Mój orzeł (II)
12 marca 2012
Szacowany czas lektury: 17 min
Druga, troszeczkę nieudana część opowieści o miłości.
Obudziłam się nad ranem w wielkim łożu. Nie pamiętałam co się stało. Gdy chciałam się podnieść poczułam przeszywający ból na brzuchu. Podwinęłam bluzkę do góry i moim oczom ukazał się szeroki bandaż. Miałam owinięty cały brzuch.
- A to kutafon! - warknęłam.
- Miło mi, że tak myślisz. Większość tak o mnie myśli. - głos rozległ się za moimi plecami. To był on. Piękny Alex, któremu pomimo tego całego zdarzenia, oddałabym życie. - Ale wśród tych wszystkich ludzi, którym wyrządziłem krzywdę, jesteś jedyną kobietą. Zazwyczaj polowałem na ludzi, a z niewiadomych mi przyczyn mój instynkt kazał mi cię chronić.
- A może to nie instynkt?
- No jak nie on to niby co? - widziałam jak kącik ust unosi się, on się uśmiechnął. - Jestem pozbawiony ludzkich uczuć. Od najmłodszych lat byłem przygotowywany do tego by zabijać bezlitośnie.
- Właśnie! - przerwałam mu. - Nic mi o sobie nie powiedziałeś. Opowiedz mi wszystko o sobie, szczegółowo proszę!
- Po co ci to wiedzieć?!
- No bo chcę!
- No dobra. Ale gwarantuje, że będziesz mieć sporego stracha!
- Zaryzykuje - Uśmiechnęłam się figlarsko.
- Ok. Pochodzę z plemiona orłów. Nasze istnienie zawdzięczamy bogini Atenie. No bo widzisz mit o Ikarze nie był do końca prawdą. No bo widzisz Ikar owszem wpadł do oceanu, ale nie zginął. Bogini Atena uratowała go. Zrobiła niego taką bestie jaką jestem ja. On się na początku cieszył, niestety do czasu gdy... - zawahał się
- Gdy co?
- Gdy zapragnął ludzkiej krwi. Zabił swoją żonę i trójkę dzieci, ale jedna jego córka przeżyła rzeź w wykonaniu ojca. W wieku 16 lat na jej plecach wyrosły dwa błękitne skrzydła. To ona przekazała gen po śmierci ojca. To przez nią istnieją takie bestie jak ja. - wmurowało mnie. Siedziałam tak na łóżku i nie wiedziałam Czu mówi serio, czy robi sobie ze mnie jaja. - Żyjemy tak około 100 lat, no chyba, że nas zabiją łowcy.
- Łowcy? Czy to przed nim uciekałeś tamtego dnia gdy się pierwszy raz spotkaliśmy?
- Tak, nie mogłem cię tam zostawić, bo by cię zabił. Łowcy polują na nas od wieków. Byłaś tam ze mną i pomyślał by, że się znamy. Nie są to do końca ludzie, są coś pomiędzy małpą a człowiekiem.
- W końcu wszyscy ludzie pochodzą od małp - uśmiechnęłam się.
- Tak, ale wy nie żywicie się naszym mięsem. Hodują nas jak świnie a potem zabijają. Jest niewiele plemion wolno żyjących. Ja pochodzę właśnie z takiego. Niefortunnie wybrałem miejsce polowań i natknąłem się na jednego z tych pigmejów. Wbił mi w ramię jakąś dzidę. Nie wiedząc co robić pobiegłem do najbliższego domu szukając schronienia.
- A to twoje plemię? Co z nim?
- Nie wiem. Nie odzywam się do nich. Jestem zakałą rodziny. To przez nietypowe ubarwienie. Pióra powinny być czarne bądź granatowe, nie czerwone.
- Moim zdaniem są... piękne - poczułam jak się czerwienie.
- No wiesz i tak gdyby się dowiedzieli, że tak po prostu bratam się z człowiekiem spadła by na ciebie kara śmierci.
- Dlaczego?
- Nikt z nas nie ma zamiaru być królikiem doświadczalnym.
Naszą rozmowę przerwało pukanie do drzwi.
- O nie - wyrwało się z ust Alexa
- Kto to?
- Siedź to cicho. Nie ruszaj się, nie podchodź do okien ani drzwi. Nie próbuj podsłuchiwać.
