Majteczki w paseczki
11 kwietnia 2018
Szacowany czas lektury: 20 min
Po bardzo długiej przerwie powracam z lekkim opowiadaniem. Życzę satysfakcjonującej lektury.
Gdy dzisiaj o tym myślę, nie potrafię znaleźć sensownego wytłumaczenia dla późniejszych wydarzeń. Może to było działanie pod wpływem impulsu, może brakowało mi czegoś w życiu, ale ostatecznie podjąłem szereg niefortunnych decyzji.
Kiedy miałem szesnaście lat, rodzice postanowili się przeprowadzić. Nie dziwiłem się, nawet im dopingowałem, gdyż stara kamienica, w której mieszkaliśmy, pochłaniała wszystkie oszczędności. Było mi żal, w końcu spędziłem tam praktycznie całe życie, ale wiązałem z tym miejscem równie wiele złych wspomnień, co dobrych. Nowy dom miał być również nowym początkiem. Chciałem się ogarnąć, nie podobało mi się moje życie, a szczególnie kontakty z płcią przeciwną. Napiszę wprost: byłem kiepski w te klocki, zwane flirtem i randkowaniem.
Sprzątaliśmy górę po malowaniu i zdzierałem folię z kaloryfera, gdy dostrzegłem damskie figi. W zasadzie, po bliższym obejrzeniu, był to dół stroju kąpielowego. Majtki w poprzeczne, kolorowe paski więcej odsłaniały, niż zasłaniały. Wydały mi się dziewczęce. A jednak gdy je trzymałem, całe zakurzone i pozbawione wyrazistości, zrobiło mi się gorąco. Trzymałem w ręku kobiecą bieliznę, może nawet niepraną, a więc ze śladami…
Pamiętam, że głowa zaczęła mi pulsować. Nie mogłem zrozumieć, skąd wzięło się to napięcie, ta duszność, która mieszała mi w głowie i zaburzała przepływ krwi.
- Filip! Potrzebny jesteś na dole! - krzyknęła mama.
Ja, jak przyłapany na oglądaniu pornosa, schowałem majtki do kieszeni i zbiegłem na dół. Udawałem, jakby kompletnie nic się nie wydarzyło, ale byłem kiepskim aktorem, bo mama od razu mnie wyczuła.
- A coś ty taki czerwony? Wszystko w porządku?
- Co? Nie, nic mi nie jest. Zmęczyłem się.
- Wreszcie wziąłeś się do pracy, leniu śmierdzący!
- Sławek! Jak ty się wyrażasz?!
Byłem zbyt skołowany, żeby samemu się bronić przed docinkami młodszego brata. Przynajmniej ojca nie było w pobliżu, żeby jeszcze on dorzucił swoje trzy grosze. Mimo wszystko wolałem sprowadzić temat na inne tory.
- Kto tu mieszkał przed nami?
- Państwo Wiśniewscy.
- Dlaczego sprzedali ten dom?
- Nie wiem, podobno się rozwodzili. Czemu cię to tak ciekawi?
Co miałem odpowiedzieć: że znalazłem czyjeś majtki i chciałbym je oddać? Wzruszyłem ramionami i z maksymalną obojętnością odpowiedziałem:
- Pytam z ciekawości. To jest ładny dom.
- To prawda. - Matula uśmiechnęła się do myśli. - Już ustaliliście, które pokoje rezerwujecie?
- Biorę pierwszy po lewej!
Dopiero po fakcie zrozumiałem, że zbyt agresywnie się odezwałem, wzbudzając niechcianą ciekawość.
- Nie, bo ja! - Sławek oczywiście musiał się sprzeciwić.
- Pokój to pokój, co ci tak zależy akurat na tym? - Mama zrobiła podejrzliwą minę.
- Podoba mi się.
- Ja go chcę! - Sławek nie odpuszczał.
- Już przestań, smarkaczu! Bez przerwy tylko chcesz się kłócić. Filip dostanie ten pokój i koniec.
- Ale…
- Żadnych dyskusji albo wybiorę twój pokój za ciebie!
Z ulgą przyjąłem milczenie brata.
- Swoją drogą, zabawna sprawa z twoim wyborem, Filip.
- Dlaczego?
- Należał do najstarszej córki Wiśniewskich.
