. Ja i Elias stanowimy samodzielną komórkę. Ona nas przekonała jedynie do aranżacji pierwszych kroków. Ma rację, że powinniśmy wyjechać z Madery osobno, abyśmy nie wpadli wszyscy razem w jakąś pułapkę. Czyhają na nas! – powiedziała Beatrice.
– Zdaje się, że Portugalczycy wpierw odkryli Porto Santo, a dopiero potem Maderę? – zapytał Elias.
– Zgadza się, dwa statki wyprawy, zgodnie z planami Księcia Henryka, zostały w roku 1418 zagnane przez sztorm na nieznaną, niewielką wyspę. Kapitanami tych statków byli Joao Goncalves Zarco i Tristatao Vaz Teixeira. Żeglarze z wdzięczności, że uszli z życiem z owego sztormu, nazwali odkrytą wyspę Świętym Portem – czyli Port Santo. W rok później wysłano ich ponownie na tę wyspę, aby objąć ją w posiadanie w imieniu królestwa Portugalii. Zarco wraz z Teixeira i trzecim kapitanem Perestrello odkryli dopiero wtedy Maderę – wygłosiłem wyjaśnienie.
– Po krótkim pobycie na Porto Santo polecicie podobno do Lizbony? – zapytała Rose.
– Tak, Elias chce zostać ekspertem od zadziwiających go „ukazań” – dorzuciła Beatrice, po czym dodała – wiecie co, ja idę na tylny pokład i będę się opalać. Ty Rose siadaj za sterem. Ucz się nawigacji. Włącz radar, mimo iż mamy świetną pogodę. Włącz też GPS i radiostację. Elias będzie ci pomagał.
– Nie całkiem rozumie – wróciłem do poprzedniego wątku rozmowy. Przybyłeś z kosmosu. Jesteś inżynierem i kosmologiem. Na twoim statku dysponujesz zapewne technologią, przy pomocy której zdołalibyście bez trudu wywołać „cud słońca”.
– No tak, ale niby po co mielibyśmy wywoływać tutaj kolejne „ukazanie” tego typu?
– Twoja dziewczyna powiedziała jednak, że bardzo Cię to interesuje.
– Tak, bo tu chodzi o waszą relację do nadistot, a jak wiadomo, to ma kluczowe znaczenie dla waszych sposobów na cel życia i kondycję psychiczną. Od relacji do nadistot zależy jakość waszego seksu, zdrowia i poczucia sensu.
– Spróbuj mi to wyjaśnić!
– Wy tu chyba nie uwzględniacie, że nadistoty mogą być dobre lub złe. Wpierw jednak należy uprzytomnić, że nadistoty to nie żadna iluzja. One rzeczywiście istnieją. Dla roślin nadistotami są zwierzęta, które zjadają rośliny. Dla zwierząt nadistotami są ludzie,
którzy zjadają rośliny i zwierzęta. Nadistota jest widoczna z niższego poziomu, jakkolwiek jej motywy działania nie są w pełni zrozumiałe. Pies widzi człowieka, przywiązuje się do niego i nawet bawi się z nim, lecz zna jedynie część jego motywów i zamiarów. Człowiek prócz części zwierzęcej swojego ciała ma jeszcze efektywny umysł.
Nad człowiekiem nadistoty powstają na bazie umysłów ludzi. Ich nośnikiem fizycznym jest magnetosfera planety. Poszczególne ważne postacie, ukazujące się między innymi w owych „ukazaniach”, takie jak na przykład "Our Lady" to właśnie przejaw działania owych nadistot z poziomu ponad ludzkiego. Ich istnienie zależy od tego, czy istnieją jej wyznawcy. Nic dziwnego więc, że nadistoty robią wszystko, aby trwać i się rozwijać.
– To by się zgadzało. Autorzy odpowiedniego hasła w Wikipedii umieścili przytomnie podrozdział „Następstwa”. Piszą, że owe ukazania zmieniły życie dziesiątków milionów ludzi. Rocznie do trzech najważniejszych miejsc i wszystkich innych pomniejszych ośrodków pielgrzymuje setki milionów ludzi rocznie. Owe ukazania spowodowały, że nawróciło się miliony osób. Wybudowano wiele ogromnych świątyń. Powstały liczne stowarzyszenia. Doktryna została uzupełniona o specyficzne dogmaty. Rozpowszechniono miliony dewocjonaliów, co oddziałuje wtórnie.
