Kamaryla (I)

14 grudnia 2018

Szacowany czas lektury: 27 min

Poniższe opowiadanie znajduje się w poczekalni!

Jako autor niniejszego tekstu, z góry pozwolę sobie zaznaczyć mili czytelnicy parę spraw: historia przedstawiona w tekście niekoniecznie musi pokrywać się z prawdą historyczną, niestety bowiem moje wykształcenie historyczne opiera się w dużej mierze na książkach o historii ogólnej, kanałach na YouTube oraz grupkach dyskusyjnych. Dodatkowo nadmienię, że historia jest SPECJALNIE w niektórych momentach zmieniana i to w stopniu, pozwolę sobie rzec, znacznym, ergo świat przedstawiony jest niejako alternatywą naszego świata. Poniższy tekst jest raczej tylko przedstawieniem mojego stylu, następne opowiadania, które mam nadzieję napisać, będą dłuższe, bardziej "spójne" oraz jeśli spodoba Wam się idea, położę w nich też akcent na opis świata. Jest to także mój pierwszy dłuższy tekst, w związku z tym wszelka (konstruktywna najlepiej!) krytyka jest bardzo mile widziana.
Życzę wszystkim miłej lektury!

Wolne Miasto Gdańsk, 22 kwietnia 1577 roku

Wrzaski mew odbijały się echem na dziedzińcu skromnej rezydencji, po którym krzątała się niewielka ilość służby. Piękny, wiosenny dzień zachęcałby do pracy, gdyby nad miastem nie wisiała ambiwalencja uczuć jego mieszkańców. Przewijała się ona niczym gęsta, czarna chmura w niespokojnych oczach młodego mieszczanina, popijającego z niemą agresją wino z bogato zdobionego bursztynami kielicha. Młodego z wyglądu, przynajmniej.

- Johannie, zasłońże w końcu to okno – z lekkim uśmiechem i bez śladów zdenerwowania siwiejący mężczyzna zwrócił się do młodzieńca. – Jest środek dnia, nie wpływa to dodatnio na moją cerę.

- Och dałbyś już spokój. Jesteś niewiele starszy ode mnie – kielich z impetem wylądował na stojącej przy oknie szafie, gdy jego właściciel obrócił się i spojrzał na swego towarzysza – Ból fizyczny pozwala mi oczyścić myśli.

- Lub jest oznaką postępującego masochizmu, ergo, Zgnilizny w twym życiu.

- Jeszcze nie. Nie mam teraz na to czasu – mimo swych słów, właściciel posiadłości przysłonił częściowo okno i z elegancją zasiadł w wysokim fotelu naprzeciwko swego rozmówcy, z irytacją przeczesując swe kruczoczarne włosy ręką – Mamy, krótko mówiąc, przesrane. Batory nie zostawi z naszej stolicy nic. I znowu będzie trzeba zbierać manatki do Londynu.

- Ależ mój drogi, skąd bierze się twój pesymizm? – mężczyzna nazwany Roderykiem dopieścił leniwie swój nienaganny zarost gładkim ruchem ręki i sięgnął ustami do kielicha – Ach, doprawdy, twe wino zawsze rozpieszcza me podniebienie! – rzekł z uduchowioną wręcz rozkoszą.

- Ano chociażby stąd, drogi przyjacielu, iż imiennik mój zebrał cęgi pod Lubiszewem tak srogie, że mu ponoć pantalony na drugą stronę wywróciło i na głowie zawiesiło. Dwanaście tysięcy żołnierzy najemnych poszło w cholerę!

- To nic nie zmienia – Roderyk wzruszył leniwie ramionami, bez skrępowania sięgając po kolejną butelkę.

- Nic nie zmienia?! Może tobie nic nie zmienia, ale ja w to pierdolone wojsko zainwestowałem grubo za grubo! – w ciemnobrązowych jak dotąd oczach Jana zatańczyły niebezpiecznie czerwone iskierki wraz z wypowiadanymi słowami.

- Z tego co pamiętam, udało mi się zainwestować niemalże dwukrotność twojej kwoty, przyjacielu. Nie wspominając o armatach zdobiących nasze mury – z pobłażliwym i jednocześnie jakimś cudem przyjacielskim uśmiechem siwowłosy wzniósł kielich w kierunku gospodarza.

- To tylko potwierdza moją tezę – gniew w oczach Johanna zrazu zastąpiony został przez rozbawione ogniki.

- Niekoniecznie. Fakt, bitwa została przegrana. Ale to nic nie znaczy. Dantiscum sanctum est… - z pewną dozą radości i entuzjazmu arystokrata zanucił ostatnie słowa, dyrygując w rytm bogato zdobionym w złote sygnety palcem.

- Długo takim nie pozostanie, jeśli w ogóle nie pozostanie!

- Och, mój drogi, nawet przy wątpliwym założeniu, że wojnę przegramy, nie ma to znaczenia dla naszej racji bytu tutaj. Zapłacimy im jakieś grosze, jak zawsze coś skapnie na łono naszej Świętej Matki Kościoła – przy tych słowach Roderyk z powagą pochylił głowę, na co jego rozmówca uśmiechnął się z lekką ironią – i na tym się skończy. Nasze miasto pozostanie naszym sanktuarium i żaden Londyn nam niestraszny, młodzieńcze.

- Obyś miał rację, Roderyku. Obyś jak zawsze miał, kurwa, rację.

***

Warszawa, czasy współczesne

Laura jęknęła głucho w poduszkę i uderzyła parę razy drobną dłonią w materac, słysząc, jak równo o godzinie siódmej, zamiast być budzona rozkosznymi zapachami z kuchni, została wyrwana z słodkich snów przez wrzaski robotników, huk ich maszyn i szeroko pojęty harmider panujący na zewnątrz jej apartamentu. Fakt, mieszkanie w centrum przynosiło prestiż. Niemniej jednak oznaczało od paru ostatnich tygodni przymus przywyknięcia do codziennych pobudek o wczesnych godzinach. Zbyt wczesnych jak na gust Laury, biorąc pod uwagę, że w porze letniej gwiazda poranna świeciła zdecydowanie za jasno.

- Serio, jak ty możesz spać maleńka? – z irytacją w głosie burknęła do siebie brunetka, obracając głowę ku swojej współlokatorce. Ta jak zawsze spała zakryta niemalże po czubek nosa, wyściubiając poza kołdrę tylko swą uroczą, okrągła buźkę otoczoną burzą rudych, kręconych loków. Laura podniosła się leniwie na łokciu i przez parę sekund patrzyła z delikatnym uśmiechem na śpiącą obok osóbkę, po czym delikatnie ucałowała ją w czoło i zgrabnie wyleciała z łóżka.

