Lexus
7 lipca 2012
Szacowany czas lektury: 15 min
Handy - tak na nią wołali i to nie wiadomo dlaczego, bo jej prawdziwe imię to Natalia. Może dlatego, że trudniej jest wymówić Natalia, niż Handy. Nieważne... Handy wjechała na parking firmy i dostrzegła wolne miejsce. Świetnie – ucieszyła się... i wtedy właśnie zadzwonił ten cholerny telefon. Sięgnęła do torebki, dźwięk natarczywie wdzierał się w uszy... wcisnęła sprzęgło... gdzie ta komórka... jest... Wysupłała spośród miliona drobiazgów telefon i kiedy wydobywała go z torebki, wysunął się i spadł. Odruchowo pochyliła się i poczuła wstrząs...
- O, kurcze... właśnie uderzyła w samochód prezesa... W tył nowego czarnego lexusa... W auto, które od kilku dni było przedmiotem dumy szefa!
- Cholera... wyrwało się jej... Uderzenie nie było mocne. Dostrzegła, z przerażeniem, że roztrzaskała w drobiazgi tylną lampę. Taka lampa to kilka miesięcy jej pracy... Większych strat nie dostrzegła. Czy jej samochód ucierpiał? Teraz to nie było ważne... rozejrzała się... nikt nie widział... Przejechała na wstecznym kilkanaście metrów i skręciła. Dojechała w okolice parku. Zatrzymała się. Nie, nie wysiadała. Serce biło szybko, jakby chciało wyrwać się z klatki piersiowej...
Przerażenie paraliżowało krtań... Telefon zadzwonił ponownie. Odebrała. Operator zawracał głowę jakąś promocją... Spadaj! Rozłączyła się zirytowana... Nie odczuwała skruchy, że zachowała się niegrzecznie.
Telefon do Zuzy – Zatrułam się czymś – muszę zostać w domu... będę w pracy za dwie- trzy godziny... Alibi zapewnione... Teraz spokojnie obejrzy swojego peugeota...
Nic się nie stało. Niewielkie zarysowanie na błotniku...
***
Centrum handlowe. Sklep z ciuchami. Natalia przymierza kilka bluzek. Decyduje się na jedna z nich. To na odtrutkę psychiczną. Na poprawę humoru. Pod firmę dojeżdża za godzinę. Jest spokojna.
Prezes szaleje. Wściekły, jak rozjuszony byk... Przeklina, wrzeszczy... pani Haniu – natychmiast spis wszystkich kierowców, którzy dziś odbierali towar... z godzinami przyjazdu... Nogi powyrywam.... Hania zajmuje się logistyką, dokładniej koordynacją transportu.
- Coś złego się stało? – pyta Natalia. Prezes eksploduje. Zabiję drania – ryczy - wyrzucę na zbitą mordę... Nie za to, co zrobił, ale za to, że uciekł... Skurwysyn... Wyleci z wilczym biletem... na wieczne, kuźwa bezrobocie wyleci! Już ja się o to postaram!
Natalia opanowuje emocje... dobrze, że dopiero teraz przyjechała... Czy ktoś mógł ją wcześniej widzieć?
Na szczęście nie... Na pewno!!!. Gdyby widział... lepiej nie myśleć!
Drukarka wypluwa spis samochodów – są zaledwie trzy... Hania na drżących nogach niesie wydruk. Prezes stoi w otwartych drzwiach gabinetu i drze się do Marcela – znajdź mi tego skur..., powiedział... Dodał jeszcze, co zamierza zrobić z winowajcą, ale nie nadaje się to do powtórzenia...
Handy wychodzi. Idzie z Marcelem korytarzem.
- Coś nie tak - pyta Marcel – jesteś dziwnie blada?
- Dziękuję, mam coś z żołądkiem, ale już lepiej... nie lubię, jak ktoś podnosi głos. Spinam się i denerwuję... Natalia spogląda w oczy Marcela. Czuje niepokój. To nie jest ten sam Marcel, co zawsze. Wydaje się dziwnie wyniosły.
Spojrzał w jej oczy... - jak myślisz, co prezes zrobi temu kierowcy, jak go dorwie?
- Nie wiem, Natalia poczuła, że czerwieni się... Muszę iść...
