Kajaki, one i burza
9 lipca 2017
Szacowany czas lektury: 9 min
Wydarzyło się kilka lat temu...
Jeszcze kilkanaście uderzeń wiosła i będę na miejscu. Płynąłem kajakiem spokojną rzeką, którą okrywał ciemny tunel drzew. Na początku czerwca Krutynia była jeszcze pusta. Przez cały dzień spotkałem tylko jedną grupę kajakarzy. Chyba był to jakiś firmowy wypad integracyjny, bo wszyscy mieli identyczne koszulki i częściej sięgali po puszki piwa, niż po wiosła. Płynąłem wolno i dałem się im wyprzedzić. Nie miałem ochoty słuchać ich pijackich wrzasków. Nie spieszyłem się. Liczyłem, że popołudniem wpłynę na jezioro Uplik, a przed wieczorem dotrę do pola namiotowego, w jakże romantycznie nazywającej się miejscowości Zgon. Ale pogoda pokrzyżowała moje plany. Około południa zaczęły nadciągać ciemne chmury, za którymi schowało się słońce. Kiedy wpłynąłem w Krutynię z jeziora Zdrużno usłyszałem grzmot nadciągającej burzy. Zdawałem sobie sprawę, że przy dużych falach nie da się przepłynąć jeziora. Dlatego miarowo wiosłowałem rozglądając się po brzegach i szukając miejsca na biwak. Było duszno. Pachniało miętą i rumiankiem. Pot ściekał mi po twarzy. Ptaki ucichły, za to komary cięły niemiłosiernie. Płynąłem miarowo machając wiosłem i patrzyłem na puste miejsce z przodu kajaka. Tam, gdzie zawsze siedziała Beata, był teraz mój worek żeglarski i namiot. Rozstaliśmy się z Beatą ponad pół roku temu. Pamiętam, że kiedy wczesną jesienią kupiłem ten kajak na jakiejś posezonowej wyprzedaży w jednym z marketów ze sprzętem sportowym, do razu zrzuciliśmy go na Wisłę i popłynęli do Młocin. Potem, gdy za oknami była jesienna słota, wieczorami wyciągaliśmy mapy i przewodniki, żeby zaplanować trasę wiosennej włóczęgi. Ale potem przyszła zima. Kajak trafił do garażu, a ja rzuciłem się w wir roboty w firmie. Wracałem do domu coraz później i coraz bardziej wkurzony, bo niestety sprawy nie szły tak, jak bym sobie życzył. Oddalaliśmy się od siebie, coraz mniej ze sobą rozmawialiśmy, a ja – niestety – przynosiłem do domu swoje problemy z pracy. Coraz rzadziej się kochaliśmy. Nasze rozstanie było tak banalne, jak tylko można sobie wyobrazić. Kilka dni przed Sylwestrem urwałem się wcześniej z pracy. Chciałem zrobić Beacie niespodziankę i zabrać ją na jakieś zakupy. Wszedłem do mieszkania i usłyszałem jakieś dźwięki dochodzące z sypialni. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem nagą Beatę. Klęczała na czworakach, od tyłu ujeżdżał ją jakiś chłopak, a ona jęczała z rozkoszy. Odwróciła się w moją stronę i zobaczyłem zdziwienie i przerażenie w jej oczach. Wyszedłem bez słowa.
Następnego dnia wróciłem do mieszkania, spakowałem swoje rzeczy, klucz do mieszkania wrzuciłem do skrzynki na listy. Potem dzwoniła do mnie kilka razy, ale nie odbierałem. W końcu zmieniłem numer telefonu. Przez kilka dni pomieszkiwałem u kolegi z pracy. Potem znalazłem z ogłoszenia niedrogie mieszkanie na blokowisku w Otwocku.
Kiedy przyszedł maj stwierdziłem, że bez sensu, abym siedział w weekendy w pustym mieszkaniu. Niespecjalnie miałem ochotę na imprezy ze znajomymi, którzy pewnie pytaliby dlaczego rozstałem się z Beatą. Co tydzień, w piątek po pracy pakowałem swój worek żeglarski, z pomocą sąsiada mocowałem kajak do bagażnika dachowego starej fiesty i jechałem. Prawie w każdy weekend byłem na wodzie. W maju na rzekach było jeszcze zupełnie pusto, bo noce bywały zimne. Niespecjalnie mi to przeszkadzało. Płynąłem cały dzień, a gdy miałem dość, szukałem jakiegoś miejsca na biwak, rozpalałem ognisko i siedziałem do późnej nocy patrząc w ogień. To mi odpowiadało.
Tak miało być i tym razem. Ale burza zbliżała się coraz bardziej. Za kolejnym zakrętem rzeki gęstwina drzew na brzegu rozstąpiła się i zobaczyłem niewielką polankę z piaszczystą plażą. Idealne miejsce na biwak. Skręciłem i po chwili dziób kajaka szorował po piasku.
