Człowiek Domino
25 października 2023
Szacowany czas lektury: 17 min
„Są osoby, które się pamięta, i osoby, o których się śni.”
Po koktajlu pozostała jedynie spiralka ze skórki pomarańczy wisząca na brzegu kieliszka z wysoką nóżką. Strasznie chciałam wypić kolejnego Cosmopolitana, ale już pierwszy kosztował za dużo. Użycie firmowej karty, a potem tłumaczenie przed Nikolą, nie wchodziło w rachubę.
– Barman! Jednego Moskiewskiego Muła dla mnie i kolejny koktajl dla tej pięknej pani – powiedział tuż za moimi plecami nieco cichy, ale przyjemnie głęboki, młody męski głos.
Uniosłam dłoń, by pokazać obrączkę i od razu zniechęcić go do dalszych prób podrywu.
– Nie najładniejsza – powiedział znów głos. – Jeśli to chociaż prawdziwe złoto, można by ją spieniężyć. Taka kobieta wymaga prawdziwej biżuterii…
Z wściekłości na te słowa zacisnęłam zęby.
– Słuchaj szczeniaku… Jeśli uważasz, że gdy podejdziesz do samotnej kobiety w barze, powiesz parę miłych słówek i postawisz drinka, to ona zaraz poleci z tobą do łóżka, aby zdradzić męża…
– Naprawdę tak nisko się pani ceni? Może jakbym miał tygodnie, miesiące… lata… to wówczas miałbym dość czasu na docenienie i adorowanie takiej kobiety… Zyskał na wartości, by pozwoliła mi zapewnić odpowiednie dla takiej istoty rozkosze cielesne… Dzisiejszej nocy jedynie mogę sobie pozwolić, by prosić o pozwolenie na ustawienie krzesła w łazience, w której będzie pani brała kąpiel. Oglądać widok podobny do narodzin Wenus, choć nie będzie to morska piana… Ta pewnie będzie co najwyżej pięknie pachnąca i uzupełniona płatkami kwiatów. Jeśli wówczas zechce się pani przy tym zaspokajać… by jawić się mi wyłącznie jako jeszcze piękniejsza… Cóż… Nie miałbym słów… Pani obecność w moim łożu sprawiłaby mi tylko ból…
Zwrócił się znów do barmana.
– Barman! Wszelkie napitki i inne wydatki tej pani proszę zaliczyć na mój rachunek.
Ze wściekłością obróciłam się, by spoliczkować krnąbrnego szczyla. Ręka jednak zatrzymała się, kiedy spojrzałam na twarz dziwacznie wyrażającego się adoratora.
Był bardzo wysoki i młody, pewnie koło dwudziestki. Biała koszula ciasno opinała jego zbudowaną na siłowni sylwetkę, a podwinięte za łokieć rękawy ukazywały silne przedramiona. Barwa ubrań idealnie kontrastowała z jego skórą o kolorze ciepłego espresso. Tylko z jednym, malutkim wyjątkiem…
Po lewej stronie twarzy widniała nieregularna biała plama, która rozlewała się po oczodole, policzku, czole i lekko zachodziła na nos. Tworzyła jakąś wariację na temat maski Eryka z Upiora w operze. Nawet jego brew i rzęsa pozbawione pigmentów były idealnie śnieżnobiałe. W dodatku przez to, że jego lewe oko miało kolor bursztynu w przeciwieństwie do tego orzechowego po prawej, podejrzewałam heterochromię lub barwną soczewkę.
Ta dziwna skaza wywołała wewnątrz mojego mózgu dziwne oniryczne uczucia… Ludzie przecież tak nie wyglądają w rzeczywistości, a on stał tuż obok mnie…! Z jego ciała biła jakaś niedoprecyzowana aura prymitywnej męskości…
Na jego mozaikowej twarzy pojawił się niemal zadowolony uśmiech, kiedy dostrzegł moją uniesioną do ciosu dłoń.
