Człowiek witruwiański (I)

14 czerwca 2016

Szacowany czas lektury: 44 min

Opowiadanie jest w 100% wytworem mojej wyobraźni. Jakiekolwiek zbieżności z rzeczywistymi zdarzeniami lub osobami są całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
Historia przedstawiona poniżej nie jest powiązana z Nimfomanką, ale niektóre z występujących w niej postaci już tak.
Tagi są celowo enigmatyczne, żeby nie (brzydkie słowo) spojlerować.
Wszelkie uwagi (pozytywne i negatywne) mile widziane.

I. Kusiciel

- Pasażer Piotr Uznański jest proszony o zgłoszenie się do bramki numer sześć, powtarzam, pasażer Piotr Uznański...

Reszta komunikatu utonęła w lotniskowym harmidrze.

- O kurwa, mam pięć minut! - spojrzałem na zegarek i zacząłem biec. Czekało mnie manewrowanie między dzikim tłumem turystów zmierzających, gdzie? Dokąd Ci wszyscy ludzie lecą? Wygląda na to, że akurat dzisiaj na Okęciu zebrała się cała pieprzona Warszawa.

Minąłem numer trzy, numer cztery zbliżał się w szybkim tempie. Trafiłem na strefę z mniejszą ilością pasażerów i chciałem to wykorzystać. W ręce trzymałem gazetę i wyglądałem jak sprinter sztafety olimpijskiej.

- Jeszcze trzy minuty, szybciej! - ponagliłem się w myślach i puściłem biegiem pustoszejącym korytarzem. Za zakrętem w lewo wyłoniła się bramka numer sześć.

- Pan Piotr - uśmiech blondynki sprawdzającej bilety był zniewalający. Kiwnąłem głową nie mając siły na odpowiedź - trochę kazał Pan na siebie czekać. Zapraszam korytarzem za mną.

- Dziękuję - uśmiechnąłem się z wysiłkiem i ponownie zacząłem biec.

Autobus lotniskowy czekał już tylko na mnie z włączonym silnikiem, kiedy wpadłem jak kula armatnia do środka. Kolejna stewardesa zamknęła za mną drzwi i bus ruszył w kierunku samolotu. - Dzięki - ciężko dysząc podziękowałem dziewczynie, w odpowiedzi uśmiechnęła się do mnie uroczo. Skąd oni biorą takie laski?

Dwie godziny wieczornego lotu do Londynu, wspomagane kilkoma drinkami upłynęły szybko i bezboleśnie. Na miejscu czekała na mnie praca - otwarcie nowego oddziału polskiej firmy, zajmującej się produkcją i dystrybucją okien. Praca była dobrze płatna i oferowała duże możliwości rozwoju zawodowego, poza doszlifowaniem języka miałem zarządzać kilkuosobowym zespołem sprzedażowym i raportować bezpośrednio do centrali w Polsce.

W sumie nic nowego, to samo robiłem u nas w kraju. W wieku trzydziestu trzech lat to całkiem niezłe perspektywy rozwoju i zarobku.

W Warszawie zostawiłem spaloną ziemię. Dwa tygodnie temu odeszła ode mnie dziewczyna Kamila, z którą spotykałem się pięć lat i wiązałem dość poważne plany. Na tyle poważne, że w wakacje planowałem oświadczyny w jakimś romantycznym, egzotycznym miejscu.

Jak mi zakomunikowała w trakcie „poważnej rozmowy” od dłuższego czasu czuła, że nasz związek się wypalił. Miała kogoś na boku.

I diabli wszystko wzięli. Fałszywa dziwka. Jeszcze noc wcześniej pieprzyła się ze mną wyznając mi miłość.

Jak kurwa można być tak obłudnym?!

Po tym, jak kopnęła mnie w tyłek i wyprowadziła się do gacha wziąłem tydzień urlopu i praktycznie nie wychodząc z domu chlałem na umór i non-stop chodziłem ujarany marihuaną. Po siedmiu dniach zarośniętego i brudnego w mieszkaniu zawalonym pustymi butelkami i opakowaniami po zamawianym żarciu znalazła mnie Magda - moja młodsza siostra, zaniepokojona brakiem odzewu na sms-y i wiadomości na Facebooku. Przerażona moim wyglądem i stanem wpakowała mnie siłą do wanny i zaaplikowała kurację odwykową w postaci kroplówki z glukozy, którą przywiózł jej kumpel - pielęgniarz w szpitalu Praskim.

Przez dwa kolejne dni miałem delirium kacowe połączone z halucynacjami. Wspomagałem się pozostałościami marychy, której na szczęście nie wypaliłem w pijackiej malignie do końca - w przeciwnym razie chyba bym oszalał.

Wreszcie moja kochana siostra (dziękuję Ci Madziu!) siłą zawiozła mnie do pracy. Znajdowałem się w fatalnym stanie fizycznym i chyba jeszcze gorszym emocjonalnym. Najchętniej wróciłbym do domu i znowu zaczął pić.

Jacek, prawie pięć dych na karku. Współwłaściciel firmy, w której pracowałem był świadomy tego, co ze mną się działo. Siedziałem na krześle przy biurku i słuchałem tyrady.

- Piotrek, mam dla Ciebie robotę. Miałem tam wysłać Zenka, ale Ty znasz lepiej język, a poza tym chyba przyda Ci się wyjazd z Warszawy, prawda? - patrzył na mnie badawczo - jesteś blady jak gówno w przeręblu. Ile czasu chlałeś?

- A czy to kurwa jest ważne? - mój głos dochodził z oddali, czułem się jakbym był nie w swoim ciele - Wszystko się zesrało. Ukryłem twarz w dłoniach.

Jacek to naprawdę w porządku facet. Twardy, ale sprawiedliwy szef. Widziałem po jego minie, że nie jest zachwycony moim wyglądem (ja również nie byłem), ale jego domeną było działanie, a nie narzekanie i użalanie się nad sobą.

- Masz zarezerwowany na jutro na dwudziestą bilet na lot do Londynu. Otwieramy tam filię firmy. Chcę żebyś był liderem zespołu sprzedażowego.

- Kurwa, jakiego Londynu?! Człowieku, przecież ja ledwo stoję na nogach!

- To weź się za siebie do kurwy nędzy i przestań jęczeć jak stara baba. Masz nieco ponad trzydzieści lat na karku, a zachowujesz się jakbyś był pierdolonym emerytem zapierdalającym z balkonikiem po chodniku.

Mój szef to bezpośredni człowiek, potrafiący zmusić człowieka do działania.

- Posłuchaj - pochylił się i poczułem wydobywający się z jego ust smród zjedzonego wcześniej kebaba. Żołądek podjechał mi do gardła - Jesteś jednym z moich najlepszych pracowników. Nie wyślę tam Zenka, w Anglii zjedzą go żywcem. Potrzebuję gościa, który ma dynamit w głowie i potrafi myśleć. Zenek to człowiek - procedura. On dobrze sprawdza się na zapleczu, jako szara eminencja działająca na tylnym froncie. To Ciebie chcę wykreować na gwiazdę firmy. Anglia to furtka do kariery, doszlifujesz język, poznasz inną kulturę, może znajdziesz sobie jakąś fajną dupcię.

- Poza tym - kontynuował niezrażony, a mój żołądek w dalszym ciągu wykonywał dziwne harce - przyda Ci się wyjazd z Polski, prawda? Magda mówiła mi, co się stało, chyba nie masz zamiaru siedzieć tu i użalać się nad sobą jak pierdolony Werter?

- Jutro o dwudziestej masz wylot z Okęcia. Na maila dostaniesz dane pracownika, który odbierze Cię z lotniska. Reszta zespołu jest już na miejscu i czeka na Twój przylot. Zaczynacie pracę od poniedziałku, a weekend macie na zapoznanie się - rzucił bilet na biurko i wyszedł z pokoju.

Obudziło mnie gwałtowne szarpnięcie. Samolot wpadł w lekką turbulencję, na szczęście po chwili pilot wyrównał lot i wszystko wróciło do normy. Zerknąłem na leżącą na kolanach gazetę, którą zabrałem ze sobą z Warszawy.

- MORDERCA Z KABAT ZNOWU ATAKUJE! - nagłówek na pierwszej stronie nie pozostawiał wątpliwości, co było obecnie tematem numer jeden w mediach - SZALENIEC GRASUJĄCY W WARSZAWIE I OKOLICACH ZABIŁ PO RAZ KOLEJNY!

Dalsza część artykułu wyjaśniała, że szaleniec zabił kolejną młodą kobietę, a jej zwłoki odnaleziono w Lesie Kabackim. To kolejna ofiara Mordercy z Kabat - jak określiły go media. W czasie pół roku zaginęło w Warszawie i okolicach osiem kobiet, z czego znaleziono ciała trzech, a reszta z nich wciąż nie dawała znaku życia.

W dalszej części artykułu można było zapoznać się z wywiadem z oficerem Policji, Markiem Konarskim, prowadzącym śledztwo. Oczywiście mamy już trop, ale dla dobra śledztwa nie możemy niczego ujawnić. Prosimy o wsparcie, każda informacja może okazać się cenna w kontekście prowadzonego śledztwa. Blablabla.

Jasne. Gówno wiecie, a gość morduje Wam młode dziewczyny pod nosem i śmieje się prosto w twarz.

Sygnał nakazujący zapięcie pasów przerwał jakże fascynującą lekturę, kilka minut później samolot zaczął kołować i wylądował.

Zgodnie z informacją w mailu na Gatwick miał na mnie czekać Rosjanin, Jurij Czernienko.

- Paskudna morda - obejrzałem w samolocie dokładnie fotkę załączoną do wiadomości. Wyglądał na pospolitego bandziora z ulicy. Długi, haczykowaty nos, płowy kolor włosów, pociągła, wredna gęba, wąskie usta i skóra nosząca ślady trądziku młodzieńczego - nie wzbudzał zbytniego zaufania.

Po przejściu przez bramki rozglądałem się szukając wysokiej, tyczkowatej postaci ze zdjęcia przypominającej Jurija.