– Nie należy gubić z pola widzenia faktu, że nadistoty mogą się przyczyniać do waszego zdrowia, zwłaszcza w sytuacji poważnych chorób. Tak zwane cudowne uzdrowienia nie są iluzją.
– Jak potrafisz połączyć twoją teorię o egoistycznym charakterze nadistot z postulatem, że oddziałują one pozytywnie na zdrowie.
– Każda ukazująca się postać mówi do osób, którym się objawiła to samo. Nakazuje wybudowanie w tym miejscu świątyni i przewiduje, iż wytryśnie w tym miejscu specjalne źródełko. Z tego, co powiedziała mi Vivian – jakkolwiek muszę to sprawdzić w Portugalii – waszym fizykom i lekarzom nie chciało się ustalić, czy te miejsca cechują się szczególnymi właściwościami geofizycznymi i czy woda z owych źródełek nie jest, aby lekiem, jeśli zachowywać szczególne okoliczności jej przyjmowania. Tam są, zapewne, jak sądzę – jakkolwiek jest to na razie tylko moja robocza hipoteza – emitowane szczególne drgania elektromagnetyczne. Więcej, tam może są wrota do innych przestrzeni w takim sensie, jak ostatnio opisywał to u was niejaki Vadim Zeland. Nie mam jednak pojęcia, czy wasi lekarze potrafią nauczyć pacjentów, co mają zrobić po przybyciu do takiego miejsca, aby wzbudzić odpowiednie wyobrażenia, emocje i uruchomić „motor uzdrawiający”.
– Ale dlaczego nadistoty wskazują na takie miejsca użyteczne dla leczenia?
– Wydaje mi się, że jest to wtórne wobec ich zasadniczego zamierzenia, aby ustanowić miejsce pielgrzymowania. Woda ze źródełka, być może zmienia stan świadomości, także po to by aby być bardziej podatnym na przekazywane przesłanie lub po to, aby wzmocnić „kontakt” z ową nadistotą. W każdym razie, z poziomu magnetosfery, jest łatwiej ustalić położenie odpowiedniego miejsca uzdrowień. Sądzę, że owe potencjalne źródełko i odpowiednie promieniowanie elektromagnetyczne po prostu widać stamtąd.
– Być może Vivian wspomniała ci, że mieliśmy tu na tej planecie, prócz kluczowych wydarzeń w Portugalii dwa inne ukazania, których świadkami było tysiące ludzi. Chodzi mi o wydarzenia w dzielnicy Kairu Zeiotun w roku 1968 i w Assiut na południu Egiptu w roku 2000. Assiut to miasto, gdzie wybudowano ogromną katedrę koptyjską, lecz gdzie także żyje wielu fundamentalistów islamskich. Tysiące ludzi obserwowało tam światła. Sfilmowano te ukazania. W sensie ideologicznym przejęli je Koptowie. Tam jednak nie było tak jak w Portugalii implementowania do umysłów wybranych osób informacji profetycznych. Tam to odbywało się jak jakieś gigantyczne spektakle nocne typu „dźwięk i światło”, a raczej tylko światła. To wyglądało jak hologramy.
– Nie słyszałem o tym, ale zaznajomię się z tymi miejscami.
– Elias, Rose sterujcie jachtem, ja pójdę teraz na pokład tylny. Chcę o coś zapytać Beatrice.
Przechodząc pokładem jachtu pomyślałem sobie, że Elias chyba znacznie ocenzurował swoją wypowiedź. Unikał wymieniania imion i nazw. Zdaje sobie sprawę, że zagadnienie to może budzić u rozmówcy znaczne emocje. Niepotrzebnie bał się mnie... a poza tym, ciekawe, czy on pamięta, co mówił rano do Rose.
Jacht jest luksusowy, podoba mi się. Na pokładzie rufowym rzeczywiście jest miejsce, gdzie można się opalać. Beatrice leżała na dużym pomarańczowym ręczniku. Była kompletnie naga. Gdy się tam pojawiłem, to zasłoniła biodra ręcznikiem. Nie była jednak skrępowana.
– Mam wielką prośbę Beatrice. Chcę, abyś odpowiedziała mi na dręczące mnie pytanie. Nie chodzi mi tylko o treść ewentualnej odpowiedzi, ale możność popatrzenia na Ciebie. Otóż Vivian twierdzi, że przybyliście przed trzema dniami z kosmosu. Chciałbym wiedzieć, czy nie bujacie. Przecież podróże kosmiczne, jakimiś tam statkami nie mają większego sensu, ze względu na rozległość Wszechświata i skończoną szybkość światła. Wasza opowieść brzmi jak bajka, scenariusz filmu science-fiction. Jest to jednak mało wiarygodne. Czy jesteś w stanie powiedzieć mi coś, co by mnie przekonało?
