Pułapka
19 stycznia 2024
Szacowany czas lektury: 6 min
Strumyk spienionego mleka połączył się z brunatnym roztworem na dnie podgrzanej filiżanki, po czym cmoknął na pożegnanie kawową taflę i prowadzony ruchem baristy utworzył na niej wzorek. Artyzm falującego serduszka zdobił rzemiosło skrywającej się pod nim doskonałej proporcji składników.
Nie było czasu nacieszyć się tym widokiem. Młoda kobieta w roboczym uniformie natychmiast pochwyciła porcelanę i umieściła na talerzyku, tuż obok wysokiej szklanki z trzema mleczno-kawowymi piętrami. Złapała oburącz paterę i pewnym krokiem opuściła kuchnię, mieszając rozkoszny aromat nasion arabiki ze słodkawym zapachem kawiarni. Znad wielkoformatowej bulwarówki wychynęła siwa głowa starszej pani, odprowadzająca wzrokiem zagadkowe kapucziny. Kilku gości głośno przełknęło ślinę, lecz bardziej za sprawą opalonych łydek pracownicy. Ta nic sobie z tego nie robiła i powędrowała prosto do siedzących przy oknie dziewcząt.
Jedna blondynka, w białych okularach i ze szczerym uśmiechem landrynkowych ust, z kolei druga mocno wyszminkowana, miała brązowe włosy opadające na gotowe do ataku oczy. Nie wyglądały na przyjaciółki, a mimo to, pochylone nad stołem, zdawały się wymieniać informacjami wagi państwowej. Kelnerka nie śmiała przeszkadzać. Łamaną polszczyzną zażyczyła im smacznego i z grzecznym uśmiechem rozpłynęła się w powietrzu.
– Jak to nie możesz iść do Eryka na urodziny? – Małgorzata z emocji odepchnęła się dłońmi od stołu, a jej twarz przysłoniła na moment zgraja ciemnych kosmyków.
– Korepetytorka doniosła, że nie przerobiłam zadań na wakacje. Rodzice w życiu mnie nie puszczą.
– To nie możesz, czy cię nie puszczą?
– Nie mogę, bo nie puszczą.
– Wyjdź oknem.
– Taa… wtedy bym już chyba nigdy nie wyszła z domu.
– Bo co, zabetonują okna?
Klara pokręciła głową z niedowierzaniem. Dotarło do niej, że przyjaciółka nie żartuje.
– Nie zrobię tego – odpowiedziała roześmianym głosem. Nigdy nie traciła entuzjazmu.
– Tyle razy ci mówiłam, że rodziców trzeba umieć sobie wychować. – Przewróciła oczami Małgorzata.
Słowa dezaprobaty przykuły uwagę kilku kobiet, które jednak szybko odwracały głowę pod ciężarem spojrzenia młodszej o połowę pannicy.
Blondynka pociągnęła przez słomkę pierwszą warstwę latte macchiato, a kumpela przebiła mleczne serce i spiła z palca białą krew.
– Naprawdę nie rozumiem… Jak to jest, że raz powinie mi się noga i rodzice zaraz wszystkiego mi zabraniają? Ty łamiesz zasady, robisz im wręcz na złość, a po wszystkim jeszcze ci usługują.
Nad stołem zawisła wakacyjna historia, kiedy to szatynka wpierw storpedowała rodzinne spotkanie, a potem uciekła z domu do starszego mężczyzny. Po nocy pełnej nieprzyzwoitości poprosiła tatę o zawiezienie do domu, a ten zrobił to z uśmiechem na twarzy. Nikt, kto znał jej ojca, nigdy by w to nie uwierzył. Chyba że znał też Małgorzatę.
– Musisz wykorzystać ich słabość.
– A po czym rozpoznajesz, że są słabi?
– Zazwyczaj po tym, że zabrali mnie ze szpitala. – Uśmiechnęła się pod nosem. – Są w pułapce zaangażowania.
Klara z wrażenia otworzyła usta. W gęstym okablowaniu jej umysłu połączyły się właściwe styki, a nad głową rozbłysła kreskówkowa żarówka. Kujonica z lekkością wyrecytowała szereg badań i eksperymentów dowodzących istnienia tego zjawiska. Zgodnie z jej słowami, ludzie gotowi są dłużej bronić wątpliwej jakości produktów, gdy zaangażowali w nie więcej pieniędzy. Trudniej im za to opuścić grupę, jeśli dostanie się do niej kosztowało dodatkowy wysiłek, na przykład w drodze rekrutacji czy osobliwego chrztu.
– Ból, pieniądze, emocje, czas. Nie po to tak się poświęcają, by ich dziecko stoczyło się na dno. – Pokiwała głową. – Tylko że ja nie chcę robić sobie krzywdy!