- Co się dzieje? - Zapytałam z przerażeniem w oczach. Podszedł do mnie i uniósł mój podbródek. Poczułam jak moja skóra płonie, zrobiło mi się gorąco. Nie wiedziałam czy to zrobi czy wycofa się jak to zrobił wcześniej.
- Wytłumaczę ci to później - nie wycofał się. Przylgnął swoimi wilgotnymi i gorącymi ustami, do moich. Zaparło mi dech w piersiach. Nie mogłam się skupić. Mój pierwszy pocałunek w życiu. Byłam bardzo rozczarowana gdy oderwał swoje usta od moich, miałam nadzieje na wybuch emocji. Chciałam by wsunął swój język głęboko do moich ust. A on po prostu wyszedł z pokoju.
Położyłam się na łóżku i rozmyślałam. W pewnym momencie usłyszałam dźwięk tłuczonej porcelany. Nie wytrzymałam podeszłam na czworakach do drzwi, po mimo iż rana na brzuchu strasznie mi dokuczała podczas mojego krótkiego pochodu.
- Co ty sobie gówniarzu wyobrażasz! - usłyszałam głos, którego wcześniej nie słyszałam.
- Nie rozumiem o co ci chodzi. - to był głos Alexa!
- Nie pieprz szczeniaku! Wiem co ty wyrabiasz. Wiesz jak może się skończyć coś takiego? Wiesz?
- Moje z partolone życie, ja decyduje.
- Nie bądź głupi, kręcisz się wokół łowców. Nie mam zamiaru chować swojego młodszego brata! No a jakby tego było mało śmierdzisz człowiekiem! - to Alex ma brata?! No mnie wyczuł. W tym momencie bałam się nie na żarty.
- Moja sprawa czym śmierdzę. Po co tu w ogóle przyszedłeś? - po jego głosie wnioskowałam, że jest poirytowany.
- Prosić cię, żebyś nie próbował się zabijać, no i zapytać czy już rozpatrzyłeś propozycję Roksany.
- Co?! Ty się jeszcze o to pytasz?! Wyraziłem się chyba jasno, że nie mam zamiaru się z nią żenić. Nie kocham jej. - nic nie rozumiałam. On, ślub, Roksana, brat?
- Ojciec byłby dumny...
- Ale ojca nie ma!!! - wykrzyknął prawie płaczliwym głosem.
- Ja wychodzę. Masz czas do jutra.
Nie słyszałam już więcej konwersacji, jedyne co usłyszałam to dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Potem chwila ciszy. Już miałam wstać, kiedy drzwi do pokoju otworzyły się i stanął w nich Alex. Nie widziałam złości w jego oczach , on wiedział, że tam będę siedzieć i podsłuchiwać.
- Już wiesz, że mam brata i wiesz że chce żebym wziął sobie za żonę kobiety, której nie kocham.
- Tak, słyszałam - wstałam i zbliżyłam się do niego, ale nie za blisko aby znowu nie rozpruł mi brzucha. - Nie musisz tego robić. On nie może do niczego cię zmusić. Jesteś wolnym człow... istotą.
Na jego twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech. Pomyślałam o tym, że dawno nic nie jadłam.
- Jesteś głodna? - zaskoczył mnie.
- Szczerze mówiąc to trochę tak.
- No to chodź - Złapał mnie delikatnie za rękę i wplótł swoje palce w moje. Pociągnął mnie lekko za sobą. Zeszliśmy po drewnianych schodach. Gdy zeszliśmy na sam dół wskazał mi drzwi do kuchni. Weszłam do sporego pomieszczenia. Kuchnia była urządzona w dobrym stylu. Było tam tylko jedno okno. Po prawej stronie od okna wisiały szafki w kolorze liliowym. Pod nimi umocowany był blat i szafki stojące. Zlew wyglądał jakby pochodził z XVI wieku. Na środku kuchni stał stół z drewnianym blatem. Pierwsze co zrobiłam to podeszłam do lodówki, otworzyłam ją i wyjęłam twarożek i rzodkiewkę. Gdy ja buszowałam po lodówce on zasiadł przy stole i rozpostarł skrzydła rozciągając się przy tym. Usiadłam naprzeciwko niego.
- Nie chciała bym być wścibska, ale co się stało z twoim ojcem?