Majtki w kieszeni zaczęły mnie parzyć. Dosłownie! Czułem je, jak wypalają znamię na udzie, a przez ranę do krwiobiegu dostaje się toksyna. Wyłączyłem się z rodzinnej dyskusji, skupiając całą energię na wyobrażeniu sobie dziewczyny. Pamięć kolorów i kształtu oraz wielkości skrawka materiału wywoływał u mnie obraz ze wszech miar ponętnej dziewczyny. Jakim cudem? Nie wiedziałem, ale rozmarzyłem się o moim ideale, którego bieliznę znalazłem.
- Co ty taki rozmarzony? Obiad ci stygnie.
- Nie jestem już głodny.
Ignorując pokrzykiwania matki, pobiegłem na górę do swojego nowego pokoju i wziąłem do ręki telefon. Obiecałem sobie, że dowiem się, jak wygląda ta dziewczyna.
Żaden ze mnie informatyk. Do takiego wniosku doszedłem po dwóch godzinach bezowocnych poszukiwań na FB, Snapchacie i innych serwisach. Albo dziewczyna nie istniała, albo, co bardziej prawdopodobne, nie podała swoich prawdziwych danych. Jej rodziców też nie znalazłem, chociaż to mnie akurat nie zaskoczyło. Dopiero podpytanie znajomych o niejaką Wiśniewską wskazało mi cel. Profil Agnieszki zawierał wyłącznie listę znajomych, jakieś płytkie myśli filozoficzne i sporo zdjęć krajobrazowych, ale ani jednego z nią.
Miałem ochotę się popłakać.
Moim jedynym celem życiowym stało się poznanie tej dziewczyny, sprawdzenie, czy zasłużyła na swoją bieliznę, czy tak jak wiele jej rówieśniczek, odwracała uwagę od mankamentów figury wyzywającymi strojami. Nie było żadnego adresu, żadnej szkoły, a wypytywanie jej znajomych na pewno zwróciłoby niechcianą uwagę, nie wspominając o tym, że pewnie nic by mi nie powiedzieli. Zdesperowany musiałem zwrócić się do niechcianego źródła.
- Mamo, a gdzie Wiśniewscy się przeprowadzili?
- Co cię tak interesują, że bez przerwy o nich pytasz?
Nie lubię kłamać, ale potrzeba zaspokojenia ciekawości była silniejsza niż uczciwość czy więzy rodzinne.
- Pytam z ciekawości.
- Nie bujaj mi tu. Co się stało?
- Nic, mamo. - Nie patrzyłem jej w oczy. - Znalazłem coś, co chyba należy do ich córki.
- No to daj mi to, ojciec widzi się z nimi w przyszłym tygodniu, więc przekaże.
- Nie, wolę osobiście. To chyba jakiś pamiętnik.
- A gdzie tam mógł się uchować pamiętnik? Wszystkie meble przecież zostały wywiezione.
- Był za kaloryferem.
Gdzieś usłyszałem, że dobre kłamstwo musi zawierać odrobinę prawdy. Znalazłem za kaloryferem? Tak. Było to coś bardzo, ale to bardzo intymnego? Oczywiście! Czy bardzo chcę oddać zgubę właścicielce? Uch…
- Jak chcesz. Mieszkają gdzieś na Łubiance.
Informacja, że przeprowadzili się na drugi koniec miasta i to dość rozległej dzielnicy nie napawał mnie optymizmem. Z tą myślą położyłem się spać. Wyciągnąłem majteczki i obracałem je na wszystkie strony. Sprawdzałem fakturę i wielkość; oglądałem z przodu, z tyłu, w środku i na zewnątrz. Rozciągałem, gniotłem i sprawdzałem wytrzymałość, jakbym był jakimś fachowcem od bielizny. A wszystko to robiłem, żeby wyobrazić sobie osobę, która je zakładała. Rysowałem w wyobraźni linię bioder, długie, zgrabne nogi, ponętny biust i twarz jak z najlepszego pornosa. Taka dziewczęca, drobna, ale z pazurem – doświadczona w łóżkowej sztuce i przede wszystkim z wielką chcicą na tego, który odniesie jej zgubę. To, co zrobiłem później, zszokowało mnie.
Przyłożyłem majtki do twarzy i się nimi zaciągnąłem. Poczułem wyłącznie kurz, przez co się nawet rozkaszlałem, ale wyobraziłem sobie zapach skóry. I cipki. Podnieciłem się momentalnie. Tak mocno, że nie mogłem się uspokoić. Przyłożyłem majtki do spodenek i pocierałem nimi sterczącego penisa. Wreszcie jednak nie wytrzymałem i zacząłem się masturbować.
