Samolot
4 sierpnia 2017
Szacowany czas lektury: 11 min
Zmęczona stałam w kolejce do odprawy, czekał mnie nocny lot na drugi koniec świata. Opierając się o walizkę leniwym wzrokiem lustrowałam ludzi wokół mnie, czyli moich współtowarzyszy podróży przez następne dziewięć godzin na wysokości jedenastu tysięcy metrów. Cudownie. Przestąpiłam z nogi na nogę, płacz dziecka tylko wzmagał moje rozdrażnienie. Dzieci, rodzice, studenci, turyści, nikogo ciekawego. Moja kolejka była na szczęście krótsza z powodu biletu w pierwszej klasie, uśmiechnięta podeszłam do stanowiska. Załatwiałam właśnie kłopoty w wagą bagażu kiedy to poczułam mrowienie na karku. Dłoń odruchowo chciała powędrować do ukrytego przy nodze sztyletu. Tak, miałam zamiar przewieźć broń. Tak, nielegalnie. I owszem, uda mi się to. Opierając się o blat odwróciłam głowę. Za mną stał wysoki brunet, spojrzał mi w oczy i poruszył się niespokojnie, pod koszulką mogłam dostrzec zarys mięśni. O tak, to jest ktoś wart uwagi. Nie spuszczałam z jego ciemnych oczu spojrzenia do momentu aż pracowniczka lotniska nie przypomniała mi, że muszę dopłacić za bagaż. Wyjęłam portfel i pieniądze, podpisałam co trzeba i dostałam potwierdzenie, odchodząc wciąż czułam na sobie jego wzrok. Spojrzałam na zegarek, została mi godzina do odlotu, ociągając się ruszyłam w stronę kontroli. Szedł tuż za mną. Niestety tu nas rozdzielono, ja przeszłam przez bramki i przeszukanie bagażu bez problemów, za to jego wzięli na szczegółową kontrole, ciekawe co im nie pasowało. Chociaż muszę przyznać, że już sam wygląd przyciągał uwagę, miał niebezpieczny błysk w oku, taki sam który widzę u moich współpracowników. Ale czym się zajmuje? Tajne przez poufne i cholernie nielegalne. Aby nie wzbudzać podejrzeń zabrałam swoje rzeczy z taśmy i nie oglądając się za siebie ruszyłam w głąb strefy wolnocłowej. Czterdzieści minut do odlotu, a więc czas na zakupy.
***
Z westchnieniem zanurzyłam się w miękki skórzany fotel pierwszej klasy, jako pierwszy pasażer na pokładzie. Powiedzmy, że dzięki znajomościom wpuścili mnie przed czasem. Miałam miejsce w ostatnim rzędzie tuż przy oknie, i z tego co się orientowałam to cały tylni rząd, czyli sześć miejsc włącznie z moim miał być tylko w połowie pełny, mimo że cała ekonomiczna była wypchana po brzegi tak w pierwszej miały być pustki. I dobrze, nie lubię tłoku. W momencie jak obsługa zaczęła dopiero sprawdzać paszporty innych pasażerów pierwszej klasy ja już zdążyłam opróżnić do połowy powitalny kieliszek prosecco. Bacznie obserwując wsiadających, siedziałam skulona na fotelu i kończyłam wino. Wpierw jakiś biznesmen obowiązkowo z walizką i laptopem, łysiejącą głowę usilnie próbował zakryć ułożonymi kępkami siwych włosów, nieskutecznie. Następnie za nim kobieta, młoda a już styrana, możliwe że asystentka łysiejącego ponieważ podążała krok w krok za nim na przód samolotu. Za biznesową parą drugim rzędem dalej ode mnie szła kobieta z małym synem za rękę, świeciła tak że nie dało patrzeć. Zbyt wiele biżuterii kole w oczy. Kolejna para biznesmenów, jakoś po czterdziestce, wszyscy w garniturach i ze znanym już zestawem. Zaśmiałam się w duchu na myśl jak bardzo odstaje od reszty pasażerów, ubrana w zwykłą czarną bluzę i równie czarne obcisłe jeansy. Mimo upału panującego zarówno w naszym kraju jak i w kraju docelowym tak w samolotach zawsze marzłam, więc nieprzypadkowo wybrałam właśnie taki strój. Zdziwiłam się nie widząc mojego interesującego nieznajomego, może go jednak zatrzymali? Ale w to akurat wątpiłam, nasz gatunek nie daje się złapać na lotniskach. No cóż, zniechęcona rozejrzałam się po kabinie, dwa miejsca tuż przede mną były puste, te po prawej również, dopiero po przeciwnej stronie na skos ktoś siedział, dalsze rzędy bliżej kokpitu były pozajmowane, zaś mój ostatni rząd był całkiem pusty. Uradowana tym faktem poprawiłam się w wielkim fotelu i wyjrzałam przez okno, kątem oka widziałam rękaw przez który niczym mrówki pełzli pasażerowie pozostałych klas. Nagle moje ciało się napięło a zmysły wyostrzyły, no w końcu. Starając się zachować neutralny wyraz twarzy odwróciłam się od okna i spojrzałam na nowo przybyłego. Brunet już chciał coś powiedzieć spojrzeniem przewiercając mnie praktycznie na wylot, ale głośny komunikat kapitana mówiący o nakazie usadowienia się i zapięcia pasów skutecznie mu w tym przeszkodził. A wiecie gdzie usiadł? O tak, dokładnie obok mnie.