– Straszne prawda? Prawdziwy Człowiek Domino. Jak ktoś o takim licu mógłby choć pomyśleć, że kobieta, jak pani, zwróci na niego najmniejszą uwagę?… Zwłaszcza za coś tak trywialnego, jak odrobina alkoholu? O zgrozo, jak mógłby pozwolić sobie na oglądanie jej w tak intymnej chwili, gdy będzie sprawiać sobie rozkosz?… Sądzę jednak, że to nic zobowiązującego… Ciepła i przyjemna kąpiel. Wanna w moim apartamencie jest stworzona, by z niej skorzystać… Zanurzyć się w niej i dać swemu ciału te kilka, może kilkanaście minut najczystszej przyjemności… Dla kobiety pani pokroju to co najwyżej spacer. Jeśli jednak przeszkodę stanowi ta brzydka i śmieszna złota obroża, która ugniata pani palec… Jestem bezsilny… Nie zaspokoję tej nocy mojej ciekawości… Zatopię w alkoholu smutek odrzucenia i będę wielbił z daleka… Na wszelki wypadek zostawię moje drzwi otwarte… Mieszkam w 707. Teraz życzę pani innych przyjemności…
Wpatrywałam się w milczeniu, jak Mulat o tej swej dziwnej twarzy układa na kontuarze czarną kartę płatniczą ze srebrnymi wytłoczeniami. Zabrał swojego drinka w okrągłej, niskiej szklance i obserwując mnie nie z pożądaniem, ale swoistym podziwem, oddalił się do swojego stolika.
– Jeszcze jeden dla pani? – Głos barmana wyrwał mnie z zafrapowania osobą tajemniczego chłopaka…
Zamrugałam wolno, jakby spodziewając się, że postać siedząca przy stoliku i nadal patrząca w moją stronę zniknie. Dopiero potem odwróciłam się ku ladzie.
– Tak. Poproszę.
Po chwili dodałam:
– On zawsze tak podrywa kobiety?…
Barman już szykował shaker, by zrobić mojego Cosmopolitana.
– Pierwszy raz go na oczy widzę, a kogoś z taką twarzą na pewno bym nie zapomniał! I to jego zamówienie… Mężczyźni zamawiają zwykle jak najwięcej wódki lub najdroższą whiskey, by się popisać, że ich stać… Tacy, którzy potrafią powiedzieć coś bardziej konkretnego, to najczęściej mówiący po angielsku obcokrajowcy. On zaś nie miał nawet śladu akcentu…
Chciałam zaprotestować, kiedy barman pobrał należność z pozostawionej przez Mulata karty, ale potem przypomniałam sobie, co powiedział chłopak. Cały czas tam był i patrzył z tym swoim dziwnym wyrazem zadowolenia i podziwu. Kiedy dostrzegł, że dostałam swój kieliszek, uniósł szklankę, jakby chcąc wznieść toast.
Dobrze, chłopczyku – pomyślałam. Skoroś taki hojny, to wykorzystajmy to. Oduczę cię prób podrywania kobiet przy barze w ten sposób.
Również uniosłam kieliszek, ale bardziej z miną triumfatorki. Posłał mi w odpowiedzi swój dziwny uśmiech zadowolenia.
Sześć różowych koktajli później czułam już się lekko podpita. Znów spojrzałam w stronę stolika, przy którym chłopak tkwił jak namalowany przez jakiegoś surrealistę. Jego dwukolorowe oczy patrzały na mnie wciąż z tym samym nieznikającym podziwem… Jakby w swojej głowie zastanawiał się, czy rzeczywiście ma szansę na zrealizowanie swoich cudacznych fantazji…
Zabrałam torebkę i ruszyłam do windy. Wiedziałam, że więcej alkoholu będzie już tylko fanaberią i utrudni poranną pobudkę. Jeszcze prysznic, telefon do Jacka, aby powiedzieć mu dobranoc i potem chwila czytania przed snem. Zupełnie jakbym była nie w hotelu, tylko w swoim mieszkaniu wiele setek kilometrów stąd… Tam jednak nie pojawiali się dziwnie mówiący i wyglądający chłopcy…
Był za to starszy mąż impotent. Zawsze marzyłam o dziecku, a nawet dwójce… Chciałam je odprowadzać do szkoły, opowiadać bajki i przytulać… Jacek nie mógł mi tego zapewnić, ale rodzina, pchając mnie w jego objęcia, kiedy byłam na to o wiele za młoda, o tym nie wiedziała. Wtedy dobrze sytuowany i nawet przystojny, dzisiaj wieczory po powrocie ze swojej pracy przy taśmie produkcyjnej lubił spędzać przed telewizorem w wypierdzianym fotelu, skacząc z kanału na kanał i opróżniając butelkę tyskiego, od którego tylko rósł mu brzuch.