Gdy jej bose stopy dotknęły posadzki z cichym syknięciem, Laura zatańczyła lekko w miejscu, obracając się raz na jednej, raz na drugiej nodze, prezentując się samej sobie w zwierciadle zdobiącym całą jedną jej ścianę naprzeciwko łóżka. Jak każdego dnia od paru lat widziała to samo, niemniej jednak nigdy nie potrafiła się oprzeć, by choć raz rzucić spojrzeniem na swe odbicie. Szeroki uśmiech ozdobił jej twarz, odsłaniając równy rząd bielutkich, drobnych zębów, zaraz jednak zniknął, gdy przypomniała sobie o dzisiejszych obowiązkach. Bo choć już od dłuższego czasu była ważną osobą w ważnych kręgach, do odpowiedzialności wciąż nie potrafiła przywyknąć.

- No tak, dzisiaj księżunio i jego wykłady ciągnące się godzinami… A potem pewnie interesanci, kolejne szyszunie – rzucane z złością komentarze nie trafiały do nikogo konkretnego, pomagały jednak dziewczynie skupić się na niezwykle trudnej do wykonania z rana czynności, a mianowicie, ubraniu się. Zaraz czarne stringi ozdobiły zgrabne biodra Laury, w ślad za nimi podążyły wykonane w tych samych odcieniach pończochy i dżinsowa spódniczka, obrazu zaś dopełniła szara bluzka. I obowiązkowy, srebrny sygnet na serdecznym palcu lewej dłoni oraz niedawno zyskana, zakładana na tę samą rękę bransoletka, wykonana z opalanego srebra.

- Powiedzmy, że jest okej! – ponownie rzekła Laura do Laury, udając się do kuchni. Tam jednak uświadomiła sobie, że śniadanie obecnie leży raczej poza zasięgiem jej możliwości, bowiem rudzielec okupujący jej łóżko z słodkim westchnieniem obrócił się właśnie na lewy bok i widocznie nie miał zamiaru wstawać w najbliższej przyszłości.

Brunetka westchnęła lekko i wzruszyła tylko ramionami z zrezygnowaniem, po czym ubrała niewysokie obcasy i cichutko zamykając za sobą drzwi mieszkania, ruszyła by stawić czoła obowiązkom. Jeszcze nie była do końca pewna, na czym by miały one polegać, to jednak nie stanowiło dla niej nigdy problemu.

***

Wolne Miasto Gdańsk, rok 1577

- Nieźle napierdalają te armaty! – z zadowoleniem podsumował wysiłki gdańskiej obsługi artyleryjskiej Johann, z mściwym uśmiechem patrząc, jak wojska Rzeczypospolitej nieudolnie próbują rozstawić maszyny oblężnicze i odpowiedzieć własnym ogniem.

- Hmpfff, niezgorsza, trzeba przyznać ci rację, mój drogi – ukontentowany Roderyk zasiadł wygodnie w wysokim fotelu, obserwując z spokojem ruchy wojsk wroga. – Jak mówiłem niegdyś, technologia to wspaniała sprawa.

- Oj tak. Nawet jeśli czasami trochę niekorzystna dla nas! – odparł z perlistym śmiechem młodszy mężczyzna, z wzrokiem utkwionym w armię oblegającą miasto. – Ażeby im wszystkim mogiły złamanymi chujami porosły…

- Niezbyt to wyrafinowane z twojej strony, Janie – ni z tego, ni z owego do dwójki mężczyzn dołączył wysoki blondyn, którego oblicze zdobiła charakterystyczna szrama. Przybysz bezceremonialnie podszedł do suto zastawionego stołu i sięgnął po kielich, gdy jednak spróbował jego zawartości, skrzywił się z niesmakiem – Wino?

- Niektórzy, Władysławie, potrafią powstrzymać swe zwierzęce zapędy i preferują w bardziej dystyngowanych rozrywkach ciała i duszy, niż ty – prychnął z pogardą Johann, na co Roderyk skinął z głową z uznaniem.

- Ach, zatem to jest ta słynna gdańska Kamaryla? Niech i tak będzie! Niedługo i tak niewielu z was zostanie! – przybysz z pogardą zaśmiał się i oparł o stół, siadając na nim wygodnie.

- Ależ dziękuję, mamy się świetnie.

- Zazdroszczę optymizmu, drodzy gdańszczanie! Z tego co słyszałem, wasze zapasy zbyt bogate nie są.

- A z tego co ja słyszałem – wtrącił się do rozmowy Roderyk – morze wciąż należy do nas, nie do was. Możecie sobie nas oblegać i z pięć lat, niespecjalnie nas to rusza.

- Ciekaw jestem, czym będziecie handlować, gdy cały wasz bursztyn, srebro i złoto wyprzedacie Duńczykom. I to po ich cenach, nie waszych.

- Jeńcami wojennymi – rzucił z kpiącym uśmiechem Johann, patrząc, jak kolejne celne strzały gdańskiej artylerii rozniosły w pył oddziały wycofującej się polskiej piechoty.

- Świetnie! Będziemy mogli się powymieniać z tymi, których zebrała nasza husaria pod Lubiszewem! – z zacietrzewieniem i nienawiścią w oczach Władysław spojrzał na Johanna, ten zaś w odpowiedzi zaśmiał się głośno.

- Wasza husaria to teraz może sobie te swoje słynne kopie co najwyżej w rzyci powsadzać i pokwilić z szczęścia! Gdańsk jest nie do zdobycia i taki pozostanie na wieki!

- Śmiechu warte – Władysław z pogardą spojrzał na przedstawicieli gdańskiej Kamaryli i wzruszył ramionami – W porządku, chciałem wam przynieść ułaskawienie i godziwe warunki, których od reszty byście się spodziewać nie mogli. A zwłaszcza nie od króla. Ale w takim razie, żegnam ozięble.

Po tych słowach mężczyzna wyszedł i zaraz rozpłynął się wśród ludzi biegających pod murami. Dwójka przyjaciół nie uznała za istotne, by dyskutować o zaszłym incydencie i z lekkimi uśmiechami na ustach wznieśli ku sobie kielichy napełnione winem.

- Dantiscum sanctum est… - poczęli nucić obaj głosami przepełnionymi egzaltacją, gdy ich puchary dotknęły się brzegami i w leniwym tańcu poczęli sunąć po pogrążonym w półmroku pokoju w rytm swej nieśmiertelnej pieśni i nieustannego huku armat.

