Powiedz, jak mam o tym zapomnieć

3 maja 2013

Szacowany czas lektury: 8 min

Przepraszam z góry za ckliwość. Opowiadania w wydaniu Mirabelkowym mają to do siebie:) Czasami człowiek musi, inaczej się udusi... :*

Spotkałam się z Markiem ostatni raz. To znaczy "łożkowo", bo przecież spotykać się będziemy codziennie w pracy, niezmiennie udając, że nic między nami się nie zmieniło. A przecież zmienić musiało się wszystko. Wiem to na pewno, że innych dwoje ludzi nie mogłoby być bliżej niż my. Ale postanowiłam zakończyć tę zażyłość, na jaką sobie niefortunnie pozwoliłam w przypływie kobiecej słabości. Musiałam to zakończyć, jak chwilowy kaprys, który nagle, jakby z dnia na dzień, stracił na randze. Musiałam, bo to, czego zaczęłam pragnąć, przeraziło mnie samą. Zapragnęłam należeć tylko do niego, a jeszcze bardziej zapragnęłam mieć go tylko dla siebie. Ja, która swą niezależność i wolność w każdej dziedzinie życia niezwykle sobie cenię, musiałam przyznać się, sama przed sobą, że nie wystarcza mi już kilka, sporadycznie ofiarowanych godzin, że nie wystarcza mi radość, jaką wnosi w moje życie, bo zabiera ją, kiedy tylko zamykam za nim drzwi, że nie mogę swym szczęściem i radością pochwalić się światu. To Marek uświadomił mi, że jestem kobietą, piękną kobietą, ale nie potrafiłam już być kochanką.

Tego wieczoru nie czekałam na niego z niecierpliwością. Nie byłam nawet pewna czy przyjdzie. Ale zjawił się i od drzwi wypełnił mój dom swoją obecnością. Ten mały, niemal hermetyczny pokój skurczył się, niebezpiecznie zbliżając nas do siebie. Poczułam dziwny spokój, bo wreszcie był przy mnie. Chyba zauważył coś w moim zachowaniu, spojrzeniu, bo po prostu otulił mnie kokonem swoich ramion i trzymał, jak małą dziewczynkę, która bardzo potrzebuje czyjejś bliskości, pocieszenia. Mogłabym tak stać i stać, i wtulać się w niego, czerpiąc nowe siły. Wystarczyło jednak, bym poczuła zapach mężczyzny, by moje ciało naprężyło się w oczekiwaniu na rozkosz. Chciałam jednak, żeby to on pierwszy wyciągnął do mnie dłonie, odnalazł drżące usta.

Nie wiem, może byłoby mi dużo prościej, gdyby nie był taki czuły, taki wrażliwy na moje oczekiwania. Może byłoby łatwiej wpisać się w scenariusz filmu "superkrótkometrażowego" z fabułą "przyszedł – wziął – i poszedł". Ale Marek, tak jak ja, potrzebował bliskości. Bliskości przez duże "B", potrzebował dotyku, ciepła i rozmów. I mimo tego, że nie było żadnych obietnic, żadnych wyznań, zaczęłam czuć do niego coś więcej niż mieści się w słowie pożądanie...

Usiedliśmy na kanapie. W kącie cicho majaczył telewizor. Nie wiem nawet, co oglądaliśmy. Siedziałam wtulona w niego, nie zwracając uwagi na otaczający mnie świat. Marek był obok – nie potrzebowałam niczego więcej. Opowiadał coś, czy komentował muzyczny program, uśmiechałam się i zastanawiałam, czy w końcu zdecyduje się dotknąć mnie dużo odważniej niż głaskanie pleców przez cienki materiał koszulki.

Zadziwiające to było, bo przecież zaledwie kilka tygodni wcześniej zdzieraliśmy z siebie w kilka minut ubrania, by poczuć jak najszybciej, jak najmocniej, jak najintensywniej swoje ciała. Tego wieczoru, nie spieszyliśmy się z tym ani trochę. I to było najbardziej dla mnie wyjątkowe i ważne. Poczuć, że nie jestem tylko kochanką, ale również bliską osobą, z którą można popatrzeć wieczorem w telewizor lub posiedzieć wspólnie w milczeniu.

Tęskniłam za nim i cieszyłam się z jego obecności. W pewnej chwili wyłączyłam telewizor. Półmrok spowił mój pokój.

