Pechowy finisz roku 2005
25 kwietnia 2009
Szacowany czas lektury: 17 min
Po Mikołajkach myślałam, że do Sylwestra będę miała spokój, zakładając, że na Sylwestra coś wykombinuję. Nie musiałam kombinować, zadzwoniła Marta proponując mi udział w Zabawie Sylwestrowej. Święta minęły spokojnie i tradycyjnie za stołem. Dlatego chciałam się do tego Sylwestra trochę przygotować. Pozostawały jeszcze trzy dni. Wtorek odpuściłam sobie, odpoczywając po Świętach, ale środę i czwartek już chciałam wykorzystać aktywnie. W tym momencie wyglądało to na trójetapowy finisz. Pierwszy etap - środa, drugi etap - czwartek, piątek dzień odpoczynku, trzeci etap Sylwestrowa Sobota.
Pierwszy etap - środa, 28 grudnia.
Tradycyjnie w środę miałam planowaną wizytę w Zakładzie Kosmetycznym. Więc już we wtorek zadzwoniłam do nich i uzgodniłam, że Ewa zrobi mi kosmetykę twarzy, natomiast zaproponowałam, aby po niej Marek - masażysta przejechał ze mną do mnie do domu i tam mnie odpowiednio porozciągał i rozmasował.
W środę o 18-ej podjechałam do Zakładu, przez prawie półtorej godziny Ewa wyżywała się na mojej twarzy i szyi, po czym ubrałam się i razem z Markiem przejechaliśmy do domu. Z Markiem już miałam kilka spotkań, opisane w opowiadaniach "Marek", ale po drodze wyjaśniłam Markowi, że za 3 dni idę na Sylwestra, gdzie mogę mieć jakieś niespodzianki, więc potrzebuję mięć dobry masaż i dobre rozciąganie.
Marek spojrzał na mnie stwierdzając, że nie ma problemu, tylko potrzebuje niewielkiego dopingu. Po przyjściu do domu zrobiłam mu herbatę i małego drinka, a samej poszłam do sypialni, rozebrałam się i tylko w szlafroczku poszłam na piętro. W małym pokoiku naszykowałam łóżko. Jest tam tapczanik jednoosobowy, do którego jest dostęp z obu stron, mający twardy, kokosowy materac. Przykryłam go frotowym prześcieradłem i poszłam pod natrysk. Stanęłam twarzą do ściany i puściłam ciepłą wodę. Po chwili czuję, a tu za mną stoi Marek i zaczyna rozcierać mi tę ciepłą wodę po ciele. Roztarł tył, poprosił, abym się obróciła, roztarł przód, ponownie wróciliśmy do rozcierania pleców.
W pewnym momencie jego ręka, roztasowując mój pośladek zsunęła się po rowku w środek. Rozsunęłam nogi, dając mu możliwość dotknięcia całego krocza. Skrzętnie to wykorzystał i po chwili poczułam, jak jego paluszek ślizga się po Cipce. Zaczęło mnie to podniecać, a kiedy wsunął go do środka, poczułam takie podniecenie, że wypięłam się do tyły. On na to czekał i zaraz w Cipce ulokował swoja pałkę. Poczułam go bardzo mocno, podnieciłam się, wypinając Pupę coraz dalej, po to, aby mieć go coraz mocniej. Aż przyszedł moment szczytowania, oboje go skwitowaliśmy głośnym jękiem, po czym wysunął się, ja się obróciłam i spięliśmy się w mocnym namiętnym pocałunku.
Przeszliśmy do pokoiku, gdzie było naszykowane łóżko do masażu, stuknęliśmy się szklaneczkami z drinkiem i jak to Marek sam stwierdził, po takiej motywacji czas najwyższy wziąć się do pracy. I rzeczywiście, ręce jego chodziły po moim ciele tam, gdzie chciał. Nie było miejsca, którego by nie dotknął. Rozciągał mi nogi na boki i do góry, rozmasowywał ręce, ramiona o kark. Czułam, jak pod jego rękoma moje ciało staje się miękkie, jak plastelina, a on je formuje jak chce.