Dziwnie ten Marcel patrzy... czy coś podejrzewa? - sprawdzę, dokąd poszedł... odwróciła się w kierunku okna. Marcel wyszedł na parking... Dobrze, że zaparkowała z drugiej strony... O kurcze – teraz poszedł tam... Natalia weszła do toalety i delikatnie uchyliła okno... Stąd dobrze widziała swoje auto... Marcel stał przy nim i głaskał opuszkami palców maskę... Dokładnie w tym miejscu, w którym było niewielkie wgniecenie...
Teraz poczuła, jak krew napływa jej do głowy. Dusi ją niewidzialny potwór, który ściska klatkę piersiową... Trudno oddychać... Autentycznie się boi. Drżenie łydek było nie do opanowania...
Marcel spojrzał w górę. Akurat teraz. Tylko tego brakowało! Cofnęła głowę, ale chyba dostrzegł jej głowę w oknie. W odbiciu w szybie okiennej zobaczyła, jak fotografuje telefonem maskę jej samochodu i wraca do budynku...
Nie mogła odnaleźć sobie miejsca... Siedziała teraz przed ekranem komputera, ale nie potrafiła zebrać myśli... ręce... jej zawsze spokojne ręce trzęsły się... Co będzie??? Przecież szef się dowie, wyrzuci ją z pracy... a co z kredytami... Co z zadatkiem na mieszkanie – wpłaciła przedwczoraj dwadzieścia tysięcy... A co ze studiami podyplomowymi, na które właśnie miała zamiar się zapisać?
Może Marcel niczego nie zauważył... Po co robił zdjęcie samochodu?
Była pewna, że przyjdzie... Nie myliła się. Marcel wszedł do jej pokoju o 14.30. Położył na biurku srebrzysty krążek. - Obejrzyj to, Handy - powiedział. Do zobaczenia... i wyszedł.
Do jakiego zobaczenia? Natalia włożyła płytkę do komputera. Na monitorze pojawił się zapis monitoringu z bramy głównej. W prawej części ekranu widzi tył lexusa. Peugeot wjeżdża na parking o 8:35. Widać, jak kierowca schyla się, jedzie, nie widząc drogi i uderza w tył samochodu prezesa. Jest 8.36 i peugeot pośpiesznie odjeżdża... i tyle. Nawet minutę to nie trwało. W dolnej części ekranu wyświetla się jej powiększony numer rejestracyjny. Wszystko.
Dzwoni telefon. Natalia podnosi słuchawkę.
- Chcesz o tym porozmawiać? Cisza... Pytam, bo nie wiem, czy zasługuję na Oskara? Szybka decyzja!!!
- Tak – szepcze Natalia do słuchawki. Głos jej drży. Nie mów nikomu, proszę...
- Dzban wodę nosi, dopóki mu się nie urwie. Tobie się urwało. Ucho ci się urwało mała! Po południu dowiesz się co masz robić.
- Natalia nie może zebrać myśli – czuje się, jak w śnie... To wszystko wydaje się nieprawdopodobne... Uszczypnęła się w udo. Zabolało!
- Proszę, nie mów nikomu... jej głos był tak zdławiony, jakby przełykała kluskę.
Trzask po drugiej stronie oznaczał, że Marcel odłożył słuchawkę. Chyba już jej nie słyszał.
Telefon milczał. Nic się już nie wydarzyło tego dnia w pracy, nic, kiedy jechała do domu i nic, kiedy zabrała się za porządki, aby czymkolwiek się zająć. SMS dotarł po piątej. Był krótki: Hotel Italia, pokój 16, godzina 21.00! To wszystko.
***
Peugeot Natalii zajechał przed hotel dwanaście minut przed wyznaczonym czasem. Siedziała długo w aucie. Nie wysiadała. Po dziewiątej wyszła, przeszła obok milczącego recepcjonisty. Przeszła długim korytarzem i trzykrotnie zapukała do drzwi pokoju numer 16. Otwarte – usłyszała. Nacisnęła klamkę i weszła. Marcel siedział niedbale w fotelu, w szlafroku, z jedną nogą przełożona przez oparcie. Stała przed nim, ze spuszczoną głową, jakby wstydząc się spojrzeć mu w twarz. Wyglądała na mniejszą niż zwykle i totalnie zagubioną.
- Chodź bliżej, Handy – rzucił krótko Marcel. Przeszła niepewnie kilka kroków i znów się zatrzymała tym razem w odległości niecałych dwóch kroków.