***

Warszawa, czasy współczesne

Laura założyła nogę na nogę i zaczęła wykonywać horyzontalne ruchy swoją zgrabną, drobną stópką, ciekawa, ile jeszcze interesantów zostanie zbesztanych przez jej przełożonego. Szefa? Księcia? Sama wciąż nie była pewna jak się do niego zwracać, w związku z czym zwracała się do niego po nazwisku przy kontakcie bezpośrednim, pełnym zaś tytułem przy osobach postronnych. W obecności jedynie swej ukochanej z kolei nazywała go nadętym bufonem. Ale nawet w zaciszu czterech ścian swej sypialni było jej jakoś nieswojo, by powiedzieć cokolwiek bardziej… ubliżającego. Jakaś wewnętrzna blokada jej na to nie pozwalała. Co było tym ciekawsze, że do osób wysoce uduchowionych dziewczyna nie należała.

Mimo wszystko jednak, lubiła księcia. Zwłaszcza jego styl poskramiania podwładnych.

Gdy kolejna już osoba wyszła przez potężne drzwi od pokoju, prezentując nastrój daleko odbiegający od pogodnego, Laura bezszelestnie zbliżyła się do niego w ułamku sekundy i położyła mu dłoń na muskularnym ramieniu.

- Hej, maleńki, nic się nie stało – mężczyzna liczył niemalże dwa metry wzrostu, a jego obwód w klatce piersiowej przypuszczalnie przebijał jej wzrost, teraz jednak wyglądał jak zganiony chłopiec z podstawówki. A Laura czytała jego myśli nie tyle jak z książki, co raczej krzyczącego, kolorowego bilbordu – Książę jest surowy, to prawda, ale uwierz mi, jego hojność nie zna granic, gdy tylko zaskarbisz sobie jego zaufanie… - kojący ton głosu brunetki sprawił, że interesant obrócił się do niej przodem i spojrzał wzrokiem pobitego pieska.

- Ale ja… przecież wszystko… - jego łamiący się ton niemalże doprowadził Laurę do wybuchu śmiechu, jednak uznała, że nowa pozycja wymaga subtelniejszego podejścia do, jakby nie patrzeć, jej podwładnych.

- Ćśśśś, mi nic nie mów! – z rozkosznym uśmiechem niegrzecznej dziewczynki położyła mu palec na ustach. Jak zauważyła, jego niegdyś zapewne piwne oczy były obecnie podbarwione głęboką, szlachetną czerwienią, jakże pięknie pasującą kolorystycznie do jej paznokci – Nie możesz mi zdradzić ani słówka, to sprawa tylko między tobą a księciem mój drogi. Dobrze?

- Jasne! – odparł z nowo odkrytym w sobie zapałem mężczyzna, prostując się stopniowo. Wyglądał nawet przystojnie, zwłaszcza w dopasowanym garniturze i nienagannie zawiązanym krawacie. Jeszcze parę lat temu stanowiłby zapewne obiekt westchnień Laury - Dam z siebie wszystko, a jak trzeba będzie, to dam z siebie wszystko i dziesięć razy! Dla Kamaryli!

- O! I to jest zapał, jaki lubimy – z śmiechem Laura zatoczyła się lekko do tyłu i przygryzła teatralnie swoje krwistoczerwone usta – No, to zmykaj! I mam nadzieję, że do zobaczenia!

- Tak jest, Pani Lech! – na te słowa przystojniak ruszył prężnym krokiem do wyjścia i zaraz zniknął za rogiem. Laura odczekała jeszcze chwilę i zaśmiała się w sposób, który skruszyłby serca wszystkich mężczyzn. Niemalże wszystkich.

- Słyszę, że dobrze się bawisz, Lauro – głęboki głos dobiegł z pokoju, którego drzwi ni z tego, ni z owego okazały się być otwarte. Kobieta westchnęła w duchu i od razu się uspokoiła, wygładziła ubrania na sobie, szybko poprawiła włosy i przeszła przez próg, kierując się od razu do stojącego pośrodku pomieszczenia potężnego biurka.

- Wybacz, książę. Uznałam, że…

- Nie nie nie – mężczyzna o aparycji typowego francuskiego szlachcica sprzed wielkiej rewolucji machnął pobłażliwie ręką, nie zwracając uwagi na jej tłumaczenia i nawet nie podnosząc wzroku znad laptopa. Oczywiście oznaczonego symbolem nadgryzionego owocu – Absolutnie ci niczego nie zabraniam, przeciwnie wręcz, zachęcam do podejmowania własnej inicjatywy, tak długo, jak wykonujesz zlecone przeze mnie ci polecenia.

- Oczywiście książę – Laura skłoniła lekko głowę, by zaraz podnieść wzrok.

- To wszyscy na dzisiaj, dobrze się sprawiłaś, dbając o ich komfort psychiczny. Będziemy odgrywać rolę dobrego i złego policjanta jeszcze przez jakichś czas. Klasyka zawsze działa.

Laura instynktownie pomyślała, że osoba w jego wieku najzwyczajniej w świecie nie dopuszcza do siebie innych rozwiązań, niż „klasyka”, zaraz jednak zdusiła w sobie zaraz te myśli. Nikt do końca nie wiedział, do czego zdolny jest przywódca polskiej Kamaryli.

- Tak, książę. Z miłą chęcią. To nawet było zabawne momentami – brunetka błysnęła swoimi kłami, bo rzeczywiście dzień uznała za całkiem udany, wbrew jej porannym, niezbyt pozytywnym myślom.

- Jesteś wolna na dzisiaj. Zmykaj – mężczyzna oderwał na chwilę wzrok od monitora i spojrzał na Laurę. Jak zawsze nie było to przyjemne doświadczenie. Spojrzenie to sprowadziło na dziewczynę nieprzyjemny dreszczyk, rozchodzący się po całym ciele jak błyskawica, chcąc nie chcąc, przepełniając ją irracjonalnym strachem. Oczy jej mistrza były bowiem czarne jak niebo w bezgwiezdną i bezksiężycową noc, przenikające jej duszę, lub przynajmniej to, co z niej pozostało. Patrzyły zarówno na nią obecną, przeszłą jak i zapewne przyszłą. Czymże jest bowiem czas dla istoty żyjącej poza nim?

- Tak, książę… - niezależnie od dnia i godziny, okoliczności i towarzystwa, ich rozmowy zawsze kończyły się tak samo. Z jej głową schyloną w geście najgłębszego szacunku i oddania. Oraz bezgranicznego strachu.