- Hej - powiedział uśmiechając się do mnie.
- Hej - odpowiedziałam siadając prosto i zapinając pas.
Pomimo wyluzowanej postawy było w nim jakieś napięcie, zaciekawiona spytałam wprost:
- Boisz się?
Zdziwiony odpowiedział:
- Może trochę, nie lubię latać.
- Nie przejmuj się, jest spokojna noc, czyli będzie spokojny lot. - uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco.
Samolot kołował po lotnisku rozgrzewając silniki. Przez okno widziałam, że jesteśmy trzeci w kolejce do pasa. Jak zwykle w samolocie w chwili startu panuje urywany oddech i owe napięcie. Osobiście uwielbiałam miasta nocą, i uwielbiałam latać, więc spokojna patrzyłam na lotnisko w pełnej krasie czekając na start, niczym małe dziecko na cukierki. W końcu samolot zakręcił, tym samym wjeżdżając na właściwą prostą. Silniki zahuczały, a maszyna zaczęła się rozpędzać. Spojrzałam na mojego nieznajomego i wyciągnęłam do niego dłoń, spojrzał na nią wahając się po czym splótł nasze palce i oparł się o fotel spoglądając ze mną przez okno. Nasze spojrzenia przenikały się w potrójnej szybie za którą coraz to szybciej mijały światła ostrzegawcze pasu startowego. W jednej chwili wielki Boeing który był na ziemi znalazł się w powietrzu wznosząc się coraz wyżej. Poczułam mocniejszy uścisk ręki więc nic nie mówiąc spojrzałam mu prosto w oczy i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
- Widzisz? Wszystko w porządku. - rozluźniał się coraz bardziej gładząc przy tym lekko moją dłoń kciukiem, co nie ukrywam sprawiało mi niemałą przyjemność. Samolot zataczał wielki łuk ukazując piękną panoramę miasta mieniącego się milionem świateł, jeden z najpiękniejszych widoków na ziemi. Tkwiliśmy tak zapatrzeni to w siebie to w widok za szybą. Z tego stanu wyrwał nas ponowny głos kapitana i dźwięk informujący o możliwości odpięcia pasów co też ochoczo uczyniłam. Kapitan zaś mówił, przez co lecimy, ile nam to zajmie, i że zaraz będzie kolacja. Normalka, toteż nie skupiając się na jego słowach oparłam głowę na ramieniu mojego nowego towarzysza i znowu podkuliłam nogi. Moja drobna postać o szatynowych włosach topiła się wręcz w granatowej skórze wielkiego fotela. Ogólnie panowała dobra atmosfera, słyszałam że z przodu biznesmeni zostali już poczęstowani pierwszą partią alkoholu. Kiedy stewardessa zajechała do nas wzięłam brandy z lodem, zaś nieznajomy wziął whisky. Stuknęliśmy się na zdrowie, i w końcu mnie ocknęło, że nawet nie wiem jak ma na imię.
- Jestem Pru, miło mi. - wyciągnęłam rozbawiona rękę na powitanie.
- Cole. - chwycił ponownie moją dłoń i ucałował.
