Nóż w torebce
15 maja 2015
Szacowany czas lektury: 19 min
Treść tego opowiadania jest czystą fikcją i nie ma nic wspólnego z moimi przeżyciami, marzeniami czy też pragnieniami.
Przestrzegam przed lekturą mojego opowiadania, osoby wrażliwe na piękno erotyzmu i miłości międzyludzkiej. Tu tego nie znajdziecie.
Dojeżdżam na parking przy głównej trasie z Warszawy do Katowic i parkuję Audi z dala od budynków, zajazdu i stacji paliw. Tuż za parkingiem dla tirów. Jest już ciemno i późno. Wszystkie kabiny ciężarówek mają zasłonięte okna kabin i tylko gdzieniegdzie widzę delikatne światło wydostające się przez szpary szarych i czarnych zasłon. Zapalam papierosa, zaciągam się dymem i obserwuję. Za sobą mam tylko czteropasmową jezdnie. Przed sobą parking tirów i za nim parking dla osobówek. Potem jest oświetlony drewniany, stylizowany na góralską modę budynek z napisem „Karczma u Tomka”. Żadnych ludzi. Nikt nie wychodzi i nie wchodzi. Martwa strefa. W karczmie powinno być mniej więcej od siedmiu do piętnastu osób gości. Tyle wyliczam z zaparkowanych osobówek przed karczmą. Plus personel i ewentualnie kilku kierowców z ciężarówek daje mi wynik do trzydziestu ludzkich istnień. Jest letnia późna godzina. To nie czas dla kobiet. Zakładam, że jest ich w trzydziestce nie więcej niż dziesięć. Dla mnie więc zostaje dwudziestu. Jest w czym wybierać. Kończę papierosa w połowie i wrzucam go w szparę kratki ściekowej. Zabieram z siedzenia torebkę, zamykam Audi i zdecydowanym krokiem idę w kierunku drewnianych drzwi karczmy.
Wnętrze jest kontynuacją stylu, jaki przedstawia front karczmy. Drewniane belki ścian, drewniane grube filary i drewniany gruby blat baru. Wszystko w jasnym drzewie, udekorowanym gdzieniegdzie czarnymi, metalowymi okuciami. Zamawiam kawę i siadam w zaciemnionym kącie pomieszczenia. Obserwuję. Przy kilku stolikach siedzi kilko mężczyzn. Jest ich dziewięciu i prawie każdy siedzi przy osobnym stoliku. Przy jednym stoliku siedzi trójka młodych, może dwudziestokilkuletnich młokosów. Oni mnie nie interesują, choć ja jestem częstym celem ich szybkich dyskretnych spojrzeń. Zostawiam ich ciekawość moją osobą i wypatruję spojrzeń pozostałych gości lokalu. Każdy z nich zerka w moją stronę. Jestem tu jedyną kobietą i to ich intryguje. Wyłapuję ich spojrzenia bez wzajemności. Udaję, że nie widzę ich celnych spojrzeń w moją twarz, w mój dekolt, na moje nogi. Mam dziś na sobie luźną bluzkę z rękawami na wąskich ramiączkach, która pokazuje nagość ramion i lekko przechylona odsłania z jednej strony wypukłość piersi. Brązowo bluzka w szare wzory kwiatów, sięga do bioder i tam przepasana jest czarnym szerokim pasem z metalową klamrą. Niebieskie jasne dżinsy dokładnie przylegają do moich bioder, ud, łydek, odsłaniając kostki u stóp. Mokasyny z brązowego zamszu kończą mój zewnętrzny strój. Mam wyglądać skromnie, ale zachęcająco. Myślę, że udało mi się to. Nie chcę wyglądać jak damulka z kasą, ani też jak zwykła przydrożna dziwka. Mam być dziewczyną w podróży.
