Noc komety

11 lutego 2016

Szacowany czas lektury: 34 min

Zima w mieście potrafi być piękna. Jak tutaj, na placu Zbawiciela gdzie pięciu robotników w jaskrawożółtych kamizelkach próbuje uporać się z kilkumetrową choinką wykonaną z metalu. Niedaleko stoją dwa drewniane stragany wyłożone gałęziami świerku. Na jednym z nich Andrzej kupuje u korpulentnej, okutanej po czubek głowy kobiety kubek gorącego barszczu. Próbuje ostrożnie zawartość i uśmiecha się do siebie. Smakuje wybornie. Spogląda na zegarek i uznaje, że ma jeszcze czas. Ta chwila domaga się papierosa. Grzebie w kieszeni i po chwili zaciąga się głęboko.

Niedaleko grupa seniorów śpiewa kolędy. Tworzą okrąg, w środku stoi młody ksiądz. Dwie dziewczyny zaczepiają licznych przechodniów, starając się sprzedać opłatki. Na rękawach mają opaski Caritasu, cel jest zbożny, ale chętnych niewielu. Witryny sklepowe rzucają na zaśnieżone chodniki wielobarwne plamy światła. Wygląda to, jakby wszystkie sklepy z osobna składały się na jedną gigantyczną choinkę, zdobiącą okolicę pastelowymi barwami. Samochody poruszają się powoli, czasem ktoś bardziej niecierpliwy trąbi na przechodzącego w niedozwolonym miejscu przechodnia. Andrzej rozgląda się dookoła i uznaje, że to wszystko wygląda jak scenografia jakiejś świątecznej reklamy. Nie zdziwiłby się, gdyby nagle nadjechała czerwona ciężarówka Coca Coli, a na placu zatańczyliby uśmiechnięci bankowcy w garniturach.

Trzeba tylko chcieć to wszystko dostrzec. Przemykając z plecami zgarbionymi pod ciężarem własnych myśli, łatwo możesz przeoczyć, to co wokół ciebie piękne. I tak zapamiętasz jedynie, że ktoś szturchnął cię w ramię i nawet się nie obrócił, żeby przeprosić albo to, że przejeżdżający samochód rzygnął w ciebie zalegającą na ulicy breją. Andrzej gasi papierosa i rusza przed siebie. Z nieba sypią białe grube płatki śniegu, wyglądają jak pierze. Jest chłodno, ale nie jakoś strasznie zimno. Na to przyjdzie czas, kiedy zajdzie słońce. To już niedługo. Mężczyzna zatrzymuje się przy krawężniku, żeby przepuścić kilka samochodów. Wreszcie uznaje, że jest bezpiecznie – nie chce mu się iść do zebry, to sto metrów dalej – i przebiega na drugą stronę. Kierowca nadjeżdżającego zielonego matiza trąbi, choć dzieli ich bezpieczny dystans. Andrzej spogląda na ulicę i odgryza się środkowym palcem.

– Ta... ty też się pierdol – słyszy z mijającego go samochodu.

Ta sytuacja nieco zaburza sielankową wizję miasta przygotowującą się na Boże Narodzenie. Mężczyzna uśmiecha się pod nosem. Coś takiego to za mało, żeby wyprowadzić go z równowagi. Pokonuje jeszcze kilka kroków i wchodzi przez przeszklone drzwi do sześciopiętrowego budynku z szarego piaskowca. To biurowiec, w którym pracuje jako ochroniarz. W recepcji dostrzega Stefana, szpakowatego pięćdziesięciolatka, który już przestępuje z nogi na nogę niecierpliwie.

– Nie spieszyłeś się, co?

Andrzej sprawdza zegarek.

– Wszystko zgodnie z czasem – kładzie kubek z resztą barszczu na ogromnym blacie i przechodzi na drugą stronę.

– Połowa tych gryzipiórków już poszła – Stefan wskazuje półki, gdzie wiszą klucze. – Jeszcze ze dwie godziny i będziesz miał spokój. Nawet ci zazdroszczę. Miałem dzisiaj urwanie głowy.

– Urwanie głowy, co?

Andrzej ściąga kurtkę, pod którą ma schowany pojemnik z kanapkami. Odkłada jedzenie do szafki, kurtkę odwiesza w niedużym pomieszczeniu, w którym znajdują się kamery telewizji przemysłowej i wraca do recepcji. Zauważa książeczkę z krzyżówkami, tuż obok długopis. Urwanie głowy, mężczyzna powtarza w myślach słowa kolegi i kręci głową, sięga po książeczkę i wartuje kartki. Wszystkie krzyżówki są wypełnione.

– Wiesz, że to tylko człowieka ogłupia? – macha książeczką i ostentacyjnie wyrzuca ją do kosza.

– Ogłupia, hasło na siedem liter, pierwsza o – Stefan uśmiecha się, zakładając kurtkę. – To samo mógłbym powiedzieć o twojej siłowni. Hasło na osiem liter, miejsce, w którym ludzie mają bicepsy większe od swoich mózgów, co ty na to?

– Lepiej już idź, Marysia pewnie nie może się doczekać na twoje mądrości – ściskają sobie dłonie.

– Spokojnej zmiany – Stefan wychodzi, kuląc się pod padającym śniegiem.

*

Ola zerka na zegar ścienny. Jeszcze pół godziny i będzie wolna. Ma już dość. Na sam dźwięk dzwoniącego telefonu, robi się jej niedobrze. W ogóle ma już tej pracy po dziurki w nosie. Na otwartej przestrzeni siedzi ich tutaj piętnaście osób. Wszystkie ze słuchawkami na uszach. Od kilku miesięcy wpycha staruszkom nikomu niepotrzebne książki, mapy i bezwartościowe monety. Gówniana praca, gówniane zarobki, gdyby tylko miała jakąś alternatywę.

– Idziemy po pracy na piwo, pójdziesz? – dziewczyna odwraca się w stronę rudowłosego chłopaka ubranego w tani garnitur ze wpiętą w klapę plakietką z napisem Lider.

– Nie dzięki, mam jeszcze masę roboty w domu. Wiesz, przedświąteczne porządki...

– Inni też mają ten problem, a idą... – Sebastian wciąż nie odchodzi od jej boksu.

– Mimo wszystko, spasuję – puszcza do niego kwaśny uśmiech.

– Jak tam chcesz, ale wiesz, że integracja zespołu...

– Mam połączenie – dziewczyna spogląda na niego przepraszająco i przyznaje w duchu, że jeszcze nigdy nie cieszyła się tak na kolejną idiotyczną rozmowę z niedosłyszącym staruszkiem.

Dziewczyna szczerze nienawidzi Sebastiana, który przystawia się do niej nauczony uległością większości dziewczyn z infolinii. Sukinsyn obniżył jej ostatnią ocenę z prowadzonych rozmów. Była pewna, że nie będzie się miał do czego przyczepić, jednak zauważył, że ton jej głosu świadczy, iż nie angażuje się w problemy klienta. Koszmarny palant. W rzeczywistości wystarczyło, żeby umówiła się z nim na piwo i pozwoliła mu na coś więcej, żeby wymoczek się od niej odczepił. Niedoczekanie jego.

Kończy rozmowę z klientem i zerka na zegarek. W sumie ma jeszcze niewykorzystaną przerwę na kawę. Wylogowuje się z telefonu, wybierając kod – kawa, inne – i postanawia nalać sobie filiżankę czarnej kawy. Idąc do firmowej kuchni, zauważa, że rudowłosy skurwiel odprowadza ją wzrokiem. Że też się przyczepił właśnie jej. W zasadzie to nie była pewna czy chodzi mu o seks, czy po prostu chciałby, żeby zwierzała mu się ze swoich codziennych problemów, jak niektóre jej koleżanki. Co za metroseksualny gnojek, przeklina go w myślach, żeby mężczyzna tak lubił ploteczki? Ostatecznie uznaje, że straszna z niego cipa i znika w kuchni.

*

Damian zerka przez okno. Na placu Zbawiciela robotnicy siłują się z ogromną choinką. Śnieg sypie coraz mocniej, ale ruch wciąż panuje duży. Wychyla się znad biurka i zerka do drugiego pokoju. Niemal już wszyscy wyszli. Właśnie zauważa Sonię idącą do toalety. Uwielbia ją, szczególnie kiedy kręci tyłkiem jak właśnie w tej chwili. Lubi ją w tym szarym żakiecie i obcisłej spódnicy odsłaniającej fragment szczupłych ud.

