Dyrektorka

25 kwietnia 2009

Szacowany czas lektury: 10 min

Życie płata nam czasami figle i różne niespodzianki, czasami są one przyjemnie, czasami przykre. Niespodziankę, która mnie spotkała nie potrafię określić, bo jest jeszcze zbyt świeża.

Na poniedziałek, w poprzednim tygodniu dyrektor zwołał naradę, obecność obowiązkowa dla kierowników działów i pracowników samodzielnych. Zastanawiająca była godzina - szesnasta. Przecież do szesnastej pracujemy, więc co to znaczy. Dzwonię do sekretariatu, czy nie ma pomyłki, ale sekretarka Ewa, mówi, że wszystko jest w porządku i że przyjeżdża ktoś z Ministerstwa.

Nic z tego nie rozumiałam, bo jak do tej pory Dyrektor zachowywał się normalnie i nigdy tego typu numerów nie robił. O określonej godzinie zebraliśmy się w naszej salce konferencyjnej, ja jak zwykle usiadłam dosyć daleko od tzw. czoła, gdzie zasiadał na naradach dyrektor, patrzę na stół i oczom nie wierzę.

Cały stół zastawiony, pełne przyjęcie, ale oprócz różnego rodzaju przekąsek na stole stała taca z napełnionymi kieliszkami do szampana, to rozumiem, czasami nam się zdarza opijać jakiś kontrakt, ale również kieliszki do wina i wódki. A to już nowość, ponieważ do tej pory tego typu spotkania odbywały się poza budynkiem firmy. W narożniku sali dwie piękne wiązanki kwiatów.

Praktycznie punktualnie do sali wszedł dyrektor, jego zastępca oraz dwóch przedstawicieli Ministerstwa, których z racji kontaktów służbowych dobrze znałam. Wojtka, czyli zastępcy nie widziałam od Nowego Roku, dyrektor powiedział mi, że jest na dłuższym zwolnieniu lekarskim i mam z nim załatwiać bieżące sprawy. Było to dla mnie trochę dziwne, bo nawet kiedy chorował, to potrafił wpaść lub zadzwonić, aby wyjaśniać bieżące sprawy.

Weszli, przywitali się, po czym dyrektor poprosił szefa działu technicznego o rozdanie kieliszków pracownikom. Gdy już wszyscy mieli kieliszki w ręku, dyrektor poinformował nas, że Pan Wojtek XXX przestał pracować w naszej firmie z końcem roku i to spotkanie jest jego pożegnalnym spotkaniem z nami. Część osób wiedziała, że żona Wojtka podjęła jesienią pracę w Brukseli, ale nie przypuszczaliśmy, że on też tak szybko coś sobie załatwi. Okazało się, że załatwił, a w związku z tym rozstaje się z naszą firmą.

Więc poszły kwiaty, podziękowania za dotychczasową pracę i życzenia pomyślności na nowej drodze życia. Okazało się również, że są przygotowane prezenty. Przedstawiciele Ministerstwa przywieźli w pięknym pudle replikę polskiej szabli Batorówki. W pokrywę pudła, od środka wklejona była srebrna tabliczka z dedykacją i podziękowaniami od resortu.

Natomiast nasz dyrektor miał przygotowany ryngraf herbowy - Drzewica, przedstawiający tarczę, na której w błękitnym polu umieszczony był złoty księżyc z dwiema srebrnymi gwiazdami, jedna u podstawy, druga u czoła tarczy. Ponoć nasz zastępca pochodził ze szlacheckiego rodu Drzewica, po którym pozostało miasto Drzewica w powiecie opoczyńskim produkujące sztućce stołowe "Hefra". Dodatkowo dyrektor przygotował dyplom na papierze czerpanym w formie rulonu z pieczęcią herbową, czyli logo naszej firmy, na którym mięliśmy się również podpisać.

Nastąpiła mniej oficjalna część spotkania, życzenia oraz składanie podpisów. Ja składając życzenia Wojtkowi podziękowałam mu za wspaniałą współpracę, mówiąc mu jednocześnie, że mnie osierocił. Stwierdziłam, że dorosłe dzieci trudno przyzwyczajają się do nowych tatusiów, a ja nie wiem kogo teraz dostanę. On się tylko uśmiechał i powiedział - dasz sobie radę.