- Oddał życie za moją matkę. Bo widzisz my, orły mamy taką zdolność dzięki której możemy uratować ukochanej osobie życie, poświęcając swoje własne. Mój ojciec tak zrobił. - w jego oczach pojawiły się łzy.
- Przykro mi.
- A mi nie. Gdyby nie ojciec, mojej matki by nie było, zawsze bardziej kochałem matkę.
- Mój ojciec zostawił mnie i mamę jak miałam 6 lat. Przeżyłam to strasznie, ale co miałam zrobić?
- Zabić go.
- Nie mogłabym! Przecież to mój ojciec, a tak w ogóle to nie umiała bym kogoś zabić. - powiedziałam to kończąc pałaszować mój posiłek.
Gdy skończyłam Alex zaproponował mi coś dziwnego.
- Chcesz pooglądać świat z góry?
- Co?! Czy ty mi... - nie zdążyłam dokończyć zdania, bo wziął mnie na ręce i popatrzył mi głęboko w oczy. Niósł mnie do drzwi. Otworzył je. Targał mną strach, od dziecka miałam lęk wysokości.
- Ale ja...
- Zauważyłem podczas pierwszego lotu. Po prostu trzymaj się mocno i staraj zapanować nad strachem. To nie jest nic strasznego. - Powiedział to szeroko się uśmiechając. Po raz pierwszy widziałam go takiego. Był wesoły jak zwykły człowiek. Nie czekał aż odpowiem. Rozwinął skrzydła i wzbił się do lotu.
Bałam się jak diabli. Trzymał mnie mocno, ale ja i tak wtulałam się w jego tors. Gdy spojrzałam w dół zobaczyłam znajomą rzekę. To tam spotkałam go po raz pierwszy.
Zniżył lot. Lecieliśmy teraz tuż nad powierzchnią leniwie płynącej, niebieskiej wstęgi. Uczucie było nieziemskie. Wystawiłam rękę i musnęłam tafle wody. Aż tu nagle Alex zanurkował. Tak po prostu spontanicznie. Nie umiałam pływać. Po mimo to nie bałam się, czując jak przyciska mnie do swojej piersi. Zaczęliśmy się powoli wynurzać. Najpierw na powierzchni pojawił się on, a potem ja. Założyłam mu ramiona na szyję i starałam się złapać oddech. Zaczęłam trząś się z zimna. On wydawał się zrelaksowany. Zbliżył swoją twarz do mojej. Moje ciało przeszył ostry dreszcz, ale nie dreszcz zimna czy obrzydzenia. To był raczej dreszcz podniecenia. Czułam jego gorący oddech na swoich wargach. Parzył mnie.
- Mam zamiar cię wypuścić. Nie mógł bym cię zabić.
- Ale ja nie chce nigdzie odchodzić - powiedziałam to patrząc mu prosto w oczy. On zbliżył się jeszcze bardziej i wpił się w moje usta. Zaczęło mi się robić słabo. Czułam jak jego język tańcuje na moim podniebieniu. Chciałam aby ta chwila trwała w nieskończoność. Gdy oderwał usta od moich wilgotnych ust, przyłożył je do mojej szyi. Odchyliłam głowę do tyłu. Całował każdy skrawek mojej moich ramion. Aż nagle tak po prostu przestał. Czułam się rozczarowana. Miałam nadzieję na coś więcej. Chwycił mnie mocniej i podpłynął do brzegu. Gdy wygramoliliśmy się na brzeg zaczęłam wykręcać włosy. Mój oddech był płytki. Moje ubrania gładko przylegały do mojego ciała. Zaczęły mi zamarzać włosy, ubrania i wszystkie kończyny. On w tym czasie starał się osuszyć swoje skrzydła. Strzepywał z nich krople wody. Wpatrywał się we mnie. Czułam jak przenika mnie swoim wzrokiem. Podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie
Zaczęło się ściemniać. To był czas na powrót do willi. Podeszłam do niego i zawiesiłam mu moje ręce na szyję.
- Lecimy?
- No wypadałoby - uśmiechnął się do minie i złożył na moich ustach soczysty pocałunek. Wziął mnie na ręce i ponownie wzbił się w przestworza. Lot trwał nice krócej niż przedtem. Wylądował lekko na dziedzińcu willi. Chociaż już mogłam stanąć na nogi nie puszczał mnie. Moje wciąż mokre ubrania przyklejały się do mojego ciała.
