Ilustracja: Yaroslav Shuraev

Dzień nieparzysty

15 września 2024

Szacowany czas lektury: 20 min

Dzieci opuściły piaskownicę, pozostawiając w niej plastikowe łopatki i kubełki. Duże podwórko wypełniała zieleń, a otaczające mury chroniły je od miejskiego zgiełku. Cisza, zakłócana jedynie śpiewem ptaków, kojący widok bujnej roślinności – do pełni szczęścia niewiele brakowało. Można byłoby popaść w idylliczny nastrój, gdyby nie zapach docierający z altanki śmietnikowej. Owa niedoskonałość czy skaza, która pojawia się w opisie ogrodu, jest ani chybi oznaką wpływu pewnej mocy, wpływającej na losy bohaterów niniejszej opowieści. A przy dokładniejszym przyjrzeniu się historii tej pary, zauważyć można działanie dwu sił, z których każda ma opiekuńczy charakter, ale nie sposób rozstrzygnąć, czyje zamiary są uczciwe i szlachetne.

Wszystko było gotowe na przybycie gości. Łazienkowy haczyk zameldował, że ma spory luz w swojej dziurce i w razie zawieszenia na nim czegokolwiek, obróci się o sto osiemdziesiąt stopni. Mydło samo się upuściło i schowało za pralką, a pokryta kamieniem uszczelka w prysznicowej kabinie skierowała strumień wody do deszczownicy. Kuchnia wyposażona była w wygodną skórzaną sofę, co zachęcało do rozpoczynania miłosnych igraszek na jej miękkim siedzisku i w dyskretnym oświetleniu sączącym się z wiszącego nad nią kryształowego żyrandola. Jednak regulator mocy był zupełnie rozstrojony – światło od czasu do czasu przygasało. Noże spoczywające na dnie kuchennej szuflady pokryły się białym, tłustym nalotem. Na koniec zza okna sypialni przyszedł metaliczny meldunek, złożony przez dekiel, po którym właśnie przejechał samochód.

Z klatki schodowej dobiegło chrobotanie, ktoś mocował się z zamkiem szyfrowym skrzyneczki służącej do udostępniania kluczy. Po chwili w progu stanął mężczyzna. Jego szerokie nozdrza nabrały powietrza. Nie potwierdziły się doniesienia o przykrym zapachu, atakującym gości od samego wejścia. Rozejrzał się po wszystkich pomieszczeniach, skontrolował sprężyny w materacu sypialnianego łoża, zajrzał do łazienki. A gdy upewnił się, że to, co najważniejsze, działa prawidłowo, odetchnął z ulgą i umieścił swoje zwłoki na kuchennej sofie. Pociągnął zawleczkę puszki z colą, otarł czoło i zaklął pod nosem. Istotnie, był półżywy – mężczyzna o jego posturze z trudem funkcjonuje przy takim upale. Do tego czuł tremę. Miał to być ich pierwszy seks. To jasne, że nie po to się spotkają w tym miejscu, by grać w bierki czy scrabble – łopatki i kubełki zostawili w piaskownicy całkiem dawno. Ona właśnie weszła w fazę życia, w której można zrezygnować z zabezpieczeń podczas seksu. On, jej równolatek, wysoko cenił sobie ten komfort. Poza tym kręciła go wspólnota doświadczeń i wspomnień z okresu dzieciństwa i dorastania.

Znali się od lat, ale romans trwał zaledwie dwa miesiące. Bardzo intensywny czas, w którym wymienili grube megabajty tekstu na komunikatorze internetowym. Podczas kawowych i parkowych spotkań zorientowali się, że potrafią dać sobie wiele czułości, której tak bardzo im brakowało. Zwykłe przytulanie i pocałunki, jakieś niewymuszone otarcie piersi dłonią, niewiele więcej. Seks majaczył gdzieś w tle, ale jeśli wziąć pod uwagę gwałtowność emocjonalną związku, to można śmiało powiedzieć, że to ich przejście od słów do czynów miało bardzo niespieszny charakter. Celebrowali nadejście tego momentu i fantazjowali o nim. On do samego końca nie miał pewności, czy kobieta jest w pełni otwarta na wszystko, co wiązało się z tą sferą. Na jego ostrzejsze zaczepki słowne odpowiadała z umiarkowanym entuzjazmem, choć ostatnio również ona zaczęła wypowiadać się, stosując dwuznaczności i wieloznaczności. Reagował na jej bliskość w jak najbardziej właściwy sposób, co w pewnym momencie dało pretekst do wyjścia z randkowej piaskownicy. Przy ostatnim spotkaniu w parku zachęcił ją do oceny jego męskości. Jakże był zaskoczony, gdy po szybkim rekonesansie wyszeptała mu do ucha, że wszystko jest w największym porządku.

Pociągnął łyk napoju, beknął donośnie i sięgnął po telefon. Spóźniała się.

 


 

W komunikatorze ostatni jej wpis oznajmiał: „Ja jeszcze w pracy”. Powoli przyzwyczajałem się do jej stylu prowadzenia korespondencji. Wiedziałem, że nie mam co liczyć na wiadomości w rodzaju: „Słońce, jeszcze chwila, jeszcze momencik”. Obiecała, że będzie, to znaczy, że będzie i nie ma co dzielić włosa na czworo. Jednak tym razem spóźniała się i trochę szkoda mi było traconego czasu; mieliśmy na wszystko ledwie cztery czy pięć godzin. Ja, jak to ja, rozpisałem plan gry miłosnej na najdrobniejsze akty, licząc na sprawną, choć powolną wędrówkę szlakiem ciała kobiety, znaczoną słupami milowymi w postaci jej westchnień. Skupiłem się w tej logistyce wyłącznie na jej satysfakcji, zakładając pewną bierność, ale i zdyscyplinowanie partnerki. By nie tracić czasu, wziąłem prysznic. Wyszła na jaw skucha lokalowa – gospodarz nie zapewnił mydła ani innych środków czystości. Musieliśmy zadowolić się żelem z dozownika stojącego na umywalce.

Pierwsza godzina upłynęła mi na leżeniu i czekaniu na pojawienie się mojej kobiety albo przynajmniej jakiegoś sygnału od niej. I oto przyszła wiadomość: „Musiałam wrócić do pracy po stare buty. To stało się po drodze do Ciebie. A były jak znalazł na tę okazję”. Na zdjęciu widniał but na wysokim obcasie, z pękniętą podeszwą i zerwanym paskiem osłaniającym jego nosek. Zaśmiałem się i otworzyłem szerzej okno, z którego można było obserwować podwórko i znajdującą się w nim piaskownicę z mnóstwem porzuconych plastikowych zabawek. Uwielbiałem ją za całą masę rzeczy, również i za to, że była dla mnie zupełnie nieprzewidywalna. Czy irytowały mnie takie epizody? Zdecydowanie nie, choć czułem się nieraz mocno zdezorientowany i raz czy dwa dałem temu wyraz. Teraz docierało do mnie, że taka jest jej uroda i nikt niczego w tej materii nie zmieni.

Cała historia naszego poznania jest trochę dziwna i, rzekłbym, analogowa. Nie przyszło mi do głowy szukać kontaktów z kobietami za pośrednictwem sieci, choć kiedyś był to mój jedyny sposób na nawiązywanie znajomości. W rzeczywistym świecie byłem nieco sztywny i nie potrafiłem uśmiechać się do nieznanych mi osób. I dawno uznałem, że eksperymentowanie z dzisiejszymi aplikacjami typu Tinder to zabawa nie dla mnie. Nie chciałem ryzykować poddania się weryfikacji w trudnym i zwariowanym świecie, pełnym nierealnych oczekiwań i dyskryminacji wobec tak zwanych zwyczajnych ludzi. Dlatego w ostatnich latach żyłem w stanie uśpienia, bowiem w moim związku brakowało czułości i seksu.