– Hm... kiedy ani mnie, ani nam wszystkim nie zależy na tym, aby ciebie przekonać. Nie jest to nam do niczego potrzebne. Rozumie twoje wątpliwości. U nas na statku Tessa, szefowa grupy literackiej i kapitan TCP-2 także sądzi, że podróże przy pomocy statków kosmicznych to tylko taka fanaberia cywilizacji średnio zaawansowanych w rozwoju technologicznym. Tessa twierdzi, że podróże takie nie są potrzebne, gdyż można transferować ludzi zupełnie innymi środkami, tzn. najogólniej mówiąc poprzez wszczepianie ich osobowości do umysłów rodzących się dzieci.
Twierdzi, że wysłaliśmy tym sposobem na waszą planetę już wielu takich odmieńców. Możliwe, że przybyliśmy tu do was już po raz ostatni. No cóż, wynikło to w dużej mierze stąd, że na Recurrence mieliśmy kryzys polityczny. Niektórzy z nas się zbuntowali. Buntownicy wsiedli na statek kosmiczny i uciekli. TIME-CRAFT-V jest jednak potężnym urządzeniem. Jest samowystarczalny. Moje gadanie nie przekona Cię. Wiem, co mogłoby cię przekonać. Mogłabym to zastosować, ale Rose by się na mnie obraziła. Musi ci więc wystarczyć, moje zapewnienie, że to na jedno wychodzi, czy spotkałeś kosmitkę, która przybyła tu na tę planetę, tak jak ja na statku, czy przybyła inaczej np. w taki sposób jak ci, których dusze zostały „nadane w paśmie poza – elektromagnetycznym”.
Natomiast to, czy masz do czynienia z kosmitką taką jak ja, to łatwo sprawdzić. Wtedy dopiero się przekonasz. Uśmiech i gesty Beatrice, zwłaszcza jej gotowość do użycia argumentów – jak sugeruje – niezbitych przemówiły do mnie. Ona jest z kosmosu – ma fajne kryterium w zanadrzu – powiedziałem sobie.
– Popatrz widać już brzeg Porto Santo. Nie mamy już wiele czasu. Ty zapewne znasz teorie, jakie wygłasza Twój chłopak. Powiedz mi jeszcze w wielkim skrócie, jakie są twoje i jego zapatrywania na temat wpływu nadistot na kondycję ludzi w zakresie zmysłowości i seksu.
– To jest proste. Gdyby kult Tantry albo Devadasi był rozpowszechniony, to byłaby odpowiednia nadistota. O ile wiem, kult Tantry nie jest u was rozpowszechniony. Wszystkie wasze główne ideologie są niesłychanie ascetyczne. Mieliście co prawda Dionisosa, ale zapomnieliście o nim.
– Hm... chyba masz rację. W głowach ludzi na samym dnie jest wyobrażenie samego siebie, tak zwanego obiektu – czyli osoby, postaci, z którą się rozmawia. Może to być partner albo Bóg czy bóstwo. Jeśli ta postać jest ascetyczna, to rozmowa jest nieśmiała. Unika się tematów dotyczących zmysłowości i seksu.
– Tak, ale tu chodzi też o sprzężenia kwantowe. Modlący się, jeśli są wyznawcami Jaśniejącej Pani, to są sprzęgnięci kwantowo z tą nadistotą przez tak zwane quantum entanglements. Jeśli nie macie teraz Dionizosa wmontowanego do magnetosfery no to macie klops.
– Czy jest jakaś rada?
– Po to tu przybyliśmy. Trzeba zacząć od podstaw. Vivian mówiła mi, że jakimś cudem istnieją tu jednak u was zalążki umożliwiające uruchomienie stanów ekstatycznych, które do woli, mogą być wykorzystane dla uzdrawiania, dla stymulowania kreatywności, dla nadawania sensu życiu lub po prostu dla przyjemności.
– Co masz na myśli, mówiąc o owych zalążkach?
