Porn in the dorm: jej pierwszy raz
29 czerwca 2016
Szacowany czas lektury: 5 min
Kiedy otrzymałem wiadomość, że zostałem przyjęty na studia, na uczelnię w innym województwie, w miejscu, w którym nie dość, iż nie miałem rodziny, to w dodatku nikogo nie znałem, oczywistą stała się konieczność znalezienia tam dla siebie jakiegoś kąta. Przedstawiono mi dwie opcje: albo dogadania się z kilkoma znajomymi i wspólne wynajęcie mieszkania, albo złożenia wniosek o pokój w akademiku. Jako że na liście przyjętych nie było znajomych nazwisk, pierwsze rozwiązanie nie wchodziło w rachubę. Wprawdzie mogłem zaryzykować i nająć mieszkanie z kimś zupełnie obcym, lecz goniący czas i niewystarczająca odwaga sprawiły, iż w parę dni później byłem już oficjalnie lokatorem położonego w parku akademika.
Budynek robił wrażenie. Piętrowy, z przeszklonymi korytarzami, z brukowanym parkingiem z jednej strony i dwoma stawami z drugiej. W ciepłe dni lata wspaniale było sączyć cytrynówkę w towarzystwie pięknych studentek. Kiedy sesja była już za nami, siadaliśmy nad wodą i wprowadzaliśmy się w błogi stan. Dziś nie mam wątpliwości, że były to najpiękniejsze dni mojego życia. Na samo wspomnienie lipcowo-sierpniowego raju moje serce przyspiesza rytm.
I choć przeżyłem wtedy wiele cudownych przygód, kochając się ze współlokatorkami i sąsiadkami, a niekiedy nawet z dziewczynami, które w akademiku tylko gościły, to wszystkie te historie wydają się identyczne. Zaczynały się od wspólnie spędzanego czasu, drinków i papierosów z muzyką w tle, a kończyły w łóżku w przeróżnych konfiguracjach. Raz tylko wszystko zaczęło się inaczej, całkiem niepozornie...
Poznałem pannę A. za sprawą przypadku. Nie odpowiadała mi wieczorna pora piątkowych ćwiczeń, więc przepisałem się do innej grupy, która te same zajęcia miała w poniedziałki. W pierwszej ławce dostrzegłem ciemną blondynkę. Nie miała długich nóg ani wielkich piersi. Miała za to piękny tyłek - jak u J.Lo. U kobiet bardzo lubię krągłości, rzecz jasna, takie w granicach przyzwoitości, więc nie mogłem oderwać wzroku od jej kształtnej pupy. Przyrzekłem sobie, że spotkam się nieznajomą o kształtach latynoskich i słowa dotrzymałem. Kilkukrotnie wyszliśmy na kawę i deser, raz zaprosiłem moją osobistą J.Lo na pizzę w niczym nie odbiegającą włoskim standardom. Panna A. uwielbiała kuchnię, zatem sprawdziło się powiedzenie "Przez żołądek do serca". I nie tylko tam. Po paru tygodniach znajomości zjedliśmy piekielnie drogi obiad w najdroższej restauracji w mieście. Chcąc zwieńczyć spotkanie, podarowałem mej ulubienicy srebrnego słonika na łańcuszku. Oczywiście, słonika z podniesioną trąbą, bo tylko taki przynosi szczęście. No i była w tym zapewne słodka sugestia, że i moja "trąbka" podnosi się w towarzystwie pięknej panny A...
Następnego ranka, wracając z zajęć łaciny objąłem moją seksowną towarzyszkę, paluszek wkładając pod staniczek. Ciekaw byłem jej reakcji. Ucieszył mnie jej uśmiech; czułem, że podoba jej się mój dotyk. Dziś jestem pewien, że miała wilgotno. Wodziłem więc wokół nabrzmiewającego sutka. Wreszcie, przysunąwszy się, objąłem całą pierś. Podjęliśmy natychmiastową decyzję o wstąpieniu do mojego akademika. Pora temu sprzyjała; współlokatorzy byli w pracy.
Zaproponowałem kawę, ale panna A. odparła, że dokucza jej po niej zgaga i wolałaby herbatę. Przyrządziłem więc jej ulubioną, tę, którą kupiłem specjalnie dla niej. Z ciepłym kubkiem w dłoniach usiadła na wąskim łóżku. Zapytałem, czy chciałaby się odświeżyć. W tak upalny dzień prysznic był błogosławieństwem. Podziękowała, wyjaśniwszy, że nie chciałaby robić kłopotu, a poza tym nie ma własnego ręcznika. Dałem jej więc swój, oczywiście, świeżo wyprany. Nie miała już wymówki i po chwili zniknęła w łazience. Przez dziesięć minut chłodny strumień spływał po jej ciele. Gdy wróciła, zasłaniając się ręcznikiem, by jej nie krępować też poszedłem do łazienki i dałem się opleść cudownej strudze. Myłem się bardzo starannie, szczególną uwagę poświęcając przyrodzeniu. Odciągnąłem napletek i wykonując koliste ruchy patrzyłem, jak lawendowe mydło pieni się na moim na wpół twardym penisie. Miałem nadzieję, że panna A. przepada za lawendą.