Aż przyszedł moment, kiedy właściwie już skończył masaż. Popatrzył na mnie i stwierdził, na początku rozmasowałem Cipkę, teraz trzeba rozmasować Pupę, gdzie masz te swoje zabawki. Przecież kiedyś nie skończyliśmy pieszczot. Rzeczywiście, jak był ostatnim razem, to bawiliśmy się kulkami analnymi, skończyliśmy na szóstej, zaczynając od najmniejszej. Więc teraz wstałam i poszłam po kuferek z nimi, przyniosłam i otworzyłam, a on ponownie z niego wyjął "winogrono kulek". Poprosił mnie, abym zajęła pozycje "na pieska" i mocno wypięła Pupę. On usadowił się za mną, rozpiął kulki z agrafki, ułożył je wszystkie obok siebie i posmarował mi swoim balsamem, który używał do masażu Brązowa Dziurkę.
Patrzę katem oka, a on bierze pierwszą, smaruje i wsuwa mi w dziurkę. Mówię, że ta już poprzednio była. Stwierdza, nie szkodzi, Ty się nie wtrącaj. Wsunął ją, popychając głęboko palcem, po czym poczułam, że wysuwa. Wyjął odłożył na bok i bierze następną. I znowu jest to samo, wsuwa i wysuwa. Tak doszedł do szóstej, czyli ostatniej, którą wsunął poprzednim razem. Ale wsuwając i wyciągając poprzednie rozluźnił Pupę do tego stopnia, że ta weszła bez problemów. I tu zaskoczenie, tej już nie wysuwa, tylko bierze następną, siódmą. Tamta miała 4cm średnicy, siódma ma 4,25, weszła, ale poczułam, że ją mam w sobie. Patrzę, a on bierze następną, ósmą, 4,5cm. Wsunął, ale ja już czułam się dobrze wypełniona. Zliczając je w linii prostej, to było już 12,75cm długości, przy ponad 4cm średnicy. Patrzę, a on bierze dziewiątą, 4,75cm średnicy. Wsunął do połowy, ale ja zaczęłam już jęczeć bardzo mocno, prosząc, aby przestał. Po prostu już zbyt mocno bolał mnie brzuszek. Marek spojrzał i stwierdził - no dobrze, to te trzy będą na następne spotkanie.
Opadłam na łóżko, jęcząc. Wsunął mi rękę pod brzuch, wyczuwając ich ułożenie w brzuchu. Zaczął go trochę masować i poskutkowało. Widocznie ułożyły się trochę na boki, bo już tak mocno ich nie czułam. Po tym masowaniu poprosił mnie, abym wstała, samemu ułożył się na łóżku, zobaczyłam, że te pieszczoty spowodowały jego mocne podniecenie, położył się, prosząc, abym ja usiadła na nim. Przez chwilę patrzyłam na niego, ale on wykonał znaczący gest zapraszający, pociągając mnie za rękę. Usiadłam na jego biodrach czując bardzo dobrze jego pałkę pomiędzy wargami, ale to był dopiero początek. Uniosłam się, ustawiłam ją na wejściu i zaczęłam opuszczać swoje biodra. Jego żołądź bez problemów prześlizgnęła się przez bramkę wejściową, ale dalej już zaczęły się problemy.
Chwycił mnie za biodra i dociskał, a ja jęcząc coraz głośniej, coraz głębiej wbijałam się na niego. Kiedy poczułam, że już dobrze siedzę na nim, on poprosił, abym wysunęła nogi do przodu, sam uniósł się i trzymając mnie jeszcze mocniej za biodra, zaczął swoje wyrzucać do przodu. Powiedzieć, że w tym momencie odjeżdżałam w pełnym orgazmie, to jest powiedziane chyba za mało. Osiągnęłam obłędny stopień podniecenia, skurcze brzucha przychodziły jeden za drugim. A kiedy przyszedł moment spełnienia z mojego gardła wydobył się jeden głośny krzyk i opadłam na marka prawie omdlała.
Położył się na boku, wysuwając się ze mnie i poszedł się umyć, a ja leżałam, trzymałam się za brzuch i nie byłam w stanie w żaden sposób się ruszyć. Marek ubrał się, przyszedł do mnie, pomógł mi zejść po schodach i dając mi obchodnego buziaka stwierdził - chyba dobrze zaczęłaś przygotowania do tego Sylwestra. Miałam nadzieję, że bardzo dobrze. Marek wyszedł a ja poszłam do swojej łazienki, puściłam ciepłą wodę do wanny, a kiedy już się mogłam w niej zanurzyć, weszłam do niej i rozsuwając szeroko nogi zaczęłam wolniutko wyciągać siedzące we mnie kulki. Okazało się, że nie było to takie trudne, umyłam się posprzątałam i położyłam się spać. Dłuższą chwilę przeżywałam jeszcze to spotkanie, usnęłam, a rano okazało się, że czuje się bardzo dobrze. Miałam nadzieję, że tak będzie dalej. Niestety, okazało się, że czasami coś nie idzie tak, jak byśmy chcieli.