– Ja jestem tu u was dopiero od kilku dni. Nie mam jeszcze żadnych osobistych doświadczeń, jakkolwiek zamierzam wszystko sprawdzić. Wypytaj dzisiaj wieczorem Vivian, jak wrócicie na Maderę. Ona właziła w waszych miastach wszędzie, gdzie się dało. Ona jest ekspertem wiązania siódmej czakry, tej, która jest nad waszymi głowami w wiązki. Kup Vivian ode mnie i Eliasa fiołki.
– Dlaczego akurat fiołki?
– To jest symbol pewnej tajemnej recepty na zdrowie i dobre samopoczucie poprzez zmysłowość wspomaganą odgórnie – Patrz ! W oddali widać, już brzeg Porto Santo.
– Rozumie, musimy już pójść na mostek, ale jeszcze chwilkę. Beatrice, czy mogłabyś odsunąć ten pomarańczowy ręcznik i pokazać mi się całkiem nago?
– Ależ oczywiście, już się robi!
Naga, smukła, blada, bez śladu opalenizny dziewczyna ułożyła się na wznak, patrząc kątem oka na mnie i dodała:
– Ekscytuje mnie, gdy patrzy na mnie mężczyzna. Ta świadomość, że narasta wtedy, w jego umyśle żądza, chęć zerżnięcia mnie roznamiętnia mnie. To mi odpowiada. Co ci mam pokazać?
– Rozchyl szeroko uda, podkurcz nogi, proszę!
– Aha, chcesz zapewne widzieć dokładnie moją kobiecość! Dobrze, rozchylę nawet wargi cipki, abyś zobaczył wnętrze, te czerwone, wilgotne gruzełki... Pocałuj mnie.
– Ojej! Jesteś nad podziw kusząca i demoniczna. Oh... Beatrice, ty masz przedziwny wyraz oczu. Już wiem..., twoje źrenice czasami są elipsoidalne, jak u kota i na dodatek poszerzają się czasami poziomo a czasami w pionie.
– Tak my to mamy. Jestem przecież innej rasy, urodziłam się na planecie Recurrence. Gdybyś wszedł teraz we mnie i sprawił abym miała orgazm, to usłyszałbyś tak nieznane tu u was piski, że nie miałbyś już żadnych wątpliwości, że jestem kosmitką.
– Zrobimy tak?
– Nie damy rady dzisiaj. Musimy iść teraz szybko na mostek, aby sprawdzić, dlaczego jacht wytracił szybkość. Patrz nie płyniemy, jacht tylko dryfuje.
– Do licha! Tracę taką szansę.
– Nie całkiem! Odszukaj mnie na kontynencie, to ci się oddam, obiecuję! Będziesz miał cel w życiu.
– Znasz duszę mężczyzny. Rzeczywiście, czasami może to być celem lub nawet sensem życia. Idziemy!
Przebiegliśmy, szybko z tylnego pokładu na mostek. U wejścia do kabiny nawigacyjnej zatrzymał nas jednak szokujący widok. Elias stał tyłem do nas i całym ciałem napierał na
ciało Rose, stojącą przy ścianie kabiny. Całował ją w usta. Powiedziałem do Beatrice:
– Wiesz, ja się wycofam, ty podejdź do nich i powiedz im, że wracasz do sterów.
– Tak będzie lepiej!
Po chwili nasz jacht wchodził już do portu stolicy tej wyspy, przedziwnej miniatury Madery. Beatrice sprawnie ustawiła jacht koło wolnej części drugiej reji tutejszej mariny.
Pożegnaliśmy się wylewnie. Nasi nowi znajomi zabrali plecaki i wyszli na nabrzeże. Nie mieliśmy planów opuszczania jachtu, mimo że nieznana, egzotyczna wyspa bardzo nas nęciła. Beatrice i Elias także niestety nie skorzystają z uroków tej wyspy. Mają zamiar udać się prosto do Vila Baleira na lotnisko.
Kuter marynarki wojennej
Musieliśmy jak najszybciej wracać na Maderę. Za sterem mogła zasiąść Rose lub ja. Rose polubiła Beatrice. Przez cały czas podróży z Funchal obserwowała bacznie jej manewry i przez część rejsu siedziała już za sterem. Ona była lepiej predysponowana do tego, aby płynnie opuścić Porto Santo. Gdy zaczęliśmy oddalać się od nabrzeża, pomachaliśmy im. Stali tam długo! Polubiliśmy ich.