Dwadzieścia dwa lata. Tyle bym dała sobie. Młoda i zgrabna blondynka o długich, prostych włosach sięgających ramion. Zielonych oczach w kształcie migdałów i nosku zadartym i wąskim. Kiedyś go dam sobie skrócić. Jest zbyt długi. Twarz pociągła i chyba ładna. Pełne usta zaznaczone mocną czerwienią i delikatny cień na oczach. Moje walory kobiecości są zbyt małe. Wąskie biodra, zbyt wąskie, ale za to dobrze zaokrąglone wydatne pośladki. Wąska talia, z której jestem akurat dumna i zbyt mały biust. Chciałabym mieć większy. Przy moim wzroście metr siedemdziesiąt osiem i ważę pięćdziesiąt pięć kilo, wyglądam na bardzo szczupłą i wysportowaną. Mam prawo podobać się mężczyznom, młodym i starszym. I chcę tego. Chcę, aby spoglądali na mnie z pragnieniem w oczach. Chcę czuć ich pożądliwe spojrzenia. Chcę, aby pragnęli mnie. I pragną mnie. Jeden z mężczyzn przygląda mi się intensywniej niż pozostali panowie. Podnosi co chwile filiżankę z białego fajansu do ust i strzela we mnie wzrokiem znad krawędzi naczynia, "Kim jesteś? Co masz w głowie?”. Zwężam mimowolnie wzrok i przytrzymuję jego wzrok w moich oczach. Nie ucieka, „Chcesz mnie skrzywdzić? Czy uszczęśliwić?” .
Opuszcza naczynie na biały talerzyk, nie unikając mojego spojrzenia. Kąciki jego ust unoszą się lekko do góry, a ja opuszczam szybko wzrok, „Tak! Wygrałeś!” . I dreszcz podniecenia przechodzi po moim ciele. Unoszę powoli wzrok i szybko go opuszczam. Patrzy na mnie, a ja czuję gorąco na twarzy. Upijam kolejny łyk kawy i wstaję. Kładę na barze banknot dziesięciozłotowy.
- Płacę za kawę, - kelner zgarnia dłonią papierek i wydaję mi resztę.
- Dziękuję. Gdzie jest damska toaleta?! - wypowiadam pytanie do barmana, lekko podnosząc głos, tak aby usłyszał to każdy z siedzących tu mężczyzn, a zwłaszcza On.
Ma chyba czterdzieści pięć, może pięćdziesiąt lat. Twarz zadbana, oczy ciemne i wąskie. Nos długi, usta szerokie i wąskie, za wąskie, widać tylko ciemną linie, tam gdzie powinny być wargi. Na brodzie ma lekki dołeczek co dodaje mu uroku. Ma nadwagę co uwidacznia się w pełnych policzkach i lekkim podbródkiem. Włosów brak. Jest łysy? Czy prawie łysy i wygolił nędzne resztki, podszywając się pod łyse oryginały? Nie znoszę udawaczy! Szary garnitur dobrze na nim leży i jest szyty przez dobrego krawca na tego właśnie mężczyznę. Srebrna Toyota Avensis stojąca przed karczmą. To jego samochód. Zgaduję.
Kelner wskazuję mi palcem wyjście z sali i tłumaczy gdzie znajdę toaletę, „Wiem debilu, gdzie jest toaleta! Widziałam ją, gdy wchodziłam do tej rudery!”. Złość niespodziewanie wybucha we mnie, ale nie okazuję jej. Tylko uśmiecham się niewinnie i dziękuję mu.
Obudziłam swojego diabełka i ciepło zalewa mi klatkę piersiową, potem brzuch i schodzi do podbrzusza, „Jeszcze nie, jeszcze nie teraz, za szybko!" . Próbuję uspokoić się w myślach i ukołysać zerwanego ze snu diabełka, który podskakuję we mnie w dzikim wojowniczym tańcu.
