Pijana Wiśnia. Znów
4 lutego 2016
Szacowany czas lektury: 11 min
Tekst nagrodzony w jednym z konkursów. Ale nie to jest takie istotne - chciałybyśmy Was zaprosić na naszą dopiero powstającą stronę, na której zamieszczać będziemy recenzje testowanych przez nas zabawek erotycznych, a także teksty, skupiające się na byciu kobietą, lesbijką. Witryna niedługo będzie dostępna, (ach, te prace nad szablonem) jednak już teraz zapraszamy na fp. https://www.facebook.com/wisniaerotycznie
Tu jesteś, stary! Czekaj, zadyszkę mam... Nie, jeszcze na zawał nie schodzę, nie ciesz się zawczasu, a poza tym nie jestem bogaty, to co ci z tego? Ha! Moją biedną babcię chcesz obrobić? Uch, no jak to, czemu biegłem? Spieszyło mi się, pacanie. Już ci mówię, co to za newsy. Tak, tak! Skąd wiedziałeś, że znów byłem w Wiśni? I nie jestem podjarany jak ostatnio, wypraszam sobie! Zaraz, czekaj, zaschło mi w gardle, bądź tak łaskaw i zamów piwo. Piwo to moje paliwo, kurwa. Dobra, zamilcz, już mówię. Oczywiście nie muszę ci przypominać, czym jest Wiśnia? Dobrze pamiętasz ten bar – nie bar. Dla wyższych sfer. Specjalny. No, no, dokładnie.
Człowieku, tym razem to była akcja roku! Tak, i znów one. Chyba często tam bywają, ale ja się nie dziwię. Nie wszędzie możesz przelecieć laskę na oczach tłumu, tak by nikt się nie przywalił. Uwielbiam ten twój mały rozumek. Nie, znowu nie ja, ale jeszcze nadejdą dni mojej chwały. I tak – długo mam zamiar skubać babcię z kasy. Do końca życia. Jej albo swojego, bo pies bury wie, czy mnie co po drodze nie pieprznie. Zresztą, gnałem tu na złamanie karku, widzisz, jak ja się dla ciebie poświęcam? Spieprzaj, dziadu! Wcale nie chciałem tylko się nachlać za cudze...
W każdym razie... Och, dzięki za piwo. Mm... tego mi było trzeba. Tak, w każdym razie, kiedy wszedłem do Pijanej Wiśni, ona już tam była. Ale nie ruda. Tylko ta mała. No i stary, wyglądała jak siedem nieszczęść. I jednocześnie ósmy cud świata. Wszedłem więc wolno, tak, kurwa, tym swoim nonszalanckim krokiem... E, skąd ty znasz takie trudne słowa? Pff, ha, ha. Dobra. No więc wszedłem, rozejrzałem się: jak zwykle – niezainteresowani bywalcy. Może jedna albo dwie osoby z poprzedniego razu. A minęło trochę czasu, cud, że zapamiętałem. Nie, mój drogi, alko mi jeszcze łba nie przeżarł. Grunt, że ma co przeżreć, nie?
O właśnie, słyszysz kawałek? TDG leci. Let you down. Tam też to leciało, teraz mi się przypomniało. Cicho i delikatnie, jak zawsze, ale jednak TO. Nieźle. Już mówię.
Dobre to piwo. Człowieku, co się dziwisz, że wzdycham z rozmarzeniem?! Od tygodnia nie miałem nic w ustach! No, kaszana. Tak, tak, ta jasnowłosa, pamiętasz ją? No wiem, że trudno zapomnieć. Ale teraz wyglądała jakoś inaczej. Siedziała przy barze. Nawet nie potrafię stwierdzić, czy miała na sobie kompletną garderobę! Bo wiesz, co te babki teraz zakładają? Po tym wnoszę, że jej sukienka, jakiegoś bliżej niezidentyfikowanego koloru, była wymięta jak psu z gardła, bluzka nieco za bardzo rozpięta, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że babka nie miała stanika. Och, co za cnotka-niewydymka! A ty gdzie byś się lampił, pacanie? Rany, całe życie z debilami. Słuchasz, czy nie?!
Dziwnie wyglądała. Trochę się trzęsła. Jeśli czekała na rudą, to nie chcę wiedzieć, co między nimi zaszło wcześniej. Ja to mam szczęście! Albo pecha, masz rację. No ten, na czym to ja skończyłem... masz fajkę? Nie, nie mogę sobie kupić swoich. Taki mój urok. Daj, nie bądź dziad. Uch, znów palisz to dziadostwo? No kurwa, jak to, jakie? Kaleczyć się mentolem... dobra, mniejsza o to.