Gdy przepłynęliśmy już około dziesięciu mil w miejscu, gdzie nie było już widać Porto Santo ani nie było też jeszcze widać Madery, napotkaliśmy na naszej trasie dziwny okręt. Zbliżał się do nas z naprzeciwka. Pomyśleliśmy, że to przypadkowe spotkanie. Okazało się jednak, że jest to kuter motorowy marynarki wojennej. Kuter nawrócił i zaczął płynąć równolegle do nas. Po kilkunastu minutach wciągnięto na nim na maszt flagi stanowiące sygnały tak zwanego Międzynarodowego Kodu Sygnałowego. Co więcej, ktoś z załogi kutra użył migacza – aldis, reflektora do sygnalizacji świetlnej i zaczął coś nadawać, zapewne kodem w alfabecie Morse’a.
– Zapewne też nie masz pojęcia, co te flagi znaczą i co oni do nas migają – należy się jednak domyślać, że chcą z nami rozmawiać. Goncalves powiedział, że w tej tutaj szufladzie są podręczniki dotyczące morskich systemów sygnalizacji. Spróbuj zrozumieć, co oni od nas chcą.
– Oj, to trudna sprawa, musiałbym nabrać wprawy. Zanim skończę studiowanie tych materiałów, to ci marynarze zdenerwują się... a są uzbrojeni.
– Przecież nie jesteśmy z nimi w stanie wojny, co oni do nas mają? – powiedziała Rose.
– Mogę się założyć, że na początek oni chcą, abyśmy nawiązali z nimi łączność radiową. Czy Goncalves mówił, jak się obsługuje to CB radio? Najważniejsze jak przejść na częstotliwość roboczą.
– To jest ponoć tak zwany radiotelefon morski typu Mydland Pacific i ma osiemdziesiąt zaprogramowanych kanałów morskich, ważnych dla tego regionu.
– To może włącz i akurat będziesz na częstotliwości roboczej.
Po włączeniu radiotelefonu usłyszeliśmy głośną rozmowę w języku portugalskim. Mielibyśmy szczęście, gdyby to było akurat z tego kutra. Odezwałem się po angielsku.
– Tu załoga prywatnego jachtu – czy macie do nas jakieś pytanie?
– Chcielibyśmy was odwiedzić na pokładzie jachtu!
– Nie rozumie? To jakaś rewizja? Przecież jesteście jednostką wojskową, a nie patrolem policyjnym i na pewno nie macie nakazu przeprowadzenia rewizji.
– Zachodzą szczególne okoliczności. Współdziałamy z policją w pewnej sprawie i mamy to na piśmie. Zwracam przy tym uwagę, że jesteśmy uzbrojeni. Gdyby to było w pobliżu Somalii i natknęlibyście się na piratów, to byłoby gorzej.
– Co was interesuje na naszym jachcie?
– Dokumenty, pasażerowie.
– Sądzę, że zamiast się przekomarzać, to najprościej będzie, jak zaspokoimy waszą ciekawość. Nie mamy tu nic szczególnego.
Po kilkunastu minutach podpłynął do nas ponton. Przybył do nas kapitan kutra i dwóch żołnierzy. Kapitan pokazał mi jakiś dokument w języku portugalskim, na którym rzeczywiście u dołu był stempel policji. Wszyscy trzej zaglądnęli do pomieszczeń jachtu. Po inspekcji kapitan ponownie znalazł się na mostku. Oglądnął dokumenty dotyczące wyczarterowania oraz nasze paszporty. Wydawał się sympatycznym człowiekiem, jednak wyraził swoją pesymistyczną opinię.
– Dziwne to wszystko. Taki duży jacht i tylko dwoje pasażerów. – Nie będę was przepytywał, po co płynęliście do Porto Santo, bo i tak wasze odpowiedzi będą bez wartości. Jestem przekonany, że macie coś wspólnego z dochodzeniem, jakie prowadzi policja. Nie mogę wam jednak niczego udowodnić i niczego zarzucić. Może się jednak jeszcze kiedyś spotkamy.
– Kapitanie, Pan jest na służbie w marynarce wojennej Republiki Portugalskiej. Jest Pan więc bardzo uwiązany, a my wkrótce opuszczamy Maderę, ale rzeczywiście może się jeszcze kiedyś spotkamy, gdyż mnie osobiście bardzo interesują Ilhas Desertas.
– Te bezludne wyspy, są bardzo nieprzyjazne. Tam się naprawdę nie da mieszkać – powiedział kapitan.
– Tak, tam wygląda, jak w przedsionku do piekła.
– Zamierzamy tam założyć bazę dla nawiązywania łączności międzyplanetarnej i lądowisko dla lekkich statków kosmicznych.
