Marta i trener
15 marca 2019
Szacowany czas lektury: 17 min
Konwencja nieodmiennie humorystyczna.
Proszę Was o wskazówki, chętnie wzbogacę opowiadanie.
Po każdym treningu mojego ulubionego siostrzeńca – Marcinka - odwożę go do domu.
Przyjeżdżam wcześniej i obserwuję grę chłopców w piłkę. Uwielbiam to, są tacy waleczni, silni, męscy.
Odnoszę wrażenie, że gdy na nich patrzę, ich rywalizacja staje się bardziej zadziorna, wręcz bezpardonowa. Może chcą lepiej wypaść przede mną?
Złapałam się na tym, że lubię tam przyjeżdżać elegancko i kusząco ubrana. Zawsze w szpilkach, często w minispódniczkach.
Teraz przybyłam w bluzeczce z dość sporym dekoltem. Oparłam się o barierkę przy boisku i obserwuję futbolistów nieco pochylona. Zdaję sobie sprawę, że w tej sytuacji widać dość dobrze fragment moich piersi. Na pewno widać. Gapią się, rzec można, nachalnie.
Nawet zaczynają coś między sobą komentować. Mówią coś o dwóch dodatkowych piłkach... Natychmiast odruchowo poprawiam bluzeczkę na biuście. "Chyba nie zechcą chwycić za te „piłki”...?"
Mówią coś o bramce między nogami...! I że trzeba tam strzelić gola! Co za łobuzy! Marcinek rumieni się.
Nagle zapraszają mnie na boisko! Proponują, żebym pograła z nimi w piłkę! Ależ zaskoczenie. W tych szpilkach na tak wysokim obcasie... w tej obcisłej miniówie... ciekawie będę prezentowała się na murawie...
Mam nadzieję tylko, że na koniec nie zostanie zaordynowana wymiana koszulek...
Chłopcy mają świetny ubaw, gdy drobię w moich bucikach... Ciasna spódnica nie pozwala mi na dawanie większych kroków.
A jednak, kiedy stałam w lekkim rozkroku, nastrzelona piłka powędrowała pod moją spódniczkę! Mieli ubaw po pachy. Strzelili mi gola!
Zawstydzona wyciągałam piłkę spod kiecki. Gapią się jak urzeczeni. Wśród nich mój chrześniak.
Podczas przepychanek pod bramką co rusz, któryś a to otarł się o moją pupę, a jeden, gdy mnie przytrzymywał, nawet o biust.
Próbowałam kopnąć piłkę. Ale w szpilkach nie jest to takie łatwe. Pośliznęłam się i pojechałam na pupie po murawie.
Oczywiście, w takiej sytuacji, spódniczka podwinęła się i chłopcy dostrzegli seksowne koronki pończoch... Zrobiło to na nich potężne wrażenie. U kilku dostrzegłam wybrzuszenia w spodenkach...
Ależ gapili się, gdy na ich oczach otrzepywałam spódniczkę na tyłku.
Jeden z chłopców, wyraźnie odważniejszy, wołali na niego Pele, podszedł mi pomóc, widząc jak otrzepuję kieckę. Zapytał:
- Czy mogę?
Po czym, nie czekając na odpowiedź, zaczął przetrzepywać spódniczkę. Robił to z życiem. Na pośladkach mocno poczułam jego "trzepanie".
Chłopcom omal oczy nie wyszły z orbit - patrzyli z zazdrością. Siekał w mój kuper, jakby go batożył. A ja wypinałam się mocno, czasem tylko rzucając:
- Auuaaa!
Wkrótce byłam gotowa do gry, ale oznajmiłam, że kapituluję. Chłopcy stanowczo nie pozwolili!
- Wycofuje się pani rakiem?!
Chwycili mnie za ręce i siłą, mimo moich protestów, zaciągnęli na murawę. Jak bardzo podnieciła mnie ta przemoc!
Jeden z tych młodziaków wręcz mnie popychał, i to kładąc rękę na pupie...
Szybko przekonałam się na czym polegał ich podstęp. Chcieli jak najszybciej doprowadzić do sytuacji, w której znów wywinę orła!
Oczywiście tylko po to, żeby delektować się widokiem jaki zafunduje moja spódniczka, ponownie podwijając się do góry!