Po chwili brzęczy telefon leżący na jego biurku. Właśnie przyszła wiadomość. To od Soni. Zrobiła sobie zdjęcie waginy i wysłała mu z komentarzem: dla mojego misia. Widok zdjęcia natychmiast wywołuje w nim podniecenie. Na twarzy rozlewa się ciepła krew, a w spodniach pojawia się wzwód. Po chwili kobieta wychodzi z toalety, poprawia swoje długie blond włosy i zerka w stronę jego gabinetu. Najchętniej wziąłby ją teraz, na oczach całej reszty.

Kiedy ostatnia księgowa wychodzi, rzucając zdawkowe do widzenia, Sonia natychmiast biegnie do drzwi, przekręca zamek i truchta na wysokich obcasach do gabinetu szefa. Damian wstaje zza biurka i podchodzi do niej.

– Podobał ci się prezent? – kobieta zamyka za sobą drzwi i opiera się o nie.

– Wiesz, że tak.

Damian przygniata ją swoim ciałem do zamkniętych drzwi. Dłonią sięga gładkiego policzka i głaszcze ją chwilę, po czym ściąga kobiecie okulary z nosa. Uznaje, że jego kochanka słodko wygląda z niebieskimi cieniami na powiekach.

– Wiesz, że twoja żona zaprosiła nas jutro na kolację?

– Słyszałem. Twój mąż będzie?

– Owszem, ale nie rozmawiajmy o nim. Powiedz co mam założyć na jutro?

– Już ty coś wymyślisz skarbie.

– Misiu... – smukła kobieca dłoń wylądowała na jego przyrodzeniu. – Stanął ci...

Damian całuje ją i natychmiast ich usta łączą się w szalonym, namiętnym pocałunku. Tyle adrenaliny nie czuł w domu już od dawna, a wystarczy, że zbliża się do niego Sonia i krew rozsadza mu przyrodzenie. Niemal miażdży jej usta, napierając głową i wpychając język do gardła kochanki. Łapie wąską obcisłą spódniczkę i kilkoma nerwowymi ruchami podciągnął ją, odsłaniając szczupłe uda w czarnych pończochach i krągłe biodra.

Kobieta natychmiast wskakuje na niego, oplata nogami w biodrach i ruszają w ten sposób do biurka, gdzie kładzie ją na blacie. Sonia zrzuca kilka luźno leżących tam kartek. Rozchyla nogi, a on rozpina rozporek, wyjmuje penis i łapie Sonię za nogi w kostkach. Rozchyla je mocniej, rzuca okiem na buty na wysokim obcasie, po czym przenosi wzrok na jej kobiecość. Przyjaciółka nie ma majtek, a różowy lśniący od śluzu srom, rozchyla się zachęcająco.

Damian zbliża się z wycelowanym penisem, zsuwa skórę napletka i chwilę cieszy się mokrym dotykiem miękkich warg sromowych, które pieszczą żołądź i oblepiają ją bezbarwnymi sokami. Wreszcie wciska się głębiej. Wchodzi w rozpalone wnętrze, przesuwając dłonie wzdłuż seksownych pończoch aż do bioder, gdzie zaciska palce na jej kształtnych biodrach.

Sonia wita go rozpalonym wnętrzem. Śliska i miękka pochwa łasi się do sztywnego prącia jak kotka do nogawki swojego pana. Oboje zapominają o bożym świecie. Mężczyzna porusza się w niej raz szybko i nerwowo, raz wolno i spokojnie jakby sam nie wiedział jak dobrać tempo, które pozwoli mu cieszyć się jej ciałem.

*

Niebo nad miastem przybiera barwę indygo. Wysoko nad dachami kamienic czerwone oko zachodzi, rozlewając lekką karmazynową poświatę na zachodnim skrawku nieba. Cienie wydłużają się, schodzą z elewacji kamienic wprost na ulice. Jest coraz ciemniej.

Andrzej odpowiada na pożegnania opuszczających w pośpiechu budynek ludzi. Niektórzy nie zwracają na niego uwagi. Mężczyzna podchodzi do przeszklonych drzwi i obserwuje bezgłośnie padający śnieg. Zerka na zegarek. Zgodnie z procedurą musi je zamknąć. Nie jest pewny, ile osób jeszcze zostało, ale ilu by ich nie było, od tej chwili będzie musiał każdego wypuszczać osobiście. Później przyjdzie czas na spuszczenie stalowej kraty.

Wkłada klucz do zamka i przekręca go dwa razy. Sprawdza drzwi. Są zamknięte. Już ma odejść, kiedy gdzieś w oddali rozlega się ryk syreny. Ochroniarz rozgląda się po ulicy. Żaden z przechodniów nie reaguje na przeciągłe żałosne zawodzenie. Jednak w nim ten dźwięk wywołuje niepokój. Nagle dostrzega coś wysoko ponad miastem. Kilka jasnych punktów żarzących się na granatowym niebie. Stoi jak urzeczony i zadziera głowę do góry, podczas gdy jaśniejące punkty zbliżają się z ogromną prędkością. Co tak lśni? Mija jeszcze kilkanaście sekund i widzi wyraźnie.

Do miasta zbliża się kilkanaście ognistych kul. Kiedy zdają się na wyciągnięcie ręki, spostrzega, że to ogromne odłamki skał ciągnące za sobą ognisty warkocz. Widok wywołuje w nim jednocześnie strach i fascynację. Niektóre skały zdają się małe, wielkości do kilku metrów średnicy, ale inne, są naprawdę wielkie, jak pół kamienicy. Wtedy rzuca się do ucieczki. Biegnie w głąb głównego holu. Nieświadomy tego krzyczy na cały głos.

Kiedy pierwsza kula ognia spada na miasto, rozlega się huk giętego metalu, tłukących się szyb i wrzaski ludzi. Zaraz potem następują kolejne uderzenia. Niektóre z nich powodują, że kilka budynków w śródmieściu sypie się jak domki z kart. Ziemia trzęsie się, a potworny hałas rozrywa bębenki w uszach.

Biurowiec z szarego piaskowca również dostał. Andrzej czuje, że drżą ściany, fundamenty, a na głowę sypią mu się odłamki betonu. Ktoś krzyknął przeraźliwie. Mężczyzna padł na ziemię i wcisnął się za recepcję, nakrywając rękami głowę. W podłodze czuć potężne wibracje. Ochroniarz jest przekonany, że lada chwila na głowę zwalą mu się setki ton betonu. Kakofonia dźwięków trwa około dwu minut. W tym czasie miasto pogrąża się w chaosie. Później następuje nienaturalna cisza.

*

Damian podnosi się z podłogi. Do pokoju wdziera się chłodne powietrze, które sprawia, że wokół niego wirują kartki papieru. Meble są poprzewracane, ale Sonia wciąż leży na biurku. Odrzuciło go od niej tak niespodziewanie, jakby jakiś olbrzym złapał go za plecy i cisnął nim na podłogę.

– Sonia, żyjesz?

Ostrożnie podchodzi do kochanki. Z jej głowy wystaje ogromny kawałek szkła z rozbitego okna. Wygląda jak gigantyczny nóż w trakcie krojenia tortu. W miejscu gdzie szkło znika w czaszce, sączy się krew. Paskudna rana kaleczy również jej śliczną buzię. Niemal na pół. Kobieta wciąż ma rozrzucone nogi, jakby zachęcała przyjaciela do dalszych harców. Wygląda to tyle groteskowo, co strasznie. Damian pada na kolana i wymiotuje.

Sonia nie żyje, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Na miękkich nogach idzie do drugiego pokoju. W miejscu gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się okna, teraz widzi samochód. Mężczyzna czuje się, jakby śnił. Poobijana karoseria w jednej trzeciej znajduje się w jego biurze. Jak to kurwa możliwe? Przecież to trzecie piętro – głos pod czaszką zdaje się krzyczeć, choć wszystko, co dociera do zszokowanego mężczyzny, dociera w dziwny sposób przytłumione. Potyka się o porozrzucane segregatory, kawałki dawnych biurek i regałów. Nie do końca świadomy co robi, wychodzi na korytarz.