Mała ściskała szklankę z taką siłą, że myślałem, że trzaśnie jej w rękach. Barman mówił do niej pośpiesznie, jakby tłumaczył jakąś ważną rzecz, a ona powstrzymywała płacz. Rany, wyglądała na kompletnie wstrząśniętą, rozbitą. Nie wiem, o czym rozmawiali, zamówiłem sobie tego szatańsko drogiego drinka i tylko patrzyłem. Wiedziałem, że czeka na coś albo na kogoś. Głupi by się domyślił. Nie, ty nie. Fakt.
No, a potem wszystko potoczyło się tak szybko... Ja pierdolę! Tam, w tej Wiśni, chyba mają umowę. Taką międzyludzką, kurwa! Nikt się do niczego nie wtrąca, zakładam, że do momentu popełnienia morderstwa. A tak, to wola twoja. Rozumiesz? Chore to trochę, ale najwyraźniej muszą mieć zaufanie do swoich klientów. Nawet tych niepoczytalnych. Bo ja ci mówię, ruda jest niepoczytalna. Albo obłąkana. Albo pierdolnięta, ostro. Tak, to ona przyszła. Ale posłuchaj tego! Czekaj, napiję się. Zamówisz drugie? Nie bądź cep...
Przyszła. A może nie, to złe określenie. Wtoczyła się? Człowieku! Była kompletnie pijana! Ależ ubaw... Stanęła w tych przeszklonych drzwiach na rozstawionych nogach. Miała płaskie pantofle, nie wiem, jak się nazywają. Oraz spódnicę. I doprawdy, nie mam pojęcia, jak ona wykonała ten zacny rozkrok. Trzymała się futryny, rozumiesz? Ha, ha, tak! Ta sama ruda, co poprzednio. Dokładnie ta sama. Bluzkę, tak jak tamta, też miała w nieładzie jakimś, ale przynajmniej, a może i szkoda, ze stanikiem. Ona chyba nigdy o nim nie zapominała. Tak, kiedy się zatrzymała i przestała chwiać, spojrzała po sali. Noo, w mordę! Szło spaść ze stołka. Wyobraź sobie szatana w rudych, w dodatku dziwnie nieuczesanych włosach. Tak, to ona. Tylko rogi niewidoczne. Jej spojrzenie... stary! Lustrowała każdego z taką siłą, że gdyby mogła, toby zabiła! Aż wreszcie popatrzyła na tą małą. Cholera... Tamta natychmiast zeszła ze stołka i zaczęła iść w jej stronę. Ale ruda weszła, zamknęła drzwi. Minę miała wyjątkowo wredną. Choć może to już przekraczało granice wredności. Wyprostowała się znów – po pijaku chyba nie mogła prosto ustać – spojrzała na nią, jakoś tak wrogo, tak... dziwnie, stary. Jakby coś ją bolało. Wiesz, zapijaczone spojrzenie prawdę ci powie. Całe jej szaleństwo się w nim uwidoczniło i każdy, tym razem nawet ty, by to zauważył. Jak śpiewali Three Days Grace:
„Zaufaj mi. Nie ma powodu, by się bać. Wszyscy tu są. Czekają, aż w końcu będziesz jedną z nas. Uspokój się. Możesz być pełna strachu. Ale będziesz tutaj bezpieczna. Kiedy w końcu zaufasz mi. W końcu uwierzysz we mnie... Zawiodę cię, Zawiodę cię, zrobię to. Gdy wreszcie mi zaufasz... Wreszcie uwierzysz we mnie. Zaufaj mi. Będę tam, kiedy będziesz mnie potrzebować. Nigdy nie chciej upaść”.
Ty wiesz, jakie to trafne? Tylko nie mam pojęcia, z której strony. Z której strony bardziej.
