Dziewczyny szefa
10 listopada 2020
Szacowany czas lektury: 11 min
Opowiadanie jest moim debiutem w krótkiej formie opowiadań erotycznych. Chętnie dowiem się, co mogę poprawić, żeby czytało się przyjemniej i na czym skupić się przy pisaniu kolejnych tekstów. Utwór jest stosunkowo krótki i na ten moment nie planuję jego kontynuacji.
Wsiadła posłusznie do auta i usiadła na tylnym siedzeniu. Nie odezwała się nawet słowem, jedynie potulnie spuściła wzrok, jakby próbując uniknąć ostrego spojrzenia kierowcy. Nie miało to wielkiego znaczenia, Cezary poprawił przednie lusterko w taki sposób, żeby móc kątem oka ciągle obserwować skuloną dziewczynę. Miał ją jedynie odebrać i przywieźć pod wskazany przez szefa adres, ale zawsze lubił sobie popatrzeć.
Nie była piękna, ale przynajmniej wyglądała na młodszą od poprzednich. Żadna z nich nigdy nie była piękna, szefuńcio takich nie lubił. Nie interesowały go plastikowe lalki, młodociane dupodajki czy szczególnie popularne panienki. Wolał kobiety z krwi i kości, lubił mieć za co złapać i czym mielić w trakcie sesji zaznajamiania się z nową koleżanką. Czasem miewał ochotę na takie z bliznami na rękach czy nogach, niekiedy szukał pań z rozstępami po ciąży, kiedy indziej namiętnie rżnął te z krzywym uzębieniem.
Cezary nie oceniał, każdy miał prawo do własnych fantazji, chociaż instynktownie tęsknił za czasami, gdy przewoził pulchne nastolatki, a nie poharatane życiem rozwódki. Ruda damulka stanowiła miły wyjątek, powrót do starych tradycji, całkiem przyjemny do oglądania w trakcie jazdy.
— Zapnie, panieneczka, pasy — polecił, odpalając silnik. Nie za bardzo zwrócił uwagę na to, czy wykonała polecenie, bo dziewczyna w końcu podniosła nieco głowę i aż musiał zagwizdać.
— Panienka to tak zawsze z podbitym okiem? — zapytał ciekawsko, skręcając w prawo.
— Tylko w co drugi czwartek — burknęła, wycierając nos rękawem bordowego swetra. Teraz dopiero dostrzegł, że miała mocno czerwone oczy, ewidentnie wcześniej płakała. Pewnie dopiero dostała cynk, że została wezwana.
Cezary nigdy nie rozumiał, czemu niektóre z nich wcześniej płakały. Szef przecież dobrze płacił, surowo, ale sprawiedliwie i nigdy nikomu szans nie żałował. Stać go było, żeby wyciągać do ludzi w potrzebie dłoń pomocną. Wręcz przeciwnie na dobrą drogę wyjść pomagał, dzieciakom dawał na studia, do pracy w mieście bezrobotnych chłopów polecał. U nich na wioskach okolicznych to krucho z robotą było, oj, krucho. Na te sześć wioch jeden sklep się uzbierał, a i ksiądz nieraz zachęcał, co by się u niego na pracę nocną w zakrystii nająć. Z tym że czasem z rana zapominał w ogóle, że coś się działo na ołtarzu, deklarując jedynie chęć do spowiedzi z grzechów nazbieranych poprzedniego wieczora zamiast uczciwej zapłaty.
„Tak, to przecież zaszczyt!” — Myślał sobie mężczyzna, klnąc pod nosem na jakiegoś barana, który pędził ulicą na złamanie karku, jakby się na własny pogrzeb śpieszył. Zaraz zresztą obaj dołączyli do sznura aut czekających na zielone światła.
W tej nudzie spokojnego przejazdu zaczął nucić pod nosem melodyjkę, w rytm piosenki disco polo, która aktualnie leciała z radia. Nie mógł się oprzeć od marudzenia, choćby w zaciszu własnej głowy, że przecież położenie się parę razy z szefem to nie taka zła dola. Sam przecież córkę własną do niego też wysłał, dzięki czemu mógł najstarszego syna posłać na studia porządne, na uniwersytet w stolicy. Nie od dziś miejscowi wiedzieli, że rodzina każdej obracanej damulki dostawała krocie za układ. Nikt nie krzyczał, że im dziecko bałamucą, tylko się cieszyli, że mieli za co do pierwszego osiem gęb wyżywić.
— Jest zielone. — Ocknął się z nagła, ruszając w końcu ponownie.