Etap drugi - czwartek, 29 grudnia.
Święta były siedzące, w środę Marek mnie dobrze "rozmasował", ale na czwartek nie miałam żadnych planów, więc poszłam na swoje ćwiczenia i basen. Już na wejściu zdziwiłam się, że szatnia jest pusta. Pojawił się Piotrek, instruktor od gimnastyki. Zawsze jest ich dwóch, Piotrek od gimnastyki, Henryk od ćwiczeń siłowych. Są to studenci czwartego roku AWF-u, którzy sobie w ten sposób dorabiają. Pytam się, co to za pustki, dlaczego nie ma nikogo, na co mi Piotr odpowiedział, że jest okres między świętami i pewno się nikomu nie chciało. Nie była to prawda, ale dowiedziałam się o tym wychodząc z ośrodka. Ubrałam się w strój gimnastyczny, czyli krótkie, dosyć opięta szorty i bluzeczkę, poszłam na salę.
Podszedł do mnie Henryk i rozpoczęliśmy, można powiedzieć ćwiczenia siłowe. Najpierw parę minut na trenażerze, następne parę minut ćwiczenia brzucha na formerze, na końcu kilka minut na atlasie, ćwiczenia na ramiona i klatkę piersiową. Po takiej dawce ćwiczeń chwila oddechu i Piotr ze swoją gimnastyką. Pozycja na materacu i ćwiczenia rozciągające. Leżałam na brzuchu i Piotrek ćwiczył ze mną wyginanie się w tył. Chwycił za ręce i podciągał, chwytał za nogi i wyginał do góry. Po tym wszystkim położył mnie i zaczął masować mięśnie karku, ale po pewnym czasie jego ręce zsunęły się na biodra i zsuwając się niżej, zaczęły zsuwać moje szorty. Odwróciłam głowę, a tam za mną stoi już Heniek ubrany tylko w podkoszulkę i trzyma w ręku nabrzmiałą już swoją pałkę. Widząc mój wzrok spokojnie stwierdził - przecież trzeba ten rok właściwie skończyć, podnieś się na łokciach i wypnij Pupę.
Znałam ich już dłuższy okres czasu, nawet można powiedzieć, czasami miałam na nich chęć, ale nie przypuszczałam, że kiedyś do tego dojdzie. A tu nagle taka propozycja. Wyszłam z założenia, że może przyda się "trening" przed Sylwestrem, więc uśmiechając się uniosłam swoje biodra do góry, wypinając Pupę. Piotrek odsunął się, Henryk przykląkł za mną i po chwili poczułam, jak jego pałka wsuwa się we mnie. Wypełnił mnie do końca, a każde jego pchnięcie kwitowałam narastającym podnieceniem. Aż przyszedł moment spełnienia i poczułam, jak wlewa się we mnie ten jego płyn namiętności.
Chwyciłam ręcznik i opadłam na materac. Henryk poszedł do łazienki, ja jeszcze przez chwile łapałam oddech, ale po chwili również poszłam się umyć. Kiedy szłam do łazienki, Piotr poprosił mnie, abym szybko wracała, bo jeszcze nie dokończyliśmy ćwiczeń na plecach. Kiedy wróciłam, ewidentnym było, że Piotr też będzie chciał we mnie wejść, ale nie wiedziałam kiedy? Położył mnie na plecach i rozpoczął normalne ćwiczenia rąk, nóg, przekładanie bioder na boki, wszystkie ćwiczenia uelastyczniające korpus ciała. Aż, kiedy przyszedł moment podciągania nóg do góry pojawił się Henryk, przytrzymał mi nogi prawie nad głową, Piotr błyskawicznie zrzucił swoje ubranie i był gotów wejść we mnie. Henryk lekko popuścił nogi, rozsuwając je mocno na boki, tym sposobem Piotr nie miał problemów w ulokowaniu swojej pałki w Cipce.
Wbił się i dobijał można do końca mocno, jak tylko mógł. Po chwili słychać było charakterystyczne obijanie się jego bioder o moje, we mnie narastało coraz to większe podniecenie i kiedy poczułam, że tężeje przed wytryskiem, wrzuciłam w górę ręce dochodząc do bardzo dużego stopnia podniecenia. Strzelił we mnie, przez chwilę oboje łapaliśmy oddech, po czym wstał i wyszedł do łazienki. Ja przekręciłam się na bok i przez moment, trzymając rękę na Cipce przeżywałam to zbliżenie.