Szybko wypakowałem bagaże. Kończyłem rozstawiać namiot, gdy zaczął padać deszcz. Najpierw pojedyncze, duże krople, które po chwili przeszły w rzęsistą ulewę. Ale wtedy leżałem już w ciepłym śpiworze słuchając jak krople deszczu bębnią o namiot. Ochłodziło się. Otuliłem się śpiworem i puściłem jakąś muzykę z komórki. Zmęczenie całodziennym wiosłowaniem, kosmiczne brzmienia mojego ulubionego Mika Oldfielda i szum deszczu sprawiły, że szybko zasnąłem. Obudziły mnie krzyki dobiegające od strony rzeki. Było całkiem ciemno. Deszcz nadal padał, choć mniej intensywnie. Wziąłem latarkę i wyszedłem z namiotu. W świetle księżyca, który przebijał się przez deszczowe chmury, zobaczyłem, jak na brzegu rzeki, obok mojego kajaka stoi jeszcze jeden kajak. W środku siedziały dwie osoby. Podszedłem do nich świecąc latarką.
- Czy może nam Pan pomóc. – usłyszałem drżący, dziewczęcy głos dobiegający z kajaka. Poświeciłem latarką. W kajaku siedziały dwie dziewczyny, ubrane w mokre koszulki, które przylegały im do ciała. Włosy wisiały im w strączkach. Na bladych twarzach widać było zmęczenie i strach.
- Chodźcie do namiotu i powiedzcie, co się stało. – podałem rękę szczupłej brunetce, która siedziała z przodu. Po chwili siedzieliśmy w trójkę w ciasnym namiocie. Jak się okazało, dziewczyny, które pierwszy raz były na spływie kajakowym, brały udział w korporacyjnej imprezie, której uczestnicy wcześniej mijali mnie na rzece. Nie za bardzo dawały sobie radę z wiosłowaniem i płynęły ostatnie. W pewnym momencie, gdy chciały ominąć konar drzewa, który zagradzał nurt, kajak się przewrócił. Rzeka jest płytka, więc nic im się nie stało, ale zanim odwróciły kajak i wybrały z niego wodę, zaczęła się burza. Przy przewrotce zamokły im komórki i nie miały jak dać znać kolegom ze spływu, że nie zdążą dopłynąć do Zgonu, gdzie mieli się zatrzymać na noc. Co gorsza, namiot, w którym miały spać został zapakowany do innego kajaka.
- Jakoś sobie poradzimy – westchnąłem i wyciągnąłem komórkę.
- Pamiętacie numer telefonu do któregoś ze znajomych ze spływu? – zapytałem. Okazało się, że pamiętały. Zadzwoniły i wyjaśniły zaniepokojonym kolegom całą sytuację.
- No dobrze, zatem musimy tu jakoś przeczekać noc. – ogarnąłem gestem niewielki namiot.
- Macie może jakieś suche ciuchy? – zapytałem. Pokręciły głowami. Znowu westchnąłem.
– W worku żeglarskim są jakieś suche ubrania. Przebierzcie się i wskakujcie pod śpiwór. Ja wyjdę zabezpieczyć wasz kajak. Wyszedłem z namiotu. Ciągle padał deszcz. Co chwilę niebo rozjaśniały błyskawice, a po chwili rozlegał się grzmot. Burza chyba odchodziła. Powietrze było rześkie i ochłodziło się po deszczu. Gdy wracałem do namiotu, zobaczyłem coś, co mi się skojarzyło z chińskim teatrem cieni. W ciemności widziałem namiot oświetlony światłem latarki, a w środku dwie postacie. Dziewczyny ściągały z siebie mokre ubrania. Na tle namiotu widać było ich nagie sylwetki ze sterczącymi, nagimi piersiami. Odczekałem chwilę i wszedłem do namiotu. W przedsionku, na jakimiś sznurku suszyły się mokre majtki, biustonosze i koszulki. Dziewczyny leżały przykryte moim śpiworem. Brunetka założyła moją koszulkę, a jej koleżanka, blondynka ze sporym biustem – ubrała mój polar. Położyłem się obok dziewczyn. Było trochę ciasno. Moje biodro dotykało nagich pośladków leżącej obok brunetki. Zgasiłem latarkę, przykryłem się kurtką i starałem się zasnąć. Po chwili już spałem. Nie wiem co mnie obudziło. Może kolejny grzmot? Leżałem w ciemności. W namiocie zrobiło się cieplej. Czułem, że dziewczyny się poruszają. W świetle kolejnej błyskawicy zobaczyłem, że odrzuciły śpiwór i zdjęły z siebie moje ubrania. Leżały nagie zwrócone twarzami do siebie. Namiętnie się całowały i pieściły dłońmi swoje szparki.
Chyba poczuły, że nie śpię. Przerwały pieszczoty.