***

Wolne Miasto Gdańsk, końcówka 1578 roku

Całe miasto od tygodnia nie wychodziło z atmosfery świętowania. Zmęczenie długą wojną i brakiem możliwości swobodnego handlu dało się mieszkańcom mocno w znaki i nawet jeśli pokój nie był do końca tym, co oczekiwano, przywitano go z radością. Władze miasta oczywiście przymykały przez tydzień oko na różne wybryki, dziejące się w mieście, zapowiedziane zostało jednak, że tydzień dobiega końca i czas wracać do pracy. Toteż w ostatni dzień każdy, nawet największy mruk i odludek wyruszył wraz z butelką alkoholu wszelakiej jakości i pochodzenia, by cieszyć się z swymi sąsiadami i przyjaciółmi na festiwalu odbywającym się w każdej uliczce miasta.

Roderyk i Johann naturalnie również dali upust swej radości. Przodował w tym ten drugi, bowiem od siedmiu dni nie trzeźwiał i widocznie takiego zamiaru nie miał, gdy udało mu porwać się młodą członkinię Kamaryli na górne piętra budynku używanego tylko i wyłącznie ku celom rozrywkowym i towarzyskim, choć jak niektórzy sądzili, także artystycznym.

- Tak piękna noc, aż prosi się, by celebrować ją w równie pięknym towarzystwie – wyszeptał między namiętnymi pocałunkami Johann, wędrując niecierpliwie dłońmi po rozlicznych haftach bogato zdobionej i niezwykle kunsztownie wykonanej sukni młodej blondynki. Ta zaśmiała się lekko i popchnęła go na szerokie łoże.

- Doprawdy, mój panie? Schlebiasz mi tymi słowami – to mówiąc, powoli zaczęła wyplątywać się spośród rozlicznych warstw swych ubrań. Przygwoździła w miejscu Johanna spojrzeniem swych hipnotyzujących, bladoniebieskich oczu, połyskujących niespokojnie, gdy światło księżyca wpadło przez okno znajdujące się za jej plecami.

- Żadne słowa, moja pani, nie są w stanie wyrazić mego podziwu dla twej urody – zafascynowany mężczyzna obserwował powolne ruchy swej partnerki, które to jednak mimo wyrachowania zdradzały objawy zniecierpliwienia.

- Ach tak? Mój panie, zaraz się zawstydzę – z cichym szelestem suknia nagle opadła na ziemię, zostawiając kobietę w samej tylko bieliźnie. – A teraz? Cóż pragniesz wyrazić? – słodki, łobuzerki uśmiech ozdobił twarz blondynki, gdy świadoma uroków swego ciała przeciągnęła się szeroko, prezentując swe wdzięki i zamruczała z zadowoleniem, widząc, jak Johann cały aż czerwienieje, próbując wyrwać się spod jej klątwy.

- Pani…

- Ojć, czyżbym ci się nie podobała, mój panie? Siedzisz tak tylko i nic nie czynisz… - dwa filigranowe buciki zaraz ozdobiły mozaikową posadzkę, gdy kobieta wręcz rozpłynęła się na ułamek sekundy w blasku księżyca i pojawiła się zaraz u stóp łoża – Może… jednak nie działam na Ciebie? Cóż za straszna myśl… - jej blada dłoń falowała po szyi mężczyzny, zdobiąc ją krwistymi pręgami, gdy zadbane paznokcie orały jego białą niemalże skórę.

- Pani, pozwól mi… - Johann jęknął głucho, gdy jego partnerka nagle nachyliła się i ugryzła go w szyję.

- Jadwiga wystarczy, ukochany – szepnęła głosem delikatnym jak uderzenie skrzydeł motyla, by zaraz rozpocząć leniwą wędrówkę po ciele Johanna. Skubała niespiesznie jego szyję, gładząc ją po każdym ugryzieniu wierzchem dłoni, jakby przepraszając za swój brak delikatności. Każdy jeden jej gest doprowadzał zarówno umysł jak i ciało mężczyzny do szaleństwa, nie mógł jednak nawet drgnąć, wystawiony na słodką pastwę swej kochanki.

Po chwili i ją jednak dopadła chęć, bowiem klęknęła przed swym partnerem i z uśmiechem zaczęła go całego rozbierać. Nie krępowała się użyć przy tym swoich nadludzkich zdolności, tu i ówdzie rozszarpując jego ubrania na strzępy, co w porównaniu z nienagannym stanem jej sukni, tworzyło dosyć znaczący kontrast. Gdy Johann został nagi, Jadwiga cofnęła się kawałek i z uśmiechem satysfakcji oparła stopę o jego napiętą męskość.

- Czyli jednak ci się podobam, mój drogi? Zechcesz mnie posiąść w tą piękną noc? – po tych słowach schyliła się ponownie i ujęła go w dłoń, zaciskając ją pewnie i masując, dostarczając przy tym swemu kochankowi przyjemności, jakiej żadna zwykła kobieta dostarczyć w stanie nie jest – Wystarczy ładnie poprosić…

- Proszę, Jadwigo, ukochana… Chcę się z tobą kochać! – wyszeptał podniecony do granic możliwości mężczyzna, nie mogąc podnieść głosu i rozkoszując się każdym jednym ruchem jej dłoni.

- Chodź – odpowiedziała mu tylko, uwalniając go z swego uroku. I chociaż wiedziała, w jakim stanie jest jej kochanek, nie spodziewała się tak gwałtownej odpowiedz. Ten bowiem, gdy tylko niewidzialne więzy przestały oplatać jego ciało, z warknięciem wręcz obrócił ją tyłem do siebie i popchnął na parapet, by zaraz bez skrępowania zerwać z niej jedwabne, białe majteczki. Jedną ręką przygwoździł złapał Jadwigę za włosy i przygwoździł ją do parapetu, drugą zaś umieścił na jej biodrze i od razu wprowadził w nią swą męskość.

- Ochhhh...ojć tak, tak tak tak… - zajęczała cichutko kobieta, czując wyraźnie każdy milimetr swego partnera, każdy jego ruch. Ten zaś nie miał ani ochoty, ani cierpliwości, by być delikatnym i od razu począł wykonywać szybkie, gwałtowne wręcz ruchy w jej wnętrzu, przytrzymując ją swymi silnymi dłońmi. I chociaż wcześniej to ona była u władzy, teraz musiała mu się oddać, gdy każda próba ucieczki biodrami kończyła się fiaskiem. Johann trzymał ją pewnie, nie pozwalając jej droczyć się z nim ani sekundy więcej.

Gdy wszedł w nią do końca, Jadwiga zajęczała kolejny raz i westchnęła głośno. Obróciła swoją śnieżnobiałą twarz w jego kierunku, teraz ozdobioną gorącymi rumieńcami i przygryzła wargę, widząc pożądanie wypisane w wzroku mężczyzny. Oddała się jego pełnym pasji ruchom, a kiedy puścił jej włosy i podniósł wysoko nogę, ochoczo mu na to pozwoliła, prezentując się przed nim cała. Jej piękne, gładkie niczym wyrzeźbione z marmuru, lecz bijące przy tym nieziemskim ciepłem i zapachem ciało doprowadzało go do granic szaleństwa. Raz po raz jego męskość wnikała w nią, dostarczając obojgu rozkoszy i wypełniając pokój jękami i westchnieniami.