- Czego pan ode mnie chce? - zapytała, – po co miałam tu przyjść? Powiedziała to cicho, drżącym głosem. Zdała sobie sprawę, że zwróciła się do Marcela per "pan" a przecież w firmie mówili sobie przez "ty".
- Wiesz dobrze, czego chcę – Marcel wydawał się bardzo pewny siebie. Przyszłaś, kupić moje milczenie. Mowa jest srebrem a milczenie, wiesz czym...
- Nie mam pieniędzy...
- Oboje wiemy, że nie chodzi o pieniądze, prawda.
- Proszę, dogadajmy się...
- Zdejmij bluzkę
- Co?
- Zdejmij bluzkę... Chcę sprawdzić, czy mamy o czym rozmawiać.
Natalia rozpłakała się. Łzy spływały po jej policzkach. Tusz rozmazał się na policzkach.
Marcel podał papierową chusteczkę. Wysmarkaj się mała – powiedział tonem zdobywcy... No, dalej – to trwa zbyt długo!!!
Natalia spojrzała w jego oczy. Były wstrętne. Pewność siebie i nieopisane poczucie wyższości... Poczuła jeszcze większe przerażenie sytuacją. Teraz, teraz właśnie pragnęła bezpiecznie przytulić się do kogoś kochanego i zapomnieć o okrutnym świecie...
- Niech pan na nic nie liczy. Na nic! Wolałabym umrzeć!!! Brzydzę się takim... takim...!
Nie dokończyła... zabrakło odpowiednio dosadnego słowa, ale Marcel nie czekał, aż Natalia zakończy wypowiedź.
- Dobrze, laska – możesz iść – miło się rozmawiało. Wskazał ręką drzwi. Spadaj,... i nie zawracaj mi głowy!
Natalia zadrżała. Przecież musi się jakoś dogadać z tym draniem...
- A jak... bezradnie spojrzała w jego oczy... a jeśli zdejmę bluzkę to wystarczy...
- Myślę, że tak - Marcel zadziwiał spokojem... - to chyba nie jest wysoka cena za milczenie w takiej sprawie...
- Nnie... wiem... wstydzę się.
- Marcel odstawił kieliszek. Laska – powiedział. Powiedział to takim tonem, że ciarki przebiegły po jej plecach. Nie mam ochoty na głupie podchody! Rozbierasz się, albo spadasz – i żebyśmy się dobrze rozumieli – całkowicie się rozbierasz... Jasne... A później będziemy się kochać.. Marcel nie miał zamiaru być miły. - No już – powiedział rozkazująco!!! Nacisnął PLAY na odtwarzaczu. Z głośników dobiegło niezbyt głośne "Imagine".
Krew uderzyła do głowy Natalii. Przecząco pokręciła głową. Marcel wstał, pochwycił jej łokieć i wyprowadził na korytarz. Pchnął ją lekko i głośno zamknął za nią drzwi. Spokojnie napełnił szklaneczkę złocistym płynem. Rozsiadł się w fotelu. Rozkoszował się dźwiękiem ulubionego utworu. Podniósł szkło do ust. Za drzwiami panowała cisza. Nie słyszał kroków. Był pewien, dalszego przebiegu zdarzeń. Nie wiedział tylko, jak długo to potrwa.
Czekał.
Drzwi uchyliły się po kilkudziesięciu sekundach. Natalia weszła bez słowa do pokoju, stanęła w połowie odległości miedzy nim, a drzwiami i powoli, ociągając się rozpinała guziczki. Drżała...
Kiedy rozpięła ostatni guzik, spojrzała na Marcela błagalnie, jakby oczekiwała, że stanie się cud.
Milczał... patrzył przed siebie, ignorując ją wzrokiem. Nie istniała, mimo, że właśnie zsunęła bluzkę i położyła ją na oparciu krzesła...
Sączył w milczeniu whisky i zastygł w bezruchu, jakby obraz na przeciwległej ścianie był czymś godnym najwyższej uwagi. Nadal bez słowa...
Natalia odchyliła ręce do tyłu i wyszukała zapięcie stanika... Przesunęła dłonie na miseczki i zamarła w takiej pozycji...
Marcel nadal ją ignorował.
Zsunęła stanik... Położyła na bluzce.... Dłonie położyła na piersiach...
Marcel nalał drugą szklaneczkę. Nie wstał, powiedział tylko – masz, napij się i wskazał palcem.
Nie chciała pić...
