Introspekcja (I)

2 sierpnia 2016

Szacowany czas lektury: 30 min

Cześć, no to zaczynam trochę sobie skrobać ; ) To moje pierwsze opowiadanie umieszczone tutaj. Na początku bohaterowie mieli być zupełnie kimś innym, żyć w innej rzeczywistości, ale jakoś zmienili swoją postać w mojej głowie.
Nie jestem psychologiem, nie mam z psychologią nic wspólnego (niestety ;), dlatego jeśli ktoś wie na ten temat coś więcej niż ogólnodostępne wiadomości w internecie, a ja popełniłam jakiś błąd rzeczowy - zapraszam do poprawiania mnie.
Miłej lektury,
namaikina.

Powoli odłożył czarne pióro na biurko i rozglądnął się po sali. Około dwudziestu studentów, w przeważającej większości płci żeńskiej, posłało mu spojrzenia pełne uprzejmego zainteresowania. W swojej pracy Bartosz lubił to, że - w przeciwieństwie do swoich kolegów po fachu - potrafił wzbudzić w ich topornych umysłach jakąkolwiek kreatywność i chęć samokształcenia. Na swoich wykładach zawsze starał się o to, by uczyć niewielką grupę młodych ludzi, aby każdemu być w stanie poświęcić swój czas w równym, zadowalającym stopniu. Chciał z nimi dyskutować, omawiać i współdziałać. Być nie tylko ich wykładowcą i punktem zainteresowania w okresie sesji - chciał być ich przyjacielem, opiekunem i mentorem.

- Istnieje teoria... Że aby psychologia była nauką rzetelną i godną naszego cennego czasu na nią poświęcanego - zaczął, ruszając wolnym krokiem w dół, po drewnianych schodkach, po czym przysiadł na nich, by być bliżej studentów - Musimy traktować ją z należytą rozwagą, bez epatowania duchowymi uniesieniami aby nie zostać nazwanym pseudonaukowcem. Musi się ona mieścić w granicach definicji, w naszych podręcznikach, w bibliotekach. Czy jednak najlepszy podręcznik będzie w stanie pokazać nam głębokie tajemnice naszych umysłów? Czy słowa i papier są dobrym nośnikiem skomplikowanych mechanizmów i procesów, które zachodzą w każdej jednej głowie, która teraz na mnie patrzy? A co w sytuacjach stresowych, w sytuacjach podniecenia, zagrożenia? Czy określać nas będą nasze odruchy i mimowolne reakcje czy myśli i stany psychiczne? Wieczny dylemat pomiędzy behawioryzmem, czyli koncepcji oceny samych zachowań, a introspekcją; z łacińskiego introspectio oznacza wglądanie do wewnątrz. Co lepsze, co właściwsze? Postrzeganie psychologii człowieka tylko na podstawie jego odruchów i możliwych do zaobserwowania zachowań, czy może wnikanie głębiej, na te niepoznane tereny świadomości...?

W głowie nagle mu zaszumiało i zaświtała w niej jakaś wizja, intensywna do takiego stopnia, że musiał mocniej złapać się drewnianej barierki schodów, aż palce zbielały mu w kłykciach. Ona, wygięta w łuk, z rękami przewiązanymi sznurem w nadgarstkach i przymocowanymi do metalowej ramy łóżka. Oczy ciasno zasłonięte czarnym materiałem. Jego obiekt badawczy. Jego sprawdzenie wyższości behawioryzmu nad introspekcją lub na odwrót. Co on to mówił...? Ach tak, odruchy. Chlast! Niezbyt mocno, by stopniowo ocenić reakcje badanej. Szarpnęła nadgarstki, a ostra krawędź liny, którą i tak wcześniej dla niej wyparzył we wrzątku, otarła mocno delikatną, młodziutką skórę. Zanotował. Pora na sprawdzenie racji introspekcji. Co czujesz, moja droga? Upokorzenie? Strach? Bezradność? “Czuję wszystko, mój Właścicielu...”

- ... Wedle skrajnych behawiorystów uczucia wyższe, kulturowe nie mają większego znaczenia i wpływu na rozwój osobowości. Jest tylko impuls - reakcja... - jakieś ciemnowłose dziewczę próbowało albo mu pomóc, albo to on zarządził debatę, byle tylko móc skupić się na wyobrażeniach, które sprawiały mu tak nieopisaną przyjemność. W głębi duszy czuł się jednak przegranym. Musiał zadowalać się nią w myślach, jak jakiś zboczony psychol. Te wyobrażenia były jedynym czym mógł się nasycić - w jego sytuacji rodzinnej, w świecie, w którym żył, w tym paradygmacie kulturowym.

- Tyle na dziś, macie wolne - odparł, wstając ze schodków i kierując się w stronę katedry. Szybko pozbierał swoje rzeczy do skórzanego nesesera i już miał zbierać się do wyjścia, gdy jedna ze studentek, która tak żarliwie wypowiadała się na temat behawioryzmu, stanęła mu na drodze.

- Chciałaś się dowiedzieć jeszcze czegoś? - uniósł na nią spojrzenie z nad stosu notatek, które postanowił jeszcze wepchnąć do torby, by mieć co poczytać w łóżku.