Gdzieś we mnie krzyczał głosik, że postępuję źle. Że to, co robię, jest niewłaściwe i powinienem natychmiast zmienić swoje życie. Mimo to zamknąłem oczy i wyobraziłem sobie, jak mój ideał piękna i wyuzdania ujeżdża mnie, szepcząc, jakim to wspaniałym kochankiem jestem. To był bardzo, bardzo przyjemny orgazm, po którym szybko zasnąłem.
Jako że moje internetowe poszukiwania nie przyniosły rezultatu, musiałem skorzystać ze starodawnych metod poszukiwawczych. Wziąłem rower i udałem się na Łubianki. Ledwo żywy od szalonego pedałowania stanąłem na głównej ulicy i próbowałem zebrać myśli. Oto, co wiedziałem o Wiśniewskich: Widziałem małżeństwo raz i nie przyjrzałem się uważnie, ale powiedzmy, że miałem jakieś pojęcie o ich wyglądzie. Po drugie wiedziałem, że jeżdżą czarnym audi w wersji kombi. Niby niewiele, ale od czegoś trzeba było zacząć.
Potrzebowałem dziesięciu minut, żeby zwątpić w powodzenie poszukiwań.
Przede wszystkim nie byłem w stanie zajrzeć przez każde ogrodzenie. Niektórzy pobudowali prawdziwe mury albo wyhodowali gigantyczne tuje, żeby nikt wścibski nie zaglądał do środka. Do tego nie każdy parkował samochód przed domem, tylko w garażach. Nie miałem gwarancji, że właśnie nie minąłem właściwego domu!
Gdy już miałem odpuścić, bluzgając się za swoją naiwność, minęło mnie czarne Audi. Nie zastanawiając się ani chwili, wskoczyłem na rower i pognałem za nim. Jechałem jak szalony, a i tak za drugim zakrętem go zgubiłem. Gdy wjechałem na dziurawą jezdnię z rozsypującym się chodnikiem, prawie skręciłem kark od kręcenia głową na lewo i prawo. Szczęście mi dopisało, gdy dostrzegłem wreszcie samochód, a jakby tego było mało, ktoś zapomniał zamknąć bramę.
Gdzie było moje sumienie, gdy się zakradłem? Nie wiem, ale przypuszczam, że spało, gdyż cała krew odpłynęła do krocza. Niewłaściwość całej tej sytuacji była ku mojemu zaskoczeniu podniecająca. Oto zakradałem się jak jakiś gwałciciel do obcego domu, pragnąć zobaczyć właścicielkę majtek. Najlepiej nagą i spragnioną napalonego, obcego chłopaka. Naprawdę tak myślałem!
Przykleiłem się do ściany i zaglądałem przez okna. Większość pokoi niknęła w mroku, odsłaniając zaledwie niewyraźne cienie, co potęgowało moje zdenerwowanie. Dopiero kuchnia przyniosła jakąś ulgę, gdy rozpoznałem kobietę. Chociaż szyba i słabe światło w środku zamazywały szczegóły, domyśliłem się, dlaczego nie zwróciłem na Wiśniewską uwagi. Kobieta po czterdziestce nie prezentowała się urodziwie. Poszarpane, farbowane na blond włosy, układały się w niechlujne loki. Miała lekką nadwagę i poruszała się jak anemik. Na pierwszy rzut oka wyglądała na kobietę, która przestała się starać o siebie.
Zmartwiłem się nie na żarty, bo przecież to rzucało cień na moje wyobrażenia! A byłem święcie przekonany, że obcując z jedną parą zakurzonych majtek, doskonale poznałem ich właścicielkę. Zacisnąłem dłoń na materiale i wyciągnąłem z kieszeni. Zaciągnąłem się wonią, jakbym chciał dodać sobie odwagi. Odurzyć się narkotykami, wprowadzającymi mnie w bojowy szał. Bielizna pachniała potem i moim podnieceniem z dnia poprzedniego. Nabuzowany, dalej okrążałem dom.
Zatrzymałem się przy salonie, gdzie słaba lampka wraz z dużym telewizorem próbowały rozświetlić mrok. W zasadzie miałem ruszyć dalej, wmawiając sobie, że zostało jeszcze sporo okien, gdy ktoś się poruszył. To była ona.