Zorientowałam się w ich niecnych zamiarach po tym, gdy zaczęli faulować. Wchodzili na mnie "ciałem". Ewidentnie dążąc do tego bym się "wykopyrtnęła". Nie pomogło to, że Marcinek próbował mnie asekurować.
Wierzcie mi. Na szpilkach, w takiej sytuacji, nie tak łatwo utrzymać równowagę...
Wyrżnęłam kozła aż miło! Wręcz nakryłam się nogami... Nie było możliwości, żeby spódnica nie podjechała do góry... Znów zobaczyli koronkowe manszety moich pończoch...
Niestety, tym razem mogli dostrzec dużo więcej... Przecież oni wyraźnie polowali, żeby zobaczyć moje majtki!
A ja wtedy miałam na sobie takie skąpe stringi! Z delikatnej i cienkiej koronki...
Co za wstyd!
Widziałam twarze chłopców. Ależ byli zaskoczeni, uradowani. Speszony był tylko mój chrześniak...
Wtedy w sukurs przyszedł mi trener. Co za postawny, posągowy wręcz mężczyzna. Wyrzeźbiony tors, muskuły niczym u atlety. Istny heros!
Od kilku treningów zwróciłam na niego uwagę. Co rusz go nawet kokietowałam... Uśmiechałam się do niego z daleka... Przechodząc obok - mocno kołysałam biodrami i tyłkiem...
Wobec chłopców był srogi. Zaprowadził iście żołnierski dryl. Używał męskiego języka, wręcz knajackiego. Typu: "Guzdrasz się jak panienka!", a przy mnie nawet bardziej sprośnie: "ładuj w bramę, jakbyś babie między nogi ładował!" Marcin też nie raz dostał od niego po uszach.
Udawałam, że bardzo się peszę takim słownictwem, a w głębi duszy, nielicho się nim podniecałam...
Czasem nawet fantazjowałam, że ten trener- osiłek "bierze mnie na warsztat"...
Że w sali ćwiczeń leżę pod nim na jakimś materacyku... A ten wykrzykuje to swoje: "Ładuj w bramę! Jakbyś ładował babie między nogi!" I robi na de mną pompki…
Wyobrażałam sobie, jak mi próbuje tak kropnąć gola... między nogi...
Dlatego z taką wdzięcznością przyjęłam jego pomoc, gdy pomógł mi wydostać się z murawy...
Trener zabrał mnie do budynku.
Tu wpatruje się bezczelnie w moją pupę... w dekolt... Jakżeż mnie to podnieca... Tym bardziej ochoczo kręcę tyłeczkiem idąc przed nim...
Ciekawe jakie myśli ma taki prymityw? Jak wulgarne...? Może nazywa mnie sobie suką? Albo jeszcze bardziej impertynencko?
Uśmiecham się ciągle do niego i kokieteryjnie zakręcam kosmyk włosów za uchem.
W salce gimnastycznej mówi, że dlatego przewracałam się na boisku, bo mam słabą kondycję, wobec czego muszę tu z nim poćwiczyć.
Jestem zachwycona.
O tak! - myślę - Przećwicz mnie tutaj! Daj ostry wycisk! Pewnie będę musiała się tu gimnastykować w tych szpileczkach na wysokim obcasie... a zwłaszcza w tej króciutkiej mini... Ciekawe jakie ćwiczenia wymyśli...?
Na początek muszę robić skłony. Ależ ma dogodny punkt obserwacyjny na dekolt... Niech nie myśli ten łapserdak, że piersi wysuną mi się ze stanika...
Potem kolej na podskoki... O tak... mój biust podskakuje wraz ze mną... Ależ się majta! A pan trener... nie może oderwać zeń wzroku...
Teraz czas na przysiady...
Gdy kucam, łotr ma możliwość zaglądania pod spódniczkę! I oczywiście, wykorzystuje to do bólu!
Ale ciągle mu mało!
Żeby mieć lepszy widok, każe mi się wspiąć na drabinkę!
- Panie trenerze... ależ ostry daje mi pan wycisk... Może na te drabinki to już nie muszę wchodzić...? - droczę się z nim kokieteryjnie.
Jego srogi wzrok mówi wszystko.
