Sen Wigilijny Marty
21 grudnia 2018
Szacowany czas lektury: 11 min
Bardzo swobodnie popuściłam tu wodze wyobraźni. Doskonale zrozumiem, jeśli opowiadanie zostanie surowo przyjęte.
Zawsze bardzo przeżywam okres przed Bożym Narodzeniem. Nauczona przez mamę wielkiego sprzątania, gorączkowych zakupów, pośpiesznych przygotowań...
Tę Wigilię miałam spędzić sama...
Sen.
Ubieram choinkę, w tle z radia dobiega nastrojowa piosenka Marcy Grey "Winter Wonderland".
Jestem wzruszona... ale też pobudzona... Kiedy stoję na taborecie, wyobrażam sobie, że ktoś podgląda mnie! Zagląda mi pod spódniczkę! Wręcz ich widzę! To skrzaty! Małe krasnoludki z brodami jak u świętego Mikołaja! Udaję, że ich nie widzę... Ochoczo zakładam bombki... Słysząc cichutkie: - E! Niunia... największe bombki to ty masz!
Peszę się, a jednocześnie podniecam! Ależ ja uwielbiam, gdy mężczyźni podziwiają mój biust!
Raźno macham tyłkiem, a czerwona, świąteczna spódniczka faluje zamaszyście.
A zobaczcie sobie skrzaty, jakie mam seksowne pończochy! Bielusieńkie jak dzisiejszy śnieg! Z koronką w gwiazdkowy wzorek, godzien tego wyjątkowego dnia...
Tak się bałam, że spędzę najuroczystszy wieczór samotnie... oczekując może jakiegoś zbłąkanego wędrowca... Ach! Żeby taki trafił do mojej chatki! Ugościłabym go cieplutko... Dostałby ode mnie wszystko, czego by zapragnął...
Na północ wybrałabym się na pasterkę... Ależ daleka droga czekałaby mnie pieszo, nocą, przez las! Kto wie, czy tam nie dopadliby mnie jacyś rozochoceni młodzieńcy! A jakże ja miałabym uciekać!? Po tej oblodzonej drodze! W kozaczkach na wysokich, chybotliwych szpileczkach! Do tego w zimowej - długiej a wąskiej spódnicy! Mogłabym jedynie truchtać... Licząc, że nie wyłożę się od razu... Dopadliby mnie niechybnie...
I, miast spędzać pasterkę, jak Pan Bóg przykazał - w kościele, dane byłoby mi ją spędzić gdzieś w krzakach... Zamiast wydobywać z siebie radosne kolędy o Narodzeniu, wydobywałyby się ze mnie żałośliwe jęki... zamiast klęczeć na drewnianych zabytkowych klęcznikach przed świętymi obrazami... klęczałabym w mroźnym śniegu przed obrazami nie mającymi nic wspólnego ze świętością... Zamiast sadowić pupcię w cieplutkich ławeczkach... miałabym pod nią jedynie lód!
- O czymże tak marzy ta nasza dzieweczka!? - popiskiwały głosiki skrzatów.
- Patrzy się na czubek choinki! To o nim tak marzy! Hi hi hi!
Och... o tym nie pomyślałam... ten czubek ma kształt... falliczny! Taki długi! I niespotykanie, jak na choinkowy wierzchołek - gruby!
A może ja go do czegoś wykorzystam? Ależ miałyby spektakl sprośne krasnoludy! Wystarczyłoby, żebym podwinęła spódniczkę, zsunęła majtusie delikatnie w bok... ach... te stringi też są świąteczne! Czerwoniusieńkie... jak czapka Mikołaja, koronkowe i tak skąpe, że aż się prosi, żeby je przesunąć z mojej szparki... A to by gnojki miały widok! A jakież prowokowałoby to kosmate myśli... pewnie chciałby się całe wsuwać do takiej szczelinki... O nie! Na to ta grota jest za ciasna!