- Gdzie ten Rusek się włóczy? - ogarniała mnie rosnąca wściekłość. Większość pasażerów zdążyła już opuścić terminal po odbiorze bagaży, a ja stałem jak kołek szukając kontaktu.

- Piotr Uznański? - usłyszałem za sobą melodyjny, niski damski głos. Odwróciłem się na pięcie i zamarłem.

Za mną stała niższa o kilkanaście centymetrów piękna szatynka o nieco orientalnej urodzie. Długie rzęsy, mały, lekko zadarty nosek i ciemne, dość wąskie usta w kolorze dojrzałych malin. Czarne jak smoła proste włosy do ramion. Kremowa karnacja skóry. I oczy! Duże, brązowe, hipnotyzujące. Momentalnie w nich utonąłem.

- Piotr Uznański? - powtórzyła.

- Tak - wydukałem oszołomiony. Mój angielski był w miarę niezły. Co prawda ciężko przychodziło mi pozbycie się wschodnioeuropejskiego akcentu, ale słownictwo i gramatykę miałem w jednym palcu.

- Jestem Nadia Dumitrescu - dziewczyna błysnęła pięknym uśmiechem z białymi ząbkami i wyciągnęła rękę. Jej uścisk był ciepły i przyjemny - Jurij przeprasza, ale miał drobny wypadek w pracy i nie mógł po Ciebie wyjechać.

Nadia. Rumunka?

- Miło mi Cię poznać, Nadio - uścisnąłem jej dłoń i oddałem uśmiech.

- Jak minął lot, wszystko w porządku? - chciała zrobić dobre wrażenie i podtrzymać rozmowę.

- Tak, dziękuję. Spałem prawie cały czas.

- Czekaliśmy na Ciebie z resztą zespołu. Jesteśmy w komplecie, pięć osób włącznie ze mną plus Ty jako nasz supervisor.

- Będzie w moim zespole? Dobra wiadomość na początek - uśmiechnąłem się w duchu. Perspektywa pracy z Ruskiem wyglądającym jak cyngiel mafii nie była zbyt zachęcająca.

Słowo supervisor wymówiła z twardym er, podobało mi się w jaki sposób akcentowała spółgłoski.

- Jesteś zmęczony? Jeśli tak to możesz od razu jechać do hotelu, masz rezerwację na dzisiaj, a jutro pokażę ci apartament, który firma dla Ciebie wynajęła.

- Nie jestem aż tak zmęczony, żeby iść od razu spać - odparłem - zwłaszcza, że mamy piątek i jutro nie pracujemy. Co z resztą zespołu? Możemy ich ściągnąć na małą imprezę zapoznawczą?

- Są chyba w domach, ale nie powinno być problemu z ich złapaniem. Daj mi chwilę.

Odeszła na bok i zaczęła dzwonić. Patrzyłem, jak chodzi wzdłuż krawężnika w tą i z powrotem. Elegancka, granatowa marynarka rozchylała się w rytm jej kroków ukazywała pod spodem białą koszulę, miała na sobie również granatowe spodnie uprasowane w kant i czarne pantofle na dość wysokich szpilkach. Bizneswoman w pełnej krasie.

- Ma klasę - byłem pełen podziwu. Zakończyła rozmowę i wróciła do mnie.

- Tak się szczęśliwie składa, że wszyscy są w domach i nie mają na dzisiaj planów.

- Super - ucieszyłem się - Jedźmy w takim razie do hotelu, odświeżę się nieco i możemy ruszać w miasto.

Zamierzałem machnąć ręką na taksówkę, ale Nadia złapała mnie za dłoń. Ciepły dotyk jej palców był bardzo, bardzo przyjemny.

- Przyjechałam po Ciebie samochodem, chodźmy - z żalem poczułem, jak jej palce puszczają moje.

Srebrna Kia czekała na nas na lotniskowym parkingu. Chciałem prowadzić, ale Nadia ponownie mnie powstrzymała:

- Pamiętasz, że tutaj obowiązuje ruch lewostronny?

Kompletnie wyleciało mi to z głowy!

- Pozwolisz, że dzisiaj ja będę szoferem? Są spore korki, a chciałabym zawieźć Cię szybko do hotelu. Zanim się spotkamy muszę jeszcze na chwilę pojechać do siebie.

- No dobrze, dzisiaj Ty prowadzisz, ale następnym razem to ja siadam za kierownicą - uśmiechnąłem się mimowolnie. Błysnęła ząbkami i ruszyła z piskiem opon w kierunku wyjazdu.

- W trakcie Twojego lotu wysłałam Ci maila z CV naszej piątki. Mamy przynajmniej kilkanaście minut jazdy przed sobą, więc jeśli masz ochotę możesz się teraz z nimi zapoznać. Plik jest zaszyfrowany przez Jacka, hasło dostałeś oddzielnym mailem.

Z rosnącym przerażeniem obserwowałem, co Nadia wyprawia za kierownicą. Agresywny styl z dodatkiem lewostronnego ruchu powodował u mnie skoki ciśnienia i gwałtowne podjeżdżanie zawartości żołądka do góry. Dziewczyna kurs na prawo jazdy zdawała chyba u byłego kierowcy Formuły 1, Nigela Mansella.

No nic, może jakoś dotrę do hotelu bez zaliczenia dzwona na dzień dobry.

Pierwsze CV - Jurij Czernienko. A więc Rusek będzie w moim zespole, hmm. Trzydzieści jeden lat, były biegacz długodystansowy, członek olimpijskiej reprezentacji Rosji, później pracownik rosyjskiego oddziału firmy. Na dole widniała adnotacja Jacka „trzy razy z rzędu pracownik roku w Rosji, dbaj o niego”.

W dalszym ciągu jego gęba nie budziła we mnie zaufania, ale jak brzmi przysłowie nie należy oceniać ludzi po wyglądzie (czy jakoś tak).

CV numer dwa - Eleonore Cloutier. Francuzka. Trzydzieści cztery lata, przez 5 lat pracowała w Kanadzie jako agent nieruchomości, później przeniosła się do Anglii i znalazła posadę jako asystentka w ambasadzie francuskiej. Dlaczego zmieniła ciepłą posadkę w ambasadzie na orkę, jaką będzie sprzedaż instalacji okiennych?

Zdjęcie przedstawiało uśmiechniętą blondynkę z naturalnie kręconymi włosami. Niebieskie oczy, dość wąskie usta, okulary ze złotymi oprawkami. Ładna.

CV numer trzy - Nadia Dumitrescu. Rumunka, lat dwadzieścia osiem. Urodzona w Tokio (!), pracowała jako rzecznik prasowy i doradca zarządu firmy dystrybuującej paliwa płynne na terenie Unii Europejskiej, w Chinach i na Bliskim Wschodzie. Znajomość języków: rumuński, angielski, francuski, japoński (!), chiński (!!), perski (!!!), mandaryński (!!!!).

Wow!

To samo pytanie co w przypadku Eleonory. Dlaczego przeszła do firmy mając w perspektywie bycie członkiem zarządu w międzynarodowej korporacji?

Dziwne.

CV numer cztery - Alice Schwartz. Amerykanka, lat trzydzieści. Były makler giełdowy, zwolniona za romans z przełożoną. Później praca w kilku firmach zajmujących się sprzedażą produktów z branży FMCG. Adnotacja Jacka „Może jej CV nie robi wrażenia, ale to cenny element zespołu. Świetny organizator i osoba działająca na tyłach. Coś jak Zenek u nas. Jest naprawdę dobra, nie zaniedbuj jej”.

Na zdjęciu widniała poważna twarz ciemnowłosej kobiety w okularach. Dość duży nos, wąskie usta i szare oczy. Kompletnie nie w moim typie - dodałem w myślach.

Ostatnie CV.

Malik Abdennour. Senegalczyk, lat dwadzieścia dziewięć. Wychowany w paryskim getcie, ukończył Uniwersytet Marsylski w Provence z wynikiem celujący. Kierunek - ekonomia. Znajomość francuskiego, angielskiego, hiszpańskiego, arabskiego i kilku dialektów afrykańskich. Pierwsza praca.

Zdjęcie - czarny jak smoła Murzyn szczerzący zęby do obiektywu. Duże oczy, szczery uśmiech.

Jakim cudem Jackowi udało się zgromadzić taką ekipę? Ci ludzie mają wiedzę i umiejętności predestynujące do pracy na zupełnie innych stanowiskach. Lepiej płatnych.

Nadia wykonała gwałtowny skręt w lewo, złapałem kurczowo uchwyt nad głową, a mój żołądek ponownie wykonał salto.

- Przepraszam, ale naprawdę się spieszę - jej uśmiech był zniewalający.

- Nie ma sprawy. Widzę, że naprawdę nieźle jeździsz - powiedziałem bez cienia szydery - Zmieniając temat, mogę Ci zadać pytanie? - byłem ciekawy jej pochodzenia.

- Strzelaj - zerknęła na mnie.

- Miejsce urodzenia - Tokio, znajomość języków - perski, japoński, chiński i mandaryński. Dość niezwykła kombinacja jak na zwykłego pracownika firmy sprzedającej okna. Miałaś posadę, od której był tylko krok do stanowiska dyrektora lub członka zarządu.

- I dlaczego odeszłam? - uśmiechnęła się - wdałam się w romans z właścicielem firmy i moja osoba stała się tam po pewnym czasie niepożądana. Zmuszono mnie do odejścia, ale jako rekompensatę dostałam gigantyczną odprawę, która ustawiła mnie na przynajmniej kilkanaście lat życia. Wypalona i zmęczona zrobiłam sobie półroczne wakacje. Po powrocie uznałam, że nie mam ochoty znowu pakować się w korporacyjne bagno. Przeglądałam w prasie i Internecie ogłoszenia w sprawie pracy, aż znalazłam ofertę Jacka. Zadzwoniłam i dogadałam się z nim w pięć minut.

- Ale będziesz miała nad sobą supervisora, ktoś z Twoim doświadczeniem powinien być raczej na moim miejscu.