Nasze stosunki miały do niedawna charakter czysto zawodowy. Czułem do niej miętę, ale nie dawałem tego po sobie poznać. Pamiętam dzień, w którym ujrzałem ją pierwszy raz. Siedziała tyłem do drzwi i miałem okazję zobaczyć tylko jej włosy. A że to mój fetysz, serce natychmiast zabiło mi mocniej. Uznałem wtedy, że to prawdopodobnie gówniara, istota spoza mojego kręgu zainteresowań. Jakież było moje zdziwienie, gdy podczas służbowych czynności poznałem jej datę urodzenia. Była młodsza ode mnie zaledwie o trzy miesiące. Palnąłem wtedy głupstwo, za późno gryząc się w język. Była to wypowiedź w rodzaju: „Hej, zupełnie nie wyglądasz na osobę w moim wieku”. Podobno wcale nie było jej przykro, ale kto ją tam wie. Robiła na mnie niesamowite wrażenie. Biło od niej ciepło i spokój. Mówiła dosyć cicho, a jej głos miał ciekawe składowe, włączając w to pojawiającą się od czasu do czasu chrypkę. Łatwo było mnie kupić takimi detalami. Gdybym wiedział wtedy, jak seksowna jest jej mowa, gdy znajomość nabiera bardziej prywatnego charakteru! Wracając do początków – wzbudzała we mnie chęć przytulenia, pogłaskania, całowania. Oczywiście, nie odważyłem się zrobić ruchu w kierunku bliższego jej poznania. Bodaj raz, w rozmowie telefonicznej, napomknąłem o tym, że ją lubię. Jak na mnie było to niemal wyznanie miłości. Ona nie skomentowała mojego oświadczenia, jakby w ogóle go nie usłyszała. Może w tym czasie tłukła ścierką muchę, która latała jej nad głową? Mogło tak być.

Traktowałem ją wyjątkowo, co sprowadzało się do tego, że mogła dzwonić do mnie w sprawach zawodowych o każdej porze dnia i nocy. Dla innych nie miałem litości – po dziewiętnastej nie odbierałem telefonu. Poza tym nic szczególnego między nami nie było. Pozostało tak do chwili, gdy jakiś demon postanowił wziąć nas w obroty.

Wyjazd służbowy. Banalnie, prawda? Co więcej, demony były dwa i wyglądało to tak, że podzieliły się pracą na zasadzie: dzień nieparzysty – demon pierwszy, parzysty – ta druga istota. Nie wchodziły sobie w paradę, jakby odsypiały dni robocze. Pierwszego wyjazdowego wieczoru nasz opiekun płatał grube figle, uniemożliwiając spotkanie. Sztuczki stosował rozmaite, związane głównie z blokowaniem telefonu i stwarzaniem dziwacznych sytuacji, z powodu których położyłem się grzecznie spać, nieświadom tego, co się kroi.

Dla odmiany demon drugi nadał sprawom takiego impetu, że do tej pory nie możemy się pozbierać. Zaopiekował się nami ostatniego dnia wyjazdu, szczególnie w drugiej jego części. Wieczorne aktywności, gorzkie drinki i bardzo przyjemna rozmowa pod wygwieżdżonym niebem. Kobieta natychmiast owinęła mnie wokół palca. Zdołała sprawić, że wszedłem na parkiet i zatańczyłem z nią, choć sztywny jestem jak drewno. Gdy nastała późna noc, rozstaliśmy się w hotelowej windzie. Podała mi rękę. Tak zwyczajnie. Miałem wtedy najszybsze w życiu procesy myślowe. Przez ułamek sekundy byłem skłonny ścisnąć mocno tę dłoń i nie wypuścić jej. Warunki były komfortowe, mieliśmy samodzielne apartamenty. Tyle, że ja nie byłem gotowy – bez wspomagania mógłbym się skompromitować w łóżku. Uwolniłem dłoń i wróciłem sam do swojego pokoju.

Rano wymieniliśmy SMS-y. W zawoalowany, ale dość jasny sposób dałem znać, że jestem pod wrażeniem tego, co wydarzyło się podczas wyjazdu. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jeżeli jest jakakolwiek szansa na ciąg dalszy tej historii, to dowiem się o tym właśnie wtedy. Gdy zobaczyłem na telefonie pulsujący rządek kropek, serce zabiło mi jak młot, a mój mały wyrwał się ze snu. Tak! W kolejnej wiadomości krył się jakiś haczyk, pozwalający mieć nadzieję na pomyślny rozwój wypadków. Poszło szybko. Korespondencja trwa nieustannie od tamtej pory, a jej skala zaskakuje, podobnie jak stopień zaangażowania obu stron w ten niełatwy związek.

 

 

Zapaliłem świeczki i rozstawiłem je po całym mieszkaniu. Wyregulowałem jasność światła w kryształowych żyrandolach wiszących w kuchni, jednak okazało się, że gdy ustawiłem ją na pożądaną wielkość, żarówki od czasu do czasu przygasały. Uznałem, że tak ma być i że można nawet w ten sposób uzyskać efekt ognia, wesoło harcującego w kominku. Wiedziałem jednak, że to złośliwość rzeczy martwych, ale w mojej naturze leży szukanie zalet we wszystkim, co niedoskonałe w tym porąbanym świecie.

Włączyłem muzykę. Z głośnika popłynęły dźwięki piosenek, które wybrałem specjalnie na tę okazję. Lista odtwarzania nawiązywała w jakiś sposób do planu zdobywania ciała mojej kobiety. Ot, takie skrzywienie zawodowe.

Zacząłem zapadać w drzemkę, gdy z korytarza dobiegł odgłos stukania. Liczyłem, że wejdzie bez ostrzeżenia i przybiegnie do mnie na sofę. Zwlokłem się i powędrowałem w stronę drzwi, przeżuwając gumę. Zapomniałem zostawić ją w kuchni i nie bardzo wiedziałem, co z nią zrobić, gdy całowaliśmy się w progu. Przykleiłem ją do futryny i wreszcie mogłem objąć kochankę bez ryzyka ubabrania sukienki. Kolejny pocałunek był długi i bardzo namiętny. Próbowałem spojrzeć jej głęboko w oczy, ale w korytarzu panował półmrok, a dodatkowe utrudnienie stanowiła bariera w postaci okularów na naszych nosach.

                        „Tylko czasem przy tablicy,
                        wiosną jakiś okularnik,
                       skradnie swej okularnicy pocałunek.
                        Wtem okular zajdzie mgłą,
                        przemarznięte dłonie drżą”.

Zanurzyłem nos w jej długich, ciemnych włosach. Były dla mnie potężnym wabikiem. Całowałem szyję, a gdy wysunąłem język, poczułem gorzki smak jej perfum. Powoli wciągałem do nosa ich aromat. Fala ciepła zaczęła rozprzestrzeniać się po moim ciele, a pierś zdawała się zwiększać swoją pojemność, na podobieństwo tego, co dzieje się, gdy wskoczysz w zimną toń jeziora. Chwiałem się na nogach, a ona starała się utrzymać mnie w pionie. Wiedziałem, że wszystko, co dalej się wydarzy między nami, będzie pierwsze – niby znajome, a jednak szczególne. Zdawałem sobie sprawę, że te chwile zapadną nam w pamięć na długi czas. Uścisnąłem ją jeszcze mocniej i poczułem wyraźnie przepływającą między naszymi ciałami energię. Z łazienki dobiegał odgłos kapiącej ciurkiem wody.

Zrobiła szybkie rozpoznanie pomieszczeń i przystąpiła do rozpakowywania torby z wiktuałami. Odwinęła z papierowego ręcznika butelkę białego wina i podała mi, bym wstawił ją do lodówki. Sprawdziliśmy zawartość kuchennych szafek. Gdy wysunąłem szufladę ze sztućcami, zapaliła się w niej żaróweczka, a leżący na pierwszym planie nóż szefa rozbłysnął jasnym blaskiem. Wyjąłem go powoli i zapytałem ją, czy aby nie boi się mnie. Pokręciła przecząco głową. To faktycznie był pierwszy raz, gdy spotkaliśmy się w prywatnym miejscu, a od świata zewnętrznego oddzielały nas solidne drzwi.

