Inaczej, niż zwykle (II)
16 listopada 2015
Szacowany czas lektury: 7 min
Poprawiwszy makijaż, zerkam w bok lustra i przyglądam się w odbiciu, co robią. Ona, wprawnym ruchem biodrami, nadziewa się na jego sterczące przyrodzenie i dalej rusza biodrami, robiąc jednocześnie jemu, i sobie dobrze. Znam to i bardzo lubię, teraz jednak gram przed sobą tę drugą rolę, i to moje biodra muszą tak zatańczyć na nim, a przyjemność ma być moja. Wyczuwam palcem, gdzie jest wejście, przygotowane i nasmarowane, zadbane. Sięgam ręką za siebie i naprowadzam go. Wydaje się wielki.
Ostrożnie cofam biodra o milimetry. Czuję, jak główka trafia we właściwe miejsce i napiera. Bez pośpiechu, powoli zaczynam ruszać biodrami. Normalnie wypycham je do przodu, w tej roli bardziej cofam je, wypinając się lekko. Każdy ruch, nawet jeśli nie głębszy, i tak poszerza wejście, z początku stawiające opór, jednak nie napotkawszy bólu, coraz bardziej rozluźnione i chętne na nowe przeżycie. Czuję jednak, że każde delikatnie głębsze cofnięcie bioder powoduje szersze otwarcie, czyli jeszcze dużo przede mną. Czy to z podniecenia obserwowaną w lustrze sceną, czy pod wpływem wina, mam coraz większą ochotę pchnąć biodrami mocniej w tył. Powstrzymuję się, nie chcąc zrobić sobie krzywdy, jednak ciągły nacisk w końcu daje oczekiwany efekt, i nagle czuję, że wsuwa się już luźniej. Główka wchodzi cała i lekko się za nią zamykam. Zaciskam mięśnie wokół niego, z zamkniętymi oczami odczuwam... jest dziwnie, ale bardzo przyjemnie. Kilka razy powtarzam te ruchy, w końcu, nabrawszy pewności, pozwalam sobie na głębsze pchnięcia. Coraz głębsze i bardziej zdecydowane, w drugim lustrze widzę, jak coraz mniej go wystaje na zewnątrz, a coraz więcej jest we mnie. W połączeniu z moim strojem, podnieca mnie to. Chcę głębiej, mieć go całego w sobie. W końcu czuję, że opieram się o jego nasadę, a pośladki stykają się z zimną płytką, do której jest przyssany. W ten upał, zimno nie przeszkadza mi, a nawet trochę orzeźwia, prostuję się i opieram plecami o chłodną ścianę. Zaczynam ostrzej falować biodrami, rękami wędruję po swoim ciele, dotykam swoich spowitych pończochami ud. Patrząc w lustro, uśmiecham się i w myślach mówię do siebie, że oto właśnie posuwam się w tyłek.
Po jakimś czasie, chłód ściany powoduje, że pragnę znowu znaleźć się w nagrzanym lipcowym upałem pokoju. Zabieram go ze sobą i przyczepiam do przygotowanej wcześniej plastikowej płytki. Trzyma się świetnie, nie wywraca, sterczy pionowo, zachęcająco. Mam ochotę wziąć go do ust, takiego błyszczącego oliwką, ale powstrzymuję się. Siadając okrakiem na łóżku, przyciskam płytkę stopami, jednocześnie z łatwością wyczuwam miejsce, w którym powinna znaleźć się dziurka. Trafia bezbłędnie na czubek żołędzi, i mimo lekkiego oporu, spowodowanego krótką przerwą w rozciąganiu, chętnie go przyjmuje w sobie. Zupełnie inna pozycja, wchodzi pod całkiem innym kątem. Trochę inne doznania. Unoszę się na udach, powoli opadam. Unoszę... opadam... unoszę opadam. Z każdym ruchem opadam coraz głębiej i przytrzymuję go w sobie, znowu się unoszę i zjeżdżam biodrami jeszcze niżej. Szukające zajęcia dłonie znajdują obcasy, chwytam je i ciągnąc do siebie jeszcze mocniej, dociskam się w dół. Zdobywam jeszcze kilka milimetrów. Jest niezwykle podniecająco. W poszukiwaniu dalszych wrażeń, znajduję leżącego obok mnie pilota, przygotowanego, ze świeżymi bateriami w środku. Podłączam i włączam pierwszy bieg. Przyjemne wibracje wypełniają moje wnętrze. Teraz, nie starając się posuwać swojego otworka, lekko unosząc się i opadając na biodrach, szukam tego punktu, gdzie jest najprzyjemniej. Punktu we mnie, ale też najprzyjemniejszej pozycji suwaka na pilocie przyczepionym do kabelka.