- Nie mam ochoty zarządzać ludźmi, chcę mieć zwykłą pracę, która będzie sprawiała mi przyjemność i po ośmiu godzinach będę z czystym sumieniem mogła zająć się innymi sprawami niż klienci.

- Jesteśmy na miejscu - zahamowała gwałtownie i zatrzymała się pod hotelem - jeśli będziesz miał ochotę pogadamy później. Na wizytówce masz adres klubu. Numery telefonów taxi znajdziesz w mailu, do zobaczenia za godzinę.

Wyjąłem walizkę z bagażnika i zamknąłem drzwi. Nadia pomachała mi przez szybę i z piskiem opon ruszyła przed siebie.

Hotel otwierał przede mną podwoje.

Godzinę później taksówka ze mną w środku podjechała pod klub, na który namiary pozostawiła Nadia. Wysiadłem po zapłaceniu i stanąłem w kolejce do wejścia.

- Z zewnątrz prezentuje się jak wiejskie mordownie z końca lat dziewięćdziesiątych w Polsce - oceniłem.

Ochroniarz wyglądający na zapaśnika lub wrestlera świdrował mnie wzrokiem.

- Jestem zaproszony przez koleżankę.

- Nazwisko?

- Nadia Dumitrescu.

- Pani Nadia? Trzeba było podejść bez kolejki - jego nastawienie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni - po lewej stronie schodami w dół, później do końca prosto i na górę do loży po prawej stronie.

Przed wyjściem z hotelu miałem problem z dobraniem ciuchów. Niby to wizyta w klubie, ale nie mogłem przecież pojawić się stroju plażowym czy w t -shircie. Obejrzałem się w lustrze przed wejściem do loży. Koszula w kolorze bordo, czarne dżinsy, czarne pantofle, okulary przeciwsłoneczne. Jest nieźle.

Schody na górę ciągnęły się w nieskończoność. Wreszcie dotarłem na szczyt. Przy stole siedziała czwórka osób bawiąc się doskonale. Pierwsza zauważyła mnie Nadia.

- Piotr! - krzyknęła radośnie - chodź do nas, przedstawię Cię pozostałym.

Już wiem, po co pojechała do domu. Strój bizneswoman z lotniska zmieniła na czerwoną, obcisłą sukienkę sięgającą do kolan, na nogach miała czerwone szpilki, w uszach zawieszone małe kolczyki z chińskim lub japońskim znakiem z alfabetu.

Wyglądała oszałamiająco, kiedy podeszła do mnie i ujęła moją rękę.

Malik przywitał się pierwszy.

- Witamy w Londynie - mówił z francuskim akcentem, a jego uścisk dłoni miał moc imadła. Nie jestem ułomkiem, ale gość prezentował się, jakby pretendował do gry w NBA.

- Cześć Malik - z trudem powstrzymałem się od grymasu - cieszę się, że mogę Cię poznać.

- Eleonora, mów mi Elle - blondynka uśmiechając się przyjaźnie wyciągnęła dłoń na powitanie. Poczułem ulgę, kopia Malika mogłaby zmiażdżyć mi dłoń.

- Poznaj Alice - Nadia wczuła się w rolę gospodarza. Całkiem nieźle jej to wychodziło.

- Cześć - rzuciła Amerykanka i zaciągnęła się papierosem - pijesz wódę?

- Jasne - odparłem.

- To dobrze, bo Jura narzekał, że nie ma kompana do chlania - odparła z szyderczym uśmiechem.

Jura? Jurij Czernienko?

- Cześć szefie! - poczułem mocne klepnięcie w plecy. Za mną stał chudy jak patyk wysoki Rosjanin uśmiechając się krzywo. Z oczu biła ciekawość i... chęć rywalizacji? - Słyszałem, że masz ochotę spróbować się z Rosjaninem w piciu wódki?

- Cześć Jurij - wyciągnąłem dłoń i uścisnąłem rękę Rosjanina - chętnie się z Tobą napiję, ale najpierw coś zjem. Chyba, że chcesz żebym zaliczył szybki zgon.

- Szefie, to nie wchodzi w grę. Mamy szwedzki stół, jest kiełbasa, ogórki, chleb, a nawet smalec... Jeśli masz życzenie kucharz specjalnie dla Ciebie przygotował żurek, Nadia wymusiła to na nim.

- Cholera, ale się postarali - pomyślałem - Ok, poproszę w takim razie solidny talerz żurku, a kiełbasę i ogórki weźmiemy na zagrychę do wódki. Aha i Jurij - nie mów do mnie szefie, ok? Wystarczy Piotr albo Piotrek.

- Spoko sz... to znaczy Piotrek - wypalił Rosjanin. Ocenianie ludzi po wyglądzie to duży błąd.

W szybkim tempie pochłonąłem dwa talerze żurku i dziesięć minut później na stół wjechała taca z pięćdziesiątkami wódki.

- O kurwa - rzuciłem po polsku - ile jest tych lufek? - zapytałem Jurija.

- Pięćdziesiąt - odparł Rosjanin z niewinną miną - pomyślałem, że lepiej zamówić więcej żeby później nie chodzić do baru po pijaku po schodach.

Pięćdziesiąt. Dobrze, że jutro jest sobota.

- Stolicznaja - Jurij był najwyraźniej dumny z marki rodzimej gorzały - napijmy się za początek znajomości i dobrej współpracy.

- Wszyscy? - zapytałem pozostałych.

- Niee, to znaczy my tylko symbolicznie, po jednym kieliszku. Dla nas są przeznaczone inne trunki - odparli śmiejąc się z mojego pytania - nikt z nas nie jest w stanie wytrzymać tempa Jury.

Jura patrzył na mnie z wyzywającym uśmiechem - to jak, Polak kontra Rosjanin? Walczymy?

- Czemu nie - odparłem uśmiechając się do niego. Nie wiesz kolego, że jestem po tygodniowym treningu - wspomniałem w myślach alkoholowy cug, z którego wyrwała mnie Magda. Możesz mieć problem, żeby mnie pokonać.

Wódka była dobrze schłodzona i markowa, żadna podróba, które widujemy czasem w polskich sklepach.

- Ok, no to jedziemy - rzuciłem i spojrzałem na Jurę - po dwie?

- Oho, chyba w końcu mam twardego przeciwnika - uśmiechnął się i wypił dwie pięćdziesiątki.

Siedziałem między Nadią i Alice, po drugiej stronie miejsca zajęli Eleonora, Malik i Jura.

- Masz ochotę zapalić? - Nadia trzymała w rękach skręta.

- Pewnie - wziąłem od niej jointa i solidnie pociągnąłem - Niezły.

- Amsterdamski - odparła, zaciągnęła się mocno i podała skręta Malikowi.

Boże, co za dziewczyna.

- Nie będziemy mieli problemów z powodu tego - pokazałem głową na skręty. W końcu to nie jest legalne.

- Znam właściciela klubu jeszcze z czasów poprzedniej pracy - tłumaczyła mi Nadia - więc nie przejmuj się tym zbytnio. Baw się dobrze i jeśli czegoś potrzebujesz po prostu mi to powiedz.

Czegoś potrzebuję? No cóż, bardzo chciałbym zobaczyć jak prezentujesz się bez tej kiecki, kochanie - pomyślałem sobie uśmiechając się do niej - ale to życzenie dzisiaj raczej się nie spełni.

Po kilku kolejkach i dwóch skrętach nieco sztywna atmosfera uległa znacznemu rozluźnieniu. Wyglądało na to, że towarzystwo dobrze się ze sobą czuło.

- Znaliście się wcześniej? - zapytałem Malika.

- Z resztą zespołu? Oddział londyński powstał miesiąc temu, początkowo nie mieliśmy supervisora i zarządzano nami z Polski. Ktoś wpadł na pomysł, żeby jednak zrobić z nas pełnoprawną jednostkę i przysłał Ciebie.

- Nie ktoś, tylko Jacek, to była jego koncepcja. Co nie znaczy, że jestem jego przydupasem - tłumaczę - Powody wysłania mnie tutaj były hmm, powiedzmy, że częściowo związane z kwestiami osobistymi.

We wzroku Nadii czaiła się ciekawość. Jej oczy są jak studnia bez dnia - pomyślałem sobie i odwróciłem wzrok.

- A masz dziewczynę albo żonę? - wypaliła Alice patrząc na mnie prowokująco.

- Nie mam - odparłem zgodnie z prawdą.

- Jesteś gejem? - szeroko otworzyła oczy.

- Haha, nie - zaśmiałem się głośno - No cóż, rozstałem się dwa tygodnie temu z dziewczyną. To jest między innymi powód przyjazdu tutaj. Czemu pytasz, szukasz kogoś? - odbiłem piłeczkę.

- Nie, dzięki, ale nie gustuję w mężczyznach - Alice była bezpośrednia jak facet. To stąd ten romans z przełożoną w jej CV - pomyślałem.

Bardziej niż Alice interesowała mnie Nadia, ale na razie nie miałem okazji żeby dyskretnie ją podejść.

Dwie godziny później niemal połowa tacy była opróżniona. Siedzieliśmy z Jurijem solidnie wstawieni przy stole. Nadia tańczyła na parkiecie z Malikiem, a Eleonora z Alice wyszły do toalety.

- Niezła jest, co? - trącił mnie w ramię Jurij.

- Niezła? To mało powiedziane - odparłem. Nie dla psa kiełbasa - dodałem w myślach patrząc na niego.

- Jeśli myślisz o tym, żeby ją poderwać to możesz dać sobie spokój. Na wstępie oznajmiła mnie i Malikowi, że nie mamy co do niej startować.

Nadia jakby wyczuwając, że o niej rozmawiamy spojrzała na mnie i uśmiechnęła się promiennie.

- Może Wam tak powiedziała, mnie nie - odparłem w myślach, wychyliłem kolejną lufę i ruszyłem w jej kierunku.

Świdrujący odgłos rosyjskiego hymnu dobiegał gdzieś z oddali.