- Cieszę się, że jesteś – wyszeptałam wtulona w ramiona kochanka. Szybko odszukał moje usta, żarliwe, niecierpliwe... Gdy nasze wargi spotkały się w pocałunku stało się jasne, że tęsknił za mną równie mocno. Wplotłam dłonie w jego długie, miękkie włosy, przyciągnęłam jego twarz ku mojej, by jeszcze mocniej poczuć jego władcze wargi, sprężysty język. Podciągnął mnie z niebywałą łatwością i usadowił na swoich kolanach. Wsunęłam dłonie pod chłodny materiał koszuli, zadrżał pod dotykiem, nie lubił, kiedy go łaskotałam a ja uwielbiałam to robić. Sykał wtedy, demonstrując w sobie wiadomy sposób, że moja pieszczota go rozprasza. Pieściłam go, już nie delikatnym muskaniem opuszkami palców, lecz silniejszym dotykiem dłoni, bardziej pewnie, niecierpliwie... Rozpięłam koszulę, guzik po guziku – tego też nie lubił, jednak tego wieczoru to ja wyznaczałam reguły gry, także wstępnej. Więc było po mojemu – niespiesznie, elektryzująco, czule, namiętnie. Chciałam, żeby poczuł to samo, co ja, żeby cieszył się każdym moim dotknięciem, każdą pieszczotą, każdym najdrobniejszym gestem, który z pietyzmem mu ofiarowałam.

Nawet nie pamiętam momentu, w którym moja, górna garderoba znalazła się na podłodze. Pamiętam za to ekstatyczny moment, kiedy moje nabrzmiałe piersi zetknęły się z jego skórą. Nieopisane odczucie, które rozeszło się nagłym dreszczem po całym moim ciele. Objęłam go nogami i wygięłam ciało, by mógł niańczyć piersi. Uwielbiałam czuć na nich dłonie Marka, bo jak nikt potrafił sprawić, że zapominałam o całym świecie. Jęki rozkoszy sączyłam do jego uszu... chciałam, żeby usłyszał, że jest mi niebiańsko przyjemnie. Uniosłam biodra w zapraszającym geście do dalszych pieszczot. Objął mnie władczo i postawił na podłodze. Czułam jej chłód w rozgrzanych buzującym pożądaniem stopach i czułam jego wygłodniałe usta na drażliwych sutkach. Lód i ogień – przemknęło mi przez myśl.

Przyciągnęłam jego dłonie do mych bioder. Objął mnie mocno i wtulił twarz w zagłębienie między piersiami – czuły przerywnik w miłosnych zmaganiach. Spojrzał na mnie, jakby chciał o coś zapytać. Uśmiechnęłam się i łagodnie przytuliłam go do siebie. Słowa nie były nam potrzebne, nie kiedy miałam Marka tak blisko.

Dotknął mojego brzucha – pamiętam, jak zdziwił się, kiedy pewnego razu wyznałam, że tylko jemu pozwalam go dotykać. Nie umiałam, nawet sobie, wytłumaczyć, dlaczego nikt inny nie mógł mnie tak pieścić. Nie wiedziałam, dlaczego akurat Markowi ufam na tyle, by się przed nim otworzyć i czerpać z tej pieszczoty przyjemność. Może to właśnie ta bliskość, o której istnieniu wiedzieliśmy odkąd się bliżej poznaliśmy, wiele lat temu. Patrzył mi w oczy i muskał skórę wokół pępka, wywołując falę przyjemnych dreszczy. Drażnił przelotnie palcami piersi, by powrócić wędrówką przez żebra do miękkości brzuszka. Niebanalną pieszczotą rozpalił mnie do czerwoności.

Chciałam się położyć i pozwolić, by językiem powtórzył to, co sprawiły dłonie. Pociągnęłam go za sobą w stronę łóżka. Przywarliśmy do siebie w niekończących się pocałunkach. Po omacku szarpałam się z upartymi, jak zwykle, paskiem i guzikami od spodni. Odrzuciłam pomocną dłoń. – Możesz sobie trochę poczekać – pomyślałam, nim cię bez żadnych przeszkód dotknę, nim zawładnę berłem tego królestwa...

Zanim dotarliśmy do łóżka moje spodnie i majteczki powędrowały w ślad za ubraniami Marka. Ułożył mnie na miękkim kocu i przypatrywał mojej nagości w słabym świetle ulicznych latarni. Wiele bym dała, żeby wiedzieć o czym wtedy myślał... A potem nagle pochylił się nad moim ciałem. Nie kryłam radości, kiedy kilkudniowy zarost drażnił skórę w zagłębieniu szyi. Zawsze uwielbiałam, kiedy to robił i wtedy chciałam, by robił to, jak najdłużej.

Wrócił wargami do moich ust, przykrył mnie ciężarem ciała, choć bał się, by mnie nie skruszyć. Całowaliśmy się jak szaleńcy. Bez tchu ujęłam w dłonie jego twarz i nerwowo łapiąc oddech odepchnęłam od siebie. Wiedział czego pragnę... Powędrował w dół mego ciała. Każdy jego centymetr znacząc pocałunkami, językiem i ciepłem oddechu. Drżałam na samą myśl o spotkaniu, czułam, że jest jeszcze niedostatecznie gotowy. Odwróciłam Marka na plecy i w słodkim rewanżu dotarłam do sterczącej męskości.