Kapitan zbaraniał, zbladł i powiedział nieśmiało Chao, Deserta Grande i Bugio są rezerwatem przyrody. Nie wolno tam nawet przybijać do brzegu.
– Wystąpimy do rządu Portugali o specjalne zezwolenie.
Kapitan był zmieszany i nieswój. Wkrótce nasi marynarze wojskowi odpłynęli pontonem na swój kuter.
– Dlaczego wyjechałeś z tą bazą kosmiczną? – zapytała Rose.
– Chciałem go zbić z tropu. Ludzie boją się jakiejkolwiek wzmianki o przybyszach z kosmosu. Nawet dość wiarygodne wzmianki o zaobserwowaniu tzw. UFO nie są rozważane na serio. Tak było np. z odnotowaniem przez kamery CNN dziwnego obiektu, jaki się pojawił na niebie tuż po zaprzysiężeniu pierwszego czarnoskórego prezydenta najpotężniejszego imperium. Tak jak powiedział Arthur Clark: „zarówno myśl iż jesteśmy sami w kosmosie – jak i myśl, że kosmos jest zamieszkały przez liczne inteligentne cywilizacje – jest równie przerażająca”. Chowanie głowy w piasek wobec zetknięcia się z zagadkowym i dotykającym dylematem jest zresztą reakcją typową.
Wkrótce zobaczyliśmy w oddali nabrzeże Madery. Mapa tego regionu była przejrzysta. Bez trudu obraliśmy kurs na port w Camara do Lobos.
Konsultacja dla Brendy w Camara do Lobos
– Hallo, czy rozmawiam z Vivian? – tu Brenda!
– Całe szczęście, że dzwonisz przez telefon satelitarny. Oj, martwiłam się już o ciebie. Co z tobą, co słychać?
– Wszystko jest OK.
– Jak zamierzasz się stąd wydostać? My jesteśmy już na prostej, znaleźliśmy sposób. Wieczorem okaże się, czy rzeczywiście mamy do dyspozycji swój jacht oceaniczny. A może zabierzesz się w podróż morską razem z nami?
– Musiałabym wtedy przebywać blisko Tima. Jak wiesz, pokłóciłam się z nim.
– Brenda, przecież ty jesteś wyjątkowo komunikatywna. Zapewne potrafisz pogodzić się z nim, hm... przynajmniej na jakiś czas.
– Zastanowię się, dzisiaj dzwonię jednak w innej sprawie. Chcę ci coś pokazać i omówić
z tobą moje dylematy. Wstąp do mnie na godzinkę lub dwie.
– Ależ chętnie, z przyjemnością. Gdzie cię znaleźć?
– Mieszkam w Camara do Lobos, zanotuj adres.
– Niesamowity zbieg okoliczności. Mieszkasz dwie przecznice dalej, niemal za rogiem naszej ulicy.
Najważniejsza sprawa, dzisiaj dla nas, to odebranie jachtu w porcie, no ale ponieważ koniecznie chcę zobaczyć się z Brendą, więc po kilku minutach stałam już u wejścia do okazałej willi. Brenda przyjęła mnie serdecznie. Wyglądała pięknie. Jest wysoką, szczupłą kobietą o ciemnych włosach. Ma zawsze filuterny wyraz twarzy i stale się uśmiecha. Ma na brodzie charakterystyczny dołeczek. Teraz akurat nie ma ust wymalowanych czerwoną szminką, ale ma makijaż wokół oczu. Zapewne na każdym mężczyźnie robi duże wrażenie. Była ubrana w krótką sukienkę, w kolorze czerwonym i nie nosiła dzisiaj pończoch.
– Witam cię Vivian. Oj, wyglądasz szałowo! Do białej obcisłej sukienki dobrałaś ciemnobrązowe pończochy. To się pięknie komponuje, zwłaszcza z twoimi czarnymi, długimi włosami. Sądzę, że jesteśmy trochę podobne do siebie. Jesteśmy tego samego wzrostu. Wiem, że masz dzisiaj mało czasu, ale potrzebuję twojej konsultacji.
– No więc jaki masz dylemat?