Mała podeszła do rudej chyba zbyt szybko. Zatrzymała się za blisko. A ta, w dupę pijana suka, strzeliła ją po pysku. Raz. Dziewczyna ponownie na nią popatrzyła. I dostała drugi raz. A potem trzeci, na Bóg wie którą nogę. Zachwiała się, ale tamta ją przytrzymała, jakżeby inaczej. Widziałem, kurwa, jak płacze. A w spojrzeniu rudej pierdolony lód. Potem zaczęła coś mówić, ruda, oczywiście, tak szybko, że nie wszystko do mnie docierało. Tym razem jednak było inaczej, tylko ja obserwowałem. Nikt inny. Jakby nic się nie działo – na przekór temu, co się działo. Właściwie to mówiła coś o tym, że mała nie powinna tego robić. Jakby ją zdradziła, wiesz? Spała z kimś innym albo komuś innemu na coś pozwoliła. Dziewczyna nawet się nie tłumaczyła. Tylko szlochała. A potem ta suka szarpnęła ją za włosy i – Bóg mi świadkiem – na pewno jakieś jej wyrwała. Chciałem wstać, ale cholera, to ta pierdolona atmosfera tego miejsca – siedziałem jak ostatni debil i gapiłem się, tak zwyczajnie. I chuj, po heroizmie. Ech, dolej, człowieku...
No właśnie! Bo widzisz, ja nie wiem, dlaczego zawsze na nie trafiam. I na to, co się między nimi dzieje. Ale słuchaj dalej, ty, ruda ją puściła! Chyba przez przypadek, czemu się nie dziwię. Najwidoczniej uchlała się z jakiejś żałosnej rozpaczy. Więc tamta, zapewne wiedząc, co ją czeka, spieprzyła. No! Dobrze słyszysz, stary! Po prostu uciekła. Ale na górę, niestety. Te dziewuchy zawsze najpierw robią, potem myślą. No cóż. Chociaż kalkulując, koło rudej nie dało się przejść, bo stała sztywno jak ta kurwa pod latarnią. Ani ją minąć, ani przeskoczyć. Mała nawiała na schody i to już nieco zaskoczyło niemrawą rudą. Zachwiała się, puściła wiązankę bluzgów pod nosem i poszła za tamtą taktownie chwiejnym krokiem. Ba! Też poszedłem, człowieku! Ty byś nie chciał tego zobaczyć??
Mała szlochała na korytarzu. Trzymała się za policzek i przepraszała, przepraszała jak to marynowane cielę. No, a co według ciebie powinna zrobić, cholera?! Nie emocjonuję się, po prostu ta ruda... ja pierdolę! Jak to co? – uciekać, kurwa, uciekać! Ruda zaczęła pieprzyć coś o tym, że zawiodła, o zaufaniu, jak w tej piosence. Jakby cały świat był pod nie ustawiony. A potem chyba mówić jej się odechciało, bo po prostu splunęła na podłogę jak ten menel ostateczny i znów doskoczyła do biednej dziewczyny. Wepchnęła ją siłą do pokoju, człowieku, wrzeszczała coś przy okazji, że ona już jej pokaże, jak to jest, że już nigdy jej się nie zachce...
Ano, popierdolone to takie.
Więc ja też wlazłem, szybko, od razu do tej szafy. Chyba każdy pokój taką miał. Podejrzewam, że gdybym do niej nie wszedł, toby nawet nie zwróciły na mnie uwagi. Jedna była w lekkim szoku, druga zaś wściekła jak sto diabłów. Ruda nie pozwoliła jej za daleko odejść, oczywiście. Tradycyjnie już. Złapała ją przy drzwiach. I ten lód w oczach... Nie chciałbym takiej kobiety. Chwyciła dziewczynę mocno za podbródek, docisnęła do najbliższej ściany i normalnie myślałem, że chcę ją za tę brodę podnieść do góry. Mała i płakała, i nie. Bała się, to pewne, sądzę, że nigdy jej w takim stanie nie widziała. No ale... A tamta zwyczajnie zdarła z niej ubranie. Nie wiem, jak ona to wykonała. Przecież ledwie stała. I wciąż bełkotała coś pod nosem. A potem, człowieku, obróciła ją do ściany, która – moim skromnym zdaniem – mało co nie pękła od nacisku. Dziewczyna jęknęła głośno, a potem drugi raz, kiedy ruda ponownie pociągnęła ją za włosy. I zwyczajnie kazała jej tak stać. Nagiej. A co dziwne, tamta posłuchała. W sumie też bym się bał ruszyć. No, co nie? Ze świrami nie ma żartów. Boże, mówię ci! Myślałem przez moment, że mnie znajdzie i zabije! Podeszła do szafy, ale nie zapaliła w niej światła, tylko na macanego wyjęła jakąś torbę. Ta, zamknij mordę! Za cholerę bym jej mojego wacusia nie podstawił, nawet na macanego! Brrr... Piwo, kurwa, mi daj, bo nic ci więcej nie powiem! Taki ja – ha, ha. Zażalenia do babci.
