Ucieczka
27 kwietnia 2016
Szacowany czas lektury: 33 min
Sorry za końcówkę. Musiałam.
Zgadnijcie, kto jest na zdjęciu w tle ^^
Przypominam o stronie na FB: Paty_128 w sieci
Część następna po "Zdradziłam ją"
Jej oddech koił moje zszargane ostatnimi wydarzeniami nerwy. Dodatkowo budzik popsuł mi humor, taki jego urok, wyrywa ludzi z pięknych snów. Leniwie otwarłam oczy i zerknęłam na zegarek, trzeba było wstawać do pracy. Spojrzałam na śpiącą przy mnie żonę i ponownie zaatakowały mnie wyrzuty sumienia związane ze zdradą. Jak mogłam? Jak to się stało? Czy mam aż tak słabą wolę, że nie potrafię się oprzeć przeciętnej dziewczynie? Przymknęłam oczy na przysłowiową, poranną „chwilę” i oddałam się uspokajającemu oddechowi na prawym barku. By nie zasnąć i nie spóźnić się do pracy, skupiłam się na tym odczuciu.
Powitała mnie z otwartymi ramionami, jak ojciec syna marnotrawnego. Może to była wdzięczność za to, że gdy ona mnie zdradziła, nie odrzuciłam jej? I gdy po raz drugi to zrobiła? Cóż, rachunek wyrównany. Znaczy się, połowa. I tak zostanie na wieki wieków.
Niestety czas nie kutas – nie stanie, więc pogłaskałam czule Kate po policzku i wstałam ostrożnie, by jej nie zbudzić. Niech sobie pośpi, pewnie wiele przecierpiała podczas weekendu, pomyślałam. Chciałabym jeszcze poleżeć przy niej.
Typowa rutyna – nastawienie wody na herbatę, w międzyczasie ubranie się i ułożenie jakiejś sensownej fryzury. Moje włosy żyły własnym życiem, więc użyłam prostownicy. Zrobiłam kanapki dla siebie i żony, herbata już się parzyła w naszych kubkach znad morza. Kiedy to było? Rok temu... To niesamowite, że już trzy lata jesteśmy razem. We wspomnieniach i ciszy zjadłam śniadanie i wyszłam do pracy.
Czułam po kościach, że szykuje się coś grubego. Zawsze tak jest, czy w filmach, czy w książkach. To wszystko jest zbyt piękne. Coś się kroi.
Nie wytrzymywałam sama z sobą, może dostałam już jakiejś schizofrenii.
W południe ruch się rozkręcił, upierdliwy klient mnie podrywał. Czyli stara rutyna, jakby nigdy nic, życie toczyło się dalej. Sama czułam się inaczej, jakby odmieniona. Może to odmiana depresji.
- Musimy poważnie porozmawiać. – Ciarki mi przeszły po kręgosłupie, naprawdę rzadko Kate miała tak poważny głos. Sądziłam, że odpocznę w domu, czułam się jakaś przytłoczona. Oderwałam się od mieszania makaronu i spojrzałam na nią. Myślałam, że to jednak nie dziś nastąpi ta chwila. Nie byłam gotowa. – Usiądź, proszę. – Z cichym westchnieniem zajęłam miejsce przy stole naprzeciw niej i oparłam głowę o rękę. Nastawiłam się na najgorsze.
- Więc rozmawiajmy. – Odpowiedziałam, wpatrując się w krawędź rękawa koszuli żony. Złapała mnie za rękę.
- Chodzi o te ostatnie wydarzenia. Należą ci się przeprosiny i wyjaśnienia.
Mi?! Niesamowicie ciężki kamień spadł mi z serca.
- Przyznaję się, że niedługo po wyjściu z więzienia powróciłam do handlu. Zmusili mnie. Pojawili się na naszym weselu, a że było dosyć tłoczno, to bez problemu wmieszali się w tłum. Monika i inni. Ona dostarczała mi systematycznie nowe działki do handlu, tak też było w pamiętny piątek. Dosłownie na parę minut przed twoim przyjściem schowałam je. Miałaś dobrego nosa, bez wahania wyrzuciłaś ją za drzwi – uśmiechnęła się. – Skąd mogłam wiedzieć, że będzie cię boleć głowa?
- Ale...
- Czekaj, teraz ja mówię. – Westchnęłam, nie byłam na tyle odważna by spojrzeć jej w oczy, więc podziwiałam jej palce trzymające moją rękę. – Ja sama rzadko brałam, naprawdę. Do powrotu zmusili mnie tobą. Grozili, że jeśli tego nie zrobię, to oni zrobią coś tobie. Wiesz, po jakimś czasie to wszystko we mnie pękło, wtedy w piątek powiedziałam, że odchodzę. Przyszła Monika z nową porcją. I ty. Opisz mi, proszę, dziewczynę, z którą spałaś. – Tego było tak wiele, że ledwo nadążałam. Mówiła to w nerwach? Czy podobnie jak ja, chciała mieć już to za sobą?
- E... Ciemne włosy do ramion, pełne usta, zadarty nosek, dosyć kobieca... Nie podała imienia...
- To Natalia. Też z dilerki. – Przerwała mi – Mamy w bandzie gościa świetnego w chemii. Przez przypadek stworzył nowy rodzaj tabletek, coś na kształt pigułki gwałtu. Sęk w tym, że pamiętasz wszystko i równie wszystko ci się podoba. Czy tak było?
- Była trochę nachalna... Ale później... No tak, tak jakby stałam się inną osobą, przecież w życiu bym cię nie zdradziła.
- Och wiem, kochanie.
- I... Ona ten specyfik przetestowała na mnie? – Skinęła głową na „tak” – Bo była dobra okazja, skoro chciałaś odejść, prawda? W sumie, przez chwilę nie patrzyłam na drinka, rozglądałam się za Wiktorią. To była dosłownie chwila. – Wszystko stało się takie łatwe do zrozumienia. Pocałowała mnie w rękę.
- Tym samym przekroczyli pewną granicę. Pewnego dnia pójdę na policję, opowiem o wszystkim, bo cię skrzywdzili, za co wyrwę im serca, a z krwi zrobię drinki... Ale istnieje duże ryzyko, że też pójdę siedzieć. Ponownie.
- Nie!
- Wyrok może być cięższy, liczony w latach, nie miesiącach. Musisz być na to przygotowana. Ach, jeszcze jedno – wstała, wyszła do przedpokoju, po chwili wróciła z czymś. – Niech sobie myślą, co chcą, ale nie jestem taka tępa by odejść od ciebie po tym filmiku. – Rzuciła kopertę z płytą na stół. „Jak pieprzyć twoją żonę” tak brzmiał tytuł napisany markerem. – Nawet tego nie oglądałam. Będą usiłowali zniszczyć mnie psychicznie. Zniszczyć mi całe życie, zniechęcić znajomych i tak dalej. Przed nami trudny okres w związku, kochanie.