Udając przerażenie, stawiam nogi w eleganckich szpileczkach - szczebelek po szczebelku.
Zerkam ukradkiem i widzę jak trener nie może się doczekać, kiedy będzie mógł sobie pooglądać...
Wypinam pupę bardziej niż to konieczne. Kręcą nią kusząco.
Szelma przełyka ślinę.
- Czy może mam panią podsadzić?
Hultaj! - myślę w duchu - Już chciałby dotknąć mojego tyłka!
- Nie trzeba... jakoś się wgramolę...
Ale tu nie były konieczne zachęty... Dłoń natychmiast wylądowała na moim zadku!
Zadrżałam.
- Och... ależ pan jest pomocny... i opiekuńczy...
Ręka trenera pchała mnie do góry. Zdawała się mówić: - Szybciej maleńka... szybciej... pokaż co masz pod spódniczką! Zdradź jakie masz skarby!
Dłoń nie tylko napiera moje pośladki, zdaje się je lekko masować... A to nikczemnik! Potrafi wykorzystać sytuację! Bardzo przyjemnie wykorzystać... Jakby starała się zbadać jędrność mojej pupy... O tak... on zaczyna mi ją wyraźnie macać!
Ale ja już jestem na górze... Sportowiec jakby żałował, że stracił kontakt z moją pupą... ale... zyskał za to widok!
Gapi się pod moją kieckę jak zauroczony! Ciekawe co dokładnie widzi?
Pewnie całe uda... Pewnie dostrzegł, że mam pończochy... ale... czy widzi też majteczki?
Kiedy byłam na szczycie drabinek, rozejrzałam się i zaobserwowałam przez okno, że chłopcy już nie grają na boisku...
Gdzież oni są?
Wtedy dostrzegłam, że młodzieńcy, z nosami przylepionymi do szyb, wpatrują się do środka salki. Czyli na mnie!
Ach wy ancymonki! A to sobie popatrzcie!
Na komendę, żeby oparłszy się plecami o drabinki, wyciągnąć nogi przed siebie, tylko trochę droczę się:
- Nie... nie... nie...
Po czym, posłusznie wykonuję ćwiczenie.
Teraz pod spódnicę może bezkarnie zaglądać nie tylko pan trener, ale cała rzesza pobudzonych lubieżnie nastolatków...
Dlaczego to mnie tak rozpala? To, że młodzianie w wieku moich uczniów gapią mi się pod kieckę...
Macham nogami w górę i w dół. Spódniczka podwija się do góry, dając jeszcze lepsze pole obserwacji na moje nogi.
A niech je widzą! Niech podziwiają jakie są długie i zgrabne...
Niech sobie o nich fantazjują nawet! Może wręcz wyobrażają sobie, jak te seksowne, pierwszej klasy nóżęta rozkładają się zapraszająco przed jakimś jurnym bałamutnikiem...?
Czy aby nie o tym samym myśli pan trener, bo jakby przymrużył oczy...
Ciekawe co jeszcze wymyśli ten ladaco?
Fantazji mu stawało.
Skok przez kozła!
Ja, w szpileczkach! W tej spódniczce! Ale cóż... zdaje się, że nie mam wyjścia...
Biegnę do kozła drobiąc w szpileczkach... ależ muszą się śmiać chłopcy!
Wreszcie... naskakuję na kozła. Nie ma mowy, żebym przeskoczyła! Zawieszam się na nim...
No to teraz ładnie! Moja spódniczka podwinęła się do cna! Na bank widzą moje majteczki! Co za wstyd! A to przecież te koronkowe stringi! Dokładnie widzą moją pupę...
O jeny! A może prześwituje też zarys szparki!
Gramolę się z kozła, teatralnie rozcierając pupę, którą mocno czuję po tym skoku.
Ale pan trener nie daje mi chwili wytchnienia! Każe skakać ponownie! A to gagatek. Znowu sobie chce pooglądać...
Cóż... nie mam wyjścia...
Przy kolejnym skoku pan trener mi pomaga. Chwyta mnie wpół... ale chyba celowo w ten sposób, żeby złapać za cycek... Co za świńtuch!
Ale nie ukrywam... bardzo mnie to podnieca... Nie mniej podnieca uczniów, bo pokazują mnie sobie palcami... Ciekawe co mówią?
