Czas burz (I)

14 października 2024

Szacowany czas lektury: 55 min

Poniższe opowiadanie znajduje się w poczekalni!

Komendant Andrzej S. próbował zapalić papierosa, który zawilgł na tyle, że za nic nie chciał zająć się żarem. Ogień z zapałki zaczął mu już parzyć palce, gdy koniec w końcu zatlił się lekkim jasnoróżowym światłem.

– K...a – wyszeptał, upuszczając zapałkę na ziemię, po czym szybko zaciągnął się, aby rozniecić żar.

Udało się. Tytoń rozświetlił się mocniej, a usta i płuca wypełniły się kojącym dymem, poprawiając mu nieco humor. To był już piąty miesiąc po zakończeniu wojny i Andrzej był niewyobrażalnie zmęczony. Z początku rola komendanta policji na okupowanym obszarze wydawała się nową ekscytującą przygodą z możliwościami dalszego awansu i premii, ale jak dotąd nic z tego się nie spełniało. Premie owszem i były, ale w najmniejszym stopniu nie rekompensowały niewyobrażalnie żmudnego wdrażania nowego prawa i uciążliwości pracy na terenach okupowanych. Na domiar złego, obszar jego komendy, małe rolnicze miasteczko z okolicznymi wsiami, było chyba najnudniejszym obszarem w całym kraju. Tak naprawdę jednak zdawał sobie w duchu sprawę, że mogło być znacznie gorzej. Marzeniem ojca Andrzeja, pułkownika piechoty, było, żeby syn pracował w policji politycznej, co wiązało się ze znacznie większym uposażeniem i prestiżem. Był całkiem bliski spełnienia jego marzenia, a gdy się jednak nie udało, był śmiertelnie zawstydzony i rozczarowany, że zawiódł ojca i całą rodzinę. Teraz jednak dziękował niebiosom, że zajmuje się kradzieżami, wypadkami i kontrolą cen. Zderzenie z wojenną rzeczywistością uświadomiło mu, że bardziej od pieniędzy i prestiżu ceni sobie spokój i możliwość oddychania. Nuda nie jest wcale taka zła.

Popatrzył na stojącą kawałek przed nim przestraszoną, atrakcyjną kobietę w wieku chyba 28 lat. Gospodyni tego domu była niskiego wzrostu, o średniej masie ciała, pucułowatej twarzy i rudawo-brązowych, nieco kręconych włosach sięgających ramion. Była zdecydowanie w typie Andrzeja, któremu szczególnie podobał się jej zadarty nos. Po raz nie wiadomo, który uświadomił sobie, że najbardziej brakuje mu tu płci przeciwnej. W jego komendanturze nie było właściwie personelu żeńskiego, a miejscowe kobiety odwracały głowy, gdy widziały go na ulicy. Trudno im się dziwić. Nie pochwalał wprawdzie tej wojny, ale one o tym nie wiedziały, a i tak by nie uwierzyły. Zresztą co z tego – był przedstawicielem państwa, które zabrało im wolność a czasem i życie ich najbliższych.

Te nieco dołujące rozmyślania przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Do pokoju wpadł starszy posterunkowy Franciszek z naręczem skórzanych kurtek, które triumfalnie rzucił na podłogę. Zazwyczaj skromny i zalękniony, wręcz promieniał z dumy.

– Znalazłem panie sierżancie, znalazłem! Łóżko miało podwójne dno, ale nie ze mną takie numery – od razu było widać, że coś za płytkie! – po czym zamilkł, poczerwieniał i jakby skulił się, nieco przestraszony zuchwałym tonem swojej wypowiedzi. Franciszek był szczupły, średniego wzrostu i dobrze zbudowany, lecz przez swoją zwykle zalęknioną postawę nie budził zbytniego respektu.

– Proszę, proszę… – rzucił komendant jakby nieco zaskoczony, a następnie szybko dodał silniejszym głosem – Świetna robota posterunkowy!

Z powrotem podniósł wzrok na stojącą bez ruchu w tym samym miejscu gospodynię, która w jednym momencie zbladła jak ściana. Jej twarz i oczy, wpatrujące się w leżące na podłodze dowody przestępstwa, nie wyrażały strachu, a raczej stały się plastikowe, bez emocji – bardziej przypominała w tej chwili manekina niż żywego człowieka.

– Jak to pani wyjaśni? – zapytał gniewnie, bezpośrednio do gospodyni, lecz musiał odczekać kilka sekund, aż stojący obok tłumacz przetłumaczy pytanie – choć w tym wypadku nie było to raczej konieczne.

Minęło kolejnych parę sekund, lecz nie doczekał się żadnej odpowiedzi. Gospodyni dalej tkwiła w tej samej pozie, ze wzrokiem umiejscowionym w tym samym miejscu. Komendant zauważył, że zaczęły jej drżeć nogi, oddech przyśpieszył, a oczy nabiegły łzami. Jej sytuacja była beznadziejna i on o tym wiedział. Jej mąż spędził już niedawno w areszcie miesiąc za inną kradzież, więc to była recydywa. Tym razem areszt będzie znacznie dłuższy i w prawdziwym oddziale więziennym daleko stąd. Groziła im konfiskata części lub całości majątku, a ona zostanie prawdopodobnie oskarżona o współudział i osadzona w obozie. Tego, że brała w tym udział, był zresztą prawie pewny i nie musiał mieć na to specjalnych dowodów.

Wszystkie te przemyślenia przeszły błyskawicznie przez głowę Andrzeja i… sprawiły, że stał się bardzo podniecony. Nie nie, nie był tego typu mężczyzną. Absolutnie nie. Był gentlemanem w każdym calu, zawsze traktował kobiety z nabożnym wręcz szacunkiem i szczerze nienawidził brutalnej przemocy. Zresztą przymuszenie kobiety byłoby ostatnią głupotą, groziła za to degradacja, więzienie, lub nawet pluton egzekucyjny, a z drugiej strony barykady kula od oddziałów partyzanckich. Co jak co, ale tego typu zachowania były uniwersalnie znienawidzone. Tylko że … on wcale nie musiał nikogo przymuszać. Gospodyni była w tak rozpaczliwej sytuacji, że sama zrobi wszystko, aby się z niej wyplątać, a że kradli z mężem od swoich to i nikomu się nie poskarży. „To absolutnie niegodne oficera…”, pomyślał z oburzeniem na samego siebie, „… poza tym mnóstwo rzeczy może pójść źle”, ale te myśli nie mogły wygrać z jego podnieceniem. Nie chodziło tylko o sam seks, ale o władzę, może i brzydził się przemocą fizyczną, ale kontrola i władza niesamowicie go kręciły, choć starał się sam przed sobą do tego nie przyznawać. Oddech gwałtownie mu przyśpieszył, tętno skoczyło i wiedział, że się nie powstrzyma. Ta idea, ten plan, ta kobieta, opanowały cały jego umysł i ciało. Serce waliło mu już jak szalone, czuł uderzenia gorąca na twarzy, a mięśnie nóg zaczęły mu drżeć – czuł, że potrzebuje jej bardziej niż tlenu i nie zawaha się przed niczym, aby ją mieć.

Z zamyślenia wydobył go odgłos Agnieszki, bo tak miała na imię gospodyni, upadającej na kolana i wybuchającej płaczu. Andrzej spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem, a kątem oka zobaczył na sobie pytające spojrzenia starszego posterunkowego i tłumacza. No tak, rozmarzył się i za długo nic nie mówił, ale musiał jeszcze chwilę pomyśleć. Czy oboje jego pracownicy nie będą mieli nic przeciwko takiemu obrotowi sprawy?

Franciszek, nieśmiały dwudziestotrzylatek, miał swój pokój obwieszony rysunkami nagich kobiet, częściowo erotycznych, częściowo raczej anatomicznych, co jego przełożony zobaczył zupełnym przypadkiem, szukając pod jego nieobecność pilnie potrzebnych dokumentów. Od kiedy go znał, próbował poderwać jakąś pannę, z bardzo marnym wydaje się skutkiem. Zwykle zresztą wycofywał się, nim nawet zaczął. Notorycznie przechodził też w pobliżu miejsc, gdzie stawały kobiety lżejszych obyczajów, ale z tego, co wiedział, nigdy chyba nie odważył się skorzystać z ich usług. Jak Franciszek mógł nie skorzystać z okazji, która się przed nimi otwierała?

Tłumacz Grzegorz był miejscowym człowiekiem o mieszanym pochodzeniu, pół lokalny, pół okupant. Miał już 50 lat, nie miał kobiety i brak szans na jakikolwiek nowy związek, bo miejscowi wyraźnie zaczęli go unikać, i za współpracę z okupantem, i za pochodzenie. To, że nie był zbyt urodziwy, na pewno nie dodawało mu szans. Tak, Pan Grzegorz na pewno bardzo potrzebuje rozrywki, drugiej takiej okazji mieć nie będzie, na pewno skorzysta z okazji… na pewno – logika Andrzeja była bardziej życzeniowa niż realistyczna.

– Szanowna pani gospodyni! – zaczął głośno i stanowczo, trochę, aby przekrzyczeć szloch a trochę, aby wywrzeć odpowiednie wrażanie, a jednocześnie stosując formę grzecznościową, dawał znać oskarżonej, że nie jest jeszcze skazana. Tłumacz jak zawsze błyskawicznie tłumaczył każde zdanie, często już zaczynał, nim komendant skończył mówić. Andrzej był niezmiennie bardzo zadowolony z jego pracy.

Agnieszka popatrzyła na komendanta nieśmiało, z opuszczoną głową, ciągle nie mogąc powstrzymać łez.

– Dla pani męża nie ma już ratunku… – szloch się nasilił – … pozostaje pytanie, co z panią? – szloch zaczął słabnąć. Andrzej poczekał chwilę, aż całkiem przestanie płakać. Gospodyni teraz patrzyła na niego pytająco.

– Czy jest pani wspólniczką swojego męża w przestępstwach, czy niewinną ofiarą?


Agnieszka była jednocześnie wściekła i przestraszona. „Mówiłam temu idiocie, żeby uważał i żeby nie chował łupów w domu. Co mu do głowy strzeliło, że to do łóżka włożył, każdy to znajdzie. Spił się, kanalia, i już nie myślał jasno. Ja też głupia, mogłam się domyślić, że go aresztowali, jak nie wracał, i dom mogłam sama wcześniej przeszukać. Głupia, głupia, głupia, jak but głupia, jak cholerny but!”. Myśl o możliwych konsekwencjach wzbudzała w niej przerażenie, a jak jeszcze przyjdą z psami i zaczną po ogrodzie szukać … lepiej nie myśleć. Ryszard przez te swoje kradzieże zraził do siebie wszystkich. Dawniej był najlepszy w swoim fachu: kradł tylko bogatym, był jak duch, nikt go nie widział i nikt nie wiedział, że to on. Wtedy go kochała, podziwiała i pomagała z radością. A teraz? Ciągle pijany, tu coś spartaczył, tam ślady zostawił, złapać się dawał. Jeszcze jakby tylko obcym kradł, to by go swoi bronili, ale nie, on swoim też musiał, nawet tym, co ledwo koniec z końcem wiązali. Szala przelała się, jak jedna z okradzionych napluła na mieście Agnieszce w twarz. Dawna miłości do męża przeszła w nienawiść i wstręt.