*

Ola potrząsa głową i próbuje ustalić, gdzie się znajduje. Ma rozbiegane myśli i nie potrafi się skupić. Drżą jej ręce. Rozgląda się dookoła. Leży na podłodze przysypana potłuczoną porcelaną. Tuż obok siebie dostrzega roztrzaskaną szafkę, która musiała spaść ze ściany. Błyskawicznie pojmuje, że miała wiele szczęścia. Gdyby szafka spadła niecałe pół metra w bok, rozbiłaby się na jej głowie. Co się stało? Czy to wojna? Tysiące myśli w jej głowie powodują jeszcze większy chaos. Podnosi się na kolana. Chyba gorąca kawa z ekspresu poparzyła jej łydkę, ale nie czuje bólu. Może później. Być może ból przyjdzie dopiero, wtedy kiedy się dowie, co się tutaj stało.

Wychodzi z kuchni i rozgląda się po tym, co zostało z ich biura. Ktoś strasznie jęczy. Ktoś inny piszczy jednak co najmniej połowa koleżanek, w ogóle nie rusza się z miejsca. Leżą tak jak padły. Niektóre przyciśnięte ciężkimi panelami, z których budowane były boksy. Sebastian wrzeszczy, a kiedy wreszcie nie ma już sił, zaczyna jęczeć. Obydwie nogi przygniotła mu duża szafa. Chłopak nie może się spod niej wydostać. Zupełnie niespodziewanie dziewczyna zauważa, że to właśnie ta szafa, w której lider przechowuje ich oceny kwartalne.

Ola podchodzi do niego i próbuje pociągnąć, ale lider piszczy przeciągle i odpycha ją od siebie.

– Zostaw, kurwa jak to boli. Trzeba podnieść szafę.

Dziewczyna próbuje złapać mebel za krawędź i unieść, ale z równym skutkiem mogłaby kijem zawracać Wisłę. Rozumie, że nie da rady i wybucha płaczem. Wcale nie nad rudowłosym młodzieńcem uwięzionym tuż obok niej. Płacze, ponieważ jest przerażona i zdezorientowana. Płacze dlatego, że biuro nie przypomina już tego biura, które przed chwilą opuściła. Wreszcie płacze, ponieważ w pokoju znajdują się jej martwe koleżanki i odłamki skalne, z których unosi się dym.

– Słyszałaś to? – przygnieciony chłopak wytęża słuch. – Słyszałyście to?

Przekrzykuje dziewczyny, które rozglądają się dookoła i nasłuchują. Rzeczywiście w oddali słychać syreny karetki pogotowia. Chyba nie tylko jednej. Ten dźwięk, który wywoływał dotychczas w Oli niepokój, teraz brzmi jak najpiękniejsza melodia. Tymczasem dziewczyny, które są przytomne, dopytują się wzajemnie, co się stało. Ktoś oskarża Rosjan, ktoś inny terrorystów.

Nagle jedna z dotychczas leżących nieruchomo dziewcząt zaczyna się ruszać. Koleżanki natychmiast biegną do niej, przekrzykując się wzajemnie. Tworzy się zamieszanie. Ola unosi głowę i przygląda się tej scenie. Wciąż czuje się jakby była w letargu. Jakby nie miała panowania nad własnym ciałem. Widzi Mariolę, która przy pomocy innych staje na nogach. Coś jej się nie podoba w wyrazie twarzy koleżanki. Nie podoba się jej również, że Mariola ma wyraźnie złamaną nogę, a mimo to stoi i nie wrzeszczy z bólu. Jej oczy zdają się przekrwione, a twarz... ta twarz w ogóle nie przypomina dziewczyny, z którą kilka razy była na zakupach.

Wszystkie są brudne, biały pył sypiącego się przed chwilą tynku przyprószył ich twarze więc może to tylko złudzenie. Sama nie jest pewna i nagle dostrzega, że pozostałe dziewczyny, które leżały dotychczas bez życia, podnoszą się niezdarnie. Jest w tej scenie coś budzącego grozę, ale co, uświadamia sobie dopiero w momencie, kiedy na nogi wstaje Iza. Jej głowa jest skręcona pod nienaturalnym kątem a w szyi, tuż pod skórą wystaje kość. I nagle Mariola rzuca się na pierwszą lepszą znajomą, która jeszcze przed chwilą jej pomagała. Z okropnym rykiem pada na ofiarę i wgryza się w jej szyję. Rozpętuje się prawdziwe piekło. Krew z rozerwanej żyły tryska na pozostałe zaskoczone pracownice. Podnosi się wrzask.

*

Andrzej wstaje i otrzepuje ubranie. Jest zszokowany. Potrzebuje chwili, żeby pozbierać myśli. Kieruje się do wyjścia. Przeszklone drzwi rozpadły się w drobny mak. Szkło chrzęści mu teraz pod stopami. Mężczyzna nawet nie zwraca uwagi na chłód wdzierający się do biurowca. Wychodzi na chodnik i rozgląda się dookoła. To na co patrzy, przypomina jedno z miast Trzeciego Świata, tuż po nalocie albo po ostrzale artyleryjskim. Samochody są rozrzucone bezładnie niczym malutkie resorówki ciśnięte w kąt przez rozkapryszonego dzieciaka.

Kamienica stojąca dotychczas kilkaset metrów dalej rozpadła się w drobny mak. Po drugiej stronie ulicy dostrzega potężny lej w ziemi. Wszędzie jest mnóstwo ciał. Jak na ironię wielka metalowa choinka stoi pionowo i dumnie niczym manifest. Ochroniarz nie wie tylko, co miałaby manifestować. Słychać syreny straży pożarnej i karetek. W okolicy płonie kilka budynków. Czyste szaleństwo. Może tylko dziękować Bogu, że jest ciemno i nie widzi całości zniszczeń. Może dziękować, ale jakoś nie przychodzi mu to na myśl.

Dostrzega biegnących strażaków, którzy zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej próbują uwolnić przypadkowych przechodniów spod gruzowiska. Jeden z nich krzyczy do pozostałych, wskazuje coś palcem i ratownicy biorą się do pracy, podczas gdy ten, który nimi kieruje, wrzeszczy coś do słuchawki. Wtedy zauważa inną grupę ludzi. To z pewnością nie ratownicy. Idą dziwnie, niezdarnie jakby mieli połamane nogi. Kołyszą się i gestykulują groteskowo. Kiedy docierają do pracujących mężczyzn, bez najmniejszego powodu i ostrzeżenia rzucają się na nich niczym sfora wściekłych psów. Andrzej patrzy z rozdziawionymi ustami.

Walka jest nierówna. Strażacy są zaskoczeni. Nie wiedzą jak się zachować, tymczasem tamci rzucają się na nich i starają się gryźć. Z ich gardeł wydobywają się nieprzyjemne chrapliwe dźwięki. Napastnicy zachowują się jak zwierzęta i jest ich więcej niż ludzi w jaskrawych kombinezonach. Po chwili odgłosy podobnych walk docierają do niego zewsząd. Jakby całe miasto oszalało. Ludzie rzucają się na ludzi. Jedni uciekają z wrzaskiem, a inni biegną za nimi, charcząc złowrogo. Wtedy ochroniarz orientuje się, że jedna z takich sfor biegnie ulicą prosto na niego.

Mężczyzna rzuca się do drzwi, ale wtedy przypomina sobie, że tych już dawno nie ma. Nerwowym ruchem łapie za łańcuch i ciągnie go ile tchu. Po chwili z góry wysuwa się stalowa krata. Mężczyzna ciągnie łańcuch, czując, że serce podchodzi mu do gardła. Po dłuższej chwili krata wysuwa się mniej więcej na wysokość jego głowy. Zerka na ulicę, gdzie co najmniej kilkanaście osób kieruje się wprost na niego. Powarkują złowrogo i machają rękami. Nagle mężczyzna uznaje, że wcale nie są tacy wolni. Z jeszcze większą energią ciągnie kratę i gdy ta jest już zaledwie pół metra nad ziemią, zacina się.

Kroki biegnących są coraz bliższe. Nieproszone łzy rozmazują mu obraz. Nie może już wychylić się, żeby spojrzeć, jak daleko znajdują się intruzi. Zresztą słyszy wyraźnie, że nie są daleko. Kręgosłup zamienia mu się w sopel lodu. Klnie na głos i szarpie się z kratą, ale ta ani drgnie. Wiesza się na łańcuchu jednak bez skutku. Czuje, że jeszcze chwila i żołądek wyjdzie mu przez ściśnięte gardło. Wrzaski są niemal na wyciągnięcie ręki. Wydaje mu się, że już widzi cienie napastników. Rzuca się na kratę i szarpie z całej siły. Wiesza się na niej i klnie. Klnie i płacze i kiedy pierwsi rozwścieczeni napastnicy znajdują się już w jego polu widzenia, krata opada ze zgrzytem do podłogi.