Ruszam powoli w stronę przedsionka karczmy i gdy ginę z oczu gości, wpadam do damskiej toalety. Kładę obok zlewu torebkę. Odkręcam zimną wodę i wkładam pod mocny strumień obie dłonie. Zimno przedostaje się przez skórę do kości i znieczula mi obie dłonie. Wycieram je szybko w papierowy ręcznik i przykładam do gorących policzków. Uspokajam oddech i serce nie wali już tak mocno od harców małego diabełka, który stoi teraz z wielką włócznią i przygląda się mi. Jestem spokojna. Przyglądam się swojej twarzy w lustrze. Jest inna i nie jest moja. Jest twarzą skrzywdzonej kobiety. Złej kobiety. Kobiety pragnącej. Kobiety zdecydowanej na zaspokojenie swojego pragnienia.
Sięgam lewą dłonią do torebki i powoli przesuwam w jej wnętrzu, aż trafiam na gumowy, twardy, karbowany przedmiot. Przesuwam po nim delikatnie dłonią. Podniecenie wraca, ale jest już spokojniejsze i pod moją kontrolą. Diabełek unosi teraz nóżki na przemian i potrząsa włócznią z wojowniczą miną.
Jestem gotowa. Chcę tego.
Wypowiadam te słowa w myśli i są one prawdziwe. Jestem gotowa pójść z tym mężczyzną.
Spoglądam ostatni raz w lustro. Obca twarz i obce oczy. To nie jestem ja. Wychodzę z toalety i dalej, na zewnątrz. Czeka na mnie. Jest mojego wzrostu i przystojny, mimo lekkiego brzuszka, który doskonale jest schowany pod garniturem. Jestem naprawdę pod wrażeniem zdolności krawieckich jego twórcy. Szary garnitur, szare spodnie z materiału tworzą komplet. Niebieska koszula i stalowy krawat nie pasują do siebie idealnie. Jego żona źle dobiera mu garderobę. Ja dobrałabym raczej ciemnoczerwony krawat z lekkimi szarymi dodatkami. No i czarne, lśniące nowością półbuty. Chyba kupił je wczoraj.
Gdy wychodzę na kamienisty ganek przed karczmą, On stoi oparty o drewnianą barierkę i pali papierosa. Uśmiecha się na mój widok, a ja udaję zażenowaną. Odgarniam opadające włosy do tyłu i lekko unoszę kąciki ust.
No dalej! - zachęcam go w myślach. - Zaczynaj!
A diabełek rozpoczyna swój taniec, zmuszając moje serduszko do szybszego rytmu. I zaczyna się.
- W podróży - To nie jest pytanie, lecz stwierdzenie oczywistego faktu. I dobrze, nie potrzebny mi idiota bez pomysłu na rozmowę, a ten zaczyna z pewnością i zdecydowaniem w głosie.
- Dokąd jedziesz, młoda damo?
„Damo?!”
Diabełek uniósł groźnie włócznie.
- Chyba nigdzie nie pojadę - wypowiadam te słowa z wyraźną rezygnacją. - Autko odmawia dalszej podróży, więc zastanawiam się nad noclegiem w tym moteliku. - Unoszę do góry rękę, wskazując na drugie piętro karczmy i napis „Pokoje gościnne”.
- Może mógłbym jakoś pomóc? - Czuć w jego słowach szczerą chęć pomocy, a ja wiem, że to tylko gra.
- No nie wiem? Ledwo co udało mi się dojechać na ten parking. Dziś jest już za późno, aby wzywać kogoś, więc pomyślałam, że jutro się tym zajmę.
- Co mi zaproponujesz? Sam zerkniesz pod maskę, aby udać, jaki ty to jesteś wszechwiedzący, a potem stwierdzisz, że bez odpowiedniego klucza to nie da się tutaj tego naprawić? A może zaproponujesz mi wspólną podróż? Przecież to na pewno jest ci po drodze. Czekam!
A diabełek podskakuję mi pod serduszkiem i wykrzykuję okrzyk wojenny - „Mamy Cię! Mamy Cię! Mamy Cię!”
- Mógłbym zaproponować lawetę. - O cię jasny gwint! Tego nie chcemy! Trzeba coś wymyślić i wymyślam.
- I co dalej? Gdzie mi zawiozą auto? Do garażu Janka i Franka?