Słowa komendanta z jednej strony ją przeraziły, ale z drugiej dodały nieoczekiwanej nadziei.

– Panie władzo, ja nic nie wiedziałam, nic a nic! On wychodził i nic nie mówił, pytać się nawet bałam, gdzie był, bo pijany wracał i za jedno słowo w mordę lał. Przysięgam, jak boga kocham! – starała się płakać jeszcze głośniej, aby dodać wiary wizerunkowi uciskanej i nieświadomej żony, a trzeba dodać, że Agnieszka od zawsze była dobrą aktorką.

Niewiele to, co mówiła, miało z prawdy, bo zgadza się – pił, zgadza się – nienawidziła go, ale nie bił, oj nie ośmieliłby się, prędzej ona jego, a w ukrywaniu i sprzedawaniu łupów zawsze mu pomagała. W kradzieżach rzadziej, wolała jakby co, żeby jego tylko złapali, więzienie nie było miejscem dla niej. Co innego zresztą miała robić, z tego głównie żyli. Fakt, zasiali i hodowali to i owo, ale to bardziej na pokaz – żeby z roli i trzody na godne życie wystarczyło, to trzeba by się chyba na śmierć zaharować. Agnieszka lubiła wygodę i dostatek, ciężka praca to nie był jej ulubiony przepis na życie.

– Coś siniaków na twarzy nie widzę, czy pani szanowna, aby na pewno prawdę mówi? Poważne wątpliwości mnie nachodzą … zamyślił się na chwilę – Drogę pewnie kompletnie zalało w tej ulewie i dziś do komendy nie wrócimy, mamy zatem całą noc na przeszukanie. Posterunkowy…

– Prawdę mówię! Samą, samiusieńką, przysięgam! – Agnieszkę ogarnęła lekka panika – Wszystko zrobię, wszystko, wszystko, żebyście mnie nie zamykali! … Panie komendancie najwspanialszy, czy ja na złodziejkę wyglądam?

– No nie wydaje mi się – stwierdził komendant, nie wiadomo co dokładnie z jej wypowiedzi mając na myśli, ale powiedział to jakby łagodniejszym tonem.

– No ale co pani zrobi? Niech pani gospodyni szanowna, coś konkretnego zrobi, bo nam się cierpliwość kończy. – westchnął i dodał – Przemoczeni cali jesteśmy, przebrać się musimy i ubranie wysuszyć, skoro i tak tu musimy noc spędzić – tłumacz jak cień powtarzał jego słowa w obcym języku, ciągle zerkając ukradkiem na Agnieszkę a ona na niego.

Agnieszkę zaczynała rozumieć, o co może chodzić komendantowi. Najpierw ogarnął ją wstyd i gniew. Potem ulga i wręcz euforia, że zna wyjście z sytuacji. A w końcu, niespodziewane dla niej samej, podniecenie. Zawsze podniecali ją dominujący mężczyźni, którzy brali, co chcą, co też tłumaczyło, dlaczego wyszła za mąż za złodzieja. Tacy w mundurach też byli całkiem w porządku.

– Już ubrania jakiegoś poszukam dla panów, biedni jesteśmy, to nie wiem co znajdę, stare spodnie chyba tylko … ale czyste. A mundury na piecu położymy, raz-dwa suche będą. Proszę poczekać. – i wyleciała z izby, nie czekając na odpowiedź.

Pobiegła najpierw do łazienki, gdzie ścierką zmoczoną w balii szybko się umyła pod sukienką. Następnie do sypialni gdzie wyjęła trzy pary spodni z komody, zdjęła wierzchni sweter, zostając w samej bluzce. Rozpięła dwa górne guziki i poprawiła stanik, podnosząc piersi do góry. Rzut oka w lustro sprawił, że uśmiechnęła się do siebie – jej piersi wyglądały, jakby chciały wyskoczyć na zewnątrz, nikt się temu widokowi nie oprze. Na koniec z szafki wyjęła butelkę samogonu i szklanki, przewiesiła spodnie przez ramię, wzięła głęboki wdech i pobiegła z powrotem. Być albo nie być – znów ogarniała ją lekka panika.

Weszła do izby i zatrzymała się tuż za drzwiami, z nagłego stresu nie za potrafiąc wymyślić sensownego zdania – nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło.

Było to duże, prostokątne pomieszczenie, pełniące funkcję pokoju gościnnego. Drzwi, za którymi stała, znajdowały się z boku jednej z dłuższych ścian pokoju. Druga dłuższa ściana, znajdująca się naprzeciw wejścia, była jednocześnie ścianą zewnętrzną domu, na której znajdowały się trzy duże okna: po obu bokach oraz na środku. Za oknami było ciemno i padał deszcz, tak że nic nie było widać za szybami, jedynie odbicie światła lamp naftowych – po jednej lampie na każdym parapecie okna. Dom kiedyś miał elektryczność, ale linia została zerwana podczas wojny i ze względy na odosobnienie domu nie została do tej pory naprawiona. Mimo wszystko izba był dobrze oświetlona, gdyż na żyrandolu wisiały jeszcze trzy inne lampy, oraz kolejne dwie stały na drewnianych regałach stanowiących część umeblowania. Agnieszka lubiła jasne światło i prawie wszystkie pomieszczenia w domu były dobrze oświetlone. Skąd mieli zapasy nafty, było słodką tajemnicą jej i jej męża.

W jednym z rogów pokoju, koło okna naprzeciw drzwi, stał duży stół z czterema krzesłami, wyciągany na środek tylko przy specjalnych okazjach. Na środku pokoju stała niska, prostokątna dębowa ława z czterema krzesłami, przy której stał teraz komendant, opierając się o jedno z krzeseł. Po prawej stronie drzwi, na środku długiej ściany, stał duży kaflowy piec na drewno, od którego biło przyjemne ciepło. Po jego obu stronach wisiały duże drewniane zegary z kukułką i wahadłem, oba działające, wydające miarowy odgłos tykania. Tuż po lewej stronie drzwi stał wysoki wąski regał wypełniony szkłem i fajansem. Po jego przeciwnej stronie, w drugim końcu pokoju, był drugi, podobny, ale znacznie większy, zajmujący prawie całą szerokość ściany. Całe umeblowanie i wyposażenie, choć skromne w ilości, było w miarę nowe, w bardzo przyzwoitym stanie i wskazywało na zamożność właścicieli tego domu.

Agnieszka zobaczyła, że wszyscy trzej zdjęli już górne części munduru (choć tłumacz tak naprawdę miał znoszony wełniany garnitur, nieco tylko krojem przypominający mundur) oraz buty i położyli je na piecu. Dalej mocno niepewna i przestraszona, postanowiła na razie nic nie robić i czekać na ich reakcję. Wszyscy trzej funkcjonariusze zamarli i teraz wpatrywali się w nią intensywnie. Komendant uśmiechnął się szeroko, wpatrując się to w nią, to, ukradkiem, w jej dekolt.

– Za alkohol podziękować musimy, na służbie jesteśmy, sama pani rozumie. Natomiast ubranie chętnie przyjmiemy. – zmiana tonu komendanta obniżyła nieco poziom lęku Agnieszki – No … niech pani tak nie stoi, proszę położyć – kontynuował, wskazując ręką na ławę. Podeszła posłusznie na środek izby i ostrożnie położyła ubranie na ławie. Komendant zafrasował się nieco, patrząc na spodnie – Trochę za krótkie … choć w całkiem dobrym stanie, przyznaję. Cóż, muszą wystarczyć.

– Przepraszam najmocniej panie władzo, najlepsze dałam co mam, bieda u nas, bieda, pracy nie ma, a stary wszystko przepija, wszyściusieńko – Agnieszka czuła przymus natychmiastowego wytłumaczenia się, nie zastanawiając się głębiej czy jej wyjaśnienia zgadzają się z faktami.

– Nieważne, nieważne – Andrzej machnął ręką – Wydaje mi się, że sprawy idą w dobrym kierunku … pani wersja, no … wydaje się, jakby … trochę bardziej prawdopodobna … ale daleko jeszcze … bardzo daleko … abym był do niej przekonany. A czasu mamy mało, jak pani może nas przekonać, że nie brała w tym pani udziału? – przerwał na chwilę – No nie wiem … może to nam pani szanowna jakoś bardziej … zobrazować … unaocznić. Potrzebujemy konkretów, czegoś … namacalnego – uśmiech zszedł mu z twarzy, a ton głosu z poufałego zmienił się w oficjalny. Stał teraz zaledwie metr od Agnieszki, a mówiąc ostatnie zdanie, wpatrywał się już zupełnie jawnie w rozpięty fragment jej bluzki.

Agnieszka czuła, że jej twarz cała pulsuje a oddech, choć to prawie niemożliwe, przyśpieszył jeszcze bardziej. Nikt z trójki mężczyzn nie ruszył się, wszyscy bez ruchu wpatrywali się w nią. Nie musiała na nich patrzeć, żeby to wiedzieć – mówiła to przejmująca cisza zakłócona jedynie ciężkimi oddechami i odgłosem padającego deszczu za oknami. Wzięła głęboki oddech, powoli rozpięła kolejne dwa guziki i … zatrzymała się.

– Co będzie ze mną panie władzo? Nikt nie zatrudni żony złodzieja. … A ten dom, moje rzeczy … skonfiskujecie je? – zdała sobie sprawę, że musi ugrać jak najwięcej już teraz.

Andrzej odpowiedział od razu, mówiąc wyraźnie szybciej niż przed chwilą, jakby jakakolwiek zwłoka była dla niego nie do wytrzymania. Grzegorz wyczuł niecierpliwość w jego głosie i tłumaczył jeszcze szybciej niż zwykle.

– My nie jesteśmy złodziejami Szanowna pani! Skonfiskujemy jedynie te oto tutaj leżące owoce przestępczej działalności. A … a co do pani sytuacji, przysługuje pani … renta jako dla ofiary przemocy domowej. Wszystkie dokumenty pomożemy pani wypełnić i wszyscy poświadczymy ich prawdziwość. Nic się pani martwić nie musi, ma pani słowo oficera! – uderzył cholewami butów o siebie i szybko kontynuował – Osobiście obiecuję załatwić pani pracę na naszej komendzie lub w innym urzędzie. … Coś drobnego raczej, przynajmniej na początku. Sprzątanie, gotowanie. Sama pani rozumie, przepisy nakładają ograniczenia na pracę dla lokalnej ludności.

Wziął oddech i szybko dodał, tym razem wręcz gniewnym tonem, kontrastującym z jego poprzednim, niezwykle uprzejmym sposobem wypowiadania się.