Przywykłam, że się nie starał… Nie pytał, jak minął mi dzień za biurkiem w korpo… Kładąc się obok, późno w nocy nawet nie próbował mnie przytulać. Kwiaty i obowiązkowy obrzydliwy pocałunek dostawałam jedynie na urodziny, walentynki, imieniny i dzień kobiet…
Zawsze sobie powtarzałam, że przynajmniej nie pije na umór i mnie nie bije. Żyliśmy rutyną każdego dnia; budziliśmy się, ja robiłam śniadanie i szliśmy do pracy bez pożegnania lub spędzaliśmy weekend obok siebie, nawet nie rozmawiając. Tak wyglądał każdy dzień od dziewiętnastu lat… Nadzwyczaj normalnie…
Nienormalne natomiast było pojawienie się Mulata. Przeszkadzającego w zażywaniu nagrody za kolejny przeżyty rok bez myśli o targnięciu się na swoje życie wypełnione tylko rozczarowaniami… Niech dostanie po kieszeni za swoją osobliwą zachciankę…
I te wszelkie frazesy, jakie rzucał! Tak dziwnie poetyckie… Jakby chciał sprawić wrażenie kogoś lepszego… Kulturalnego i miłego… Ciężko było wyczuć w jego słowach fałsz, kpinę… Mówił, jakby naprawdę wierzył w jakąś moją wyższość względem siebie i bardzo pragnął uzyskać przyzwolenie na swoją propozycję…
Wysiadłam na drugim piętrze, gdzie numery zaczynały się od dwójki. Małe pokoje pełniły wyłącznie bardzo ograniczoną funkcję: „Prześpij się i umyj, bo jesteś daleko od domu”. Stare telewizory mające zapewnić trochę rozrywki, niemal szpitalne łazienki i niewygodne tanie łóżka z płyty wiórowej ze sprężynowymi materacami. Nie ma mowy o wannie pełnej kwiatów i pianki, która zapewni błogi relaks i sen w łożu… Nie łóżku, a właśnie „łożu”… Takiego słowa użył Mulat.
Przed moim pokojem na końcu długiego, ciasno upchanego drzwiami do identycznych kwater holu, było lustro. To w nim widziałam kobietę trzymającą klucze w dłoni z obrączką prowadzące do miejsca, gdzie spędzi ostatnią noc. Jutro wyjdzie stąd z walizką, wymelduje się na recepcji, aby iść na ostatnie spotkanie trzydniowej konferencji. Stamtąd na dworzec, gdzie wsiądzie do pociągu, który zabierze ją z powrotem do Trójmiasta w ciasnym przedziale drugiej klasy…
Nigdy się nie uśmiechałam… Wargi zaciskałam mocno, bo wciąż tylko miałam w głowie swoje krzywe zęby. Elegancka bluzka i żakiet tylko maskowały pozostałości tuszy z młodości. Od trzynastu lat niezmienna fryzura z katalogu. Skóra domagająca się zainteresowania ofertą kremów przeciwko zmarszczkom. Makijaż, zamiast podkreślać moje ładne cechy, robiłam tylko po to, by nie wyglądać na chorą. Brwi wymagające kolejnej regulacji. Oto cała ja…
Martyna, trzydziestoośmioletnia biurwa z suchą cipą, jak za plecami nazywała ją stara obciągara Nikola…
Kto przy zdrowych zmysłach uznawałby mnie za piękną? Wartą tych wszystkich słów i drogich koktajli?… Tym bardziej, kiedy wygląda się na mężczyznę mogącego mieć każdą kobietę na skinienie palca… Gdybym wyglądała jak nasza kierowniczka Nikola, zrozumiałabym wszystko… Poleciałabym wtedy od razu z nim do jego „łoża” i całowała się jeszcze w windzie…
– Nic zobowiązującego… – powiedziałam do odbicia. – Jesteś od niego starsza… O ile?… Pewnie osiemnaście lat najmniej… To głupi szczeniak! Mogłabyś być jego matką… Zafundował ci po prostu więcej alkoholu i prawił czułe słówka… Słówka… których nikt inny nie powiedział… On nie chce seksu…
Złapałam za obrączkę i szarpnięciem zdarłam ją z palca. Zeszła zaskakująco łatwo jak na coś, co tkwiło tam od dnia, w którym Jacek wsunął na mój palec w urzędzie stanu cywilnego. Wróciłam do windy i dziwnie nagą dłonią wcisnęłam siódemkę.