- Ktoś zapomniał wyłączyć radio? - pomyślałem i zignorowałem dźwięk, który za moment umilkł. Kurwa, znowu? - zdenerwowałem się nie na żarty, kiedy hymn ponownie zaczął brzęczeć. Otworzyłem prawe oko, później z trudem lewe i spojrzałem w dół.

Łóżko hotelowe przedstawiało widok jak po potężnej awanturze. Pościel leżała na podłodze, a ja spałem w opakowaniu bez przykrycia. Upierdliwy dźwięk w dalszym ciągu wiercił mi dziury w głowie.

Sięgnąłem ręką w kierunku źródła. Telefon. Odebrałem nie patrząc kto dzwoni.

- Halo? - dźwięk wydawany przez mój otwór gębowy przypominał odgłos papieru ściernego trącego o chropowatą powierzchnię.

- Piotr, otwórz. Jestem pod drzwiami.

Nadia?

Walcząc z mdłościami zwlokłem się z łózka i poczłapałem do wyjścia. Przekręciłem zamek i pociągnąłem za klamkę. Nadia zwinnym ruchem wskoczyła do środka.

- Boże, ale wyglądasz - patrzyła na mnie z przerażeniem. Pomarańczowa bluzeczka ze sporym dekoltem, granatowe szorty szare sandałki. Na zewnątrz musiało być gorąco.

- Co się wczoraj stało? - wychrypiałem szukając w pokoju wzrokiem płynów nie będących alkoholem. Dzięki Bogu obok łóżka na podłodze stała butelka wody. Wypiłem za jednym zamachem prawie połowę.

- Nie pamiętasz? No cóż, w dużym skrócie. Wypiliście z Jurą razem ponad dwa litry wódki, obaj byliście tak pijani, że nie mogliśmy Was wpakować do taksówek. W końcu udało mi się wtoczyć Cię do pokoju w hotelu. Nie miałam siły zaprowadzić Cię do wanny, więc po prostu położyłam Cię spać w ubraniu - dodała.

- O cholera, przepraszam! - naprawdę było mi głupio.

- Nie masz za co przepraszać - odparła patrząc mi prosto w oczy - mieliśmy się poznać i dobrze bawić. Moim zdaniem było zajebiście. Pamiętasz jak razem tańczyliśmy na parkiecie? - dodała śmiejąc się pod nosem.

- Nie bardzo - kurwa, mam nadzieję, że nie odwaliłem czegoś, czego mógłbym żałować.

- No cóż, miałeś problem, żeby utrzymać równowagę, ale Twoja szarmanckość bardzo mnie wzruszyła - śmiała się, a ja czerwieniłem się jak dorodny burak - oświadczyłeś mi, że jeśli ktokolwiek będzie się do mnie przystawiał to wybijesz mu zęby i nasikasz do gardła.

Jezu, ale się popisałem. Pierwszy dzień i od razu narobiłem sobie siary.

- Nadio, bardzo Cię przepraszam - usiadłem naprzeciw niej i ująłem jej dłoń - byłem pijany i pieprzyłem głupoty. Jeśli Cię uraziłem powiedz mi to od razu.

- Daj spokój, nic się nie stało, świetnie się z Tobą bawiłam. Już dawno nikt tak ze mną nie tańczył - zaśmiała się i zabrała rękę - A pamiętasz, jak przytulałeś się z Jurą i śpiewaliście na zmianę hymn rosyjski i polski i przysięgaliście sobie dozgonną przyjaźń braci Słowian?

- Co? - wybuchnąłem śmiechem.

- A jak myślisz, dlaczego w telefonie gra Ci hymn rosyjski? Jura ma ustawiony polski.

- Jezu, za chwilę dowiem się, że tańczyłem nago na stole.

- No nie, aż takich popisów nie było, chociaż to mogłaby być całkiem interesująca perspektywa - dodała i spojrzała mi prosto w oczy.

Nastała niezręczna cisza. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, po czym Nadia opuściła wzrok.

- Trzeba tu trochę posprzątać - zaczęła zbierać pościel z podłogi. Kiedy nachyliła się po poduszkę jej bluzka rozchyliła się nieco i ujrzałem ciemne sutki jej drobnych piersi. Nie miała na sobie stanika.

Między moimi nogami zaczęło robić się ciasno.

- Ok, to ja idę się wykąpać - zerwałem się z łóżka w obawie, że zobaczy moją erekcję i uciekłem do łazienki.

Dziesięć minut później wyszedłem z łazienki w nieco lepszym stanie. Przynajmniej nie chciało mi się już rzygać, za to ból głowy męczył okrutnie.

- Oprócz deklaracji pobicia wszystkich Twoich adoratorów mówiłem coś jeszcze? - jak się pogrążać to do końca.

- Tak - najwyraźniej dobijanie mnie sprawiało jej sadystyczną przyjemność - cały czas pytałeś mnie, czy mam kogoś.

O ja pierdolę, no to po ptokach. Ty debilu! - zgromiłem się w myślach - A masz?

- Nie mam - odparła patrząc mi prosto w oczy - Powinniśmy już iść, za pół godziny kończy się doba hotelowa. Zbieraj się, pojedziemy do Twojego apartamentu. Aha, jeśli Cię to pocieszy Jura jest w jeszcze gorszym stanie niż Ty, więc chyba wygrałeś Wasz „pojedynek” - słowo pojedynek wypowiedziała nieco pogardliwie.

Nabija się ze mnie? Ta kobieta nie ma litości.

Zabrałem walizkę i grzecznie poczłapałem za nią do windy. Piętnaście minut jazdy samochodem i byliśmy na miejscu. W trakcie jazdy prawie nie rozmawialiśmy. Nadia najwyraźniej zastanawiała się nad czymś intensywnie, a ja skupiałem się na tym, żeby nie obrzygać tapicerki.

- No dobrze, muszę lecieć. Jeśli będziesz czegoś potrzebował dzwoń. Do poniedziałku - pożegnała się w drzwiach uśmiechając i po chwili jej nie było.

Zapadła dzwoniąca w uszach cisza. Potwornie zmęczony zwaliłem się w ubraniu na łóżko i chwilę później spałem.

Przespałem całą sobotę i pół niedzieli.

W poniedziałek rano odświeżony i pełen energii zjawiłem się w pracy. Przywitałem się ze wszystkimi, szczególnie wylewnie z Jurą, który chyba mnie polubił. No to znalazłem sobie kumpla Rosjanina.

Nadii jeszcze nie było. Miałem zamiar zrobić krótkie zebranie robocze na początek współpracy i zabrać się do pracy.

Pięć minut po dziewiątej młoda Rumunka w kasku i stroju do jazdy rowerem wpadła jak huragan do biura.

- Złapałam gumę w kole, przepraszam za spóźnienie. Idę się przebrać i możemy zaczynać.

Pomieszczenie, w którym pracowaliśmy miało około stu metrów kwadratowych. Pod ścianami stały biurka całej piątki, a mój gabinet był odgrodzony szklanymi szybami. Po prawej stronie od gabinetu znajdowała się łazienka, do której pobiegła Nadia.

Po dłuższej chwili zerknąłem w tamtym kierunku. Drzwi były nieco uchylone, a między nimi ujrzałem... nagą Nadię stojąca do mnie tyłem przed lustrem. Krew wzburzyła się we mnie gwałtownie i poczułem, że członkowi zaczyna brakować miejsca w spodniach. Łapczywie pochłaniałem wzrokiem jej kształtne, drobne pośladki i opalone, perfekcyjne uda. Między ramionami widniał tatuaż motyla.

Wyczuła mój wzrok i bez słowa patrząc na mnie zamknęła drzwi.

Kurwa, znowu narobiłem sobie siary. Już drugi raz. Nie dość, że jestem burakiem, który się schlał przed nią pierwszego wieczoru, to jeszcze teraz podglądam ją w trakcie przebierania się.

Trzeba ją będzie przeprosić.

O dziewiątej trzydzieści cała piątka siedziała przy stole w kuchni czekając na mnie.

- Moi Drodzy - zacząłem - z związku z faktem, że jest to nasze pierwsze spotkanie robocze chciałbym pokrótce się przedstawić i opowiedzieć o sobie, później pogadamy na temat organizacji pracy i naszych celów. Na koniec jeśli będziecie mieli pytania nie związane z omawianymi tematami, będziecie mogli je zadawać.

- Coś na początek? - zapytałem Jurę, który najwyraźniej miał ochotę zabrać głos.

- Tak mam postulat, żeby postawić baniak z wodą pod ścianą - odpowiedział - woda z kranu niezbyt nadaje się do picia.

- Jeszcze masz kaca? - zażartowałem. Cała czwórka oprócz Nadii wybuchnęła śmiechem, Rumunka uśmiechnęła się pod nosem.

- Nie powinno być z tym problemu - odpowiedziałem - zostawmy tego typu tematy na koniec, ok?

Kiwnęli głowami.

- No dobrze, ponieważ ja widziałem Wasze CV, a Wy mojego nie opowiem Wam nieco o sobie na początek.

- Nazywam się Piotr Uznański, mam trzydzieści trzy lata. Urodziłem się w Warszawie, jestem kawalerem. Ukończyłem Szkołę Główną Handlową w Warszawie o kierunku zarządzania, mam też drugi fakultet z psychologii. Z języków obcych jak się pewnie zdążyliście zorientować znam angielski, całkiem nieźle radzę sobie z hiszpańskim i włoskim. W firmie pracuję od czterech lat, od siedmiu lat jestem kierownikiem lub supervisorem...

Pół godziny później spotkanie dobiegło końca. Specyfika naszej pracy wymaga przede wszystkim dobrej koordynacji i odpowiedniego delegowania obowiązków oraz umiejętnego podziału ról w zespole. Nie musimy jeździć po świecie z wyjątkiem najważniejszych klientów, z którymi spotykamy się osobiście. Większość tematów załatwiamy na maila lub telefonicznie.

Chwilę po siedemnastej skupiony na pracy rozejrzałem się po pokoju - biurka wszystkich były już puste. Jedynie Nadia kończyła pisanie gwałtownie wybijając rytm na klawiaturze.