– Ale ja ciągle jestem daleki od tego, żeby szanownej pani uwierzyć, czy nas aby pani szanowna zwodzić nie próbuje?! Dobrze pani zaczęła, proszę nas nie zawieść.

– Absolutnie nie, panie sierżancie – powiedziała cicho. Słowa komendanta odniosły oczekiwany efekt, z jednej strony uspokajając i upewniając ją w tym, co zamierzała zrobić, ale jednocześnie wzbudzając lęk, że wystawia na próbę jego cierpliwość i może wszystko stracić.

Rozpięła szybciej niż wcześniej kolejne dwa guziki, tak że dekolt był już rozpięty do poziomu pępka. Bluzka była prosta, biała, z białymi guzikami i z grubego materiału dobrze chroniącego przed zimnem w chłodne październikowe dni. Spojrzała na komendanta ciągle niepewna czy na pewno o to chodzi, ale nie musiała mieć żadnych obaw – wpatrywał się w jej dekolt z niemal religijną egzaltacją. Sprawiło jej to wyraźną przyjemność, aż dreszcz podniecenia przeszył ją od środka, czuła się kontrolowana, ale jednocześnie sama też kontrolowała tego mężczyznę swoim ciałem, co dawało jej pewne poczucie bezpieczeństwa. Rozsunęła powoli rozpięte poły bluzki, wpatrując się ukradkiem w twarz komendanta. Najpierw jedna naga pierś pokazała się na zewnątrz w pełnej krasie a sekundę potem druga. Jej jędrne piersi i duże różowe sutki, musiały się podobać i doskonale o tym wiedziała. Oczy komendanta zaszkliły się, jakby zaszły łzami, twarz zrobiła się nieco bardziej czerwona, a usta rozchyliły się, łapiąc przyśpieszony oddech.

– Jakby Szanowna pani była uprzejma się zbliżyć – poprosił, samemu siadając na krawędzi ławy.

Kątem oka widziała, że posterunkowy, masuje przez spodnie okolice swojego krocza. Na tłumacza nie śmiała patrzeć. „Jak to się wszystko skończy?”, przestraszyła się na moment, ale nie było teraz czasu na zastanawianie się. Podeszła powoli do komendanta, zatrzymując się zaledwie piętnaście centymetrów od niego. Andrzej zbliżył twarz do jej piersi, polizał jej lewy sutek, a następnie włożył go do ust, ssąc i liżąc naprzemiennie. Jednocześnie chwycił dłonią jej drugą pierś, naprzemiennie ściskając i łagodząc uchwyt. Agnieszka stała nieruchomo, teraz już dużo spokojniejsza i patrzyła na oficera bawiącego się jej piersiami, jak dziecko świątecznym prezentem, jednocześnie analizowała mieszankę nowych zapachów unoszących się w powietrzu: woń pomady do włosów, gryzący aromat tytoniu i mięty pieprzowej. Wszystkie te zapachy mieszały się z intensywną wonią potu: i jego i jej. Komendant był amatorem papierosów i nieustannie żuł liście mięty pieprzowej dla poprawy oddechu, zwyczaj, który wyniósł ze swoich rodzinnych stron.

Pilnowała się bardzo, żeby broń boże nie dać znać, że podoba jej się to, co robi komendant – a podobało jej się zaskakująco bardzo. Mimo tego, w momencie, gdy druga dłoń Andrzeja chwyciła ją za pośladek, jej mechanizmy obronne wyłączyły się na moment pod wpływem zaskoczenia i z jej ust wydobył się głośny jęk rozkoszy. Na ten dźwięk Andrzej przerwał, z wyraźnie zadowolonym wyrazem twarzy. Nieznacznie się odsunął, popatrzył na nią i podnosząc się do pozycji stojącej, powiedział spokojnym i silnym głosem:

– Szanowna pani gospodyni, jak mówiłem spodnie mi przemokły od tej ulewy. Byłaby pani tak uprzejma i pomogła mi je zdjąć, żeby przeschły na piecu? – w formie pytanie a w tonie głosu rozkaz. Agnieszka, choć nieco zaskoczona i przestraszona, dlaczego teraz przerywają, „czyżby zmienił zdanie?”, odruchowo odpowiedziała:

– Ależ oczywiście panie komendancie, natychmiast – zastanowiła się przez sekundę, co ma robić, a widząc, że Andrzej nie ma zamiaru się ruszać, uklękła i zaczęła rozpinać czarny skórzany policyjny pas. Po rozpięciu sprzączki i zluzowaniu paska zaczęła powoli rozpinać guziki poniżej. Materiał w tym miejscu był bardzo wybrzuszony, jakby coś chciało się wydostać na zewnątrz.


Andrzej był zachwycony. To była najlepsza decyzja jego życia, wszystkie obawy i wątpliwości zniknęły, gdy przyległ ustami do piersi Agnieszki. To było wszystko jego, jego własność choć przez chwilę, taka piękna, taka podniecająca. W zachwycie lizał i ściskał okrągłe piersi przez kilka minut, ale to było zbyt mało, potrzebował więcej, musiał mieć wszystko i to zaraz. Jedną wolną rękę trzymał na talii gospodyni. Przez chwilę krępował się zrobić coś więcej, ale szybko nabrał odwagi, przesunął rękę w dół i chwycił mocno za pośladek przez materiał spódnicy. Gospodyni głośno jęknęła, nie wiedział, czy z rozkoszy, czy z oburzenia, ale podnieciło go to wręcz niesamowicie. Wiedział, czego teraz chce, ale ciągle był gentlemanem i nie mógł tego zażądać wprost. Odsunął się i poprosił Agnieszkę o zdjęcie jego spodni pod pozorem ich wysuszenia, bardzo grzecznie, ale na tyle stanowczo, aby nie próbowała się opierać. Zadziałało, po chwili wahania klęknęła przed nim i zaczęła rozpinać jego pasek. Chwilę później rozpinała już guziki jego spodni, powoli i delikatnie, chyba zaskoczona jak bardzo są wybrzuszone. Opuściła nieco jego spodnie i zamarła na chwilę, mając zaledwie kilka centymetrów od siebie materiał jego bielizny wypchnięty do przodu jak namiot.

– Ta część garderoby też wymaga suszenia – powiedział nieco zniecierpliwiony jej wahaniem, przecież chyba domyśla się, o co chodzi. Jego pragnienie było na wyciągnięcie ręki, nie mogło się teraz rozwiać.

Posłuchała, kiwając głową z nieco przestraszonym wyrazem twarzy. Chwyciła materiał jego bielizny z obu stron i opuściła na dół, uwalniając penisa komendanta, który natychmiast stanął na baczność przed jej ustami. Andrzej nie miał już cierpliwości na proszenie. Chwycił delikatnie Agnieszkę za głowę i pociągnął powoli do siebie. Z zadowoleniem zobaczył, że rozchyliła delikatnie usta. Sterując jej głową, wsunął swojego kutasa w szparę między jej wargami. Prawie doszedł, obserwując, jak usta gospodyni obejmują i przesuwają się po jego przyrodzeniu … tak teraz była jego.

– Ślicznie buzia pani gospodyni teraz wygląda. To jest jej właściwe miejsce. – powiedział ciepłym niemal ojcowskim tonem, który w kontraście ze słowami miał podkreślić jego dominację.

Czuł, że język Agnieszki pieści koniec jego kutasa i wiedział, że niestety już dłużej nie wytrzyma. Cały ten plan, napięcie, rozmowy, to jak cała ta sytuacja się rozwijała, podnieciło go do granicy orgazmu, nim jeszcze zdążył jej dotknąć. Przez całe jego ciało przeszedł skurcz i sperma wytrysnęła do pieszczących go ust. Mocno pociągnął głowę klęczącej kobiety do siebie, wsuwając swoje przyrodzenie tak głęboko, jak to było możliwe. Kolejny skurcz i kolejna mniejsza fala spermy i tak jeszcze kilka razy. Zatrzymał się w końcu, głośno oddychając i wysunął swój penis spomiędzy miękkich czerwonych warg. Resztę spermy, która została na jego końcu, wytarł w policzek Agnieszki.

– Mam nadzieję, że szanownej pani smakuje? – zapytał zadowolonym głosem. Czuł potrzebę jeszcze dodatkowego podkreślenia, że jest jego własnością. Agnieszka, jak na komendę, połknęła całą zawartość swoich ust, starła palcem spermę z policzka i oblizała palec.

– Bardzo smakowało panie komendancie, dziękuję, … dziękuję bardzo – wydukała z czerwoną twarzą.

Po tej chwili triumfu Andrzej zreflektował się i szybko naciągnął bieliznę – nie wypadało, żeby przełożony tak pokazywał się podwładnym. Opadające podniecenie wyzwoliło kolejne, już nie tak przyjemne, emocje. Najpierw poczucie wstydu, że tak szybko skończył – czy oficer nie powinien wytrwać dłużej niż tę krótką chwilę? Następnie ogarnęło go nagłe przerażenie. Co, jeśli jego ludzie nie pójdą w jego ślady? Co, jeśli potępiają to, co się stało? Zaraportują go, a on stanie przed komisją dyscyplinarną? Zastrzelą go! Gorzej – ojciec się dowie, cała rodzina! Pobudzony tą myślą stanął na baczność i głośno zakomenderował:

– Panie posterunkowy … a i również pan, panie Grzegorzu, proszę kontynuować dochodzenie! Mają Panowie użyć wszelkich środków, aby być przekonanym co do niewinności tej kobiety, proszę nie cofać się przed niczym!

– Szanowna pani gospodyni! – zwrócił się do klęczącej ciągle kobiety, który właśnie chowała swoje piersi za materiałem bluzki – Proszę bez wyjątku i bez wahania wypełniać wszystkie polecenia moich podwładnych, od tego zależy pani przyszłość!

– Wybaczcie mi na chwilę, kontynuujcie, proszę, nie czekając na mnie! – i zabierając jedną parę spodni ze stołu, wyszedł z pokoju, kierując się w stronę toalety.

Nie chciał, aby jego ludzie dostrzegli strach w jego postawie, a bał się w tej chwili jak nigdy w swoim życiu. Chyba pierwszy raz w życiu oddał kontrolę, wycofał się, woląc przeczekać sytuację i wrócić za jakiś czas, gdy już będzie wiadomo, w jakim kierunku pójdą sprawy.