- Właściwie tak się zastanawiamy, Bartku... Czy z racji wcześniej skończonych zajęć nie chciałbyś pójść z nami dziś na piwo... lub dwa? - posłała mu figlarny uśmiech.

Tak, wychodził z nimi wielokrotnie wieczorami i tak, poza zajęciami pozwalał mówić do siebie po imieniu. Dobrze było mu z tą ich pozbawioną patosu relacją, choć nie był to powszechny stosunek między wykładowcą a studentami. Dzięki temu czuł się młodszy niż w rzeczywistości, a oni dawali mu dużo energii i chęci do działania. Tym jednak razem czuł jakąś niechęć by wychodzić gdziekolwiek. No, może poza jedną osobą, która kryła się w zakamarkach jego umysłu. Ona jednakże była prawie tak osiągalna jak dobry orgazm z jego żoną.

- Nie mogę, niestety - odparł szybko, posyłając jej przepraszające spojrzenie - Jestem umówiony. Następnym razem, dobrze?

Kamila, studentka która nachylała mu się nad biurkiem, z całą pewnością myślała, że jej kokieteryjne zaloty robią na nim spore wrażenie. Miała wszystko to co czyni kobietę atrakcyjną w oczach płci przeciwnej - perłowy uśmiech, szerokie biodra i pewien rodzaj nonszalanckiego uwodzicielstwa - tego niby mimowolnego i niezaplanowanego, jakby jej seksualność wymykała się jej spod kontroli. W dziki sposób urocza. Z całą pewnością mógłby ją mieć jeszcze dzisiaj wieczorem, na magazynie któregoś z zadymionych pubów w centrum, do których zwykle chadzali. Gdy wszyscy byli już wystarczająco pijani nikt nie dbał o jego pozycję wykładowcy. Lubił te momenty - młode kobiety niby to niechcący kładły ręce na jego udzie, opierały głowy o barki i stawały się tak niesamowicie urokliwe, jak gdyby ktoś wrzucił im do drinków tabletkę z filtrem dzięki któremu nie widział ich pospolitości, a jedynie to co skrywały głębiej. W środku. I może nawet by na to poszedł gdyby nie fakt, iż jego jednak interesował inny środek, w innym wnętrzu chciał się zatopić i zadomowić. Jasny, ciepły środek, rześki jak wiosenny poranek. Młody, zbyt młody środek. Dusza rosła mu w piersi gdy wyobrażał sobie jak jej muska jej bladą skórę palcami, ustami, a następnie zostawia na niej czerwony, głęboki ślad swoich zębów. Naznacza własność. Bierze całą, każdy jej centymetr we władanie.

- Jeśli byś jednak się zdecydował - mrugnęła do niego porozumiewawczo - To szukaj nas tam gdzie zawsze. Na pewno przydałby ci się mały reset od nadmiaru pracy naukowej.

I odwróciła się na pięcie, by dołączyć do reszty przyjaciół, którzy już zmierzali do wyjścia. Patrzył za nią przez chwilę. Telefon wibrował mu w kieszeni, sygnalizując dostarczenie smsa. Odblokował go szybkim ruchem palca, nadal spoglądając w przestrzeń. Gdy spuścił wzrok i jego oczom ukazały się jakieś pojedyncze słowa, musiał skupić się intensywnie by odczytać ich sens.

“Może zacznie stawiać opór i przybierze groźną postać, lecz nie daj się na to nabrać - Pragnie pokonaną zostać.” Twoja A.

*

Gorący olej zaskwierczał na patelni, gdy spadł na nią gruby kotlet schabowy. A potem jeszcze jeden, aby - broń Boże - niczego nie zabrakło. W końcu On może przyjść z pracy głodny i wykończony, a wtedy mógłby mieć ochotę na dokładkę. Należało przewidzieć każdą ewentualność. Co z tego, że ona nie mięsa nie jada, jest na diecie w pełni roślinnej z względów zdrowotno-ideologicznych; dla niego codziennie przywdziewała przezroczyste rękawiczki i tłukła kotlety. W końcu robi to dla ukochanego i nie może zwymiotować na pełny protein obiad swojego męża. On z kolei przekonywał ją, że musi codziennie przegotowywać mu kaloryczne, mięsne obiady wbrew samej sobie, bo dzięki nim jego nasienie będzie mieć większe zdolności prokreacyjne “Sperma to czyste białko, skarbie, chyba nie sądzisz, że spłodzę pełnowartościowego syna odżywiając się twoim jarmużem?”. A siła tego argumentu była na tyle duża, że Emilia każdego dnia wymyślała coraz to nowsze zastosowanie mięsa wołowego, jagnięcego i wieprzowego w imię miłości i spolegliwości.

- Pij to codziennie tuż po obudzeniu, przy popołudniowej herbatce i na chwilę przed snem - starsza, aczkolwiek niezwykle zadbana kobieta wręczyła jej niepokojąco wyglądający słój, w którym pływały jakieś rozwarstwione, glutopodobne substancje. - To ocet, pokrzywa, lukrecja i inne smaczki. Działanie stuprocentowe, moja babka i jej matka piły to hektolitrami, a w ciąże zachodziły jak kocice, dziecko rok w rok. Miesiąc konsumpcji i będziecie z Bartusiem się za wózkiem rozglądać.