Winda wypluła mnie w innym świecie; świecie pełnym migotliwie błyszczących lamp, czerwonego dywanu i pięknych pojedynczych drzwi prowadzących do najdroższych apartamentów podobnych do małych mieszkań. Takich, z których korzystają politycy, celebryci, prezesi z zagranicy lub inne ważne persony. Kimkolwiek był ten dzieciak, był nieźle ustawiony.
Docierając do siódmych drzwi, bez pewności uniosłam rękę… Jakaś iskierka zwątpienia tliła się wewnątrz, że albo nie wrócił, albo rzeczywiście się upił i zasnął. Jednak… Całą noc siedział przy stole z tą jedną szklanką i gapił się na mnie…
Najciszej jak się dało, zapukałam.
Otworzył natychmiast, jakby na mnie czekał… Nadal miał na sobie spodnie i koszulę z podwiniętymi wysoko rękawami, ale tym razem rozpiętą. Nie pomyliłam się w osądzie, że jest ładnie zbudowany z wyraźnie zarysowanym każdym mięśniem… Niczym filmowy aktor pozujący bez koszulki ku uciesze kobiet mojego typu… Jednolicie gładka skóra wydawała się lśnić w słabym świetle…
Nim zdążyłam chociażby otworzyć usta, uśmiechnął się tak jak obserwowaniu mnie. Przemawiał tym cichym, głębokim głosem:
– Obsługa hotelowa jest doprawdy na najwyższym poziomie. Nie mieli problemów z dostarczeniem mi płatków kwiatów do pani kąpieli i balsamu o jakże przyjemnej woni. Wręczyłem im dwa banknoty o wystarczającym nominale, by zgodzili się wyłączyć czujniki dymu. Nie chciałem, by świece je drażniły, a alarm przeszkadzał w pani drobnym rytuale… Pozwoliłem sobie już wszystko przygotować. Pozostało pozbawić się ubrań i wejść do wanny…
Przestąpiłam z nogi na nogę.
– Dlaczego?… Dlaczego ja?…
– Dlaczego pani? Bo wbrew Proustowi, mam bogatą wyobraźnię i lubię piękne kobiety. Na dole ujrzałem samotną istotę i przez myśl mi przeszło, że to Morfeusz pozwolił mi śnić na jawie o niej w takim miejscu… Uznałem, jak piękna musi być w najbardziej intymnej dla siebie chwili… Może rozstaniemy się szybko, za godzinę, a może o poranku, jeśli zechce pani ze mną pozostać i zadać mi więcej bólu… Bez wątpienia z chwilą opuszczenia mnie przez panią pozostaną mi jedynie niezwykle przyjemne wspomnienia tej nocy… Co pani z niej wyniesie, skoro chciała tu przyjść? Sam nie wiem…
Ostrożnie, jakby nieśmiało uniosłam rękę i dotknęłam białej części jego twarzy. Była miękka i ciepła, nienaturalnie przyjemna w dotyku. Pocałował mój nadgarstek, pozwalając się pogłaskać. Przekroczyłam próg jego pokoju.
Wnętrze łazienki, do której mnie wprowadził, było… oszałamiające. Duża, wolnostojąca wanna miała kształt porcelanowej łodzi. Wypełniona była parującą wodą o cudownym zapachu i pływającymi na powierzchni płatkami kwiatów. Na podłodze dookoła stały świeczki, których płomyki migotały czarującym blaskiem.