- Napij się, zanim pójdziesz - powtórzył. O tamtej sprawie już przestaliśmy rozmawiać. Nie chciałaś, to nie. Handy - twoja decyzja. No co tak stoisz? Koniec wizyty, spadaj!
- Nie, proszę...
- Ręce!!! Marcel był wyraźnie zniecierpliwiony. Spójrz, gdzie je trzymasz! Nie wiesz mała, czego chcesz. Idź już i nie zawracaj mi głowy.
Jej ręce zakrywały piersi. Powoli, ze wstydem, opuściła je w dół na brzuch i spoglądała teraz na Marcela z wielkimi znakami zapytania w oczach.
- Teraz dobrze...? Proszę... Bardzo mi zależy - wyszeptała.
Wstał i powoli podszedł. Położył dłoń na jej prawej piersi. Nie, nie był to delikatne muśnięcie. Samiec manifestował, że ma takie prawo. I tyle. Bezczelnie patrzył w jej oczy. Wykonała gest, jakby chciała go odepchnąć, ale nie... Opuściła wzrok i czekała.
Bawił się jej sutkiem. Stawał się sprężysty. Uśmiechnął się i szarpnął zapięciem jej spódniczki.
- Co pan robi? – powiedziała bez sensu.
Wykonała ruch dłonią, jakby usiłowała przytrzymać tkaninę, ale Marcel zdecydowanym ruchem pociągnął w dół.
- Jest pan potworem - powiedziała.
- Mała, powiedział Marcel. Powiedziałem, że możesz sobie iść, jak ci się coś nie podoba... Wkurzasz mnie! Mam tego dosyć.
Odwrócił się. Usiadł ponownie w fotelu. Natalia stała bezradnie, w samych majtkach, spódniczka opadła na buty.
- No co, nie rozumiesz? Wizyta skończona. Spadaj wreszcie i kończmy tę błazenadę! Tam są drzwi! No, już!!!! Marcel wskazał dłonią...
Stała niezdecydowana... Przesunęła kciuk za gumkę majtek i wysunęła jedną nogę do przodu. Patrzyła w oczy Marcela błagalnie... Czy on nie ma sumienia?.
- Będę... Będę słuchać... Wyszeptała. Będę pana słuchać... powtórzyła, jakby sama nie wierzyła, że przeszło jej to przez gardło.
Odwróciła się bokiem i zsunęła majteczki. Podniosła i położyła je na krześle. Stała naga, bokiem do niego, trzymając jedną rękę na łonie a drugą na piersiach.
Marcel wysunął z leżących na krześle spodni szeroki, skórzany pas. Złożył go na pół i uderzył z trzaskiem w swoje udo.
- Na wszelki wypadek... - powiedział, kładąc go na podłodze.
Zsunął szlafrok... Wstał i wyprostował się, wyprężył mięśnie, jakby chciał wydawać się jeszcze bardziej samczy. Prezentował okazałe narzędzie tortur. Było gotowe do działania... Przeciągnął się. Usiadł znów niedbale w fotelu. Jedną nogę zarzucił na oparcie a dłonią pogłaskał swojego przyjaciela... No, mała - kiwnął dłonią w jej kierunku - podejdź! Poznajcie się!
Wzrok Natalii padł na jego wzwiedzioną męskość. Nie spodziewała się, że to potrafi aż tak urosnąć... Ruszyła i zatrzymała się w pół kroku.
- PODEJDŹ !!!!
Wykonała jeszcze trzy kroki, a każdy krótszy od poprzedniego. Pochyliła się z wyraźna niechęcią i ujęła TO w usta...
Trzymał jej głowę... On decydował, jak poruszała się...
- Wystarczy – powiedział po dłuższej chwili. Stanęli teraz naprzeciw siebie. Nie, nie potrafiła spojrzeć w jego oczy. Dłonią przesuwał po jej udach, biodrach aż do piersi... Bawił się jej piersiami, ujmował ich krągłość w dłonie, ściskał sutki i pocierał je opuszkami palców... Były sztywne... Przesunął dłonią po ramieniu i pociągnął ten ruch dalej, przez plecy i biodro aż do uda... Wymierzył jej lekkiego klapsa... Zadrżała...