Na pokazywanie też jeszcze za wcześnie... Tak! Na początek niech ten czubek znajdzie się między moimi bombkami... To będzie dla nich niezapomniany widok!
Ochoczo rozpinam jeden guziczek, staniczek push- up, oczywiście także czerwony, sprężyście unosi do góry moje dumne atrybuty... Boże! Jakie one są wielkie! Przecież jeszcze wczoraj grzecznie mieściły się w miseczce D. A teraz?! Są dwa razy większe! Gdybym powiesiła je na choince jako bombki - jako żywo gałązki nie wytrzymałyby ich ciężaru!
Dla mnie też to niespotykany wcześniej ciężar! Boże! One są chyba mleczne! Jak to możliwe...?!
A to by mieli ci chłopcy z lasu używanie... A krasnoludków... musiałaby być cała banda, żeby mi je porządnie zmacać...
Wkładam czubek między wielkie melony. Z radia sączy się rytmiczna muzyczka. To Dean Martin "Let It Snow". W rytm powtarzających się słów: "Let It snow, let It snow" ... zaczynam go posuwać...
- O tak... tak...
Pewnie nie jeden z tych drani którzy mnie podrywali, wyobrażał sobie, że włoży swojego "freda" między moje cycunie...
Pochylam się i rozpinam jeszcze dwa guziczki bluzeczki... niech moje "bimbały" dyndają...
Wypinam tyłek... "No i co sobie skrzaciki wyobrażacie...? To, że jeden posuwa moje mleczne piersiątka... a drugi zapina mnie z tyłu?"
Czas włożyć czubek w moje wilgotne miejsce...
- Ochhh! Ochh! - wydzieram się.
Krasnale wariują. Widzą jak czubek zagłębia się we mnie. Pewnie chcieliby to samo...
"A nie chcielibyście gnojki, żebym czubek wzięła do buzi? Czemu nie?"
W tym momencie biorę go do ust i zachowuję się, jakbym go porządnie obciągała...
Krasnoludki ustawiły się wokół mnie.
- Wyruchajmy sukę! - zakomenderował jakiś Koszałek.
"Przecież to maluchy, nie mają ze mną szans..."
Tymczasem kilku złapało mnie za stopy w tych ślicznych czerwonych szpilkach. Pozostali podsadzają najodważniejszego, żeby wspinał się po nogach. Patrzę na to z góry... wydaje mi się, że moje nogi są dłuższe niż zwykle... Desperat gramoli się chwytając mojej pończochy...
- Ojej!
Wreszcie wdrapuje się do mojego uda!
- O Boże! Panowie... co wy robicie!
- Szykuj się mała! Gotów swoją pizdę! Będzie miała gości! Ha ha!
- Ojej... panowie... nie... proszę...
Tymczasem skrzat już chwyta za moje majtki!
- Co ty robisz...?
Pozostali gapią się z niecierpliwością.
- Ciekawe jaką ma cipę?
- Taka elegancka suka na pewno ma zadbaną, wygoloną!
Koszałek trzymający moje stringi, bez ceregieli, ciągnie je w dół!
- Ojej! Ojej!
Skrzaty widzą, że majteczki osiągnęły wysokość koronkowych manszet pończoch! Ich intensywna czerwień kontrastuje ze śnieżną bielą nylonów...
O Boże! Oni widzą moją cipkę!
Mlaszcząc, uśmiechnęli się na ten rajski dla nich widok.
- Piękniutka picza! - krzyczą.
- Już jest nasza!
Niedoczekanie wasze! Gnojki! - deliberuję w duchu - Nawet gdybym się przed wami rozłożyła, to i tak nie dacie rady mnie posiąść... Macie za małe fiutki...
I gdy ledwie to zdążyłam pomyśleć, dostrzegłam, że z ich rozporków wyrastają olbrzymy! Rosną i rosną, są dwa razy większe od ich właścicieli! O Boże! Już mają czym zrobić mi porutę!