- No racja, ale nie możesz tutaj zostać sama do rana. - W jego głosie wyraźnie czuć zatroskanie.
„A gdzie się podziała Dama, pedale?!”
Wyciągam z torebki paczkę Westów i wyjmuje papierosa. Jest szybki. Ledwo wkładam w usta papierosa, a jego dłoń płonie już ogniem zapalniczki.
- Dziękuję. - Zaciągam się szybko dymem i przytrzymuję go w płucach. Przygląda mi się bacznie, gdy spoglądam przed siebie, udając, że o czymś myślę. Patrzy na moje piersi, a potem zjeżdża wzrokiem po mym ciele w dół, aż do mokasynów. Moim ciałem wstrząsa lekki dreszcz.
„I co Panie szary garnitur? Podobam się Ci? Chcesz zasmakować młodego ciała dziewczyny? W domu tego nie dostaniesz. Wiesz o tym. Wiec powalcz o moją słodycz. Walcz!!”
Gdy czuję jego wzrok na moim ciele, budzi się we mnie lęk i podniecenie. Lęk z dawnych lat zmieszany z pożądaniem tej chwili, jaką może mi dać właśnie On. Ten stary, zbyt stary dla mnie facet. Właśnie On. Taki znajomy sprzed kilku lat. Przyjaciel domu i rodziny i mój, na swój inny sposób przyjaciel. Bo Roman był przyjacielem wszystkich, a w szczególności moim. Nie pamiętam, kiedy Roman pojawił się w naszym domu pierwszy raz. Chyba był w nim zawsze. Przychodził z tatą po pracy, przychodził w dni wolne od pracy i przychodził, gdy nie było taty w domu. Wówczas miałam zbyt mało lat, aby orientować się w relacjach dorosłych. Był po prostu wujkiem Romanem i był zawsze. Upijali się z moim tatą, który zawsze przegrywał i zasypiał przy stole. Wujek Roman wówczas opuszczał nasz dom i wracał po kilku dniach, aby znowu powalić mojego tatę w alkoholowym sparingu.
Pili, jedli, oglądali filmy i śmiali się, a ja siadałam na kolanach taty i wujka ciesząc się zabawą w konika. Tylko mama stała z boku i spoglądała na nas z dziwną nieznaną mi wówczas miną. Dziś wiem, że to nie były jej szczęśliwe dni. Cierpiała w milczeniu, znosząc ciągłe popijawy taty i wujka. Nigdy nie uczestniczyła w ich zabawie upijania się do nieprzytomności, choć zawsze była gorąco zapraszana przez tatę i wujka. Uległa tylko raz. I przegrała tak jak mój tata.
Szary garnitur przypomina mi wujka Romana. Czysty, zadbany i dobrze ubrany. Pachnący wodą kolońską i czymś jeszcze. Szaremu garniturowi brakuję tylko tego czegoś jeszcze.
- Chodźmy więc do twojego samochodu. Sprawdzimy, co mu dolega. - O kurwa!
„Nic mu nie dolega pedale! Masz mnie zabrać do swojego auta!”
Rzuca niedopałek papierosa poza barierkę i wyciąga do mnie rękę.
- Chodźmy. - Uśmiecha się swoimi nieistniejącymi ustami. - Który to? - I czeka. A ja stoję i szybko analizuję dalsze posunięcie. Nie mogę pozwolić mu, aby poszedł sprawdzać samochód. Szybko odkryje, że kłamałam i sprawa mocno się skomplikuje. Co mu wówczas powiem? Wyjdę na idiotkę w najlepszym razie. Lub na prowokatorkę.
- Mam rodzinę w Częstochowie. - Rozpoczynam kłamstwo, które ma mnie uwolnić z konieczności pokazania samochodu. - Ktoś ma jutro przyjechać tutaj i pomóc mi. - Ale bardzo dziękuję za chęć pomocy.
„Zabierz mnie do swojego auta, Kutasie!”