Ale po pewnym czasie wstałam, wzięłam ręcznik, szorty i szłam w kierunku szatni, gdzie jest łazienka. Wówczas usłyszałam od Henryka - jak idziesz na basen, to możesz się nie ubierać, na basenie nie ma nikogo. Znowu mnie to zdziwiło, opłukałam się pod natryskiem, owinęłam w ręcznik, przeszłam kilka kroków korytarzem w kierunku basenu, otwieram drzwi, a tam rzeczywiście nikogo. Tafla jak lustro. Patrzę w kierunku stolika, gdzie normalnie jest ratownik, tam też nie ma nikogo. Więc nie zastanawiając się podeszłam do ściany, położyłam na ławce ręcznik i wsunęłam się do wody. Zrobiło mi się miło i zaczęłam swoje żabkowanie. Kiedy już przepłynęłam dwie długości otworzyły się drzwi i wszedł Leszek, będący ratownikiem oraz Władek, administrator obiektu. Rzucili do mnie krótkie - cześć i wyszli. Ale po chwili wrócili i stojąc do mnie tyłem coś na tym stoliku robili. Stolik usytuowany był na jednej z krótszych ścian, blisko jednych drzwi wejściowych. W drugim narożniku były drugie drzwi, a za nimi małe zaplecze ratownika z klasyczną leżanką. Czasami na niej odpoczywałam.
Kiedy ponownie dopłynęłam do tego brzegu, przy którym oni byli, podszedł do mnie Leszek, stwierdzając - masz tu ręcznik i wychodź. Na dzisiaj dosyć już pływania, idziemy na szampana. Popatrzyłam, a on wyciąga do mnie rękę. Pomyślałam, na sali gimnastycznej byli Piotr i Heniek, pewnie Ci też chcą swoje. I nie pomyliłam się. Leszek podał mi rękę, wyszłam z basenu, owinęłam w ręcznik i jeszcze dobrze ociekająca poszłam w kierunku jego zaplecza. Patrzę, a tam na stole duża butelka szampana i pięć kieliszków. Dlaczego pięć, sytuacja się po chwili wyjaśniła, bo do pokoju weszli Piotrek i Heniek.
Władek, najstarszy, otworzył butelkę, nalał w kieliszki i wzniósł toast za Nowy Rok. Wypiliśmy wszyscy prawie do końca, po czym Władek zbliżając się do mnie stwierdził, że jestem wyjątkowo miłą i sympatyczną kobietą, że obserwują mnie już od dłuższego czasu i że ten rok nie może się skończyć dla mnie tylko takimi życzeniami. Postanowili, że dzisiaj otrzymam od nich wszystko, co kobieta otrzymać może. I obejmując mnie, zaczął zsuwać ze nie ręcznik. Popatrzyłam na nich, uśmiechnęłam się i co było robić, stwierdziłam, że oni również mnie się podobają, że nieraz "podejrzliwie" na nich patrzyłam, ale nie przypuszczałam, że jest to ze wzajemnością. Po czym patrząc już prosto w oczy Władkowi pocałowałam go w usta, mówiąc, rozumiem, że Ty jesteś pierwszy.
Mruknął, aha a panowie błyskawicznie wysunęli leżankę na środek pokoju, podregulowali jej wysokość, położyli na niej duży, biały ręcznik frotowy, pokazując mi, że mam się na nim ułożyć. Ułożyłam biodra blisko krawędzi, Piotrek z Heńkiem przytrzymali mi nogi i Władek już po chwili mógł gościć w Cipce. Zrobił to z dużą wprawą i czułam go bardzo dobrze. Pałka jego systematycznie wsuwała się wypełniając mnie do końca. Władek łapał przyspieszony oddech, we mnie narastało podniecenie, aż przyszedł szczyt i poczułam jego wytrysk, kwitując to głośnym jęknięciem.