Wróciwszy do pokoju, zastałem ją dopijającą herbatę. Patrzyła pożądliwie, lecz i ze wstydem. Domyślałem się, że była dziewicą. Nie miała pojęcia, jak się zachować. Dla mnie byłoby wówczas najprościej, gdyby uklękła przede mną i rozpiąwszy mi rozporek rozpoczęła grę wstępną. Co prawda dość prymitywną, ale mimo to stanowiącą dobry punkt wyjścia. Mogła też zrzucić ręcznik i leżeć naga, zamiast znów przywdziać kostium. Aczkolwiek potraktowałem to jak wyzwanie. Zasugerowałem, by zdjęła marynarkę, a kiedy to zrobiła, położyliśmy się. Wciąż ubrani, jedno obok drugiego. W pewnej chwili, wtuliwszy się w pannę A., pocałowałem ją. Choć nie jestem miłośnikiem pocałunków, doceniam ich rolę. Wiem, że są nieocenione - zwłaszcza dla kobiety.
Panna A. nabierała temperatury. Coraz bardziej angażowała się w pieszczoty, wysuwając języczek, by kreślić nim po moich wargach. Moje przyrodzenie było już twarde i gotowe do działania, pochwa panny A. także nie mogła już się doczekać. Nie zwlekając, zdjąłem z kochanki bluzkę i rozpiąłem jej stanik typu push-up. Piersi nie były duże; zakwalifikowałem je wtedy jako średnio dorodne A. Ale wyglądały seksownie: jędrne i sterczące, z okazałymi sutkami, które po chwili zacząłem lizać i ssać.
A. zsunęła obcisłe spodnie i skarpetki. Stopami dotykałem jej stóp, wtedy uważałem to za nadzwyczaj seksowne. Panna A. spodziewała się seksu; miała na sobie perfekcyjnie dobraną, białą bieliznę. Skierowałem więc rękę w stronę jej majteczek, lecz moja oblubienica wzdrygnęła się. Tylko nie majtki! Trochę mnie to zaskoczyło. Nie dałem za wygraną. Jej wargi dosłownie się kleiły i kiedy usiadła na mojej nodze, czułem tę podniecającą maź. Niczym macho chwyciłem swoją kochankę i zamieniliśmy się pozycjami. Obsunąłem się, mając odtąd przed oczami lepkie wargi sromowe panny A. Bawiłem się nimi językiem, podczas gdy moja oblubienica przyglądała się temu, w ustach trzymając paluszek. Wreszcie między wargi wsunąłem dwa palce i zabawiałem zachwyconą A. Po wszystkim wyznała, że nigdy wcześniej nie było jej tak dobrze; że wcześniejsze orgazmy wywoływała podrażnianiem łechtaczki, który nijak miał się do tego zafundowanego jej przeze mnie. Pełen dumy z charakterystyczną dla siebie nonszalancją położyłem się na plecach, ręce splótłszy za głową. Panna A. zaczęła się odwdzięczać. Nawet laik zauważyłby, że nigdy wcześniej nie miała penisa w ustach i wszystkie wykonywane przez nią ruchy były wymyślane na poczekaniu, bez jakiegoś wcześniejszego planu. Nie zmienia to jednak faktu, że było mi bardzo dobrze. To było pociągające, być zadowalanym przez dziewicę-amatorkę. W końcu zapytałem, czy mogłaby wykorzystać dobrodziejstwa języczka...
Ach! To było wspaniałe. Mięśnie na przemian kurczyły się i naprężały. Chwilami pracowała językiem tak ostro, że przyjemność spotykała się z bólem. Nie protestowałem, bo wiedziałem, że doprowadzi mnie to przecież do szczytu rozkoszy...
- Och!... - jęknąłem, co dość rzadko mi się zdarza.
Spojrzałem na pannę A. Moje przyrodzenie wciąż było w jej ustach. Sperma wypływała przez zaciśnięte wargi, a było jej naprawdę mnóstwo. Kochanka zdjęła dłoń z penisa i otarła ją o pierś, zostawiając na niej smugę nasienia.
Zamknąłem oczy.