– Ty moja blondynko… Spraw tylko, aby uwierzyli, że możesz się zranić.
Klara podumała chwilę, po czym obiecała spróbować. Temat uznała za zamknięty. Popiła kawę i wyjrzała przez witrynę na szalejący deszcz.
– Tak kończą się ostatnie podrygi lata…
– Nareszcie… Posłuchaj. Codziennie wstaję pół godziny wcześniej, żeby zrobić makijaż. Szminka, maskara, cień. – Wyliczała na palcach. – Mój stary ledwo wyrabia na puder, żebym mogła ukrywać piegi na nosie. Wieczorem maseczka lub wcierka, często jedno i drugie. Wiesz, jak jest. Do tego depilacja. Paznokcie. Czasami kosmetyczka. Wkurwia mnie już, że od miesięcy faceci mają nasze piękno za darmoszkę.
– Coś w tym jest. Przez całe lato mogą nas oglądać w krótkich spódniczkach i zaglądać w dekolt. Nie mówiąc już o tym, co się dzieje nad jeziorem… Cała plaża zerka na nasze wypielęgnowane ciała. Na płaskie brzuchy, odkryte plecy, niemal nagie pupy. A co dostajemy w zamian? Włochate bojlery!
– Już dawno bym to ukróciła, ale nie dość, że się w grubych ciuchach ugotuję, to jeszcze zrobię z siebie wariatkę.
– Trzeba skończyć z tym męskim światem.
– Trzeba. Może jakoś to oglądanie opodatkować? Denis tak cię ostatnio pożera wzrokiem, że po tygodniowym głodzie grama by nie zrzucił. Niech da coś w zamian.
– Ja nie wiem, czy chcę, żeby on mi coś dawał… Za to podatek od podziwiania brzmi dobrze. – Klara wystawiła kciuki w górę.
– Najlepiej bezgotówkowy. W szkole mogliby nam nosić plecaki, a na plaży chodzić po zimne napoje.
– Tak! Wtedy każdy czerpałby coś od drugiej strony. – Podekscytowana Klara nie mogła usiedzieć na miejscu. Zupełnie jakby lada chwila świat miał głosować nad ich wielkim projektem.
– Latem to już naprawdę bywam wściekła jak rolnik na ukraińskie zboże. Ile to trzeba umizgów, by taki patrzył tylko na ciebie? Najgorsze, że my, kobiety, nawzajem obniżamy swoją wartość. Przychodzi jesień, zmieniamy garderobę na skromniejszą i od razu stajemy się warte tyle, ile powinnyśmy. Wtedy wystarczy odkryć trochę uda i panowie od razu się zapowietrzają… Ej! Chyba nie zamierzasz tego dopijać?!
Ręka Klary zastygła w połowie drogi do szklanki, po czym tchórzliwie schowała się pod stołem.
– No tak: „nigdy nie dopijaj drinków. Niech chłopacy wiedzą, że muszą się bardziej postarać”… I wpaść prosto w pułapkę! Muszę nad tym popracować. Walka o równość wymaga poświęceń.
– Najgorsze, że i tak dalej będzie niesprawiedliwie. Zwłaszcza w łóżku. Jesteś pasztetem, to im nie stanie. Jesteś jak modelka – wytrzymają minutę. Kto to wymyślił, żeby wszystko zależało od tego z fujarą?
– Ciszej… – Zarumieniona Klara w zawstydzeniu rozejrzała się na boki. Na całe szczęście wokół nie było nikogo, kto mógłby zakwestionować jej porządność.
– Mam z tym problem. Problem techniczny, powiedziałabym. Nie mogę pojąć, dlaczego podczas seksu nie możemy oddać im tylko tego czy owego. Nie! Trzeba od razu całą siebie. Chłop ma jedno zadanie, a przy okazji może wszystko wymacać.
– Powinni mieć to dozowane. Korony by im z główek nie pospadały, gdyby o nogi, usta czy biust musieli toczyć osobne bitwy.
– Najgorzej jest od tyłu. Podpierasz się dłońmi i nic nie możesz. Nie wiesz kiedy, a złapie cię taki za włosy. Nawet nie pomyśli, że przez cały rok traktujesz je wcierką z aloesu. Mój pewnie nawet nie wie co to takiego. Nic też go nie powstrzyma przed strzeleniem mi z ręki, jakby nie pamiętał, kto tu rządzi!
– Pozwalasz mu na to?! Nie rozumiem… – Blondynka urwała w pół zdania. Wtem zakryła ręką usta. – Czy ty wpadłaś w pułapkę?
Małgorzata głośno wypuściła powietrze.
– Gorzej. Chyba za bardzo to lubię.
Drogi Czytelniku! Przeczytałeś do końca? Pozostaw po sobie komentarz. To najlepsza nagroda dla twórcy.