- Dziękuję, Stefaniu - niepewnym gestem przejęła mokry słoik i odłożyła go natychmiast na półkę - Na pewno wypróbuję.

- Więc ile to już się staracie, co?

Emilia westchnęła ciężko, ale jej głos stłumił skwierczący olej na patelni. Powoli zaczynała się przyzwyczajać, że zawsze coś tłumiło jej głos i nie dawało dojść do słowa. Stefania, babka jej męża, nie należała do najtaktowniejszych kobiet.

- Blisko półtora roku - odparła Emilia, obracając mięso na patelni - Ostatnio zakończyłam kurację hormonalną i mój ginekolog twierdzi, że teraz jest idealny czas... ale nie wychodzi.

- Och, moje biedne dziecko - kobieta objęła ją dość kościstą ręką obwieszoną świecidełkami - To nie twoja wina, czasem kobiety mają takie problemy.

- Nie powiedziałam że to tylko moja wina... - rzuciła ostrożnie - Wyniki Bartka są... delikatnie mówiąc nieciekawe.

- Ach, że niby to Bartek nie może? - Stefania zaśmiała się lekceważąco - Nie, nie, niemożliwe. Jest dokładnie taki sam jak jego dziadek i ojciec, a oni naprawdę nie mieli najmniejszych problemów, moja droga, zapewniam cię.

- Ale on... - Emilia napięła całe ciało, podenerwowana - Wybacz, ale według badań żywotność jego plemników jest mocno... znikoma.

- Naprawdę, kochanie, wiem co mówię - starsza kobieta ponownie parsknęła śmiechem i machnęła ręką - Ale o nic się nie martw, rozumiem cię - ciężko znosisz niemożność wypełnienia swoich małżeńskich obowiązków względem Bartosza, to oczywiste. Uspokój się jednak i pij moją miksturę, a wszystko będzie dobrze, maleńka! - nawet nie dając jej dojść do słowa zsunęła się z gracją baletnicy z wysokiego krzesła barowego, cmoknęła ją krótko w policzek i odwróciła na pięcie - No cóż, ja już uciekam. Nie przypal kotletów, moje dziecko, czuje jakiś dziwny zapach w powietrzu... - po czym zniknęła za drzwiami, pozostawiając Emilię w stanie głębokiej konsternacji.

Za każdym razem. Zawsze wyglądało to w ten sposób. Z większością ludzi z tej rodziny rozmawiało się w ten właśnie sposób - najpierw dawali do zrozumienia, że chcą poznać twoje problemy, potem próbowali cię na siłę uświadomić, że problem nie istnieje, albo raczej że problem leży w tobie, a następnie znikali, sprawiając że miało się ochotę pochlastać nożem kuchennym.

Emilia i Bartosz byli małżeństwem od trzech lat, siedmiu miesięcy i czterech dni. Natomiast od roku, pięciu miesięcy i dwudziestu dni starali się o dziecko, a ich wyjątkowe starania jak dotąd paliły na panewce. Jednak im mocniej ona chciała, tym bardziej potrzeba jej męża malała, a w tym momencie oscylowała wokół zera. Ale ona starała się jak mogła, zamawiała lubieżne stroje na allegro i ubierała je każdego dnia przez jeden tydzień w każdym miesiącu. Jeśli tylko to miało pomóc jej w zajściu w ciążę - była w stanie znieść wszelkie niedogodności.

Drzwi wejściowe trzasnęły ponownie. Ciężki, powolny stukot wypełnił hol. Słyszała jak On odwiesza długi, czarny płaszcz; potem oczami wyobraźni widziała wyraźnie jak szybko przebiega wzrokiem po swoim odbiciu w lustrze, upewniając się że wszystko z nim w porządku. Bartek miał trzydzieści sześć lat, jasno - popielate włosy i nadzwyczaj pewną, stabilną posturę. Świeżo upieczony doktor psychologii, wykładowca na dobrej uczelni - człowiek sukcesu. Był jednym z tych mężczyzn, którzy nie mówiąc nic sprawiali wrażenie nad wyraz inteligentnych, którzy wydawali się niebywale godni zaufania, których uwielbiały matki, teściowe i koleżanki z pracy. Wystarczyło by uśmiechnął się lekko i rzucił jakąś wymyśloną wcześniej formułką zupełnie bez kontekstu, a każdy ściskał mu dłoń i przyznawał rację z niewyjaśnionych powodów.

Gdy patrzyła jak podchodzi do stołu, rzuca nań niedbale skórzany neseser i rozluźnia dotąd ciasno spleciony krawat przez myśl przeszło jej, że tylko dla niej zarezerwowana jest maska chłodu i znudzenia. Już od jakiegoś czasu nie potrafiła patrzyć na niego tak jak na początku i za każdym razem czuła jakiś niezidentyfikowany niesmak gdy pojawiał się obok, chociaż był przystojny, odpowiedzialny i miał wkrótce stać się ojcem jej dziecka.

- I jak tam w pracy? - rzuciła od niechcenia, ładując mu na talerz tyle mięsa, że aż nie mogło zmieścić się w całości na talerzu.