- Nadio?

Spojrzała na mnie badawczo. Przez cały dzień nie odezwała się do mnie słowem. Wiedziałem, że muszę coś zrobić.

- Nadio, przepraszam Cię za rano. Nie mam usprawiedliwienia na to co zrobiłem.

- Przeprosiny przyjęte - odpowiedziała po chwili ciszy.

- W ramach przeprosin chciałbym zaprosić Cię do tajskiej knajpki niedaleko - zaryzykowałem - może jutro na dziewiętnastą?

Nadia, ta pogodna i uśmiechnięta dziewczyna była tego dnia nadzwyczaj poważna.

- Dostanę kosza, Jura miał racje - pomyślałem. Wtedy Nadia niespodziewanie zmieniła front.

- Zgoda Piotr, jesteśmy umówieni. Chyba wiem gdzie to jest, będę miała blisko na piechotę do domu.

- Świetnie, bardzo się cieszę - odpowiedziałem. Jest dobrze! - głos w mojej głowie triumfował.

Londyn nawiedziły nieprawdopodobne jak na to miasto i porę roku (w końcu była połowa kwietnia) upały - temperatura sięgała trzydziestu kilku stopni Celsjusza w cieniu, więc założyłem cienką jasną koszulę z krótkim rękawem, lniane spodnie w kolorze kremowym i białe, zamszowe buty. W knajpce pojawiłem się kwadrans przed dziewiętnastą, lepiej być chwilę wcześniej i zadbać o wszystko, niż później robić z siebie idiotę przy kobiecie - zawsze wychodziłem z takiego założenia i nigdy się nie zawiodłem.

Nadia pojawiła się równo o dziewiętnastej. Punktualna dziewczyna. Uwielbiam, kiedy kobiety mając do tego predyspozycje zakładają sukienki. Ale nie obcisłe kiecki z szerokim dekoltem opinające wszystkie zaokrąglenia i wypukłości. Myślę o sukienkach, które nieco odsłaniają, a jednocześnie pozostawiają mężczyźnie nutkę niepewności co jest pod spodem.

Knajpka znajdowała się w jednej z bocznych uliczek, więc bez problemu mogliśmy usiąść w ogródku nie mając wrażenia, że przechodnie zaglądają nam w talerze.

- Wyglądasz pięknie - powiedziałem zgodnie z prawdą. Moja towarzyszka założyła właśnie taką sukienkę, jaką najbardziej lubię. Jej czarne jak heban włosy wystawały spod słomkowego kapelusza, w uszach miała kolczyki.

- Dzięki - uśmiech Nadii potrafił roztopić lód - nie wiem jak Ty, ale ja jestem koszmarnie głodna. Nie zdążyłam nic zjeść przed wyjściem z domu.

- Jesteśmy tu po to, żeby między innymi coś zjeść - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

- Tak, a po co jeszcze? - zapytała. W jej oczach błyskały wesołe ogniki.

- I żeby się lepiej poznać - z uśmiechem odpowiedziałem zgodnie z prawdą.

Jakby wyczuwając odpowiedni moment przy stoliku pojawił się kelner.

- No dobrze - zacząłem po złożeniu zamówienia - powiedz o sobie coś więcej. Wiem już, gdzie pracowałaś, ale nic ponadto. Urodziłaś się w Japonii?

- Tak - zapaliła papierosa wydmuchując dym na bok - mój ojciec był ambasadorem Rumunii w Japonii, a później w Chinach, stąd moja znajomość języków z regionu Dalekiego Wschodu. Jestem w jednej czwartej Japonką od strony mamy - jej mama była Japonką, a tata Rumunem, a od strony taty dziadek był Persem, a babcia Rumunką.

- Skomplikowane - uśmiechnąłem się do niej.

- Tak - oddała uśmiech - moja rodzina jest rozrzucona po całym świecie. Można powiedzieć, że jestem dzieckiem kilku krajów.

- Jesteś też nieprawdopodobnie piękna - wtrąciłem, a Nadia spłonęła pod wpływem komplementu.

- Dziękuję Ci, to bardzo miłe - uśmiechnęła się do mnie, a moje serce natychmiast zaczęło szybciej bić.

- No więc przez pół życia podróżowałam po świecie z rodzicami zwiedzając różne kraje, głównie dalekiego wschodu, po ukończeniu szkoły zaczęłam żyć na własny rachunek. Znalezienie pracy ułatwiała mi znajomość japońskiego i chińskiego. Po zwolnieniu z ostatniej nie miałam ochoty wracać do bagna, jakim była wielka korporacja, więc znalazłam sobie spokojną pracę w Londynie i jak na razie jestem więcej niż zadowolona - zakończyła - A Ty?

- Urodziłem się w Warszawie - zacząłem - i właściwie całe życie poza kilkumiesięcznym wyjazdem do Madrytu w nagrodę za dobre wyniki na studiach spędziłem w Polsce. Mam młodszą o cztery lata siostrę Magdę, mama zmarła na raka kilka lat temu. Tata mieszka sam w Warszawie.

- Mam starszego brata, jest wojskowym, rodzice po przejściu przez tatę na emeryturę wrócili do Bukaresztu i kupili tam dom. Często ich odwiedzam jeśli tylko mam okazję.

- Na pewno są dumni z tego, że mają taką córkę - komplementów nigdy za wiele.

- Tak i bardzo mnie kochają - dodaje Nadia i uśmiecha się do mnie.

Czas zleciał bardzo szybko, po trzech godzinach zdaliśmy sobie sprawę, że trzeba wracać do domu - w końcu jutro musimy iść do pracy.

Pomogłem Nadii odsunąć krzesło i wyszliśmy na ulicę. Nasze dłonie spotkały się i złączyły.

Prowadziłem ją do domu trzymając za rękę.

- To tu - zatrzymała się po pięciu minutach przed małym domkiem otoczonym pięknym ogrodem i żywopłotem - dziękuję za bardzo miły wieczór.

Wspięła się na palce, pocałowała w policzek i po chwili zniknęła.

Odurzony Nadią, jej uśmiechem, humorem, osobowością i seksapilem wracałem wolnym krokiem szczęśliwy na piechotę do domu.

Tej nocy nie mogłem zasnąć, przed moimi oczami widniał obraz Nadii.

Nadii uśmiechniętej.

Nadii poważnej.

Nadii jedzącej obiad.

Nadii trzymającej papierosa między długimi, cienkimi palcami.

Nadii patrzącej mi prosto w oczy.

Chyba zaczynam się w niej zakochiwać.

Dwa dni później wysłałem jej maila w pracy:

- Mam dla Ciebie niespodziankę.

- Nie mogę się doczekać! - odpisała.

- Chciałabyś pójść ze mną do wesołego miasteczka? Wiem, że jest gdzieś jedno niedaleko nas.

- Tak, bardzo! - odpisała.

Zerknąłem na nią - wbijała we mnie wzrok i uśmiechała się ciepło. Moje nogi zrobiły się miękkie jak z waty, bezwiednie oddałem uśmiech.

- Dzisiaj po pracy? - kolejny mail wpadł do mojej skrzynki.

- Tak! - odpisałem i przejęty perspektywą kolejnej randki wróciłem do obowiązków.

A praca kompletnie mi nie szła, przed oczami cały czas widniał wizerunek uśmiechającej się Nadii, w głowie słyszałem jej ciepły, niski głos.

Kwadrans po siedemnastej jechaliśmy zatłoczonym metrem. Nasze ciała prawie się dotykały, czułem delikatny zapach jaśminowych kosmetyków, których używała.

Wesołe miasteczko to był świetny pomysł! Bawiliśmy się jak małe dzieci, które zostały bez opieki rodziców.

- Chcę jeszcze iść na diabelski młyn - Nadia zachwycona złapała mnie za rękę - proszę Piotrusiu, pójdziemy?

Piotrusiu?

Nie mogłem się nie zgodzić.

Po północy zorientowaliśmy się, że chyba czas wracać.

- Szczęśliwi czasu nie liczą - skomentowałem z uśmiechem.

Otworzyłem drzwi taksówki przed Nadią i po ich zamknięciu usiadłem z tyłu na siedzeniu obok niej. Położyła mi głowę na ramieniu i trzymała mnie za rękę.

Kilkanaście minut później taksówka z piskiem opon zatrzymała się pod jej domem.

- Dziękuję za miły wieczór - Nadia zatrzymała się przed drzwiami i odwróciła z moim kierunku - już dawno tak dobrze się nie bawiłam. Twoja eks musi być strasznie nierozsądną kobietą - dodała uśmiechając się.

- Dobranoc - pocałowałem ją w policzek i ruszyłem w kierunku chodnika. Stała jeszcze przez chwilę przed domem jakby oczekując, że zawrócę, po chwili otworzyła drzwi i zniknęła w środku.

Zatrzymałem się po kilku krokach.

- Co Ty najlepszego robisz idioto? - zgromiłem się w myślach - nie widzisz jak ona na Ciebie patrzy? Wracaj tam natychmiast!

A jeśli powie mi żebym spieprzał?

Nie powie.

Ok.

Głęboki oddech, policzyłem do trzech i ruszyłem w stronę drzwi jej domu. Wcisnąłem dzwonek.

Po chwili w drzwiach pojawiła się Nadia w samej koszulce i majteczkach.

Jej widok odebrał mi mowę. Raz kozie śmierć - pomyślałem.

Pocałowałem ją delikatnie i czule w usta, zamknęła oczy i gwałtownie oddała pocałunek wciągając mnie do środka.

- Już myślałam, że nigdy tego nie zrobisz - wyszeptała ciężko oddychając.

- Dlaczego tak długo zwlekałeś? Co Ty sobie myślisz? - przerwała pocałunki patrząc na mnie z wyrzutem.

- Przepraszam, nie jestem w tym dobry. Bałem się, że mnie nie zechcesz, a w dodatku trochę mnie onieśmielasz.