Cała zastawa była pokryta białą mazią. Odkręciłem kram nad zlewem. I tak oto Ludwik włączył się do naszej miłosnej gry, choć był to bardzo nietrwały trójkąt. Pod nóż trafił zestaw serów, które przyniosła ze sobą. Zająłem miejsce na krześle znajdującym się przy przeciwległej ścianie. A gdy nieco znudziło mi się wpatrywanie w jej plecy, podczas gdy ona cięła plastry na coraz mniejsze kawałki, poprosiłem, by rzuciła mi winogrono. Chciałem pokazać, że jestem wyjątkowo chwytny. Za chwilę zmierzały w moją stronę dwa obiekty latające – kostka sera i owoc. Musiałem zdecydować, który z nich złapię. Przy następnych próbach latały już wyłącznie winogrona, a ja większość z nich sprawnie przechwytywałem. Zabawa przeciągała się niemiłosiernie i pomyślałem o błyszczącym nożu, leżącym w szufladzie. Na szczęście przygotowanie kompozycji z barwnych serów, przyozdobionych owocami, dotarło do mety. Zaniosłem talerz na stół znajdujący się obok sofy, a następnie zająłem się otwieraniem wina. Z odkorkowanej butelki wydobył się interesujący aromat, zdominowany wonią drożdży, co zapewne oznaczało, że trunkowi należała się jeszcze odrobina leżakowania. Kto by tam się tym przejmował w takiej chwili. Obok butelki postawiłem piersiówkę z jägermeisterem – tak na wszelki wypadek, gdyby wino drażniło mnie swoim zbyt małym woltażem. Stojąc obok sofy, przez chwilę zastanawiałem się, z której strony chcę mieć moją ukochaną. Zechciałem z prawej. Zaczęła mnie karmić serem i owocami. Lubiłem, kiedy jej drobne dłonie manipulowały przy mojej twarzy. Miała zwyczaj smarować mi usta pomadką albo zabierać okulary i czyścić je. Rozczulały mnie te gesty, a ona dziwiła się, że widzę w tym coś nadzwyczajnego. Nie wiedziałem, jak wytłumaczyć jej, że kolekcjonuję takie rzeczy w swojej głowie i często do nich wracam. Tak jak wracam do ulubionych scen w filmach.

Chciałem pocałować ją, a gdy rozpoznała moje zamiary, zapytała czy przepłukałem zęby po jedzeniu. Pociągnąłem solidny łyk wina. Nasze języki zaczęły lubieżny taniec, przerywany gryzieniem warg. Ściskałem mocno jej szyję, jakbym chciał dać znać, kto tu rządzi. Szybko doszliśmy do wniosku, że milej będzie poleżeć w sypialni, więc zgarnąłem świecę i talerz i zaniosłem je do sąsiedniego pomieszczenia.

Wyciągnąłem się na łóżku w ubraniu. Zdałem sobie sprawę, że tego momentu nie uwzględniłem w swoim planie. Było w nim tylko coś na temat zasłoniętych okien, ewentualnie opaski na jej oczach. Agenda zakładała, że od razu jesteśmy nadzy.

– Okulary poproszę – zakomenderowała zdecydowanym głosem.

Czułem się dość niepewnie bez szkieł na nosie. Poza tym człowiek wygląda jak ślepa mysz, gdy po całym dniu ukrywania się za soczewkami, nagle zostanie pozbawiony tej biżuterii. Pomyślałem, że bez okularów czuję się nagi w sposób bardziej dojmujący, niż bez gaci. Postanowiłem nie odwlekać dłużej trudnego momentu. Ściągnąłem z siebie koszulkę oraz spodnie i slipki.

Położyła dłoń na moim torsie, jednocześnie całując mnie w policzek. Zaśmiałem się głośno. Zwykle była nieco zirytowana, gdy robiłem to bez wyraźnego powodu.

– O co chodzi? Gadaj!

– Wyobraziłem sobie taką scenę, rozgrywającą się w szkole w czasach, gdy za wszelkie psoty groziły kary fizyczne, jak choćby klęczenie na grochu.

– No i co tam się działo?

– Klasa. Dwaj dorastający chłopcy siedzą w ławce z kałamarzem na jej środku. Gdy belfer, dzierżący szpicrutkę, odwraca się do tablicy, ten bardziej misiowaty gnojek mówi do drugiego: „Ciekawe czy jej bimbały są większe od moich”.

– Moje są większe – skwitowała tę krótką historyjkę i wsunęła kostkę sera do moich ust.

Głaskała mnie po torsie, a ja próbowałem złapać ostrość na jej oczy. Pomyślałem, że może ona równie kiepsko widzi mnie, a tym bardziej mojego małego. Ma w końcu większą ode mnie wadę wzroku, a jej szkła spoczęły na parapecie obok moich. Szybko dotarło do mnie, że co się odwlecze, to nie uciecze.

– Weźmiesz prysznic?

– Wezmę, ale jeszcze nie teraz – odpowiedziała, mrucząc zmysłowo.

Nie do końca rozumiałem, o co chodziło z tym założonym z góry przerywaniem gry wstępnej. Tego dnia wziąłem dwie dawki dopałki. Zwykle już jedna dawała satysfakcjonujące efekty – pełny wzwód trwający dłuższy czas. Tym razem byłem zmęczony i nieco zestresowany. Zastanawiałem się, czy cud farmakologii da radę wspierać mnie przez cały czas tej chaotycznej zabawy. Wtuliłem się w nią, a moja twarz spoczęła gdzieś w okolicy biustu. Poczułem, że tracę kontrolę nad oddechem. Stał się szybki i poszarpany. To było szalone pożądanie! Napawałem się nim dłuższą chwilę, aż zza okna dobiegł odgłos dekla najechanego przez samochód. Znowu zaśmiałem się, ale tym razem postanowiłem odpuścić sobie tłumaczenie mojej reakcji.

Pamiętała, co kiedyś opowiadałem jej o moich wyzwalaczach, które niezawodnie stawiają mnie do pionu. Pomasowała mój brzuch i uda, a następnie zaczęła pieścić te okolice swoimi włosami. Aż podskoczyłem z wrażenia. A gdy jej dłoń spoczęła na jądrach, by je systematycznie ściskać, wydałem z siebie odgłos przypominający śmiech. Nie znała go i najwyraźniej spowodował u niej pewne zmieszanie.

– Mocniej, proszę, rób to mocniej!

Ściskała kule, przykładając taki wektor, że aż zawyłem, delektując się rozkosznym bólem. Przyszedł czas na penisa. Zsunęła skórkę zdecydowanym ruchem i z mocą korespondującą z tą, której używała podczas pieszczot jąder. Tym razem ból wywołany naciągniętym do granic możliwości wędzidełkiem, był raczej nieprzyjemny, więc poprosiłem o nieco delikatniejsze traktowanie instrumentu. Po tej uwadze wszystko przebiegało prawidłowo, ale pojawiła się u mnie pewna obawa.

– Hej, nie chcę kończyć teraz, nie będę miał siły robić tego z tobą.

– Będziesz miał siłę, zapewniam cię – powiedziała, kontynuując ponaglanie wacka.

Dusiła go na tyle skutecznie, że poczułem zbliżający się finał. By jakoś wybrnąć i obejść problem, przyłożyłem dłoń do jej ramienia i spowodowałem, że odchyliła się nieco do tyłu, eksponując piersi, kryjące się częściowo za stanikiem. Ująłem w dłoń obie i zacząłem ściskać delikatnie, od czasu do czasu pobudzając sutki palcem wskazującym. Dręczenie penisa straciło na sile, moje zabiegi skłoniły ją do skupienia się na własnej przyjemności. Pierwszy raz miałem okazję dotykać jej cycków – uznałem, że są wyjątkowo piękne. Nie czekając dłużej, wysunąłem je ze stanika, tak by ten wciąż unosił je, jednocześnie dając możliwość eksponowania sutków. Przełknąłem głośno ślinę.

– Są przepiękne, nie mam słów, by wyrazić mój zachwyt – wypowiedziałem to okrągłe zdanie, choć pod kopułą kotłowały mi się słowa w rodzaju: „wykurwiste”.

– Wiem, że są piękne – odpowiedziała, uśmiechając się szeroko.

Kreśliłem językiem kręgi wokół sutków, od czasu do czasu pozwalając sobie na kilka stuknięć w sam ich środek. Do gry dołączyły wargi i zęby. Zasysałem brodawki ze sporą siłą, a gdy były głęboko w ustach, przygryzałem je, początkowo delikatnie, jednak z czasem intensywność tej pieszczoty zwiększała się, aż wreszcie usłyszałem westchnienie. Pierwszy słup milowy! Już wiedziałem, że w ten sposób mogę jej sprawić dużą przyjemność.