- Ojć ojć ojć… jak dobrze… - jęczała cichutko kochanka, skąpana w blasku księżyca, przygryzając aż do krwi swe usta. Jej kobiecość zaciskała się na członku partnera raz po raz, przyjmując go z każdym pchnięciem coraz chętniej. Niewiele czasu zajęło obojgu kochanków, by poczuli, jak blisko spełnienia są.

- Chodź bliżej, ukochany – szepnęła kuszącym tonem, na co Johann bez chwili zwłoki się zgodził, kładąc się na jej plecach i splatając z nią język w szalonym tańcu. Oboje poczęli przygryzać swe wargi i języki, co nieuchronnie doprowadziło ich do spijania nawzajem swej błękitnej krwi. I gdy tylko smak ten osiągnął ich usta, oboje zajęczeli głucho, osiągając spełnienie. Wciąż pogrążeni w namiętnym pocałunku rozkoszowali się chwilą, gdy nasienie Johanna wypełniało Jadwigę, a ich krew spływała powoli między nimi, mieszając się w fantastyczne wzory na ich ciele, które od razu rozmazywane były przez ich palce.

- Ach, Jadwigo, jak tak teraz spojrzeć, popełniliśmy właśnie śmiertelny grzech wprost naprzeciwko najpiękniejszego kościoła naszej wspaniałej metropolii – wyszeptał Johann, oddychając ciężko i zlizując z szyi partnerki resztki jej krwi.

- Prawda, ukochany – odrzekła mu z uśmiechem spełnienia, spoglądając na prezentującą się dumnie z ich okna bazylikę Mariacką – Ale jakież to było przyjemne grzeszenie.. ojć.

***

Warszawa, czasy współczesne

Zmieszana i jednocześnie zadowolona z siebie Laura opuściła windę na trzydziestym siódmym piętrze. Podejrzanie kuszący zapach przebił się przez jej chmurę zamyślenia, pobudzając w niej tajony od rana głód. Bo chociaż pragnienie potrafiła zaspokoić tylko w jeden sposób, to rozkosze podniebienia były kompletnie osobną kategorią.

Niewiele więc myśląc, dziewczyna z impetem otworzyła drzwi swojego mieszkania i zgodnie z oczekiwaniami ujrzała swą uroczą współlokatorkę, ubraną jedynie w skromny fartuszek, z figlarnym uśmiechem siedzącą na blacie wysepki kuchennej.

- Pomyślałam, że będziesz głodna, bo rano tak zniknęłaś bez śniadania – zawieszone w powietrzu nogi, jedna założona na drugą, były obiecująco wyciągnięte w kierunku Laury, która przygryzła na ten widok lekko wargę. Nie chciałam cię budzić rudzielcu, tak uroczo spałaś – w ciągu jednego uderzenia serca buty Laury znalazły się zaraz obok wejścia, a sama dziewczyna stała tuż przy swej kochance, z delikatnym uśmiechem gładząc jej policzek wierzchem dłoni.

- Mamy owoce morza w sosie z białego wina na kolację... - z uśmiechem zdolnym stopić góry lodowe Sara przymknęła na chwilę oczy, rozkoszując się dotykiem partnerki, tak delikatnym, niosącym za sobą jak zawsze obietnicę rozkoszy.

- Czekałaś na mnie? Słodko - drobna dłoń Laury przemykała lekko po zarumienionej twarzy, skrząc się z każdym leniwym, posuwistym ruchem. Dziewczyna uwielbiała obserwować, jak jej ukochana oblewa się rumieńcami, jak rozchyla swoje maleńkie, blade usteczka, jak jej drobne piersi unoszą się w rytm coraz głębszych i szybszych oddechów, gdy niebieskie iskierki tańczą między nimi, rozbłyskując raz po raz niczym żar płomieni - Idealna z ciebie gosposia, Sara. Aż chcę cię zatrzymać na dłużej niż tylko na jedną noc.

- Powtarzasz mi to od dwóch lat - rozbawione ogniki zatańczyły w oczach rudowłosej. Sięgnęła nagle do Laury rękoma, przyciągając ją do siebie, kładąc jednocześnie nogi na jej biodrach. Nie zastanawiając się długo, odnalazła jej usta swoimi, by złączyć je w namiętnym, długo wyczekiwanym pocałunku.

- Widocznie nie kłamię - odpowiedziała po chwili brunetka cofając się pół kroku, by pozbyć się zbędnej w tym momencie bluzki, w ślad za którą poleciał też stanik. Naturalnie cała czynność była zbyt trudna do uchwycenia dla ludzkiego oka, więc pierwszą rzeczą, jaką zobaczyła Sara były nagie piersi jej ukochanej, z stojącymi, różowymi i jak zawsze kuszącymi sutkami.

- Nie tylko ja czekałam, jak widzę - rudowłosa zeskoczyła zwinnie z wysepki i popchnęła partnerkę opierając ją o blat z drugiej strony. Nie czekając, od razu złożyła pocałunek na ustach zaskoczonej Laury, a gdy ta objęła ją delikatnie, Sara rozpoczęła wędrówkę swoimi dłońmi po idealnym ciele kochanki.

Chociaż obie dziewczyny nie znosiły rutyny, zarówno w życiu codziennym jak i tym łóżkowym, rudowłosa zawsze potrzebowała na początku odbyć swój mały rytuał. Gdy jej drobne dłonie znalazły się na plecach kochanki, zaraz zjechały niżej, by odnaleźć swoje ulubione dołeczki. Chwilę błądziła dłońmi dookoła nich, drocząc się leniwie, sięgając raz niżej, raz wyżej, by w końcu położyć na nich dłonie i przyciągnąć zdecydowanie partnerkę do siebie. Ta jęknęła cicho, odrywając na chwilę swe usta, co Sara z entuzjazmem wykorzystała. Pochyliła się lekko, gubiąc się ochoczo w burzy kasztanowych loków i przygryzła łabędzią szyję kochanki, wyzwalając z niej kolejny jęk. Młodsza dziewczyna upajała się chwilę naturalnym zapachem Laury, który niezależnie od miejsca czy sytuacji przebijał się wprost do tej części świadomości Sary, która odpowiadała za jej podniecenie i budził w niej apetyt na więcej. Aromat tak ulotny, delikatny, a jednak uderzający wprost do głowy mocniej niż jakiekolwiek wino za każdym razem przypominał rudowłosej ich pierwsze spotkanie, przypadkowe (czy też może nie?) zetknięcie dłoni, nieśmiałe, ukradkowe wręcz spojrzenia.