Franciszek był skołowany. To wszystko było tak niespodziewane i wydawało się tak … nie w porządku. Wiedział, że tak nie wolno, że to grozi poważnymi konsekwencjami. Jak komendant mógł to zrobić? To był prawdziwy gentleman, którego Franciszek zawsze szanował. Jak mógł tak wykorzystać tą elegancką i piękną kobietę, to się przecież nie godzi. Z drugiej strony …

To przecież złodziejka i … i sama tego chciała, sama rozpięła bluzkę i pokazała piersi. No tak, zdecydowanie sama chciała. Przecież poszłaby do więzienia. Czy można ją winić, że chce dalej normalnie żyć? Komu zależy, żeby ją karać? Nie wiadomo jakie straszne rzeczy by ją spotkały w więzieniu. No ale przecież nie mogą jej tak po prostu puścić, przestępstwo wymaga kary, pokuty. Tak. To była pokuta, którą musiała odbyć, a że ta pokuta sprawi komuś przyjemność to chyba nic złego. Tyle krzywdy się dzieje wokół, to wszystko tutaj jest tak trudne, tak niebezpieczne, tak wykańczające. Zasługują na trochę przyjemności, on na nią zasługuje. Nie pamięta już, jak dawno był z kobietą … to było jeszcze w jego ojczyźnie. Poza tym był tak strasznie podniecony. Jej piersi, jej usta wyglądały cudownie. Jak pięknie by to było, gdyby jej usta objęły jego przyrodzenie – on by to lepiej wykorzystał niż komendant.

Jednocześnie cholernie się bał odrzucenia. Co, jeśli ona go wyśmieje? Nie przeżyłby takiego upokorzenia. Tutaj wszystkie kobiety go ignorowały, miał wrażenie, że nim pogardzają i obrażają go, w języku, którego nie rozumiał. Teraz może się zrewanżować, teraz miał kontrolę, przecież gospodyni chyba musi się go słuchać. Teraz może spełnić swoje marzenia. Teraz albo nigdy.

Nie wiedział, jak długo zajęły mu rozmyślania, ale gdy się z nich ocknął, zauważył, że nikt w izbie się nie ruszył. „No dobrze” – pomyślał – „do dzieła”. Uśmiechnął się w kierunku Agnieszki i podszedł do niej pewnym żołnierskim krokiem, a przynajmniej taki miał być, bo w rzeczywistości ze strachu jego nogi zrobiły się miękkie. Agnieszka ciągle klęczała na podłodze, najwyraźniej zdezorientowana co powinna zrobić. Ukłonił się szarmancko i wyciągnął rękę, aby pomóc jej wstać. Jednak w momencie, gdy Agnieszka chwyciła jego rękę, aby się na niej wesprzeć, jego uścisk zwiotczał, a ręka nie stanowiła już oparcia.

„Do diabła z dobrym wychowaniem … ”, pomyślał, patrząc na twarz klęczącej Agnieszki i swoje krocze przykryte jedynie bielizną, zaledwie 15 cm od jej twarzy (jego spodnie suszyły się już na piecu). „… albo to zrobię od razu, albo stchórzę jak zawsze. Ja tutaj jestem szefem, ja tutaj jestem szefem …”. Ta afirmacja dodała mu nieco pewności siebie i stłumiła lęk oraz wstyd, który nie pozwalał mu wcześniej pokazać swojego podniecenia. Jego bielizna wybrzuszyła się gwałtownie, rysując imponujący kształt, który kryła w środku. Tak, Franciszek zdecydowanie miał się czym pochwalić.


Agnieszka patrzyła na młodego chłopaka podchodzącego w jej kierunku. Brak munduru sprawił, że wyglądał dużo młodziej niż wcześniej, ale jednocześnie pokazał jego umięśnione ciało. „Chłopak z pewnością dużo ćwiczy” pomyślała z pewnym uznaniem. Poza tym jednak nie czuła zbytniego respektu, gdyż Franciszek unikał jej wzroku, był czerwony na twarzy i poruszał się przygarbiony, nieco niepewnym krokiem. Stwierdziła, że jest zabawny, zwłaszcza w tych swoich kalesonach i obcisłym podkoszulku. „Przestraszony chłopczyk posterunkowy” – zaśmiała się w duchu.

Chłopak zatrzymał się przed nią. Ukłonił się i z twarzą wyrażającą poczucie winy i skrępowanie podał jej rękę w taki sposób, aby mogła się na niej oprzeć i wstać. „Z panem Franiem będzie łatwo” – pomyślała, chwytając go za rękę – „Buziaka dostaniesz synku i tyle ci wystarczy”. Napięła mięśnie, aby się podnieść, gdy nagle jego napięta ręka zwiotczała. Agnieszka zachwiała się i upadłaby na ziemię, gdyby się szybko nie podparła. Odzyskała równowagę i spojrzała pytająco do góry, jednocześnie czując materiał na swojej twarzy i coś twardego pod nim wbijającego jej się w policzek. Wyraźnie czuła intensywną, wręcz gryzącą woń genitaliów.

Nie zdążyła się jeszcze zastanowić, o co chodzi, gdy chłopak opuścił swoją bieliznę i teraz jego stojący kutas wbijał się w jej zamknięte wargi. Odruchowo odsunęła się, ale jedynie nieznacznie, mając w pamięci słowa sierżanta.

– Otwórz, proszę usta – powiedział cicho i bardzo powoli, proszącym tonem. Tłumacz powtórzył to w jej języku w jeszcze bardziej powolny sposób.

Była zła i zaskoczona, naprawdę sądziła, że ma teraz pełną kontrolę nad sytuacją, że chłopak zatańczy, tak jak mu zagra. Po chwili wahania posłusznie otwarła usta, czując, że nie ma za bardzo wyboru. Poczuła, jak ręce chłopaka ciągną jej głowę do siebie i jego kutas znalazł się w jej buzi. Miał słony smak moczu – „Chłopak musiał korzystać niedawno z toalety” – pomyślała rzeczowo, sama zdziwiona, że akurat takie przemyślenie przyszło jej w tej chwili do głowy. Franciszek zwolnił uścisk na jej głowie, popatrzyła odruchowo do góry i zobaczyła, że wpatruje się w nią intensywnie z rozpromienioną twarzą. Był widocznie wniebowzięty.

Nie miała chyba innego wyjścia jak dać małemu coś więcej niż tylko buziaka. Oblizała dokładnie jego przyrodzenie, jednocześnie zdając sobie sprawę, jakie jest wielkie. Nie było absolutnie mowy, żeby zmieściło się całe w jej ustach, było nie tylko długie, ale też ponad normę grube, zrobiło na niej prawdziwe wrażenie. Ten podziw sprawiał, że zaczęła z wyjątkowym zaangażowaniem pieścić go na różne sposoby i od każdej strony, jej wargi i język nie miały chwili wytchnienia. Chłopak cały czas patrzył na nią zachwycony z tak dumnym wyrazem twarzy, jakby była upolowanym przez niego lwem.

– Bardzo dobrze posterunkowy! Proszę dokładnie przesłuchać Szanowną Panią. Każdy rzecz, która Wam przyjdzie do głowy, ma być sprawdzona! Potem proszę przekazać przesłuchanie panu tłumaczowi, niech też się wykaże … ale nie ma się co śpieszyć, mamy całą noc. – komendant właśnie wszedł do salonu i z tonu jego głosu słychać było, że jest wniebowzięty tym, co widzi. Podszedł do komody, nalewając sobie szklaneczkę samogonu, wołając ręką tłumacza, by zrobił to samo. Najwyraźniej fakt bycia na służbie już mu nie przeszkadzał.

Agnieszka pieściła stojące przed nią, a właściwie w niej, przyrodzenie, już przez kilka dobrych minut, gdy poczuła znowu mocny uścisk dłoni na swojej głowie. Franciszek pociągnął ją do siebie, wbijając kutasa w głąb jej ust, ale był w stanie zmieścić go niewiele dalej niż do połowy. Jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze raz … „Co on mi chce zrobić? Dziurę w głowie?”, pomyślała, choć wcale nie była zła. Była na to zbyt podniecona.

– Tak się przecież nie da – mruknął do siebie Franciszek – … inaczej.

Agnieszka poczuła, że przyrodzenie Franciszka wysunęło się z jej ust, a jego ręce podnoszą ją do góry. Posłusznie wstała i spojrzała na niego pytająco.

– Byłbym zobowiązany, jakby się pani położyła na ławie – tłumacz powtórzył prośbę formalnym, nieco łamiącym się głosem.

Zrobiła krok w kierunku ławy i zatrzymała się, nie wiedząc, jak ma to zrobić.

– Na plecach – dodał łagodnie Franciszek, widząc jej zakłopotanie.

Posłusznie usiadła na blacie, dalej nie wiedząc dokładnie, co ma zrobić i położyła się do tyłu wzdłuż dłuższego boku. Franciszek obszedł ją dookoła i pociągnął za ramiona, tak że głowa zwisała jej z ławy, odchylając się do tyłu.

– Bardzo dobrze posterunkowy! – krzyknął z rozbawieniem komendant, trzymając w rękach szklankę samogonu – Skuteczne przesłuchanie wymaga inwencji!

– Otwórz szeroko – poprosił spokojnie Franciszek i powoli wsunął swojego penisa w otwarte usta. Następnie wyszedł z niej, przyjrzał się z boku jej szyi i głowie i przesunął ją o parę centymetrów w kierunku środka ławy. Przyjrzał się ponownie, uśmiechnął się i mruknął – Powinno być dobrze.

Ponownie ustawił się na wprost ust Agnieszki i jeszcze raz wsunął penisa do jej ust, bardzo powoli, ale nie zatrzymując się i napierając mocniej. Poczuła, jak kutas wchodzi jej do gardła i zaczęła się dławić. Odruchowo odsunęła głowę na bok, uwalniając się od intruza w swoim gardle. Franciszek pewnym, ale delikatnym ruchem obu rąk obrócił jej głowę do poprzedniej pozycji i ponownie poczuła w swoim gardle napierające przyrodzenie. Znowu zaczęła się dławić i czuła, że brakuje jej powietrza, ale tym razem mocny uścisk nie pozwalał jaj ruszyć głową. Miała ochotę go ugryźć, aby się uwolnić, ale bała się to zrobić. Na szczęście niemal zaraz Franciszek przestał napierać i wyszedł, pozwalając jej nabrać powietrza i odkrztusić zebraną w gardle ślinę. Jak tylko ochłonęła, poczuła, że ponownie do niej wchodzi. W tej pozycji widziała tylko jego mocno owłosione nogi i zwisające jądra, które za chwilę całkiem przesłoniły jej widok, opierając się na jej oczach. Znowu poczuła, jak kutas próbuje wedrzeć się do jej gardła, znowu zaczęła się dławić i dusić, i ponownie przyrodzenie niemal od razu wysunęło się z niej, pozwalając złapać oddech i odkrztusić flegmę.

Sekwencja powtarzała się raz za razem i po kilkunastu albo kilkudziesięciu próbach Agnieszka nauczyła się w odpowiednim momencie nabierać oddech, a gardło poluzowało się na tyle, że przestała się dławić. Jednocześnie rozluźnienie pozwalało kutasowi Franciszka wchodzić coraz głębiej, aż czuła jak wchodzi do jej szyi, rozciągając jej przełyk. Jądra posterunkowego już nie zatrzymywały się na jej powiekach, a przechodziły dalej i dotykały jej nosa i ust. Gdy Franciszek dochodził do samego końca, przez chwilę pozostawał w tej pozycji i teraz mogła „podziwiać” jego odbyt, zaledwie parę centymetrów nad jej oczami.