Dobra, zamilcz. No co się dziwisz, że teraz się tak emocjonuję?! Ty byś spierdalał jak dzika świnia przed ubojem! Dobra, mówię. W tej torbie, człowieku, były jakieś tam akcesoria. Tak, mała stała. Nie wiem dlaczego, ale chyba wolę nie wnikać. Pierwsze, co tamta wzięła do ręki, to zwyczajowa u nich chyba szpicruta. Zakazała małej się ruszać, coś tam jeszcze dodając, po czym wymierzyła jej razy. Och, Chryste! Te jęki. Dziewczyna oparła dłonie na ścianie i tylko jęczała za każdym uderzeniem. Nie wiem, ile razy oberwała, mózg mi się wyłączył, stary! A potem ruda rzuciła to na podłogę, zachwiała się znów, podeszła do niej i zacisnęła palce na jej czerwonym tyłku. Uch... I po minucie, tak, chyba minutę tak stała, coś tam jej szepcząc do ucha, wepchnęła je w nią! Tak, kurwa, myślałem. Ruda.
Dziewczyna jęknęła głośno. Ale ruda poruszała palcami przez chwilę, szybko i niedelikatnie, i wycofała się. Odsunęła. Uśmiechnęła jakoś tak podle. I sięgnęła do torby. Nie wyjęła tym razem żadnych łańcuchów, pasków, nic. Po prostu kazała małej stać. Czymś jej zagroziła, ale nie wiem czym. No cóż... Wyjęła knebel. Wiesz, oni mają takie śmieszne kuleczki. Po prostu wcisnęła jej to w usta. Mała usiłowała coś tam powiedzieć, jakoś się sprzeciwić, ale chyba rzeczywiście była czemuś winna. No i po ptokach, jak to mówią. A potem, człowieku, ruda wyciągnęła wacka. Sztucznego. Aż mi gały wyszły...
I tak zwyczajnie, bez zbędnych wstępów, znów coś mamrocząc, wsadziła go w nią. Mhm... chociaż wsadziła to nieodpowiednie słowo. Dziewczyna krzyknęła, pewnie nawet w stolicy ją usłyszeli. Ale rozstawiła nogi. No, poniekąd nie miała wyjścia. Tamta przycisnęła ją mocno, chwyciła za jej wciąż czerwony tyłek i tak sobie ją posuwała. Mówię ci. Raz za razem, unosząc jej pośladki. Tylko, no... po niezbyt długim czasie jęki się zmieniły – już na te bliższe rozkoszy. Widziałem, jak ugryzła ją raz czy dwa w szyję, może w ramię, nie przestając, oczywiście. To było bardziej... pieszczotliwe. A kilka minut później, może kilkanaście, przesunęła dłoń na jej łechtaczkę. Ten dźwięk sztucznego penisa... Wyobraźnia mi podpowiadała, że nie chciałbym, aby się we mnie znalazł. Ta, śmieszne! Nie przestawała, no co Ty! W ostateczności robiła jej dobrze. Ach, to miłosierdzie. Tak, długo. Nie wiem, jak długo, ale długo, no mówię ci – aż mała doszła. Z okrzykiem bólu i – człowieku – takiej rozkoszy, jakiej nigdy u kobiety nie słyszałeś. Ja niestety też nie. No cóż...
Wypijmy jeszcze jedno, co? Dalej nic nie było. Po prostu ją zostawiła. Nic nie powiedziała, ale wydawała się jakby trzeźwiejsza. Dziewczyna opadła na podłogę po ścianie, a ja osunąłem się w szafie i tak tkwiliśmy, cholera wie, jak długo. A ruda sobie poszła. Po prostu. Tak, to Wiśnia właśnie.
I jeszcze ci powiem – zaufaj mi. Ale wiesz? Ja sądzę, że ona zawsze będzie ją kochać. Jak to która? Jedna drugą. I na odwrót. To widać. Mała musiała coś odwalić, może zdradziła. No i słyszysz, co zrobiła ruda. Pokazała jej, kto jest lepszy. Na sposób, który obie lubią, bo wątpię, żeby posunęła się do tego, gdyby tak nie było. Nie z tą dziewczyną. Skąd wiem? Opowiem ci jeszcze jeden epizod. Może załapiesz, jak silne wiążą je emocje. Uzależnienie – na pewno. Ale to nie tylko to. To ta pieprzona miłość. Słuchaj...