Położyła się na mnie. Nasze języki znowu spotkały się. Po chwili zsunęła się – suma mas ciał astralnych zapaliła w moich oczach ostrzegawczą lampkę z napisem „overload”. Przez chwilę leżała obok, przytulając się i głaszcząc delikatnie mój brzuch. Wsunąłem dłoń między jej uda. Muskałem palcem wskazującym zewnętrzne wargi, czyniąc to raczej delikatnie, od czasu do czasu rozchylając je kciukiem i środkowym palcem. Po chwili zapuściłem się nieco dalej, kreśląc kółka dookoła spodziewanego miejsca pobytu guziczka, a także wokół wejścia waginy. Kółka zaczęły z czasem łączyć się, tworząc ósemkę, by ostatecznie utworzyć na osi cipki odcinek prac, polegających na delikatnym muskaniu wszystkiego w trakcie ruchu z dołu do góry. A gdy wreszcie postanowiłem poczuć guziczek pod palcem wskazującym, rzecz okazała się całkiem prosta i niewymagająca wielu prób.

– Wolisz tak, czy z tej strony? Ty praworęczna jesteś?

Nie odpowiedziała. Zamiast tego ujęła mój palec w dłoń i poprowadziła go tak, by sprawić sobie największą przyjemność. W powietrzu unosił się delikatny zapach drożdży.

– Idę pod prysznic – oznajmiła ni stąd, ni zowąd.

Leżałem, wsłuchując się dźwięki kawałka „Wrapped around your finger” The Police. Za oknem było już zupełnie ciemno, a mieszkanie tonęło w blasku świec. Trochę mnie zdziwiło, że ich odbicie w podłodze wyłożonej klepką jest takie jasne. I zajęło mi dobrą minutę czy dwie, by zauważyć, że ta lustrzana powierzchnia zajmuje coraz większą połać korytarza. Odruchowo zacząłem szukać okularów, ale przypomniałem sobie, że leżą na parapecie i nie mam do niego łatwego dojścia. Wyszedłem na korytarz, ślepy jak kret. Wkrótce wyczułem pod stopą kałużę wody. Błyskawicznie odzyskałem okulary i pobiegłem w stronę łazienki. Pukałem, ale nie usłyszałem odpowiedzi. Nawet zgaszenie na chwilę światła nie zrobiło na niej wrażenia. Pomyślałem, że kąpie się z zamkniętymi oczami. Dopiero otwarcie drzwi i pytanie o to, czy żyje, przywróciło komunikację.

Włączyliśmy do akcji wszystkie szmaty i ręczniki. Zebranie wody zajęło nam około dwudziestu minut. Dwa ciała, miotane spazmatycznym śmiechem, a także wyrzucające z siebie serie przekleństw, pracowały zgodnie i już nikt nie przejmował się takimi i czy innymi własnymi niedoskonałościami. Gdy skończyliśmy, zlałem głowę i kark zimną wodą. Upał doskwierał niemiłosiernie.

Wróciliśmy do sypialni. Mój mały był mocno zestresowany i nie dał się zaprosić do dalszej współpracy. Tarmosiła go, jednocześnie drażniąc podbrzusze włosami. Skłoniłem ją do tego, by siadła na mnie w ten sposób, bym mógł pobudzać jej cipkę językiem. Jej aromat był wspaniały. Pieściliśmy się dosyć długo, a ja zmuszony byłem odwołać się do ostatniej instancji, która mogła coś wykrzesać z ospałego fallusa. Namachałem się zdrowo, obserwując jej włosy wijące się po moim brzuchu i torsie, nim nadszedł finał.

– Uważaj, będę tryskał!

Nie przejęła się zanadto tym ostrzeżeniem. Nie widziałem tego wyraźnie, ale miałem wrażenie, że sperma trafiła na jej włosy. Orgazm był wyjątkowo silny. Już po wszystkim umieściła dłoń na moich udach i rozsmarowała po nich równomiernie nasienie. Położyła się koło mnie. Nasze języki spotkały się na chwilę. Ponownie ujęła moją dłoń i wsunęła ją miedzy nogi. Masturbowała się nią, parokrotnie odchylając głowę i oddychając głęboko.

Odpoczywaliśmy w milczeniu. Jej delikatna dłoń potrafiła sprawić mi niewypowiedzianą rozkosz przy najprostszych pieszczotach, zwykłym głaskaniu czy drapaniu. Od czasu do czasu całowała mnie w czoło albo w biceps. Było coś rozczulającego w tych gestach.

– Lubisz, kiedy tam się dotyka już po wszystkim?

Tak, bardzo lubiłem masaż jąder po seksie. I wiedziałem, że jeśli to potwierdzę, pieszczotę mam zapewnioną na wiele minut.

Rozmawialiśmy jeszcze długo, a ja zerkałem nieco nerwowo na cyferblat zegarka z fluorescencyjnymi wskazówkami. Kombinowałem jak wykraść jeszcze choćby pół godziny i przedłużyć spotkanie. Oddałbym wiele, by móc zostać z nią do rana.

 


 

Para przemierzała chodnik obok piaskownicy. Spierali się o to, jaka jest najkrótsza droga do wyjścia na główną ulicę. Oczekiwała tam na nich taksówka. Miotali się między bocznymi alejami, nieustanie stukając w ekran smartfona. Ich wędrówka trwała kolejne dziesięć minut.

Był nieprzytomny i nie zauważył momentu, gdy auto przejeżdżało mostem na drugi brzeg, zbliżając się do jej domu. Trzymała dłoń pod jego ramieniem. Posmutniała. Może zastanawiała się nad jego nieobecnością? Wszystkie konsekwencje nieparzystości dnia zwyczajnie bawiły ich i raczej pozostawią miłe wspomnienia, dlatego mogła nie rozumieć, czemu jest taki zamyślony i nic nie mówi.

Gdy wysiadła, a auto ruszyło w dalszą drogę, przypomniał sobie, że miał dla niej drobiazg upamiętniający ich pierwsze tak bliskie spotkanie. Czuł, że nie ma siły tłumaczyć niemówiącemu dobrze po polsku kierowcy konieczności zawrócenia.

Taksówka wjechała na most. Zerknął na nocną panoramę miasta, ale skupiał się głównie na tym, co gniotło go odkąd wsiadł do auta. Wiedział, że tym spotkaniem przekroczyli kolejną granicę i że powoli kończą się żarty. Bo z uczuciami nie ma żartów.

Jadący przed nimi samochód zahamował gwałtownie i tylko dzięki refleksowi kierowcy uniknęli kolizji. Spojrzał na cyferblat zegarka. Minęła właśnie północ. W tej samej chwili wystrój auta zmienił się wyraźnie. Zewsząd docierał blask ledowych światełek we wszelkich możliwych barwach. Wskazówka prędkościomierza bez końca wykonywała pełne obroty wokół osi a kierowca przystawił do swojej twarzy zapalniczkę. W lusterku zamajaczyło jego odbicie. Dziwnie znajoma twarz. Mężczyzna zaciągnął się solidnie, po czym zaśmiał głośno.

– Wyluzuj ojciec, ze mną nie zginiesz! – rzucił, ciągnąc kolejnego bucha.

Gnali na spotkanie nowego, parzystego dnia, nie zważając na limity i ograniczenia. Wesoły nastrój udzielił się pasażerowi, który stukał w ekran telefonu, wprowadzając cierpliwie kolejne litery do komunikatora.

„Śpij dobrze, moja kobieto. Zapamiętam na zawsze ten wieczór. Dziękuję, że jesteś”.

 

W opowiadaniu zacytowano fragment tekstu Agnieszki Osieckiej  „Okularnicy”.