W końcu biodra męczą się unoszeniem mnie, opadam na przód, podpieram się rękami, wypinam i pozwalam mu wibrować. Tylko lekko ruszam biodrami, nastawiając się wibracjom, przesuwając ich źródło w środku. Jeszcze inne wrażenia. Dobrze trafiwszy, mam uczucie przeżywania trwającego minutę lub więcej orgazmu, po którym prawie zaraz może następować następny. Kiedy dobrze poznaję te miejsca, i odpowiednio rozluźniam się, czuję, że to są prawdziwe orgazmy. Sterczący i pulsujący penis, w ich trakcie, obwicie ślini się gęstym białym śluzem. Podniecony całą sytuacją, sięgam do niego ręką i zaraz oblizuję palce, coraz bardziej nabierając ochoty na coś konkretniejszego w ustach, niż palce.
Przecież leży gdzieś obok! Rozglądam się, z nadzieją, że nie będzie trzeba wstawać. Jednak muszę, przy okazji wykańczam jeden kieliszek wina i nalewam sobie następny. Stukając szpilkami, przynoszę go i wracam na łóżko, dosiadam swojego dotychczasowego kochanka a nowego zaczynam oblizywać. Jest zarówno dłuższy i grubszy, dużo masywniejsza główka zdaje się wypełniać całe usta. Próbuję ssać go w różnych pozycjach, jednocześnie poddając się rozbrajającym wibracjom. Co jakiś czas przyprawiam go, ocierając nim o ciągle ociekającego penisa. Z zazdrością zerkam na dziewczynę na ekranie, która z podobnym olbrzymem radzi sobie dużo lepiej ode mnie, jednocześnie będąc dużo drobniejszą. Dam więc i ja radę. Zabieram ich obu, wracam do ściany w łazience, większy sterczy przyczepiony do ściany, opada lekko wycelowany w moje usta, kiedy mniejszy, lecz przecież wcale nie taki mały, czeka na mnie stojąc na podłodze. Kucam i nadziewam się na niego, jednocześnie biorąc drugiego w usta. Odkrywam, że pojękiwanie mnie podnieca, ujeżdżam więc go i postękując, bezwzględnie napieram ustami do przodu. Głowa lekko zadarta do góry, opadający kutas jakby wpadał do ust, które wychodzą mu naprzeciw. Mimo, że zamknięte, oczy pełne są łez a gęsta ślina cieknie i kapie na podłogę. Czuję, jak tracę kolejne opory i udaje mi się wziąć go coraz głębiej. Gwałcone gardło wydaje charakterystyczne odgłosy, robię przerwy na złapanie oddechu i pracuję nad nim dalej. Podniecony sytuacją czuję, że po prostu tego pragnę, chcę sponiewierać nim swoje gardło, a potem w nagrodę dla samego siebie, oddać mu się. Wyjmując go z ust, unoszę się i wypluwam na jego wierzch całą ślinę, jaką w nich mam, po czym opadam i chwilę pozwalam jej ściekać na język, po czym znowu rzucam się ustami przed siebie, starając się wziąć go jak najgłębiej. W końcu, kompletnie nie mogąc złapać tchu i dławiąc się, czuję opierające się o brodę wielkie, twarde jądra. Dociskam się ustami jeszcze bardziej, z podnieceniem czując go głęboko w gardle. Jest mój, a ja w tej chwili należę do niego.