- Więc proponuję Ci mój samochód. Jadę do Katowic i z przyjemnością podrzucę Cię do Twojej rodziny. - Szary garnitur odsłania białe zęby w szerokiej szparze, którą On uważa za usta. Są wstrętne!
- Naprawdę zrobiłbyś to dla mnie?! - Udaję szczerą wdzięczność, a diabełek podskakuję we mnie, uderzając w serce i brzuch.
- Mam na imię Roman! - Jego imię wpada w moje uszy jak piorun, porażając prądem całe ciało. Czas się zatrzymuje i włącza wsteczny bieg. Biegnie do chwili, gdy nastała noc ciszy i samotności. Gdy miałam dwanaście lat. Stół zastawiony pustymi butelkami, pełne popielniczki i dym papierosowy unoszący się w całym mieszkaniu. Mój ojciec siedzący na krześle i śpiący na stole. Jest nieprzytomny. Moja matka jest w swojej sypialni. Śpi upojona alkoholem do nieprzytomności. Jest też wujek Roman.
A teraz stoi przede mną kolejny Roman. Co za zbieg okoliczności. Podoba mi się to.
- Mam na imię Mariola - To imię na pewno pasuję do dziewczyny, z którą można pójść konie kraść. I nie tylko kraść. - Miło mi Cię poznać Romanie. - Dodaję, uśmiechając się szczerze i wyciągam do niego dłoń. Jego dłoń jest delikatna i sucha. Lekko zaciska swoje palce na mojej dłoni i potrząsa delikatnie.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - Dodaje na koniec rytuału powitania, a we mnie zapala się piekło.
„Nie bądź taki dżentelmen, tylko prowadź mnie do auta, Pedale!”
Złość na nowo rozpala moje wnętrze, a diabełek we mnie biega w moim brzuchu, przewracając zawartość do góry nogami. Mdli mnie. To z nerwów. Muszę coś z tym zrobić, bo zwymiotuję.
- Poczekaj, proszę chwilkę. Muszę na chwileczkę Cię opuścić. Zaraz wrócę, tylko nie ucieknij mi! - Uśmiecham się do niego z minką pod tytułem. - Idę na kibelek, ale nie musisz o tym wiedzieć.
- Będę tu czekał na Ciebie. - I wyciąga kolejnego papierosa.
„Mały stresik? Panie Romanie? Jestem niewinną młodą osóbką. Na pewno sobie poradzisz.”
Zamykam drzwi toalety na klucz i odkręcam strumień zimnej wody. Patrzę w poruszający się kryształ strumienia i uspokajam swoje nerwy.
Uda mi się. Uda mi się. Powtarzam to tak długo, aż mój żołądek wraca na swoje miejsce. Wkładam dłoń do torebki. Dotykam owalny karbowany kształt i zdenerwowanie mija.
Nie mogę popełnić żadnego błędu. Wszystko ma być tak, jak zaplanowałam. Bez improwizacji. Bez zmian. Bez błędów.
Gdy wychodzę na zewnątrz karczmy, Roman kończy swojego papierosa. Uśmiecha się tym swoim ohydnym, bez ustnym grymasem i... wciąga brzuch. Jak matkę kocham! Wciąga brzuch!
„Już jesteś mój, Kutasie!”
Diabełek przypomina o swoim istnieniu, dźgając moje serce ostrą włócznią. Boli!
Czy to sumienie? Czy pożądanie? Czy może strach? Nie wiem. Nie chcę teraz tego wiedzieć. Nie teraz. Może później. Po wszystkim. Jak już nie będzie odwrotu. Jak będzie już po.
Szary Garnitur ujmuję mnie za ramie i prowadzi na parking, w stronę srebrnej toyoty. Zgadłam. Kuleczka satysfakcji wskakuje mi do gardła i wpada do brzuszka.
Roman bardzo się stara być szarmancki i prowadzi mnie do drzwi pasażera. Otwiera je przede mną i czeka, aż usadowię się na fotelu obok kierowcy. Dziękuję mu, dodając słodycz i niewinność w słowo i wyraz twarzy. Uśmiecha się i dostrzegam w jego oczach pewność. Pewność swojej wygranej.
