Humanity (II)

8 lutego 2014

Szacowany czas lektury: 15 min

Okazało się, że Alba mieszka na samym szczycie jednego z nielicznych wieżowców. Od kilkudziesięciu lat ludzie systematycznie schodzili pod ziemię. Mieszkania w wieżowcach były bardzo drogie, ponieważ trudno było utrzymać je w bezpiecznym stanie. O wiele prościej było przetrwać pod ochronną warstwą gleby i skał. Victor przewidywał, że wszystkie naziemne konstrukcje mieszkalne znikną w przeciągu kolejnych dwudziestu lat.

Mieszkanie Alby było duże i urządzone bardzo nowocześnie. Miała u siebie chyba wszystkie nowinki techniczne o jakich słyszał, a prócz tego trenażer i gabinet odnowy biologicznej. Miała nawet niewielką samooczyszczającą się pływalnię, co wprawiło go w nieukrywany zachwyt.

- Masz nawet prawdziwe okno! – zawołał na widok osłon na jednej ze ścian.

- Nigdy tego nie otwieram – powiedziała. – Widok za bardzo by mnie przygnębiał.

Po namyśle zdjęli kombinezony pozostając w samej bieliźnie przeciwpotnej. Spoglądali na siebie ukradkiem, nie mogąc powstrzymać wrodzonej ciekawości. Oboje byli niscy, o wątłych patykowatych kończynach. Alba była w nieco lepszym stanie fizycznym niż on – widać trenażer i pływalnia nie były tylko rekwizytami.

- Straszne z nas wymoczki... - stwierdził Victor ze śmiechem - Jesteś pierwszym człowiekiem, który mnie ogląda od czasu kiedy skończyłem pięć lat.

Alba westchnęła z udawanym żalem.

- Naprawdę wolałam cię jako twojego awatara.

Rozsiedli się wygodnie na miękkiej kanapie, Alba włączyła muzykę. Po namyśle przyniosła jakiś alkohol i nalała do dwóch szklanek.

- Dawni ludzie tak właśnie spędzali czas – powiedział Victor – Słuchali muzyki, pili, rozmawiali.

- Tak. Tworzę wizualizacje na podstawie starych filmów i opisów. Przeważnie takich z początku XXI wieku. Najlepiej się sprzedają.

- Dlaczego wszystko tak strasznie się zmieniło? Dlaczego już nie chcemy być razem? Kobiety, mężczyźni, dzieci...

Alba upiła łyk i odsłoniła oczy. Zaczynało mu się to podobać: unosiła sztuczne powieki, kiedy chciała być bliżej. Łatwiej było mu przez to rozszyfrować jej nastrój.

- Nie wiem. Może samotne życie jest zwyczajnie prostsze. Nie wiem jak to jest być z kimś, więc nie potrafię odpowiedzieć.

- Ile naprawdę masz lat? – spytał.

- Dwadzieścia sześć. A ty?

- Dwadzieścia osiem. Znasz swoich rodziców?

- Znam matkę. Utrzymujemy kontakt, chociaż nigdy nie spotkałam jej w realu. Nigdy nie poznałam ojca, a ona też o nim nie mówi. Podejrzewam, że był dupkiem.

Roześmiali się jednocześnie.

- Ja jestem Planowo Urodzony. Chyba szykował się jakiś niż demograficzny, więc... - wzruszył ramionami – Nigdy nie poznałem swoich rodziców.

- Jesteśmy samotnymi wyspami – Alba ukradkiem otarła łzy. – Nie myślałam w ten sposób, dopóki cię dzisiaj nie zobaczyłam. To spotkanie wszystko zmieniło.

- Przykro mi. Nie przewidziałem, że tak się to skończy.

- Właśnie dlatego ludzie już nie mogą być razem. Bo przez siebie tylko płaczą.

Podniosła się i niespodziewanie złapała go za ręce.

- Zatańcz ze mną – poprosiła całkiem poważnie.

- Co to znaczy? – zapytał Victor zdezorientowany, ale dał się porwać.

- No wiesz: jedną rękę kładziesz tutaj, a drugą tutaj... A potem drepczemy w takt muzyki...

Przytulili się do siebie i zaczęli kołysać się miarowo, przestępując z nogi na nogę.

- Jak myślisz, dlaczego dawni ludzie to robili? – spytał Victor.