A teraz czas na jeszcze bardziej niestosowne w tych warunkach ćwiczenie... Mam wykonywać przewroty! Cóż za wielość możliwości zerkania mi pod spódnicę! Co za wstyd!
Ćwiczenie wykonuję niezdarnie... Więc pan trener ma doskonałą sposobność pomagania mi...
Podtrzymuje, chwyta... za przeróżne miejsca... i to coś przypadkowo najczęściej jest moja pupa... lub nawet biust!
No nie... koniec ćwiczeń!
Ale okazuje się, że nie tak szybko... Pan trener twierdzi że po takim treningu musi zbadać mi puls i bicie serca... Bezceremonialnie pakuje swoją łapę pod bluzkę!
Nawet nie zdążyłam zaprotestować, gdy zacisnął, przez stanik, mój cycek!
Cichutko protestuję... ale badanie sprawia mi taką przyjemność, że nie mogę powstrzymać się, żeby się do niego nie uśmiechać... i nie wzdychać głęboko...
Kątem oka widzę, jakie poruszenie wywołuje wśród uczniów za oknem taki widok - ten osiłek - ich trener - trzymający rękę pod moją bluzką...
Pan trener raczył zbadać moje serce po lewej... ale i po prawej stronie... przez materiał biustonosza... ale, gdy próbował włożyć dłoń pod stanik... grzecznie zaprotestowałam i odsunęłam rękę.
Powiedziałam, że muszę poprawić pończochę i udałam się do szatni. Znów widziałam za oknem rozpłaszczone nosy na szybie... Wśród nich znajomy nos… Marcinka! Ale oczywiście udałam, że tego nie dostrzegam.
Podciągnęłam spódniczkę bardziej niż było trzeba, i teatralnymi ruchami zaczęłam poprawiać pończochę.
Przez uchylone okno dobiegały głosy młodych sportowców:
- O żesz kurwa!
- Jak na pornolu!
A wkrótce zakrzyknęli:
- Koniec treningu! Do szatni!
Zanim się spostrzegłam, wparowała tu czereda sztubaków.
A ja stałam z podciągniętą spódnicą! Co za wstyd! W męskiej szatni... elegancka damula z zadartą mini- kiecką, eksponująca seksowne pończochy...
Otoczyli mnie kołem. Prawie wszyscy mieli gęby rozdziawione jak cholera...
Boże! Co tu się wydarzy?!
Byłam niesłychanie podekscytowana!
I tym, że tylu młodych samczyków mnie otacza! I tym, że tak atletycznie wyglądają - niczym młodzi półbogowie. I tym, że stoję przed nimi w tak krępującej sytuacji...
Na ich oczach - demonstrując swoje zawstydzenie i konsternację - poprawiam spódnicę.
Jeszcze bardziej podniecał mnie ich dziki, pożądliwy wzrok. Wodzili oczami jak urzeczeni. Jakby mnie rozbierali wzrokiem... To samo zdradzał wzrok chrześniaka.
Ale najbardziej podniecało to, że byli zbyt nieśmiali, żeby podejść bliżej, albo mnie dotknąć...
Nagle, przypadkowo, a może nie? Zgasło światło!
Zrobiło się ciemno jak oko wykol! Tego im było trzeba! Nikt nie widzi co kto robi... Dopadło mnie morze rąk. Zrazu bardzo nieśmiałych... Delikatnie suwających po moim ciele.
Wyrażałam oburzenie:
- Co wy robicie... przestańcie...
Podniecało mnie, że mój chrześniak słyszy to, że domyśla się co się dzieje.
Tymczasem dłonie stawały się coraz śmielsze. Chętniej błądziły po pupie i biuście...
- Proszę... nie... - szeptałam głośniej.
Ale prośby okazywały się przeciwskuteczne... Tym śmielej mnie obmacywali. Zaczęli nawet delikatnie ściskać tyłek, a nawet piersi!
- Zostawcie mnie... proszę... - nalegałam.
Dłonie już ugniatały moje cycki! Rozzuchwaliły się. Ktoś mnie uszczypnął w pupę!
- Auuuuaaa! - pisnęłam.
Rozbestwili się. Teraz poczułam klapsa na pośladku.
- Ojej! Auuuaaa!