Usta rudowłosej zdobiły każdy skrawek szyi ukochanej pocałunkami, delikatnymi ukąszeniami i podłużnymi ruchami języka, jednocześnie pieszcząc i łaskocząc. Gdy Laura kolejny raz zachichotała pod nosem, Sara odsunęła się kawałek i z uśmiechem oraz namiętnością wypisaną w spojrzeniu ponownie obdarzyła jej usta krótkim, gorącym pocałunkiem. Zaraz przeniosła się niżej z zapałem, kierując się w stronę piersi. Laura wydała z siebie westchnięcie połączone z jękiem i złączyła dłonie na głowie kochanki, gładząc jej jedwabiste włosy. Zwinne usta zaraz odnalazły swoje przeznaczenie, docierając do biustu brunetki.

- To niesprawiedliwe. Też bym chciała takie cycki - mruknęła pod nosem cichym, rozpalonym głosem Sara.

- Oj przestań, przeci… Ach! - jęknęła tym razem głośniej Laura jak tylko poczuła gorące usta wokół swojego sutka wraz z języczkiem, który zaraz począł wyczyniać na nim cuda. Sara, chociaż do fanek brutalnego seksu jej zaliczyć z całą pewnością nie można było, nie miała też zbytniej cierpliwości, gdy napadła ją ochota. Toteż zaraz jej dłoń powędrował do drugiej piersi i uszczypnęła naprężony sutek, po czym uchwyciła stanowczo całą pierś i raz po raz zaciskiwała, drażniąc palcami wrażliwe punkty.

Gdy rudowłosa uznała, że jedna pierś jest zdecydowanie mniej faworyzowana niż druga, przeszła językiem po całym biuście kochanki. Ucałowała jeszcze dekolt, uśmiechając się przy tym uroczo i spoglądając na Laurę, na co ta odpowiedziała z spojrzeniem wypełnionym czułością. Nie próżnując, Sara objęła ustami drugi sutek i lekko ssąc, pieściła go językiem, na co odpowiedziały jej jęki kochanki. Z każdą chwilą obie dziewczyny były coraz bardziej rozpalone i coraz bardziej siebie głodne, stopniowo budując w sobie podniecenie i rozkosz, która tylko czekała na uwolnienie.

Zwinna i głodna wrażeń rączka Sary przeszła długą i mozolną drogę poprzez brzuch, a następnie czarną spódniczkę, by znaleźć się w końcu na napiętym, jędrnym udzie. Sara wykonała kilka leniwych, podłużnych ruchów ręką, wsłuchując się z przyjemnością w przyspieszony oddech kochanki, a następnie przeniosła dłoń na wewnętrzną stronę nogi. Tam odnalazła koronkę, wieńczącą koniec pończoszki i przesuwała po niej chwile palcami dookoła, rozpalając jeszcze bardziej oczekiwania. Zaraz zresztą dłoń rudowłosej znalazła się wyżej, docierając powoli do majteczek.

- Mmmm, cała mokra - skwitowała z mruknięciem Sara, docierając grzbietem dłoni do rozpalonej, okrytej tylko cienką warstwą koronek cipki. - Aż na udach czuć.

- Nie mów tak, wiesz, że się wstydzę jak tak mówisz - brunetka odwróciła nieśmiało spojrzenie na chwilę, po czym spojrzała spod półprzymkniętych powiek na kochankę.

- Ćśśśś, lubię jak taka jesteś. Usiądź trochę wyżej - po tych słowach usta obu dziewczyn złączyły się w namiętnym tańcu, gdy ich języki wirowały między sobą. Drobne palce zaraz odsunęły zbędny pasek majteczek i powolnym, chociaż zdecydowanym ruchem przebiegły po rozpalonym wzgórku łonowym, by zaraz wykonać parę drobnych kółek na łechtaczce. Laura jęknęła głucho w usta swej partnerce, czując, jak przyjemny dreszczyk przebiega po całym jej ciele, rozchodząc się w górę wzdłuż kręgosłupa i ponownie w dół, aż po czubki palców stóp. Wygięła się przy tym rozkosznie, prezentując jeszcze bardziej swoje piersi, co Sara uznała za wystarczającą zachętę, by je pieścić.

Po krótkiej chwili pełnej zgrabnych ruchów, rudowłosa uśmiechnęła się lekko, czując, jak jej partnerka półświadomie kołysze bioderkami. Zsunęła więc niżej rękę i zaczęła wsuwać do środka swój serdeczny palec. Jak zawsze zadziwiło ją to, jak ciasna, gorąca i jednocześnie chętna jest jej ukochana. Zagłębiła swój palec do połowy długości, lekko nim poruszała parę razy i wyjęła, by od razu wsadzić go z powrotem. Laura odchyliła mocno głowę do tyłu, rozpalona do granic możliwości. Z czerwonych ust raz po raz wydobywały się jęki, przybierające z kolejnymi ruchami palca w jej cipce na sile. Za każdym razem była pewna, że to już granica odczuwanej przez nią przyjemności, że niemożliwym jest, by ktokolwiek otrzymywał na raz tyle rozkoszy, namiętności i miłości od jednej osoby. Wtem jednak poczuła, jak kielich rozkoszy wypełnia się po granice i niebezpiecznie grozi przelaniem, gdy Sara położyła na jej łechtaczce kciuk i przycisnęła go mocno, nie przerywając ruchów palcem w środku. Jedna dłoń Laury wylądowała gdzieś na kuchennych utensyliach, druga zaś zagubiła się w rudych lokach kochanki, zaciskając się na nich raz po raz.

- Jesteś boska kochanieeee… - wyjęczała przeciągle brunetka, szarpiąc lekko za rude włosy. Sara nie pozwoliła jednak wytrącić się z swoim działań i uparcie pieściła swoją partnerkę. Na efekty długo czekać nie trzeba było, gdy Laura otworzyła szeroko oczy, jej źrenice zwęziły się do dwóch cieniutkich kreseczek, by zaraz rozszerzyć się jak u kota. Naprężyła mocno mięśnie brzucha i zamarła na chwilę bioderkami. Jej cipka zaczęła mocno zaciskać się na palcu Sary, jednocześnie obdarzając jej dłoń obfitą ilością lepkich soczków.

