Nieznany cel
18 listopada 2015
Szacowany czas lektury: 9 min
Druga z moich opowieści z gwiazdami muzyki pop w rolach głównych. Tym razem padło na Taylor Swift. Ciąg dalszy, miejmy nadzieję, nastąpi...
Machając na pożegnanie wciąż oklaskującym i skandującym głośno jej imię fanom, Taylor Swift zeszła ze sceny. Otarła czoło, wzdychając z ulgą. Uwielbiała koncerty, kontakt z fanami dawał jej masę zabawy i pozytywnej energii, ale nie dało się ukryć, że potrafił być męczący, gdy się występowało kilka wieczorów z rzędu. Cóż, cena sławy i popularności. Mimo wszystko nie zamieniłaby tego na nic. Nawet jeśli oznaczało to życie na najwyższych obrotach, minimum wolnego czasu i niemal całe tygodnie podporządkowane rygorom życia w trasie. Nasłuchała się kiedyś historii o gwiazdach rocka, które grają koncert, po czym lądują w hotelu, gdzie całą noc uprzyjemniają im alkohol, prochy i panienki. Tak, dobre bajki. Grała koncerty od kilku lat i nigdy nie miała czasu na podobne zabawy.
- Panno Swift, była pani świetna - podbiegła do niej jedna z dziewczyn z jej ekipy i ruszyła za nią.
- Dzięki, Jane. Powiedz dziewczynom, że dam sobie radę sama. Jestem trochę zmęczona, chciałabym dzisiaj mieć spokój. Sama się przebiorę...
- A hotel?
- Wezmę taryfę, wiem, gdzie to jest.
- No... no dobrze - stylistyka zostawiła ją, co ucieszyło Taylor. Tego wieczora nie miała już żadnych wywiadów, konferencji prasowych, ani reszty. Bajki o hotelowych imprezach, prawdziwe czy nie, wydawały się teraz nader kuszące. Ale wiedziała, że tak naprawdę to musi wrócić, wyspać się i być gotowa na kolejny dzień. Bo jutro znowu grała koncert, dobrze, że chociaż w tym samym miejscu.
Weszła do swojej garderoby i z ulgą opadła na krzesło. Zamknęła za sobą drzwi, kopnięciem zrzuciła ze stóp obcasy, chcąc być przez jakiś czas sama i odpocząć. Wtedy zauważyła też coś, co przykuło jej wzrok. Na stoliku obok leżała sporych rozmiarów koperta, której na pewno nie było tu, kiedy dwie godziny wcześniej wychodziła. Drzwi powinny być zamknięte na klucz, kto więc mógłby tu wejść? Nie rozumiała, jak to coś mogło się tu znaleźć. Zaintrygowana, sięgnęła. Koperta była szara, wypchana czymś papierowym. Nigdzie nie było żadnego podpisu. Wahała się, czy po prostu nie wyrzucić tego do śmietnika, ale ciekawość była silniejsza, zwłaszcza, że koperta nie była zaklejona. Ostrożnie wytrząsnęła zawartość na stolik, nie chcąc wkładać ręki do środka.
- O kurwa... - wyrwało się z jej ust, gdy na stolik wysypały się zdjęcia. To były jej zdjęcia, w większości przedstawiające ją nagą lub roznegliżowaną, masturbującą się w hotelowym łóżku, pod prysznicem czy w garderobie. Z szeroko otwartymi ustami oglądała kolejne, na którym widziała samą siebie wpychającą duży, różowy wibrator między nogi. Musiały być zrobione niedawno, chyba jeszcze w trakcie tej trasy. Po jej plecach przebiegł dreszcz, gdy trzymała w rękach zdjęcie, przedstawiające ją z prysznicem trzymanym między nogami. Niektóre ze zdjęć były podpisane czarnym markerem tekstami w rodzaju „Taylor Sucz“, „Dziwka“ itd. Oglądała kolejne, nie rozumiejąc niczego, poza tym, że ktokolwiek je zrobił, musiał zamontować kamery w miejscach, gdzie bywała sama.