Musiała być! Od razu poznałem, że to młoda dziewczyna, może w moim wieku. W przeciwieństwie do matki miała długie włosy koloru brudnego złota, rozpuszczone i wyczesane. Była chudziutka, może nawet za bardzo, co poznałem po skąpym ubraniu. Nosiła wyłącznie przyduży, biały T-shirt, odsłaniając długie, cienkie jak patyk nogi. Wstrzymałem oddech.
Stała do mnie tyłem, a ja próbowałem odszukać jakąś powierzchnię, która odbiłaby jej twarz. Podeszła do ekranu, ale nie wzięła pilota, tylko telefon. Coś z nim robiła, oparła się o lewą nogę, krzywiąc się. To wystarczyło, żebym dostał wypieków. Koszula uniosła się odrobinę, odsłaniając równie białe majteczki. Nie miałem już wątpliwości, że to ona.
Przykleiłem się do szyby i pożerałem wzrokiem malutki kawałek materiału oraz udo. Wyobrażałem sobie słodycz jej pochwy, cudowność sztywnych brodawek i te podniecające jęki, gdy pieściłem jedne i drugie. Mój penis znów zesztywniał, zatrzymując się na tynku ściany. W ogóle tego nie kontrolowałem. Zacząłem ocierać się o powierzchnię, napierać na nią, tylko żeby poczuć jakiś ból, jakiś wysiłek, który doprowadzi mnie do spełnienia. Między mną a dziewczyną musiała powstać jakaś niematerialna więź, gdyż w tym samym momencie, gdy zamierzałem wyciągnąć kutasa ze spodni i zaspokoić to, co nieusatysfakcjonowane, obróciła się. Wciąż pochylona nad telefonem, podrapała się po brzuchu, podnosząc mocniej koszulę. Chociaż dostrzegłem niewyraźnie fragment płaskiego brzucha, wyobraziłem sobie, że siada na mojej twarzy. Zawyłem, gdy puściły moje zwieracze. I prawie się zdemaskowałem.
Gdy podniosła głowę, ja swoją opuściłem przerażony. Wreszcie dotarła do mnie powaga całej sytuacji. Zaślepiony lękiem przed potencjalnymi konsekwencjami, uciekłem między krzakami, porwałem rower i pognałem ulicą z powrotem do domu, z rosnącą plamą na spodniach.
Nic nie pamiętałem z pierwszych godzin dnia następnego. Kiedy wstałem, co jadłem, do jakiego autobusu wsiadłem i z kim się witałem w szkole. Byłem jak lunatyk – oddychałem, chodziłem, ale nie miałem tego świadomości. Popadłem w przedziwne odrętwienie, coś pomiędzy wymarzonym przez siebie pierwszym razem a dokonaniem najgorszej zbrodni. Moje ciało nie wiedziało, jak reagować. Gdy ją zobaczyłem, jak wchodzi do mojej klasy, wszystkie emocje i wrażenia z wieczora dnia poprzedniego wróciły. Tarcie spodni o szorstki tynk, chłód parującej od oddechu szyby, duszność w płucach, ćmienie głowy. Napiąłem mięśnie i zamierzałem uciekać, gdyż musiała na pewno przyjść, zidentyfikować mnie jako podglądacza i włamywacza. „Co za wstyd!”, pomyślałem i oblałem się purpurą. Spuściłem wzrok i czekałem na wyrok.
- Poznajcie swoją nową koleżankę, Agnieszkę Wiśniewską.
Tylko tyle i aż tyle. Nauczycielka wskazała jej miejsce po drugiej stronie sali i zajęła się lekcją. Agnieszka nie powiedziała słowa, tylko lekko zagubiona uniosła rękę w geście ni to przywitania, ni to błagania o nierozstrzelanie jej. A ja gapiłem się na nią całą lekcję. I następną. I na przerwach śledziłem ją wzrokiem. Zachowywałem się irracjonalnie, chociaż wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Byłem przekonany, że to jest tortura, że ona wie, co zrobiłem, ale chce, żebym najpierw dostał zawału, a odratowanego wsadzili do poprawczaka.
Gdy pod koniec dnia spojrzała na mnie i podeszła, kolejny raz poczułem się jak mysz wyśledzona przez kota. Próbowałem uciec, ale skutecznie odcięła mi drogę ucieczki.
- Hej ty!
Była zła. Nadeszła moja kara.
- Czemu gapisz się na mnie cały dzień? Jesteś jakimś perwem?
- Co? Nie. Nie! - roześmiałem się głośno. Szaleńczo. - Po prostu wydaje mi się, że cię skądś znam.