 

Ten tekst odnotował 21,696 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.36/10 (20 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (26)

+1
-3
Mam problem z oceną, bo to względnie poprawnie napisane opowiadanie (o usterkach później) jest nieciekawe i nieerotyczne. Mam wrażenie (ale i dowody!), że ów brak erotyzmu jest zamierzony, bo autor skutecznie wygasza wszelkie takie emocje, gdy tylko zaczynają się pojawiać. O ile zwykle debiutanci zrażają mnie nieudolnością językową, to Risto dokonał rzeczy rzadkiej, bo wywołał efekt odwrotny.
No i właśnie – docenić pewną swobodę narracyjną, użytą do nieporywającej i psutej niepotrzebnymi wodotryskami językowymi fabuły, czy zganić nicość fabularną?
Wyciągnąłem średnią i wybrałem „dobre”.
O usterkach językowych napiszę na priv., jeśli autor wyrazi takie życzenie. Nie było ich dużo; w pierwszym czytaniu naliczyłem wszystkich (językowych, logicznych i narracyjnych) 37.
Jak już napisałem, najbardziej wkurzały mnie gasiki nastroju. Widać, że zostały użyte świadomie, i dlatego Risto nie stanie się moim ulubionym autorem.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-3
Jak dla mnie to opowiadanie jest tym, co mój prywatny tygrys lubi najbardziej. Jest głębokie i podejrzewam, że osobiste. I uważny czytelnik znajdzie w nim wszystko, co tkwi w wielu z nas, mających nieco więcej lat niż piętnaście.
Autor potrafi operować nie tylko poprawną polszczyzną, ale również stosować podprogowość. Nie podpowiem, w których fragmentach. Szukajcie, Szariki, szukajcie....
Poza tym daję ogromnego plusa za umiejętność wplecenia pozornie banalnych opisów (na przykład podwórko i jego zapachy) w całość. A wszak całość się liczy, prawda?
Daję kopa z Poczekalni na Główną i życzę wszystkim, aby potrafili pojąć, że "erotyzm" nie polega na plastycznym opisie "maczugi wdzierającej się do krainy rozkoszy w oceanie soków z cipki", a na budowaniu otoczki. Klimatu. Tym razem budowanego z punktu widzenia dojrzałego faceta.
W "Dniu nieparzystym" jest jeszcze wiele niewspomnianych powyżej didaskaliów, ale samodzielne odkrywanie ich niech będzie frajdą dla innych wrażliwców. Enjoy 😉

Edit: Gdybym był fanem teorii spiskowych, to bym pokusił się o tezę, że Czarny Citroen to napisał pod inną ksywą, zmieniając nieco styl. Bo autor użył rzadkiego słowa "wyzwalacze". Kto pamięta dyskusję pod opowiadaniem CC i jej fragment dotyczący ASMR, ten wie o co chodzi.
Jeśli się mylę, to i tak szacun dla autora. I like it.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Czapki z głów. Ten portal jest wyjątkowy – trafiłem tu za namową znajomej, która zapewniła mnie, że z pewnością opublikowany przeze mnie tekst nie pozostanie bez komentarza i oceny punktowej. No i faktycznie, już po paru godzinach są dwa komentarze, do tego skrajnie różne… Ale co najważniejsze, uwagi napisały osoby, które już na pierwszy rzut oka robią wrażenie fachowych. O ile rozumiem, wpisy pochodzą od użytkowników pełniących tu odpowiedzialną rolę moderatorów i doradców, dzięki którym autorzy stawiający pierwsze kroki w dziedzinie literatury (a w każdym razie literatury o zabarwieniu erotycznym), mogą zdobywać szlify.

Cześć Tomp! Spodziewałem się, że się odezwiesz – widzę, że zazwyczaj jako pierwszy bierzesz nowe teksty na tapet i dosyć bezlitośnie ciśniesz po ich autorach. I słusznie – niech towarzystwo uczy się szacunku do czytelnika – taka rzecz jak wcięcia akapitowe czy pauzy dialogowe w pracy nawet początkujących pisarzy są tym, czym dla zwykłego zjadacza chleba jest punktualność.
Dziękuję za siódemkę – biorąc pod uwagę to, co napisałeś, to nie jest zła ocena. Zastanawiam się jak daleko (i czy w ogóle) iść w tłumaczeniu zamysłu, który miałem pisząc tę miniaturę. Bo istotnie, nie było moją intencją stawiać do pionu knagi czytelnicze (i wilgoć wywoływać u czytelniczek). Jest to swego rodzaju relacja, na ile osadzona w realnym świecie, niech zostanie moją tajemnicą. Nijakość fabularna jak najbardziej zamierzona, jak i nagłe wygaszanie impetu pożądania też. Kluczem do zrozumienia tekstu jest wzięcie pod uwagę tego, że historia dotyczy osób dojrzałych, a także to, że mimo całego oporu materii, właściwego dla dni nieparzystych, uczestnicy spotkania są usatysfakcjonowani. Być może dla Ciebie to są sprawy zupełnie oczywiste, ale sądzę, że znajdą się i tacy, których może to i owo zaskoczyć. W ogóle tematyka seksu osób dojrzałych jest szalenie interesująca, a do tego stabuizowana.
Nie wiem które to są te niepotrzebne wodotryski. Być może umieściłem tu odrobinę didaskaliów i wtrętów, które pozornie niewiele wnoszą – to pewnie moje skrzywienie zawodowe w związku z tym, że na co dzień siedzę w materii wizualnej, a szczególnie filmowej i lubię tworzyć teksty, które zawierają jakieś elementy gotowe do umieszczenia w kadrach.
Dziękuję za inteligentną złośliwość 🙂 W takiej miniaturce 37 błędów językowych, logicznych i narracyjnych… No musiałem się postarać. To się nazywa mało? A już całkiem serio – proszę uprzejmie o wykazanie paru takich błędów – obojętnie czy na priv czy tu (może wtedy ujawnienie tych wpadek odbędzie się z korzyścią dla innych autorów).
Raz jeszcze dziękuję za wnikliwą analizę tekstu.

Dzień dobry SENSEIH. Faktycznie, nie pławi się tu maczuga w oceanie soków… Nie tym razem. I rzeczywiście, ten trochę chaotyczny zlepek scen, przemyśleń, opisów miał budować klimat, będący tłem dla historii, pokazującej jakąś prawdę o nas. Wielkie dzięki za wsparcie w opuszczeniu poczekalni.
Co do spiskowych teorii – bywa, że okazują się być prawdą. „Wyzwalacze” – nie zdawałem sobie sprawy z małej popularności tego słowa. Akurat mam za sobą pracę nad materiałami z pewnej nudnej dziedziny, gdzie słowo „trigery” występuje w co trzecim zdaniu. Do tego stopnia mnie te trigery strigerowały, że mawiam czasem do partnerki – hej mała, zarzuć jakąś seksi bieliznę i strigeruj mnie. Do wyzwalaczy tylko krok 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
„Wodotryskami stylistycznymi” nazywam takie cosie:

Łazienkowy haczyk zameldował, że ma spory luz w swojej dziurce.

Mydło samo się upuściło i schowało za pralką,

zza okna sypialni przyszedł metaliczny meldunek, złożony przez dekiel, po którym właśnie przejechał samochód.

umieścił swoje zwłoki na kuchennej sofie

wędrówkę szlakiem ciała kobiety, znaczoną słupami milowymi w postaci jej westchnień.

itd.…

Nie są to oczywiście błędy czy usterki, ale mnie rażą, bo o ile w zamierzonej grotesce są jak najbardziej na miejscu, ba, wręcz ją tworzą, to w innym gatunku epiki są czynnikiem rozbijającym fabułę. No ale skoro tu nie ma (i nie ma być!) fabuły…
Jednakowoż po przeczytaniu opowiadania lubię wiedzieć, o co autorowi chodziło, a tu…
Jak na groteskę zbyt wiarygodnie, jak na komedię mało śmiesznie, jak na dramat zbyt duży dystans autora do postaci, jak na… itd.
Wątpliwości przekładają się na dysonans, któremu dałem wyraz w pierwszym komentarzu.
Praca z materią wizualną, do której się przyznałeś, konweniuje mi z polskimi filmami ostatnich dwóch dekad – tam też nie wiem, o co autorom chodzi. Raczej – chodziło, bo przestałem je oglądać. Te widziane były tak do siebie podobne, że nie umiem powiedzieć, która scena z którego pochodzi, tytuły mi się mieszają, a treść zapomniałem po miesiącu.
Masz zamiar iść tą drogą?
37 błędów (głównie błędzików, ustereczek i wątpliwości) to naprawdę mało jak na tak niekrótkie opowiadanie. Wierz mi – tu typowy debiut ma ok. 8–12 błędów na stronę (znormalizowaną, 1800 znaków). Bywają kilkukrotnie gorsze. Na Głównej są autorzy robiący ich powyżej 10/str. Twój poziom to ok. 2,5/str. Teksty po profesjonalnych (a w każdym razie płatnych) korektach mają (wg ofert redaktorów) do 1 plus jeden interpunkcyjny ekstra na stronę. Część elementów z mojej listy nie spotkałaby się z reakcją ŻADNEGO znanego mi redaktora; korekty tym bardziej.
Tak więc to nie ironia (ani złośliwość), a rzeczywista pochwała.
Wykaz przesyłam na priv.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
I jeszcze drobny przyczynek do "triggera".
Jest inny słownikowy (doslowny i lansowany na moich – dawnych już – studiach) odpowiednik: "spustnik".
Bo z jednej strony trigger w broni strzeleckiej to "język spustowy, spust", a z drugiej (jesteśmy na portalu w zasadzie erotycznym 😉 ) – kojarzy się ze spuszczaniem i rozpustnikiem. No a język w aspekcie spuszczania (się) przez rozpustnika to już porno. Patrz RealDoll. RealBlow by @Vee. 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0