Kolejny klaps jeszcze dotkliwszy!
- Auuuuuućććć!
Słyszę jak dyszą mi tuż nad twarzą. Bezczelne urwisy!
Nagle jakiś nieokrzesany ananas bezceremonialnie wpakował łapę pod moją bluzkę!
Co za drań! Przez stanik zaczyna ściskać moje piersi!
Musi wyczuwać misterną koronkę biustonosza, bo szeptem komentuje:
- Co za materiał! Ale to muszą być seksowne fatałaszki!
Inne dłonie zaciskają się na pośladkach. Są coraz bardziej rozpasani! Kolejne łapska ładują się pod bluzkę. Już obie piersi są ugniatane! Co za wstyd!
Wtem nagle, jakaś kolejna rozbisurmaniona łapa wdarła się pod spódnicę! O nie! Jeździ zuchwale po udach... Zwłaszcza w miejscu, gdzie opina je koronkowa manszeta pończoch... By wkrótce sunąć coraz wyżej. Na nagie udo powyżej pończochy. Boże! Przecież on zmierza w kierunku krocza! Co za hańba...
- Proszę... nie... chłopcy... przestańcie... błagam was! - Sama się sobie dziwię, jak bardzo podnieca mnie ta sytuacja, to że ich błagam, to że jestem zdana na ich łaskę i niełaskę...
Wreszcie łapa zuchwalca dotarła do majtek. Tam jakby onieśmielona zatrzymała się.
Czy będzie go stać na to, żeby mnie chwycił za cipkę?
Tak. Robi to! Chwyta przez majtki za mą wrażliwą piczkę. Zrazu bardzo delikatnie, ale i tak, aż przechodzą mnie dreszcze...
Tymczasem łapy buszujące na pupie, wręcz wściekle ugniatają pośladki, ściskają je i szczypią tak mocno, że ani chybi zostawią na nich ślady...
Słyszę odgłosy ich zachwytu. Westchnięcia i szepty:
- Ale z niej dupa! Ciekawe kto ją na co dzień miętosi... kto ją obraca?!
Sami się nakręcają. Odważniejsze ręce wtargnęły pod stanik.
- Ach nie! - wykrzykuję - Tak nie można!
Ale w najmniejszym stopniu moje protesty nie powstrzymują ich działań. Delektują się nagimi cyckami! Badają je, jakby to doktor chciał przeprowadzić staranne oględziny. Sprawdzają, jakie są sutki… brodawki…
A tymczasem, inna łapa wparowała pod majtki. Buszuje w nich na potęgę, pocierając o wydepilowaną szparkę.
- Nie! – krzyknęłam przejęta – zostawcie moją… - i tu urwałam, bo nie wiedziałam jakiego słowa użyć.
Jakże podniecała mnie świadomość, że przy moim ukochanym chrześniaku, jego koledzy macają mi cipę…
Najpierw jedynie muskali moją szparkę, ale szybko rozbestwili się i zaczęli ją ściskać, gnieść. W końcu wepchnęli w nią palce i zaczęli symulować ruchy frykcyjne! Co za nicponie!
Teraz, wzdychając, prosiłam nieustannie by mnie puścili.
- Aaaaa… aaaaa… nie… nieeee… błagam… aaaaaaaa… puśćie mnie…
Ich sapania mówiły wszystko. Bałam się, czy aby nie przyjdzie im do głowy, żeby zastąpić palce w mojej piczy, innymi narządami…
Zwłaszcza, że ich szepty nie wróżyły dobrze…
- Pewnie trza jej bolca! Sama się prosi…
- Albo parę ładnych bolców! Wyruchajmy ją!
Już słyszałam szelest zsuwanych spodenek… bokserek… A na udach poczułam mięsiste twory. Wszystko stało się jasne.
Wtem ktoś zaczął tarabanić w drzwi.
- Gówniarze! Otwierać! Co się tu tak certolicie.
Jak jeden mąż, chłopcy odskoczyli ode mnie. Zapaliło się światło i otworzyły drzwi. Stał w nich mój heros. Pan trener. On mnie wybawi.