- Świetnie. Jak zwykle - posłał jej uśmiech i przejął talerz z obiadem - A jak... w domu?

- Okej - odparła, przyglądając się z nadmiernym zainteresowaniem swoim paznokciom.

Jeszcze pół roku temu nie było między nimi aż takiego chłodu. Emilia pracowała jako doradca klienta w jednym z banków, rzadko kiedy bywała w domu, ale gdy już się w nim spotykali mieli co sobie opowiedzieć i uprawiali seks z nieprzymuszonej woli minimum raz w tygodniu. A potem życzliwa koleżanka z pracy podzieliła się z pracodawcami informacją o tym, iż Emilia planuje z mężem dziecko i wkrótce zwolniono ją pod pretekstem redukcji etatów. Od tego momentu zatrudnił ją ojciec Bartka w firmie, której był właścicielem. Jej praca polegała na cotygodniowej segregacji faktur i protokołów oraz okazyjnemu parzeniu kawy, by następnie przez okrągłe sześć dni mogła skupić się na płodzeniu wnuka dla wyczerpanych oczekiwaniami dziadków.

- Wiesz... to dziś - uśmiechnęła się jak nastolatka, widząc że mąż skończył już obiad - W zasadzie przed chwilą robiłam test owulacyjny. Pozytywny, jestem dziś płodna jak cholera. Może akurat dziś się uda, co? Chciałbyś...?

Bartek powoli przełknął łyk wody, uważając by się nie zadławić. Każdy tydzień w miesiącu, w którym Emilia mogła zajść w ciążę, był pewnego rodzaju katorgą i modlitwą, by “Misja - dziecko” nie skończyła się pomyślnie. Metodyczny, powolny seks, w którym musiał aktywować wszystkie rejony swojej wyobraźni, aby dojść w niej obficie, odbierał mu wszystkie siły. Najzabawniejsze z tego wszystkiego były jednak starania Emilii o to, by wyglądać “kusząco” i “seksownie” w zamawianych strojach prostytutek, pokojówek i króliczków playboya. Chyba nigdy nie widział czegoś bardziej odrzucającego, niż kobieta, która nie znosi siebie w wyzywającym wydaniu, a w imię szalejących hormonów i instynktu macierzyńskiego przebiera się w coś, co ją brzydzi. A potem, po zakończeniu dni płodnych, seks dla Emilii przestawał istnieć w zupełności. Spędzała całe dni czytając gazety z poradami dla przyszłych matek i łykając kwas foliowy w hurtowych ilościach.

- Dziś przyszła paczka z nowymi strojami. Chciałbyś zobaczyć? - wsunęła mu się na kolana i objęła go za szyję, dłonią muskając jego włosy. Przypomniało mu się, że kiedyś naprawdę jej pożądał. Był jej pierwszym, a jej słodka niewinność i delikatna buzia budziły w nim jakieś nieznane wcześniej uczucia. Teraz wiedział już jakie, ale było o wiele za późno. Ona nie była już urokliwą dziewicą, a on nieznającym swoich potrzeb facetem, który przez całe dotychczasowe życie skupiał się tylko na karierze akademickiej. Gdy się pobrali ona miała 24 lata, mało wiedziała o świecie, a rodzice ciągle trzymali ją pod kloszem. On miał 33 lata, wreszcie skończył doktorat, przyjął dobrze płatne stanowisko i poznał młodą dziewczynę, którą pokochała jego rodzina. Wtedy wydawało mu się, że nie ma już na co czekać.

- Dobrze, pokaż mi je - westchnął, zsuwając ją z kolan. Myśl o tej subtelnej kobietce z przeszłości sprawiła, że ciężko było mu jej odmówić. Chwyciła go za rękę i poprowadziła do salonu, w którym leżało spore pudło. Nachyliła się nad nim i zaczęła wyjmować z niego poszczególne przebrania, radosna jak dziecko rozpakowujące prezenty podczas Gwiazdki. Gdyby mogła być taka na co dzień, a nie tylko od święta... może potrafiłby ją kochać jak kiedyś. Zlustrował ją wzrokiem. Miała szczupłe nogi, białą skórę i spalone jasną farbą włosy, które kręciły się lekko, wbrew jej woli. Uśmiechała się figlarnie, ale wiedział że to tylko pozory mające na celu podniecić go, wydobyć z niego życiodajne nasienie i wrócić do codziennej maski ułożonej, dobrej żony.

- ... Tutaj mamy króliczka... a tutaj uczennicę! Hmm... podoba się Panu, Panie profesorze? - przyłożyła strój do swojego ciała i włożyła wskazujący palec do ust, lekko go przygryzając. Zamrugał parokrotnie, czując jakby po podbrzuszu rozlało mu się coś gorącego. Może gdyby nad nią popracować? Może byłaby szansa, że zapomniałby o tym jaka jest naprawdę, na co dzień? Choćby na jeden wieczór mógłby wyobrazić ją sobie taką jak zawsze chciał, żeby była?