- Nie potrafię wyobrazić sobie powodu tak głupiego zachowania! – dziewczyna roześmiała się. Miała ostre, drobne ząbki, jak kot. Victor zaczął przyzwyczajać się do jej powierzchowności, dotyk jej wątłego ciała sprawiał mu dziwną przyjemność.

- Albo... - odezwał się cicho, z twarzą przytuloną do jej twarzy – Czy nasze spotkania... no wiesz... Te na erofotelach. Sprawiały ci przyjemność?

- Oczywiście, Vic. Jesteś bardzo... pomysłowy. Jesteś najlepszym partnerem jakiego miałam – odpowiedziała szczerze.

- A zastanawiałaś się kiedyś, jak to jest... tak naprawdę?

- Niehigienicznie! – parsknęła śmiechem – Te wszystkie... wydzieliny. Fuj.

Victor zatrzymał się w połowie ruchu.

- Nie kusi cię, żeby spróbować?

Alba zatrzasnęła powieki i odskoczyła o krok.

- Nie!

- A mnie tak... - westchnął zrezygnowany – Chciałbym wiedzieć, co w tym jest takiego złego, że ludzie przestali to robić. Czy to boli? Rani? Jest nieprzyjemne? Dlaczego nasze awatary tak świetnie sobie radzą, a my nie potrafimy?

Alba podeszła ponownie i objęła go ramionami w pasie.

- Nie znam odpowiedzi na te pytania. Nawet nie wiedziałabym od czego zacząć – stwierdziła poważnie.

Victor ujął twarz dziewczyny w obie dłonie.

- Otwórz oczy – poprosił.

Posłusznie uniosła na niego wyblakłe spojrzenie. Zauważył drobną błękitną żyłkę pulsującą na jej skroni.

- Powiedz: kocham cię – zażądał.

- Victor! – wzdrygnęła się.

- No dalej, to przecież proste. Mówiłaś, że nie wiesz od czego zacząć. Dawni ludzie zaczynali chyba właśnie od tego?

- Ale ja ciebie nie kocham...

- Nieważne, to tylko słowa. Po prostu to powtórz: kocham cię.

- Kocham cię – rzuciła bez emocji, wsłuchując się w brzmienie własnego głosu.

- Pragnę cię!

- Dość tego! – dziewczyna usiłowała się wyrwać, ale Victor trzymał ją mocno za ramiona i wbijał w jej oczy nieprzejednany wzrok.

- Powtórz, Albo! Pragnę cię! – potrząsnął nią lekko.

- Vic, to boli...

- Pragnę cię!

- Pragnę cię! – rzuciła z wściekłością przez zaciśnięte zęby.

Victor pochylił się i przylgnął ustami do jej ust. Zamachała ramionami jak ptak. Nie puszczał. Wsunął język w usta Alby z cichą nadzieją, że mu go nie odgryzie. Smakowała słonawo, jej oddech pachniał alkoholem. To było dziwaczne – przykre, ale podniecające jednocześnie. Wstrząśnięty zauważył, że zaczęła oddawać pocałunek - jakby nagle podjęła grę.

- Zróbmy to..! – poprosił żarliwie, zdzierając z niej koszulkę i spodenki.

Alba miała prawie zupełnie płaskie piersi i bezwłose ciało. Dotykał jej niewprawnie, krzyknął kiedy wsunęła mu rękę w majtki i dotknęła jego delikatnego jak u młodego chłopca przyrodzenia. Ponieważ od wielu dziesięcioleci ludzie nie uprawiali seksu w normalny sposób, ani nie rodzili dzieci, ich ciała stopniowo, ale stanowczo zaczęły zatracać swoje cechy płciowe. Alba i Victor przypominali dwa blade anioły – kruche i właściwie całkowicie aseksualne. Oboje mieli prawie łyse czaszki i lekko wystające brzuchy. Ludzie zażywali kapsułki ze specjalnymi szczepami bakterii, żeby móc trawić wysoko przetworzoną lub na wpół syntetyczną żywność, potem zażywali kolejne, żeby móc wydalać. Byli słabi i wynaturzeni, i jedynie ich mózgi rosły stopniowo, usiłując sprostać bodźcom generowanym przez wirtualną rzeczywistość.

- Victor, ja nie wiem jak... - rzuciła Alba zrozpaczona.