Jej twarz złagodniała, a ja nabrałem odwagi, by przyjrzeć się jej dokładnie. Była jedną z tych dziewczyn, o których mówi się, że są ładne, dopóki nie zobaczy się ładniejszej. Miała lekko jajowatą głowę, małe oczka i wąskie usta. Twarz zdobiły nieliczne pryszcze, za to jej szczupłość uwydatniła kości policzkowe, nadając jej twarzy trochę gniewny wyraz. A może po prostu była zła, że jakiś zboczeniec bez przerwy ją obczaja? Mimo wszystko, w tamtej chwili była najpiękniejsza na świecie, a beznamiętny strój i włosy spięte w aseksualny kok, były tylko przykrywką dla wulkanu namiętności i rozpusty.
- Ja cię nie kojarzę.
- Wiśniewska tak? Wydaje mi się, że moi rodzice kupili dom od jakichś Wiśniewskich.
- Na Reymonta?
- Tak.
- To my.
- Aha.
Tak staliśmy naprzeciwko siebie, oboje nie wiedząc, co powiedzieć teraz. W końcu przemogłem impas.
- Sorry, że się tak gapiłem. Jakbyś potrzebowała pomocy, to daj znać.
- Wiesz co? W sumie to dobrze, jakby mi ktoś pożyczył notatki. Nie wiem, co teraz przerabiacie.
- Spoko. Możemy spotkać się nawet dzisiaj.
Uśmiechnąłem się zbyt mocno. Entuzjazm ze mnie kipiał, gdy zrozumiałem, że policja nie czeka na mnie za szkołą. Ona zinterpretowała to zupełnie inaczej, patrząc na mnie krzywo.
- To nie jest randka.
- Co? Nie, nie, nie! Sorry, jestem dzisiaj roztrzepany.
Albo niedotrzepany, pomyślałem, gdy zaswędziało mnie krocze.
- Słuchaj, to może nie dzisiaj, jak ci nie pasuje. Jest mi to obojętne.
Oczywiście nie było, ale musiałem zamaskować swój stan innym.
- Nie no dobra. Mieszkam na Łubiance.
- Luz. To widzimy się przed szkołą.
- Ok.
Odmaszerowałem, walcząc z przemożną potrzebą, żeby się odwrócić. Wytrzymałem, przyznając sobie w głowie najwyższe państwowe odznaczenie.
Droga przebiegła w sztywnej wymianie zdań, krążących wokół szkoły. Wprowadzałem ją w nasze zwyczaje, opowiadałem o nauczycielach, od czasu do czasu zadając osobiste pytania, ale odpowiedzi były zwykle lakoniczne. Podróż autobusem była pierwszy raz w życiu przyjemnością. Przewyższałem Agnieszkę o głowę, więc mogłem bezczelnie zaglądać jej w dekolt, kiedy nie patrzyła. Nie był wielki, ot mała szczelinka, między koszulką a biustem. Jednakże skrywała tyle fantastycznych marzeń, że uśmiechałem się jak głupi do sera, wywołując w niej nieprzerwane zdziwienie. Tylko raz spanikowałem.
- Mieszkam tu od niedawna, więc jeszcze nie znam wszystkich ulic.
Gdy wysiedliśmy z autobusu, rozglądała się chwilę z wahaniem.
- W tę stronę.
- Skąd wiesz?
- Aaa, mam tu kumpla, który wspominał, gdzie był wystawiony dom na sprzedaż.
Zełgałem gładko, uśmiechając się przy tym zupełnie niewinnie. Patrzyła na mnie podejrzliwie, ale w końcu odpuściła.
Dom okazał się ruderą. Dzień wcześniej byłem zbyt zamroczony pożądaniem, żeby przyjrzeć się okolicy, ale teraz już na spokojnie, stwierdziłem, że nie jest dobrze. Tynk poszarzał i odpadł w wielu miejscach, okna były w wieku moich rodziców, a wokół domu panował straszny burdel. Już płot na wejściu odstraszał zardzewiałą i w wielu miejscach dziurawą siatką. Zrozumiałem również, że brama była otwarta, ponieważ nie nadawała się w ogóle do użycia.
- Dopiero co się wprowadziliśmy, nie było czasu wszystkiego ogarnąć.
Wytłumaczyła się Agnieszka, a ja, jak prawdziwy dżentelmen, chciałem przyjść jej z pomocą, tłumacząc, że rozumiem ją, bo mamy to samo. Tylko że to nie byłaby prawda.