- Masz pięć minut - powiedział bardzo twardo, ważąc słowa i zastanawiając się w głębi duszy czy przypadkiem nie popełnia właśnie sporego błędu - Będę na ciebie czekał w moim gabinecie. Każda minuta spóźnienia czy jakiegokolwiek ociągania się będzie surowo karana. Zrozumiała to pani, Panno Emilio?

Cała zesztywniała, na co jego kąciki ust uniosły się mimowolnie. Wiedział już, że za chwilę dostanie od niej w twarz, skończy się zamawianie “fikuśnych strojów”, a rozpocznie na nowo era seksu w pozycji misjonarskiej, koktajli na płodność i jogi. Westchnął, zrezygnowany.

- Taak... Panie Profesorze.

Uniósł brwi, zaskoczony. Czy aby się nie przesłyszał? Żona patrząc na niego sarnimi oczami, mocno zacisnęła pięści. A więc tak? Dobrze więc, rzucił w myślach. Będzie miała dokładnie to czego jej potrzeba.

- Pięć minut - powtórzył, uderzając palcem w masywny zegarek na nadgarstku i odwrócił się na pięcie, powolnym krokiem ruszając w stronę drzwi do gabinetu na końcu korytarza.

Emilia została sama, czując jak zesztywnienie na całym ciele powoli ją opuszcza, a w zamian za to nawiedza ją dziwny rodzaj stresu, jak przed ważnym spotkaniem z zupełnie obcą osobą. Więc to skrywa w sobie ten okrutnik, jej mąż. Nigdy w tak emocjonalny sposób nie zareagował na jakikolwiek z strojów, w których mu się zaprezentowała - przeciwnie, był dość obojętny. Teraz oczyma wyobraźni widziała jakie rzeczy dzieją się w jego głowie na widok tych wszystkich studentek. Zadrżała na całym ciele z obrzydzenia. Szybko rozebrała sweterek i dżinsy, by po chwili drżącymi rękami zapinać guziki białej, krótkiej koszuli w stylu młodej Britney Spears. Szybko zastanowiła się ile czasu z wyznaczonych przez Bartka pięciu minut już zmarnowała. Nasunęła na siebie resztę ekwipunku i szybkim krokiem ruszyła w stronę gabinetu, oddychając ciężko.

*

Siedział tam już przez dłuższy czas, gdy zapukała do drzwi. Z daleka czuł jak drży na całym ciele, a jej cień majaczył się na drzwiach.

- Wejdź.

Wsunęła się do środka i podeszła do jego biurka chwiejnym krokiem. Wyglądała zarówno podniecająco jak i zabawnie - w krótkiej spódniczce w szkocką kratę, dwoma sterczącymi kitkami po obu stronach głowy i krótkiej koszuli spod której wyślizgiwały się jej zbyt obfite dla tego rozmiaru piersi. Na stopach miała jasne balerinki. Trochę za dużo było w tym dla niego kiczu, ale był to w stanie znieść - i tak jego wyobraźnia była już na tyle stępiona, że pewne rzeczy był w stanie sobie dopowiedzieć, by uzyskać pełne zadowolenie. Patrzyła wprost na niego, zdziwiona własną postawą, w jakiś sposób wyzywająco, jakby do czegoś ją zmuszał. Wstał od biurka i ściągnął okulary, by przetrzeć je lekko i odłożyć na bok. Stała bardzo blisko, tak, że gdy oparł się o biurko była tuż obok i mógł delektować się intensywnym zapachem jej strachu.

- Posłuchaj mnie teraz uważnie, kochanie - szepnął, przechylając się jeszcze bliżej niej - Od tego momentu proszę cię, byś zapomniała kim jestem ja, a przede wszystkim kim jesteś ty. Zostaw to mnie, ja zdecyduje kim dzisiaj będziesz.

- Pierwsza zasada - wyciągnął dłoń w jej stronę, by pogłaskać jej policzek, a ona uchyliła się, jakby z obawy przed ciosem - Dopóki ci nie pozwolę, nie wolno ci podnosić wzroku. To zdradza twój bardzo brzydki nawyk braku pokory, mylę się?

Nie odpowiedziała, automatycznie spuszczając wzrok. W rzeczywistości zdziwiła go szybkość z jaką Emilia wykonuje polecenia. To sprawiało, że jeszcze mocniej chciał ją nagiąć pod swoje potrzeby, złamać...

- Grzeczna - poklepał ją po policzku jak szczeniaka - Zasada druga. Gdy o coś pytam, ty odpowiadasz z zaznaczeniem “proszę Pana” lub “Panie profesorze”. W innym wypadku lepiej się nie odzywaj. Wyjdzie ci na zdrowie, zaufaj mi.

- Dobrze, proszę Pana.

- Świetnie. Podstawy mamy już omówione. Przejdźmy do rzeczy...

- Zostaniemy... tutaj?

- Och, a gdzie chciałabyś iść, dziewczynko? - powiedział cicho, ruszając w stronę szafy. Nie pomyślał, że kiedykolwiek wykorzysta to akurat na niej, ale jeśli zdarzyła się taka okazja, musiał iść za ciosem.

- Do sypialni?

Odwrócił się gwałtownie, jedną ręką dalej szperając w szufladzie.