„Tak. Masz mnie. I wykorzystaj to, Kutasie!”
Szary Garnitur zapina pas, włącza silnik i ruszamy w kierunku Katowic. Jest już prawie pusto na jezdni i Roman rozpędza swoją toyotę do znacznie większej prędkości, niż ja uważam za bezpieczną. Zerkam na licznik. Wskazówka szybko przekracza setkę i zatrzymuję się przy stu pięćdziesięciu. Mój diabełek kurczy się troszeczkę. Boi się? Nie może! Jest mi dziś potrzebny!
Roman zauważa chyba moją chwilową słabość.
- Nie za szybko? - W jego głosie czuć lekką drwinę i pychę. - Mam zwolnić?
- Ależ nie. Lubie szybką jazdę. - Staram się, aby moje słowa były radosne i pełne zachwytu.
- Więc może zdradzisz mi, jaki jest cel Twojej podróży? - Czuć w jego głosie dominacje zmieszaną z uprzejmością.
Cholera! Jakoś nie pomyślałam o tym, a przecież to oczywiste. Jestem w podróży, więc powinnam znać jej cel. Idiotka ze mnie! Szybko! Szybko! Mam!
- Jadę do koleżanki w odwiedziny. - Uf! To powinno wystarczyć. Naprawdę muszę się podszkolić w planowaniu kłamstw. Wiem, że to może być za mało, aby urwać ten wątek, więc szybko dodaję.
- A Ty gdzie tak pędzisz przez życie? Praca? Czy przyjemność?
- No nie wiem. Teraz to już naprawdę nie wiem. Godzinę temu była to praca. Teraz jest to przyjemność. - I szczerzy do mnie ten swój grymas, który sądzi, że jest uśmiechem.
„Przyjemność będzie moja! Jak z Tobą skończę! Pedale bez jaj!!”
Naprawdę się czerwienie. W środku czuję rozszalałego diabełka, który wypełnia moje ciało gorącem podniety i pragnienia, a na zewnątrz jestem małolatą zagubioną w wielkim świecie. Wstydliwą i podatną na oszustwa. Cieszy mnie ta reakcja. Jestem małą samotną dziewczynką w obcym samochodzie z obcym mężczyzną. Jest tylko On, Ja i ciemna noc wokół nas. Diabełek wydeptuję teraz swoim tańcem moje podbrzusze, wzniecając w nim obłok rozpalonych iskierek.
- A teraz powiedz mi tak szczerze! - Jego głos zmienił się z uprzejmego w twardy i groźny. - Kim jesteś i co robisz w moim samochodzie?!
Serce podskoczyło mi do gardła, a diabełek skurczył się do rozmiarów pestki winogrona. Przejrzał moją grę?! Jak to możliwe?! Czym się zdradziłam?! Nie to nie może być prawda! Szybko! Szybko! Co On wie?! I nagle rozumiem! Nic nie wie! Ale i tak jestem ciekawa, co wymyśliła ta jego wielka łysa głowa.
- Co masz na myśli?! - Staram się, aby mój głos nie drżał. Nie udaje mi się to. - I nie podoba mi się Twój ton! Jeśli zmieniłeś zdanie, to zatrzymaj się i mnie zostaw! - Już bez drżenia w głosie wypowiadam ostatnie zdanie, a diabełek puchnie do rozmiarów demona i wypełnia mnie całkowicie.
- Myślę, że nie masz rodziny w Częstochowie. - Jego odkrycie nie jest już w stanie powalić demona, jaki zawładnął moim ciałem. Już się nie boję i jestem gotowa na cios.
- Myślę, że nie masz też samochodu, że wszystko to wymyśliłaś, abym zabrał Cię. Zgadłem?
Jest pewny tego, co mówi. Czuć w jego słowach satysfakcję z odkrytej prawdy, a ja zastanawiam się, dlaczego tak szybko to odkrył? Naprawdę muszę lepiej planować swoje kłamstwa.