Metaliczny trzask oznacza ocalenie. Przynajmniej na razie. Ledwie stalowa kurtyna uderza o ziemię, kilkanaście rozpędzonych ciał rzuca się na nią z wrzaskiem. Szarpią i uderzają w nią z potworną nienawiścią. Andrzej stoi krok od nich tyle, że po tej bezpiecznej stronie. Ciężko dyszy. Z jego ust unosi się para. Stalowa zapora jest na tyle gęsta, że nie może im się przyjrzeć. Zresztą nie ma na to ochoty. Patrzy, jak tamci próbują rozszarpać stal i czuje, że zwymiotuje ze strachu. Tak też się dzieje. Mężczyzna pada na kolana. Jego żołądek kruczy się i rozwiera, po czym zwraca obiad.

Kiedy już może wstać, przeciera usta i idzie w stronę recepcji. Dzicz na zewnątrz robi potwornie dużo hałasu. Złowrogie odgłosy wywołują ciarki na ciele. To jest coś, z czym nie można się oswoić. Nagle słyszy czyjeś krzyki, ale tym razem dobiegające z budynku. Zerka w sufit. To chyba ktoś na piętrze. I wtedy pojawia się myśl, przerażająca myśl, że ktoś taki jak ci atakujący wejście, może znajdować się w budynku. Żołądek po raz kolejny podchodzi mu do gardła.

*

Damian idzie korytarzem. Jest jakiś problem ze światłem, na szczęście świeci się oświetlenie awaryjne. Na korytarzu panuje półmrok. Zewsząd dochodzą do niego niepokojące dźwięki. Brzmią, jakby docierały z innego wymiaru, ale mężczyzna wie, że naiwnością byłoby tak sądzić. To ściany tłumią odgłosy walk, wrzaski rannych i coś jeszcze. Pogłos niosący się echem i sprawiający, że włoski na karku stają mu dęba. Czy ktoś tutaj wpuścił dzikie zwierzęta?

W oddali dostrzega czyjąś sylwetkę. Ktoś siedzi oparty o ścianę. Przyspiesza w nadziei, że już za chwilę nie będzie sam w tym koszmarze. Zatrzymuje się przy mężczyźnie. Tak teraz już widzi, że to mężczyzna. Ubrany w garnitur tak jak on. Damian przyklęka i szturcha obcego w ramię.

– Halo, proszę pana? – Boże spraw, żeby nic mu nie było – nic panu nie jest?

W tym momencie mężczyzna podnosi głowę. Jego ciałem zaczynają wstrząsać torsje, jednocześnie próbuje się podnieść. Damian pomaga mu, łapie nieszczęśnika za ramię i nagle nieznajomy wymiotuje prosto na niego. Z jego ust wylatuje cuchnąca breja, gęsta maź, z której unoszą się opary przyprawiające o zawrót głowy. Damian czuje, jak ciepła struga zalewa mu usta i oczy. Zupełnie jakby ktoś wylał na niego kubeł pomyj. W tym samym momencie obcy rzuca się na niego.

Walczą i wiele wskazuje na to, że obydwaj walczą na oślep. Szarpią się i stękają. Nagle ten, który zaatakował, ślizga się na własnych wymiocinach i pada na podłogę. Przedsiębiorca rzuca się do ucieczki. Biegnie na oślep. Ślizga się na posadzce, ale udaje mu się utrzymać równowagę. Zatrzymuje go dopiero ściana, na którą wpada z impetem.

Upada z jękiem na podłogę. Klnie i stara się przetrzeć oczy. Co to za świństwo? Gorączkowe myśli tłuką mu się pod czaszką. Udaje mu się odzyskać wzrok, ale tylko częściowo. Widzi, że tamten podnosi się na nogi i jest pewny, że kiedy tylko przestanie się ślizgać we własnym barłogu, natychmiast się na niego rzuci. Nie ma zamiaru się o tym przekonać i wybiega na klatkę schodową.

*

Ola patrzy na scenę rozgrywającą się zaledwie parę metrów przed nią. Ciała kotłują się pośród krzyków, pisków i złowieszczych pomruków. Krew tryska we wszystkie strony. W biurze, w którym jeszcze przed chwilą sprzedawali chłam starszym ludziom, nagle rozpętuje się piekło. W pewnej chwili jak na komendę dziewczyna spogląda na leżącego rudzielca, a ten na nią. Oboje zdają się mieć świadomość, że tamci zapomnieli o nich tylko na chwilę. Te drobne niedopatrzenie szybko zostanie naprawione, kiedy tylko oszalałe z nienawiści monstra – jeszcze do niedawna koleżanki z pracy – przypomną sobie o ich obecności.

Sebastian jest również świadomy, że trudno będzie mu uciekać z wielką szafą na nogach. Ich spojrzenia krzyżują się i w tej jednej krótkiej chwili zdają się czytać sobie w myślach. On rozumie, że nie może liczyć na pomoc dziewczyny. Przede wszystkim nie dałaby rady podnieść szafy, ale to nie wszystko. Jest coś więcej. Widzi to teraz wyraźnie. Ta suka nawet nie ma najmniejszego zamiaru mu pomagać. Ma go głęboko gdzieś. Tymczasem Ola dostrzega w jego oczach błysk, który jej się nie podoba. To błysk szaleńca, który nie ma nic do stracenia. Jej głowa bezwiednie porusza się na boki, jakby chciała mu powiedzieć – nawet o tym nie myśl – jednak nie może się wysłowić. Ma ściśnięte gardło. Wtedy Sebastian wykonuje jedyny ruch, na jaki może sobie pozwolić w tych, jakże niesprzyjających okolicznościach.

– Tutaj!

Jego wrzask zwraca uwagę hordy zdziczałych dziewcząt, które przerywają dotychczasową przekąskę i odwracają się w stronę, skąd dochodzi rozpaczliwy wrzask.

– Ty rudy skurwysynu – Ola ciska mu w twarz to, co już dawno miała ochotę wykrzyczeć. – Zdychaj w męczarniach.

Dziewczyna rzuca się do ucieczki niemal w tym samym czasie, kiedy napastniczki rzucają się w ich stronę. Wybiega z biura na korytarz. Strach lgnie do niej jak mokry podkoszulek. Panika gnieździ się jej pod czaszką, a kiedy słyszy okrzyki bólu swojego dawnego lidera, na jej ustach pojawia się szalony uśmiech. Niestety słyszy, że na korytarz wybiega kilka wygłodniałych pracownic infolinii. Panika wyciska jej łzy z oczu. Traci równowagę, upada i uderza w ścianę boleśnie. Szybko się podnosi. Nie czas na użalanie się nad sobą. Szarpie klamki mijanych drzwi. Niestety biura są zamknięte. Pościg jest coraz bliżej i wtedy zauważa drzwi z napisem POMIESZCZENIE GOSPODARCZE.

Zza zakrętu wybiegają cztery postaci, które z niezwykłym wigorem rzucają się w jej stronę. Dziewczyna puszcza się sprintem w stronę drzwi. Ten szalony bieg to walka o życie. W płucach pali ją żywy ogień, ale nie zdaje sobie teraz z tego sprawy. Strach próbuje paraliżować jej ciało, choć Ola robi wszystko, żeby zachować sprawność. Dopada do drzwi w tym samym momencie, kiedy jedna ze ścigających ją osób wyciąga rękę i niemal udaje się jej zacisnąć palce na bluzce przerażonej dziewczyny. Na szczęście impet, z jakim tamta rzuca się na zdobycz, powoduje, że traci równowagę i upada. Ola łapie za klamkę. Jej przeciwniczka podnosi się błyskawicznie. Drzwi otwierają się. Koszmarny ryk rozlega się za jej plecami. Na miejscu są już pozostałe indywidua. Dziewczyna wskakuje do środka i zatrzaskuje drzwi w tej samej chwili kiedy ktoś z zewnątrz uderza w nie z dużą siłą.

Nieprzytomna ze strachu dziewczyna trzyma klamkę z całej siły. Raz po raz ktoś wpada na nie po drugiej stronie. Ola płacze i tupie nogami, ale nie puszcza. Potrzebuje chwili, żeby zorientować się, że drzwi są wyposażone w zamek wewnętrzny. Przekręca go i robi krok w tył. Szalony atak nie ustaje. BUM–BUM–BUM, dziki szturm nosi wszelkie znamiona furii. Dopiero teraz dociera do niej, że w płucach ma rozżarzone węgle. Klęka i zgina się wpół. Po chwili już wymiotuje. Boże, co za katorga. Przeciera załzawione oczy i brudne usta. Rozgląda się dookoła. Pomieszczenie jest ciasne. Ma co najwyżej dwa metry szerokości i jakieś trzy, może trochę więcej długości. Łapie za metalowy regał i szarpie nim. Za drugą próbą udaje się go przewrócić. Z regałów z trzaskiem sypią się na podłogę butelki i mnóstwo drobiazgów. Teraz regał stanowi doskonałą zaporę. Dziewczyna trochę się uspokaja.