- Damy radę. Zawsze dawaliśmy. Doceniam twoją szczerość, no i też cię przepraszam za wybuch gniewu, przecież chciałaś dla mnie jak najlepiej. – Podeszła, pochyliła się i przytuliła mnie.
- Jeśli chcesz, jeszcze dziś możemy znaleźć jakiś ośrodek dla narkomanów, byś miała pewność i czuła się przy mnie bezpiecznie.
- Nie chcę, byś brała, bo to wyniszcza organizm przecież...
- Nie wezmę, słowo. Mam to pod kontrolą. Mimo wszystko, bez ciebie nie dam rady. – Puściła mnie i uklękła, spojrzała mi prosto w oczy. – Kocham cię.
- Wiem, Kate, ja ciebie też. – Pogłaskałam ją po policzku. Nawet nie wyobrażałam sobie rozłąki z nią przez ponowne więzienie.
- Mogę ci to jakoś wynagrodzić? Jakiś spacer, kino, może wyskoczymy do galerii handlowej po obiedzie?
- Chętnie. – Odpowiedziałam z uśmiechem.
Ostatecznym wyborem okazała się... Wyprawa na ścianę wspinaczkową. Miała ze mnie niezły ubaw, gdy o mało nie spadłam, będąc na samej górze. W tamtym momencie pokochałam wżynające się paski uprzęży do asekuracji, w końcu uratowały mi życie. Wróciłyśmy w dobrych humorach, gdy światłość prawie całkowicie ustąpiła mrokowi nocy.
A później... Gorący seks na kanapie – po wspólnej i grzecznej kąpieli zrobiłam nam na kolację kanapki i poszłam do salonu, gdzie była Kate i oglądała wiadomości wylegując się na kanapie.
- Posuń swoją kościstą dupę. – Powiedziałam.
- Czekaj, odsłoń mi pasek. – Odpowiedziała i nie odrywając oczu od telewizora, posunęła się w stronę oparcia. Usiadłam na brzegu z talerzem, wzięła kanapkę. Poszłam w jej ślady i obie śledziłyśmy wydarzenia z dzisiejszego dnia. Zawiodłyśmy się, słysząc, jakie plany ma rząd. Poczułam dłoń Kate na plecach, wsunęła ją pod podkoszulkę.
- Nie martw się, to nie przejdzie. – Pocieszyła mnie. Lubiłam, gdy głaskała mnie po plecach. Chyba każdy to lubi. Kiedy byłam mała, babcia mi tak robiła. Zerknęłam na żonę i pocałowałam ją w usta.
- Nie może przejść. – Jeszcze jeden całus w usta.
- Niech robią, co chcą, ale nas już nie rozdzielą. – Powiedziała.
- Myślisz, że te twoje romantyczne gadki nadal mnie działają? – Uśmiechnęła się – masz rację. – Dokończyłam z uśmiechem i ponownie ją pocałowałam.
Przy odrobinie wysiłku udało mi się położyć na boku, przy żonie. Objęła mnie ręką, pewnie dlatego, bym nie spadła, ale czułam się stabilnie. Było dosyć ciasno, ale to dobrze. U nas „ciasno” równało się „intymnie”. Niewiele czekając, wsunęłam rękę pod jej podkoszulek i gładziłam brzuszek. Zrozumiała ten gest.
- Nie za wygodnie ci? – Zapytała z uśmiechem.
- Uwierz, że wcale. Trzeba będzie kupić większą kanapę... - Pochyliłam się i złożyłam serię pocałunków na jej szyi. Kate potrzebowała dużo czułości po ostatnich rewolucjach w naszym związku. Dotknęłam jej piersi, ugniatałam ją lekko. Po chwili przerwałam i uniosłam się trochę. – Podwiń koszulkę.
Posłuchała, odsłaniając wolną ręką klatkę piersiową. Wessałam jej sutka, cicho zamruczała. Ponownie zaczęła mnie głaskać po plecach. Dłonią zakradłam się niżej i wodząc palcami wzdłuż gumki od spodenek, powoli wsuwałam tam rękę czując zapraszające ciepło cipki. Patrząc na nią, rozdzieliłam płatki wskazującym i serdecznym, środkowym dostając się bezpośrednio do łechtaczki. Kate może była trochę męska, ale była jednak kobietą i teraz pragnęła orgazmu.
- No śmiało, wsadź mi je... - Powiedziała. Pocałowałam ją.
- Nie wsadzę, jeszcze nie.
Miło było patrzeć, jak wije się pod moim dotykiem. Z minuty na minutę coraz wilgotniejsza, aż nie mogłam się powstrzymać, włożyłam w nią dwa palce. Uraczyła mnie jękiem, była bardzo podniecona, dyszała. Nie pieprzyłam jej, bo ręka by mi zdrętwiała. Zamiast tego oparłam dłoń o jej łechtaczkę i ruszałam palcami w środku, naciskałam na punkt G. Wszystko rytmicznie, zgrane ze sobą. Stworzone dla siebie. Obejmowała mnie mocno ręką, nie miała zbyt dużego pola manewru.
Przerwałam, wyciągając na chwilę palce i rozsmarowałam soki po jej sromie, ponownie zabierając się za wyłączny masaż łechtaczki. Choć w sumie trudno to było nazwać masażem, prędzej ślizganiem się palców. Jednak jej podniecenie jakimś sposobem udzielało się i mnie, więc ponownie wypełniłam jej wnętrze. Nie mogłam się powstrzymać. Jęczała, w przerwach oddychając przez rozchylone usta. Niedługo po tym miała orgazm. Powróciłam do delikatnego masażu łechtaczki, po czym doszła drugi raz. Powoli kończąc, na chwilę wzięłam jej sutka do ust. Pogłaskała mnie po głowie. Wycofałam dłoń z jej spodenek i zaciągnęłam się zapachem jej soków na palcach.
- Cudowne, kocie. – Powiedziałam, Kate podciągnęła mnie na siebie i zaczęłyśmy się całować. Długo, namiętnie, czule.
Śnił mi się nasz ślub, ale taki inny. Piękny, z dużą ilością gości, z miłą panią, która z uśmiechem wypełniała swoją rolę. Na ścianach sali wisiały powiększone fotografie zrobione przed ślubem. Wszyscy byli uśmiechnięci. Kate tak ładnie świeciła się, była rozpromieniona. Czułam w sobie ten ogrom miłości do niej.
Niestety wiele nie zapamiętałam po przebudzeniu się, ale jedno było niezmienne – uczucie lekkości. Przytuliłam się do żony i zasnęłam z nadzieją, że przyśni mi się ewentualny ciąg dalszy.
Wstała przede mną, zrobiła śniadanie. Dogadałyśmy się, że odbierze mnie po pracy i pojedziemy do galerii handlowej na zakupy. Mówiła, że coś jej wpadło w oko.