Sytuacja była zawstydzająca. Gapił się na mnie, gdy poprawiałam majtki i opuszczałam spódnicę. Wkoło mnie, w pewnej odległości stało kilkunastu chłopców ze sterczącymi penisami, które w pośpiechu chowali w bokserkach. Wśród nich mój chrześniak! Ciekawe czy on też mnie obmacywał… czy tylko masował sobie, podniecony sytuacją?
Trener bez zbędnych słów wyciągnął mnie z szatni i zaprowadził do swojego kantorka. Myślałam, że tu będę mogła się oporządzić. Bluzeczka wciąż pozostawała rozpięta… Okazało się, że nic z tych rzeczy!
- Damulko… nie zapinaj… tamtych szczawików uszczęśliwiałaś swoimi balonami, a mi chcesz ich poskąpić…?!
- Ależ panie trenerze… to te urwisy mnie napastowały… - nie przerywałam zapinania guzików, ale robiłam to bardzo powoli.
- He He… Kutasy im sterczały jak sztandary na dzień sportu! A teraz zobaczysz prawdziwy maszt!
Zmierzał w moim kierunku powoli, lecz nieubłaganie.
Sytuacja rozpalała mnie nie mniej niż jego. Czułam się taka bezbronna przy tym muskularnym atlecie. Wiedziałam, że mój opór nie ma najmniejszych szans powodzenia i to ekscytowało mnie jak sto diabłów.
Cofałam się w stronę kozetki. – A więc to na niej zostanę pohańbiona – myślałam. Gdy już nie miałam gdzie zrobić ani kroczku, nabuzowany samiec popchnął mnie i wylądowałam na leżance na plecach. Patrząc z góry, z uśmiechem zdobywcy, wysunął ze spodni swój oręż. Przede mną prężył się okaz niespotykanych rozmiarów.
Nie mogłam powstrzymać wyrazów zaskoczenia.
- O Jezu! Co za monstrualny taran! Błagam… niech mi pan tego nie robi!
Wiedziałam, że już nic go nie powstrzyma przed osiągnięciem celu.
Położył się na mnie, przygwożdżając swym ciężarem do kozetki. Będąc unieruchomioną, nawet nie przyszło mi do głowy, żeby się opierać. Jedynie cicho, jakby pro forma, tak naprawdę pogodzona ze swym losem, protestowałam.
- Proszę… nie… nie…
Bez słów podciągnął spódnicę.
- Jak tylko cię laluniu zobaczyłem na treningach, od razu wiedziałem, że muszę cię mieć! Że muszę cię porządnie wydymać!
Włożył kolano między moje uda.
- A kiedy tak kręciłaś kuperkiem, pomyślałem, że sama się prosisz... Że sama się prosisz o solidne grzmocenie.
Nawet nie zdejmował mi majtek, a jedynie zsunął je ze szparki, na której natychmiast poczułam dotyk mięsistego, twardego chuja.
- Nie… nie… - szeptałam, gdy jego herkulesowy łeb rozpoczął szturm piczki.
Ładując go, sapał z podniecenia.
- Nie… nie… jest za duży… nie zmieści się… jestem ciasna…
- Ha ha ha! No to należy cię, damulo, rozepchać! Skoro przez cipę może przejść noworodek, to chyba też wejdzie mój kutas!
Potężnymi pchnięciami torował sobie drogę w mej piczy. Jęczałam i stękałam…
- Aaaaa… nie… nie… aaachh!
Zdobył mnie. Wszedł do dna pochwy.
Odsapnął, jak po wykonaniu ważnego zadania.
- No. To już jesteś moja!
Te słowa sprawiały mi przyjemność. Chciałam być jego. Należeć do niego. Być jego własnością. Jakby na potwierdzenie, nie używałam już słów: "nie". Wzdychałam tylko.
- Och... och... ochhhh...
W jego oczach widziałam jak podniecają go moje westchnienia, jęczenie, stękanie...
Wycofał się i wykonał kolejne, silne pchnięcie. Delektował się nim.
- Ciasna pizda! Jak ja takie lubię!
Napawał się tym, bo na początku posuwał mnie powoli.
A ja jęczałam po każdym sztychu.
- Aaaaaa... ach!
Rozszerzyłam nogi, żeby miał jak najlepszy dostęp do mojej cipki. Najwyraźniej ucieszył go taki dowód uległości. Zamruczał.