Rudowłosa uśmiechnęła się szeroko widząc rozkosz wypisaną na twarzy partnerki i schyliła się, by ponownie ująć jej sutka w usta, po czym niespodziewanie go ugryzła, wyzwalając kolejny, przeciągły jęk. Pieściła jeszcze chwilę swoją kochankę, pozwalając jej ostygnąć, gdy ta drżała w jej objęciach i jęczała cichutko pod nosem. Dreszcze spełnienia przebiegły jeszcze kilka razy po całym ciele dziewczyny, mocno zaciśnięte mięśnie stopniowo się rozluźniały. W końcu Laura westchnęła ostatni raz, gdy Sara wyciągnęła z niej palec i z uśmiechem oblizała. Obie spojrzały na siebie z uśmiechami wypisanymi na ustach i w oczach. Laura opadła leniwie, zeskakując z blatu i ucałowała ochoczo partnerkę.

- Tego mi było trzeba - zaćwierkała radośnie wyższa dziewczyna, czując jak jeszcze jeden rozkoszny dreszczyk przebiega po jej kręgosłupie.

- Uwielbiam jak tak cała drżysz. Biorąc pod uwagę, z kim mam do czynienia, to niezwykle urocze! - odpowiedziała ze śmiechem Sara.

- Przestań! - Laura pacnęła lekko niższą dziewczynę w ramię, ale też zaśmiała się razem z nią. - Och, to było dobre - dorzuciła zaraz z rozmarzoną miną.

- To reszta była zła?

- Każdy raz z tobą jest idealny - niebezpieczny błysk przetoczył się w oczach brunetki - Jak bardzo jesteś głodna?

- Z tego co widzę, to mniej niż ty - szeroki uśmiech wyczekiwania ozdobił buźkę Sary.

- Idealnie - w parę sekund obie dziewczyny znalazły się w łóżku, rudowłosa wygodnie rozłożona, zaś Laura w pośpiechu zdejmująca z siebie spódniczkę - No wiesz co, nawet nie zaścieliłaś?

- Uznałam, że to syzyfowa robota - rzuciła z łobuzerskim uśmiechem Sara, patrząc, jak jej partnerka chwyta ją za stópkę i całuje po niej delikatnie, zatrzymując się na chwilę przy kostce, by tam wbić na chwilę swoje długie kły.

- Słusznie - usta brunetki cierpliwie zaczęły dążyć w górę, niespiesznie zatrzymując się to tu, to tam, czasami cofając się, by zaraz znowu ruszyć w dalszą wędrówkę. Sara przymknęła oczy, czując jak ręce jej kochanki pieszczą jej drugą nogę, dostarczając tak charakterystycznej rozkoszy. Drobne iskierki skakały między ciałami obu dziewczyn, rozbłyskując na krótko niebieskim, ulotnym światełkiem. Rozpływało się ono zaraz w drobną mgiełkę, tańczącą w okół kochanek.

Laura, mimo dużej dozy delikatności, specjalnie cierpliwa jednak nie była, co zresztą w obecnej sytuacji idealnie odpowiadało potrzebom jej partnerki. Gdy dotarła ustami do uda, położyła się na brzuchu i przesunęła dwoma palcami dookoła łechtaczki, z uśmiechem obserwując, jak Sara drży w oczekiwaniu. Zaraz za ruchami dłoni dołączyły usta, całujące pieszczotliwie gładką skórę wraz z drażniącymi i kuszącymi ruchami języka. Rudowłosa rozłożyła szerzej nogi i położyła dłonie na swoich niewielkich piersiach, skubiąc się z niecierpliwością po sutkach.

Takiej prośbie Laura odmówić ani nie potrafiła, ani nie chciała, objęła więc ustami łechtaczkę kochanki i przyłożyła do niej język, drażniąc ją końcówką języka. Gdy jej uszu dobiegł ukochany przez nią jęk, od razu też dołożyła do swych pieszczot dwa palce, które szybko odnalazły swoją drogę do wnętrza cipki i tam zaczęły się poruszać.

Jak zawsze przy tej pieszczocie, charakterystyczne iskierki z ledwo słyszalnym trzaskiem spłynęły od Laury do Sary, na co ta zareagowała głośnym jękiem i wygięła plecy w łuk. Zacisnęła przy tym mocno palce na sutkach, jakby chciała je urwać, gdy pierwsze fale orgazmu targały jej ciałem. I chociaż “szarpanina” stanowczo nie ułatwiała zadania brunetce, to nie miała zamiaru na tym poprzestać. Jej palce uparcie dążyły swoją drogą do środka, by po chwili wysunąć się i wrócić. Laura dobrze znała preferencje swojej kochanki i gdy ta opadła z powrotem płasko na łóżko, zaczęła wykonywać niezbyt szybkie, głębokie ruchy dłonią, jednocześnie cały czas ustami pieszcząc łechtaczkę. Na efekty długo czekać nie trzeba było, gdy po krótkiej chwili Sara zaczęła kolejny raz falować biodrami.

- Miś… zrobisz to? - spytała cicho rudowłosa, z wypiekami na twarzy spoglądając w dół.

- Z najmilszą chęcią - w ciągu sekundy Laura znalazła się obok swej partnerki i wróciła od razu do swych pieszczot. Gdy poczuła, jak całe ciało Sary naprężą się niemalże aż do bólu, nachyliła się i wbiła swoje kły w szyję, przebijając jej delikatną skórę. Ta jęknęła przeciągle w odpowiedzi i otworzyła szeroko swe oczy. Z każdym ruchem palców w jej środku i każdą kroplą krwi opuszczającą jej ciało ekstaza rosła w niej nieubłaganie, doprowadzając do granicy, gdzie rozkosz miesza się z szaleństwem. W jej zielonych oczach rozbłysły dzikie płomienie, a jęki przeplatały się z sobą, zmieniając się niemalże w krzyki.

Sama Laura delektowała się smakiem w jej ustach, doprowadzającym ją jak za każdym razem gdy go czuła do obłędu. Jej oczy stopniowo gasły i stawały się coraz bardziej matowe, jak ogień w spojrzeniu jej partnerki potężniał. Sara wydała z siebie w końcu ostatni, konwulsyjny prawie krzyk i opadła bezwładnie na łóżko. Wtedy brunetka odsunęła się od niej lekko z charakterystycznym mlaśnięciem i pocałowała z namaszczeniem drobną ranę, która zaczęła dosłownie znikać w oczach.

Obie dziewczyny leżały długi czas, rozkoszując się swoją bliskością. Swoim towarzystwem. Gdy w końcu poczuły się na siłach, by podnieść się chociażby na łokciu, złożyły na swoich ustach krótki, acz namiętny i pełen pasji pocałunek.

- To może teraz zjemy coś bardziej konwencjonalnego?