– Jak wiesz, jesteśmy tu, aby działać. Żeby się nie pogubić, powtórzę, jak ja rozumiem nasze zadanie. Otóż zakładamy, że księżniczka w trakcie debaty operacyjnej na statku dobrze określiła cel misji. Według niej ludzie tutaj nie wyzbyli się hipokryzji. Na dnie ich psychiki są ich przemożne żądze, ale nie mówią o tym i działają pokrętnie. Mamy przypilnować, aby wyzbywali się zazdrości i rozwijali umiłowanie do zmysłowości erotycznej. Powinno to być korzystne dla dalszych ich losów. Znasz moje zainteresowania. Nie dziwi cię więc zapewne, że zaczęłam przeglądać, to co mają oni w głowach, w ich mass mediach, w ich sieci internetowej. Nie mają jeszcze tego dobrze poukładanego. Owszem należy ich pochwalić, że pewne treści są w ich, tak zwanym Internecie zakazane. Nie wolno na przykład eksponować seksu z nieletnimi. Wara tu od seksu z dziećmi. Mam jednak pewne wątpliwości dotyczące niektórych, nagminnie przedstawianych tu treści erotycznych. Chciałam więc po prostu zapytać o twoje zdanie.
– A co cię nurtuje?
– Oni tu mają takie swoje określenia. Bedę się nimi posługiwała. Co sądzisz o licznych filmach, przedstawiających tak zwany gangbang, seks grupowy, wymianę partnerek, wymianę żon, seks kazirodczy, no i przede wszystkim ten ich BDSM.
– Nie zdążymy dzisiaj wszystkiego omówić, bo muszę być za godzinę na nadbrzeżu, aby odebrać jacht. Możemy jednak rozpocząć rozważania, bo to są bardzo ciekawe sprawy.
– Dobrze. Na początek gangbang.
– Sądzę, że jeśli to nie jest, aby gwałt zbiorowy, to sceny gangbang są OK. Wynikają one po prostu z realnego fenomenu, jakim jest istnienie na świecie tak zwanych nimfomanek. Takie kobietą, które chcą, aby w trakcie jednego wieczoru zerżnęli je liczni mężczyźni, po prostu istnieją. Nikomu nie wyrządza to szkody.
– Masz rację, że kryterium, jakie powinniśmy stosować w naszych rozważaniach to „czy wyrządza to komuś szkodę lub cierpienie”.
– Dodałabym do tego kryterium literackie.
– Co to znaczy?
– Wiesz, oni tu spisali całkiem dobre powieści, opowiadania, pamiętniki, które opublikowano nawet w wersji konwencjonalnej, to znaczy na papierze. Podam ci przykład. Widzę, że masz włączony komputer. Poczekaj, zaraz znajdę to w Internecie. Usiądę koło ciebie – mogę tak blisko?
– Wygłupisz się! Siadaj tu, przecież wiesz, że fascynujesz i pociągasz mnie!
– Popatrz, tu masz fragment powieści pod tytułem: „Życie seksualne Catherine Millet”. Popatrz, ona pisze tak:
”Spędzałam tam zwykle parę godzin. Wszystko odbywało się tak jak zawsze: ktoś wodził palcami po moim ciele, brałam do ręki wzwiedzione członki, potem, przekręcając głowę raz na prawo, raz na lewo, brałam je do ust, podczas gdy inne wpychano mi do pochwy. W czasie jednego wieczoru mogłam obsłużyć w ten sposób dwudziestu mężczyzn. Pozycja, w której kobieta leży na plecach, jej łono zaś znajduje się na wysokości podbrzusza stojącego w lekkim rozkroku mężczyzny, jest jedną z najwygodniejszych, jakie znam. Srom jest należycie rozwarty, penis — wprowadzony poziomo i bez kłopotu — dobija regularnie do dna pochwy. Facet rżnie z wigorem i precyzją. Czasami...”
– Rozumie! A nimfomanii? Są tu też?
– O takich mężczyznach mówi się tu erotomani. Oczywiście, że są! Analogicznym wyznaniem jest powieść Charles Bukowskiego pod tytułem „Kobiety”. Umieściłam ją w swojej witrynie Internetowej, aby ułatwić dyskusję. Jeśli chcesz, pokażę ci losowo wybrany fragment. Zrozumiesz wtedy, co chcę powiedzieć. Czytaj, na przykład, od strony 281:
„Ściągnąłem te żółte majtki... obejmowała mnie nogami za szyję... rozsunąłem szeroko jej uda, przysunąłem się bliżej i wsadziłem swojego pulsującego nabrzmialca w jej ciasną, gorącą pizdę. Trochę się pobawiłem, posuwając ją w różnym tempie, używając pchnięć na przemian brutalnych i pieszczotliwych, subtelnych i gniewnych. Od czasu do czasu wyciągałem go całkiem, żeby zaraz wepchnąć go z powrotem. W końcu zapamiętałem się zupełnie, pchnąłem ją kilka razy wręcz obłąkańczo, wytrysnąłem w nią gęstą strugą spermy, konwulsyjnie wystrzeliwując ją aż do ostatniej kropli... Opadłem na łóżko obok niej. Nie przestawała mnie całować. Nie miałem pewności, czy było jej dobrze. Mnie było"
Na 430 stronach tej powieści jest około pięćdziesięciorga takich epizodów. Takich kultowych powieści mają tu kilka. W podobnym stylu jest spisana powieść Valérie Tasso pod tytułem „Dziennik nimfomanki”. Podsumowując, oni mają tu solidne podstawy teoretyczne, aby rozpowszechniać filmy ze scenami gangbang i seksem grupowym.