— Panienka się nie smuci — dodał, wrzucając wyższy bieg. — Panienka miesiąc pobędzie u szefuńcia, każda jak królewna, wszyscy zadowoleni. No, może panna nieco się zmęczy najwyżej. — Zaśmiał się pod nosem z własnego żartu, żeby przekląć, gdy poczuł mocne szturchnięcie w plecy.
Dziewczyna z całej siły kopnęła w fotel kierowcy, z oburzeniem uderzając jedną dłonią o zagłówek.
— Nie smuci?! Nie smuci! — parsknęła, brzmiąc z lekka histerycznie. — Do ślubu iść mam w ten piątek, a mnie wołają do Starego Edka na posługę. Niech się w dupę stary dziad pocałuje, już mu nagadam…
— A co mu panienka konkretnie nagada? — spytał z rozbawieniem.
— Że z niego bałwan i bęcwał! — odparła hardo, dla lepszego efektu klaskając dłońmi o uda. Cichy plask rozległ się we wnętrzu samochodu, zagłuszony nieco przez grające radio. Dziewczyna skrzywiła się przy okazji, malując zaraz obolałe miejsce. Cezary nie omieszkał zerknąć raz czy drugi na jej nogi, odsłonięte przez krótką, zieloną spódniczkę. Dostrzegł kilka wyraźnych, wielokolorowych siniaków, których ślad piął się coraz wyżej i wyżej. Mężczyzna nie zdziwiłby się, gdyby i sam tyłek miała potwornie obity. W sumie dopiero teraz zwrócił uwagę, że wierciła się na siedzeniu, to w jedną, to w drugą stronę, nie mogąc wytrzymać w jednej pozycji.
— A to oko, to też od ślubnego może? — pociągnął dalej rozmowę, mieli jeszcze dobre dziesięć minut do przejechania, a nie lubił tak w ciszy jechać.
Nie odpowiedziała, zaczerwieniła się tylko ze wstydu, spuściła ponownie spojrzenie i zamknęła się w tej swojej skorupie na resztę drogi. Cezary wrócił do nucenia przaśnych melodyjek, domyślając się, że więcej z dziewczyny nic już nie wyciągnie.
Dojechali w końcu na miejsce, zaparkował pod wskazanym adresem, widząc przez szybę czekającego już przy drzwiach szefa. Zgodnie ze zwyczajem podszedł do samochodu i otworzył dziewczynie drzwi, jednak tym razem wskazał Cezaremu, żeby też wysiadł z auta. Kierowca zdziwił się, ale bez zbędnych ceregieli wygramolił się z ukochanego Golfa.
— Coś nie tak, szefie? — spytał szybko, wyczuwając w powietrzu nadchodzącą awanturę. Mała, pyskata siedziała cicho jak zaczarowana, stojąc obok postawnego mężczyzny w ciszy, mimo swoich wcześniejszych obietnic o gadaniu.
— Nie mógłbyś dzisiaj zostać? — Pytanie zbiło nieco Cezarego z tropu, ale chyba jeszcze bardziej pannę.
— A po co on nam? — mruknęła głupio, zanim otoczyły ją silne ramiona Starego Edka. Mężczyźnie było już bliżej do pięćdziesiątki niż czterdziestki, ale nadal miał siłę młodego, robotnego chłopa. Wielkimi dłońmi mógłby bez problemu zmiażdżyć w pół młódkę.
— Hanka, nie marudź, zobaczysz, że ci się spodoba — odparł pewnie siebie, pochylając się nieco, żeby zarostem potrzeć o policzek dziewczyny, która wyraźnie skrzywiła się na nieprzyjemną pieszczotę. Jedną dłoń przesunął zaraz na jej tyłek, ściskając mocniej pośladek, aż sapnęła cicho.
Nie czekał na odpowiedź kierowcy, tylko machnął ręką, żeby ruszył za nim i wspólnie weszli do kamienicy. Gospodarz poprowadził gości schodami w górę, na najwyższe piętro, żeby otworzyć drzwi do swojego małego raju. Praktycznie musiał wepchnąć dziewczynę do środka, gdy zaparła się dłońmi o framugę, stawiając lichy opór. Cezary zażartował, że wyglądała, jakby ją do jaskini lwa prowadzili, a nie na przyjemne igraszki. Powoli zaczynał mieć pewność, że Hanka więcej szczekała, niż gryzła, a ten jej buntowniczy ogień można do wiele lepszych rzeczy wykorzystać niż babskie kłapanie jęzorem.
— Pozwólcie, że was oprowadzę. — Edek zamknął drzwi na klucz, który zaraz schował w kieszeni swoich spodni. Nie spodobało się do żadnemu z jego gości, którzy zrozumieli, że teraz nie było szansy już się z całej gry wycofać. — Łazienka jest tam. — Wskazał palcem na białe drzwi. — Jakby ktoś potrzebował, to korzystać, ale szkoda tracić czasu. — Pchnął Hankę do przodu, sprawiając, że upadła ciężko na drewniane panele, z tyłkiem wypiętym u góry. Jęknęła głośno, przy tylu siniakach musiało nieźle zaboleć.