W tym czasie rozpoczęła się konsumpcja, no i małe drinkowanie. Gdy już wszyscy złożyli podpisy dyrektor dał znać, że ponownie chce zabrać głos. jeszcze raz dziękując Wojtkowi za współpracę, stwierdził, że taka firma nie może funkcjonować bez szefa ekonomicznego, że on już wytypował następcę i prosi o zabranie głosu przedstawiciela resortu.

Znany mi kolega wstał, otworzył trzymaną w rękach teczkę, po czym odczytał krótką formułę, że na wniosek dyrektora takiego to, a takiego minister taki to, a taki powołuje na stanowisko zastępcy dyrektora d/s ekonomicznych Panią Barbarę ZZZ.

Ja, siedząc w drugim końcu stołu akurat w tym momencie rozmawiałam z koleżanką, nie słuchając jego wypowiedzi, bo myślałam, że przywieźli już kogoś w teczce. Nagle szturchają mnie, patrzę na dyrektora, a ten kiwa, że mam podejść. Podchodzę, a mój kolega gratuluje mi stanowiska, wręczając ten akt powołania, wyjaśniło się, dla kogo druga wiązanka kwiatów. Jak mi później powiedziano, tak cielęcych oczu jeszcze nikt u mnie nie widział. Stanęłam jak wryta, patrząc na niego, na dyrektora, a ten ze stoickim swoim uśmiechem mówi do mnie - moje gratulacje Pani Dyrektor. Ja patrzę na niego i nie wierząc, odpowiadam - pan chyba żartuje. Wyjaśnił, że nie żartuje, że przez tyle lat pracy udowodniłam swoje kwalifikacje, a w związku z tym on nie widzi w tym awansie żadnego problemu. To wszystko stało się tak szybko, że nie miałam czasu nawet pomyśleć nad tym, co się dzieje.

Po chwili wzięłam w rękę ten akt powołania, patrzę, no nie ma wątpliwości, dotyczy mnie. Podziękowałam kolegom z resortu, dyrektorowi, objęłam ramionami Wojtka, mówiąc mu, że jest wiśnia, bo nic nie powiedział. Poprosiłam koleżeństwo o dalszą tak dobra współpracę, posadzili mnie już między dyrektorami i kontynuowaliśmy spotkanie, wznosząc różne okazjonalne toasty.

W trakcie, gdy inni biesiadowali, dyrektor poinformował mnie, że w czwartek, kolega z resortu, on, Wojtek i ja lecimy do Hamburga, do naszego przedstawicielstwa, tam mnie oficjalnie przedstawi, po czym on i kolega z resortu polecą dalej do Londynu, Wojtek do Brukseli, a ja mogę zostać do końca tygodnia.

Tak też było, w czwartek przylecieliśmy do Hamburga, tam już wiedzieli, że przylatujemy, więc naszykowany był odpowiedni poczęstunek. Podczas konsumpcji dyrektor poinformował pracowników o moim awansie, chyba się szczerze ucieszyli, gdyż dyrektor zapowiedział, że ta placówka dalej pozostaje w moim bezpośrednim nadzorze, po czym podziękował i razem z przedstawicielem resortu pojechali na lotnisko i dalej. Ja zostałam z Wojtkiem, jeszcze trochę posiedzieliśmy, wykorzystując moment, kiedy nikogo nie było zaproponowałam, abyśmy poszli do hotelu, gdzie już miałam zarezerwowany pokój.

Pracownicy nie protestowali, kiedy zaproponowaliśmy, że się pożegnamy i wyszliśmy. Pojechaliśmy do hotelu, w którym zawsze nocuję, weszliśmy do pokoju, Wojtek usiadł przy stole, ja wyciągnęłam z lodówki napoje, aby można zrobić drinka, on to zobaczył, przejął rolę nalewającego, po czym stukając się szklaneczkami wzniosłam toast - za nasze miłe rozstanie. Łyknęliśmy po łyku i już bez żadnego komentarza spotkały się nasze usta we wspaniałym namiętnym pocałunku.