Dopóki penis penetrujący jej gardło ją dusił i prowokował do wymiotów, czuła złość i strach, ale potem jej odczucia zmieniły się o 180 stopni. Nowo nabyta kontrola dała jej poczucie bezpieczeństwa i teraz brak oddechu zamiast strachu wywoływał nieznany jej wcześniej rodzaj podniecenia. Dodatkowo czuła się absolutnie podporządkowana, w stu procentach czuła się własnością Franciszka i z jakiegoś nieznanego powodu niezwykle jej się to podobało. Z piekła przeszła do nieba. „Rób ze mną, co zechcesz, jak długo zechcesz. Proszę” – zażyczyła sobie w myślach. Nie odważyłaby się powiedzieć tego na głos, ale przecież i tak nie mogła mówić z wielkim przyrodzeniem w przełyku.


Franciszek widział, że to nic nie da, przecież ułożenie ust w stosunku do przełyku nie pozwalało na włożenie go głębiej, ale i tak próbował wcisnąć go do oporu. Jeszcze raz i jeszcze raz …

Ta fantazja towarzyszyła mu już od czasów dojrzewania, a może i wcześniej. Wyobrażał sobie, że wkłada koleżankom swojego penisa do nosa, uszu i ust. Pochodził z bardzo konserwatywnego domu i prawie do samej dorosłości nie wiedział, co kobiety mają pod majtkami – skupiał się więc na tym, co widział. Dość szybko zorientował się, że uszy i nos są za małe, aby zmieścić penisa bez robienia kobiecie krzywdy, a że nie podniecało go zadawanie bólu, to skoncentrował się wyłącznie na ustach. Potrafił przez całą lekcję wyobrażać sobie, że wkłada i wyjmuje swoje przyrodzenie koleżance z ławki przed nim. W wyobraźni jego kutas sięgał jej aż do żołądka, a natura, jakby spełniając te fantazje, dała mu później „prezent” – jego penis urósł do wyjątkowych rozmiarów, choć oczywiście nie aż takich jak w jego fantazjach. Ze względu na wrodzoną nieśmiałość swoją pierwszą i jedyną dziewczynę miał dopiero w wieku 21 lat, zaledwie dwa lata temu. Gdy czerwieniejąc ze wstydu, wyznał jej, co i gdzie chce jej włożyć, ta wyśmiała go i zwyzywała od zboczeńców. Więcej się nie zobaczyli. Próbował raz spełnić swoje marzenia z prostytutką, ale nawet ta oświadczyła mu, że akurat takich usług nie świadczy – uciekł speszony i od tej pory nie odważył się wyjawić swoich pragnień nikomu.

Dzięki książkom w końcu dowiedział się, jak wygląda naga kobieta i z zachwytem odkrył, że ma jeszcze dwa otwory, których też można użyć. Jego fantazje od tego czasu rozrosły się i znacznie bardziej skomplikowały, wizualizując najróżniejsze praktyki uwzględniające te trzy wspaniałe miejsca w ciele kobiety. Kupił atlas anatomiczny i poradniki rozmaitych technik seksualnych, czytał z wypiekami i coraz bardziej cierpiał, że nigdy niedane mu było żadnej z tych praktyk i fantazji spełnić w rzeczywistości, i może nigdy nie będzie.

W końcu zatrzymał się – wchodzenie do środka w tej pozycji nie miało sensu, tylko tracił czas, miał jedyną szansę, aby dostać to, o czym marzył, musiał ją wykorzystać poprawnie. Martwił się tylko bardzo, żeby komendant mu nie przerwał, uznając go za zboczeńca.

„Zrobię to, jak należy” – pomyślał, a dokładnie wiedział, jak należy położyć kobietę, aby dostać się tam, gdzie chciał. Przecież planował to wielokrotnie, od wielu, wielu lat.

Łagodnie poprosił Agnieszkę, aby położyła się na ławie. Bardzo zdenerwowany ustawił ją w odpowiedniej pozycji, z odchyloną głową, tak aby otwór ust był w linii prostej połączony z przełykiem. Ulżyło mu, dopiero gdy usłyszał komendanta pochwalającego jego wysiłki, teraz dopiero zaczął wierzyć, że to się naprawdę mogło spełnić.

Zaczął powoli, próbują wyczuć swoim kutasem wnętrze ust gospodyni. Udało mu się wejść trochę głębiej niż wcześniej, ale szybko natrafił na opór, a gospodyni zaczęła się dławić i uciekła głową w bok. Nie zniechęciło go to, tylko jeszcze bardziej nakręciło. Teraz chwycił jej głowę mocno w dłonie, tak by nie mogła uciec i spróbował ponownie, znowu natrafił na opór i gospodyni znowu zaczęła się dławić. Tym razem nie mogła uciec, był naprawdę silny, a jej opór go podniecał. Nie chciał jednak zrobić jej krzywdy, więc wyszedł, pozwalając jej zaczerpnąć oddech i wypluć flegmę. Potem włożył go jeszcze raz, znowu opór, dławienie, ale też niezwykle podniecająca sekunda zawieszenia i znowu wyszedł, pozwalając jej na obrócenie głowy. Nie miał zamiaru przerywać, był zdeterminowany, aby Agnieszka przyzwyczaiła się do nowego doświadczenia i w końcu wpuściła go głębiej. Teraz tylko siłą można by go powstrzymać. Wkładał, czekał sekundę i wyjmował. Znowu i znowu … Nie liczył, dwadzieścia może trzydzieści razy, może więcej, tak długo aż zauważył, że kobieta już się nie dławi i dużo łagodniej nabiera powietrze, gdy uwalniał jej usta od swojego penisa. Teraz mógł włożyć go głębiej i trzymać dłużej, aż po jakimś czasie wchodził aż po samą nasadę na pięć, nawet dziesięć sekund. Z egzaltacją obserwował, jak kształt jego kutasa w przełyku Agnieszki wybrzusza jej szyję. Zaczął przyśpieszać, wkładając i wyjmując go coraz szybciej, lecz równie głęboko, czując coraz bardziej obezwładniające podniecenie. W końcu przeszedł go skurcz, wszedł, używając całej siły, do gardła gospodyni, przyciskając jednocześnie jej głowę do swoich pośladków, tak że jego odbyt wcisnął się w nasadę jej nosa i wytrysnął zawartość swoich jąder bezpośrednio do jej przełyku. Wysunął się po chwili, ale tylko trochę, nie pozwalając jej teraz na wzięcie oddechu i wcisnął raz jeszcze wraz z kolejnym skurczem. Tak kolejne kilka razy aż skurcze ustały i dopiero wtedy wysunął się całkiem.

Agnieszka gwałtownie zaczęła chwytać powietrze jak ryba wyrzucona na brzeg. Przeraził się na ten widok, sądząc, że zaraz go zaatakuje, myśląc pewnie, że próbował ją udusić. No tak, przecież dla niej, jak dla każdej innej, był tylko zboczeńcem, a teraz jeszcze udowodnił, że niebezpiecznym. Ona jednak uspokoiła oddech, po czym spokojnie zeszła z ławy, uklękła przed nim i z rozmarzonym wzrokiem wzięła jego już nieco opadniętego, ale ciągle wielkiego, kutasa do rąk. Zdziwienie odebrało mu mowę, gdy patrzył, jak jej język zbiera resztki jego spermy i z tą zawartością znika w jej pięknych i wyraźnie zadowolonych ustach. Tak, właśnie takiej reakcji pragnął, ale zdecydowanie się nie spodziewał.


– Świetna robota posterunkowy! Naprawdę świetna! – krzyknął komendant, dodatkowo rozbawiony przez zawartość samogonu w żołądku.

– Szanowna pani gospodyni, jest pani na najlepszej drodze, aby nas przekonać do swojej niewinności – zwrócił się pochwalającym tonem do Agnieszki, która usiadła na krześle koło ławy, na której przed chwilą leżała – ale droga jeszcze daleka, wcale nie jestem tej pani niewinności tak pewien – dodał już nieco poważniej.

– Panie Grzegorzu, pana kolej, nie może nas pan zawieść, liczę na Wasze zaangażowanie w dochodzeniu prawdy – stwierdził, chyba nieco zbyt uroczyście, zwracając się do tłumacza.

– No dobra, posterunkowy, zostawmy tę parę sam na sam, żeby się nie krępowali naszą obecnością i chodźmy się przejść po domu. Po delektujemy się smakiem tytoniu … i nie tylko – podał paczkę papierosów Franciszkowi, samemu zaś wziął butelkę samogonu oraz szklankę i wyszli z izby na korytarz.

Grzegorz odczekał chwilę, aż odejdą dalej i podszedł w kierunku Agnieszki. Usiadł na krześle obok i ciężko westchnął.

– Dzień dobry wujku – odezwała się Agnieszka cicho ze spuszczonym wzrokiem.

– Cześć mała – odpowiedział ciepłym, ojcowskim tonem.

Grzegorz nie był tak naprawdę jej wujkiem, ale od zawsze go tak nazywała. Poznali się piętnaście lat temu, gdy Grzegorz był pomocnikiem matki Agnieszki w sklepie, który prowadziła. Właściwie był jej zastępcą i człowiekiem od wszystkiego. Zamówienia, rozliczenia, magazyn – wszystko potrafił zrobić i załatwić. Agnieszka, wtedy nastolatka, też pomagała mamie, stojąc za ladą i sprzątając, choć głównie starała się unikać pracy w każdy możliwy sposób. Tak spędzili razem pięć lat, prawie dzień w dzień, dopóki matka Agnieszki nie zamknęła interesu po pewnej fatalnej burzy z piorunami i pożarze, który strawił prawie cały dobytek sklepu.

– Przykro mi bardzo, że tak to wszystko tu wyszło, naprawdę – dodał – ja nie chciałem … ale wiesz, wyboru nie miałem, nie mam, nawet nie wiedziałem, że do Ciebie jedziemy.

– Nie, nie. To moja wina, tylko moja. Głupia byłam, że za niego wyszłam, że mu pomagałam.

– Miłość nie sługa, nie Ty jedna …

Zamilkli oboje.

– A co tam u twojej matki, dawno jej nie widziałem – próbował zmienić temat.

– Uciekła, jak się wojna zaczęła. Najpierw bardzo nie chciała, ale ciotka ją jakoś przekonała … całe szczęście. Mnie też chciała wziąć, ale nie poszłam … głupia, myślałam, że wygramy – westchnęła ciężko – za wygodnie mi tu było, chciałam wierzyć, że tak będzie dalej, że nic mnie złego nie może spotkać. – zgrabnie przemilczała prowadzone przeciw niej trzy poważne sprawy za kradzież – tak naprawdę miała nadzieję, że po przegranej wojnie zarzuty znikną pod nową władzą, która przecież nie będzie ich świadoma.

Westchnęła jeszcze głębiej i kontynuowała, potrzebując wyrzucić z siebie, choć część prawdy, a i trochę się wybielić w oczach dawnego wujka.