Tymczasem Koszałek chwyta moją szparkę swoją malutką rączką. Próbuje szczypać moje wargi!
- Auuuuaaa!
Czuję się upokarzana, i to przez karzełków. Ale to upokarzanie sprawia mi sporą przyjemność...
- Sprawdź jaką ma kuciapę! Czy ciasną?
Koszałek natychmiast pakuje swoją rączkę w moją pochwę. Bada niezwykle starannie.
- Coś chyba mało przepychana! Ciasna jak cholera! Jak u uczennicy, a nie nauczycielki!
A to gnojki! Komentują kształt mojej piczki!
- A to jak wąska, to już my ją udrożnimy! Ha ha ha!
Sytuacja zaczęła mnie przerażać.
- Panowie... ufam, że zacne z was skrzaty... Ostawcie mnie z pokojem...
- Nie ma takiej możliwości... Nie zostawimy pani profesorki z nieprzetkaną psitką! Ha ha!
"Ciekawe, jak wy gnojki sobie ze mną poradzicie? Jak wy chcecie mnie posiąść?"
Na komendę Koszałka, jedna grupa poczęła ciągnąć moją lewą nogę, a druga prawą.
Po chwili byłam rozkraczona maksymalnie. Moje stringi naciągnęły się jak guma, omal nie pękły. Karzełki zyskały korzystniejszy widok!
- Bajeczna pizda!
- Aż się prosi, żeby ją przeszperać!
- Oj panowie... będziemy się w niej panoszyć do białego ranka!
Wyobraziłam sobie, że wszystkie te krasnoludzkie kutasiki zechcą mi urządzać z cipki jesień średniowiecza! Przeraziłam się nie na żarty.
Każdy z nich przebuszuje mi ją na potęgę! Przecież na drugi dzień nie będę mogła siedzieć!
Zaczęłam biadolić.
- Ależ wy mnie zaraz rozerwiecie na dwie części! Błagam! Puśćcie mnie. Urządzę wam Wigilię...
- Wigilię to już my ci urządzimy taką, że popamiętasz do końca życia! Ale możemy cię puścić. Pod warunkiem, że obiecasz nam dziwko, że będziesz posłuszna!
Sama dziwiąc się sobie, kornie potwierdziłam im moją uległość.
- Obiecuję... zrobię co zechcecie...
I czuję że to wyznanie sprawia mi niemałą przyjemność.
- Na początek zakręć kuperkiem! Ha ha ha!
Demonstrując jak bardzo jestem uległa, odwracam się do nich tyłem, wypinam pupę w ich stronę, po czym mocno nią trzęsę.
- Ale spory zadek!
- To po to, żeby ją amortyzował, jak będzie ujeżdżana! Ha ha ha!
- Nastaw teraz pizdo swój zad na klapsa!
Koszałek wskoczył na taboret i czekał.
Posłusznie podeszłam i nadstawiłam tyłek aż pod jego długą brodę. Zamachnął się srodze i z całej siły smagnął pośladek ręką.
- Aaauuuaaaa! - krzyknęłam nad wyraz głośno.
- Lubimy słuchać jak krzyczysz dziwko! Teraz będzie na gołą dupę! Podwijaj kiecę!
Posłusznie podwinęłam spódniczkę i wypięłam się mocniej.
- Auuućććććć! - pisnęłam płaczliwie.
Stałam przed nimi rozmasowując pośladki.
- Teraz pokaż doje!
Udałam wielkie zawstydzenie.
- Szybciej kurwo!
Ponaglona, demonstrując swą bezsilność, rozpinałam guziki bluzki, przeciągając czynność niepomiernie.
- Nie judź kurwiszonie!
Rozpięłam stanik. Z czerwonej koronki wysunęły się dwie ogromne kule.
- Co za bimbały! Mogłabyś nas wszystkich wykarmić!
- Uklęknij i nachyl się! Chcemy ci je zmacać!