Wniósł mnie do domu. Położył na sofie stojącej w ozdobnym salonie.
- Zaraz wrócę. Poczekaj tu na mnie - chciałam coś powiedzieć, ale nie zdążyłam, wyszedł z pokoju. Byłam ciekawa co chce zrobić. Po kilku minutach wrócił trzymając w ręce jakąś koszulkę i krótkie szorty.
- Może to nie do końca twój styl, ale na pewno są bardziej suche niż te twoje.
- A mogła bym się wykąpać?
- Głupie pytanie. Po schodach na górę i drugie drzwi na lewo. - uśmiechnął się serdecznie. Czułam motylki w brzuchu, gdy widziałam jak odsłania w uśmiechu swoje długie kły. Już się go nie bałam. Czułam do niego pociąg jaki nigdy wcześniej nie czułam.
Wchodząc po schodach myślałam o tym, by oddać się mu się tak całkowicie. Gdy znalazłam się już w łazience, napuściłam wody do wanny. Ściągnęłam z siebie zamarznięte wciąż ubranie i zanurzyłam się w cieplutkiej wodzie. Siedziałam tak około godziny. Gdy wyszłam z wanny wytarłam się porządnie i ubrałam w ubranie, które dał mi Alex. Czerwona, luźna koszulka sięgała mi poniżej pasa. Szorty miały biały kolor. Gdy już się ubrałam i uczesałam. Wyszłam z łazienki. Gdy zamykałam drzwi poczułam jak Alex okala mnie swoimi rękami pasie i przyciąga do siebie. Wtulił swoja twarz w moje mokre włosy.
- Gdzie masz zamiar spać mój aniele? - zapytałam go zalotnie.
- Pójdę wszędzie za tobą. - Chciałam usłyszeć taką odpowiedź. Wzięłam go za rękę i zaprowadziłam do dużej sypialni. To była ta sama sypialnia, w której położył minie gdy zadał mi bolesna ranę. Teraz zapomniałam o tym, że ją w ogóle mam. Wziął mnie na ręce. Podszedł ze mną do łóżka i delikatnie ułożył mnie na nim. Gdy chciał się podnieść złapałam go za szyje i przyciągnęłam do siebie. Poczułam jak zadrżał. Chciałam go poczuć przy sobie. Położył swoją ręka na moim policzku. Zaczął zjeżdżać nią coraz niżej. Zatrzymał się na mojej tali. Swoją głowę przyłożył do mojej szyi i składał na niej soczyste jak wiśnie pocałunki. Jego ręka powędrowała niżej. Wsadził kciuk pod koniec koszulki i zawahał się.
- No dalej aniele - szepnęłam mu do ucha. Zrozumiał co mi w duszy grało. Uniósł mnie lekko i zdjął moją koszule przez głowę. Gdy czułam dotyk jego dłoni na swoim nagim ciele miałam wrażenie, że skóra mi płonie. Tak, jakby moje ciało czekało na to całe dwadzieścia dwa lata. Jego ręce wędrowały po całym moim ciele. Zaczęłam ciężej oddychać. Zdarł ze mnie koszulkę jednym silnym ruchem. W końcu doszedł do moich piersi. Tu po raz drugi się zawahał. Przejechał delikatnie po moim niebieskim staniku. Nie mogłam tak czekać. Uniosłam się sama na łokciach i rozpięłam go. Zdjęłam stanik i rzuciłam na podłogę obok łóżka. Moje piersi nie były duże. Za to były proporcjonalne do reszty mojego ciała. Przejechał ręką po nich, a z moich ust wydał się jęk przyjemności.
Moje sutki zaczęły twardnieć. Widział, że cała sytuacja bardzo mi się podoba. Głaskał moje piersi i delikatnie ugniatał. Zbliżył co nich usta i pocałował najpierw prawą pierś, a potem lewą. Wziął mojego sutka do ust i zaczął go ssać i przygryzać. Jęczałam i wiłam się. Czułam się jak w niebie. Wplątałam moje palce w jego czarne włosy. Krew krążyła ze zdwojoną szybkością. Jedną ręką gładziłam pióra na jego skrzydłach. Ta bestia próbowała mnie zabić a ja się w nim zakochałam.