– On już wtedy pił, widać było, że to się wszystko posypie. Nawet jakby wojny nie było … Trzeba było od niego uciekać wtedy. Głupia byłam.

– Nie byłaś. Każdy ma prawo wierzyć w swoje szczęście i dobry los – Grzegorz próbował ją pocieszyć.

– Wstyd mi strasznie wujku. Brzydzisz się mną prawda? – łzy napłynęły jej do oczu, Agnieszka umiała płakać na zawołanie – bardzo przydatna umiejętność u kobiety.

– Co ty pleciesz mała, robisz, co musisz. Uwielbiam cię, zawsze cię uwielbiałem … Pamiętasz, ile się razem uśmialiśmy przez te lata?

– Oj pamiętam, pamiętam … – Agnieszka rozpromieniła się trochę.

– … a co u ciebie, jak sobie radzisz?

– Nie narzekam, godnie mi płacą, praca lekka … Tylko nikt ze mną nie rozmawia. Żem zdrajca. A ja po prostu i tu i tam należę, takie pochodzenie … a trzeba za coś żyć.

Znów zamilkli na chwilę, siedząc ze spuszczonymi głowami.

– ale twoja matka była jedyna w swoim rodzaju, jej nie dało się sprzeciwić – znowu zmienił temat i oboje uśmiechnęli się pod nosem.

– Pamiętasz … jak przychodziłem do pracy na drugi dzień po wieczorze w gospodzie, to wystarczyło, że próg przestąpiłem, a ona już wiedziała, „Piłeś!” … a wiesz, ona w ogóle wtedy tyłem do mnie stała! Twoja matka to czarownica chyba była, nie może być inaczej! – oboje roześmiali się na głos.

Po sekundzie jak na komendę zamilkli przestraszani i zaczęli nasłuchiwać. Gdzieś w głębi domu słychać było głosy obu funkcjonariuszy.

– Mam nadzieję, że nie słyszeli – szepnął Grzegorz – Wracają … chyba.

– Chodź mała – wstał, biorąc ją za rękę – mamy coś do zrobienia.

Wstała, patrząc na niego z niepokojem.

– Co chcesz zrobić wujku? Nie dasz im rady, to samobójstwo. Masz swoje lata, a to żołnierze – dodała mocno zaniepokojona.

– Policjanci, ale masz rację, nie mam zamiaru z nimi walczyć – zamilkł na chwilę.

– Chyba nie masz zamiaru? Prawda? Jesteś dla mnie jak ojciec – Agnieszka wyszeptała załamanym głosem.

Nie było w jej słowach zbyt wiele prawdy. Mała Agnieszka może i traktowała Grzegorza jak ojca, ale tylko wtedy kiedy był jej potrzebny, czy to pomóc w pracy, w szkole, czy zaświadczyć, że był z nią, gdy w rzeczywistości była gdzieś, gdzie być nie powinna. Grzegorz pochodził z biednej chłopskiej rodziny i zawsze był przez nią traktowany, jako ktoś gorszy, w końcu ona sama była po ojcu szlachcianką. Gdy matka zauważyła, że znikają pieniądze, które Agnieszka od miesięcy podkradała, nie zawahała się skierować podejrzeń matki właśnie na Grzegorza, podejrzeń, przez które omal nie stracił pracy i wolności. Agnieszka po trochu gardziła Grzegorzem i myśl, że może z nią … przyprawiało ją niemal o obrzydzenie. Nie mogła do tego dopuścić.

– Zrobimy tak … będziemy udawać, że coś między nami było i właśnie skończyliśmy – zamyślił się na chwilę, zastanawiając się jak to zrobić – nie nie, może sprawdzić … inaczej … powiem, że próbowałem, ale nie byłem w stanie, wiek i te sprawy – zamyślił się znowu – tak, tak będzie lepiej … komendant nie jest głupi, musimy być bardzo wiarygodni, jak nabierze podejrzeń, to przecież pomyśli, że mogę go potem wydać – sam siebie teraz nieźle przestraszył, ale dalej intensywnie myślał – rób dokładnie to, co mówię i wszystko będzie dobrze – ale tak naprawdę daleki był od bycia pewnym, że będzie dobrze.

– Dobrze wujku – powiedziała, szeroko otwierając oczy, starając się wyglądać jak cierpiący kociak.

Rozejrzał się i obrócił się w stronę ławy.

– Oprzyj się o nią – powiedział z lekko ponaglającym tonem.

Zrobiła, o co poprosił. Głosy obu funkcjonariuszy stały się jakby głośniejsze, może naprawdę już wracali, a może po prostu mówili głośniej pod wpływem samogonu. Grzegorz poprawił jej ręce i pozycję, tak że była oparta przedramieniami i biustem o ławę a pupę miała wypiętą do góry na prostych nogach.

– Dobrze … właśnie tak – powiedział, stając za nią.

Grzegorz naprawdę traktował Agnieszkę jak córkę i jej wyznanie, że traktuje go jak ojca, poruszyło go do głębi, Agnieszka ewidentnie wiedziała jak go podejść. Dodało mu to też odwagi i motywacji – z pełnym zaangażowaniem postanowił wprowadzić swój plan w życie. Musiał tylko dopracować szczegóły, choć nie miał na razie co do nich pomysłu.

Stał tam, patrzył na pupę Agnieszki i myślał. Im dłużej myślał i patrzył, tym większe nachodziły go wątpliwości i, niedostrzeżenie dla niego samego, tym bardziej stawał się podniecony. Grzegorz nie był wcale głupi, podejrzewał, a raczej czuł, że Agnieszka zawsze nim gardziła – wielokrotnie dawała mu w subtelny sposób znać, że jest od niej kimś gorszym. Niby od niechcenia, nigdy nie wprost i niemal niezauważalnie dla osób postronnych, ale dla niego bardzo boleśnie. A fakt, że była teraz żoną złodzieja, również dał mu do myślenia, zwłaszcza że już dawniej podejrzewał, że podkradała matce pieniądze. Jego umysł połączył kropki i obraz, który się wyłonił nie był zbyt atrakcyjny. Wspomnienia z przeszłości wróciły i dotkliwie zabolały. Nie chodziło o to, że kradła, był jej w stanie wybaczyć bardzo dużo – bolała go jej pogarda, bolało go, że o kradzieże oskarżono jego, a ona nigdy nie stanęła w jego obronie, wręcz przeciwnie wydawało się jej być to na rękę. Teraz już był pewny, że było jej to na rękę. „Manipulowała mną, zawsze, dawniej i teraz” – zaczął w nim wzbierać gniew.

– Musimy to tak upozorować, aby być wiarygodni. Zdejmę ci spódnicę, ale nie będę na ciebie patrzył. Dobrze mała? – powiedział ciepłym ojcowskim tonem. Nie miał pojęcia, do czego to dalej doprowadzi, gniew sprawił, że plan porzucił w diabły, ale nowego nie miał – teraz chciał się tylko odegrać, pokazać, że nie można nim pomiatać, i … bardzo chciał zobaczyć, co ma pod tą spódnicą.

Nie usłyszawszy odmowy, chwycił ostrożnie materiał u góry po obu stronach i powoli opuścił spódnicę do samej ziemi, Agnieszka podniosła po kolei nogi, pomagając mu ją podnieść. Rzucił materiał w kąt izby i stanął bokiem, udając, że nie patrzy tam, gdzie patrzył. Jasna, wydatna pupa okryta była teraz jedynie białymi, bawełnianymi majteczkami. Przyglądał się wzgórkowi zasłaniającemu jej cipkę i zauważył z zaskoczeniem, że majtki w tym miejscu są wyraźnie mokre. Zdał sobie sprawę, że Agnieszce musiało się podobać to, co robili z nią sierżant i posterunkowy, i poczuł jak z tą myślą, jego przyrodzenie się powiększa. Szybko sięgnął ręką i schował je między nogami, mocno ściskając uda – nie, nie mogła tego zobaczyć.

Teraz pozostało tylko czekać, więc czekał, zerkając ukradkiem na ten śliczny tyłeczek obok, czując coraz bardziej narastające podniecenie. Jednocześnie słyszał, jak jego koledzy nadchodzą i czuł, że zaczyna powoli panikować. „Trzeba zdjąć te majteczki, to pomoże dodać wiarygodności” – pomyślał, tak naprawdę sam nie wiedział, czy w to wierzy, ale potrzebował w to wierzyć, dla siebie, aby zobaczyć, co kryje się pod tymi majteczkami. Chciał to zobaczyć. Musiał. Koniecznie.

– Nadchodzą, słyszysz? W życiu w to nie uwierzą. Rozbierz się do końca, bo nas zastrzelą! … Sama musisz, ja nie mogę ci pomóc, nie patrzę. Nie chcę, nie będę patrzeć. Stanę bokiem, coś wymyślę … Szybko, proszę! – powiedział cicho, ale z panicznym tonem głosu, mając nadzieję, że panika udzieli się Agnieszce i zrobi, o co ją prosi. Nie wierzył, że komendant go zastrzeli, nigdy nie widział go naprawdę agresywnego. Złego, nawet wściekłego, tak, ale agresywnego nigdy – przemoc stosował tylko w razie konieczności, zawsze bardzo powściągliwie choć skutecznie. Nieraz dziwił się jakim cudem tak łagodny człowiek, chce, i jest w stanie pracować w takim miejscu i na takim stanowisku.

Agnieszka drgnęła, z wahaniem podniosła się i obróciła w stronę Grzegorza. Stał bokiem z zamkniętymi oczami, starając się sprawiać wrażenie, że stał tak cały czas. Głosy i kroki funkcjonariuszy stały się naprawdę głośne.

– To na pewno konieczne?

– Tak! Matko boska, już tu prawie są! Ściągnij i połóż się jak wcześniej. Zaufaj mi.

Udało się. Kątem przymkniętych oczu widział, jak w pośpiechu ściągnęła majtki i obróciła się do poprzedniej pozycji. Spojrzał na gołą teraz pupę wypiętą w jego kierunku. Zobaczył jej odbyt i wargi sromowe – cóż to był za piękny widok. Kiedy pracowali razem, od czasu do czasu fantazjował o Agnieszce, ale wiedział, że nie ma u niej szans. Nie próbował do niej startować, zawsze twardo stąpał po ziemi i znał swoje miejsce w szeregu – czuł podświadomie, że dla niej był gorszym gatunkiem człowieka. Nie bez znaczenia był też fakt, że bał się matki Agnieszki jak diabeł wody święconej. Teraz jednak wiedział, że może ją mieć, to był jedyna szansa w jego życiu. Naprawdę bardzo lubił Agnieszkę, ubóstwiał, jak córkę, ale … ale tak strasznie jej pragnął i tak bardzo był na nią wściekły. Co to zresztą da, jeśli się powstrzyma? Tylko zwróci na siebie podejrzenia komendanta, nie oszuka go, nie ma mowy, a za chwilę to samo co on chciał zrobić, zrobią jego koledzy.