Ten tekst odnotował 7,555 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 8.57/10 (5 głosy oddane)

Komentarze (7)

+1
0

Wolne Miasto Gdańsk, 22 kwietnia 1577 roku


Pierwsza linia spełniła swoje zadanie znakomicie. Zaintrygowała, pobudziła apetyt na nieszablonową opowieść.
Dobrnąłem do połowy i niestety apetyt minął. Nie rozumiem. Podejrzewam, że nazwanie Gdańska z 1577 roku Wolnym Miastem Gdańsk (każdy w miarę rozgarnięty użytkownik języka polskiego wie, kiedy istniało to państwo, w jakich okolicznościach powstało i jak skończyło istnieć) jest genialnym żartem albo równie genialną kreacją historii alternatywnej, tak genialnym, że go nie rozgryzłem.
Pozdrawiam.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@MrHyde
Z góry przepraszam, zgłosiłem przez przypadek Twój komentarz, a chciałem dać łapkę w górę, więc jeśli administracja to widzi, to proszę o zignorowanie zgłoszenia.
Generalnie historia, jak już nadmieniłem, ma być alternatywna wobec naszej i "różnice" zaczynają się właśnie w okolicach XVI wieku dla naszego regionu. Nie będzie wszystko wyjaśniane na bieżąco z tego powodu, że stałem się niedawno wielkim zwolennikiem opowiadania historii, w których odbiorca (w tym wypadku Ty 😉) dopowiada coś sobie. Eksperymentuje. Stąd ów zabieg w moim wykonaniu i jak wspomniałem, powyższy tekst jest raczej krótszy niż to, co mam zamiar pisać, dlatego też jest trochę bardziej enigmatyczny.
Aczkolwiek akurat fakt, czemu Gdańsk nazywany u mnie jest Wolnym Miastem Gdańsk zostanie już wyjaśnione w następnym opowiadaniu.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
gdyby nad miastem nie wisiała ambiwalencja uczuć jego mieszkańców.
- słowo ambiwalencja" w tym kontekście nie jest właściwe

bursztynami kielicha. Młodego z wyglądu, przynajmniej.


- dziwne dopisanie słowa "przynajmniej"

na swego towarzysza – Ból fizyczny pozwala się otrzeźwić.
- dziwna fraza "Ból fizyczny pozwala się otrzeźwić"

- Lub jest oznaką postępującego masochizmu, ergo, Zgnilizny w twym życiu.

- dziwnie skonstruowane zdanie – Mamy, krótko mówiąc, mój drogi Roderyku, przesrane.


- hm... jakieś takie mało estetyczne ... "nieprzyjemne" zdanie

z naszej stolicy nic. Nihil. I znowu będzie trzeba zbierać manatki do Londynu.
- słowo "Nihil" - ni przypioł ni przyłatał

skąd bierze się Twój pesymizm?
- nie używa się w tekstach literackich dużej litery w zaimkach osobowych

To tylko przykłady. Autor powinien jeszcze raz z uwagą przeczytać swój tekst
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@XeeleeFirst

Nie potrafię się zgodzić z pierwszym i drugim podpunktem, moim zdaniem można tak użyć tego wyrażenia. A słowo przynajmniej osobiście mi pasuje w powyższym szyku.
Co do reszty to większość poprawiłem, parę innych też pozmieniałem, z bólem przyznaję, że pisanie zaimków osobowych wielką literą tak mi weszło w nawyk, że nawet nie zwracam na to często uwagi.
Dziękuję za krytykę i przeczytanie! Mam nadzieję, że z czasem będzie lepiej.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Drogi autorze, nie wiem jak inni ale ja czekam na kolejną część, czekam i na razie nic... 🙁
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Piękny, wiosenny dzień zachęcałby do pracy, gdyby nad miastem nie wisiała ambiwalencja uczuć jego mieszkańców. Przewijała się ona niczym gęsta, czarna chmura w niespokojnych oczach młodego mieszczanina,
Wisieć mogą chmury, słońce, a nie ambiwalencja, bo to coś niefizycznego i niematerialnego. Zapewne chciałeś napisać coś o wyczuwalnym klimacie, ale to wiszenie psuje efekt. No i jeszcze się przewija przed oczami!
Młodego z wyglądu, przynajmniej.
To zdanie przeczy poprzedniemu, w którym piszesz o młodym mieszczaninie. Jesteś narratorem, musisz wiedzieć, co piszesz, a nie samemu sobie zaprzeczać. Jeżeli chciałeś zasugerować, że młody jest tylko z wyglądu, to zasugeruj.
Jest środek dnia, nie wpływa to dodatnio na moją cerę.
Pozytywnie, chyba, że tak się mówiło w tamtych czasach. Chociaż wątpię.
Ból fizyczny pozwala mi oczyścić myśli.
Jaki ból fizyczny? Przecież rzucił kielichem, a nie się nim walnął.
mężczyzna nazwany Roderykiem dopieścił leniwie swój nienaganny zarost gładkim ruchem ręki i sięgnął ustami do kielicha
A kto i kiedy nazwał go Roderykiem?
obserwując z spokojem ruchy wojsk wroga.
ze spokojem.
Ażeby im wszystkim mogiły złamanymi chujami porosły…
Co? Ale jak? Wyobraziłeś sobie to w ogóle? Jakbyś zareagował, gdybym coś takiego powiedział ci w twarz? Złe pytanie - jak długo byś się śmiał?
W porządku, chciałem wam przynieść ułaskawienie i godziwe warunki, których od reszty byście się spodziewać nie mogli. A zwłaszcza nie od króla. Ale w takim razie, żegnam ozięble.
Co kurwa?! napierdalają się pociskami, a do miasta dostaje się negocjator, po czym po krótkiej wymianie zdań, sobie po prostu odchodzi? To jest fantastyka, której inne fantastyki mogą gałę polerować.
cieszyć się z swymi sąsiadami i przyjaciółmi
ze swymi.
w jakim stanie jest jej kochanek, nie spodziewała się tak gwałtownej odpowiedz.
odpowiedzi.
Jedną ręką przygwoździł złapał Jadwigę za włosy i przygwoździł ją do parapetu
Jedną ręką przygwoździł, złapał poten znów przygwoździł, coś się tu pomieszało.
Toteż zaraz jej dłoń powędrował do drugiej piersi
Powędrowała.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Łooo Jezu! Miało być pięknie, dwa wątki na przestrzeni wieków, jakaś Karelia, tajemnicza organizacja, a tu jak nie jebniesz jakimś zdaniem "perełką" (wypisane powyżej). To tak jakby ktoś na mój talerz z pachnącym daniem spluwał raz po raz.
Brakuje mi też jakiegoś zaczepienia pomiędzy dwoma wątkami, bo nazwa organizacji to zdecydowanie za mało.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.