Wojtek spojrzał na mnie i zapytał, dlaczego tak późno. Odpowiedź moja była prosta. Dlatego, że mam pewną zasadę, której nauczyła mnie Babcia. On zrobił wielkie oczy, więc mu wytłumaczyłam.

Kiedy byłam młodą dziewczyną i podjęłam pierwsza pracę, któregoś dnia wróciłam z niej bardzo zadowolona, bo coś mi się tam udało i chwaląc się tym Babci, powiedziałam, że pomógł mi w tym pewien bardzo sympatyczny kolega. Babcia była już kobietą wiekową, urodzoną jeszcze za czasów zaboru rosyjskiego, mówiła łamanym językiem polsko-rosyjskim, bo chodziła do szkoły, kiedy był zabór i musiała się jego uczyć. Posadziła mnie na krześle i powiedziała "Smatrij Maleńka, gdzie rabotajesz, tom nie jebajesz". Chyba nie muszę tłumaczyć na polski. Popatrzyłam zdziwiona na babcię, która wytłumaczyła mi ponownie, że w pracy nie wolno mieć kochanków, bo to się źle kończy.

Babcia była prostą kobietą, ale bardzo często miała wyjątkowo rzeczowe i życiowe powiedzenia. To jej powiedzenie dobrze zapamiętałam i dobrze na tym do tej pory wychodziłam. Przez tych kilkanaście lat pracy nigdy nie doszło między mną a kimkolwiek, z kim pracowałam do zbliżenia fizycznego. Od czasu, kiedy formalnie byłam już osobą rozwiedzioną nie jeden podchodził i dostawał po łapach.

Kończąc ten wywód spojrzałam na Wojtka, stwierdzając, z Tobą też tak było. Wojtek był wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną, trochę ode mnie młodszym, inteligentnym i bardzo dobrze wykształconym, nie raz miałam na niego chęć, ale się wstrzymywałam, odbijając sobie gdzie indziej. Przyznałam się do tego dopiero teraz. Popatrzył na mnie, przyznając rację, że wielokrotnie próbował mnie podejść i nic z tego nie wychodziło. Ale dzisiaj, kiedy nie jesteś już pracownikiem firmy i kiedy już nie jesteś moim dyrektorem cała należę do Ciebie.

No i zaczęło się. Podczas dalszych namiętnych pocałunków spadła z nas cała odzież

i wylądowaliśmy w łóżku. Nie było mowy o żadnych pieszczotach wstępnych, oboje byliśmy mocno podnieceni, więc nie miał kłopotów, aby we mnie wejść. Uniosłam wysoko nogi, rozsuwając je na boki, a on już siedział we mnie. Czułam go doskonale, każdy jego ruch, każde jego pchnięcie, to następny poziom podniecenia. Wyczułam, że dochodzi, spojrzał na mnie, ja prawie krzyknęłam - tak i po chwili czułam, jak wbiwszy się we mnie wyjątkowo mocno puścił z siebie wszystkie soki namiętności. Odpłynęłam w pełnym orgazmie.

Przez moment leżał na mnie mocno oddychając, ale po chwili się zsunął, poszedł do łazienki się umyć. Za parę minut zrobiłam to samo ja, po czym położyliśmy się w łóżku i popijając drinka, zaczęliśmy rozmawiać o wszystkich naszych sprawach, które przeżyliśmy przez te ponad dziesięć lat wspólnej pracy.

Ale rozmawiając, po pewnym czasie jego dłoń wylądowała na moich Piersiach, a tam Brodawki czując miły dotyk, zaraz stanęły na baczność. Zdziwił się trochę ich wielkością, po czym widocznie chciał ich posmakować, bo wziął je w usta, to mocno ssąc, to lekko przygryzając ząbkami. Leżąc na mnie ze swoja głową na Piersi spuścił rękę na dół. Ja lekko rozsunęłam nogi i po chwili poczułam, jak jego palec zaczyna buszować w mojej Cipce. Ale widocznie było mu tego mało, bo usta jego uwolniły moje Brodawki i też zaczęły zsuwać się na dół, aż lekko przesuwając się, znalazły się w mojej Cipce. Od razu dał znać jego język, który mocno lizał Łechtaczkę, za moment zsuwał się niżej, buszując w samym gniazdku.