- Chyba sobie żartujesz. Twoje miejsce jest tutaj, wśród książek - rozglądnął się wokół siebie uśmiechając cynicznie - Musisz nauczyć się paru rzeczy, moja mała, słodka idiotko.

Wrócił do niej, trzymając za placami długi wskaźnik, a ona nieśmiało wychyliła się, by zobaczyć co trzyma w ręce. Odsunął się od niej tak, by znaleźć się za jej plecami aby go nie widziała, a ona posłusznie trwała w wyjściowej pozycji.

- Ręce za siebie - rzucił sucho - I wyprostuj się jak należy. Masz eksponować swoje atuty bym chciał w ogóle się tobą zająć.

Kobieta zadrżała na całym ciele, ale posłusznie wykonała polecenie. Chciał teraz wejść do jej głowy, zobaczyć jakie to myśli się w niej kłębią. Nienawidzi go, pożąda? Na pewno nie rozumie. No nic, nauczy ją, w końcu to nie może być trudne, a co więcej może okazać się ekscytujące. Przecież jest nauczycielem... Przez umysł przemknęła mu twarz innej osoby. Świeża, uśmiechnięta twarz aniołka z wyraźnymi dołeczkami w policzkach. A. była dla niego czymś w rodzaju utopii. Jej osoba sama potrafiła wtargnąć mu do głowy i czynić milszym nawet najgorszy dzień. Spojrzał na kobietę, która stała przed nim tyłem, śledząc każdy jego ruch. Różnica była tak dosadna...

- Przełóż się przez biurko - powiedział cicho, czując jak wskaźnik wyślizguje mu się z rąk, gdy zobaczył jej blade pośladki wystające spod spódniczki. Miała na sobie białe, płócienne majteczki. Podszedł do niej powoli. Tylko odgłos jego eleganckich, wypastowanych butów i jej ciężki oddech wypełniał przestrzeń w gabinecie. Patrzył na nią przez chwilę z góry. Wyglądała tak niewinnie, wypięta w jego stronę, z twarzą schowaną we włosach. Opuszkami dłoni najpierw delikatnie dotknął jej pleców, potem zjechał niżej i zatrzymał palec na jej krzyżu, by najpierw musnąć jeden dołeczek nad jej pośladkami, a później drugi. Wówczas, gdy usłyszał cichy jęk odprężenia wyrywający się jej mimowolnie z ust, chwycił ją niespodziewanie za włosy i mocno szarpnął do tyłu, tak że jej ciało ułożyło się w łuk. Jedną ręką ciągle trzymał ją za włosy, podczas gdy drugą chwycił nożyczki do papieru z pudełka na przybory kreślarskie. Błyskawicznym ruchem przeciął bawełniane majteczki w dwóch miejscach, a te opadły na ziemię. Emilia zacisnęła powieki, płonąc ze wstydu. Jej nieprzygotowanie i brak przyzwyczajenia do tego rodzaju praktyk był dla niego w pewnym sensie afrodyzjakiem.

- Mam sprawdzić, czy jesteś mokra? - przysunął usta tuż do jej ucha, wiedząc że każde jego nachylenie się potęguje fakt czucia przez nią jego wzwodu na nagich pośladkach. Pokiwała głową, przełykając głośno ślinę.

- Odpowiedz pełnym zdaniem, mała dziwko - z siłą chlasnął ją w pośladek, czując jak ten płonie pod jego ręką. Stłumiła krzyk, zaciskając usta.

- Proszę sprawdzić jak bardzo jestem... mokra.

Przytrzymał pośladek i roztarł miejsce uderzenia. Widział jak wstydzi się wypowiadać słowa, do których powiedzenia ją zmuszał. Uwielbiał kobiecy wstyd i łamanie barier, które wokół siebie stawiały. Zauważył pewną zależność - im kobieta była formalnie atrakcyjniejsza i szanowana, tym częściej stawiała od urodzenia grube mury wokół siebie i sama wiązała własne nadgarstki. Emilia cała była związana tym, co należało robić, tym co radziła jej rodzina, koleżanki i mądre redaktorki czasopism dla przyszłych matek. Bartek czuł, że teraz po raz pierwszy ma szanse rozkuć ją z tych kajdan społecznych konwenansów. Jeśli nie teraz - nigdy się to nie stanie.

- Szerzej nogi - butem rozsunął jej uda, a ta pisnęła cicho, jeszcze bardziej zakrywając się włosami.

Wyciągnął wskaźnik zza pleców i jego koniec nieśpiesznie przysunął do jej rozwartego przed nim wnętrza, na co zaskoczona odwróciła głowę w jego stronę.

- Chciałaś coś powiedzieć? - rozsunął jej ciemnoróżowe wargi i przesunął nim w górę, w stronę łechtaczki.

Emilia czuła się tak naga jak nigdy wcześniej - otwarta na niego, bezbronna, zawstydzona do granic możliwości. Mogłaby uciec, zedrzeć te śmieszne ubranka dla małych dziewczynek i zamknąć się w sypialni, ale czuła, że gdyby teraz mu przerwała mogłoby się okazać, że nie byłoby już odwrotu. I wbrew całego odrzucenia, które teraz w sobie dusiła, miała świadomość, że nie ma innego wyboru. Jednak wewnątrz siebie czuła rozlewające się, dziwne ciepło, jak gdyby lepiący się, gorący miód oblewał jej narządy. Widziała go teraz takim, jakim był naprawdę, po raz pierwszy od kiedy się poznali. Miał jakiś mrok w oczach, ale ta ciemność z jej perspektywy wydawała się teraz może nawet piękna - dzika i nieposkromiona, jak gdyby wielki ptak pierwszy raz w życiu wyrwał się z klatki i uleciał ku niebu.