Niesamowite, jak po mojej zdradzie, która nią jednak nie była, nasz związek odżył. Wcześniej by wyjść gdzieś z Kate, musiałam ją pół godziny namawiać. Jak typowego faceta. Przejęła się, to słodkie. Należała do tego nielicznego typu osób, które przysłowiową zabawkę naprawiają, a nie wyrzucają do kosza.
- Czekaj, w tamtej błękitnej było ci lepiej. – Powiedziała Kate, gdy przymierzałam drugą sukienkę.
- Wiesz, też tak sądzę. – Odpowiedziałam, przeglądając się w lustrze i skupiając na krojach sukni w łososiowym kolorze.
- Ale i tak wyglądasz pięknie. – Dodała, gdy zmierzałam w stronę przebieralni.
Prawie godzinne zakupy chyba bardziej zmęczyły mnie, niż żonę. Jednak mimo to cieszyłam się, że spędzamy czas razem. Sobie kupiła fajną czarną kurtkę ze skóry.
Po tym, wędrując po galerii, weszłyśmy do kawiarni na kawę i ciastko. Kiedy byłyśmy w mieście, zawsze jechałyśmy specjalnie do galerii, do tej kawiarni. Miała w sobie coś takiego, co obie lubiłyśmy. Była zupełnie z innego wymiaru, wyglądała jak takie na ulicy, wszystko było z drewna – płotek, krzesła, stoły. Zewnętrzna część wyłożona zieloną wykładziną. Nie miałyśmy w zwyczaju wchodzić do samego lokalu, kelner zawsze podchodził do nas.
- Nie sądzisz, że powinnam schudnąć? – Zapytałam, gdy podano nam zamówienie.
- Nie, coś ty. Wyglądasz dobrze. Nie składasz się z samych kości i skóry. Nie jestem przecież psem, na kości nie lecę.
- Więc sugerujesz, że to ja jestem psem? – Zapytałam z uśmiechem, zaśmiała się.
- Nie. Ty jesteś suczką. – Zaakcentowała ostatnie słowo, puszczając mi oczko. Czułam, jak się rumienię, jak byśmy były na pierwszej randce.
- Chcę ci się podobać.
- No właśnie, podobasz mi się. Nawet kilograma nadwagi nie masz i myślisz o jakichś dietach? Proszę cię. Jak już gadamy o wagach, to prędzej można by poruszyć temat tego, bym ja przytyła trochę.
- Nie, nie zmieniaj się. Lubię ten twój kościsty tyłeczek. – Zrewanżowałam się za „suczkę”.
- No już nie taki kościsty. – Upiła łyk kawy – przez cały czas trwania naszego związku przytyłam aż pięć kilo.
- Łaał... - powiedziałam z sarkastycznym wyolbrzymieniem. – Przez trzy lata przytyć tak wiele... - Pokiwałam głową z uznaniem. – Można by raczej powiedzieć, że schudłaś jeszcze bardziej, jeśli obliczyć spalone kalorie w łóżku. – Uśmiechnęła się.
Lubiłam w naszym związku to, że mimo upływu czasu, ta iskierka pożądania jeszcze nie zgasła. Przypomniał mi się gdzieś zasłyszany cytat: „W życiu spotykasz tylko jedną osobę, z którą lecą iskry od samego początku. Cała reszta to jak odpalanie prawie pustej zapalniczki”. Coś w tym musi być, skoro przy pierwszym spotkaniu poszłyśmy do łóżka. Byłam trochę młodsza, w nieskończonym, ale upadającym związku, a przecież nie byłam jakaś puszczalska. Bo Kate była, jest moją drugą kobietą.
[Niejasne informacje o pierwszej kobiecie mówią, że] spotykałam się z własną nauczycielką. Dla mnie była wszystkim, ja dla niej, jak się okazało dzień po nocy z Kate, przygodą. Może nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale u niej jednak na pierwszym miejscu był mąż. Nie było jakiejś wielkiej awantury o to, spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Jak dojrzali ludzie rozstałyśmy się bez afer i zamieszania, a ona spokojnie uczyła mnie do końca szkoły. Seks był, w sumie nadal jest naszą tajemnicą. No, nie licząc rodziców i Kate. Oprócz nich nikt więcej o tym nie wie.
- Jeśli już jesteśmy przy tym temacie... - ukochana przywróciła mnie ze wspomnień na ziemię. - Co powiesz na analny, wieczorem?
Znów sprawiła, że oblałam się rumieńcem. Nie odrywała ode mnie oczu, a ja byłam chwilowo zbyt onieśmielona by wyrzucić z siebie choć jedno słowo. Lubiłam anal, czasem był spontaniczny, bez wcześniejszych ustaleń.
- Bardzo chętnie... - Pogłaskała mnie po policzku.
Do ostatniego łyka kawy nie odezwałyśmy się. Cisza i gesty były naszymi słowami. Przemilczałyśmy nawet niewybredne komentarze w naszą stronę od starszego mężczyzny. Innym zakupowiczom nie przeszkadzałyśmy, ale jemu owszem. Co z tego, że tylko piłyśmy kawę. Uśmiech żony był podsumowaniem jego krótkiej wypowiedzi, a chwilę po tym zainterweniował ochroniarz zabierając staruszka.
Przed powrotem jeszcze zahaczyła o sklep zaopatrując się w nawilżający lubrykant i prezerwatywy. Zapowiadała się dobra zabawa. Szczerze mówiąc, już nie mogłam się doczekać. To coś w stylu słownej gry wstępnej, ale musiałam cierpliwie czekać do wieczora. Tak działał na mnie zapowiedziany seks.
Kate wydała się niewzruszona moimi pragnieniami, zachowywała się zwyczajnie, z opanowaniem. Zresztą ja też, ale w środku cała latałam. Jak się później okazało, opłacało się. Po tym, jak pod prysznicem opowiadałyśmy sobie śmieszne historyjki z życia wzięte, wyszłyśmy, wycierając się, wtedy powiedziała:
- Nie ubieraj się, nie będzie ci potrzebne okrycie. – Zerknęłam na nią – do twarzy ci w powietrzu – uśmiechnęła się.
- Dobra, dobra, ja już wiem, co ty kombinujesz... - Pocałowała mnie w szyję.
- To dobrze.
- Długo jeszcze będziesz odwlekać to, co nieuniknione? – Zapytałam z uśmiechem.
- Nie. – Pocałowała mnie w usta i spojrzała na mnie, pocałowała teraz namiętniej ignorując fakt, że nie zdążyłam się dokładnie wytrzeć. Chciałam jej to powiedzieć, ale uniemożliwiła to. A później zapomniałam o tym, gdy opuszkami palców zwiedzała moje plecy. Nie pozostałam jej dłużna. – Chcesz? – Zapytała cicho, przybierając mój ulubiony ton głosu. Pogłaskała mnie po policzku.