W oczekiwaniu na kolacje prowadziliśmy niezobowiązującą rozmowę, płytką wręcz bym powiedziała. Niewypowiedziane słowa wisiały w powietrzu, domyślałam się ze mogliśmy działać w jednej branży, tym bardziej nie mogliśmy wymienić ani słowa o tym. Nigdy nie wiadomo kto słucha, mimo że w pobliżu nie było nikogo. Po niecałej godzinie i paru szklankach alkoholu płakaliśmy ze śmiechu. Dusiłam się w jego ramie i nie mogłam się opanować z trudem łapiąc oddech, spojrzałam na niego i zobaczyłam łzy w jego oczach przez co zaczęłam śmiać się jeszcze bardziej. Kolacja miała dopiero nastąpić także nikt nie zgłaszał skargi na przeszkadzającą parę z tyłu, zresztą z tego co widziałam do tym z przodu również dopisywał już humorek i wszyscy łącznie z bogatą mamusią wznosili kolejne toasty. Na szczęście granatowa i gruba kotara oddzielała nas od reszty samolotu więc nie widziałam co się tam działo. Ludzie byli na pewno głodni i zniecierpliwieni bowiem kolacja miała być dobre półgodziny temu a oni nie mieli niczego do popitki w porównaniu z nami. Kolejną godzinę później cały samolot był już najedzony, światła przygaszone, panował półmrok graniczący z ciemnością. Żadne dziecko już nie płakało, żaden dorosły nie zanosił się śmiechem. Miałam wrażenie, że podróżujemy niczym po bezkresnym morzu, a na nasz statek ktoś rzucił klątwę snu. Za to ani ja ani Cole nie spaliśmy, nie byliśmy też upici do nieprzytomności. Było wyluzowanie ale i moralnie w normie hehe. Jego dłoń błądziła po moim kolanie wspinając się raz po raz wyżej i wyżej po udzie, moja zaś wpleciona w jego prawie czarne, zmierzwione włosy. Omawialiśmy właśnie fryzurę drugiego pasażera, siwego łysiejącego biznesmena kiedy nasze twarze będące i tak blisko zbliżyły się jeszcze bardziej. Nie czekając na jego reakcje musnęłam wargami jego usta, składając na nich za drugim razem lekki pocałunek, trzeciego razu nie było. Był niczym przyczajony tygrys gotowy do skoku, no i skoczył. Chwycił mnie z cichym warknięciem pod kolana i przyciągnął do siebie tak, że usiadłam na nim okrakiem. Panujący mrok tylko potęgował doznania, raz po raz ocierałam się o niego czując coraz to większy wzwód, nasze języki tańczyły w szalonym tańcu, rękoma objęłam go za szyję i wpiłam się w niego jeszcze bardziej. W odpowiedzi rozpiął moją bluzę która następnie wylądowała gdzieś pomiędzy siedzeniami, jego dłonie wślizgnęły się pod koszulkę i błądziły po moich nagich plecach. Nie pozostając mu dłużna ściągnęłam jego koszulkę zachwycając się umięśnioną klatką. Zabójca, wiedziałam. Oderwałam od niego usta i zjechałam powoli dłonią od jego szyi w dół, poznawałam napinające się pod skórą mięśnie oraz szłam śladem tatuażu, oplatającego go złowieszczego smoka. Moja ręka doszła do spodni, podniosłam na niego wzrok zobaczyłam jego wygłodniałe spojrzenie, tygrys i ofiara. Podniosłam się z niego i porozumiewawczo kiwnęłam głową w stronę mojego siedzenia, przy oknie było idealnie osłonięte od nieproszonych oczu, chociaż i tak mało prawdopodobne by ktokolwiek coś dojrzał. Przeniósł się szybko w bok, chwycił mnie ręką za kark i sprowadził na kolana tuż między jego nogami, po drodze zdjął moją cienką podkoszulkę pod którą nic nie było, na co zadowolony pokiwał głową. Pieścił przez chwile moje piersi zahaczając przy tym o kolczyki w sutkach, chwycił za gardło i pocałował, władczo przy czym przygryzł moją wargę. Cholernie spragniona sięgnęłam do zapięcia jego spodni, szybko się ich pozbyłam wraz z bokserkami. Nie zawiodłam się, przygryzłam