Dom był pusty. Powiedziała, że starzy są w pracy, a młodsza siostra na dodatkowych zajęciach. Chyba nie muszę pisać, jak ucieszyła mnie ta wiadomość. Ani jak mocno zaczęła pracować moja wyobraźnia. Zaprowadziła mnie do pokoju na piętrze i zaproponowała coś do picia. Zgodziłem się grzecznie, po czym zostałem sam w jej pokoju. Samiuteńki w pokoju swojej miłości!
Rozglądałem się uważnie, wchłaniając każdy szczegół, ale szybko zatrzymałem się na szafie. Rozchyliłem skrzydło i przyjrzałem się wiszącym ubraniom. Zawiodłem się, gdy nie odnalazłem najwspanialszych wyrobów bieliźnianych, mających rozpalić zmysły do czerwoności. Na szczęście mój zawód zrekompensowało inne odkrycie – kosz na bieliznę. Nasłuchiwałem przez chwilę, ale panująca w domu cisza przekonała mnie, że moje zamiary nie są zagrożone. Zajrzałem do środka.
Wstrzymałem oddech. Nie potrafiłem się poruszyć na widok sterty majtek i biustonoszy. Rzucone niedbale, pogniecione, niektóre poplamione – święty Graal. Bałem się dotknąć, jakbym miał zbezcześcić największą świętość, ale w końcu się przemogłem. Chwyciłem białe majteczki z góry i zaciągnąłem się ich wonią. Zapach był mocniejszy od wszelkich narkotyków, jakie mogłem w życiu zażyć. Poczułem, jak podniecenie rozpełza się od płuc po reszcie ciała. Powietrze stało się gorące, a ja miałem ochotę rozebrać się do rosołu.
- Co ty robisz?!
- Ja? Nic…
Czerwony jak burak było najdelikatniejszym określeniem mojego wyglądu. Wściekła i przerażona patrzyła, jak trzymam w ręku jej majtki. Z tego nie dało się nijak wybronić.
- Ty zafajdany zboczeńcu! To ty mnie wczoraj podglądałeś?! Ty?
- Nie, ja nie wiem…
- To byłeś ty. Zaraz zadzwonię na policję!
- Czekaj, mogę to wytłumaczyć!
- Niby jak?
- Znalazłem twoje majtki w moim domu.
- Co?!
- Moi rodzice kupili wasz dom! Proszę, znalazłem je za kaloryferem.
Wyszarpałem majteczki w paseczki z kieszeni plecaka i wyciągnąłem przed siebie, jakbym sprezentował ostateczny dowód mojej niewinności.
- Dlatego się podkradłeś i mnie podglądałeś? Dlatego gapiłeś się na mnie cały dzień w szkole?
- Przepraszam, nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Gdy znalazłem twoje majtki, odbiło mi. Poczułem takie pożądanie, że nie mogłem się ogarnąć.
- Zakurzone majtki cię podnieciły?
Wiedziałem, że się pogrążam. Nie było żadnego wytłumaczenia mojego zachowania. To była patologia w czystej postaci, a mnie czekało jedynie więzienie. Jednak najgorsza była świadomość, że Agnieszka nigdy nie będzie moja. Wszystkie te fantazje…
- Nikt mnie jeszcze nigdy nie pożądał.
Zamrugałem oczami z niedowierzania. Spodziewałem się serii wyzwisk, zakończonych telefonem do mamy i na policję, a nie zagubionej miny. Dziewczyna czegoś oczekiwała.
- Tego nie da się opisać! Nie mogłem spać i jeść. Szukałem cię w Internecie, a gdy dowiedziałem się, gdzie mieszkasz, jeździłem jak głupi od domu do domu. Gdy pojawiłaś się w szkole, myślałem, że nie wytrzymam. Wciąż nie mogę, ale się staram.
- Poważnie?
- Bóg mi świadkiem!
Prawa ręka na sercu, lewa w górze i zamierzałem klękać do przysięgi. Powstrzymała mnie gestem, którego nie byłem w stanie przewidzieć, a jednocześnie nie mieścił się w moich fantazjach. Podeszła i pocałowała mnie.
Zrobiła to szybko, nerwowo, więc w zasadzie oprócz nacisku na usta, nic nie poczułem. A jednak moje życie właśnie się zmieniło.
- Kocham cię.