- Chcę.
Często się mnie tak pytała, zupełnie, jakby za każdym razem miała mnie rozdziewiczyć czy coś podobnego. I jak jej tu nie kochać?
Przytuliła mnie, chwilę później całowała mnie po szyi. Przerwała i szepnęła:
- Zaczekaj tu.
Wyszła, a ja lekko zakłopotana przejrzałam się w lustrze i zaczęłam rozczesywać wilgotne włosy szczotką. Widziałam w odbiciu, jak żona wchodzi i staje za mną, opiera brodę o moje ramię. Patrzyłyśmy sobie w oczy. Jej dłonie wylądowały na moich piersiach, zaczęła się nimi bawić. Chwilę potrząsnęła sobie nimi i po dłuższej chwili cofnęła się, pozwalając mi dokończyć czynność.
- Zastanawiam się nad jakąś seks taśmą. – Powiedziała, w odbiciu widziałam, jak przypatruje się mojemu ciału. – Podobno są lepsze niż jakiekolwiek porno.
- Może kiedyś. Później o tym pogadamy, nie mogę zebrać myśli przez ciebie. – Odpowiedziałam, odkładając szczotkę.
- Pozwolisz mi na jednego małego klapsa? – Zsunęła dłonie na pośladki, oparła moje biodra o chłodny kant zlewu.
- Oczywiście. – Zerknęłam w odbicie, w jej zielone oczy, ale dosłownie w tej sekundzie straciłam na chwilę kontakt ze światem, gdy najpierw usłyszałam siarczyste uderzenie dłonią, a następnie poczułam pieczenie i jakby wbijające się w pośladek igły. Pociemniało mi przed oczami, przytrzymałam się zlewu. Zawyłam przygryzając wargę. Gdyby nie wcześniejsze ustalenia co do rodzaju seksu, sądziłabym, że to wstęp do sado-maso. Jej ręka, pewnie ta sama wniknęła między uda i zmuszając mnie kolanem do stanięcia w rozkroku, dotarła do cipki. – Jesteś tak bardzo zboczona.
- Daj ręce do tyłu.
Posłuchałam, skrzyżowała mi nadgarstki na poziomie lędźwi i zawiązała czymś. Jedno było pewne – to nie było zwykłe wiązanie krzyżowe czy na kokardkę. Gdy pocałowała mnie w policzek, spróbowałam jakoś poluźnić więzy. Niewiele to dało, luzy powstały wyłącznie z naciągnięcia materiału.
- Uważaj na mój ulubiony krawat – szepnęła, całując mnie za uchem. – Chodź. Już dłużej nie wytrzymam.
Opuściłyśmy łazienkę i powędrowałyśmy do sypialni. Runęłyśmy obie na łóżko, całując się namiętnie, jakby od tego zależało nasze życie. Mając ręce pod sobą nie mogłam przedłużyć tej chwili. Mogłam jedynie ułożyć się wygodnie i pozostać otwartą na pieszczoty ukochanej. Kate nie miała w planach „owijania w bawełnę”, więc od razu przeszła do minety. Jakby wyczuła, wiedziała, że nie potrzebuję obecnie zbędnego pieszczenia innych stref erogennych. Mogłam jedynie wić się z przyjemności i mówić, jak mi dobrze, wypowiadając przy tym imię żony.
Gdy w pewnym momencie przerwała masaż łechtaczki, spojrzałam na nią ledwo przytomna. Jedno zerknięcie, ten moment. Uśmiechnęła się lekko, wstała i wyszła, wracając z oprzyrządowaniem. Sztuczny członek plus dzisiejsze zakupy końcowe. Poczułam miły skurcz w kroku. Uklękła, zapięła na sobie przyjaciela.
- Kolana do klatki piersiowej.
Podkuliłam nogi, jak rozkazała. Przymknęłam oczy i odprężyłam się. Chwila ciszy, pewnie zakładała gumkę. Rozsmarowała lubrykant po odbycie i okolicach, bez oporu wsadziła tam palec i zaczęła potrząsać ręką niczym wibrator. Zajęczałam. Wyjęła go i powoli wsunęła członka, choć nie do końca.
- Powiedz, jak zaboli.
- Jest OK.
Przyjemnie, mruczałam cicho. Z powrotem zajęła się masażem łechtaczki, co jakiś czas wypełniała palcami pochwę. A wszystko to zgrane ze sobą, w jednym, powolnym tempie. Przecież nigdzie nam się nie spieszyło. Gdy byłam w połowie drogi na szczyt przyjemności, poprosiła, bym przyjęła pozycję na pieska. Na pewno wyglądało to komicznie, biorąc pod uwagę fakt, że miałam związane ręce i były one za plecami. Trwało to chwilę, słyszałam, jak cicho się śmieje. Zresztą, ja trochę też. Bez rąk, byłam skazana na oparcie się o policzek. Nic złego, widywałam takie sceny w filmach porno. Jej dłonie praktycznie natychmiast zajęły się pośladkami.
- Rozwiążę ci ręce, ale bądź grzeczna.
- Cokolwiek rozkażesz.
Zrobiła to po dłuższej chwili walki z krawatem, mogłam się podeprzeć, bo zaczynało się robić niewygodnie. Wsunęła członka ponownie. Zebrała moje włosy w kitkę i ciągnęła delikatnie.
Robiło się coraz przyjemniej. W pewnym momencie oddech Kate zrobił się cięższy, jęknęła kilka razy tym samym przyspieszając pracę bioder.
- Och, kurwa... - Wyszła ze mnie.
- Doszłaś?
- Nie... - Zdziwiło mnie to – miałam wytrysk.
Obróciłam głowę, zerknęłam najpierw na nią, później na jej krocze. Soki spływały po udach. Jak ja jej zazdrościłam! Rzadko kiedy się zdarza – to prawda. Sama miałam tylko dwa razy, podczas masturbacji, gdy byłam młodsza, i przy Kate.
- To bardzo dobrze, kocie. – Obróciłam się i usiadłam, pocałowałam ją namiętnie, ciągnąc ją na siebie. Odwzajemniła i przyjęła zaproszenie. Skorzystała z ułamka sekundy między pocałunkami.
- Zaczekaj. – Podpierając się dłonią, drugą ściągnęła z członka prezerwatywę odkładając ją na bok, i całując mnie ponownie, wypełniła spragnione wnętrze pochwy. Co jak co, ale to nadal była nasza ulubiona pozycja. Po pierwszym i długo wyczekiwanym orgazmie zgodziła się na zdjęcie zabawki, mogłam się teraz odwdzięczyć. Była mokra między nogami, zupełnie jak po wyjściu spod prysznica. Jej palce we mnie, moje w niej.