taka rzecz jak wcięcia akapitowe czy pauzy dialogowe w pracy nawet początkujących pisarzy są tym, czym dla zwykłego zjadacza chleba jest punktualność.


No nie! Ktoś tu przeprowadził staranny research i dokładnie wie jak się podlizać 😉

@Tomp, obawiam się, że nie rozumiem. Czyżbyś uważał mój tekst za czysty pornos? To oczywiście tylko wtręt, nie chcę odciągać uwagi od naszego nowego autora :-)
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Vee 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Tomp - dzięki za te statystyki błędów - no to faktycznie nie jest źle ze mną. Wstępnie zapoznałem się z Twoimi uwagami otrzymanymi na priv - uwzględnię je jak najbardziej, a jeśli z czymś nie będę się zgadzał czy będę miał wątpliwość, to napiszę. Gratuluję wnikliwości.
Dzięki za pochwałę. Z pewnością na tym jednym tekście nie zakończę publikacji na tym portalu, więc będzie jeszcze okazja podyskutować. P.S. Tekst o triggerze i jego polskich odpowiednikach kapitalny!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Vee - no nie chcę stawać okoniem od pierwszego wejścia, a nawet trochę podlizuję się 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Risto, powinieneś był w odpowiedzi do wpisu @Vee napisać "O`koniem". Pojawiłby się asumpt do spiskowych teorii o Twoich ewentualnych związkach z Irlandią 😉 Poza tym wprowadzę porcję fermentu - konie są nieparzyste. Znaczy - nieparzystokopytne 🙂

BTW, nadal czekam na drugiego O`CLA, który doceni nieparzystość i kopnie kopytem z Poczekalni. Może @Marc z urzędu i pozycji? Lub @JustINe? Wiecie, jako admini, że Risto to nie moje alter ego i prywaty nie uprawiam, ino dbam o poziom "Pokątnych" 🙂
Albo jeśli zapadnie szekspirowskie milczenie, to może kiedyś Risto mi piwo postawi za dobre chęci i za moje skupienie się na "didaskaliach", które - jak widać - niektórzy z nas definiują i nterpretują rozbieżnie.... Koń, jaki jest - każdy widzi 😉

P.S. Mam nadzieję, że tego o "widzeniu konia" nie muszę tłumaczyć. Chociaż, w związku z ministerialnymi cięciami programu nauczania, obawiam się, że niebawem Shrek będzie bardziej znany niż Zagłoba albo inna Urszula (Orszula), co zdecydowanie czyni pustki w sercu moim oraz w bazie literackiej, która (zaznaczam) w niczym nie przeszkadza w budowaniu nadbudowy, nawet erotycznej. Po prostu warto ją mieć. Tę bazę...

Może chociaż teorię Marksa ktoś zna? Bo baza, nadbudowa...

Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Hej, @SENSEIH, zastanawiałem się właśnie jaka może być średnia wieku czytelników tego portalu. To tak w nawiązaniu do bazy i nadbudowy i tego, czy ktoś to jeszcze pamięta z własnych lat szkolnych i studenckich. Ja pamiętam, tak jak pamiętam jak z wypiekami na twarzy czytywałem Oskara Langego, który postulował wyeliminowanie rynku jako regulatora gospodarki. Kto za młodu nie był... Nie rozwijamy tego tematu 🙂

Piwo chętnie postawię, jestem dość ruchliwy (bez pokątnych skojarzeń) - bywam tu i tam, więc nie powinno być z integracją problemu. A z piw lubię to na G.... I tyle łączy mnie z Irlandią. Pilsnera, tego najoryginalniejszego też uwielbiam i to byłby trop właściwszy - tu dorzucę: každý vidí koně takového, jaký je.

Załapałem wreszcie jak to jest z tym cleniem przez O`CLA - jeszcze komuś obiecam piwo, i mój debiut pojawi się w zbiorze głównym. Połechtałoby mnie to, ale jak się nie uda, to nie załamię się - pisuję od czasu do czasu, w dni parzyste w latach przestępnych. Ot, zabawa.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
0
@Risto, choćbyś postawił mi nawet moje ulubione bezalkoholowe 😉 głosu na główną nie dodam, bo nie mam takich (tajemnych) mocy. Ale uczciwą, zasłużoną dyszkę wciskam. I to pomimo tego, że mamy dziś dzień kalendarzowo nieparzysty.

@Tomp, tym razem Cię nie rozumiem kompletnie. Cytowane przez Ciebie "usterki" to dla mnie creme de la creme. Metaliczny meldunek dekla spowodował u mnie najgłośniejsze spośród bardzo licznych parsknięć śmiechem.

Jakże inne jest to opowiadanie od przeciętnego tekstu w poczekalni! @Risto, jak poszperasz trochę w moich "dziełach" szybko się zorientujesz, że zazwyczaj zachwycam się nad wzlotami i upadkami ludzi młodych. Nie zdradzając jednak zbyt wiele, kalendarzowo bliżej mi (choć wcale nie tak blisko) do Twoich bohaterów, niż moich własny. I wiesz co? [Tryb zwierzeń osobistych ON] Zdarzyło mi się szukać w necie pocieszenia, że życie nie kończy się po pierwszej połowie wieku. [/zwierzenia] Z wszystkiego co dotychczas znalazłem, to ten Twój ciepły, pełen humoru i optymizmu tekst najbardziej mnie przekonał. Sprawiłeś, że mniej się boję starości! Cudownie pokazałeś, że wystarczy trochę luzu i autoironii, a wszystko będzie ok. Nawet na dopalacze i brak okresu da się popatrzeć przez różowe okulary (z mocnymi szkłami).

Nie wiem, czy na stronie jest 1,49 czy 1,51 błędu, ale czyta się to jak najlepszych autorów dostępnych na rynku. Zwróciłem nawet uwagę na pomieszanie typów narracji. Coś, co większość debiutantów robi zupełnie bezmyślnie i nieświadomie (bo nie pamiętają nawet z lekcji języka polskiego jakie typy narracji istnieją) - w Twoim tekście dodaje uroku i czyni go nietuzinkowym. Błagam, nie wciskaj nam kitu, że jesteś literackim debiutantem. Wyczuwam pióro starego wyjadacza.

Brutalnie powiem, że nie sądzę, aby ten tekst utrzymał przed dłuższy czas średnią mocno powyżej 9. Bo nie jest pornosem, tylko erotyką. Ale ja na pewno kliknę we wszystko, co będzie sygnowane nickiem @Risto. Chapeau bas!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
@Risto Oskar Lange - sztandarowy ekonomista czasów słusznie minionych 🙂 Znam jego dzieła, bo kiedyś nawet znać musiałem 🙂
Co do średniej wieku czytelników "Pokątnych", to bym użył dominanty jako narzędzia. Nomen omen "dominy" z dodatkiem tagu "lesbijki" z automatu podwyższają "wyszukiwalność" opowiadań 😀

@MikeEcho, Powiem tylko tyle, że popieram Twoje stwierdzenia wszystkimi czterema łapkami 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
@MikeEcho, za taki komentarz mogę odwdzięczyć się stwierdzeniem, które utwierdzi Cię w przekonaniu, że życie nie kończy się po pierwszej połowie wieku. Nie, nie kończy się, a jeśli masz odrobinę szczęścia i dopisuje zdrowie, dochodzisz do wniosku, że z takim wiekiem jest Ci dobrze jak nigdy. Zdobyte doświadczenie, podparte odrobiną luzu i dystansu – to jest coś co pozwala Ci cieszyć się każdym dniem, bez zawracania sobie głowy drobiazgami, które kiedyś przesłaniały świat.