Jego silne, męskie ręce zjechały niżej aż doszły do moich bioder. Śląc mi mokre pocałunki zaczął ściągać moje koronkowe, błękitne majteczki. Oderwał swoje usta od moich zjechał niżej i zaczął całować moją wewnętrzną stronę ud. Czułam ciarki na plecach. Coraz bardziej zbliżał swoją twarz do mojego tajemniczego miejsca. Z moich ust wyrwała się głębokie westchnienie. Zaczął delikatnie muskać moje miejsce intymne językiem. To była najpiękniejsza rzecz w moim życiu. Mimowolnie docisnęłam jego głowę. Kiedy czułam, że zaraz wybuchnę on tak po prostu przestał. Nie, nie pozwolę mu tak tego skończyć. Przewróciłam go na plecy i pocałowałam namiętnie. Zjechałam dłońmi do paska jego spodni. Rozpięłam pasek i zamek, i zdjęłam jego dżinsowe spodnie razem z majtkami. Pierwszy raz w życiu widziałam nagiego mężczyznę. No oprócz mojego o siedem lat młodszego brata, ale on się nie liczy.
Teraz znowu on przejął inicjatywę. Jego męskość stała na baczność. Położył mnie na plecach.
- Na pewno tego chcesz?
- Oj przestań, pytasz się jak na filmach. - Na jego twarzy zagościł serdeczny uśmiech. Poczułam lekki ucisk na moją pochwę. Stawał się coraz silniejszy. W końcu wszedł we mnie. Z moich ust wydał się okrzyk bólu połączony z okrzykiem przyjemności. Chciałam się wycofać, ale nie pozwoliłam mu na to.
- Zostań! - jęknęłam. Zaczął powoli poruczać biodrami w przód i w tył. Jęczałam i wiłam się. Czułam falę rozkoszy rozpływającą się po całym moim ciele. Zaczął przyśpieszać. Mój oddech był ciężki, przerywały go jęki rozkoszy. Czułam, że dochodzę do kresu wytrzymałości. W pewnym momencie przez moje nagie ciało przeszedł dreszcz i tsunami przyjemności. Doszłam w tym samym czasie co on. Opadł na łóżko tuż obok mnie. Przytulił mnie mocno, a ja odpłynęłam w krainę snu.
Obudziłam się o godzinie 10:34. Z kuchni doleciał mnie zapach jajecznicy na boczku. Wstałam i ubrałam się w długą koszulkę Alexa, którą znalazłam w jego szafce. Sięgała mi powyżej kolan więc pomyślałam, że nie będą potrzebne spodnie. Zeszłam po schodach na parter i skierowałam się w kierunku drzwi. Zobaczyłam na stole przygotowanie śniadanie, ale w pobliżu nie było mojego Alexa. O mało nie dostałam zawału gdy poczułam jak jego silne ręce oplatają się na mojej talii. Obrócił mnie do siebie przodem i pocałował mocno przygryzając moją dolną wargę.
- Jak tam słońce?
- Jestem taka głodna, że zjadła bym nawet ciebie.
- A nie wystarczy jajecznica? - zaśmiał się ukazując długie, śnieżnobiałe kły.
- No skoro tak nalegasz - zaśmiałam się i pocałowałam go w usta.
Zasiadłam do stołu i zabrałam się za pałaszowanie mojego śniadanka. Pałaszowałam jajecznicę jakbym nie jadła przez tydzień. Alex stał i patrzył się jak jem.
- Simona, kochasz mnie?
- Najbardziej na świecie. - pocałowałam go najnamiętniej jak potrafiłam.
Z zewnątrz dobiegł moich uszy trzepot skrzydeł. Alex też to słyszał. Wstał gwałtownie od stołu przewracając krzesło, na którym siedział.
- Idź na górę i zamknij się w pokoju.
- Co się dzieje?! - przewie krzyknęłam
- Idź na górę i siedź cicho. - mówiąc to wysunął pazury. Wiedziałam, że nie mam co negocjować. Wstałam prędko od krzesła i ruszyłam biegiem schodami na górę. Zanim zdążyłam wbiec do pokoju drzwi frontowe się otworzyły. Byłam zbyt ciekawa, żeby siedzieć cichutko w pokoju. Podeszłam na klęczkach do barierki schodów i wyjrzałam co się dzieje.
- Pozbyłeś się zwierząt? - powiedział wchodzący do domu mężczyzna. Domyśliłam się, że to brat Alexa, byli nawet podobni. Mieli podobne rysy twarzy, pomimo to Alex wydawał się ładniejszy.