Na efekty takich pieszczot nie trzeba było długo czekać. Cipka puściła swoje soki namiętności, robiąc się coraz bardziej dostępna, a ja coraz bardziej podniecona. Wojtek ten moment doskonale wyczuł, uniósł się i podciągając do góry ulokował swoją pałkę ponownie w mojej Cipce. Ja będąc już mocno podniecona, przywitałam go przyjaznym pomrukiwaniem, a gdy zaczął systematycznie się we mnie wbijać, coraz głośniejszym pojękiwaniem, które w końcowej fazie przeszło w namiętny krzyk uniesienia i ekstazy.

Znowu chwilę odpoczęliśmy, trzeba było się umyć i tym razem już mocno wyczerpani położyliśmy się spać. Nie da się ukryć, dla każdej kobiety bardzo dużym komfortem psychicznym jest możliwość zaśnięcia u boku kochanka.

Rano pobudka, toaleta i zamówione do pokoju podwójne śniadanie. Ja, można powiedzieć, przekąsiłam, ale Wojtek był tak głodny, zjadł wszystko z apetytem. Po takim obżarstwie położyliśmy się na chwilę odpoczynku, ale tym razem ja chciałam być górą, więc niby to zsuwając się z łóżka, zsunęłam się na wysokość bioder Wojtka, wsunęłam rękę w szorty i zaczęłam szukać tej pałeczki szczęścia. On zrozumiał mój gest, uniósł biodra i mogłam zsunąć szorty, co dało mi możliwość przesunięcia się, ułożenia na jego biodrach i wzięcia w usta tego instrumentu.

Nie był on jeszcze w tym momencie dobrze nastrojony, więc liżąc ten stroik i wsuwając w usta jego całego doprowadziłam, że po pewnym czasie już był właściwie nastrojony.

Wówczas podniosłam się, usiadłam na jego biodrach, lekko unosząc swoje i pomagając trochę sobie rączką, wprowadziłam go w moją dziurkę. Był już na tyle sztywny, że czułam go bardzo mocno, a ponieważ to ja chciałam go mieć, byłam już mocno podniecona. Unosząc się i opadając jeszcze bardziej wbijałam go w siebie, jeszcze bardziej narastało we mnie podniecenie wyrażane wyraźnym pojękiwaniem.

Czując, że jestem już mocno podniecona, Wojtek dał mi znać, abym wyprostowała nogi, uniósł się, chwytając jednocześnie mnie za biodra. No i zaczął się odjazd, Biodra w górę, ręce dopychały do siebie, a ja czułam go niesamowicie dobrze w sobie. Aż przyszedł moment spełnienia, ja jęczałam podczas skurczu Cipki wywołanej orgazmem, kiedy on trysnął swoim sokiem namiętności.

Dobrą chwile nie mogliśmy dojść do siebie, tak siedząc na sobie, ale nie było wyjścia, musieliśmy się ruszyć, bo trzeba było się spakować i jechać na lotnisko. Tym razem nie miałam ochoty na żadne inne spotkania. Za dużo tych przeżyć. Ponieważ samoloty mieliśmy w zbliżonych godzinach, wspólnie wyszliśmy z hotelu, ale przed wyjściem, przyznaliśmy się sobie, że było nam bardzo dobrze i w odpowiednim momencie będziemy chcieli się ponownie spotkać.

Wróciłam do domu, przez niedzielę zastanawiałam się, jak ja następnego dnia pójdę do pracy, ale okazało się, że potraktowałam to normalnie, tylko szkoda mi było opuszczać mojego dotychczasowego pokoiku. W przeprowadzce pomogła mi sekretarka Ewa, no i tym sposobem rozpoczęłam swoją pracę jako Pani Dyrektor. Jaka ona będzie - nie wiem, natomiast nie sądzę, abym zrezygnowała ze swoich upodobań do seksu. Tyle tylko, że będę musiała jeszcze bardziej się pilnować.

No i oczywiście standardowe już stwierdzenie. Opowiadanie moje jest prawdziwą relacją moich osobistych doznań i przeżyć. Jakakolwiek zbieżność faktów lub sytuacji jest absolutnie przypadkowa i niezamierzona.

Ten tekst odnotował 24,515 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 6.41/10 (12 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (1)

0
0
Słabe
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.