Spomiędzy zdjęć wypadła jakaś kartka. Był to wydruk komputerowy. Podniosła ją i przeczytała zawartość z narastającym napięciem.
„Mam nadzieję, że podobają ci się fotki, Taylor. Mam ich zresztą więcej, a jeśli jesteś zainteresowana, filmiki też się znajdą. Możesz chyba zgadnąć, jakim powodzeniem będą się cieszyć w sieci. Fappening z ubiegłego roku to będzie przy nich małe piwo. Ale jeśli wolisz, aby zachowały one prywatny charakter, to da się zrobić. Możemy o tym porozmawiać osobiście.
Oczywiście, być może przyjdzie ci do głowy zawiadomić policję. Czuję się w obowiązku poinformować, że jeśli mnie zatrzymają, to cały materiał i tak trafi do sieci - tylko ja znam hasło, które zablokuje automatyczne wstawienie wszystkiego na kilka odpowiednich stron. Tak więc liczę, że będziesz skłonna do rozmów. Czekam na ciebie pod poniższym adresem do godziny 11 wieczorem.“.
Taylor przez kilka chwil patrzyła na wiadomość z niedowierzaniem, po czym zmełła ją w dłoni i rzuciła ze złością na ziemię. Miała ochotę uczynić to samo ze wszystkimi zdjęciami. Zatrzymała się jednak, biorąc kilka głębokich oddechów i starając się na zimno, spokojnie przeanalizować całą sytuację, w której się znalazła. Pozbierała zdjęcia, schowała je do koperty, a tę włożyła do torby, w której nosiła swoje prywatne rzeczy. Chcąc czymś się zająć, zaczęła się przebierać, zdejmując swoje koncertowe ciuchy. Musiała podjąć decyzję i po dłuższym wahaniu uznała, że jest w sytuacji bez wyjścia. Kimkolwiek ten człowiek był, miał ją w garści. Te zdjęcia zniszczyłyby jej świetnie zapowiadającą się karierę i z niedawnej księżniczki Disneya zmieniłaby się w mediach w popową zdzirę jak Miley Cyrus czy inna Rihanna. Po czymś takim żaden rodzic nie puściłby swojej córki na jej koncert.
Musiała to jakoś rozegrać, chociaż na tę chwilę nie miała na to żadnego dobrego pomysłu. Spojrzała na zegarek. Miała jeszcze jakąś godzinę z minutami. Założyła jeansy, białą bluzkę, na nią narzuciła skórzaną kurtkę. Na oczy założyła duże okulary. Dla pewności nasunęła na głowę jeszcze czapkę z obszernym daszkiem. Spojrzała w lustro, by stwierdzić, że wygląda w sumie całkiem zwyczajnie. Miała nadzieję, że dostatecznie zwyczajnie, aby wyjść stąd w spokoju.
Krótko potem była już na zewnątrz. Udało jej się wymknąć z garderoby niezauważoną, a potem po prostu szła przed siebie, spokojnie, jakby nigdy nic, nie reagując na mijających ją ludzi, jakby była zupełnie zwykłą członkinią ekipy koncertowej, a nie główną gwiazdą tego show. Była nawet zaskoczona tym, jak łatwo i szybko wszystko poszło, ale satysfakcji nie odczuwała, biorąc pod uwagę okoliczności, jakie ją do tego zmusiły. Gdy była już na zewnątrz, poczuła chłód wieczornego powietrza. Szybko się rozejrzała i z ulgą zauważyła stojącą nieopodal taksówkę. Miała szczęście, że wracający z koncertu fani nie zabrali wszystkich. Szybko wsiadła do niej i podała adres, który znajdował się na kartce.