Kładź się –pchnął ją w kierunku łóżka. Nie ruszyła się, więc pochwycił jej ramiona mocniej i po prostu położył ją. Pieścił jej nagie ciało. Czuł, jak jest naprężone i sztywne i jak pod wpływem jego pieszczot mięknie i łagodnieje... Rozsunął kolana i zapewnił sobie wygodny dostęp do miejsca, które było celem jego zabiegów i nagrodą za kinematograficzne osiągnięcia. Natalia nie potrafiła leżeć spokojnie. Jej ciałem targały dreszcze, szczególnie wtedy, gdy jego dłoń zbliżała się do jej największej tajemnicy... Uniosła ręce, położyła obok głowy i pokornie czekała na dalszy bieg wydarzeń.
Marcel pieścił ją palcem, wsuwał go wszędzie tam, gdzie dotknięcia powodowały kolejne spazmy. Nie, nie spieszył się... Tak. Tak... Jej usta już prawie mówiły to, co pragnął usłyszeć...
Ujął oręż w dłoń, aby dopomóc sobie w wykonaniu egzekucji i wsuwał go powolutku, kreśląc nim wyimaginowane ósemki...
- Jesteś wstrętny... Natalia patrzyła teraz w jego oczy... Nienawidzę ciebie...
- Zamknij się, Handy!!! – Marcel nie starał się być uprzejmy. Wsuwał instrument powoli a ona wbrew swoim słowom, drżała z podniecenia. Samiec odbierał właśnie Oskara za swój film... Przyśpieszył... Głębiej... Mocniej... Pracował zdecydowanie... Jak dziki młot!!! Teraz dopiero był prawdziwie bezwzględnym samcem... Teraz przeleci tę Natalię tak, że całe Hollywood będzie wspominać przez sto lat! Nadział dziewczynę i uderzał w nią mocno i do końca... Raz za razem... Natalia cicho kwiliła... Oddychała głęboko... Była daleko... Tak, TAK, AAAAA! - krzyczała... Z trudem łapała powietrze... Z jej ust wydobywały się jęki i krzyki. Ciało wymknęło się kontroli, rzucało się i wierzgało. Objęła Marcela udami... Ścisnęła mocno i tak trzymała go w uścisku. Wyprężyła biodra ku górze a z jej ust wydobył się głośny, długi krzyk... Marcel zasłonił jej usta dłonią... Czuł, że sam za chwilę eksploduje. Wstrzymał akcję... Natalia opuściła biodra i zwolniła uścisk... Pieść mała cycki!!! Posłusznie uciskała piersi... Przyszło szaleństwo – szalone głębokie i pełne energii pchnięcia i odlot, krzyk i potężna eksplozja... Dotarli do celu równocześnie... Marcel czuł dumę. Doprowadził tę panienkę do kilku orgazmów. Był wymagający, ale otrzymywał to, czego żądał... Natalia wracała z dalekiej podróży... Nie miała siły na płacz ani na śmiech... Oddychała głęboko... Wszystko w niej drżało... Marcel pochylił się do jej twarzy i szepnął niezbyt głośno: Uwertura zakończona, Handy.
Natalia otworzyła oczy, wyglądała ślicznie z rozmazanym makijażem, niedbałą fryzurą.
- Zrobiliśmy to! Wystarczy panu?
- Nie tak szybko – Marcel nie miał zamiaru kończyć zabawy. Przytrzymywał ją ręką. Leżała nieruchomo. Wstydziła się własnej reakcji. To się jej niestety podobało. Była podniecona. Uniósł się i ulokował między jej udami. - Dopiero teraz polecisz w kosmos, mała! – powiedział. Wepchnął w nią swoja maczugę. Klęczał, trzymał jej biodra i elastycznymi, pełnymi męskiej gracji ruchami atakował ją silnymi pchnięciami bioder... Miała zamknięte oczy. Czuła, jak umięśnione jest jego ciało, jak jego mięśnie naprężają się pod skórą...
Była zbyt zmęczona aby kontrować jego ruchy. Czuła, że jej ciało odmawia posłuszeństwa... Stało się miękkie i bezwolne... Uległe... Nie poznawała siebie.
Marcel wsunął już fujarę do samego końca i spokojnie wysuwał... Natalia głęboko oddychała...
No dalej Handy, ruchy, ruchy... Domagał się samiec... Staraj się!!!! Chcę słyszeć, jak krzyczysz... No krzycz!!!