— Widzisz, Cezary, od dawna chciałem spróbować, żeby ktoś, no, wiesz… — Nie mógł znaleźć odpowiednich słów, za to bez oporów smagnął Hankę raz i drugi klapsem. Dziewczyna zawyła głośno, uciekając tyłkiem od ciężkiej ręki. Niezbyt się to Edkowi spodobało, dlatego, zanim się obejrzała, leżała już na podłodze od nieprzyjemnego kopniaka.
— No widzisz, patrzył w trakcie, miałem już mówić, ale widzę, że ta się skupić nie daje — dokończył z wyraźnym wyrzutem, kucając przy leżącej dziewczynie, która zaczęła cicho łkać.
— Haneczka, no — zaczął swobodnie, kładąc dłoń na jej głowie, masując delikatnie, żeby zaraz zjechać na policzek i poklepać go lekko. — Ja naprawdę nie chcę, żeby bolało. A muszę od czasu do czasu się wyżyć, wiesz? Tak się nie da żyć, ino bez kobiety, tylko samemu w chacie, kręćka dostać idzie. A ty ładna taka, taka zadziorna — chwalił bez opamiętania, wydawało się, że prawie nawet złapał ją na ładne słówka.
— To se trzeba było żonę ogarnąć, mało to dziewuch? — burknęła, czkając po chwili rozkosznie.
— Dziewuch wokoło zawsze dużo! — zaśmiał się rubasznie, żeby chwycić ją za ramiona i zmusić do klęknięcia. — Ale nie takich! Taka ładna, taka piękna. Ty za tego chlejusa od Łepków wychodzisz, prawda? — spytał, kciukiem śledząc linię podbitego oka. Wolną ręką wskazał stojącego z boku Cezaremu krzesło, na którym zasiadł chętnie, od razu otwierając rozporek. — A to burak taki, nie wiem, co w nim widzisz. Ja bym ci mógł dużo więcej dać, nawet od ręki. I ci siostrę na te jej, co to ona tam ma?
— Obóz naukowy.
— No, na obóz naukowy wysłał! I ojca bym do roboty w warsztacie na Sępskiej polecił… Twój stary chyba już drugi rok w domu chleje na bezrobociu, prawda? — Kusił to słówkami, to ładnymi uśmiechami. Znał wszystkich z okolicy z imienia i nazwiska, orientował się w rodzinnych koligacjach i na sąsiedzkich sprzeczkach znał się lepiej niż sami zainteresowani. Nikt do końca nie wiedział, kim ten Edek jest, jak się swojej fortuny dorobił i skąd tyle mu dobra przyszło, ale też nikt nie planował wściubiać nosa w jego sprawy. Przyjechał raz czy drugi z obstawą, dwóch barczystych mężczyzn o posturze byka zagroziło paru chłopom. Potem pomagał awantury rozpędzać w barach w mieście, wszystkie inwestycje wykupił praktycznie na własność i jakoś się zostało, że z Edka taki miejscowy patron się stał.
Jak się z nim było na dobrej stopie, to handel szedł, robota się kręciła i co do gara było włożyć. Jak dzień dobry zapomniałeś powiedzieć, splunąłeś w złą stronę, to jakby zły urok przychodził znikąd. Babom wszystko z rąk leciało, pieniądze znikały, a boisko zamykali na całe tygodnie bez powodu dzieciakom.
— Dobra. — Przemogła się w końcu, zerknęła tylko raz czy drugi na siedzącego nieopodal Cezarego, zanim poświęciła całą swoją uwagę Edkowi.
Uniosła głowę, ale nie zdążyła nawet samodzielnie zadziałać, Edek już chwycił ją za włosy, przysuwając jej usta do własnego krocza. Przytrzymał przez chwilę, obserwując, jak upaja się jego zapachem. Powoli, żeby kolejny raz dziewczyny nie wystraszyć, rozpiął zamek w spodniach i opuścił bokserki.
Był mężczyzną pokaźnej postury, jego penis nie mógł odstawać od reszty ciała, ale nawet całkiem niedoświadczona seksualnie Hanka jęknęła na ten widok. Przełknęła ślinę, zanim wyciągnęła rękę, zaczynając powolnym ruchem masować przyrodzenie. W górę i w dół, w górę i w dół. Utrzymywała jednolite tempo, nie do końca wiedząc, co powinna robić. Raz czy drugi zabawiła się z kolegą na sianie, ale to ona dawała mu dostęp do swojego ciała, nie na odwrót.