Jadąc cały czas rozmyślała nad tym, co się stanie, gdy dotrze na miejsce. Czego chce szantażysta? Raczej nie obawiała się, aby miał ją skrzywdzić - gdyby chciał to zrobić, to miał zapewne aż nadto okazji kiedy montował te kamery. Musiał się przecież jakoś przedostać do pomieszczeń, z których korzystała. Pomyślała, że pewnie szło o forsę. No tak, na jej brak nie mogła przecież narzekać. Uznała, że jeśli tamten nie zaśpiewa jakiejś naprawdę szalonej sumy, to mu ją odpali i miejmy nadzieję, że to ostatecznie zamknie sprawę. Tak czy owak, musiała grać na czas. Jazda trwała niemal pół godziny, kiedy w końcu samochód zatrzymał się przed stojącym na pewnym uboczu niezbyt wysokim, murowanym domem.
- 25 dolców się należy - rzucił kierowca. Taylor sięgnęła do kieszeni... i z przerażeniem odkryła, że ta jest pusta. No tak, z nerwów i stresu zapomniała zabrać ze sobą portfela, kiedy wychodziła z garderoby. Pospiesznie obszukała kieszenie, w nadziei, że coś w nich znajdzie, ale nic z tego, miała tam tylko kilka drobniaków. Uderzyła ją ironia sytuacji, była gwiazdą światowego formatu, ale w tej chwili nie miała grosza przy duszy. Mogłaby kazać się odwieźć...
- Chyba... zapomniałam portfela, może wrócimy do mnie, pójdę i przyniosę...
- Taaa... Znam te bajery. Wrócisz i znikniesz, co, panienko? A ja zostanę z paliwem spalonym za kurs w tę i z powrotem. Nie ze mną taki kit, maleńka. Kasa albo jedziemy na najbliższy komisariat policji.
Taylor zaklęła w myślach. Tylko tego jej brakowało do kompletu nieszczęść. Wiedziała, że nie ma czasu, spojrzała szybko na zegarek, miała jeszcze niespełna pół godziny minut. Jeśli się spóźni, to będzie skończona, a na dodatek ten facet tutaj odstawi ją na policję. Podwójny skandal i całkowita mogiła, jeśli chodzi o dalszą karierę, nie miała już złudzeń. Była bliska poddania się i płaczu.
- Chyba, że zapłacisz mi inaczej, mała - rzucił taksówkarz, uśmiechając się boleśnie. Był niskim, przysadzistym murzynem pod pięćdziesiątkę. Taylor wzdrygnęła się, bo łatwo można było się domyślić, jakie rzeczy chodzą temu facetowi po głowie.
- Nie bój się, staremu Gusowi wystarczy, jak zrobisz mu laskę - powiedział.
Dwie minuty później taksówka stała nieco dalej, osłonięta ceglanym murkiem, a Taylor walczyła z własną niechęcią i obrzydzeniem, klęcząc na ziemi przed taksówkarzem.
- Ząbkami, rozepnij go ząbkami - powiedział. Zrobiła co kazał, ujmując między zęby rozporek i powoli zsuwając go w dół. Wyjęła jego sterczący już członek i objęła ciepłymi, czerwonymi wargami. Mężczyzna westchnął głęboko, kiedy wzięła go do ust. Pomyślała, że pewnie nieźle by się zdziwił, gdyby dowiedział się, kim ona naprawdę jest, ale w tej chwili cieszyło ją, że przynajmniej to udało się ukryć.
Nigdy nie lubiła seksu oralnego i tylko raz wcześniej dała się na niego namówić. Teraz mogła żałować z powodu braku doświadczenia. Całowała go, od czubka, aż po nasadę, by następnie wziąć do ponownie do środka. Jej język tańczył, liżąc powierzchnię dużego, czarnego członka, który zdawała się w jej ustach stawać jeszcze większy. Dłońmi masowała jego jądra, mając nadzieję, że w ten sposób sprawi, że dojdzie szybciej. Doskonale wiedziała, że liczy się czas.