- Onieśmielam? Pierwszego dnia znajomości łapałeś mnie za tyłek i zaglądałeś w dekolt przez pół nocy, później podglądałeś mnie nagą kiedy przebierałam się w pracy i mówisz o onieśmieleniu?

Nie miałem przygotowanej odpowiedzi. Za to moje ręce pracowały w dwójnasób na jej ciele.

- Nadia.

- Cii - położyła mi palec na ustach - kochaj się ze mną Piotrusiu.

Boże, jak ja jej pragnąłem!

- Gdzie jest sypialnia?

- Pierwsze drzwi w lewo - odparła.

- Co Ty robisz wariacie! - pisnęła, kiedy wziąłem jej drobne ciało na ręce i zaniosłem do łóżka.

Włączyła lampkę stojącą na komodzie.

- Chcesz, żebym się dla Ciebie rozebrała?

Nie miałem nic przeciwko.

Stanęła tyłem naprzeciw mnie i zaczęła powoli kręcić pupą. Białe majteczki opinały się na pośladkach wpijając się w skórę.

Zdjąłem koszulę, spodnie i skarpety zostając w samych bokserkach.

Nadia odwróciła się do mnie jednocześnie zdejmując koszulkę. Moim oczom ukazały się idealne, małe piersi i z ciemnymi sutkami koloru dojrzałych malin.

Nie dałem rady dłużej się powstrzymywać. Nasze usta spotkały się w połowie drogi, smakowała winem i mentolowymi papierosami.

- Połóż się na łóżku - szepnąłem jej do ucha.

Całowałem ją po twarzy i szyi jednocześnie pieszcząc piersi i podbrzusze rękami. Nadia ciężko oddychała mając zamknięte oczy. Mój język powędrował niżej w kierunku pępka. Pocałowałem cipkę przez materiał i poczułem jak zadrżała.

Majteczki spadły na podłogę, a moim oczom ukazała się różowe wargi z idealnie przyciętymi w pasek włoskami.

- Dotknij mnie tam - poprosiła nie otwierając oczu.

Rozrzuciła nogi. Pocałowałem wnętrze jej ud i polizałem królestwo rozkoszy. Jej cudowny zapach wypełnił moje nozdrza.

- Jeszcze - chwyciła mnie za głowę.

Mój język zaczął leniwie poruszać się w górę i w dół, a ręce pracowały pieszcząc jej ciało. Przyspieszyłem tempo i oddech Nadii stał się bardziej nieregularny. Jej ręce chaotycznie krążyły po mojej głowie, a nogi coraz mocniej ściskały głowę.

Pracowałem cierpliwie językiem, coraz szybciej i szybciej.

- Piotrusiu! - jęknęła. Była rozpalona i bardzo mokra. Piotrusiu, pieść mnie, oohh - krzyknęła.

Instynktownie włożyłem palec do środka. Nadia głośno jęknęła i poczułem na twarzy strumień ciepłego śluzu. Szczytowała drapiąc paznokciami moje ramiona i ściskając mocno udami.

Uniosłem się i pocałowałem ją w usta.

- Włóż go we mnie, chcę Cię poczuć w środku.

Uklękła odwracając się do mnie i wypięła tyłeczek. Nie potrzebowałem specjalnej zachęty. Patrzyłem na te cudeńka, między którymi błyszczały różowe wargi gorącej cipki. Wszedłem w nią ostrożnie i powoli.

Zacząłem poruszać biodrami jednocześnie całując jej plecy. Złapałem jej piersi i pieściłem sutki czując, jak twarde i napięte są z podniecenia.

- Szybciej - jęknęła. Gwałtownie przyspieszyłem tempo obijając się o jej pośladki, zachłysnęła się powietrzem.

- Ohh, tak jest wspaniale. Kochaj mnie Piotrusiu! - dopingowała mnie. Jedna z jej rąk złapała moje biodro. Poczułem, że zaczynam niebezpiecznie zbliżać się do końca, a nie miałem ochoty jeszcze przestawać.

- Połóż się na plecach - poprosiłem.

Nadia odwróciła do mnie swoją śliczną buzię. Na jej twarzy widniała bezgraniczna rozkosz, a w oczach czaiło się pożądanie. Chwyciła mojego członka, skierowała go do środka, a kiedy znalazłem się w niej jęknęła nisko i przeciągle i zamknęła oczy. Wznowiłem ruchy, od razu nadając szybkie tempo. Małe piersi Nadii podskakiwały w rytm moich ruchów biodrami. Jej cipka szczelnie obejmowała mojego członka, czułem że oboje zbliżamy się do końca.

- Ohh, tak! - wygięła ciało w łuk i drżąc doszła do wspaniałego orgazmu. Poruszałem się jeszcze chwilę, a później wyjąłem fiuta i po kilku ruchach dłonią wystrzeliłem w kierunku jej rozpalonego ciała.

Kompletnie bez sił zwaliłem się obok niej jak kłoda na łóżko. Oboje ciężko dyszeliśmy. Nadia rozcierała nasienie na piersiach i brzuchu.

- Pragnąłem Cię od pierwszego dnia, wiesz?

- Wiem, widziałam jak na mnie patrzyłeś - jej piersi błyszczały w świetle lampki od potu i spermy.

Pocałowała mnie czule - Czy wszyscy mężczyźni w Polsce są tacy jak Ty?

- Tacy jak ja? Czyli jacy?

- Czuli, szarmanccy i opiekuńczy. Spotykałam się z kilkoma mężczyznami w życiu, tak jak pewnie Ty z kobietami i z nikim nie czułam się tak wspaniale jak z Tobą.

- Jest takie polskie przysłowie „Kto z kim przestaje takim się staje” - powiedziałem całując ją po twarzy - to dzięki Tobie taki jestem.

- Dziękuję Kochanie- przytuliła mnie i po chwili spała.

Uwielbiam poranny seks. Jestem rannym ptaszkiem i często budzę się sam bez pomocy budzika. Piękne pośladki mojej kobiety eksponujące swoje krągłości były wystarczającym sygnałem do ponownego „ataku”. Natychmiast dostałem erekcji.

Dotknąłem jej piersi i wtuliłem się w nią.

- Mhmmm, coś wbija się w moje plecy - wymruczała Nadia i sięgnęła dłonią za siebie.

Moje ręce pracowały pieszcząc jej piersi, brzuch i uda. Czułem, że jest bardzo podniecona - jej sutki były twarde i napięte. Westchnęła głośno, gdy dotknąłem cipki.

- Wejdź do środka i zerżnij mnie ostro - prowokacyjnie wypięła pupę.

Powoli i ostrożnie wsunąłem moją armatę do wewnątrz jej źródełka rozkoszy, która otoczyła mnie rozkosznym ciepłem i morzem wilgoci. Nasze ciała zderzały się i rozdzielały w coraz szybszym rytmie.

Nadia chwyciła mocno moją dłoń, którą obejmowałem jej prawą pierś.

- Piotrusiu, jeszcze troszkę. Proszę! - jęknęła. Czułem, że zaraz eksploduję.

- Skończ w środku! - krzyknęła i trzęsąc się jak drzewo w trakcie huraganu zaczęła szczytować.

Zacisnęła mocno uda na moim członku i w tym samym momencie wystrzeliłem do jej wnętrza gorącym jak lawa nasieniem.

Ciężkie oddechy i zapach seksu wypełniały całą sypialnię.

Poruszałem się jeszcze przez chwilę i powoli wysunąłem się z niej.

- O Boże, co to było? - Nadia odwróciła się do mnie i pocałowała namiętnie - czułam się, jakbym wpadła w środek tornada. Jej brązowe, śliczne oczy patrzyły na mnie z miłością.

- Nie wiem, ale czułem jakbym się z Tobą zespolił na stałe - odparłem oddając pocałunek.

Kręciło mi się w głowie, drżały mi nogi i czułem suchość w ustach.

- Nie chce mi się wstawać - odparłem - nie musimy dzisiaj iść do pracy.

- Mnie też się nie chce wstawać - wymruczała patrząc na mnie zmrużonymi oczami - a jeśli przekupisz mnie dobrym śniadaniem to możemy tu spędzić cały dzień.

Szczęśliwi czasu nie liczą - przysłowie idealnie oddawało stan euforii i eksplozji uczuć, jaka wybuchła między mną a Nadią. Zadurzyłem się ze wzajemnością w tej ślicznej, ciemnowłosej Rumunce i poza nią świata nie widziałem.

Trzy tygodnie później okazało się, że nasz romans niekoniecznie jest tajemnicą.

- Chcieliśmy z Tobą porozmawiać - twarz Eleonory była poważna.

- Coś się stało? - zaniepokoiłem się. Jeśli chce odejść z pracy to nie jest dobry pomysł.

- Nie, ale mamy coś do przegadania. Wspólnie - podkreśliła.

- No dobra, słucham.

- Nadia, z Tobą również.

Cała piątka podjechała krzesłami i rozlokowała się dookoła mojego biurka.

- Posłuchajcie - zaczęła Eleonora - doskonale wiemy, co się między Wami dzieje - powiedziała patrząc na Nadię i na mnie. Nie musicie się przed nami kryć, przecież jesteśmy dorosłymi ludźmi - dodała.

- Zwłaszcza, że nie jesteście sami - Malik stanął za nią i pocałował ją w głowę.

- A więc to tak - uśmiechnąłem się.

- Właśnie tak - błysnął białymi zębami.

- No dobra, skoro tak stawiacie sprawę to chyba nie ma co się bawić w ciuciubabkę? - popatrzyłem na Nadię, która uśmiechnęła się i kiwnęła głową.

- Super - ucieszył się Jura - jest okazja, żeby napić się wódeczki.

Po kilku godzinach wracaliśmy na piechotę do domu trzymając się za ręce.

- Ale mnie zaskoczyli.

- Eleonora i Malik?

- Tak - uśmiechała się do siebie

- Mnie też - odparłem - chyba tylko my tego nie zauważyliśmy.

Na horyzoncie gromadziły się czarne chmury. Trzeba przyspieszyć kroku bo złapie nas deszcz - pomyślałem.