Bez wahania, spolegliwie uklękłam i pochyliłam się, aż piersi niemal dosięgły podłogi.
Rzucili się na nie z wszystkich stron. Obejmowali, ściskali. Dwóch zaczęło ssać sutki. Wtedy pozostali chwycili się za ręce i miarowo gnietli cycki, jakby pompowali mleko tym dwóm, którzy ssali. Ssali? To mało powiedziane! Oni wręcz ciągnęli! Wręcz mnie doili!
Dziwiłam się, skąd u mnie mleko...?! A tymczasem ich małe mordki całe były białe od śnieżnobiałego napoju...
- Wyruchajmy ją w cycki! - padła krótka komenda.
Natychmiast kilku z nich wdarło się między moje piersi. Pozostali dociskali je do siebie. Poczułam jak w rowku między kulami poczęły pracować usilnie małe kutasiki... ocierając się intensywnie o cyce...
- Ej! Mała! Jak ci się podoba to, że jesteś dymana na hiszpana!
Paradoksalne było nazywanie mnie małą... właśnie przez nich... Natomiast... no tak... jestem przez nich właśnie dymana...
Na potwierdzenie tego faktu, skrzaty, jak na komendę, wystrzeliły! Oczywiście na moje cycki! To niewiarygodne! Miały w sobie znacznie więcej nasienia, niż same ważyły! Cały biust miałam ospermiony! Jakby w ten sposób samczyki chciały oznaczyć swoje władztwo... - Terra Nanus (Terytorium Krasnoludzkie) - zdawali się wykrzykiwać.
Białe strużki ściekały na rozpięty stanik, kontrastując z jego czerwienią.
- Wetrzyj spermę w swoje baniaki! Niech nasze plemniki przenikają ciebie!
Posłusznie rozprowadziłam lepką substancję po całym biuście. Gdy ją wmasowywałam, kleiła się do dłoni.
Wydawało mi się, że czuję jak skrzacie plemniczki ochoczo wnikają w moje ciało...
- Był hiszpan! Czas na francuza!
Krasnale ustawiły się w rzędzie na stole wigilijnym. Ich penisiki sterczały niczym świece adwentowe.
- Klęknij przed stołem! Jak do pacierza przed Wigilią!
Czołobitnie padłam na kolana. Dokładnie na wprost mojej twarzy sterczał jak pika, atrybut Koszałka.
- Śpiewaj nam kolędy dziwko!
Wydobyłam z siebie pierwsze dźwięki tony "Lulajże Jezuniu...", już wtedy, gdy ułożyłam z ust dzióbek do sylaby "luuu" wylądował w nich grocik krasnoluda. Zaczął się panoszyć w moich ustach. Traktował je jak waginę... Malutkimi rączkami objął mnie za głowę, a penisa wpychał aż do gardła. Czułam, jak pęcznieje!
- Aaaaa! Aaaaa! - darł się nabuzowany krasnal - zrucham ci kurwo gardełko! Po Migdałki!
I tak każdy po kolei...
Każdy też chciał wytrysnąć w inne miejsce. Jeden do buzi, drugi na twarz, trzeci we włosy...
Znów moja dłoń kleiła się od białej, jak śnieg za oknem, substancji.
- Widzimy, że jest tradycyjne wigilijne sianko pod stołem. Wiesz po co?
Gdy prawiłam banały o tradycji, wybuchnęli śmiechem.
- Po to, żebyś została wyruchana na sianie, jak na wiejską dziewkę przystało! Rozkładaj się cipo!
Pokornie rozłożyłam się na wigilijnym sianku. Szybko obstąpili mnie, przepychając się nawzajem i kłócąc o pierwszeństwo.
- Widzisz kobieto, zamiast jednego zbłąkanego wędrowca, masz ich tylu...
Byłam potwornie ciekawa, jak to jest być przelecianą przez krasnoludków... Co będę czuła?