Zabieram go do łóżka, przez jakiś czas jeszcze bawię się nim w amoku, co jakiś czas pozwalając mu spenetrować swoje gardło. W głowie krążą mi określenia dla samego siebie, które wypowiadane o kobietach, są raczej obelgami a mnie w tej chwili podniecają. W końcu, wyciągnąwszy go i oblizując z ociekającej śliny szepczę - chcę cię mieć w sobie, głęboko - po czym kładę się na plecach, i rozłożywszy szeroko uda wsuwam go między uniesione pośladki. Wsunięcie się tej wielkiej główki jest takim przeżyciem, że jęknąwszy z zachwytem, zamieram na chwilę leżąc i rozkoszuję się, zaciskając i rozluźniając okalające go mięśnie. Jedynie palce wędrują dookoła wejścia we mnie, badając, jakby z lekkim niedowierzaniem, styk nieprawdopodobnie rozciągniętego otworka z wepchniętym w niego żylastym olbrzymem. Po jakimś czasie, lekko napierając biodrami i pomagając sobie ręką, pozwalam mu wsuwać się coraz głębiej. Wcześniej już rozciągnięty i rozluźniony wypitym winem, przyjmuję go zadziwiająco lekko zważywszy jaką walkę przeszedłem z nim przed chwilą w łazience. W końcu jest, jądra opierają się o pośladki i o ile można jeszcze głębiej, to już tylko o milimetry i jedynie ciągle dociskając. Każdy milimetr to jednak jeszcze większe podniecenie i podkuliwszy jedną nogę, opieram przyssawkę o obcas. Zginając mocniej nogę, mogę go dociskać, do tego swoją wysoką szpilką, świadomość ta jeszcze bardziej rozpala, szczególnie, kiedy mogę sięgać i jej dotykać.
Tak właśnie sięgając do niej, natrafiam na wijący się kabelek, czekający na podłączenie pilota. Ten leży obok, sięgam po niego i wkładam wtyczkę. O ile jeszcze w tej chwili mogę pisać o planowaniu czegokolwiek, to miałem zamiar jak poprzednio zacząć od dołu skali wibracji. Podniecenie już dawno spowodowało jednak, że rzeczy zaczęły się dziać same, a planowanie ograniczyło się do dolewania wina do kieliszka tak, aby nie był nigdy pusty, kiedy zechcę po niego sięgnąć. Pilot, po prostu odłączony gdy poprzednio podnosiłem się z łóżka, musiał zostać chyba na najsilniejszych wibracjach i z takimi bezwiednie podłączyłem go do większego wibratora. Ten, nagle włączony, rozlał po moim ciele takie fale rozkoszy, że natychmiast opadłem na łóżko i straciwszy pojęcie o czymkolwiek, poprzestałem na odczuwaniu tego, co się ze mną dzieje. Biodra same zaczęły się wić z rozkoszy, zgięta wcześniej noga bezwiednie dociskać go jeszcze mocniej, a całe ciało zaczęła wypełniać trudna do opisania
przyjemność. Tak silna i pulsująca, że ciągle sterczący, jednak pozostawiony samemu sobie, penis wypluł na mój brzuch resztę swojego ładunku i prężąc się, pulsował i naprężał się dalej, w przedłużającym się dobrą minutę niespodziewanym orgazmie. W końcu opadłem na pościel i wyłączyłem wibracje, starając się pozbierać myśli.
Dowiedziałem się czegoś zupełnie nowego o swoim ciele a wieczór był wczesny. Musiałem odpocząć przed dalszą zabawą.