Po długiej, pełnej przyjemności nocy – jednej z wielu, nastał kolejny dzień. Nie spała, gdy obudził mnie alarm w telefonie. Obróciła się na bok przodem do mnie i objęła w pasie. W pół – śnie napłynęły piękne wspomnienia, momenty w naszym związku. Uśmiechnęłam się, gdy przypomniałam sobie o pewnym popołudniu, które spędzałyśmy w naszej kawiarni. Spokojnie popijałyśmy sobie kawkę przy rozmowie, gdy zaczęła lecieć „nasza” piosenka – Patrick Swayze, „She’s like the wind”. Pamiętam jej spojrzenie, gdy wstawała, by poprosić mnie do tańca. Delikatny uśmiech. Oczywiście, przyjęłam jej zaproszenie, a nasz taniec przyciągnął uwagę innych restaurujących się osób.
- Co ci tak wesoło? – sprowadziła mnie na ziemię.
- Tak mi się coś przypomniało... - Pocałowała mnie w policzek.
Rutynowe wyjście do pracy, przepracowanie odpowiedniej ilości godzin, powrót do domu. Ona dziś gotowała obiad. Ryba na ostro, z imbirem.
Jak się później okazało, ten dzień wywrócił moje w miarę spokojne życie do góry nogami, poznałam również kolejne oblicze Kate.
Jedząc obiad, ustaliłyśmy, że wybierzemy się do kina, podobno leci coś dobrego. Ukochana uwielbiała filmy akcji, zaraziła mnie tym. „Szybcy i wściekli 7”, „Spectre”, „Mission impossible 5” – to wszystko miałyśmy już w małym paluszku. I poszłyśmy. A raczej pojechałyśmy.
Wychodząc z kina, natknęłyśmy się ma grupkę trzech osób. Było już ciemno, a oni nie wyglądali na przyjaźnie nastawionych. Kate ścisnęła mocniej moją rękę.
- Nawet się nie przywitasz? – Powiedział jeden z nich zastawiając sobą drogę. Gościu ogromny jak blok, w którym mieszkamy, wymiarami podobny do tego aktora, Tomasza. Żona zasłoniła mnie plecami i trzymała mocno, przy sobie. Atmosfera zrobiła się tak napięta, że automatycznie ścisnął mi się żołądek.
- Odsuń...
- Ty, kurwa, myślisz, że możesz sobie tak pogrywać? – Powiedział drugi, który wyglądał na całkiem normalnego faceta. – Że możesz sobie żyć ze swoją dziweczką za naszą kasę?
- Posunęliście się za daleko...
Ponownie jej przerwano.
- Długo nas nie zapomnisz. Masz do wyboru oddać całą kasę za te wszystkie lata, nie wiem, do chuja, skąd ją weźmiesz, albo zrobimy z was mokrą plamę. Mam nadzieję, że przez myśl ci nie przeszło wsypać nas.
- Trzeba się jej pozbyć. – Głos zabrał trzeci, oparty o barierkę, za którą trzy metry niżej był parking. Gdyby podbiec i go zepchnąć...
- Rudy, kurwa, zatkaj mordę. – Warknął olbrzym. – Wrócisz?
- Nie. – Odpowiedziała Kate stanowczym tonem.
- A jak zabierzemy twoją lalę to wrócisz?
- Pożałujesz.
- Daliśmy ci szansę na rozwinięcie skrzydeł w Polsce, zarobiłaś, więc coś nam się chyba należy? Ty, ona, albo kasa. Ewentualnie... Wiesz, co.
- Mam obywatelstwo polskie od sześciu lat. – Warknęła. – Dobrze o tym wiesz.
- A wiesz, co ja mam? Ludzi wszędzie. Obserwujemy cię od piątku. Wytkniesz nos za granicę, a słuch o tobie zaginie. – Podszedł do niej, był o głowę wyższy. Rozpiętość barków to jakby postawić trzy razy moją żonę obok siebie. – Prędzej czy później policzymy się. Zobaczysz. Wiesz, że nie mam w zwyczaju żartować sobie. Mam wrażenie, że jeszcze będziesz mnie błagać na kolanach bym dał ci zarobić. Albo poczęstował kolejną działką. A teraz wypierdalaj. I tak cię dopadniemy. Dajemy ci tylko chwilę na ucieczkę. – Cofnął się, ruszyliśmy szybkim krokiem. W tle było słychać ich śmiech.
Droga do Jeepa okazała się za krótka, by przeanalizować to wszystko. Większość drogi przejechałyśmy w milczeniu, co stało się wręcz nieznośne.
- Powiesz coś w końcu? – Zapytałam, by przerwać ciszę.
- Przepraszam.
- Za co tym razem?
- Grozi ci niebezpieczeństwo i to przeze mnie. – Zatrzymaliśmy się na światłach. – Na jakiś czas musimy się rozstać.
- Nie.
- Zrozum, że beze mnie będziesz bezpieczniejsza. To moja sprawa, moje bagno i moje porachunki.
- Twoje bagno? A co ty, Shrek? Jeszcze odgrodź się kłodą i będzie OK. – Dłuższa chwila ciszy. – Wdepnęliśmy w to razem...
- Nie, kurwa, nie! – Przymknęła oczy i przetarła twarz dłońmi. Błysnęło zielone światło.
- Zielone. – Ruszyła z westchnieniem. Kolejna długa chwila ciszy.
- To wszystko ma początek, zanim cię poznałam, zanim znalazłam pracę w pizzerii. Dużo wcześniej. Dodaj sobie sześć plus pięć i odejmij od dwudziestu sześciu.
- Zaczęłaś handlować w wieku piętnastu lat?!
- Początkowo tylko zioło, po szkole. Później grubsze proszki w liceum, na imprezach... potem nawet w pizzerii. Przychodzili ludzie z tej branży i odbierali paczki, w których były narkotyki. Ja byłam tylko pośrednikiem. Czyli tak, jak zawsze. Czyli nawet tak, jak tydzień temu. Były takie fale, że brałam, czasem mniej, czasem więcej, ale nie miałam z tego powodu kłopotów. Nigdy.
- A ojciec? Rodzina?
- Ufał mi, więc miałam dużo przestrzeni życiowej dla siebie. Nie wiedział i nie wie dalej. Tak jest dobrze. Tamci aresztowani wtedy, co ja, to kropla w morzu tej siatki. Oni są im niepotrzebni.
- Ale tamci goście... Po co się tyle fatygować o pięćdziesiąt tysięcy? – Uśmiechnęła się lekko. Nareszcie. Domyślałam się, że chodzi o jakąś większą sumę.
- Plus jedno zero. – Oniemiałam. Aż tyle? – Jako zabezpieczenie na przyszłość. Twoje bezpieczeństwo nie jest warte pół miliona. Jest bezcenne.
- Pół miliona?!
- Jeszcze dziś zawiozę cię... właśnie, gdzie wolisz pozostać, u ciotki czy u rodziców?