- Jest mi tak... dobrze, kochanie... - sama była zaskoczona słowami, które się z niej wydobywały. Czuła jak gorąca, pojedyncza łza spływa z jej oczu. Czuła się brudna, upadła i zagubiona, drżąc mimowolnie. Bartosz utkwił wzrok w jej rozgrzanym kroczu. Strużka jej podniecenia ściekała między jej udami, chwiejąc się na obie strony. Przyłożył do niej palec i uchwycił ją. Śluz był gorący, gęsty i rozciągliwy i zdradzał to, co ona tak bardzo starała się przed nim ukryć. Teraz nie mogła mieć już żadnych tajemnic.

- Czujesz to, co cieknie ci po udach? - zapytał bardzo cicho, wycierając z udawanym obrzydzeniem palec w jej zimny pośladek. Kobieta zawyła cichutko, kuląc się ze wstydu. Wiele razy, przez lata ich małżeństwa, kiedy to stopniowo odkrywał swoje mroczne potrzeby, próbował jej insynuować i dawać sygnały odnośnie zmian w sypialni. Wszystko kończyło się jednak fiaskiem, gdyż Emila wiele razy powtarzała mu, że nie jest w stanie podniecić się poniżeniem. A teraz, gdy już prawie się poddał... widzi ją spragnioną jak nigdy wcześniej.

- Przepraszam, ja... - szepnęła, próbując podeprzeć się na rękach by wstać z biurka.

- Leżeć - warknął, na co ona natychmiast upadła do pozycji wyjściowej - Czy pamiętasz zasady, które wyraźnie ci wyartykułowałem, gdy tutaj weszłaś?

- Ja... tak, proszę Pana...

- Nie wydaje mi się - wolnym krokiem zaczął przechadzać się za nią. Nie miała śmiałości by się odwrócić, ale widział jak bardzo działa na nią ta niepewność i strach, który w niej wywołuje. - Wyraźnie zwróciłem ci uwagę, żebyś zwracała się do mnie w określony sposób. Wydawało mi się, że chwilę wcześniej powiedziałaś do mnie per “kochanie”, czy to prawda?

- To... to mi się tylko wyrwało...

- Doprawdy...? - niespodziewanie uderzył wskaźnikiem idealnie w zakończenie obu pośladków tak, że zawyła jak zranione zwierzę, zaciskając palce na blacie biurka - Teraz za każdy cios wymierzony w twoje zbyt blade jeszcze pośladki będziesz mi dziękować. Zrozumiałaś?

- Dziękuję ci, Panie! - wykrzyknęła na jednym oddechu, płonąc cała, wewnątrz i na zewnątrz.

Kolejne uderzenia spadały na jej ciało, najpierw na jeden, potem na drugi pośladek. Miała wrażenie jakby przy każdym uderzeniu jej ciało było dotykane przez ogniste języki. Z trudem utrzymywała się w jednej pozycji bardziej ze nieposkromionego wstydu niż z bólu - była dorosłą kobietą, przyszłą matką, która z własnej woli pozwala swojemu mężowi za karę zlać swój tyłek i nie śmie protestować. Łzy upokorzenia stale napływały jej do oczu, potęgując ból i podniecenie. Bartek wymierzył ostatni cios, czując że z całą pewnością wystarczy, by nauczyć ją odpowiedniej dyscypliny, ale również nie przesadzić. Bicie dla samego bólu partnerki wcale nie przynosiło mu ukojenia. Zawsze stało za tym głębokie pragnienie, by uczyć i doprowadzać do porządku.

- Wystarczy - szepnął, odkładając wskaźnik na biurko, obok jej twarzy, a tuż przy nim położył własną dłoń - Wiesz, co masz zrobić?

Uniosła na niego przerażone spojrzenie załzawionych oczu i widząc jego znaczący wzrok powolutku przechyliła usta do jego dłoni, objęła ją własnymi rękami i pocałowała głęboko.

- Dobrze się spisałaś - uśmiechnął się lekko, czując jakby jakiś ciężki kamień spadał mu z serca - Możesz wstać i naciągnąć spódniczkę.

- Jak to? - szarpnęła się nagle do pionu, na co zmarszczył czoło, zdziwiony jej nagłą reakcją. - To już koniec? Tyle...?

- Będziemy kontynuować gdy tak zdecyduję - uniósł brew, uśmiechając się do niej ciepło - Nie sądziłem, że tak bardzo ci się spodoba. Gdybym wiedział, na pewno wcześniej załatwiłbym te fatałaszki... - zaśmiał się, gładząc kciukiem jej nadgarstek.