Wstydziłam się przy rozbieraniu. Nie dlatego, że robiłam to przed nieznajomym chłopakiem poznanym kilka godzin temu w barze… Dlatego, że chociaż wierzch ubrań był elegancki, to pod spodem miałam tanie rajstopy i źle dopasowaną bieliznę kupioną na promocji w dyskoncie… Gotowa byłam przepraszać, że moje ciało jest nie tak idealne, jakbym chciała i pewnie jak on sobie wyobrażał…
Cycki miałam raczej małe i krzywe. Brzuch pokryty fałdkami tłuszczyku z rozstępami po tym, jak było go więcej. Włosy łonowe wyglądały niczym sierść dzikiego zwierzęcia, nigdy nie poddane jakiejś pielęgnacji poza ich myciem. To już nie był wstyd, to był ból…
On siedział na odwróconym tyłem krześle, dwa metry ode mnie. W spojrzeniu jego dwukolorowych oczu próżno było szukać pożądania; wyrażały one jedynie zachwyt człowieka obserwującego doskonały spektakl teatralny. Kiedy stanęłam przed nim nago, moje zawstydzenie zwiększyło się… Był pierwszym mężczyzną, który oglądał mnie w pełni rozebraną, nie licząc męża…
– Przepraszam… – powiedziałam, czując, jak zbiera mi się na płacz.
– Ależ za co? – spytał zaskoczony, ale ton jego głosu pozostał przyjemnie cichy i głęboki. – Czy nie jest tak, że kiedy w kopalni oświetlonej latarnią górnika znajdzie ktoś klejnot, to podziwia go takim, jakim stworzyła go matka natura?… Oczywiście, dopiero odpowiednia ilość czasu i zdolności pozwala go obrobić… Uczynić doskonałym. Tej nocy dane mi będzie jedynie obserwować go jako zawieszonego pod sufitem wysokiej jaskini, daleko poza zasięgiem moich ramion… Jestem teraz Tantalem, nie mogę sięgać po to, czego najbardziej pragnę…
Wolno usiadłam w wodzie, uważając, aby nie zamoczyć włosów.
– Dawno tego nie robiłam… W sensie nigdy przed obcymi… Po prostu… Chyba wyrosłam z tego, jak wyszłam za mąż…
Kiwnął głową.
– Rozumiem. Jeśli nie ma pani ochoty, może się ograniczyć do kąpieli… Widok i tak już jest piękny… Zawsze też można sobie wyobrazić, że jest się w tej chwili kimś innym… Może kobietą, która bierze taką ciepłą kąpiel co wieczór?… Dzisiaj ma wyjątkową okazję pokazania się, jak to pani ujęła, szczeniakowi, mającemu pewnie chrapkę na jej cudowne ciało?… Może mu pokazać, jak powinien okazywać jej prawdziwe i warte takiej kobiety czułości?… Chce jej pani nadać jakieś imię?
Niepewna przygryzłam wargę.
– Anna.
Posłał mi swój przyjemny uśmiech człowieka zachwyconego obcowaniem z dziełem sztuki.
– Dobrze, Anno.
Obserwowałam jego zagadkową mozaikową twarz.
– Chcesz mnie dotknąć?…
Przekrzywił głowę jak zaskoczony pies.
– Mogę?
– Nie wiem…
Przeniósł krzesło bliżej mnie i usiadł tuż przy skraju wanny. Wyjął moją mokrą rękę z wody i delikatnie całował każdy palec. Ułożył na tej swojej dziwnej półmasce.
– Teraz ty mnie dotykasz… – Jego palce wolno gładziły moje przedramię aż do łokcia. – Czy masz ochotę, by podzielić się ze mną własnymi sposobami na zaspokojenie swoich małych grzesznych rozkoszy?… Słuchawką prysznicową? Może posiadasz jakieś fikuśne falliczne zabawki, które pozwalają ci osiągnąć la petit mort?…
Chyba jednak wypiłam za dużo. Czułam się dziwnie… Serce waliło mi w piersiach, a mięśnie zaczęły same decydować o tym, kiedy mają się kurczyć… Może jednak… Może jednak powodem była ta jego dziwna postać, rozkoszny głos i oprawa, jaką zbudował dla mnie w hotelowej łazience…
Martyna została w lustrze na dole, z kluczami w dłoni z obrączką na palcu i poszła do pokoju… „Zadzwonić do męża i iść spać!”…
W wannie byłam Anną…
– Dłonią – powiedziałam wreszcie po długiej ciszy. – Zawsze robię to dłonią. Tak jak w wannie w rodzinnym domu. Zawsze musiałam być cicho, za jedną ścianą spali rodzice, za drugą dziadkowie. Nikt nie mógł się dowiedzieć, co dzieje się w łazience… Jakich grzesznych przyjemności zaznaję… Wyobrażałam sobie, że jestem adorowana… Chłopcy oglądają się za mną… Tak jak za moimi koleżankami ze szkoły…
Nakreśliłam szlaczek dookoła sutków palcami wolnej ręki.