Mimo wszystko spogląda z niepokojem na drzwi. Na razie zdają się trzymać na miejscu, ale jak długo? W pomieszczeniu gospodarczym leży mnóstwo detergentów, szmat, mopów i papierowych ręczników. Jest tutaj wszystko to, na co nie zwracała uwagi przez kolejne miesiące pracy. Jednak w końcu pomieszczenia dostrzega niewielkie biurko. Oświetlenie awaryjne nie pozwala jej się przyjrzeć z daleka. Musi podejść bliżej. Podchodzi i zauważa telefon. To stacjonarny aparat Lucenta. Przy guzikach szybkiego wybierania na jeden zwraca szczególną uwagę. Ktoś zapisał przy nim ołówkiem OCHRONA.

*

Andrzej zerka nerwowo w stronę oblężonej kraty. Ma wrażenie, że z każdą chwilą tych skurwysynów przybywa. Na razie stal wytrzymuje. Dziękuje w myślach Bogu i temu, kto uznał, że taka zapora jest tutaj konieczna. W przeciwnym razie byłoby już po nim. Nagle z głębi holu dociera do niego szuranie. Jakby ktoś powłóczył nogą. Dźwięki są coraz bliższe. Po chwili pełnej niepewności na horyzoncie pojawia się człowiek w garniturze. Część twarzy ma głęboko pogryzioną. Broczy krwią. Garnitur jest podarty, ale i tak wygląda, jak ponury żart. Intruz warczy i rzuca ślepiami we wszystkie strony. Wreszcie zauważa ofiarę.

Ochroniarz czuje, że krew ścina mu się w żyłach. Mimo to jakimś cudem udaje mu się opanować. Zachowuje zimną krew. Nie do końca świadomy tego faktu, rozpina mankiety koszuli i podwija rękawy. Potężne przedramiona napinają się, kiedy zaciska pięści.

– Pan do kogo?? – nie ma pojęcia, skąd bierze się w nim ten czerstwy żart. – Zoo jest na drugim końcu miasta.

Zdziczały człowiek w porwanym garniturze słucha, kręci głową i szczerzy zęby. Szybko jednak rusza do ataku. Złamana noga w kolanie zdaje się mu w tym w ogóle nie przeszkadzać. Andrzej łapie gaśnicę i wychodzi naprzeciw przeznaczeniu. Adrenalina rozsadza mu żyły. Kiedy napastnik rzuca się na niego, ochroniarz odbezpiecza gaśnicę i kieruje na napastnika biały strumień. Chmura dymu wylatuje z wściekłym sykiem. Atakujący jest zdezorientowany, przebiera rękami, jakby chciał się opędzić od nieistniejącego stada os. Wtedy mężczyzna łapie czerwoną butlę i uderza go prosto w twarz. Raz, drugi i za trzecim dziwny człowiek w garniturze ląduje na plecach. Chwilę później gaśnica ląduje na jego głowie. Słychać obrzydliwy trzask. Z twarzy intruza zostaje krwawa miazga, a jego ciało po chwili zastyga.

Wtedy rozlega się telefon. Ten dźwięk jest tak normalny, tak niepasujący do obecnej sytuacji, że mężczyzna w pierwszej chwili nie zwraca na niego uwagi. Dopiero po trzecim sygnale przytomnieje. Rzuca butlę na podłogę. Biegnie do recepcji, wchodzi za ladę i sięga po słuchawkę.

– Ochrona, w czym mogę pomóc?

Przez dwie sekundy po drugiej stronie zalega cisza. Później słychać szloch i wreszcie histeryczny śmiech. Głos należy do kobiety. Normalnie już by się rozłączył, ale sytuacja jest daleka od normalności. Pozwala się wypłakać, kimkolwiek jest osoba po drugiej stronie.

– Mój Boże, nie mogę uwierzyć, że ktoś odebrał.

– Proszę pani, wydarzyło się tutaj znacznie więcej dziwnych rzeczy, niż odebrany telefon. Skąd pani dzwoni?

– Jestem Ola, Ola Sibińska z czwartego piętra. Zostałam zaatakowana przez swoje koleżanki.

– Gdzie pani jest?

– Zamknęłam się w pomieszczeniu gospodarczym.

– Na czwartym piętrze?

– Tak.

– Sekunda...

– Niech się pan nie rozłącza.

– Nie rozłączam się, proszę chwilę poczekać.

Mężczyzna bierze słuchawkę i idzie do pomieszczenia dla ochrony. Siada przy biurku, na którym znajdują się cztery monitory samsunga. Każdy ekran jest podzielony na szesnaście kwadratów. Każdy kwadrat to jedna kamera. Część kwadratów świeci się na niebiesko.

– Kurwa, szlag trafił część rejestratorów.

– Co? Co to znaczy? – dziewczyna jest zdezorientowana.

– Próbuję panią namierzyć na kamerach.

Pierwsze piętro padło niemal całe. Był ślepy niemal do drugiego, ale na szczęście dalej było lepiej. Nagle odszukał na monitorze właściwą kamerę. Kliknął dwa razy, w mały kwadrat i obraz powiększył się na cały ekran. Kamera umieszczona była jakieś cztery metry od pomieszczenia, z którego dzwoni dziewczyna, w taki sposób, żeby widziała jak najwięcej korytarza i część schodów. To wystarcza, żeby Andrzej zauważył grupę rozwścieczonych potworów próbujących sforsować drzwi pomieszczenia gospodarczego.

– Obawiam się, że ma pani towarzystwo. Czekają na drzwi.

– Co ty kurwa nie powiesz? Myślisz, że weszłam tu, bo lubię wdychać smród wilgotnych mopów?

– Nie, chciałem powiedzieć...

– Zaczekaj, przepraszam. Kurwa, przepraszam, jestem po prostu przerażona.

– W porządku.

– Jaki masz plan?

– Plan?

– No wiesz, plan. Jesteś ochroniarzem nie?

– Daj mi chwilę.

– Oddzwonisz? Proszę cię, nie zostawiaj mnie tutaj z tymi dziwkami.

– Wyciągnę cię z tego.

Rozłącza się i natychmiast żałuje swoich słów. Wyciągnę cię z tego? Co to kurwa było, człowieku? – wewnętrzny głos zdaje się z niego kpić. Andrzej gorączkowo zbiera myśli. Tak czy inaczej, muszą czekać, aż sfora się znudzi i ruszy na żer gdzie indziej. A wtedy co? Najprościej byłoby się wpakować do przewodu wentylacyjnego i ściągnąć ją na dół tyle, że przewody są za ciasne na człowieka, a nawet gdyby nie były, nie miał zielonego pojęcia jak trafić na czwarte piętro do pomieszczenia gospodarczego.

Mimo wszystko fakt, że tamta dziewczyna prosi go o pomoc i widzi w nim jedyną deskę ratunku, mobilizuje go do działania. Dotychczas nikt na niego nie liczył. Przynajmniej nie w takim stopniu. Sięga po papierosa i zapala. Do głowy przychodzi mu bezużyteczna myśl, że tutaj nie można palić. A można się zjadać nawzajem? Zaciąga się papierosem i drapie po głowie.

*

Odgłosy z miasta przytłaczają. Świadczą o pogromie, jaki odbywa się na zewnątrz. Myśl o końcu świata wywołuje na ustach Andrzej kretyński półuśmiech i lekki zawrót głowy. Co tu się dzieje? Co tu się kurwa mać dzieje? Kręci się po ciasnym pomieszczeniu. Papieros parzy go w palec, więc rzuca go na podłogę i przydeptuje. Jeszcze jakiś czas temu, coś nie do pomyślenia. Nagle spływa na niego przerażająca myśl. Co będzie, jeśli reszta tych, którzy przeżyją – bo chyba przeżyje ktoś jeszcze? – również uzna, że skoro świat się kończy, to można robić cokolwiek? Nie tylko wdeptać peta w podłogę w pomieszczeniu służbowym?