- Wprowadzisz się do mnie? - oczy Nadii patrzyły na mnie badawczo.

- Naprawdę tego chcesz? - ucieszyłem się jak dziecko.

- Tak, bardzo - uśmiechnęła się.

- Ja też - pocałowałem ją i szczęśliwy podniosłem na rękach.

Zaczęło grzmieć i pierwsze krople spadły na chodnik.

- Nie zdążymy do domu.

- Niedaleko nas jest stary budynek po nieczynnej przepompowni wody - pociągnęła mnie za sobą - biegniemy?

Zdyszani wpadliśmy do budynku. Lało jak z cebra, nasze ubrania były całkowicie przemoczone.

- Chyba spędzimy tu trochę czasu - oceniłem wyglądając przez okno. Na potwierdzenie moich słów gdzieś niedaleko uderzył piorun.

Spojrzałem na Nadię. Stała za mną nic nie mówiąc, z jej ciała parowała wilgoć, biała koszulka kompletnie przemoczona przylegała do jej ciała eksponując sutki.

Poczułem, że mój członek zaczyna twardnieć. Podszedłem do niej i pocałowałem, wsunęła języczek do moich ust. Chwyciłem ją za piersi i zacząłem delikatnie pieścić.

- Mhm, chcę się kochać - powiedziała patrząc mi prosto w oczy.

Podniosła sukienkę, ściągnęła majtki do połowy kolan i wypięła pupę.

- Zerżnij mnie ostro mój ogierze - rozpalona wyszeptała zapraszając mnie wzrokiem do akcji.

Nerwowo ściągnąłem spodnie i slipy eksponując członka stojącego w pełnej gotowości. Nadia pomogła mi wejść do środka i jęknęła, gdy zacząłem się powoli poruszać.

- Chcę, żebyś wypieprzył mnie tak ostro jak tylko potrafisz - urywanym głosem zażądała opierając się dłońmi o elementy instalacji budynku.

Przyspieszyłem gwałtownie, a pośladki Nadii obijały się o moje uda wydając z siebie plaskające dźwięki. Za oknem szalała burza i pioruny błyskające raz po raz za oknem oświetlały nasze mokre, zderzające się ze sobą sylwetki.

- Piotrusiu, kocham Cię! - krzyknęła Nadia i zaczęła szczytować. Kilka sekund później z mojego członka do jej wnętrza wystrzelił strumień nasienia. Oddychaliśmy ciężko i szybko, w powietrzu unosiła się para uchodząca z naszych spoconych ciał.

- Ja też Cię kocham, Nadio - odwróciłem ją do siebie i pocałowałem czule - po tym, jak zostawiła mnie Kamila nie myślałem, że się zakocham, a nagle pojawiłaś się Ty i wszystko inne przestało się dla mnie liczyć. Chciałbym, żebyś pojechała ze mną do Polski i poznała ojca i Magdę.

- Dobrze Kochanie - odparła przytulając się do mojego ramienia.

- Jest fantastyczna - ojciec, były dziennikarz Polskiego Radia był zachwycony Nadią - dziękuj Bogu, że Kamila odeszła, w przeciwnym wypadku nigdy byś jej nie spotkał.

- Wiem tato - oczy moje i Nadii spotkały się i na widok uśmiechu mojej ukochanej jak zwykle miałem miękkie nogi.

- Magda też ją bardzo lubi - dodał ojciec.

Milczymy przez chwilę, Nadia i Magda śmieją się z dowcipu opowiedzianego przez jedną z nich.

- Co dalej zamierzasz?

- Nie wiem - odparłem - poznałem ją raptem siedem miesięcy temu. Kocham ją na zabój, ale jest jeszcze za wcześnie żeby coś poważnego planować.

- Nigdy nie jest za wcześnie synu - powiedział z naciskiem - nie wiesz, co życie ma dla Ciebie w zanadrzu. Jeśli czujesz, że to właściwa kobieta po co czekać?

No właśnie, po co? - zastanowiłem się patrząc, jak Nadia rozmawia z Magdą i jej chłopakiem siedząc obok choinki bożonarodzeniowej.

Marek Konarski, najmłodszy w historii Polskiej Policji po osiemdziesiątym dziewiątym roku komisarz wydziału zabójstw siedzi w piątkowy wieczór przy obdrapanym, zakurzonym biurku przecierając zmęczone oczy. Ma trzydzieści dwa lata, ale wygląda na kilka, jeśli nie kilkanaście więcej. Za dużo kawy, fajek i nerwów. Ta cholerna praca mnie wykończy - myśli.

- Znaleźliśmy kolejną - głos jego partnerki, Anny Zakrzewskiej wyrywa go z marazmu.

- To któraś z zaginionych czy nowa? - błyskawicznie wraca do rzeczywistości.

- Chyba nowa. Wygląda, że leży tam dość długo i patolog będzie miał problem, żeby ocenić datę śmierci. Ciało jest w zaawansowanym stanie rozkładu. Krótkie, ciemne blond włosy, brak znaków szczególnych, przynajmniej na pierwszy rzut oka

- Coś jeszcze?

- Jak zwykle obcięta głowa, którą zwłoki trzymają w dłoniach.

Kolejna ofiara „Mordercy z Kabat” jak określiła go prasa. Konarski zebrał już solidny opieprz od szefostwa za brak wyników w sprawie.

W poniedziałek szykuje się kolejny - myśli ponuro.

Droga do domu w podwarszawskim Piasecznie upływa mu w rozmyślaniach. Pracuje w Policji od siedmiu lat, po dwóch latach przeniósł się w Wydziału Kryminalnego do Zabójstw. Początkowo był zachwycony - praca była bardzo ciekawa i w nagrodę za wyniki dostał szybki awans. Rok temu, kiedy pojawiła się sprawa „Mordercy z Kabat” Konarski jako wschodząca gwiazda stołecznej Policji dostał ją niemal z przydziału.

I poległ.

- W zasadzie to jeszcze nie poległem - myśli - ale jestem w ciemnej dupie. Morderca nie zostawia żadnych śladów, ciała są znajdowane po dość długim czasie od zabójstwa, między zamordowanymi poza wiekiem i płcią nie ma powiązań. Przejebana sprawa.

Jego żona nie jest zbytnio zadowolona ze zmiany pracy. Twierdzi, że Konarski zmienił się pod wpływem obowiązków.

On sam również to zauważa. Nigdy nie był wylewny, Edyta zanim związali się ze sobą nazywała go człowiekiem bez układu nerwowego. Ale teraz jest jeszcze gorzej. Czasem wraca do domu i nie odzywa się przez pół wieczoru rozmyślając o pracy.

- Jeśli do połowy roku sprawa się nie rozwiąże odejdę z Policji - postanawia w myślach wjeżdżając do garażu - nie poświęcę rodziny i dziecka na rzecz pracy.

- Mam dla Ciebie niespodziankę - stoję obok Biurka Nadii. Moja ukochana zapuściła włosy, które sięgają jej za łopatki. Wygląda oszałamiająco pięknie. Jak Pocahontas - dodaję w myślach.

Jest połowa lutego, w Londynie panuje sroga jak na Anglię zima. W Polsce nikt nie zwróciłby uwagi na taką aurę, ale Anglicy nawet najdrobniejsze opady śniegu i lekki mróz traktują jak katastrofę meteorologiczną.

- Co to? - Nadia jest zaciekawiona kopertą, którą położyłem obok jej dłoni.

- Otwórz - uśmiecham się

- Bilety lotnicze... na Mauritius?! - cieszy się jak dziecko - pojedziemy razem?

- Nie głuptasie, oddzielnie - żartuję sobie z niej.

- Bardzo śmieszne - Nadia daje mi kuksańca i całuje - Kiedy lecimy?

- Jutro - odpowiadam - Załatwiłem wszystko z Jackiem.

Dwa dni później wylegujemy się na leżakach nad plaży sącząc drinki. Rajski widok działa na nas uspokajająco.

- O Boże, ale cudownie! - Nadia przeciąga się leniwie na leżaku. Co za ciało - myślę sobie pożerając wzrokiem jej kształty.

- Przestań się tak na mnie gapić - udaje oburzoną uśmiechając się pod nosem - czuję się jak na wystawie w sklepie.

- Jest na co popatrzeć to się gapię - wypalam i ze śmiechem całuję ją w nos.

Wieczorem siadamy przy kolacji, stoliki restauracji hotelowej znajdują się na wodzie, a kelnerzy dostarczając posiłki przywożą je z plaży maleńkimi łódeczkami.

Fantastyczny pomysł - myślę sobie i zerkam na moją kobietę.

Nadia ma na głowie wianek z kwiatów i jest ubrana w lekką, zwiewną sukienkę oraz sandałki. Opalenizna i uśmiech powodują, że wygląda jak ósmy cud świata. Patrzę na nią jak pochłania kolację, ja sam nie jem, nie mogę oderwać od niej oczu.

- No co - patrzy na mnie - jestem głodna - mówi śmiejąc się z pełnymi ustami.

Uśmiecham się do niej, czekam aż skończy.

- No, w końcu czuję, że się najadłam - mówi zadowolona i zapala papierosa. Gdzie to się wszystko mieści? - jestem zszokowany ilością jedzenia, które zmiotła z talerza.

- Czemu nic nie mówisz Piotrusiu? - pyta.

Bez słowa klękam przed nią i wyciągam rękę. W dłoni znajduje się czerwonego pudełko. W oczach Nadii pojawiają się łzy.

- Chciałem to zrobić wcześniej, ale postanowiłem zaczekać na bardziej odpowiedni moment, taki jak ten - biorę ją za rękę - Wyjdziesz za mnie Nadio?

Łzy radości płyną po policzkach mojej ukochanej.

- Tak! - szepcze patrząc mi głęboko w oczy - tak Piotrusiu, zostanę Twoją żoną!

Otwiera pudełko.

- Jest śliczny, najpiękniejszy! - zachwycona zakłada pierścionek na palec i szaleńczo całuje mnie po twarzy.