Władek wysunął się, chłopcy opuścili moje nogi i podtrzymując mnie, stwierdzili - wskocz sobie do basenu. Rzeczywiście, w tym momencie było to najłatwiejsze. Kiedy machnęłam w nim kilka ruchów, już wyciągały się do mnie ręce Leszka. Pomógł mi wyjść, owinęłam się w ręcznik i tak osuszona szłam do pokoiku. Tam tylko go zsunęłam i już mi chłopcy pomagali ułożyć się na leżance a Leszek już stał gotowy, aby we mnie wejść. Opłukanie się w basenie spowodowało, że w Cipce nie było odpowiedniej ilości soków namiętności kiedy wchodził było trochę tępo. Ale za chwilę już Cipka puściła swoje soki namiętności i czułam go bardzo mocno w sobie.
Jak by na to nie patrzeć, było to w dosyć krótkim czasie czwarte moje zbliżenie z mężczyzną. Może dlatego czułam go już bardzo mocno, ale też i namiętność moja narastała coraz bardziej. Kiedy poczułam, że zbliża się do końca ja też byłam bardzo mocno podniecona i oboje skończyliśmy w pełnym uniesieniu. Leszek wysunął się, myślałam, że to już koniec, a tu Piotrek nachyla się i mówi mi do ucha, że oni jeszcze raz. Popatrzyłam, a on tylko kiwa głową. No cóż, nie było wyjścia, wskoczyłam do basenu, obmyłam się i po chwili już Piotrek prowadził mnie do leżanki, sugerując, abym położyła się na krawędzi leżanki na brzuchu, wypinając Pupę.
Więc wypięłam ją, aby po chwili już mieć go w sobie. Zaraz zaczął się rozlegać charakterystyczny odgłos odbijanych od siebie ciał, ja zaczynałam jęczeć coraz głośniej, aż przyszedł moment jego szczytowania. Ja też, po tych kilku zbliżeniach byłam już tak mocno podniecona, że wyrzuciłam głowę do góry głośno krzycząc osiągając pełny orgazm. Ale po tym zbliżeniu byłam już bardzo zmęczona, a w kolejce czekał na mnie jeszcze Henryk. Więc tym razem już nie wchodziłam do basenu, tylko poszłam pod natrysk, opłukałam się i wróciłam do niego. Poprosił mnie, abym ułożyła się na plecach, Piotrek i Władek przytrzymali mi nogi a on wszedł we mnie niesamowicie mocno.
I chyba w tym momencie skumulowały się we mnie wszystkie namiętności tego wieczora, bo od samego początku poczułam się bardzo mocno podniecona, każde jego pchnięcie kwitowałam wręcz krzykiem, głowa latała mi na lewo i prawo. Do tego stanu dołożyli się Piotrek i Władek, którzy jedną ręką trzymali moje nogi, a druga ręką zaczęli pieścić sterczące za sztorc Brodawki. To też kiedy zbliżał się już finał darłam się w obłędnym podnieceniu. Rzeczywiście, tak dużego stopnia podniecenia dawno już nie przeżyłam.
Panowie pomogli mi podejść do natrysku, lekko się opłukałam i poszłam się ubierać. Do szatni przyszedł Leszek informując mnie, że odwiezie mnie do domu. Kiedy wyszłam z szatni wszyscy panowie czekali na mnie, wypiliśmy jeszcze raz za Nowy Rok i wyszliśmy z ośrodka.
Przy drzwiach wejściowych Władek pokazał mi kartkę: "Ze względu na prace konserwacyjne w dniu 29 grudnia ośrodek czynny do godz. 17, w dn. 30 grudnia nieczynny". Popatrzyłam, a on wyjaśnił mi, że tym sposobem pozbyli się wszystkich i mogliśmy być sami. Stwierdziłam, że przecież, kiedy ja wchodziłam tego nie było. Władek uśmiechnął się, mówiąc, jak ty miałaś przyjść, to tę kartkę zdjąłem i otworzyłem drzwi. Ale jak tylko weszłaś do szatni zaraz zamknąłem. No i już było jasne dlaczego byłam sama na obiekcie. A prace konserwacyjne rzeczywiście miały zacząć się od następnego dnia.
Było mi na rękę, że mnie Leszek odwiezie, bo akurat pogoda się pogorszyła i przyjechałam na ćwiczenia taksówką. Wysiadając pod domem otrzymał ode mnie gorącego buziaka i pojechał dalej, a ja weszłam do środka. Byłam bardzo zmęczona, więc pomyślałam o ciepłej kąpieli. Kiedy myjąc się dotknęłam podbrzusza, dało ono znać o tych wszystkich dzisiejszych figlach. Ale miałam nadzieję, że w piątek odpocznę i w sobotę będę już w pełni sprawna na Sylwestrowa zabawę. No cóż, życie płata nam bardzo różne figle.