Przypomina sobie o dziewczynie. Zerka na kamerę. Tłumek pod drzwiami przerzedził się, ale kilka osób wciąż tam jest. Już nie atakują drzwi, ale kręcą się po korytarzu. Węszą. Sięga do spisu telefonów i odnajduje wewnętrzny na czwarte piętro. Pomieszczenie gospodarcze, o jest tutaj. Wybiera numer.

– To ja Andrzej z ochrony.

– I co, jak to wygląda?

– Wciąż tam są.

– Kurwa...

– Spokojnie, jest ich mniej. I pewnie za chwilę się znudzą.

– Dobra, Andrzej... powiedz, jaki masz plan?

– No więc... szczerze?

– Raczej tak.

– To... nie mam zielonego pojęcia.

Przez chwilę zalega cisza i nagle wybuchają krótkim nerwowym śmiechem.

– Jesteś szczery, niech cię szlag...

– Słuchaj, w środku jesteś przynajmniej bezpieczna. Na zewnątrz panuje piekło i tak nie możemy stąd wyjść. Główne drzwi szturmuje już kilkadziesiąt oszalałych z nienawiści potworów. W środku jesteś przynajmniej bezpieczna.

– Jeśli zostanę tutaj sama, to chyba zwariuję. Rozumiesz? Chcę być z tobą.

Usłyszane słowa wywołują rumieniec na twarzy mężczyzny, choć doskonale sobie zdaje sprawę, że nie padły w takim kontekście, jakby sobie tego życzył mężczyzna rozmawiający z kobietą. Zresztą, jakie to ma znaczenie w zaistniałych okolicznościach? Nie od razu uświadamia sobie, że słyszy własny głos.

– Idę po ciebie.

Nie daje jej szansy na cokolwiek. Wie, że jeśli ich konwersacja potrwa dłużej, może się rozmyślić. Woli wykorzystać fakt, że wstąpił w niego duch bojowy. Na ścianie po jego prawej stronie wisi koc termiczny i strażacki topór. Łapie topór i waży go w dłoniach. To solidne, ciężkie narzędzie. Niech się dzieje wola nieba – rozlega się głos wewnątrz głowy – a teraz idź stary i sprowadź tu tę dziewczynę. Kiwa głową na znak wewnętrznej zgody i wychodzi do holu. Najprościej byłoby pojechać na górę windą, ale wątpi, czy jeszcze działają. Zresztą, gdyby się zacięła, utknie w niej na dłuższy czas. Kieruje się na schody.

*

Ola siedzi skulona przy stoliku. Teraz żałuje, że kazała przyjść tutaj temu ochroniarzowi. A jeśli coś mu się stanie? Zginie przez nią. Ty głupia samolubna cipo, wyrzuca sobie w myślach. Dzwoni nawet dwa razy, ale nikt nie odbiera. Pewnie jest już w drodze. Mimo wszystko świadomość jego poświęcenia wywołuje w niej adrenalinę i nawet coś więcej. Decyduje się usunąć regał, który toruje jej drogę do wyjścia. Kiedy już Andrzej się tutaj zjawi, być może nie będą mieli czasu do stracenia.

Regał okazuje się trudniejszy w usunięciu, niż sądziła. Mija kilka minut, kiedy udaje się jej z tym uporać. Mniej więcej wtedy słyszy pobudzone powarkiwania szalonych koleżanek. Następny jest męski głos. W zasadzie krzyk. Walka toczy się tuż za drzwiami. Ola odruchowo łapie mopa. Nie ma tutaj niczego innego do obrony. Wrzaski z zewnątrz przerażają ją, ale jednocześnie dają nadzieję na ratunek.

– Bierz je Andrzej! – zupełnie bez sensu krzyczy w stronę drzwi. – Porozwalaj tym sukom łby!

Konsultantka jest pobudzona i pełna wiary w powodzenie misji ratunkowej podjętej przez nieznajomego. Adrenalina wypełnia ją do tego stopnia, że nie może ustać w miejscu. Przebiera nogami i podskakuje. Za drzwiami słyszy przeraźliwe odgłosy, aż jej sutki sztywnieją ze strachu i nieoczekiwanego podniecenia. Wreszcie zalega cisza. Ktoś puka do drzwi.

– Andrzej?

– Nie kurwa, święty mikołaj.

Na jej twarzy pojawia się uśmiech. Przekręca zamek i otwiera drzwi. Staje twarzą w twarz ze swoim wybawcą, który wygląda jak postać z koszmaru. Jest wysoki, potężnie zbudowany i cały zbryzgany krwią. W dłoniach trzyma topór. Kojarzy jej się z Jasonem z trzynastego w piątek. W innych okolicznościach, na widok takiego szalonego drwala, posikałaby się ze strachu. W tej chwili popuszcza, ale nie ze strachu. Ma ochotę rzucić mu się na szyję, ale się powstrzymuje. Wokół leży mnóstwo ciał.

– Spieprzamy stąd – ochroniarz zerka na filigranową dziewczynę o czarnych krótkich włosach. – Tylko mi nie mów, że nie zrobiłem dla ciebie wystarczająco dużo.

Mężczyzna wyciąga do niej rękę, łapią się i ruszają na schody. Kiedy docierają na półpiętro, dokładnie na wprost nich wybiega Damian. Zanim Damian otworzy usta, topór wgryza mu się w piersi. Z jego ust zamiast słów, wydostaje się krwista bańka. Ola patrzy na swojego wybawcę, później na osuwającego się mężczyznę.

– Zabierz mnie stąd – podaje rękę Andrzejowi. – Jak najszybciej i jak najdalej.

Docierają na parter. Główny hol jest pusty. Jeden jego koniec tonie w ciemności. Na drugim końcu stalowa kurtyna wciąż jest atakowana przez hordę oszalałych ludzi. Oboje zerkają w tamtą stronę z niepokojem.

– Wejdź do tamtego pokoju.

– A ty dokąd?

– Muszę się umyć.

– Będę cię osłaniać – mężczyzna uśmiecha się, widząc determinację na jej twarzy i nieporadny chwyt, jakim trzyma swoje oręże, zakrwawiony topór.

– W porządku.

W łazience rozbiera się do pasa i szybko myje w umywalce. Zostawia zakrwawioną koszulę i odbiera topór od dziewczyny. Biegną do pokoju, w którym zamykają się od wewnątrz.

– W sumie to nie jest dobry pomysł. Nie mam tutaj okna. Nie ma stąd ucieczki. Jednak drzwi są stalowe i raczej ich nie rozwalą.

– Ty tu rządzisz – zerka na jego nagi tors.

– Obawiam się, że żadne z nas tutaj nie rządzi, ale niech ci będzie.

Z metalowej szafki wyjmuje zapasową koszulę. Ubiera się. Wewnątrz panuje półmrok rozjaśniany dodatkowo monitorami. Niemal połowa kamer wciąż pracuje. Podczas gdy Ola obserwuje kamery, on siada w kącie i zerka na zegarek. Niebywałe, że już jest czwarta nad ranem. Andrzej czuje się zmęczony i senny. Wciąż ma przed oczami sceny sprzed chwili kiedy walczył z tymi zwariowanymi babsztylami. Niby zachowywały się jak potwory... to skąd te cholerne wyrzuty sumienia?

Z jego oczu płyną łzy. Zwiesza głowę w ramionach i szlocha cichutko. Przy odrobinie szczęścia, nie usłyszy go. Niestety jego nadzieja okazuje się płonna. Ola podchodzi, przyklęka przy nim i obejmuje go za głowę, kładąc dłonie na załzawionych policzkach.

– Hej, przestań. Słyszysz mnie? Przestań.

Andrzej podnosi głowę i patrzy jej prosto w oczy.

– To już nie byli ludzie. Sama je widziałam. One były... były jak... w każdym razie posłuchaj mnie – bierze głęboki wdech. – Zachowałeś się zajebiście odważnie. Słyszysz? Dla mnie jesteś pieprzonym super menem i niech tak zostanie.

Przybliża się do swojego anioła stróża. Jej usta dotykają jego ust. Przywiera do nich. Czuje słony smak, ale nie przeszkadza jej to. Wsuwa język między jego wargi i po chwili łapią się za głowy, żeby jeszcze szczelniej do siebie przywrzeć. Całują się bez pamięci. Ola wchodzi na niego, siada okrakiem i wtapia palce w jego włosy. Szarpie jego głową we wszystkie strony szukając najbardziej dogodnej pozycji. Pożądanie eksploduje wewnątrz niej z taką siłą, że czuje jakby się właśnie posikała.