- Chodźmy się kochać - przerywa pocałunki i patrzy na mnie zachęcająco.

Biorę ją na ręce i przenoszę nad wodą. Nadia śmieje się i całuje mnie co chwila w usta.

Minutę później lądujemy w pokoju, sukienka spada z mojej narzeczonej i naga Nadia patrzy na mnie z powagą.

- Chcę mieć z Tobą dziecko - mówi. Jej oczy wyrażają miłość, ufność i pożądanie.

Mój oddech zamiera.

Dziecko?!

Nie myślałem o tym ale w sumie czemu nie?

- Przecież bierzesz pigułki - mówię.

- Tydzień temu przestałam - triumfuje z uśmiechem. Podstępna manipulatorka.

- Chodź do mnie i zróbmy to - mówię - a jak będzie dziecko to będzie.

- Czuję, że dzisiaj jest ten dzień – Nadia zbliża się do mnie i zdejmuje ze mnie koszulę - Kochaj mnie Piotrusiu.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Ten tekst odnotował 23,511 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.9/10 (87 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (25)

+1
0
Muszę przyznać, że się rozkręcasz. Musiałem zaniedbać pracę żeby przeczytać całe 🙂 Jest fabuła. Jest seks (chociaż, liczę na więcej w jakichś zaskakujących konfiguracjach). Jest widmo zbrodni. Jakbym chciał się na siłę czepiać, to za dużo trochę tego "Piotrusia". Może ogranicz go trochę w kolejnej części. Czekam na ciąg dalszy. Ode mnie 10/10.

Pzdr
DwG
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Super, dzięki. Liczyłem na Twoją opinię :-)
Przypuszczam, że będziesz zaskoczony drugą częścią, która jest już napisana i czeka na opublikowanie- trochę w niej "pojechałem", ale nie chcę psuć zabawy i nic więcej nie napiszę... Szczerze mówiąc, to nie pamiętam ile jest tam Piotrusia, ale Nadia to takie słodkie, grające niewinnego aniołka dziewczę, stąd zdrobnienia :-) do Edyty z Nimfomanki nie za bardzo by pasowały, ale do Nadii jak najbardziej.
Aha, no i kilka błędów już wykryłem (składnia, masło maślane), wieczorem poprawię.

Pozdr
Lord
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
A tak btw, to dziwi mnie zostawianie bardzo niskich ocen, pod tekstem, w który autor włożył sporo pracy (i to widać!), bez żadnego słowa uzasadnienia. Chętnie bym dowiedział się, co tak bardzo uraziło czy też znudziło czytającego 🙂

Pzdr
DwG
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Czołem autorze!
Nimfomanki nie czytałem i myślę, że jest to Twoje pierwsz dzieło, z którym się zetknąłem-co za tym idzie, nie mam punktu odniesienia.
Tekst jest dobrze napisany, oczywiście jeśli Twoją intencją było wytworzenie cukierkowej atmosfery (jaką da się wyczuć w lwiej części lekstu).
Jedno muszę Ci przyznać.
O ile motyw mordercy(zaznaczam nie znam nimfomanki, może to jakieś nawiązanie) jest dość znany i raczej wyświechtany, o tyle widać, że potrafisz zagrać na uczuciach.
Daję 9, ponieważ widziałem ze dwa lub trzy błędy.
Aha, rozwinąłbym trochę niektóre sceny.
Mimo że nie da się wyczuć atmosfery pośpiechu( czyta się dobrze), to osobiście odczuwam niedosyt!
🙂
Pozdrawiam.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
I majteczek za dużo 🙂 akurat w tym opowiadaniu nie bardzo pasują... Ja też nie pochwalam stawiania niskich ocen bez uzasadnienia. Niech się ugryzą w nos. Ode mnie 10.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Super!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Hejz- dzięki za wartościowy i celny komentarz. Mam nadzieję, że uczucie niedosytu
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@zniknie po przeczytaniu drugiej części opowiania (sorry za podzielenie posta, ale mój telefon zwariował w trakcie jego pisania). Babole oczywiście poprawię, o czym pisałem powyżej.
Nimfomanka to zupełnie inny klimat, bohaterka po przejściach i ze zrytą psychiką.

@MrHyde- Tobie również dziękuję za komentarz, sprawdzę te majteczki czy faktycznie ich aż tyle się pojawia ;-)
Pozdr
Lord
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
No chłopie, ale się rozkręciłeś... 😉

Pytanie - dlaczego Człowiek witruwiański?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Nazca- dzięki za Twoją opinię, cieszę się, że opowiadanie się podoba ;-)
Co do tytułu- w drugiej części (kompletnie odmiennej od powyższej) wszystko się wyjaśni
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Może ze trzy razy... ale majtki by wystarczyły 🙂 To oczywiście drobiazg bez znacczenia. Ja też mam niedosyt - tekst jest długi, więc można by dać więcej info o bohaterach - ale wiem, że nie można mieć wszystkiego. Sceny seksu można by trochę skrócić... Tekst nietuzinkowy i to się najbardziej liczy. Gratuluję!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Myślałem, że tytuł nawiązuje do prześwietlenia na lotnisku w tych śmiesznych scanerach 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Co tu dużo mówić ... opowiadanie zajebiste !! Czytałem "Nimfomanke" dobrze wplecione delikatne nawiązanie 🙂 dla mnie ideolo !! ( ciekawe jak dalej to rozwiniesz 😀 ) Masz 10/10 jak w banku! Brak zbędnych opisów np. pokoju hotelowego ale potrafisz wyczuć kiedy te drobne szczegóły są ważne . Gratuluje i czekam z niecierpliwością na kolejną część 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Maestro- bardzo się cieszę, że opowiadanie trafiło w Twoje gusta 🙂 Ja nie potrafię jeszcze ocenić go chłodnym okiem, jest zbyt świeże.
Bohaterowie z Nimfomanki pojawią się również w drugiej części i to w rolach drugo i pierwszoplanowych.

Poprawiłem błędy: majteczki 🙂, masło maślane i kilka niepotrzebnych zwrotów.
Chętnie poznam opinie osób, które postawiły niskie oceny- napiszcie proszę, co Wam się nie podoba.
Jeszcze raz dzięki za wszystkie posty.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
"Chętnie poznam opinie osób, które postawiły niskie oceny- napiszcie proszę, co Wam się nie podoba." - tych opinii raczej nie poznasz 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Bardzo dziękuję za możliwość przeczytania tak dobrego opowiadania.Widać że włożyłeś w nie dużo dobrej roboty.Czekam na cd
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@piastwr a ja dziękuję za Twoją opinię :-) cieszę się, że opowiadanie trafiło w Twoje gusta.
Część druga i ostatnia jest napisana w 80%, jeśli nie wydarzy się katastrofa najpóźniej po weekendzie trafi do publikacji.

Pozdrawiam
Lord
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Wciągające , bez dwóch zdań ;-)
Jest wszystko czego trzeba by czytało śię przyjemnie :-)
Czekam na kontynłację :-)
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Fabuła jest interesująca a styl lekki, więc przyjemnie się czytało. Tylko sceny seksu jakoś mnie nie przekonały, ale to już kwestia moich indywidualnych preferencji 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
To prawda, czyta się lekko i przyjemnie. Mam kilka (bardzo subiektywnych) zastrzeżeń. Jak dla mnie wstęp i to co działo się w Warszawie przed wyjazdem Piotra było zbyt długie, trochę bym to skróciła. Rozumiem, że są osoby, które lubią czytać akurat taki przebieg akcji i osoby, które lubią w ten sposób pisać. Ja do nich nie należę i dlatego dodałam : to moje subiektywne zdanie. Kolejna sprawa to sadzę, że całość jest zbyt przesłodzona, cukierkowa jak na opowiadanie erotyczne. Zauważyłam też dwie czy trzy literówki ale nie czytałam z kartką i piórem, dlatego ich nie wstawię, przepraszam 🙁 . Oceniam 9/10
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@ Marcin- dzięki za przeczytanie i opinię, druga część nadchodzi wielkimi krokami 😉

@DesperateBunny- Tobie również dziękuję 😉 A co do scen seksu- może jakieś sugestie? 🙂

@Krystyna- Tobie dziękuję za wyczerpującą analizę 🙂 Odpowiadając na Twoje uwagi:
- Lubię cofać akcję i mieszać zdarzeniami w kolejności ich wystąpienia (takie zboczenie), więc można tu zacytować przysłowie o gustach ;-)
- Zgadzam się, że opowiadanie jest słodziutkie jak ptasie mleczko z miodem i dżemem polane syropem klonowym. Zabieg celowy. Druga część tą słodycz zabije, zniszczy, spali i zakopie sześć metrów pod ziemią.
- Człowiek witruwiański to NIE JEST opowiadanie stricte erotyczne. Moim zamiarem było stworzenie historii zawierającej gatunki x,y i z (nie napiszę jakich) z dodatkiem erotyki jako jednego z ważnych elementów.
- Będę naprawdę wdzięczny za wskazanie błędów (mam nadzieję, że nie ortografia bo to wstyd).

Jeszcze raz dziękuję za Wasze uwagi i liczę, że przeczytacie drugą część.

Pozdrawiam
Lord
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
No klasa .Dycha jak nic
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Przeczytalam a wrecz pochlonelam jak z reszta wszystkie Twoje opowiadania wiec 10/10 sie nalezy !
Co do slodzenia faktycznie takie triko romantiko z tego jest, ale piszesz bardzo dobrze I mnie osobiscie to nie przeszkadza a wrecz bardzo mi sie podoba.
Troszke za duzo tego "Piotrusia" no ale jak to sie mowi sa gusta I gusciki.
Zabieram sie za kolejna czesc I pozdrawiam swojego ulubionego autora ;*
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Wredna Zołza- dziękuję!
Druga część wyrównuje "niedogodności" związane ze zbyt dużą ilością słodzenia... 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Przeczytałam już II część i próbuję sklecić jakiś komentarz, ale nie potrafię, bo jestem w ciężkim szoku od wczoraj jeszcze 😀
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.