Nie śpieszył się... Poruszał się teraz delikatnie, wyczuwając, które ruchy sprawiają, że jej wnętrze staje się nienasycone i pełne ognia... Ruszał się tak, aby jej dziurka zaciskała się mocniej na jego maczudze. I wtedy, kiedy do tego już doprowadził, z furią atakował... A kiedy odlatywała, znów poruszał się wolniej, jakby na samej krawędzi przepaści...
- Podnieś dupę... - wyszeptał niezbyt kulturalnie, ale ta obcesowość jeszcze bardziej ją podnieciła!!! Uniosła biodra. Samiec podłożył pod pupę twardą poduszkę. Jego oręż trafiał akurat w najważniejsze miejsce. Nie, nie wytrzymam tego... Krzyczała, a on bawił się, wsuwał króciutko i znów wyjmował... Coraz szybciej i szybciej, aż przystąpił do tak ostatecznego, najmocniejszego natarcia, że wszechpotężny wrzask wydobył się z jej ust...
- Staraj się, mała - powiedział. Był jak tajfun... Jak oszalały zwierz...
Teraz mieli już oboje ochotę na dziki seks ale on nie miał zamiaru o nic prosić. Brał, po prostu brał to, co się samcowi należy. Miał czym!!!! I było w nim tyle nieokrzesanej, nieujarzmionej energii...
Natalia krzycząc odlatywała w nieznane bezkresy... Jej ciałem targały spazmy, drżała...
Wystrzelił... Tęcza w jej oczach rozprysła się ma miliony kawałeczków, które oślepiały blaskiem, wirowały w szalonych bezładach i pośród oszałamiającej spienionej fali niosły ich oboje hen, poza linię, gdzie kończy się przestrzeń...
Kiedy odzyskała świadomość, samiec leżał obok niej na łóżku i delikatnie przesuwał dłoń po jej tułowiu... Znów stawał się nieokrzesany i wymagający. Coraz natrętniej wdzierał się między jej uda... Dlaczego była aż tak tak bezwolna? Znów zaatakował... Skąd w nim tyle energii? Robił to na przemian łagodnie i delikatnie i zdecydowanie i mocno... To było cholernie podniecające! Czuła się pozbawiona woli, jak samiczka, ulegająca wielkiemu przywódcy stada. Czerpała z tego nieznaną jej dotychczas biologiczną przyjemność... Wszystkie światy rozbłysły... Tysiące fajerwerków odpalono jednocześnie, pędziła z zawrotną szybkością wśród tych błysków... Jak czarownica na miotle... Drąg tej miotły był wyjątkowo okazały... Samiec alfa niósł ją w przestrzeń... Nie słyszała swojego krzyku, ale czuła, że rozdzierał cisze nocy. Musiał być tak szalony, skoro świat aż tak drżał... I wtedy wśród tych wszystkich błysków, wśród tego szaleństwa, wybuchła prawdziwa bomba atomowa, wybuchem tak silnym, że zmiótł wszystkie dotychczasowe fajerwerki z powierzchni ziemi... Pozostała tylko cisza w uszach i ona niesiona tysiącem drżących rydwanów przez rozgwieżdżoną przestrzeń ponad czasem... Drżała... A cudowne ciepło wypełniało każdą komórkę jej ciała...
Noc była długa... Samiec nie pozwolił Natalii zasnąć na dłużej niż kilkanaście minut... Pozwalał jej na krótki odpoczynek i znów przyciągał do siebie w wiadomym celu... Bezwzględnie wykorzystywał... Skąd on ma tyle siły – Natalia marzyła o odpoczynku. Odlatywała tysiąckrotnie... Chwila spokoju wydawała się nieosiągalną.... Tej nocy nie było o tym mowy!!!!
Bladym świtem dotarli poza kolejny horyzont i wreszcie pozwolił jej zasnąć. Czuła przez sen jak ulatnia się jego obecność... Obudziła się... Ten sam pokój hotelowy. Jej ubranie leży na podłodze obok łóżka. Na jej brzuchu Marcel napisał pomadką... Jej pomadką! Świnia! Przeglądał jej torebkę!
Przeczytała: DO ZOBACZENIA, HANDY!!!
Czy się jeszcze spotkali w podobnych okolicznościach? – nie wiem.
W pracy mówili sobie od tej pory "dzień dobry", jakby nic się nie stało, bowiem mówienie znajomym "dzień dobry" jest oznaką nie tylko grzeczności, ale również wysokiej kultury osobistej.
brak komentarzy