Zaśmiała się, gdy to powiedziałem. A mimo to nie uciekła i nie zbluzgała mnie. Podeszła jeszcze raz i pocałowała powtórnie, ale tym razem ją przytrzymałem. Chociaż wyobrażałem sobie wszystko, nic się nie równało rzeczywistości. Gdy poczułem ciepły i miękki język w ustach, prawie się spuściłem. Jeżeli mokry pocałunek dostarczał takich wrażeń, co było dalej?
Lizaliśmy się wieczność, zanim nasze ciała zapragnęły więcej. Poczułem jej dłoń na kroczu.
- Ojej, jaki wielki. - Przygryzła usta, próbując nie śmiać się nerwowo.
- To ty tak na mnie działasz.
Chciałem być szelmowski, pewny siebie, ale wywołałem tylko prychnięcie. Mimo to nie przestała mnie pocierać. Moje biodra pominęły mózg i zaczęły się poruszać, tylko żeby zwiększyć wrażenie dotyku. Niewprawnie chwyciłem jej biust, wywołując coś pomiędzy westchnieniem przyjemności a krzykiem zaskoczenia. Wtedy pojąłem, że oboje jesteśmy niedoświadczeni. Jednakże nie miało to najmniejszego znaczenia.
Nagle pociągnęła moje spodnie w dół, odsłaniając nabrzmiałego fallusa. Gapiła się na niego bezwstydnie, pocierając delikatnie ręką.
- Wow, to mój pierwszy kutas.
- Chcesz spróbować?
Spojrzała na mnie jak na wariata, ale i tak klękła. Bawiła się dłońmi, ściskając i naciągając, po czym ściągnęła napletek. Zbliżyła twarz i powąchała go.
- Fuj, ale śmierdzi! Nie włożę go do ust.
- Nie musisz. Pokaż mi swoją muszelkę.
Znów parsknęła, ale nawet przez myśl nie przeszło mi ją krytykować. Tym bardziej że posłuchała i ściągnęła spodenki oraz majtki. Niewygolone łono było najpiękniejszym dziełem sztuki i mistrzostwem tysięcy lat ewolucji. Wszystkie te cipki z pornosów wydały mi się mizerną imitacją bladego łona Agnieszki. Ciemne włosy sterczały na wszystkie strony, bez ładu i składu, ale właśnie ten chaos mnie urzekł.
- Mogę?
Wykonała gest, którego nijak nie mogłem zrozumieć, ale uwierzyłem, że był wyrazem zgody. Klęknąłem przed nią i patrzyłem z lubością na trójkąt. Poruszała nogami, a jej ręce co chwilę zasłaniały intymne miejsce.
- Wyglądasz pięknie.
- Dzięki.
Rozsunąłem dłonie i przybliżyłem twarz. Poczułem zapach… Nie potrafię go opisać. To był seks i rozpusta, którego wersja butelkowa zapewniłaby fortunę każdemu. Zapach jej potu, włosów łonowych, prawie dziesięciu godzin w ruchu odurzały mnie i ogłupiały. Pocałowałem ją w ten gąszcz, ale szybko zrozumiałem, że to nie jest mój cel. Ten był niżej.
Przyłożyłem dłoń do cipki i poczułem wilgoć. Między palcami rozciągały się pomosty śluzu. Spróbowałem go i rozpłynąłem się w rozkoszy.
- Jesteś obrzydliwy.
W jej głosie nie było grama obrzydzenia i krytyki. Polizałem ją po łechtaczce, sprawiając, że zadrżała. Wtedy nie miałem pojęcia, co robię, tylko bezmyślnie wędrowałem językiem po jej ciele. Zachowywałem się jak spragniony w oazie. Jakby ktoś mnie gonił albo dał ograniczony czas. Musiałem spróbować jej całej i to naraz. Przycisnęła moją twarz do krocza, utrudniając oddychanie, chociaż wtedy czułem wyłącznie wdzięczność. Grzebałem w różowych, miękkich i gorących fałdkach, odkrywając w nich sens życia i spełnienie wszystkich marzeń. Czy mogło być lepiej?
- Chcę, żebyś we mnie wszedł.
Gdy to powiedziała, oderwałem się od minetki i masturbacji, i spojrzałem z rozmarzeniem. Zrzuciła koszulkę, odpięła biustonosz, odsłaniając najsłodszy biust pod słońcem i położyła się w łóżku. Gdy klęknąłem nad nią, czerwieniła się ze wstydy, nie potrafiąc spojrzeć mi w twarz. Zacząłem bawić się jej cycuszkami, jakże małymi i zarazem najwspanialszymi. Byłem przekonany, że nigdy więcej nie skosztuję smaczniejszych sutków. Rosły mi w ustach, sztywniały prawie jak mój kutas. Agnieszka przekrzywiła głowę na bok i zagryzła knykieć, żeby stłumić jęki. Mój język znów szalał, wspomagany nerwowymi dłońmi. Wreszcie rozszerzyłem jej nogi.