Wpatrywał się teraz jak zahipnotyzowany w jej cipkę i bił się z myślami, a właściwie jego podniecenie, strach i gniew biły się z poczuciem winy i wstydem. Głosy wracających były już wyraźne, musieli być najwyżej trzy, cztery metry od drzwi. Choć zbliżali się bardzo powoli, to niewątpliwie za parę, paręnaście sekund je przekroczą.

– Dziękuję ci wujku za to, co dla mnie robisz. Naprawdę bardzo dziękuję – dobiegł go cichy głos Agnieszki i zasiał w nim na nowo wątpliwości – może mu się to wszystko tylko wydaje, może ona jest niewinna i może naprawdę widzi w nim ojca, którego nigdy nie miała?

Dwa metry.

„Nie, nie. Znowu próbuje mną manipulować. Jak zawsze. Jak dawniej. Okrutna i zimna” – Opuścił swoją bieliznę, jego kutas stał na baczność – nigdy w życiu nie był tak podniecony.

Szybko obrócił się w stronę Agnieszki i prawą ręką od zewnątrz chwycił jej udo tuż pod brzuchem, tak aby nie mogła przesunąć się do przodu. Lewa ręka spoczęła na jej lewym pośladku, przesuwając go nieco na zewnątrz, tak żeby delikatnie rozchylić wargi sromowe. Balansując biodrami, nakierował swojego penisa na rozsuniętą szparkę i pewnym ruchem wsunął go do środka, jednocześnie delikatnie przyciągając prawą nogę Agnieszki do siebie. Wszystko to zajęło mu zaledwie moment. Z niebiańską rozkoszą i niedowierzaniem patrzył teraz, jak jego kutas szybko znika w jej pochwie. Centymetr, dwa – Agnieszka jęknęła głośno z wyczuwalnym zaskoczeniem – trzy, cztery – przesuwał się bez oporu, wnętrze jej cipki było śliskie i wilgotne – po ułamku sekundy był cały wewnątrz, uderzając mocno biodrami o wypięte pośladki.

– Co ty k...a robisz? – wyszeptała wściekle. Nic więcej nie mogła powiedzieć, gdyż sierżant z posterunkowym właśnie przekraczali próg drzwi.

Nic nie odpowiedział. Był w absolutnej ekstazie. To była jego zemsta za wszystkie kłamstwa i upokorzenia. To było spełnienie jego marzeń i fantazji. Ona – pani szlachcianka i on – pogardzany wieśniak, a teraz jej pan.

W tym momencie rozległy się brawa. Dwójka funkcjonariuszy wróciła do izby i komendant zachwycony widokiem nagrodził swojego tłumacza oklaskami.

– Tak trzymać, Panie Grzegorzu! Brawo! – Grzegorz spojrzał na nich, podziękował komendantowi ruchem ręki i delikatnym ukłonem, i szybko wrócił do spełniania swojego marzenia.

Przełożył obie ręce, chwytając Agnieszkę po bokach, tuż nad pupą, a jego pośladki rozpoczęły rytmiczne falowanie, wysuwając częściowo kutasa z wnętrza Agnieszki, a następnie wciskając go z powrotem aż do nasady. W przód i w tył, w przód i w tył. Z egzaltacją obserwował, jak jego penis wysuwa się i chowa między pośladkami jego dawnej podopiecznej i słuchał zachwycony, jak Agnieszka coraz ciężej oddycha. Wiedział, że już nic mu nie przeszkodzi, i w jednym momencie opuściło go całe napięcie – ze szczęścia i wzruszenia z oczy popłynęły mu łzy.

Wszystko teraz było piękne i przepełniało go radością: biała bluzka na jej plecach, rude kręcone włosy falujące wraz z całym jej ciałem w rytm jego ruchów, pośladki zaróżowione od zderzeń z jego ciałem, promieniste fałdy skóry otaczające jej śliczny mały odbyt i przede wszystkim ta cudowna wilgotna szparka pieszcząca jego przyrodzenie. W przód i w tył, w przód i w tył … Przestawszy się bać, że Agnieszka może mu chcieć uciec, przesunął ręce na wewnętrzną część wypiętej pupy, rozchylając pośladki na zewnątrz tak, aby mógł lepiej widzieć, jak jego kutas penetruje jej różową cipkę – „jaka ona jest śliczna!”. Agnieszka oddychała coraz głośniej i zaczęła cichutko jęczeć.

– Masz cudowną pupę, maleńka – Grzegorz dawniej lubił mówić podczas seksu, ale tutaj, aż do tej pory, czuł się skrępowany ze względu na łączącą ich przeszłość i całą tę sytuację – Szkoda, że nie widzisz, jak mój kutas w nią wchodzi, ale doskonale go czujesz prawda? – Agnieszka nie odpowiadała – Dziękuję ci za wszystko, co dla mnie robisz – nie mógł powstrzymać się, aby, trochę złośliwie a trochę tryumfalnie, powtórzyć jej poprzednie słowa – bardzo dziękuję.

Grzegorz miał w swoim czasie całkiem dużo doświadczenia w sprawach intymnych i wiedział, że nie należy forsować tempa – chciał cieszyć się tym wyjątkowym czasem jak najdłużej. Miarowo, w równym, umiarkowanym tempie, dawał rozkosz sobie i tej pięknej kobiecie, którą chyba ciągle jeszcze trochę kochał jak córkę. Od czasu do czasu wyciągał penisa i jego końcówką masował jej cipkę z góry na dół, szczególnie koncentrując się na łechtaczce – zależało mu, aby Agnieszce też było dobrze. Nie z dobroci serca – chciał, aby oddała mu się całkowicie, aby naprawdę go pragnęła. Masaż okazał się strzałem w dziesiątkę, Agnieszka zaczęła głośno i rytmicznie jęczeć, a w jej głosie słychać było niezaprzeczalną rozkosz. Nie potrafił już utrzymać dotychczasowego tempa, przyśpieszał coraz bardziej, napędzany dodatkową falą podniecenia z jej głosu.

– Podoba ci się, jak cię rżnę, maleńka, prawda? – ku jego niezmiernemu zaskoczeniu, tym razem Agnieszka odpowiedziała, a właściwie wykrzyczała na głos – „jak cholera! … tak! … tak! … bardzo … mi … się … podoba! … dziękuję” – ciężko łapiąc oddech pomiędzy poszczególnymi wyrazami.

W pewnym momencie nagle zamilkła – Tylko nie do środka – odezwała się przestraszona i niemal zaraz znowu zaczęła jęczeć, a następnie krzyczeć – Jezu! Jezusie! Ojcze święty! Matko Boska! Tak k...a! Tak! Rżnij mnie k...a! Rżnij! – po tej żarliwej, choć nieco niekonwencjonalnie modlitwie, jej pośladki zacisnęły się mocno, a następnie całe ciało wyraźnie zadrżało kilka razy, jakby porażone prądem.

Dla Grzegorza tego już było za dużo. Wszedł w Agnieszkę z całej siły jeszcze kilka razy, a następnie błyskawicznie wysunął się, i podciągnąwszy jej bluzkę, wystrzelił pod nią, zalewając spermą spocone plecy.


„Że niby nie byłeś w stanie. To jest twój pomysł?” – Agnieszka zaśmiała się wewnętrznie – „Oczywiście, że nie jesteś w stanie, ty stary impotencie” – była bardzo zadowolona ze swojej niemej riposty. Jednak sama nie mając lepszego pomysłu, posłusznie położyła się na ławie i ustawiła zgodnie z uwagami Grzegorza. Nie wyobrażała sobie, aby ten wieśniak mógł mieć z nią cokolwiek bliżej. Udawanie stęsknionej i oddanej przyjaciółki, wręcz córki, było trochę poniżające, ale konieczne, aby nie próbował się zbytnio zbliżyć.

Agnieszka nigdy nie poznała ojca, który zmarł na gruźlicę, gdy była niemowlęciem, i przez te pięć lat okresu dorastania Grzegorz rzeczywiście w wielu sprawach zastępował jej ojca, lecz w oczach Agnieszki był raczej użytecznym narzędziem, narzędziem, które przez to, że ją uwielbiało jak córkę, było jeszcze bardziej użyteczne. Zwracała się do niego z każdą sprawą i z każdym problemem, czy to było rozbite kolano, zadanie w szkole, praca w sklepie, której nie chciało jej się robić albo alibi na czas, w którym coś przeskrobała – a on jej pomagał. Nawet go trochę lubiła, też za to, że bywał zabawny, ale chyba bardziej tak jak się lubi zabawkę niż człowieka. Zasadniczo uważała, że ze swoim pochodzeniem powinien być wdzięczny za to, że jej rodzina daje mu pracę i że ona, Agnieszka, pozwala mu sobie pomagać.

Nic dziwnego, że to było trochę krępujące uczucie, gdy Grzegorz zdejmował jej sukienkę. Czuła się poniżona, że pokazuje mu wypiętą pupę, ale była pewna, że tak jak obiecał, nie będzie patrzeć – nie odważy się. „Po co cały ten cyrk?” – pomyślała – „Po prostu powiedz im, że jesteś starym impotentem i tyle!”. Tak naprawdę doskonale rozumiała argumenty Grzegorza: że musi w tym uczestniczyć, że przecież inaczej komendant będzie się bał, że go wyda, a jak będzie się bał, to … kto wie, co – ale to jej nie obchodziło, to był jego problem, nie jej.

Mijały długie sekundy, oboje zachowywali absolutną ciszę i wyraźnie słyszała, jak dwoje policjantów powoli zbliża się do izby. Gdy już zdążyła się uspokoić, przekonana, że za chwilę będzie po wszystkim, Grzegorz nagle wpadł w panikę.

– Nadchodzą, słyszysz. W życiu w to nie uwierzą. Rozbierz się do końca, bo nas zastrzelą!

„Co on plecie!? Jak to zastrzelą? Jeśli już, to ciebie, a nie nas” – ale wątpliwości zaczęły jej się udzielać i pod wpływem presji czasu niemal błyskawicznie przerodziły się w panikę. Grzegorz nalegał dalej, coraz bardziej przestraszonym głosem. Skoro on tak się boi, to może wie o sierżancie coś … coś, czego ona nie wie, coś strasznego? „Cholera wie tego sierżanta. Może robił to innym kobietom? Może nawet jakąś zastrzelił i Grzegorz był świadkiem? Kurwa! A taki miły był i,” – i chciała, żeby ją przeleciał, naprawdę się na niego nakręciła. W głowie miała mętlik, zupełnie nie wiedziała co myśleć, ale przede wszystkim teraz autentycznie się bała.

– To na pewno konieczne? – potrzebowała się upewnić, choć i tak gotowa już była spełnić polecenie Grzegorza.

Obróciła się i drżącymi rękami szybko zsunęła majtki, wcześniej sprawdzając kątem oka czy Grzegorz dotrzymuje obietnicy. Oczy miał zamknięte, stał bokiem – „grzeczny wujek, waruj” – pomyślała z sarkazmem. Dwie sekundy później leżała znowu w tej samej pozycji, jedynie żaden materiał już nie osłaniał jej intymnego miejsca.