- Podwiń spódnicę, ściągnij majtki i szeroko rozłóż nogi!
Służalczo wręcz wypełniałam polecenie. Podciągnęłam spódniczkę, jakbym nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie będę dupczona. Niczym striptizerka zdjęłam stringi i położyłam je obok na sianku. W tej samej chwili kilku krasnali- fetyszystów rzuciło się na nie, żeby zabrać sobie na pamiątkę. Z racji tego, że koronka była cienka jak mgiełka - porwali ją w strzępy...
Kiedy szeroko rozwarłam uda, ustawiła się przed nimi długa kolejka niecierpliwych krasnoludków.
- Ja pierwszy!
- Ja! Ja!
- Ale ja muszę!
Poczułam specyficzny rodzaj dumy, że moja piczka ma takie wzięcie... A z drugiej strony niepokój... "Boże! Czy ona biedna to wytrzyma?! Jest taka wrażliwa... ciasna..."
Tymczasem sprośne trolle niosły przed sobą monstrualnych rozmiarów potwory!
"Matko! Te monstra mają penetrować moją bezbronną pisię....?
Będą w niej buszować... plądrować ją... O mój Boże!
Podążają w moją stronę wpatrzeni w jeden punkt, niczym trzej królowie zapatrzeni w gwiazdkę..."
- Pierwsza gwiazdka zabłysła na niebie! Czas zaczynać!
Pierwszy z potworów dotknął warg sromowych.
- Zasadź jej! Nie ma co się z nią cyrtolić!
Podniecały mnie takie uwagi... Wskazywały że jestem dla nich tylko po to, żeby mogli się na mnie wyżyć. Zwyczajnie ulżyć sobie w mojej piczy...
Nieludzki olbrzym począł wdzierać się wgłąb, czułam go na ściankach pochwy.
- Aaaaaa aaaaa! - jęczałam, przyjmując ulegle moją dolę.
Miałam wrażenie, że on rośnie we mnie! Z łatwością dobijał się do dna pochwy.
Boże! - pomyślałam - a jeśli oni mnie zbrzuchacą?! To co takiego mi zmajstrują? Krasnoludka? I co ja powiem sąsiadkom, jak będą się wścibsko dopytywać - z kim jestem w ciąży?!
- Szybciej! Szybciej! My tu wszyscy czekamy!
Dopingowany krasnal przyspieszył łomotanie mojej piczki.
- Acchh! achh! - jęczałam szybciej, w rytm jego pchnięć - Tylko błagam, nie kończ we mnie... chyba nie chcesz zrobić ze mnie mamusi krasnoludka?
Moje prośby dały przeciwskuteczny efekt. Z lubością spuścił się w środku.
Kolejni wykazali podobnie niespożyte siły. Jakby rywalizowali ze sobą, który ostrzej mnie wygrzmoci... który wydobędzie ze mnie głośniejsze jęki...
Jedni celowali w szybkie tempo, inni chcieli zademonstrować, jak długo potrafią się nade mną pastwić. Wreszcie byli tacy, którzy lubowali się w wulgarnym wyzywaniu. Ileż to razy zostałam nazwana dziwką, szmatą, czy kurwą. Znosiłam to spolegliwie.
Wreszcie pojawili się dwaj tacy, którzy na raz chcieli wtargnąć do cipki. Zignorowali moje protesty i dźgali mnie jednocześnie...
Większość finiszowała w mojej piczce. Ale kilku zapragnęło wykazać się fantazją. Jeden zapaskudził mi spódniczkę, inny spuścił się między pończochę a udo, jeszcze inny oblał moje szpilki...
Miałam wrażenie, że ta kolejka krasnali w ogóle się nie kończy. Czy ich jest tak wielu? Czy ci co właśnie mnie posiedli, wracali znowu na jej koniec...?
Nie muszę dodawać, że tej Wigilii nie dane mi było pójść na pasterkę...