Na erofotelu wystarczyło, że spojrzeli na siebie, by maszyna zaczęła poprzez łącze z tyłu głowy wysyłać odpowiednie impulsy bezpośrednio do ośrodków przyjemności w ich mózgach. Tutaj były tylko ich mało podniecające fizjonomie i zaburzona gospodarka hormonalna. Victor usiłował skoncentrować się na dotyku, na wrażeniach jakich dostarczało mu to nowe, nieznane, kobiece ciało. Dotykał drobnych piersi, głaskał brzuch i szyję. Tak naprawdę mógł jedynie improwizować i wsłuchiwać się w reakcje Alby. Spostrzegł, że jego delikatny dotyk uspokoił dziewczynę: gładziła go po ramionach i oddawała pocałunki. Ujął jej rękę w swoją dłoń i nieśmiało położył na zwiotczałym członku. Podczas kiedy Alba pobudzała go niewprawnie, wsunął rękę pomiędzy jej kurczowo zaciśnięte uda. Pocierał dłonią to niepozorne, stulone pęknięcie w jej ciele, aż zrobiło się ciepłe, a dziewczyna nieoczekiwanie rozluźniła się.

- Och, nie przestawaj...! – jęknęła i rozchyliła uda.

Poczuł pod dłonią jej otwierające się, wilgotne i gorące wnętrze. Krew uderzyła mu do głowy i ze zdumieniem stwierdził, że jego skurczony penis zaczyna nabrzmiewać i podnosić się. Wymienili z Albą zaskoczone spojrzenia. Jej zaróżowiona twarz nabrała perłowej barwy, oddychała szybko przez rozchylone usta. Nie przestawali się dotykać. W pewnym momencie Victor poczuł, że jego palce zaczynają zagłębiać się w coraz bardziej mokrym i rozwartym ciele dziewczyny. Przeraził się, że sprawi jej ból, ale zaraz potem uświadomił sobie, że kobiety decydujące się na wirtualny seks rozdziewiczają się same stymulatorami dopochwowymi. Alba naparła na jego dłoń i nagle jego palce znalazły się całe w niej. Dziewczyna jęknęła głośno i ścisnęła mocno jego stwardniały oręż. Zrozumiał, że już bardziej nie będą gotowi.

Skierował Albę na kanapę, położył wygodnie. Rozchylił jej kolana, a sam ułożył się pomiędzy nimi. Przez chwilę szukał po omacku. Kiedy wreszcie stwierdził, że jest we właściwym miejscu, zamknął oczy i jednym ruchem wszedł w nią.

Na początku było zdumienie: jakby odkrył nagle wielką tajemnicę natury. Był we wnętrzu prawdziwej kobiety. Nic nie bolało – było miękko, mokro i ciasno. Krew gwałtownie pulsowała w całym jego jakby na nowo odkrywanym ciele. Otworzył oczy i spojrzał w dół na Albę. Jej twarz wykrzywiał spazm rozkoszy, nigdy nie widział niczego równie pięknego. Przeniósł spojrzenie w miejsce, w którym łączyły się ich ciała – stanowili jedność. Zaczął się poruszać w niej: szybko, coraz szybciej. Narastające podniecenie było jak ryk zbliżającego się huraganu, stracił panowanie nad sobą. Nieświadomie płakał i krzyczał. Nie zwracał najmniejszej uwagi na dziewczynę, która traktowana wyjątkowo niedelikatnie, usiłowała go z siebie zrzucić. Zatracony w obezwładniającym uczuciu nieopisanej rozkoszy, głuchy i ślepy, samotnie dążył do celu. Wreszcie eksplodował.

- Victor. Victor! – dziewczyna próbowała się wydostać spod jego bezwładnego ciała – To już? Nie mów, że już po wszystkim, a co ze mną??

Powoli dotarło do niego, co się stało. Podniósł się, uwalniając dziewczynę. Jego zwiotczały członek wysunął się z pochwy Alby, ciągnąc za sobą lepką nić nasienia.

- Och, Albo... Wybacz mi! Naprawdę nie rozumiem jak to się stało..! – zaczął tłumaczyć się nieporadnie, zagubiony i płonący ze wstydu.

Dziewczyna usiadła gwałtownie, próbując zasłonić się ramionami.

- Wykorzystałeś mnie ty draniu! – warknęła – Prawie nic nie poczułam, przeklęty egoisto!

- Przepraszam najdroższa... Straciłem kontrolę. Nie myślałem, że to będzie takie... mocne.

Alba wstała, zebrała z podłogi jego bieliznę i cisnęła w niego z furią. Zauważył, że płacze.