- Ona nie jest zwierzęciem - wycedził Alex przez zęby.
- Uważaj jak chcesz, ale w każdym razie pozbyłeś się jej?
- A co jeśli nie?
- Nie?! Trudno ja to zrobię. - do domu weszły jeszcze dwa demony. Jeden z nich był kobietą, i to jaką piękną. Miała długie rude włosy. Jasną karnację która podkreślała jej bursztynowo czerwone oczy. Miała długie, chude, ale bardzo zgrabne nogi. Ubrana była w top i krótkie spodenki. Drugi demon był starszy od całego towarzystwa. Miał długą siwą brodę i siwe włosy. Czarne skrzydła błyszczały w świetle poranka.
- Alex nie przekreślaj całego woje jego życia. Ze mną było by ci dobrze, jak z nikim innym. - Zbliżyła się do niego i położyła drobną dłoń na jego torsie. Coś się we mnie zagotowało. Chciałam krzyknąć "Łapy precz ty szmato dwulicowa", ale wiedziałam, że to może pogorszyć sytuację.
- Nie dotykaj mnie. Czy ty nie rozumiesz, że prędzej umrę niż wezmę z Tobą ślub. Ślub, a co dopiero mowa o wspólnym życiu!!! - krzyknął tak głośno, że przeraziłam.
- To wszystko przez tą... no wiesz... tą dziwną. Ona jest innej rasy. Nie masz poco łączyć z nią przyszłości. Ja jestem z twojego gatunku. Mogę być twoja na zawsze.
- No bądź sobie kogoś innego, bo ja cię nie chce.
- Alex nie bądź niemądry. Z nią nie masz przyszłości. Ona zginie. - po raz pierwszy przemówił starzec. - Kelly może dać ci potomstwo i miłość, a ona nic.
- Może mi dać wszystko.
- Przewróciła ci w głowie. Ty ją nie zabiłeś, ale ja to zrobię. - Ruszył w stronę schodów, ale Alex zagrodził mu drogę własnym ciałem.
- Oliwerze! Jeśli chcesz ją zabić, zabij najpierw mnie! - krzyknął do niego mój luby.
- O nie!!! Nie zginie przeze mnie. To musiało się skończyć. Postanowiłam to przerwać. Wstałam i zbiegłam po schodach na dół. Stanęłam koło Alexa. Miał przerażoną minę. Wiedział, że to mój koniec. Ja też to wiedziałam.
- No, no a jednak nie jesteś tchórzem - zakpiła ze mnie Kelly.
- Skoro już tu jesteś pora to zakończyć. Alex zakrył mnie swoim ciałem ale jego brat złapał go za szyje i rzucił nim o ścianę jak piłeczką tenisową. Starzec podbiegł do niego i przygniótł go do ziemi.
- No, to koniec twojego pięknego życia. - Podszedł do mnie i wbił swoje długi pazury w moją klatkę piersiową. Upadłam bezwładnie na podłogę.
Starzec puścił Alexa. Podbiegł do mnie i uniósł moją głowę.
- Szkoda że to już koniec - powiedziałam półszeptem.
- Nie, to nie koniec - odparł.
Pamiętam tylko jak wypowiedział parę słów nade mną.
Obudziłam się następnego dnia rano. O dziwo przeżyłam. Koło mojego łóżka siedział nie kto inny jak... Oliwer?
- Mów sukinsynu gdzie jest ALEX?! - krzyknęłam mu prosto w twarz.
- Poświęcił swoje życie, aby ratować twoje.
- CO?! - wstałam z łóżka i przejrzałam się w lustrze. Z moich drobnych pleców wystawały dwa błękitnie upierzone skrzydła. Z włosów wyrastały pojedyncze pióra. Oczy zmieniły barwę na złocisto srebrną. Nie mogłam powstrzymać łez. Rozpłakałam się gorzkimi łzami tęsknoty. Oliwer wyszedł bez słowa.
Chciałam umrzeć. Mało brakowało a popełniłabym samobójstwo. Co mnie powstrzymało? Okazało się, że jestem w cięży. Dziewięć miesięcy później urodził się potomek Alexa. Nazwałam go Alex, po swoim odważnym ojcu, który oddał życie by ratować swoją ukochaną.