- O tak, laluniu... rozkładaj porządnie swoje zgrabne nóżki. Od początku wiedziałem, że rozłożysz je przede mną...
Takie teksty burzyły we mnie krew, podniecały jak cholera. Podniecało mnie to, że jestem przed nim rozłożona... Chciałam tylko jednego. Ulegać mu...
Nie mogłam powstrzymać westchnień.
- Och... ochhhh... jesteś taki męski... taki silny...
Ale dopiero miałam się przekonać jak jest męski i silny. Wysportowany typ miał kondycję jak koń!
Moja udręka dopiero się zaczynała.
Po serii dość delikatnych wejść, przyszła kolej na przyspieszenie. Zaczął poruszać się we mnie bardziej intensywnie. Miałam wrażenie, że działa jak koło zamachowe lokomotywy. Że tłok w mojej pochwie nabiera tempa i mocy, coraz bardziej krzepko uderzając w jej dno...
Zaczęłam też wówczas intensywniej jęczeć, jakby starając się dotrzymać kroku jego poczynaniom. Moje jęki były krótsze i głośniejsze.
- Aaa, aaa! Ach!
On też stał się jakby bardziej agresywny. I jakby chciał to wyrazić bardziej wulgarnie.
- Co laluniu... Pewnie nigdy nie byłaś tak porządnie zruchana, jak ja cię teraz wyłomoczę!
Aż dreszcz mnie przeszedł po tej odzywce…
Czułam, że chcę być „zruchana”, „wyłomotana”, wykorzystana maksymalnie… i.. ostro. Wyszeptałam.
- Proszę… nie bądź tak ostry… Czy ja to wytrzymam…? Wrócę do domu obolała…
Wiedziałam, że ta prośba – swoisty hołd dla jego męskości, jeszcze bardziej go zdopinguje.
Nie myliłam się. Pokłusował szybciej! Silnie ocierał się o ścianki mojej pochwy, jakby zamierzał ją roztłuc…
- Musisz… uuu! Uuu! mnie damulko dobrze… uu! Uuu! zapamiętać! Wrócisz do domu z uu! Uu! rozepchaną cipą!
Bałam się, że mi ją nie tylko rozepcha, ale wręcz zmiażdży. Jęczałam żałośliwie wniebogłosy.
- Aaa! Aaa! Aaa! Boję się… że ona będzie nie tylko… Aaa! Aaa! Aaa! Rozepchana… ale wręcz roztłuczona! Aaa! Aaa! Aaa!
Jakby chciał stanąć na wysokości zadania. Dmuchał mnie jak opętany. Młócił. Wydawało mi się, że ciemięży mnie całą wieczność. Mruczał:
- Coś czuję, że nigdy w życiu tak sobie nie ulżyłem, jak sobie dzisiaj ulżę… W mojej laluni… w mojej suczce…
Nakazał, żebym uniosła nogi do góry, żeby jeszcze wygodniej mógł ładować w cipkę.
Posłusznie uczyniłam to, żeby oddać gestem moją pełną uległość. Poczułam go w sobie jeszcze mocniej. Pomyślałam wtedy, że jestem rżnięta jak dziwka… Bezpardonowo, po to, żeby mógł wyżyć się na mnie… ulżyć sobie we mnie… w mojej, tak mitrężonej piczy…Ta myśl mnie rozpalała.
Wyobraziłam sobie, jaki widok roztoczyłby się przed kimś, kto przekroczyłby drzwi kantorka. Wytworna damulka leżąca na plecach, z podciągniętą elegancką spódniczką, z zadartymi do góry długimi nogami w seksownych pończochach i szpilkach… między którymi uwija się, dosiadający ją wypakowany kafar… Przez plecy przeszedł mnie dreszcz. Natychmiast odwróciłam głowę i zerknęłam w stronę drzwi. Zamarłam! Dostrzegłam głowy młodych futbolistów, w tym chrześniaka - Marcinka! Co za wstyd, co za hańba!
Przerażona, wszczęłam lament, próbując zepchnąć trenera. Ale żwawy sportowiec, ani się zachwiał! Ani myślał przerwać galopadę! Dupczył mnie na oczach swych podopiecznych.
- Patrzcie, i się, kurwa, uczcie! Tak się grzmoci takie eleganckie pizdeczki!