Etap trzeci - Sylwester, 31 grudnia 2005 roku.
Wychowywałam się w domu, gdzie była babcia. Kiedy mówiłam coś o swoich planach, zawsze mi powtarzała "Planowanie czas stracony, życie i tak zrobi, co będzie chciało". I przysłowie Babci dzisiaj się idealnie sprawdziło.
W kilka dni po "Spóźnionych Mikołajkach" miałam telefon od Marty, że zaprasza mnie na Sylwestra. Miał się on odbyć u znajomego Wojtka, w domku jednorodzinnym, 130km od naszego miejsca zamieszkania. Mieliśmy wszyscy dojeżdżający zjechać się w sobotę po południu. Ale w pewnym momencie sytuacja się zmieniła. Marta podjęła decyzję, że pojedzie już w czwartek, a po mnie miał przyjechać jeden z naszych partnerów, z miejscowości oddalonej ode mnie o 60km, wziąć mnie w sobotę po południu i mięliśmy razem wieczorem dojechać.
Ale nikt nie przewidział "niespodziewanego" ataku zimy. U nas śnieg zaczął już dosyć intensywnie padać w piątek wieczorem, a w sobotę miasto było już kompletnie zasypane. Kontaktując się z Marta około godziny 15-tej wyrażałam swoje obawy, co do mojego dojazdu.
Ja mieszkam w kolonii domków jednorodzinnym, nasza uliczka jest bardzo wąska, więc nie było szans, aby w nią ktokolwiek wjechał. Ale około 16-tej miałam telefon od partnera, z którym miałam jechać, że on w ogóle nie może wyjechać ze swojej miejscowości.
Więc w tym momencie sprawa była już jasna. Zamiast myśleć o Sylwestrze, musiałam zacząć myśleć o odkopaniu się, bo na chodniku miałam już prawie pół metra śniegu. Kiedy zaczęłam się odkopywać, zobaczyłam, że sąsiedzi z przeciwka robią to samo. Spytali mnie, co z Sylwestrem, wiec wyjaśniłam im, że mam już go z głowy, bo przecież nie wyjadę. Okazało się, że oni tez mieli gdzieś jechać, ale z racji "zasypani" siedzą w domu. Wiec zaprosili mnie do siebie, wzięłam butelkę i o jedenastej poszłam do nich.
O północy wypiliśmy symboliczne toasty, później jeszcze zrobiliśmy połówkę i przed drugą byłam już ponownie u siebie w domu. No cóż, czasami tak trzeba powitać Nowy Rok.
Jak zwykle w środę byłam w Zakładzie Kosmetycznym i poplotkowałyśmy z Karolcią. Jak sama powiedziała, jej się akurat Sylwester udał. Karolcia nie wyjeżdżała Zaprosił ją jeden z jej "klientów" w dosłownym i tym drugim znaczeniu. Zapytał ją, czy na tym spotkaniu mogą być jego koledzy, jak stwierdziła, nie zgłosiła sprzeciwu. Tym sposobem spędziła Sylwestra z pięcioma partnerami. Jak mi powiedziała od dziesiątej do północy zrobiła "jedną pełną rundę", natomiast po północy to już nie wie, ile razy z którym, bo okazało się, że ich sprawność jest różna.
Siedząc przy kawie i czekając, aż Marek będzie wolny postanowiłam zadzwonić do Marty, zapytać, jak w końcu wyszedł jej Sylwester. Marta z Wojtkiem dojechała do miejsca przeznaczenia w czwartek wieczorem, gdzie przywitał ich gospodarz domu. Więc od czwartku miała dwóch partnerów. W piątek dotarł jeszcze jeden partner i tym sposobem, łącznie ze swoim mężem miała trzech partnerów, z którymi spędziła, jak to stwierdziła, pracowicie czas i w Sylwestra, i dłużej, aż do poniedziałkowego śniadania, bo dopiero wtedy mogli się rozjechać. Podsumowując te rozmowę stwierdziłam, że i jej i Karolci jakoś się jednak udało, tylko ja w tego sylwestra "pościłam" Marta pocieszając mnie stwierdziła, żebym się nie martwiła, bo na pewno w Karnawale będzie jakaś impreza, to sobie tego Sylwestra "odbiję"
No i na tym kończą się moje wspomnienia Sylwestrowe. Tym razem właśnie takie. Przynajmniej dobrze, że udało mi się mieć jakieś etapy przygotowawcze.
brak komentarzy