– Dziękuję, mówisz ciekawe rzeczy. No to teraz, może zdążymy wymienić jeszcze dzisiaj opinie na temat prezentacji scen kazirodczych. Wiesz, poznałam tutaj na plaży niejaką Charlotte Gainsbourg. Ona ma teraz 48 lat. Zaśpiewała kiedyś ze swoim ojcem Serge Gainsburgiem, kontrowersyjną piosenkę pod tytułem „Lemon Incest”. Jak może wiesz, ona jest córką owego Serge’a i Jane Birkin, którzy zaśpiewali niegdyś, to znaczy w roku 1969 piosenkę: „J’ai t’aime, mon non plus”.
– Wymieniasz jednym tchem ich najważniejsze, erotyczne przełomy kulturowe. Masz rację, że prócz filmów i powieści, kluczowi są ludzie, o których często mówi się: "nie z tej ziemi". To Tessa ich wysłała. Najczęściej są to piosenkarki i aktorki. Wymieniłabym tu jeszcze Brigit Bardot, Marlin Monroe, Cher, Madonnę. Kogo dodasz jeszcze do tej list?
– Ale, co z owym incest?
– Hm... Lansowanie relacji kazirodczych jest tematem trudnym i śliskim. O tym trzeba by rozmawiać kilka godzin, a dzisiaj nie mamy czasu. Osobiście, jestem zwolenniczką jedynie ślizgania się wokół takich żądzy. Nie chciałabym uczestniczyć. Mam jednak, na przykład, pomysł na opowiadanie erotyczne, którego treść byłaby zgodna z koncepcją przybliżania zjawiska, bez jego konsumowania.
– Tak, a jaki to pomysł?
– Dwie przyjaciółki, powiedzmy Ala i Agnieszka, kobiety w wieku około 45 lat, mają synów. Syn Ali ma na imię Tomek, a syn Agnieszki ma na imię Darek. Umawiają się na spotkanie, taki wyreżyserowany seans. Scenariusz zakłada, że Tomek będzie się kochał z Agnieszką, a Darek z Alą.
– I będą bzykać się na jednym dużym łożu.
– Także na stojąco, na fotelach, na kanapie i na podłodze. Hi... uwaga! All copyrights for the idea by Vivian Reims. Wiesz Brenda, ja już koniecznie muszę lecieć.
– A miało być jeszcze o BDSM!
– Jestem godowa uczestniczyć w takim seminarium. Dzisiaj jednak nie dam rady. Mam jednak pytanie:
– Czy ty przeczytałaś już trzy tomy powieści „Pięćdziesiąt twarzy Greya”?
– Nie!
– No to masz zadanie domowe! Odprowadź mnie, proszę do drzwi. A tak, nawiasem mówiąc, mogłyśmy się chociaż przez chwilę przytulać.
– Też miałam na to ochotę! Alice powiedziała mi, że widziała cię w niezwykle podniecającej sytuacji. Miałam nadzieję, że mi pokarzesz.
– Domyślam się, o czym sobie porozmawiałyście. Dałoby się to robić w dwójkę, ale bardziej rajcowne jest to samo, ale w obecności jakiś napalonych świadków. No właśnie, według mnie, oni tu w tych swoich filmach mają słabe scenariusze na początek seksu w dwie pary. Przecież wtedy rozmowa może być bardzo kokieteryjna i zmysłowa.
– A zrobisz to też tylko ze mną... ty mnie, a ja tobie?
– Jasne, choćby jutro.
– Trzymam cię za słowo, zastanowię się, czy popłynąć z wami tym jachtem. Bye!
brak komentarzy