- Wynoś się! – wrzasnęła mu prosto w twarz – Nie chcę cię więcej widzieć, żałosny śmieciu!

Ubierał się powoli, przytłoczony poczuciem klęski. Nie potrafił pojąć jak to się stało, że jego rozkosz i triumf w ciągu sekundy zmieniły się w rozpacz i hańbę. Alba siedziała na kanapie, tyłem do niego, ramiona jej drżały.

- Albo... - spróbował raz jeszcze.

- Precz! – odparła głucho, nawet się nie odwracając.

Victor, już bez słowa, nałożył hełm i pokornie opuścił mieszkanie dziewczyny.

***

Przez kolejny miesiąc Victor jadł, spał i pracował w kompletnym osamotnieniu. Słał setki wiadomości: tekstowych, głosowych i wizualnych na konto Alby Miles, ale ona tak pozabezpieczała swój profil, że nic nie przedostawało się do środka i wszystko wracało do niego nie otwarte. Dziewczyna odcięła się od niego, definitywnie kończąc tę znajomość. Victor dużo myślał i dużo płakał. W reakcji na obcą florę bakteryjną jego członek, a także skóra wokół ust pokryły się swędzącą wysypką, którą jego PrivatDoc leczył antybiotykami przez kolejne dwa tygodnie. Zgnębiony i opuszczony, bezskutecznie usiłował pojąć gwałtowną reakcję dziewczyny, jej niezrozumiałą agresję. Awatary nie wpadały w szał, ale też nie zawodziły jako kochankowie. Sam akt wspominał z dreszczem emocji: była to najlepsza, najpełniejsza rzecz, jaką przeżył do tej pory. Warta wszystkiego, nawet następujących po niej tygodni smutku i samotności. Wreszcie uznał, że relacje pomiędzy kobietami i mężczyznami są tak skomplikowane i złożone, że nie jest w stanie do końca ich zgłębić, choćby łamał sobie nad tym głowę w dzień i w nocy.

Kiedy pod koniec kolejnego miesiąca dostał wiadomość od Alby, omal nie umarł z wrażenia. Przysłała krótką wiadomość tekstową na jego komunikator - tylko cztery wyrazy: „Muszę cię widzieć. Natychmiast.” Bezzwłocznie udał się do odpowiedniego kanału, a potem windą na szczyt wieżowca, w którym mieszkała.

Ledwie przekroczył próg apartamentu, a dziewczyna rzuciła się na niego z pięściami, jak rozwścieczona kocica.

- Ty przeklęty draniu z piekła rodem! – wrzeszczała, okładając go gdzie popadnie.

Oszołomiony, omal nie zwalił się na ziemię pod gradem ciosów. Złapał wymachujące ramiona, ale dziewczyna dalej wiła się jak piskorz, z pianą na ustach. Wyglądała jak obłąkana i Victor przeraził się nie na żarty. Trzymając pięści dziewczyny z dala od siebie, usiłował jakoś przeczekać atak. Po kilku minutach Alba zmęczyła się i opadała bezwładnie u jego stóp. Zdjął hełm i pochylił się nad nią zatroskany.

- Powiesz mi co się dzieje?

Uniosła na niego ukryte za nieprzejrzystymi zasłonami oczy. Wyglądała zatrważająco blado i mizernie.

- Jestem w ciąży.

Victor zachwiał się i zakrył dłońmi twarz.

- Nie.

- A jednak. Mój Doc wykrył to ponad miesiąc temu podczas rutynowego badania. Ciało obce.

- To niemożliwe..! – jęknął Victor, ściskając skronie. Wiadomość poraziła go jak grom z jasnego nieba.

- Z początku myślałam, że to jakiś guz, ale Doc nie wie jak to leczyć. Zupełnie zgłupiał. I nie ma się czemu dziwić. Wiesz, kiedy miał miejsce ostatni przypadek naturalnego urodzenia w tym mieście?

Victor bezradnie pokręcił głową w odpowiedzi.

- Siedemdziesiąt lat temu! – wrzasnęła Alba, zrywając się z podłogi – Jak to się rozniesie, to w najlepszym razie zamkną mnie w laboratorium, jak jakieś dziwadło! A w najgorszym oboje umrzemy, bo nikt nie będzie wiedział jak mi pomóc!

Kręciła się po pokoju, zawodząc. W rozpaczy niemal rwała włosy z głowy.