– Najbardziej przystojni zawsze wydawali mi się koledzy moich starszych braci. Wysocy, ładnie zbudowani… Czasem myślałam, że kiedy są w naszym domu, celowo idą do łazienki, by przeszukać kosz z praniem… By znaleźć moje majtki, wąchać je i lizać te małe dziewczęce smaczki… Potem, że oni, w swoich łóżkach masturbują się dziko i mocno, wyobrażając sobie moje nagie ciało…
Zaciskałam zęby, nie potrafiąc oderwać oczu od jego twarzy, jak on swoich od mojej. Tylko się uśmiechał. Nie zerkał z zaciekawieniem na moje ruchy; utrzymywał kontakt wzrokowy. Gładził cały czas moją rękę, jakby dając do zrozumienia, że wciąż tu jest…
Dotykając swojej kobiecości, poczułam dziwne przyjemne i wytęsknione mrowienie… Znów była sobota, w stalowej obdrapanej wannie… Wówczas też liczyłam się tylko ja, a nie dziewczyna z lustra… Gruba o krzywych zębach i w wielkich okularach, wyszydzana w szkole i pchnięta w ręce mężczyzny, którego nie kocha. Stawałam się wówczas piękna i uwielbiałam te chwile…
Dawno porzucone rozkosze przepływały przez miejsca, które zdawały się wyłączone z użytku… Ciało domagało się więcej tego cudownego błogostanu, a ja mu to zapewniałam pieszczotami… Nawet gdy zamykały mi się powieki, odpływając, czułam na sobie wzrok pełen zafascynowania, do czego jestem zdolna… I ta jego bliskość… Pragnienie przeżywania wraz ze mną chwil uniesienia… Teraz to już nie woda była gorąca, a moje własne ciało.
Wyłożone zimnymi marmurami ściany odbijały echem nieznane mi odgłosy dochodzące od złaknionej tych doznań duszy… Wbijałam paznokcie w jego twarz, zmieniając co rusz tempo, aby wydłużyć ekstazę lub jeszcze bardziej ją nasilać… Igrałam z własnym ciałem, dokładając kolejne palce do wnętrza… Już nie potrafiłam przestać!
Swój pierwszy od lat orgazm przeżyłam z głośnym krzykiem. Całe moje ciało naprężyło się gwałtownie, sztywniejąc na chwilę, i dopiero potem fala rozluźnienia i błogostanu rozpłynęła się po każdym jego zakamarku…
Leżałam pozbawiona sił, ciężko oddychając i wpatrując się w jego twarz. Powoli odsunęłam zmęczoną utrzymywaniem w górze rękę, ale złapał ją i pieścił…
Płynęłam gdzieś ponad własnym ciałem długą chwilę, nim udało mi się odzyskać władzę nad ustami i obolałymi strunami głosowymi…
– Pocałuj mnie… – udało mi się wreszcie wyszeptać…
Pochylił się lekko, po czym złożył na mojej twarzy trzy pocałunki… Pierwszy na czole, jakby chciał nagrodzić małą dziewczynkę za zrobienie czegoś dobrego. Drugi w kącik oka, jakby pragnąc zabrać z niego smutek za to, że to coś złego. Trzeci w kraniec warg. Był… bardziej pieszczotliwy niż wszystkie, jakie Jacek złożył w czasie naszego małżeństwa.