- Z tobą. – Byłam uparta.
- Kochanie... Załatwię wszystko sama, a gdy sprawa ucichnie...
- Kate.
- Dobra. Ale podpisz oświadczenie, że bierzesz na siebie odpowiedzialność za swoje zdrowie. – Spojrzała na mnie. – E tam, to był kiepski żart. Fajnie, że mi ufasz. To będzie niebezpieczna wyprawa. – Zajechaliśmy pod nasz blok, zaparkowała, zgasiła silnik. – Proszę cię tylko, byś się mnie słuchała. Jeśli powiem „biegnij”, to masz biec. Jeśli powiem „zostań w samochodzie”, to co zrobisz? – Oczywiście, że pójdę z tobą, jeśli będzie taka konieczność.
- Zostanę.
- Więc zostań tu. Pójdę nas spakować. Jeśli ktoś tu wsiądzie czy zacznie cię zaczepiać, krzycz najgłośniej jak możesz. Trzymaj włączoną funkcję aparatu. Jeśli w międzyczasie ktoś się zbliży do bramy, przybliż i zrób zdjęcie. – Polecenia wydawały się jasne.
- Spoko – wysiadła – wracaj szybko. – Uśmiechnęła się i poszła.
Niezły bigos, pomyślałam, opierając głowę o zagłówek i obserwując okolicę. Latarnie dobrze oświetlały chodniki i wejścia do bram, więc nic nie przeoczę. Z nerwów pociły mi się dłonie, w których ściskałam telefon, a sekundy bez Kate wydawały się wiecznością. Czy ma jakiś plan? Wie, co robić? Dokąd pojedziemy? Jak ona to wszystko rozwiąże, jednocześnie mnie chroniąc? Czyżby namawiała mnie do pozostania u rodziny, bo byłam w pewnym stopniu ciężarem? Dziwnie się poczułam z tą myślą. No i teraz wiem, co dokładnie czuły moje kości na początku tygodnia. Święciło się TO.
Zniecierpliwiłam się, gdy dopiero zabłysły światła na naszym piętrze. W tym momencie okolica wydawała się nieprzyjazna, ponura, z dużą ilością miejsc do niedostrzeżonej obserwacji kogoś takiego jak JA. Parking sto metrów dalej mógł skrywać samochód jej „znajomych”. Jeśli jestem obserwowana? Jeśli nam się nie uda? Gorzej, jeśli coś się stanie ukochanej?
Kątem oka zobaczyłam jakiś ruch, spięłam się natychmiast. Uff, to tylko pies. Gdy dłonie naprodukowały litry potu, światło w naszym mieszkaniu zgasło. Pojawiło się chwilowe, dziwne wrażenie, że przez owy pot zsunie mi się obrączka. Ścisnęłam tą dłoń w pięść, tak na wszelki wypadek. Gdzieś w oddali zaszczekał pies, powiał lekki wiatr prowokując mój umysł do kreowania sceny, gdy na horyzoncie pojawia się ten sam gościu, co niedaleko kina i zmierza prosto w moją stronę. Na szczęście nic takiego się nie stało, a z bramy wyszła Kate z dużą torbą podróżną w ręce.
Rzuciła ją na tylne siedzenie i odpaliła bez słowa. Postanowiłam pierwsza się odezwać i zdać jakże emocjonującą relację.
- Pies przebiegł – spojrzała na mnie – to wszystko.
- Dzięki.
Opuściłyśmy nasze osiedle, cholera wie, na jak długo. Wyjechałyśmy na główną ulicę, a nie w stronę autostrady, jak sądziłam. Później skręciłyśmy „w mniej poważną drogę”, jak to zwykł mówić mój świętej pamięci dziadek. Kolejna osiedlówka, wokół takie same bloki z wielkiej płyty. Czego my tu szukamy? Miała zamiar przenieść się parę kilometrów dalej? Ale nic nie mówiłam, ufałam jej. Jednak moje zdezorientowanie osiągnęło szczyt, gdy przemierzała utwardzoną drogę pomiędzy rzędowo ustawionymi nowymi garażami. Zatrzymała się obok jednego z nich.
- Chodź. – Zgasiła silnik, wysiadłyśmy.
Otworzyła bramę i zapaliła światło. Wewnątrz stał nowiusieńki, czarny, piękny, dwudrzwiowy, wypolerowany chevrolet. Oryginalny wygląd coupe, podkreślający wyjątkowość.
- Chevrolet camaro, czterysta trzydzieści koni mechanicznych. Sportowa wersja sprzed dwóch lat. Silnik sześć dwa. – Opowiadała, a ja powoli obchodziłam go wokół ze ściśniętym żołądkiem. Pewnie kosztował majątek, bałam się, że w jakiś sposób zarysuję lakier. Majątek? Jaki majątek? – Podoba ci się? Jak zrobisz prawko, będzie twój. Jeśli ci się nie spodoba, w porządku, kupię inny. Jaki zechcesz. – Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
- Mi się podoba. – Uśmiechnęła się lekko.
- Wiedziałam, że jeśli będę chciała odejść od handlu, przyda się jakieś zabezpieczenie. Wsiadaj.
Wsiadłyśmy, siedzenia były nisko, miałam wrażenie, że mój tyłek jest na posadzce. Dotykowa nawigacja, skórzana tapicerka, miejsce na butelkę z napojem przez przesunięty hamulec ręczny, podłokietnik ze schowkiem, wszystko takie nowe. Kiedy odpaliła silnik... Ach, ten pomruk... Spojrzałyśmy na siebie, jej mina mówiła „teraz jestem kimś”, ewidentnie zadowolona z możliwości wypróbowania zakupu. Puściła mi oczko i powoli wytoczyła się przed garaż. Pozostawiła mnie w środku by zastąpić cheva jeepem, schowała torbę do bagażnika i ruszyłyśmy w długą trasę. Gdzie? Przed siebie, jak najdalej.
- Wychodzi na to, że cię wcale nie znam. – Powiedziałam, gdy mknęłyśmy już S ósemką w kierunku Wrocławia. Dobrze, że mieszkałyśmy w Piotrkowie.
- Coś ty. Po prostu dbam o to, żebyś się niepotrzebnie nie martwiła. Poza tym... no wiesz, sfera zaufania, pewnych tajemnic. Pewnie też nie o wszystkim wiem i nie drążę tematu. Po prostu ci ufam.
- I dlaczego kierujemy się na Wrocław? – Zapytałam, zatrzymując wzrok na tablicy informującej o kierunku jazdy do danego miasta, w naszym przypadku była to stolica dolnego śląska.
- Kiedyś ściemniłam chłopakom, że mam rodzinę na Pomorzu. Jak widać, korzystnie. Pojedziemy przez góry do Niemiec, do Hamburga. Okrężną drogą.
- To nie ma sensu.