Jest tak pobudzona, że jej pochwa kurczy się i pulsuje. Jej kobiecość domaga się tego, co wypycha spodnie Andrzeja. Nie odrywając ust od swojego wybawcy, nerwowymi ruchami rozpina mu rozporek, unosi się nieznacznie, wyjmuje penis i siada na nim zdecydowanym ruchem. Unosi się jeszcze raz i łapie prącie, zsuwa napletek i teraz siada nieco wolniej. Boże, jakaż to ulga, poczuć go takiego twardego wewnątrz siebie. Jej pochwa otula miękkim pluszem aksamitnego ciała sztywne prącie. Zaczyna tańczyć na nim, poruszać biodrami i pojękiwać z rozkoszy.

Ciepło sączy się z jej mózgu i rozlewa po całym ciele. Wywołuje ciarki i dreszcze na plecach. Spływa niżej i kumuluje się w rozpalonej ukrwionej waginie. Zalewa ją fala ciepła rozkoszy, ale on również zdaje się jęczeć i zaciskać palce na jej włosach. Nawet na sekundę nie odrywają od siebie ust. Ogarnia ich błogostan. To trochę jakby zanurzyli się w ciepłym jeziorze w pochmurny dzień. Dziewczyna czuje słodkie skurcze w podbrzuszu i nagle następuje eksplozja. Tulą się do siebie jeszcze mocniej, jakby chcieli się stopić w jedno ciało. Nie udaje im się to ale zasypiają szczęśliwi.

*

Kiedy się budzą, otacza ich cisza i półmrok. Andrzej znajduje papierosa i zapala. Ola odmawia, kiedy ją częstuję. Doprowadzają się do jako takiego porządku. Mężczyzna podchodzi do drzwi, przykłada do nich ucho, ale nie słyszy niczego podejrzanego. Ostrożnie otwiera zamek i po chwili uchyla je.

– Są tam? – dziewczyna staje mu za plecami.

Ochroniarz nie odpowiada. Wychodzi za próg i podaje jej rękę. Ola łapie go za nią i razem wychodzą do głównego holu. Mijają recepcję i kierują się w stronę metalowej kurtyny. Cisza zaczyna im dzwonić w uszach. Staje się coraz bardziej wymowna i przerażająca. Uświadamiają sobie, że doszukiwali się podejrzanych odgłosów świadczących o niebezpieczeństwie, tymczasem tym czymś jest właśnie cisza.

– Co robisz? – dziewczyna łapie go za ramię, kiedy Andrzej sięga do łańcucha i pociąga go, uchylając stalową kurtynę.

Ponownie jej nie odpowiada. Po prostu czuje wewnętrzne przekonanie, że nikt ich już nie zaatakuje. Może to szósty zmysł, a może naiwność. Jednak kiedy krata podnosi się na wysokość ich głów, wychodzą krok poza próg biurowca. Wszędzie dookoła leżą nieruchome ciała. Martwi strażacy, martwi napastnicy. Wszyscy są martwi. Z nieba prószy drobny rzadki śnieg. Jest chłodno, a miasto pogrążone w ciszy, pozbawione wszelkiego ruchu poza wiatrem rozrzucającym śmieci. Oboje tulą się do siebie i nie mogą oderwać wzroku od nowej panoramy miasta. Aż dziw, że wszystko mogło się tak zmienić w ciągu jednej nocy. To przerażające, ale też budzi szalony podziw.

Ten tekst odnotował 53,176 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.98/10 (66 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (38)

0
0
Szacunek. Skończysz drugą część do wieczora? 🙂 Bo dłużej nie wytrzymam.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
To nie była część :-) noc komety dobiegła końca, mamy ranek ;-)
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Świetne. Może nawet najlepsze opowiadanie jakie tu przeczytałem. Twoje opisy niesamowicie działają na wyobraźnię, czuje się jakbym oglądał dobry film sience fiction. Gdzieś tam widziałem jakąś literówkę ale to nieważne. Tekst jest mega ode mnie znowu masz dyszkę.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0

Tworzą okrąg, którego pośrodku znajduje się młody ksiądz.


Lepiej brzmiałoby: Tworzą krąg, pośrodku którego znajduje się młody ksiądz. Albo: Tworzą krąg wokół młodego księdza. Czasem, im prościej, tym lepiej 🙂 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
bbq - dzięki. taka jedna - czasami tak ;-)
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
A tak poza tym, to zajebiste.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
taka jedna: właśnie tego mi brakowało w twoim komentarzu 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Mężczyzno... Czy ja już tutaj pisałam, że Cię kocham?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Zajebiste. Zasłużone 10/10
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
E. jeszcze nie pisałaś :-)
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
jak przeczytam to się wypoweim,ale jak narazie twoje opowiadania pobudzają wyobrażnie
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Dzięki wisielec. Alex co prawda niczego nie sprzedaję ale zapraszam do lektury ;-)
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Mandie 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Mężczyzno... Piszę więc... Kocham Cię. Za to jak działasz na moją wyobraźnię.
Jesteś świetny w tym co robisz.
Zgadzam się z Mandie- Jesteś jak narkotyk.
Rób to dalej...Wciągaj do swojego świata i nie pozwól odejść.

P.s. I tak czekam na książkę ;-)
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0

Próbuje ostrożnie zawartość i uśmiecha się do siebie.

- czepiam się, ale uważam, że "do siebie" jest zbędne, można się domyślić.

przejeżdżający samochód rzygnął w ciebie zalegającą na ulicy breją.

- ja bym dał chlusnął, lepiej pasuje

Ta... ty też się pierdol – słyszy z mijającego go samochodu.

- kropka po pierdol i Słyszy z wielkiej

zaburza sielankową wizję miasta przygotowującą się na Boże Narodzenie.

- przecinek po miasta i "przygotowującego"

sięga po książeczkę i wartuje kartki.

- wertuje?

w tani garnitur ze wpiętą w klapę

- z

Ostatecznie uznaje, że straszna z niego cipa i znika w kuchni.

- strasznie męska ta Ola, o to chodziło czy to tylko mój odbiór?

Właśnie zauważa Sonię idącą do toalety.Lubi ją w tym szarym żakiecie i obcisłej spódnicy odsłaniającej fragment szczupłych ud.Po chwili brzęczy telefon leżący na jego biurku.

- przecinek przed odsłaniającej i leżący

Na twarzy rozlewa się ciepła krew,

- krew jest ciepła, może być gorąca (nie dosłownie), trochę ten fragment nieporadny

kilkoma nerwowymi ruchami podciągnął ją,

- podciąga, bądź konsekwentny w używaniu czasu teraźniejszego

ale inne, są naprawdę wielkie, jak pół kamienicy.

- o dwa przecinki za daleko

Biurowiec z szarego piaskowca również dostał.

- radzę poczytać o sile uderzeń takich meteorytów. Jestem prawie pewien, że kamień wielkości piłki do nogi rozjebałby cały biurowiec i wszystkich w środku na drobny pył

trwa około dwu minut.

- dwóch

Paskudna rana kaleczy również jej śliczną buzię. Niemal na pół.

- sens tej wypowiedzi jest nstępujący: paskudna rana kaleczy buzię niemal na pół. Domyślam się, że chodziło o to, że rozcina twarz niemal na dwie części.

Ktoś inny piszczy jednak co najmniej połowa koleżanek, w ogóle nie rusza się z miejsca.

- przesunąłbym przecinek przed jednak

Rozumie, że nie da rady i wybucha płaczem. Wcale nie nad rudowłosym młodzieńcem uwięzionym tuż obok niej. Płacze, ponieważ jest przerażona i zdezorientowana. Płacze dlatego, że biuro nie przypomina już tego biura, które przed chwilą opuściła. Wreszcie płacze, ponieważ w pokoju znajdują się jej martwe koleżanki i odłamki skalne, z których unosi się dym.

- dużo tego "płacze", zanosi się łzami, szlocha itp.

biały pył sypiącego się przed chwilą tynku przyprószył ich twarze więc może to tylko złudzenie.

- przecinek po pył, tynku i twarze

Ochroniarz nie wie tylko, co miałaby manifestować.

- święta, manifestuje święta

Wtedy ochroniarz orientuje się, że jedna z takich sfor biegnie ulicą prosto na niego.

- wcześniej piszesz, że poruszają się z połamanymi kończynami, a teraz nagle biegną. To w końcu jak jest?