– Poleż sobie jeszcze chwilę spokojnie… – mówił, gładząc moje ramię. – Ostatni raz przeżyłem coś tak… Tak wzniosłego… kiedy londyńska Opera Królewska wystawiała Czarodziejski Flet Mozarta i cudowna Diana Domaru śpiewała arię Królowej Nocy… Jej głos miażdżył mi serce… Tak jak ty teraz Anno… Jakże pragnę, by nie był to twój łabędzi śpiew… Myślę, że jak będziesz gotowa, okryję cię czymś i ułożę jeszcze na chwilę w moim łożu… Może chcesz jeszcze jeden koktajl? Zasługujesz na nagrodę po takich wrażeniach…
Pokiwałam głową, czując senność.
– Kim naprawdę jesteś?…
– Człowiekiem Domino, bo kimże mógłbym być innym? Jeśli pytasz o nadane mi miano, to moi przyjaciele znają mnie jako Tuweni… Innego imienia nie posiadam, a to dzisiaj właściwie oddaje moją funkcję tutaj. Jestem co najwyżej rekwizytem, elementem scenografii w przedstawieniu, w którym grasz główną rolę.
Wydałam z siebie lekki pomruk.
– Czemu więc ty, Tuweni… Człowieku Domino… Czemu ktoś taki jak ty pojawił się w Opolu w hotelowym barze i podrywa mężatkę?
– To moja Anna ma męża?… Nie wiedziałem…
– Nie… Jestem samotna… Dlatego… Dlatego chciałam być blisko ciebie…
Uniósł jedną ze świeczek z podłogi i przysunął do mnie.
– Może masz urodziny? Pomyśl życzenie i dmuchnij, może się spełni…
Posłałam mu słaby, zmęczony uśmiech. Chcę, żebyśmy jeszcze się spotkali… – pomyślałam i dmuchnęłam. Strużka dymu uleciała w powietrze…
Gdy już wypoczęłam, wyjął mnie z wody i usadził na krzesełku, a potem założył hotelowy szlafrok… Czułam się jak księżniczka! Przeniósł jak pannę młodą do szerokiego, miękkiego łoża i położył w czystej pościeli. Uniosłam rękę, by znów pogłaskać tę dziwną plamę. Dotykanie jej było jakieś przyjemne…
– Jesteś taki piękny… Piękny, silny i ciepły… Chciałabym móc się z tobą kochać…
Pokręcił głową.
– Nie, piękna Anno… Nie zdołałbym sobie pozwolić tknąć twych piersi, a co dopiero łona… Nie zasługuję na ciebie… Potrzebowałbym na to wielu, ale to bardzo wielu nocy… Dzisiaj mogłem jedynie patrzeć i karmić swoje brudne żądze…
Obserwowałam, jak unosi słuchawkę telefonu, by zamówić obiecany koktajl…
– Tuweni…
– Tak, Anno?
– Mogę przytulać się do ciebie przez sen?…
– Uczynisz mą mękę jeszcze większą, ale tak… Moje ręce, a także coś tak szkaradnego i prostackiego jak mój penis jednak nie skalają tej nocy twego ciała. Czy chcesz koszulę, by ukryć swą nagość?
– Chcę spać nago, chcę czuć cię całą moją skórą…
Rano wybudził mnie kac-morderca. Zarówno alkoholowy, jak i moralny, walący po całym ciele. Klnąc jak szewc, z przerażeniem wyskoczyłam z łóżka, gdzie wciąż leżał w swojej rozpiętej koszuli dziwny Mulat. Pognałam do łazienki, gdzie w pośpiechu się ubrałam. Nawet nie przejęłam się tym, że założyłam majtki tył na przód.
Sprawdziwszy na telefonie godzinę, wpadłam w jeszcze większą panikę. Miałam co najwyżej pół godziny na szybkie odświeżenie i przebranie w swoim pokoju, nim zacznie się konferencja. Pędem, trzymając torebkę, dobiegłam do drzwi i już chciałam nacisnąć klamkę, gdy usłyszałam ten sam głos, co we wspomnieniach z nocy:
– Żegnaj, słodka Anno… Dar twej nocy pozostawię głęboko w moim sercu…
Przecież nigdy nią nie będę!… – pomyślałam. Nie odwracając się, wybiegłam ze łzami…