Oczywiście, różnie się w życiu plecie i kłopoty mogą Cię dopaść zawsze, niezależnie od wieku. Ale przy odrobinie farta, będzie dobrze. I niezależne, czy masz 50, 60 czy 80 lat, coś interesującego może czaić się za winklem i dopaść Cię w najmniej spodziewanym momencie. I seks też ma wtedy ogromne znaczenie – nie jest prawdą, że w którymś momencie muszą te sprawy zejść na margines. Oczywiście, Zmienia się jego jakość, bardziej istotna w nim jest bliskość. Miałem okazję rozmawiać z mocno starszymi facetami, którzy mówią, że to i owo nie działa u nich już jak należy, np. nie mają orgazmu przy zbliżeniu, ale to co pozostało, też daje im sporo satysfakcji. To są te różowe okulary, o których piszesz.

Bardzo cieszę się, odebrałeś ten tekst jako przekonujący. Zgadza się, to miała być ciepła i optymistyczna historia. Przy jej pisaniu celowałem w nieco starszych czytelników, ale uświadomiłeś mi właśnie, że przecież młodsi też mogą szukać odpowiedzi na nurtujące Cię pytanie.

Co do kitu – debiutantem nie jestem, ale i zbyt dużej regularności w pisaniu u mnie brak. Czasem przychodzi impuls do podzielenia się przemyśleniami i tak było tym razem.

Raz jeszcze dziękuję za miły komentarz i dyszkę w ocenie. Z Twoją twórczością chętnie się zapoznam.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
@SENSEIH, a wiesz, po tym Twoim komentarzu przyszedł mi do głowy pomysł na kolejny tekst odczarowujący pewną sferę. O tych dominach mowa. Dla osób niezwiązanych z klimatami BDSM ta tematyka jest bardzo egzotyczna i kojarzona wyłącznie z przemocą. A przecież to trochę co innego... Do przemyślenia 🙂

Oskar Lange - jak przez mgłę widzę te jego teksty, ale pamiętam, że operował niesamowicie ciekawym językiem.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Przyglądam się temu tekstowi od poniedziałku i wciąż podchodzę do niego z bardzo ambiwalentnymi odczuciami.

Przygotowanie i operowanie językiem jest na wysokim poziomie, ale jak sam autor przyznał – nie jest debiutantem z doskoku, który natchnął się obejrzanym filmem i postanowił przełożyć go na słowo pisane. Z drugiej strony, ciężko mi nie odnieść wrażenia, że całość ma w sobie co najwyżej coś z pięknie pomalowanej wydmuszki.
I to mi dość mocno zgrzyta.


Nie jestem miłośniczką bardzo napuchniętych ekspozycją krótkich form (czyli takich poniżej 30 minut) – gdzie autor zalewa mnie zbędnymi informacjami. Takie teksty powinny być jak wodospad, którego prąd porwał gumową kaczuszkę, a nie zawierać masę przeszkód z opisami backstory postaci jakby był to wstęp do epopei, w której poznamy całe ich skomplikowane losy. A tutaj niestety, na początku jest jej naprawdę wiele.
I nie jest może to poziom @Agnyzowego koca, jakim był jej pożegnalny tekst – tam rzeczy po prostu następowały po sobie w bardzo ściśnięty i przez to podany niemal niestrawnie. Tu natomiast jest pewien luz, ale nadal czuć momentami sztuczny ścisk, sprawiający wrażenie bardziej erotycznego paradokumentu dozwolonego poniżej lat 16 (zobaczysz kawałek cycka, ale niewiele więcej).
Mogę się więc podpisać pod słowami Tompa – wszelkie chwile, gdy powinna pojawiać się wyrazistsza warstwa emocjonalna, są ukracane, ale nie byłabym tak pewna co do rzeczywistej celowości tego.
Raczej pewna niechęć, może niepewność jak dalece można się posunąć (a tutaj, jak najbardziej można i nawet warto).


W przeciwieństwie do @MikeWazowskiego nie jestem też specjalną zwolenniczką wstępnej i kończącej wstawki narratora trzecioosobowego. Jak zwykle widzę takie zabiegi u innych twórców, mam trzy podejścia:
– rozumiem, co chciałeś osiągnąć, ale pokiełbasiłeś to (Mężczyzna imieniem Ove Backman)
– zrobiłeś to chujowo, ja pierdole (Iluzjonista Mróz)
– *powolne odłożenie dzieła i wyjście na balkon, bo poczułam Platona całą sobą i potrzebuje szluga* (Dni, których nie znamy Le Boucher)
W tym wypadku nie pojawiło się żadne z nich i to dodatkowo powoduje moją dezorientację względem całości – acz ostatnio jedyna widziałam zastosowaną przez 🥝 w Zastrzyku dopaminy klamrę i nawet nieśmiało wskazałam, jak mógł użyć jej dla efektu na 9+.

Wodotryski słowne jakoś specjalnie mnie nie rażą, czasem po prostu są mocnym przyrostem "formy nad treścią" podkreślający jak wielką wydmuszką jest, ale ta forma jednak nie prowadzi do czegoś szczególnego.

W ostatecznym rozrachunku widzę więc debiut płaski, jeśli chodzi o historię i wybitny językowo. Tym samym ciężko mi dać śmigiełko na główną, bo chociaż powinno idealnie wpasować się w mój gust, tak niestety nie uderzyło we właściwe struny i tym samym raczej tego nie zrobię.
Z pewnością jednak i z dużą ochotą zobaczę przyszłe projekty autora, a innych CLA – mogą mieć odmienne zdanie do mojego i @Tompa – aby wyprowadzili ten utwór na główną choćby właśnie za sprawne posługiwanie się językiem.

Ja pozwolę sobie pozostawić ocenę "Dobry" i życzyć, by kolejny utrzymał ten poziom językowy, ale zaprezentował nieco lepszą historię.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0

umieścił swoje zwłoki na kuchennej sofie.



To mi zgrzytnęło.

Czytanie tekstów, które otrzymują tak różnorodne opinie zawsze zachęca, bo jako czytelnik mam szansę wyrobić sobie własną opinię, ale niestety muszę przyznać, że tym razem jestem #teamTomp. Za największą wadę stylu uważam jednak nie stylistyczne wodotryski, a nieuzasadnioną, moim zdaniem, rozwlekłość. Fabułka jest prościutka, ot przygotowanie do seksu i seks, ale pompuje się ją akapitami takimi jak ten:

Wszystko było gotowe na przybycie gości. Łazienkowy haczyk zameldował, że ma spory luz w swojej dziurce i w razie zawieszenia na nim czegokolwiek, obróci się o sto osiemdziesiąt stopni. Mydło samo się upuściło i schowało za pralką, a pokryta kamieniem uszczelka w prysznicowej kabinie skierowała strumień wody do deszczownicy. Kuchnia wyposażona była w wygodną skórzaną sofę, co zachęcało do rozpoczynania miłosnych igraszek w jej miękkich czeluściach i w dyskretnym oświetleniu, sączącym się z wiszącego nad nią kryształowego żyrandola. Jednak regulator mocy był zupełnie rozstrojony – światło od czasu do czasu przygasało. Noże spoczywające na dnie kuchennej szuflady pokryły się białym, tłustym nalotem. Na koniec zza okna sypialni przyszedł metaliczny meldunek, złożony przez dekiel, po którym właśnie przejechał samochód.



Czy coś w fabule uzasadnia tak długi opis? Moim skromnym zdaniem nie.