Taksówkarz zdjął z głowy jej czapkę i wsunął dłoń między jej jasne włosy, gładząc je, podczas gdy Taylor klęczała przed nim, robiąc mu loda. Jej usta przesuwały się do przodu i do tyłu, polerując jego członka, zostawiając na nim swoją ślinę. Czuł, że dotyka już czubkiem jej gardła, kiedy brała go prawie całego, krztusząc się przy tym i dławiąc.
- Co, mała, niedoświadczona z ciebie lodziara, prawda? - poklepał ją po głowie. - Wujek Gus cię nauczy, jak to się robi. O, właśnie tak, ssij. Już się wprawiasz, biała dziwko. Wy wszystkie tam macie, pokazać wam wacka i robicie się miękkie w kolanach, nie?
Taylor, mająca zatkane usta, nie mogła oczywiście odpowiedzieć na te upokarzające słowa, ale i wolałaby nic nie mówić, tylko jak najszybciej mieć to za sobą. Już wiedziała, że to zapewne najgorszy wieczór w jej życiu. Ssała intensywniej, błagając w myślach, żeby ten drań się zlitował w końcu i doszedł. Ale wszystko wskazywało na to, że Gus nie zamierzał dawać jej taryfy ulgowej. Jego uchwyt na jej głowie nabrał siły, teraz to on nadawał tym i tempo jej ruchom. Kilka razy czuła, że nie da rady, że zaraz się udławi, że musi nabrać powietrza, ale nie dał jej przestać, zmuszając ją do oddychania przez nos. Czuła jego zapach, mocny, męski. Klęcząc przed tym obcym facetem, który trzymał ją za głowę, czuła się taka... nic nie znacząca. Jeszcze niemal godzinkę temu stała na scenie, tysięczny tłum wiwatował i skandował jej imię, czcząc ją, a teraz...
Uchwyt taksówkarza stał się pewniejszy, przycisnął ją mocniej w chwili,w której dochodził. Taylor poczuła, jak nagle jej usta wypełnia coś ciepłego i gęstego.
- Mmmmhhmmm!! Nhmmm!!! - próbowała się odsunąć, ale trzymał ją mocno, nie pozwalając cofnąć głowy.
- Połykaj, połykaj - mruczał, słysząc jej protesty. Nie mając innego wyboru, Taylor przełykała gęste nasienie, walcząc z obrzydzeniem. Nie puścił jej, dopóki nie przełknęła wreszcie wszystkiego. Kiedy wreszcie jego uścisk zelżał, cofnęła się natychmiast i otworzyła szeroko usta, łapiąc powietrze jak ryba wyciągnięta z wody.
- No, nie tak zupełnie źle, chociaż musisz się jeszcze poduczyć. Jak chcesz, stary Gus może dać ci kiedyś darmowe lekcje, maleńka.
Nie słuchała go już, wstała szybko z bolących ją kolan i otarła usta. Spojrzała na zegarek. Miała jeszcze prawie piętnaście minut. Postanowiła, że pójdzie na piechotę, bo nie miała zamiaru ponownie wsiadać do samochodu tego faceta.
- Auu! - jęknęła, kiedy klepnął ją w tyłek, zdecydowanie za mocno.
- Wpadnij jeszcze kiedyś - rzucił za szybko oddalającą się jasnowłosą pięknością. Taylor zdecydowanym krokiem szła przed siebie, zdecydowana oddalić się od tego auta. Ale w tej samej chwili przypomniała sobie, gdzie idzie i dlaczego - i zwolniła nagle. Dom był niedaleko, widziała już go wyraźnie. Zatrzymała się, przez chwilę wahając. Teraz jednak nie miała już wyboru, musiała tam iść. Podeszła do drzwi i drżącą dłonią nacisnęła dzwonek...