– Chcesz popatrzeć? – bardziej stwierdziła, niż zapytała brunetka. Skinąłem tylko głową i patrzyłem zafascynowany. Dziewczyny z trudem przemieściły się w małym namiocie i ustawiły się w pozycji „69”. Zaświeciłem niewielką latarkę. Obok mnie klęczała jedna z dziewczyn. W zasięgu ręki miałem jej nagie, wypięte pośladki i wilgotne, różowe wargi sromowe. Druga z dziewczyn, która leżała na plecach, spojrzała na mnie, wsunęła palec do ust i dalej patrząc mi w oczy zaczęła pieścić nim szparkę swojej koleżanki. Przesuwała wzdłuż warg sromowych, kulistym ruchem pieściła łechtaczkę, a potem wsunęła cały palec do dziurki swej koleżanki. Po chwili westchnęła i gwałtownie wciągnęła powietrze. Zobaczyłem, że z drugiej strony namiotu, dziewczyna, która była do mnie wypięta pupą, zanurzyła twarz pomiędzy rozwartymi udami swej koleżanki. Ta nie pozostała jej dłużna i zaczęła lizać szparkę i ssać łechtaczkę swej koleżanki. Patrzyłem na to wszystko zafascynowany i coraz bardziej podniecony. Zsunąłem z siebie kurtkę i leżałem nagi obok dziewczyn. Dotknąłem swego nabrzmiałego członka, objąłem go dłonią i zacząłem się masturbować. Dziewczyna, która leżała koło mnie przestała całować szparkę swojej koleżanki. Spojrzała na mnie. Wyciągnęła rękę, wzięła moją lewą dłoń i wsunęła palce do swoich ust. Pieściła je przez chwilę językiem, a potem nakierowała mój palec na zaciśniętą drugą dziurkę swej koleżanki. Sama wsunęła dwa palce do pochwy swej koleżanki i zaczęła nimi rytmicznie poruszać. Palcami drugiej dłoni pieściła jej łechtaczkę. Dotknąłem wilgotnym palcem drugiej dziurki dziewczyny. Blondynka westchnęła i mocniej wypięła pośladki. Uznałem to za zaproszenie, wsunąłem palec do jej odbytu i zacząłem nim poruszać. Wsuwałem go i wysuwałem w takim rytmie, jak robiła to dziewczyna, która w pochwie swej koleżanki miała już trzy palce. Drugą ręką nadal się masturbowałem. Słychać było tylko ciche jęki dziewczyn i westchnienia. W pewnym momencie poczułem, jak mięśnie odbytu zaciskają się na moim palcu. Dziewczyna westchnęła spazmatycznie, a z jej szparki pociekły soki. Poczułem nadchodzący orgazm i za chwilę wytrysnąłem swój ładunek.
Dziewczyny leżały na sobie ciężko dysząc. Ich spocone ciała lśniły w świetle latarki. Za cienkim materiałem namiotu słychać było szum wiatru i coraz cichsze pomruki odchodzącej burzy. Leżeliśmy obok siebie milcząc.
- Chodźmy się wykąpać do rzeki – zaproponowałem. Szliśmy nadzy po mokrej od deszczu trawie. Smukłe sylwetki dziewczyn pięknie wyglądały w blasku księżyca. Woda była chłodna, ale po duchocie, jaka panowała przed burzą kąpiel była przyjemnością. Dziewczyny wzięły ze sobą jakiś szampon i zaczęły się namydlać.
– No, co tak stoisz? Chodź, to cię umyjemy. – zaproponowała brunetka. Nalała na dłoń trochę szamponu i zaczęła mnie myć. Gdy jej dłonie zaczęły myć mojego członka, poczułem, ze staje się coraz większy. – Ooo – uśmiechnęła się dziewczyna. – Widzę, że mycie mu się podoba – zachichotała. Zaczęliśmy się oblewać nawzajem wodą, żeby spłukać pianę, a potem brunetka zrobiła coś, co mnie zaskoczyło. Klękła przede mną w płytkiej rzece i wzięła do ust mojego członka, który momentalnie stał się jeszcze większy. Druga z dziewcząt klękła obok koleżanki i zaczęła uciskać moje jądra. Brunetka ssała mnie zapamiętale, a dłońmi pieściła piersi swojej koleżanki. Po chwili dziewczyny zamieniły się rolami i teraz blondynka ssała i pieściła językiem mojego członka. Po kilku minutach wytrysnąłem w jej usta cały swój ładunek. Odwróciła do mnie twarz. Widziałem, jak sperma spływa z kącików jej ust. Klęknąłem obok dziewczyn i zacząłem równocześnie pieścić dłońmi ich mokre szparki. Dziewczyny namiętnie się całowały i pieściły swoje piersi. Obmywała nas chłodna woda Krutyni. Orgazm przyszedł niespodziewanie. Niemal równocześnie dziewczyny wygięły się w łuk i spazmatycznie jęczały. Położyliśmy się w płytkiej wodzie, która obmywała nasze ciała.
Gdy wracaliśmy do namiotu, na wschodzie pomiędzy drzewami, widać było brzask wschodzącego słońca. W lesie nieśmiało zaczęły się odzywać pierwsze ptaki.
***
Obudził mnie ostry blask słońca. Było koło południa. Rozejrzałem się po namiocie. Ani śladu dziewczyn. A może to był tylko sen?