Zaletą mogło być przedstawienie pary starszych bohaterów, ale przyznam, że poza akapitem czy dwoma nie za bardzo poczułem ich wiek. Może warto na przyszłość ograniczyć opisy takie jak ten powyższy i skupić się na pogłębieniu bohaterów albo wprowadzeniu jakiegoś twistu? Poza tym zmianę rodzaju narracji uważam za jeden z mocniejszych zabiegów, którego użycie powinno mieć mocne uzasadnienie. Tutaj, niestety, go nie widzę.

Trochę ponarzekałem, ale jakiś potencjał w tym widzę. Wierzę, że solidne przyjęcie przez innych zachęci autora do pracy nad warsztatem, a mój komentarz, chociaż krytyczny, może posłuży jako bump i sprawi, że tekstem ktoś jeszcze się zainteresuje. Powodzenia, Risto!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
O, po odświeżeniu strony pojawił się jeszcze komentarz Rascal. Zaręczam, że to przypadem, a żeby komentarz nie był całkiem pusty dodam, że jako osoba urodzona ponad dekadę po upadku PRL Oskara Langego bardzo lubię i cenię. Zwłaszcza za jego tezy w kwestii debaty kalkulacyjnej, gdzie moim zdaniem kompletnie zezłomował ekonomistów ASE.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
@Rascal & Kawai Kiwi, odpowiem zbiorczo, bo o ile dobrze połączyłem kropki, reprezentujecie grupę teamTomp, a co za tym idzie podobny ogląd tekstów i zawartych w nich fabuł.

Dziękuję za docenienie przez Was warstwy językowej opowiadania, natomiast co do odbioru sensu tekstu (i ściśle powiązanych z nim opisów, jawiących się jako "wydmuszka") - to kwestia załapania na czym polega cały pomysł. Wyrzucenie opisów związanych z przedmiotami martwymi, które pozostają we władaniu mocy, której etat rozpisany jest na dni nieparzyste, odebrałoby owej mocy jej oręż a opowiadaniu jego założony przeze mnie sens. A przy okazji wykastrowałoby ten ten tekst z elementów humorystycznych.
Tak tak, rozumiem - każdy ma inne poczucie humoru.

"Przygotowanie do seksu i seks" - a wszystkie te przeciwności i złośliwości rzeczy martwych? One są sednem opowiadania oraz sposób, w jaki bohaterowie radzą sobie z nimi i jakie wynoszą ostateczne wrażenie ze spotkania.
Luz i dystans pozwala im cieszyć się tym co najistotniejsze w tej randce.

Luz, dystans oraz humor - polecam.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Rascal, jak zwykle, rozwinęła myśli swe, objętościowo prawie przykrywając komentarzem zawartość opowiadania, przy okazji wykorzystując okazję, aby opowiedzieć coś o sobie 😉 I ja to szanuję, a nawet podziwiam 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Risto, nie skomentuję Twojego ostatniego wpisu, bo jest tak bardzo w punkt, że musiałbym dodać drugi punkt - ergo kropkę - a potem korciłoby mnie, aby dodać trzecią, a to już byłby wielokropek.
No i potem pojawiłaby się super dyskusja o tym, ile kropek ma wielokropek. Bo "wiele" nie definiuje liczby 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-2
@Tomp, mając wobec Ciebie burzę mieszanych uczuć wynikających chociażby z tego, że potrafisz pisać super rzeczy.... powiem tak - z faktu, że nie masz radia nastrojonego na fale kwantowe (to taki żart związany ze sporem Einsteina i Bohra), jeszcze nie wynika, że te drgania nie istnieją.
Zarzuciłeś autorowi - cytuję: "„Wodotryskami stylistycznymi” nazywam takie cosie:

Łazienkowy haczyk zameldował, że ma spory luz w swojej dziurce.

Mydło samo się upuściło i schowało za pralką,

zza okna sypialni przyszedł metaliczny meldunek, złożony przez dekiel, po którym właśnie przejechał samochód.

umieścił swoje zwłoki na kuchennej sofie

wędrówkę szlakiem ciała kobiety, znaczoną słupami milowymi w postaci jej westchnień.

itd.…"

No i bomba. Wodna (bo wodotrysk). Ale w wyniku wybuchu tej bomby postapokaliptyczny spektrometr wykazał, że operator wyrzutni rakiet balistycznych czytał ino skróconą instrukcję odpalania. Taką hmm... "laboratoryjną", znaczy podobną do tego, co czytamy w reklamach samochodów - że spala taki okaz powiedzmy 5 litrów na sto kilosów, a olej trzeba wymienić równo co 12.999 km. Bez uwzględnienia innych czynników. Przy czym mam na myśli metaforyczne czynniki emocjonalne, a tego komputery, póki co, nie potrafią 😉
Nawiasem - zadanie domowe: czym się różni człowiek od AI...

BTW im więcej opowiadań typu powyższego, tym dłużej zniosę (dla równowagi) potworki z Poczekalni wiadomego typu. Wbrew odbiorcom, którzy widzą w "P" tylko aerozol do rozsiewania plemników. To jest wyższa szkoła jazdy. Wyższa niż ta "wyższa ponad pornole".
Nawiasem - czekam (może dożyję) na pornola, który mnie zachwyci. Ale to innyy temat.

A pointa jest taka - brutalna i szczera - nie postponuj treści, których zwyczajnie nie odbierasz. Nie każde radio ma pełen zakres i nie miejmy o to pretensji, ale nie udupiajmy producentów, którzy stworzyli po epoce nadawania na LW - FM 😉
Mówię to jako CLA do drugiego CLA, albowiem (podobnie jak w koalicji jesiennej z zeszłego roku) każdy (podobno) ma równy wkład. w budowanie uśmiechniętych Pokątnych. NIezależnie od efektu.

Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@MikeEcho Nie przypisuj mi słów, których nie napisałem. Wyraźnie zaznaczyłem, że owe "wodotryski stylistyczne" NIE SĄ usterkami ani błędami, tylko nie współgrają z treścią. Potem autor wyjaśnił, że treść miała inne założenia i owe "wodotryski" są jej immanentnym elementem. Cóż... Każdemu wolno mieć swoje założenia i usiłować je realizować, jak umie.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Na temat kwestii obiektywnych (styl, warsztat, ogólna "wartość literacka) wypowiedzieli się już przedmówcy. Subiektywnie natomiast powiem tak: podoba mnie się to. Serio 🙂 Owszem, autor momentami ewidentnie nie panuje nad tym, co i w jaki sposób chce przekazać, ale czy to źle? Nie, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę, że jest to debiut. Powiem więcej: zdecydowanie wolę taki lekki pornokicz, ale potrafiący autentycznie przyciągnąć uwagę, niż kolejne superhiperduperpoprawne flaki z olejem. Aż mi się zamarzyło podwójne modżajto z palemką, bo pasowałoby do tego tekstu idealnie 😀

Sio z poczekalni!

PS @Raskalka - co @Agnyza, co @Agnyza?
Wylezę w końcu nory i nawet w kociewskiej puszczy się nie ukryjesz 😛
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
@Agnessa, zdradzając nieco tajemnicę powstania tego utworku - historia spisana jest wiernie z rzeczywistości i... z głowy uczestniczącego w niej bohatera. Ingerencji mojej tam jak na lekarstowo. Na co dzień robię reportaże filmowe, tam też nie ingeruję w rzeczywistość - a że jest ona nieco kiczowata (ta rzeczywistość)... no jest 😉 W związku z tym wszelkie uwagi o nieporadnościach, gasikach muszę odłożyć na bok. Co najwyżej mogę przyjąć do wiadomości, że przyjęta przeze mnie konwencja jest w chuj słaba 🙂

Wielkie dzięki za wykopanie tekstu z poczekalni.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Risto - nie tyle konwencja jest słaba, co jest chaotyczna, żeby nie powiedzieć (za późno 😛 ) kiczowata, zwłaszcza że tekst ma formę bardziej opowiadania niż reportażu. Swoją drogą może i szkoda, że nie jest wystylizowany właśnie na taką relację "na żywo" z jakiegoś wydarzenia, ewentualnie opowieść uczestnika już po fakcie, którą przedstawia czy to bezpośrednio czytelnikowi, czy też jakiejś osobie trzeciej (coś w kierunku mojego "Gdzie drwa rąbią"). Natomiast całość wg mnie broni się tak czy inaczej. I to na tyle, że dostała mój głos.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.