- I o to chodzi. Ludzie Rudego będą zdezorientowani, jeśli kogoś za nami posłali. – Mówiąc to, spojrzała we wsteczne lusterko. – Zatrzymamy się na noc gdzieś pod Wrocławiem. Możesz śmiało się zdrzemnąć, to kawał drogi.
- A ty? – Byłam naprawdę zmęczona, a przecież Kate obudziła się razem ze mną. Nawet chwilę wcześniej.
- Wytrzymam, zrobię gdzieś postój na stacji, po kawę czy do toalety.
- Włącz sobie chociaż radio, można usnąć przez monotonną pracę silnika. – Sięgnęła ręką do schowka wyciągając pendrive’a i podłączyła do radia.
- Masz rację, nic tak nie odpręża, jak dobry kawałek. – Powiedziała, gdy z głośników popłynęły pierwsze takty „Next episode” Dr. Dre w duecie ze Snoop Doggiem.
Wretch 32, Krafty Kuts, Simon Says, Dr. Dre i Alan Walker* – to była nasza magiczna pierwsza piątka najlepszych muzyków. Niekoniecznie w tej kolejności, bo u mnie wszyscy byli na pierwszym miejscu. Kate była na bieżąco z nowinkami ze świata muzyki w Stanach Zjednoczonych, choć wcześniej wymienione zespoły już chwilę istniały. Dla nas muzyka była nieodłącznym elementem życia. Piosenki puszczane po tyle razy, że tekst w głowie sam się pojawiał. Jak teraz, gdy spokojnie przysypiałam na fotelu pasażera, głaskana przez ukochaną po głowie.
Obudziła mnie gładząc mi delikatnie szyję palcami. Chciałam unieść głowę opartą o drzwi, ale znieruchomiałe przez długi czas mięśnie karku dały o sobie znać w bolesny sposób i jęknęłam z niezadowoleniem. Odgarnęła moje włosy za ucho.
- Obudź się, kochanie... Tylko na trochę... - Zebrałam w sobie siły nastawiając się na ból i wyprostowałam szyję, otwierając oczy, a Kate nie przestała mnie głaskać. Robiła to czule, w najprzyjemniejszy sposób. – Wybacz, ale nie jestem w stanie dalej jechać.
- To dobrze, może kiedyś do ciebie dotrze, że nie jesteś robotem. – Odpowiedziałam, przymykając oczy. Jeszcze chwilkę.
- Chodź, to dobre miejsce, dobry zajazd. Poczytałam trochę w necie podczas przerwy na stacji, gdy ty słodko spałaś. – Uśmiechnęłam się lekko. – W cenie jest śniadanie. Chodź, za parę minut położysz się w mięciutkim i ciepłym łóżku. To chyba lepsze, niż fotel pasażera?
- Mhm...
Dużo sił kosztowało mnie ponowne otwarcie oczu. By mnie rozruszać, otworzyła drzwi po swojej stronie i do środka napłynęło chłodne powietrze, niosąc ze sobą zapach lasu i nocnej wilgoci. Rozejrzałam się, parę metrów od parkingu stał duży, wyrzeźbiony jeleń, jakby na powitanie nowo przybyłych gości. Mimo ciemnej, atramentowej nocy, dało się rozróżnić czarny horyzont drzew, jaki roztaczał się wokół oświetlonego zajazdu. On sam był wybudowany z drewna, na parter i pierwsze piętro. Okolica cicha, dosyć tajemnicza.
Zadrżałam z zimna, a wizja Kate o ciepłym łóżku zachęciła mnie do dalszych działań. W międzyczasie ona zdążyła już wszystko powyłączać i schować telefon. Wysiadłyśmy jednocześnie, wzięła torbę z tylnego siedzenia i ruszyłyśmy do wejścia. Obawiałam się, że nie będę wyspana, ponieważ miejsce było usytuowane niedaleko drogi.
Wnętrze z drewna, wszystko z drewna – masywne stoły w jadalni, podłoga, schody. Obsługa na nas czekała, oczy młodej dziewczyny zalśniły na widok mojej żony. Pokój miałyśmy na piętrze, był klasycznie urządzony. Gdy zostałyśmy same, powiedziała:
- Zapomniałam spakować jakąś piżamę.
- No to co? Raz spałyśmy nago? – Uśmiechnęła się lekko.
Prysznic wzięłyśmy osobno, gdy wyszłam z łazienki, Kate siedziała na parapecie i patrzyła za odchyloną firankę. Domyśliłam się, że chodzi o to, czy ktoś za nami nie jechał. Tak bardzo się przejmowała.
Z nieopisaną radością okryłam się kołdrą po samą szyję by się rozgrzać, podczas gdy ukochana zajęła łazienkę. Byłam tak bardzo zmęczona, że nie doczekałam jej przyjścia.
Obudziła mnie pocałunkiem, a gdy wydałam z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, powiedziała:
- Wstawaj, o ósmej jest śniadanie. – Usiadła, zaczęła się ubierać.
- A która jest?
- Siódma pięćdziesiąt.
- Daj mi jeszcze sekundę. – Wstała, zdarła ze mnie kołdrę.
- Sekunda już minęła. – Powiedziała z rozbawieniem, rzuciłam w nią poduszką. Kate ją odrzuciła, wylądowała na mojej głowie, więc obróciłam się na bok i dzięki niej stłumiłam odgłosy. Nie dała za wygraną, ściągnęła mnie z łóżka za nogę.
- Dobra, wygrałaś... Nie śpię już. – Usiadłam na brzegu materaca.
- O dziewiątej ruszamy.
Ser żółty, ser biały, dżem, szynka, jajka na twardo – to się znajdowało na przygotowanym w jadalni stole dla gości. Kawę przygotowała dziewczyna, która prowadziła nas o północy do pokoju. Ta, której lśniły oczy na widok mojej drugiej połówki. Najadłyśmy się w pół godziny, resztę czasu przeznaczyłyśmy na przygotowanie się do dalszej podróży.
Czy istnieje coś piękniejszego od jazdy porządnym autem stówę na godzinę – bo więcej nie mogłyśmy przez ograniczenie – w dosyć słoneczną pogodę, z ukochaną u boku i w towarzystwie piosenki Chrisa Browna „See you again”, bo od niej zaczynałyśmy podróż? Bo ja sądzę, że nie.
Kłopoty zaczęły się dopiero na piątce, gdy zmierzałyśmy do Świebodzic.
- Mamy towarzystwo. – Powiedziała, patrząc we wsteczne lusterko.
- Tak szybko nas znaleźli? – Aż się włos jeżył na karku.
- Musieli się cholernie postarać. Nie mogą się za szybko połapać, że wiemy.