Tutaj musiała się postarać, chociaż ciekawość sprawiała, że badała z uwagą kolejne reakcje mężczyzny. Tu mocniej zacisnęła palec, tam przejechała paznokciem po wypukłej żyle. Na widok nabrzmiałej żołędzi do ust napływała jej ślina, aż w końcu przez nieuwagę stróżka cieczy spłynęła w dół, znacząc penisa śliskim śladem.
Edek był oazą spokoju, zdradzały go jedynie drgnięcia ust, rozciągniętych w błogim uśmiechu. Ha! W końcu ma dziewczynę przed sobą na kolanach, a niedługo planował mieć ją na brzuchu, na plecach, na podłodze, na stole i może nawet w wannie. Jak będzie miał odrobinę lepszy humor i dopadnie go przed wieczorem znużenie, to się zastanowi, czy i Cezaremu nie dać szansy na odrobinę zabawy.
Podparła się wolną ręką o podłogę, drugą mocniej chwytając kutasa i przykładając do główki usta. Pocałowała go kilkukrotnie, żeby za chwilę sprawdzić językiem smak wyciekającego z dziurki nasienia. Zaskoczona gorzkim, ale przyjemnym odczuciem, wsunęła go do ust, zaczynając lekko ssać.
— Taaak. — W końcu! Potrzebowała dobrych kilku minut, żeby wyrwać z ust mężczyzny pierwszy werbalny komentarz. Połechtało to nieco jej ego, sprawiając, że wyprostowała się bardziej, starając się wziąć głębiej przyrodzenie. Zakrztusiła się po chwili, przy szczególnie odważnym posunięciu, ale zanim się zorientowała, dotykała już nosem jego włosów łonowych.
Edek stracił w końcu cierpliwość, chwytając włosy dziewczyny i przyciskając jej głowę z całej siły do swojego krocza. Następnie zaczął poruszać biodrami, szybkim, urwanym rytmem, klepiąc tylko Hankę po policzku i komentując nieustannie.
— Szerzej otwórz… Ooo, tak. Rozluźnij się, wiem, że umiesz, no, kochanie, tak dalej, mhmm… — mruczał sam do siebie, kątem oka obserwując masturbującego się na krześle Cezarego. Z zadowoleniem przyjrzał się klęczącej kobiecie. Od dawna czekał na spełnienie swojej fantazji, gdy będzie władczo rżnął kobietę na czyichś oczach, nie pozwalając nikomu więcej jej dotknąć. Umyślił sobie do tego jakąś młódkę, inną niż jego zwyczajne kobiety. Kogoś niedoświadczonego, jeszcze przed pierwszą nocą. Nie zawiódł się.
Dziewiętnastoletnia Hanka spełniała wszystkie oczekiwania. Była nieco pulchna, z wystającym brzuchem, ale jej rudość porwała go od momentu, gdy zauważył ją któregoś razu w sklepie. Znacznie niższa od niego, już wtedy wyczuł pyskatość dziewczyny, która stanowiła wyłącznie zasłonę dymną. Od razu poznał, że taka, to tylko na kolana się nadaje. Jeszcze tylko mogłaby umieć połykać, bo w trakcie spełnienia zakrztusiła się strumieniem spermy, odsuwając się gwałtownie od jego krocza. Pozwolił jej na to, miał w końcu cały miesiąc na wyplenienie z niej tych złych nawyków.
— Cezary? — zaczął swobodnym tonem.
— Tak?
— Wypierdalaj — podsumował krótko, patrząc dumnie na kaszlącą przed nim kobietę. Nie odwrócił wzroku nawet na moment, jedynie rzucił kluczem w kierunku, w którym zakładał, że wciąż znajdował się kierowca. — Zamknij drzwi, jak wyjdziesz, mam zapasowy klucz schowany. — Nie zamierzał odrywać się ani na moment od dziewczyny, a i tak od dawna planował dać pracownikowi klucz na wypadek nieprzewidzianych sytuacji.
— Zdejmij majtki — polecił Hance surowym tonem, nawet jeżeli wciąż był miękki po poprzednim wytrysku. Chciał ją poczuć, posmakować, powąchać. Otoczyć się jej pulchnymi udami, zanurzyć w niej grube palce, pognieść dłońmi piersi. W takich momentach dziękował samemu sobie za to, co zapoczątkował kilkanaście lat temu.
Nigdy nie przypuszczał, że pomysł o „dziewczynach szefa” przyjmie się tak dobrze, że nadal będą mu regularnie przysyłać wskazane przez niego kobiety. Nie zamierzał jednak narzekać, czekał go w końcu cały miesiąc z rudą Hanką.