- To wszystko twoja wina, parszywa świnio! – znowu usiłowała się na niego rzucić – Jestem trupem..!

Victor próbował zapanować nad mrokiem, który ogarnął jego umysł.

- Albo, uspokój się. Musi być jakieś wyjście.

- Muszę się tego jakoś pozbyć! – krzyknęła – To jest jedyne wyjście!

Victor usiadł na kanapie, ściskając czaszkę dłońmi w rękawicach.

- Co na to Doc? Może można mu jakoś nakazać, żeby cię zoperował...

- Próbowałam – odpowiedziała Alba nieco spokojniej. – Ale on nie ma na to oprogramowania. Widzi w moim ciele rosnący guz, ale nie dostrzega żadnych symptomów nowotworu i nie wie, co ma robić. To coś jest częścią mnie, jakby mi wyrastało trzecie ramię, czy coś w tym stylu. Doc nie może zaatakować zdrowej tkanki...

- Znajdę kogoś, kto go przeprogramuje – obiecał nagle Victor.

Dziewczyna zatrzymała się w połowie kroku.

- Mówisz poważnie? Dasz radę znaleźć kogoś takiego? – w jej głosie brzmiały nadzieja i bezgraniczna ulga – Musimy się spieszyć, to jest coraz większe!

Victor ze zdumieniem słuchał, jak z nienawiścią powtarza „to” mając na myśli własne dziecko. Usiłował sobie przypomnieć wszystko co wie na temat ciąży i rodzenia dzieci – niestety niewiele tego było. Od wielu pokoleń do zapłodnienia dochodziło in vitro, a potem ludzkie embriony rosły w sztucznych macicach w laboratoriach Wydziału Urodzeń. Mgliście pamiętał własne dzieciństwo: zabawy z innymi maluszkami, aż do czasu, kiedy w wieku pięciu lat otrzymał własną komorę mieszkalną i zaczął się kształcić on-line. Nawet nie słyszał o tym przypadku sprzed siedemdziesięciu lat, o którym wspominała Alba: ludzie przestali się rozmnażać naturalnie już ponad sto lat temu, musiał to być jakiś ewenement. Może podobny do ich własnego. Victor żałował, że nie ma więcej informacji na ten temat.

- Mogę spróbować, ale to niebezpieczne... - zaczął niepewnie – Nie będziemy mieli pewności, czy przeżyjesz operację. Poza tym jeśli to się wyda... to będzie zabójstwo. Nie wiem, co na to Wydział Karny.

- Mam gdzieś, co na to Wydział Karny! – rzuciła Alba z pasją.

- Poza tym... Albo, to będzie żywy człowiek. Nasze dziecko.

- To moje ciało! – wrzasnęła w odpowiedzi – Nie waż się decydować za mnie!

- Ja się nie liczę? – spytał Victor ze smutkiem.

- Pomożesz mi, czy nie? – Alba zaciskała i otwierała drobne piąstki.

Była przerażona tą sytuacją i Victor rozumiał, że nie jest w stanie myśleć racjonalnie. Sam odchodził od zmysłów, a jemu przecież nie groziło uwięzienie, czy nawet śmierć. Jednak myśl, że miałby przyłożyć rękę do zamordowania własnego dziecka sprawiała, że zalewała go fala zimnej zgrozy. Usiłował wyobrazić sobie, jak wygląda ludzki zarodek w siódmym tygodniu ciąży, ale nie potrafił. Wyobraźnia uparcie podsuwała mu widok różowej miniaturki jego samego: delikatnej i bezbronnej, dryfującej ufnie w ciepłym oceanie wód płodowych. Wtedy coś sobie przypomniał:

- Jest jeszcze Habitat – powiedział z nagle rozjaśnioną twarzą. – Tam nie odmówią nam pomocy!

Alba zaczęła się śmiać histerycznie.

- Masz na myśli tę zgraję oszołomów, którzy osadzili się gdzieś na Nowej Zelandii i usiłują żyć po staremu? Bez odpowiednich osłon, bez maszyn leczących? Ze średnią życia wynoszącą czterdzieści lat? – wyliczała z wykrzywioną twarzą – Parzą się w tej swojej wiosce jak zwierzęta i myślą, że tym sposobem uda im się przywrócić stary porządek...