Nie wiem, które z nas bardziej lubiło, kiedy w ten sposób pieściłam mojego kochanka. Objęłam go delikatnie śliskimi wargami. Najpierw sam czubek, który ubóstwiałam muskać języczkiem, zwilżać śliną i ssać bezkarnie, aż do granic jego wytrzymałości. Uwielbiałam słuchać, jak coraz głośniej mruczy. Uwielbiałam patrzeć, jak wygina biodra, by zmusić mnie do intensywniejszej pieszczoty, aż wreszcie wyrzuca z siebie kilka siarczystych przekleństw lub niezrozumiałych dla mnie słów, kiedy był blisko...

Tego wieczoru dręczyłam go moimi, zwinnymi ustami, językiem i dłońmi. Mieć władzę i sprawiać rozkosz – nawet nie umiem powiedzieć, ile to dla mnie znaczy.

Wróciłam do niego, wpiłam się w usta, powaliłam na gwałtowność, jakiej się nie spodziewałam. Powędrował do zwieńczenia moich ud. Nie wiem czemu nie pozwoliłam mu zagłębić się języczkiem pomiędzy nie. Po prostu, odmówiłam swemu kochankowi przyjemności, którą najbardziej lubił. Może dlatego, że dla mnie właśnie ten wieczór miał być wyjątkowy, cały dla mojej przyjemności i kaprysu. A kaprysem moim było dostarczyć Markowi cudownych doznań – sobie pozostawiłam niedosyt.

Poprosiłam, by całował i gryzł moje stopy. Pierwszy raz w życiu nieomal dostałam orgazmu pod wpływem takich pieszczot. Krzyczałam z rozkoszy, choć Markowi chyba się wydawało, że to przez łaskotki. To, że tak mogę odczuwać tę pieszczotę, nauczył mnie także on. Któregoś szalonego wieczoru, kiedy kochaliśmy się na biurku w pracy. Opierałam nogi na mocnych ramionach, gdy w przypływie rozkoszy wpił się ustami w stopę, nieco poniżej kostki... Pamiętam, jak dziś, to piorunujące wrażenie, jakie wywołał wtedy we mnie.

Odwrócił mnie na brzuch i już wiedziałam, że za chwilę poczuję go w sobie. Nie potrafiłam zresztą dłużej czekać! Pewnie, gdyby zbyt długo z tym zwlekał, zaczęłabym błagać, by w końcu wszedł we mnie i wypełnił sobą, aż do granic, tym razem, moich możliwości.

Tyle razy chciałam mu powiedzieć, że uwielbiam ten moment, kiedy we mnie wchodzi... kiedy przyjmuję go mokra, gorąca i chętna. Pierwsze pchnięcie, kiedy czubek członka spotyka się z delikatnym oporem i kolejny, nieznaczny ruch moich i Marka bioder, który sprawia, że świat zdaje się być jedną tylko waginą i jednym tylko fallusem... splecionymi ze sobą pierwotnym instynktem.

Gryzłam poduszkę, kiedy niespiesznie zagłębiał się we mnie. Poprosiłam żeby się na mnie położył, mocno, bez asekuracji silnych ramion i bez obaw, że swym ciężarem zrobi mi krzywdę. Chciałam się w nim zanurzyć cała, zespolić się i trwać, dopóki jęki rozkoszy nie ucichną a oddech nie przywróci spokoju krwi i rozdygotanym mięśniom.

Leżeliśmy długo wtuleni w siebie. Zaczął coś opowiadać a ja wsłuchana w tembr głosu Marka z obawą wyczekiwałam momentu, w którym zacznie zbierać swoje ubrania. To prawda, nie było żadnych obietnic. Nie powinno być też oczekiwań. A mimo to, nie umiałam ukryć, że nie tego chciałam. Widział to w moich oczach... Te "maślaki", które go niegdyś urzekły, nie potrafiły kłamać. Nie chciałabym kłamać, nie przed Markiem.

– Idź już – wyszeptałam, kiedy zawiązał już nawet sznurówki.

Chciałam kląć a jednak nie potrafiłam. Płakać? Też nie – bo przecież sprawił, że byłam szczęśliwa...

Dziś wychodzę z domu. Potrzebuję przejrzeć się w zwierciadłach oczu obcych ludzi na ruchliwej ulicy.

Ten tekst odnotował 27,233 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.86/10 (33 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (1)

0
0
Karel!

to bardzo miłe, co napisałeś. Zwłaszcza, że "tekst dopracowany stylistycznie", bo prawdę mówiąc, nie siedziałam nad nim zbyt długo. Wszystko nagle powstało w mojej głowie i szybko przelało się na... monitor, choć chciałoby się rzec, że na papier. A skoro powstało szybko i pod wpływem wiadomych emocji, stąd te wszystkie "patetyzmy"🙂. Pewne słowa, może i nazbyt górnolotne dla tego typu tekstów, jednak należą się bohaterowi. Bohater zaś, zmyślony, czy nie, zainspirował mnie tak bardzo, że mogłabym śpiewać ballady... Tego, zdecydowanie wam oszczędzę🙂
Dziękuję!

Errata🙂))
Powinno być "pozwoliłam na gwałtowność"
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.