- I co z tym zrobisz? - Przekręcam twarz w jego stronę i uśmiecham się, lekko wysuwając języczek.
- Wiedziałem! - Wybucha szczerą radością i czka przez chwilę, udając śmiech.
Trwa to przez kilka sekund, za nim się uspokaja, a ja nie przestaję się uśmiechać do niego. Tylko moje oczy zwężają się, nie ukrywając złości.
„Spójrz na mnie pedale! Spójrz i przestań się śmiać!”
- Nie powiedziałam, że zgadłeś. Spytałam. Co, z tym, zrobisz? - Moje słowa wyraźnie wytrąciły go z dobrego humoru. Jego łysy łeb przekręca się w moją stronę i jego oczy wpadają w moje źrenice. Trwa tak przez kilka sekund, świdrując moją czaszkę, a ja wypełniona demonem trwam, nie spuszczając wzroku. Przegrał już siebie. Wiem o tym i wiem, że On też się tego dowie. Na końcu.
Auto nagle zaczyna wytracać prędkość i niespodziewanie skręca z głównej drogi, prosto na leśny parking. O tak! Cudownie! Demon we mnie napina wszystkie mięśnie i płonie żarem parząc mi skórę. Jestem gotowa! Chcę to zrobić! Chcę poczuć władzę nad jego męskością. Bezwzględną władzę! Gdy samochód zatrzymuje się, mam już odpięte pasy. Męska dłoń obejmuję moją nogę powyżej kolana i mocno zaciska na mnie swoje palce. Jego łysina jest blisko mojej twarzy, a ja ulegam tej grze i wbijam w niego swoje usta. Wstręt uleciał, zastępując go przemożnym pragnieniem spełnienia.
„Chcesz mnie wypieprzyć! Taką młodą i niewinną! Więc pieprz mnie! I zapomnij, że mogłabym być Twoją córką, Pedale!”
Jego dłonie szybko wędrują po moim ciele, a ja rezygnuję. Zamykam oczy. Czas zatrzymuje się i wpadam w miękką pościel swojego łóżka. W głowie kołyszą się obrazy a moje ciało staję się odrętwiałe i obce. Nie mam nad nim władzy. Czyjeś dłonie unoszą mi ramiona i czuję materiał przemykający po mojej twarzy. Moje biodra unoszą się i materiał spodni zsuwa się ze mnie. Jest mi zimno i dreszcz chłodu wzdryga moim ciałem.
Nie chcę tego! Przestań! Proszę!
Krzyczę, ale nie słyszę mojego głosu. Moje usta, jak przez sen, mamroczą niezrozumiałe sylaby. Pozostają w moim umyśle. Jego twarz pojawia się w polu widzenia moich zamglonych oczu. Znam tę twarz.
Dlaczego mi to robisz?!
Czuję jego dłonie pełzające po mojej nagiej i zmarzniętej skórze. Czuję wstręt i obrzydzenie, do jego dłoni i miejsc na moim ciele, które dotknęły. Jego dotyk znaczy moje ciało plamami obrzydzenia i wstrętu. Czuje wstyd, upokorzenie i lęk. Zapieram dłonie o jego barki i próbuje zrzucić jego ciało ze mnie. Bezskutecznie. Jestem za słaba. Bezbronna. Przegrana. Pozostaje mi tylko płacz. Ostatnia nadzieja uchodzi, spływając słoną kroplą po skroni.