Victor zamyślił się głęboko. Habitat powstał bardzo dawno temu, jako odpowiedź na rozpad we współczesnym społeczeństwie instytucji jaką stanowiła rodzina. Niektórym od początku nie przypadła do serca idea sztucznego rozmnażania się, brak kontaktu pomiędzy członkami rodzin. Rządy państw sprzeciwiały się Habitatowi i odmawiały mu wsparcia, widząc w nim zacofanie i ciemnogród. Mimo to, z tego co wiedział, nadal przychodziły tam na świat dzieci.

- Tam będą przynajmniej wiedzieli, co robić – przekonywał. – To dla nas szansa, Albo.

- Nie chcę!!! – wykrzyknęła z rozpaczą – Obiecałeś, że znajdziesz kogoś od programowania!

- A jeśli się nie uda? A jeśli jest już za późno? Może twoja ciąża jest już zbyt zaawansowana, żeby coś z nią zrobić..? Tak czy siak, będziesz musiała rodzić...

- Och nie..! – załkała Alba – To jakiś koszmar! Co myśmy najlepszego zrobili...

Załamywała ręce i zalewała się łzami. Victorowi pomysł z Habitatem wydawał się coraz bardziej realny i wskazany: ludzie od dziesięcioleci przychodzili tam na świat w naturalny sposób i jakoś przeżywali te swoje czterdzieści lat. Widać ich styl życia nie był aż tak zacofany, a z całą pewnością mogli im udzielić pomocy i schronienia. Poza tym tylko w ten sposób mógł ocalić to nowe i nieoczekiwane życie, któremu przez swój nierozważny postępek nadał początek. Czuł się tak, jakby próbował zmieniać bieg historii, kiedy zaczął mówić z przekonaniem:

- Myślę, że Habitat to nasza j e d y n a szansa. Zostaniemy tam dopóki dziecko nie przyjdzie na świat, a potem wrócimy. Nie widzę innego wyjścia.

- Ty sentymentalny głupku... - wyjęczała Alba przez łzy – Oboje dobrze wiemy, że stamtąd nikt nie wraca!

***

Mimo to musiała zdać się na niego, ponieważ była zbyt przerażona i zagubiona, by próbować samodzielnie coś wymyślić. Jeszcze tego samego wieczora, zaopatrzeni tylko w najważniejsze rzeczy, udali się do Magistrali, aby złapać pojazd do stolicy Australii i Oceanii. Victor nalegał na pośpiech, ponieważ zależało mu, żeby Alba jak najprędzej znalazła się pod opieką ludzi, którzy wiedzieli cokolwiek na temat jej stanu. Nie miał pojęcia, czy jej nieprzystosowany organizm poradzi sobie z tą niezwykłą sytuacją – poza tym dziewczyna była w złym stanie, zarówno fizycznym, jak i psychicznym.

Wyruszyli, kiedy zabójcze słońce na ziemskim niebie powoli stoczyło się pod horyzont. Victor mocno trzymał dziewczynę za rękę, kiedy pojazd ruszył w tunelu i potężne przyspieszenie wcisnęło ich głowy w oparcia foteli. Może czekało ich dziesięć lat życia, a może więcej – nikt tak naprawdę nie mógł tego wiedzieć. Wszystko mogło się zdarzyć. Cokolwiek by to jednak nie było – najważniejsze, że byli razem.

Ten tekst odnotował 13,675 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.51/10 (23 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (11)