wargę patrząc mu w oczy i chwyciłam go w drobną dłoń, następnie językiem przejechałam po całej długości od jąder aż po główkę. Zebrał ręką moje włosy i niecierpliwie pchnął moją głowę. Objęłam go szczelnie wargami i pomagając sobie ręką wzięłam się do roboty. Ledwie udało mi się zmieścić połowę z powodu jego dużych rozmiarów, nadawał ręką swoje tempo które dzielnie wykonywałam czasem się przy tym dusząc. Nagle pociągnął mnie za włosy zmuszając do tego żebym wstała, lekko się zachwiałam i oparłam o puste siedzenie za plecami. Sięgnął do guzika moich jeansów i się ich sprawnie pozbył. Zostałam w samych czarnych stringach drżąc od jego spojrzenia sunącego po całym moim, prawie nagim ciele. Przyciągnął mnie bliżej i zaczął całować brzuch, przygryzając lekko skórę, również na biodrach co doprowadzało mnie do niemego szaleństwa. Cóż za wyszukana tortura. Widząc błaganie w moich oczach zdjął ze mnie w końcu ostatni mokry już kawałek materiału. Stałam przed nim naga, zadziornie wzięłam palec wskazujący do buzi lekko go ssąc i liżąc, druga ręka powędrowała na pierś ściskając ją mocno. Posłałam mu wyzywające spojrzenie i nie czekając na jego ruch usiadłam mu ponownie okrakiem na kolanach. Tym razem naszych ciał nie dzieliło już nic. Otarłam się kobiecością o jego przyrodzenie doprowadzając przy tym i jego i siebie do skraju ekstazy, wszystko w ciszy której próbowaliśmy nie przerwać naszymi urywanymi oddechami. Naprowadził członka na moje wejście, odchyliłam głowę i powoli zaczęłam na niego opadać rozkoszując się każdym milimetrem rozpierającym moje ciasne i rozgrzane wnętrze. Wbiłam mu paznokcie w ramiona i z trudem łapiąc oddech opadłam do końca. Był cały we mnie. Poruszałam się lekko biodrami nie odrywając spojrzenia od jego dzikich, rozpalonych oczu. Jego ręce spoczywały na moich pośladkach. Pocałowałam go namiętnie i uniosłam się na nim by po chwili znowu opaść. Każdy najdrobniejszy ruch w środku, doprowadzał mnie prawie do krzyku. Cole odchylił głowę i zaczął nadawać tempo moim ruchom. Po chwili skakałam na nim, przygryzając wierzch dłoni zębami byleby nie krzyczeć. Świadomość już dawno odleciała jeszcze wyżej niż pułap na którym się znajdowaliśmy. Liczył się tylko on, jego penis ostro penetrujący moje wnętrze, parzący dotyk na moim ciele, i nasze usta złączone w jedność. W momencie gdy jedną dłonią złapał mnie mocno za szyję podduszając, a drugą wciąż nadawał coraz to szybsze tempo byłam w piekielnym niebie. Moje ciało ogarnęły skurcze przyjemności, potęgując tym samym doznania mojego partnera. Wygięłam plecy w łuk kiedy poczułam zalewające mnie ciepło. Opadłam na niego wyczerpana z trudem łapiąc oddech i resztki świadomości, oplótł mnie mocno ramionami i tkwiliśmy w tym uścisku przez długi czas. Nie wiem ile czasu minęło, mogła być to cała wieczność, a mogła być sekunda. Moja twarz spoczywała w zagłębieniu między jego szyją a barkiem, nasze mokre ciała unosiły się we wspólnym rytmie oddechów, a serca powoli uspokajały swój bieg. Odgarnął mi włosy z twarzy i pocałował czule. Po jakimś czasie ubraliśmy się i jako tako ogarnęliśmy. Fotel ustawiliśmy w pozycji leżącej, a ponieważ jak już wspomniałam był ogromny zmieściliśmy się w nim oboje. Cole się w nim wygodnie ułożył na plecach, a ja wtuliłam się w niego oplatając go ramieniem i nogą. Ukojona jego dotykiem gładzącym moje ciało, oraz kołysana gładkim lotem samolotu zasypiałam. Ignorując ryk silników, a wsłuchując się w rytm bicia jego serca zamknęłam z uśmiechem oczy.