Zapewne, gdyby ktoś doświadczony patrzył na nasze harce, śmiałby się do rozpuku, z perspektywy czasu mnie się chce śmiać. Lecz wtedy uczucie, gdy przyłożyłem rozpalonego kutasa do jej łona, nie było do opisania. To jak dotknąć boskości, doświadczyć cudu. Nie miałem pojęcia, jak się ułożyć, a ona, chociaż chciała mi pomóc, też nie wiedziała, co robić. Wreszcie zniecierpliwiony, wmówiłem sobie, że trafiłem i zacząłem się ocierać. Czułem ból i ogromną potrzebę, żeby zrobić to jak najszybciej, jak złodziej podczas włamania. Chyba nawet nie było dziesięciu pchnięć, gdy sperma wstrzeliła na podbrzusze Agnieszki.
- Fuuuj!
Klęknąłem i dysząc ciężko, patrzyłem z satysfakcją. Po niej w ogóle nie było widać wcześniejszego podniecenia.
- To wszystko? Nawet we mnie nie wszedłeś.
- Jak to nie?
- Ocierałeś się o mnie.
Starła odrobinę spermy i bawiła się nią między palcami. Podziwiała ją jak jakiś okaz na lekcjach biologii. Wtedy ją powąchała i spróbowała.
- Tfu, ale słona! Łeee!
A ja byłem znów sztywny. Patrzyłem na drobne, blade ciało, częściowo splamione moim nasieniem. Poczułem niesamowite podniecenie na myśl, że zbezcześciłem niewinną osobę. Rozgrzała mnie myśl, że właśnie przestałem być prawiczkiem.
- Poczekaj, teraz trafię.
Tym razem się nie śpieszyłem. Podpatrywałem moje ruchy, podziwiałem rozedrgane i zaczerwienione ciało dziewczyny, po czym wszedłem. Jakże była ciasna! Zrobiłem wielkie oczy, lecz nie większe niż ona, gdy poczuła mnie w sobie. Dostrzegłem grymas bólu, ale jednocześnie jakieś oczekiwanie. Zacząłem poruszać biodrami. Czułem, jak mój napletek zsuwa się bardzo nisko, niżej niż kiedykolwiek się masturbowałem. Mimo że była niesamowicie wilgotna, czułem ból, ale nie dorównywał on przyjemności. Walcząc z niewygodą, bo to była zupełnie dla mnie nowa pozycja, zacząłem pieprzyć Agnieszkę.
Rozłożyła szeroko ręce, zamknęła oczy, oddychając przez usta i jęczała.
- Och, och, och. Aaa…
Zaczęła bawić się piersiami, a ja na ten widok oblizałem usta. Chciałem nawet ją ugryźć, ale byłem zbyt skupiony na ruchach bioder, żeby to zrobić. Wtedy stało się coś dziwnego. Agnieszka zadrżała, wygięła się i zrobiła wielkie oczy. Przeraziłem się. Myślałem, że uszkodziłem jej jakieś organy, że właśnie wykrwawia się na moich oczach, tym bardziej że wrzasnęła nieziemsko, wciągając na końcu powietrze. Opadła na pościel i drżała, a ja wciąż byłem w niej.
Gdy dotarło do mnie, że przeżywała właśnie orgazm, a nie kona, dokończyłem dzieła. Jęczała dalej, ale już z bólu, odpychała mnie rękami, ale byłem zbyt podniecony, żeby przestać. Poruszałem się w niej, a ona, czy tego chciała, czy nie, robiła mi dobrze. Przeszły mnie ciarki, gdy nasienie kolejny raz popłynęło, ale tym razem w jej wnętrzu.
Leżeliśmy tak, dopóki na dole nie trzasnęły drzwi. Nigdy wcześniej i nigdy później nie byłem tak przerażony, jak wtedy. Nie, błąd, później jeszcze raz omal nie zemdlałem.
Gdy cztery miesiące później usłyszałem, że Agnieszka jest w ciąży. Wciąż nie rozumiem, co mnie opętało, gdy znalazłem majteczki w paseczki.