0
0
Genialne, czyta sie jak kaiazke. Poprosze o nastepna czesc jeszcze dzisiaj najdalej jutro 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Podoba mi sie. Moze umiescilabym seks na jednym z juz kolejnych spotkan, ale na chwile obecna jest dobrze
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
A kiedy bedzie kolejna czesc?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Pieprzyć erotykę, to opowiadanie najzwyczajniej w świecie jest przemiłe fabularnie i koncepcyjnie. Jasne, że to wszystko już było, ale od jakiegoś czasu twórcy SF w Polsce i na świecie zajmują się raczej antropologią, socjologią i szeroko pojętymi kwestiami filozoficznymi (vide u nas Kosik, za oceanem Watts) jednocześnie prawdziwych emocji międzyludzkich używając tylko jako pretekstu do przedstawiania tych szerszych - nazwijmy to - makroperspektyw. A tu są emocje jednostki. Nie bawisz się w moralizatora, jest tu tylko dwoje ludzi, którzy na nowo odkrywają swoją seksualność i próbują zrozumieć motywacje ludzi sprzed setek czy dziesiątków lat (nie przeszkadza mi brak uściślenia czasowego, ale tu piszesz o zmianach ewolucyjnych, podyktowanych dziesiątkami lat in-vitro, a w poprzedniej części było coś o setkach - chyba).
Ktoś narzekał w komentarzach pod poprzednią częścią na przegiętą i niepotrzebną opisowość "technikaliów" i miał rację - słowa wypowiadane przez Albę o "tych oszołomach, którzy parzą się jak króliki i żyją średnio czterdzieści lat bez żadnych osłon " są straszliwie nienaturalne. Dalece lepiej byłoby, gdyby faktycznie oburzył ją w pierwszej chwili pomysł wybierania się tam, ale szczegóły mogłeś wyjaśnić tak, by nie wynikały ze słów bohatera, ale z narracji. A najlepiej, W OGÓLE! Jak miło byłoby czekać z niecierpliwością na kolejną część, zastanawiając się, czym dokładnie jest to miejsce, do którego się udają. Jasne, że każdy domyśliłby się, o jakie miejsce mniej więcej chodzi, ale nadzieja na to, że wszystkie osłony, regulacja urodzeń i tabsy na każdy problem to tylko korpo-Matrix, byłaby u czytelnika potencjalnie spora. Nie zostawiasz miejsca na domysł i refleksję, zabijając niezłe, całkiem autentyczne sceny międzyludzkie jakimś swoim poczuciem obowiązku bycia wiarygodnym teoretykiem przyszłości. Tu widzimy twój pomysł zamknięty w formalnych ramach opowiadania i tego się trzymaj - jeśli masz potrzebę wejścia w ten świat, który sobie ułożyłeś, i wprowadzenia weń czytelnika, rozbuduj to później do rozmiarów powieści. Nie będziesz musiał tak koszmarnie ograniczać wyjaśnień teoretycznych do zdań wykrzykiwanych przez bohaterów na jednym wdechu.

Właściwie nie jestem pewna czy to, co napisałam jest jasne i zrozumiałe, bo pisanie takich pierdół w smartfonowym interfejsie tej strony jest gorzej niż koszmarne. Jeśli trudno to wywnioskować - opowiadanie podoba mi się bardzo, ale z zastrzeżeniami.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
O, przez czasochłonność pisania komentarza, powtórzyłam przedmówcę w kwestii czasowych nieścisłości - czyli coś jest na rzeczy.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Genialne! Czekam na kolejną cześć.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Kolejny raz jestem pod wrażeniem waszych komentarzy. Prawda jest taka, że opowiadanko zostało napisane w przeciągu jednego dnia, jako impuls bardziej, niż jakakolwiek przemyślana sprawa. Ciężko mi powiedzieć, czy będą kolejne części. W mojej głowie są, ale zważywszy na ilość uwag krytycznych i wagę tych uwag - a są one poważne, bo dotyczą nieścisłości i stylu narracji - obawiam się, że to może mnie przerosnąć. Najlepszym rozwiązaniem byłoby przeredagowanie całości, wyeliminowanie niedociągnięć, a dopiero potem myślenie o kontynuacji. Inaczej błąd będzie pociągał błąd, a mija się z celem pisanie kolejnego "średniego" odcinka. Na koniec powiem jedno: o ile łatwo jest napisać coś pod wpływem chwili, spontanicznie, to zmierzenie się z konsekwencjami w postaci oceny odbiorców już proste nie jest. Można pozostać wiernym sobie jeśli chodzi o ideę i pewien ogólny styl, ale niektórych błędów samemu sobie nie wolno wybaczać i twierdzenie, że "a tak sobie napisałem/am, bo mi się tak podobało i mam prawo, bo to w końcu moje opowiadanie" jest trochę dziecinne. Tego chcę za wszelką cenę uniknąć. Pozdrawiam wszystkich i dziękuję!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Opowiadanie jest świetne,sceny erotyczne to tylko szczypta pieprzu w smakowitym daniu,jesli przeredagowanie ma pomóc,to zachęcam,czemu pomysł miałby się zmarnować?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Seaman nie poganiaj, bo otrzymasz efekt odwrotny do zamierzonego - daj chłopakowi odetchnąć i zebrać myśli, a stworzy jeszcze lepszą część ;]
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
🙂 Poczekamy, zobaczymy... moim zdaniem chłopak stworzy coś wybitnego, po prostu potrzebuje na to trochę więcej czasu, to wszystko.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Dziękuję za czujność. Jedynka usunięta 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.