Nie wcisnęła gazu do dechy, tylko cierpliwie jechała dalej, jakby nigdy nic. Skręciliśmy na Wałbrzych. Z niepokojem patrzyłam w boczne lusterko na srebrny samochód trzymający się na bezpieczną odległość. Odkąd Kate mi o nim powiedziała, cały czas jechał za nami. W jednym momencie oddzielały nas dwa samochody, w innym jeden, ale uparcie podążał naszą trasą. Stał na tym samym pasie, później, gdy byliśmy już w mieście, skręcał w te same ulice. Nie zwolniła, gdy sygnalizacja zaświeciła z zielonej lampki na pomarańczową, tylko wręcz przyspieszyła, w efekcie i tak przejechałyśmy na czerwonym. Jej koledzy też, sądząc po trąbieniu innych samochodów; zostali trochę w tyle. Zjechała w ulicę z kostki brukowej i nie tracąc prędkości, znaleźliśmy się na rynku. Skręciła gwałtownie kierownicą, zarzuciło nas tyłem i pognaliśmy dalej. W jednokierunkową. Nie dla nas.
Uliczka wąska, prosta, przywodząca na myśl styl z Włoch czy Hiszpanii, prowadziła wprost do dużego, zbudowanego z czerwonej cegły neogotyckiego kościoła. Serce mi stanęło, gdy z jednego z wjazdów na podwórko powoli wytaczał się samochód. Ale udało nam się go minąć dosłownie o włos. Naszym oprawcom już nie. Pisk opon i huk powiedział nam wszystko. Z ogromną ulgą wróciłyśmy na wyznaczoną wcześniej trasę.
- Z powrotem na autostradę?
- Tak, im szybciej wyjedziemy z Polski, tym lepiej. Myślałam, że na głównych drogach będziemy bezpieczniejsze, jednak... sądzę, że im szybciej, tym lepiej. Bo skoro przyuważyli nas przy granicy, a w Czechach nie ma zbytnio czego szukać, będą się kierowali za nami do Niemiec. Będziemy się trzymać autostrady, ale przyjedziemy od zachodu. Ech, nie potrafię ci tego tak wytłumaczyć.
- Rób jak uważasz, z tobą mogłabym jechać nawet przez Rosję. – Spojrzała na mnie z uśmiechem. – W końcu ty siedzisz za kółkiem. Ale...Dlaczego akurat Hamburg? – To pytanie wydawało mi się kluczowe.
- Bo tam jest wszystko. I nie jest w Polsce.
- A Praga?
- Nie ma portu morskiego. Chodzi o ilość możliwych dróg ucieczek.
- Obchodzisz się ze mną, jak z jajkiem.
- To źle?
- Trochę przesadzasz.
- Mówiłaś, że chcesz ze mną jechać. Mówiłam, żebyś została, ale ty nie. Więc teraz pozwól mi się sobą zaopiekować, OK?
- Dobrze.
Parę godzin później, już w Niemczech, zatrzymałyśmy się na stacji i zrobiłyśmy półgodzinną przerwę, głównie w celu posilenia się w przydrożnym barze i wyprostowania kości. Przy okazji żona kupiła sobie okulary przeciwsłoneczne. Wyglądała w nich całkiem nieźle.
Niestety jesień ma to do siebie, że dosyć szybko zapada zmrok. Z daleka było widać dużą, oświetloną powierzchnię, która rozświetlała mrok. Już mi się podobało.
Jeszcze przed zjazdem z autostrady pojawiły się kłopoty. Chłopaki Rudego zrównali się z nami na pasie obok, i gdyby nie strzał, nie zwróciliby na siebie uwagi. Kula na szczęście w nas nie trafiła, ale zbiła szybę.
- Głowa nisko! – Rozkazała, jednocześnie dodając gazu. Oni nie odpuścili. Minęłyśmy zjazd i jechałyśmy dalej, starając się trzymać ich na pasie obok. W ostatniej chwili przyhamowała i zjechała drugim zjazdem. Słychać było pisk opon.
Wjechałyśmy do miasta, ale oni nas dogonili, padły kolejne strzały, poszła tylna szyba. Skręciła w pierwszą lepszą ulicę nie tracąc ogona. Kate wyprzedzała wszystkich, jechała środkiem ulicy i nie zważała na klaksony jadących z naprzeciwka. Zignorowała sygnalizację świetlną i na ślepo wjechałyśmy na skrzyżowanie, skręcając w kolejną ulicę. Zyskałyśmy trochę więcej przewagi i rosła ona z każdym zakrętem. Wpadłyśmy w kolejną i zaparkowałyśmy prostopadle, między innymi samochodami, Kate zgasiła silnik i światła. Dwie sekundy i ominęli nas. Odetchnęła z ulgą i wyjechałyśmy, ruszając w kierunku przeciwnym. Wiedziałam, że oni jeszcze wrócą. Nie zapanuje spokój, dopóki ktoś nie zginie. Albo my, albo oni.
- Co dalej? – Zapytałam, gdy przemierzałyśmy spokojną drogę.
- Nie wiem.
Boski plan Kate się skończył? Będziemy tak jeździć po Hamburgu? Zamyśliłam się, spoglądając na prawo, gdzie była woda, a po drugiej stronie dalsza część miasta. Nawet nie zauważyłam, kiedy zupełnie się ściemniło. Widok był ładny, może to przez oświetlenie. Kamienny chodnik, barierki i woda, po lewej budynki. Małe natężenie ruchu, pewnie przyjemnie się tu mieszka.
Najpierw huk, później przesuwający się obraz i wybuchająca poduszka powietrzna z lewej strony. Tamci wrócili, wjeżdżając w nas ze sporą prędkością i przygważdżając do barierek. Zatrzymały nas, ale nie wytrzymają długo. Zaczęły się przeginać od naporu. Kate wciskała gaz do dechy, ale niewiele to dawało. Musieli wyjechać z jednej z uliczek między budynkami.
- Zrób coś! – Krzyknęłam.
- Staram się!
Kolejny huk. Ktoś w nich wjechał spychając parę metrów do przodu, aż ich obróciło. Przed oczami mignął mi sportowy samochód ze spojlerem. Nielegalne wyścigi, przemknęło mi przez myśl. Kate sięgnęła po coś do schowka po stronie pasażera i wyciągnęła pistolet. Pistolet?! To mi się nie mieściło w głowie.
- Kate?
- Zostań tu.
Zgasiła silnik i otworzyła drzwi z trudem. W tamtych dwóch wjechał kolejny samochód, też sportowy. Chciałam wysiąść, ale nie mogłam, drzwi blokowały mi barierki. Obserwowałam ukochaną, a raczej jej plecy, jak powoli zmierza do miejsca kolizji. Na ulicy pojawił się kolejny samochód wyścigowy, ale jechał od drugiej strony. Inaczej, niż jego dwaj poprzednicy. Zaczął hamować na widok kraksy, skręcił gwałtownie. Ominął. Zaczął koziołkować.
Wprost na Kate.
*daj znać, a podam tytuły