Patrzy, jak tamci próbują rozszarpać stal i czuje, że zwymiotuje ze strachu. Tak też się dzieje. Mężczyzna pada na kolana. Jego żołądek kruczy się i rozwiera, po czym zwraca obiad.

- to jest jakiś raport policyjny czy co? Musisz tak dokładnie wszystko opisywać? No i to "tak też się dzieje", uff jaką bombę na mnie spuściłeś w tym momencie, myślałem, że się zes... przestraszę

Walczą i wiele wskazuje na to, że obydwaj walczą na oślep.

- powtórzenie

kiedy tylko oszalałe z nienawiści monstra

- nienawiść? Chyba coś pominąłem po drodze, bo aż do tej chwili byłem przekonany, że to inwazja zombie

Po chwili już wymiotuje.

- Jezu, wszyscy wymiotują, nawet samochody!

Ochroniarz czuje, że krew ścina mu się w żyłach. Mimo to jakimś cudem udaje mu się opanować. Zachowuje zimną krew.

- powtórzenie

Pan do kogo?? – nie ma pojęcia, skąd bierze się w nim ten czerstwy żart. – Zoo jest na drugim końcu miasta.

- Nie, po prostu nie. Mogłeś sobie odpuścić ten fragment. Jeszcze jedno: NIGDY nie używamy dwóch znaków zapytania. NIGDY.

ląduje na plecach. Chwilę później gaśnica ląduje

- powtórzenie

Ochrona, w czym mogę pomóc?

- właśnie zabił stwora, jest wstrząśnięty, może zdezorientowany i wypala z takim pytaniem?

Tłumek

- tłum...

pieprzonym super menem

- o panie kolego, nie wiesz jak się pisze supermen?

Odpuszczę sobie krytykę, gdyż ilość powyższych uwag i znalezionych błędów jest wystarczająco wymowna. Zwrócę uwagę na dwie sprawy. Po pierwsze nie wiesz, jak się zapisuje poprawnie dialogi, przykład:
– Są tam? – pyta dziewczyna.
– Są tam – pyta dziewczyna.
– Są tam? – Wystraszona dziewczyna zerka przez dziurkę od klucza.
– Są tam. – Wystraszona dziewczyna zerka przez dziurkę od klucza.
Widzisz to? Jeśli po wypowiedzianych słowach używasz czasownika, odnoszącego się do mowy, np. powiedziałą, zapytała, zwróciła uwagę itp. nie dajesz kropki po wypowiedzi, a czasownik piszesz z małej (przykłady 1 i 2). We wszystkich innych sytuacjach ZAWSZE dajesz kropkę i zaczynasz od wielkiej litery.
Druga sprawa to tak zwany precyzjonizm (nie wymyśliłem tego słowa, ale wiele razy mi go zarzucano). Nie tylko ty masz z tym problem. Nie rozumiem potrzeby opisywania wszystkiego z taką dokładnością, jakby to było sprawozdanie. Nikt nie potrzebuje wiedzieć, jakie dokładnie bohater wykonuje czynności, o jakiej godzinie, w jakim dokładnie miejscu itp. Możesz pozwolić sobie na niedopowiedzenia, gdyż jest to opowiadanie, które ma rozbudzić emocje, zmusić do myślenia, a nie sucho opisywać rzeczywistość.
Pozdrawiam
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Pisz tak jak piszesz bo jest świetnie 😀 mam nadzieję że schody do nieba będą miały jeszcze duuuużo części.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
MiB jesteś żywym dowodem na to, że u człowieka najseksowniejszym mięśniem jest mózg. Gratki i jak zwykle 10/10
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
E. W takim razie trzymam i nie pozwalam odejść 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Sztywny, no comments
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Nie ma co komentować, trzeba wziąć się do roboty 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Dominika z tym mózgiem... dobre 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Sztywny - już wiem skąd u Ciebie taki login.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
taka jedna: nie warto z tym panem, szkoda twojej energii ;-)
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Erotyka cię ogranicza w tym opowiadaniu. Wydaje się być tylko zbędnym dodatkiem.
A tak poza tym to... 10/10 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Oczywiście możecie zignorować moje komentarze, jest to wasze święte prawo. Dla tych, którzy chcą poznać różnicę między jednym opowiadaniem o ożywieńcach, a drugim, zapraszam do lektury poniższego tekstu:
http://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/15168
Uprzedzam, nie jest ono moje, więc to nie jest jakaś autoreklama. Może to przekona niektórych do pewnej większej dozy krytycyzmu.
Chociaż autor ma wiele do zrobienia, nie jest on na tak niskim poziomie, jak wielu publikujących, o czym zapomniałem wspomnieć, a moja długa lista uwag z pierwszego komentarza jest przejawem nadziei, że może być jeszcze lepiej, a nie chęcią dokopania autorowi.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0

Chociaż autor ma wiele do zrobienia


otóż to, muszę skoczyć po fajki, ogarnąć mieszkanie i może zrobić coś do zjedzenia...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Świetnie, jak zawsze. Kiedy kolejna część Mureny ?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Arun, o murenie jeszcze nie myślałem. nie wiem czy w ogóle coś będzie z tego
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Sztywny- opowiadanie do którego wkleiles link to nie żaden ideał, również zawiera błędy podobne do tych które tu wytknąłeś autorowi. Pomijając to, ja się zastanawiam jak tu te wszystkie byczki znalazłeś, ja nie byłem w stanie tego zauważyć bo byłem zbyt wciągnięty w fabułę. Pewnie spędziłeś sporo czasu analizując każda linijkę tekstu. Współczuję. Jeśli twoje teksty są tak idealnie zredagowane to popracuj jeszcze nad fabułą, może twoje kolejne opowiadanie chociaż zbliży się do pułapu któregokolwiek z tekstów MiB
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Ja nawet nie chodziłem na wspomnianą stronę ale umówmy się, jeśli ktoś umieszcza tam swój tekst, to pewnie z nadzieją, że zostanie dostrzeżony i w przyszłości wydrukowany. Takie opowiadanie odstawia się na miesiąc po napisaniu, czyta jeszcze raz, poprawia i daje komuś znajomemu do oceny - taki standardzik. Ja piszę tekst, zostawiam na dzień, czytam i poprawiam, co widzę i puszczam na pokątne. Nie spodziewam się, że ktoś zaproponuje mi druk...

Poza tym wytknięte błędy, jedne są wydumane i czysto subiektywne, pozostałe bardzo łatwe do poprawienia przez kogokolwiek więc jeśli takie wpadki nie przeszkadzają w czytaniu... ja nie widzę problemu
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
O jejku... Opowiadanie jest świetne, a mózg, który je wymyślił fascynujący
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Bbq:
Nie poświęciłem wiele czasu na wyszukiwanie błędów, po prostu je widzę, kiedy czytam. Nazwijmy to schorzeniem początkującego pisarza. Nigdy też nie twierdziłem, że moje teksty są lepsze, to pozostawiam krytyce ogółu.
MiB:
Twój ostatni komentarz był jednoznaczny, więc już nie będę cię zadręczał. Mogę jedynie życzyć powodzenia i pozazdrościć fanów, którzy stają w Twojej obronie 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Dotarłem tylko do miejsca: Ta chwila domaga się papierosa. Grzebie w kieszeni i po chwili zaciąga się głęboko. Zakrztusiłem się dymem. Mam wrażliwe płuca, jak wszystkie koty.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Wow, utrzymuje w napięciu. Tylko czemu wszyscy tak wymiotują? 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Taki fetysz 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Sugerowany tag- wymioty. Czytałem w trakcie śniadania- skończyłem pół godziny temu i mój żołądek do tej pory niebezpiecznie wariuje.
To nie jest Twoje najlepsze opowiadanie (dużo bardziej podobają mi się Drapieżcy i Chram), ale jedno trzeba przyznać- czyta się świetnie.
Na minus- nie poprawione błędy i powtórzenia oraz scena seksu między Olą i Andrzejem, która jest umieszczona w historii na siłę i zbędna.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
o, Sztywny nie umie w interpunkcję. Co ty, ogrodnik jesteś, że tak sadzisz przecinki w miejscach, w których tego nie potrzeba?
MiB - pierwsze słowo, jakie przychodzi mi na myśl po przeczytaniu kilku (dopiero) Twoich tekstów, to "mięsiste" ;>
W sensie - żywe, obrazowe, soczyste. Bene, proszpana ;>
aha - a propos Nocy Komety, plącze mi się po głowie skojarzenie z Dniem Tryfidów, odległe co prawda, ale jednak.
pozdrowienia - i wracam do lektury.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.