- Chyba oszalałeś... - warknęła, rozpuszczając jasne włosy z kucyków, które pod wpływem ich wcześniejszej zabawy nieco się rozczochrały - A co z seksem?! Mam dziś owulacje, pamiętasz? Za chwile może być po wszystkim, nie będę czekać aż się zdecydujesz, łaskawy Panie...

Czuł jakby ktoś nagle wylał mu zimne wiadro wody wprost na głowę. Ach, więc od samego początku chodziło tylko i wyłącznie o to. Była w stanie zmusić się do ulegania mu w sposób tak słodki i delikatny tylko i wyłączenie w jednym celu, który postawiła sobie za jedyny swojej egzystencji... Zamknął oczy, próbując ułożyć wszystko w myślach. Dawno nie czuł takiego ogromu przytłaczającego go rozczarowania.

- Być może... - zaczął, zajmując się po raz kolejny przetarciem swoich okularów w grubych, czarnych oprawkach, po czym założył je na nos - Być może miałem w planach za chwilę zerżnąć cię jak jeszcze nigdy wcześniej i doprowadzić do wielokrotnego orgazmu, tak żebyś błagała mnie o koniec, a potem zmęczony zasnąć z tobą, małą, nagą i wtuloną we mnie. Tak, być może... - zaśmiał się gorzko, widząc jak zaskoczona unosi brwi i zwilża zaschnięte wargi. Podszedł do niej wolnym krokiem i z chwilą zawahania pocałował w czoło - Śpij dobrze, kochanie - odwrócił się od niej i ruszył szybkim krokiem do wyjścia z gabinetu.

- Zaraz! - krzyknęła, czując jak zasycha jej w gardle, tak że trud sprawia jej powiedzenie czegokolwiek - Zaczekaj! Nie możesz...

Drzwi zamknęły się z hukiem, najpierw od gabinetu, potem po chwili wyjściowe. Emilia upadła na ziemię i układając się w pozycji embrionalnej, zapłakała głośno. Nikt nie mógł jej usłyszeć. Jej dom był pusty, jej macica była pusta i jej dusza opustoszała w ciągu jednej sekundy. Samotność przycisnęła ją ciasno do podłogi, dusząc jak trujący gaz. Dopiero teraz naprawdę wyglądała jak dziecko - chciała zniknąć, zająć jak najmniejszą powierzchnię. Tak, teraz z całą pewnością spodobała by się Bartkowi...

Ten tekst odnotował 28,232 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.79/10 (46 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (9)

0
0
Całkiem udane opowiadanie. Dobrze napisane, bez większych błędów.
Historii podobnych na portalu jest sporo, ale w porównaniu z innymi twoje opowiadanie wypada całkiem dobrze. Nie jest przy tym oczywistym dokąd zaprowadzi czytelnika ta opowieść i za to duży plus.
Osobiście lubię opowiadania, w których autor robi wiwisekcję stanów emocjonalnych bohaterów - więc za to masz kolejnego plusa ode mnie.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Nazca, dziękuję za komentarz.
Osobiście bardzo cenię sobie pewien rodzaj niedopowiedzeń w opowiadaniach i jeśli choć w małym stopniu udało mi się to przenieść do swojego tekstu - bardzo mnie to cieszy.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Bardzo mi się podobało. Sugestywnie opisane postaci i lekki styl nie zniechęcający do czytania. Ciekawy scenariusz i bardzo dobrze oddane emocje bohaterów. Jak na debiut- super.
Będzie kontynuacja? Historia aż się prosi o drugą, dłuższą część.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
XXX_Lord, ogromnie mnie cieszy twój komentarz i motywuje do dalszej pracy! dopiero się rozkręcam i jak najbardziej myślę o kolejnej części, ewentualnie częściach. Mialam w planach aby druga część pojawiła się jakoś na dniach, o ile oczywiście by się spodobała, stąd dzięki za ciepłe przyjęcie 🙂)
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Czemu tak dobre opowiadanie wciąż tkwi w poczekalni? 🙁
Mi się bardzo podobało. Pisz dalej 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
@Fetyszystka czeka, aż ktoś z autorów kliknie po raz drugi w button "Wyprowadź z poczekalni". Swój głos na tak już oddałem.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
@XXX_Lord jak znaleźć to "wyprowadź", a może nie mam jeszcze do tego uprawnień ? Z ochotą "wypuściłabym to opowiadanie na ogół. Przydałoby mu się wprawdzie kilka DROBNYCH poprawek typu : gnębiących wszystkich przecinków i może zamiany PŁÓCIENNYCH 😉 na bawełniane majtki.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Krystyna
http://www.pokatne.pl/forum/watek/system-ocen-proponowane-zmiany-958/10

Post GL z 15.07 wyjaśnia zasady nadawania uprawnień do przenoszenia opowiadań z poczekalni na stronę główną. Najwidoczniej nie nabyłaś jeszcze wystarczających uprawnień.
Button "wyprowadź" znajduje się tylko w pełnej wersji serwisu pod nazwą opowiadania po jego otwarciu.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Sporo błędów stylistycznych, gramatycznych i powtórzeń. Brak konsekwencj w fabule - bohater zasadniczo sam zapomina, że chce być nazywany Panem. Mimo wszystko jest w tym opowiadaniu duży potencjał i chce się dotrwać do końca.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.