Głosy i kroki dwójki policjantów były coraz bardziej wyraźne.

– Dziękuję ci wujku za to, co dla mnie robisz. Naprawdę bardzo dziękuję – nie żeby naprawdę była wdzięczna – chciała go jakoś zmotywować, bała się, że całkiem spanikuje i nie odegra swojej roli.

„Zaraz tu będą, są tuż za drzwiami. Dobrze” – napięcie stało się paraliżująco nieznośne, marzyła, żeby to się wreszcie skończyło, wszystko jedno jak.

Niespodziewanie poczuła, jak jedna ręka chwyta ją za udo, a druga spoczęła na jej pośladku. Odruchowo drgnęła, próbując uciec do przodu, ale nie mogła. Sekundę później coś wtargnęło do wnętrza jej cipki. Jęknęła głośno z zaskoczenia. Nim jej głos zdążył zamilknąć, w jej pośladki uderzyły nogi Grzegorza. Był w jej środku, czuła go bardzo wyraźnie, wypełniał całą jej pochwę.

– Co ty k...a robisz? – zasyczała gniewnie, w swej naiwności pewna, że natychmiast przeprosi i odejdzie – przecież zawsze doskonale znał swoje miejsce w szeregu.

Nie przeprosił. Zamiast tego do izby wszedł sierżant i głośnym, radosnym głosem, wyraził aprobatę dla tego, co widzi. Poczuła, jak lewa ręka Grzegorza opuszcza jej pośladek, by po chwili spocząć na jej boku, podobnie chwilę potem prawa, na drugim boku. Wysuwał się z niej, tak, wysuwał – „Kurwa, w końcu! Nie wybaczę Ci tego”. Nie, jednak nie, niemożliwe. Zmienił kierunek i znowu kierował swoje przyrodzenie w stronę jej brzucha, znowu poczuła uderzenie spoconego ciała o swoją pupę. Kolejny raz i kolejny, do tyłu i do przodu, do tyłu i do przodu … Do oczu na moment napłynęły jej łzy, bardziej ze złości i poniżenia, niż smutku – „nie wierzę, nie wierzę, to się nie dzieje” – ale nie mogła dłużej oszukiwać samej siebie, nie dało się zignorować tej rzeczy, która przesuwała się między jej pośladkami i wypełniała ją wewnątrz prawie aż do żołądka. Ona, Pani szlachcianka, zostanie „wyruchana” przez tego starego wieśniaka i nic na to nie poradzi.

Po chwili, zrezygnowana, chcąc nie chcąc, pogodziła się z sytuacją. Napięcie w jej ciele puściło i teraz płynniej kołysała się w przód i w tył w rytm ruchów ujeżdżającego ją mężczyzny, którego nazywała wujkiem. Spojrzała w przód, na okno. Widok w szybie było słabo widoczny przez lampę naftową na parapecie i jasną poświatę jej odbitego światła, ale była w stanie zobaczyć górną część pochylonej, rytmicznie poruszającej się sylwetki Grzegorza – „jednak nie jesteś impotentem” – pomyślała, zaskakująco bez wściekłości, a ze zdziwieniem i pewnym uznaniem. W salonie panowała cisza, słychać było jedynie odgłos padającego deszczu, głośne oddechy Agnieszki i mężczyzny za jej plecami oraz miarowy odgłos uderzeń o jej pośladki. Kątem oka zerknęła w bok. Posterunkowy i sierżant stali w milczeniu z papierosami w dłoni, delektując się spektaklem rodeo, w którym ona, niechętnie, choć tak naprawdę trochę z własnej woli, odgrywała rolę wierzchowca. Izba powoli wypełniała się delikatną mgiełką dymu.

Niemal niezauważenie dla niej samej, z każdą upływająca sekundą jej gniew malał, zastępowany przez rozkosz promieniującą spomiędzy jej pośladków. Paradoksalnie, choć przecież podobnie jak to było z Franciszkiem, świadomość jej poniżenia, bycia posiadaną, potęgowała jej podniecenie. Potęgowała tym mocniej, im bardziej sama wcześniej czuła się lepsza od mężczyzny, który ją teraz posiadł.

Ręce z jej pleców przesunęły się na jej pupę i rozsunęły pośladki. Grzegorz ewidentnie delektował się teraz widokiem jej cipki, penetrowanej przez swojego penisa. „Podziwiasz, jak ujeżdżasz swoją zdobycz, prawda?” – pomyślała, i myśl ta okazała się niespodziewanie przyjemna. Ciągle jeszcze kontrolowała się, aby nie pokazać po sobie, co czuje, ale to zaczynało być silniejsze od niej – nieświadomie dla niej, rozkosz sama zaczęła dawać o sobie znać, opuszczając z cichym jękiem jej usta, za każdym razem, gdy penis Grzegorza zmieniał w swoim tańcu kierunek, zawracając z powrotem do jej wnętrza.

– Masz cudowną pupę, mała – Agnieszka drgnęła, nie spodziewając się jego głosu – Szkoda, że nie widzisz, jak mój kutas w nią wchodzi, ale doskonale go czujesz prawda? – była zaszokowana tupetem, jaki wybrzmiewał z tego zdania, ale to, co parę minut wcześniej wzbudziłoby jej wściekłość, teraz sprawiło, że poczuła się bardziej … uległa. I to było bardzo, ale to bardzo przyjemne uczucie. „Oj czuję wujku, czuję jak cholera” – odpowiedziała w myślach.

– Dziękuję ci za wszystko, co dla mnie robisz, bardzo dziękuję. – złośliwość Grzegorza nie uszła jej uwadze, ale podobnie jak poprzednie słowa, tylko bardziej ją podnieciła. „Proszę bardzo. Jestem Twoja, rób ze mną, co zechcesz. Rżnij mnie, jak ci się tylko podoba” – musiała się powstrzymywać, aby nie powiedzieć tego na głos.

W pewnej chwili poczuła jak penetrujący ją kutas, wychodzi z jej wnętrza i zaczyna dotykać okolice jej warg sromowych. Gdy sięgnął jej łechtaczki, wpadła w ekstazę. Puściła wszystkie pozostałe hamulce i tym razem w pełni świadomie, głośnym jękiem wyraziła swoje uczucia, następnie kolejnym i kolejnym …

Przyrodzenie Grzegorza kontynuowało swoją jakże miłą pracę, to wnikając w jej cipkę, to delikatnie pieszcząc jej okolice. Czuła się absolutnie cudownie i jak diva na scenie, bez wytchnienia krzyczała, obwieszczając swoje podniecenie. Świadomość dwóch zachwyconych widzów tego spektaklu, tylko potęgował rozkosz, której teraz doświadczała.

– Podoba ci się, jak cię rżnę maleńka, prawda? – tym razem Agnieszka już się nie kontrolowała, sterowana jakąś wewnętrzną nieodpartą chęcią oświadczenia wszem wobec swojej uległości – „Jak cholera! Tak! Tak! Bardzo mi się podoba!” – wykrzyczała tonem posłusznej służącej – „dziękuję” – dodała ciszej, pokornym głosem.

Grzegorz, najwyraźniej pod wpływem tych słów, zaczął poruszać się coraz szybciej, i mimo upojenia, w którym była całkowicie zatracona, uświadomiła sobie nagle niebezpieczeństwo faktu, że może za chwilę skończyć – przestraszona krzyknęła, prosząc, aby przypadkiem nie zrobił tego w niej. Nie odpowiedział, więc nie wiedziała, czy ją usłyszał, ale już jej to nie interesowało, była już w innej rzeczywistości. Z podniecenia wołała wszystkich świętych i błagała, aby nie przestawał jej pieprzyć, a jednocześnie wiedziała, że zbliża się do końca. I rzeczywiście, skurcze zaczęły przeszywać jej ciało, rozchodząc się raz za razem falami, rozpoczynając od jej szparki, a kończąc na czubku głowy i palcach u stóp, jednocześnie zalewając jej układ nerwowy przyjemnością, jakiej nigdy wcześniej nie czuła. Chwilę potem, już rozluźniona, osunęła się górną częścią ciała bezwładnie na ławę.

Kutas Grzegorza kontynuował swój taniec w jej wnętrzu. Teraz to był taniec szaleńca, na pełnej szybkości bez hamulców. Trwało to jednak jeszcze tylko kilka chwil i jej bluzka uniosła się, a jej plecy poczuły jak pokrywa je ciepła, gęsta ciecz.

Materiał bluzki opadł z powrotem, zakrywając skórę ozdobioną białymi plamami spermy – Grzegorz ostatecznie dostał wszystko to, czego od niej chciał.

Agnieszka sięgnęła ręką na plecy, nabierając porcję białawej substancji na swoje palce i włożyła ją z delikatnym, wyrażającym wdzięczność uśmiechem do ust – niech widzą, jaką jest grzeczną i posłuszną dziewczynką.

Ten tekst odnotował 3,849 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 8.27/10 (9 głosy oddane)

Komentarze (1)

0
-1
Kolejny debiutant, który nie przeczytał zakładki portalowej "Jak przygotować tekst?". Znaczy – pisać (wydaje mu się, że) umie, ale czytać – nie.
Brak wcięć akapitowych jest tu najmniejszą wadą. Większymi są wielkie litery w zaimkach i Panie oraz Panowie bez sensu, a nawet wbrew sensowi. Dalej – imiona. Polskie po obu stronach "frontu", znaczy Polacy okupują Polskie tereny i na dodatek potrzebują tłumacza, bo się wzajem nie rozumieją. Dalej – w jakim wojsku (bo na pewno nie polskim!) w zwrotach jednego wojaka do drugiego po szarży następuje samo imię?
Edycja myśli (kursywą) nietypowa, a edycja wypowiedzi kursywą niepoprawna; w tym zastosowaniu wręcz brzydka.
Obrazu językowego dopełnia (czasami) błędna interpunkcja, szereg literówek, błędy gramatyczne i stylistyczne.
Ufff... To dopiero wstęp, bo nie to jest najgorsze!
Teraz o fabule.
Pozbawiona realizmu przez nie tylko brak zaczepienia w jakimkolwiek momencie historycznym czy geograficznym odstręcza konfliktem wyobraźni z doświadczeniem.
Całość odpychająca i obrzydliwa; mnie zbierało się na wymioty. Na pewno nie sprzyja to przyjemności czytania, a takie jest generalne założenie każdej lektury, nie tylko literatury erotycznej, więc już przez to opowiadanie jest aseksualne i aerotyczne. To jest obraza portalu!
To, że w zasadzie fabuły nie ma, bo całość długiego tekstu skupia się na opisie obrzydliwych (podkreślam!) i podstępnych aktów seksualnych, jest najmniejszym uchybieniem.
I – co dziwniejsze – operowanie słowem nie jest takie złe, jak treść. Może, Autorze, skoro kochasz nawijkę, pokażesz swój talent w innym opowiadaniu? Napisz coś nie dla nieinteligentnych zboczeńców, tylko dla normalnych ludzi.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.