W mojej prawej dłoni wyczuwam owalny, podłużny przedmiot. Jest twardy. Ściskam go mocno i otwieram oczy. Ginie moja bezsilność, mój lęk, mój wstyd. Demon puchnący w moim ciele napina rytmicznie mięśnie, rozgrzewając mnie i moje łono. Czuję drżenie wnętrza mojej kobiecości. Odzyskuję pewność i odwagę. Jestem gotowa! Nie pamiętam, kiedy to się stało, ale mój fotel jest rozciągnięty pode mną prawie do poziomu. Łysy czerep wpatruje się w moje oczy, a jego ciało przygniata mnie całą. Jego jedna dłoń jest wsunięta w moje rozpięte spodnie i dotyka moją wilgotność. Drugą dłonią trzyma mnie za lewą rękę i unosi gdzieś poza moją głowę. Szybko oddycha w podnieceniu, które czuję na udzie. Jest gotowy. I ja jestem gotowa. To ta chwila, która jest spełnieniem dwojga kochanków oczekujących czystej bliskości. To ta chwila, gdy kochankowie czują euforie z pierwszej podróży w głąb swoich ciał. Moim umysłem i ciałem króluje teraz żądza otrzymania od kochanka rozkoszy zagłębienia się w nim. Pragnienie! Szybkim ruchem prawej ręki uderzam karbowaną rękojeść w jego bok! Tuż poniżej żeber! Ostrze na karbowanej, gumowej rękojeści, wsuwa się bez wyczuwalnego oporu w jego ciało. Mój kochanek wytrzeszcza oczy, w których jest zdziwienie i zaczątek rozpaczy. Nie rozumie jeszcze, co się stało. Mój demon przekręca się we mnie na ten widok i zalewa mnie błogi stan rozkoszy. Mój mężczyzna próbuje podeprzeć się prawą ręką i wstać, ale ja obejmuję go wolną ręką za szyję i przytrzymuję jego twarz przy mojej twarzy. Nogami obejmuję go w pasie i mocno przyciskam jego biodra do moich bioder. Czuję jak jego dłoń próbuję uwolnić się z mojego łona. Bezskutecznie. Ból, jaki mu zadałam, paraliżuję jego siły. Przyglądam się jego oczom. Jak zmieniają się z wyrazu zaskoczenia w przerażenie. Jak przelatuje przez nie złość, nienawiść i pragnienie zemsty. Jak ginie w nich nadzieja i pozostaje tylko rezygnacja i zgoda na nieuchronne. Mój demon chłonie ten widok, rozpalając moją kobiecość. Rozpala we mnie pożądanie i pragnienie spełnienia. Trwamy w moim uścisku, jak kochankowie, czerpiąc rozkosz z bliskości naszych ciał. Jestem u szczytu rozkoszy i czekam na ten ostatni akt. Na spełnienie. Na rozrywającą rozkosz, jaką da mi mój kochanek.
„Nie walcz moja rozkoszy. Już jest po wszystkim. Już jest koniec.”
Mój ukochany wytrzeszcza jeszcze bardziej oczy, gdy lekko wyginam trzonek noża tkwiący przy jego boku. Ostrze zagłębione w jego wnętrznościach dokonuję kolejnych zniszczeń, a mój demon zaczyna wirować we mnie, dając mi jeszcze większą rozkosz. Widok jego oczu. Ten strach i przerażenie, jakie w nich znajduję, przenika do mojego wnętrza i uderza w moje podbrzusze.
„O tak! Jeszcze raz!”
I gwałtownie unoszę ostrze w jego wnętrzu do góry i w dół. Spazm bólu przetacza się po jego napiętej twarzy, a oczy wydają się wychodzić na zewnątrz. Mój demon gwałtownie rozpędza się do nieskończonej prędkości, wirując we mnie i zapadając się ku moim biodrom i dalej, niżej.
Pękam jak szklana kula w potężnym spełnieniu. Wszystko wokół mnie zatrzymuję się wraz z moim oddechem, sercem i myślą. Jest tylko demon tkwiący w mojej kobiecości całą swoją masą i ogromem. Jego gorąc parzy moje wnętrze niewyobrażalną ekstazą. Rozpływa się ona we mnie, docierając do najdalszych członków i wypełnia mnie całą. Płonę rozkoszą spełnienia, aż moje ciało nie wytrzymuję tego i zapadam się w czerń nieprzytomności. Ginę wraz z moim kochankiem. Z moim mężczyzną. Z moim demonem.