Ilustracja: Hıdır Dedebey

Bruce&Katerina (I)

3 czerwca 2023

Szacowany czas lektury: 25 min

DD–DlaDorosłych to wspólny projekt stworzony w 2023 roku przez kilku autorów.
W rzeczywistości różni nas bardzo dużo, ale łączy jedno – zamiłowanie do pisania.
Razem tworzymy niepowtarzalne historie, a wszystko po to aby dorosły czytelnik mógł poczuć się wyjątkowo.
Można nas znaleźć na Bloggerze, Wattpadzie, Instagramie i Facebooku.

Matrimonium

Katerina BraveWinner

Pięć palców, nieco krzywe paznokcie i nieskazitelnie gładka skóra. Opuszkiem kciuka sunę po lekko wysuniętych kosteczkach. Dłoń małego dziecka potrafi rozczulić. Mnie zachwyca. Dłoń Salvadora jest taka, jaka moja nie będzie już nigdy. Kłuje to lekką zazdrością, ale mimo tego wciąż zachwyca tak samo. Może dlatego że należy do mojego, a nie cudzego, syna.

Uśmiecham się mimo woli. Czuję jak kąciki ust unoszą się ku górze i nie potrafię nad tym zapanować. Nie umiem ich powstrzymać. Ściąganie emocji lejcami nie należy do moich mocnych stron. Nie jestem powściągliwa. Hamulców wyzbyłam się dawno temu, przed ponad dwudziestoma laty. Życie nauczyło mnie jednak zwalniać. Nauczyło też dodawać gazu, nawet na niebezpiecznych zakrętach. Jednak bycie farciarą pozwoliło mi na robienie tego wszystkiego w odpowiednich momentach. I mimo licznych strat, zawsze wychodziłam, w tym ogólnym rozrachunku, na plus. Więcej było zysków. Całkiem sporo zwycięstw.

Salvador śpi. Główkę trzyma na poduszce wypchanej pierzem. Poszewka jest wełniana, ozdobnie wykonana za pomocą szydła. Dostałam ją na infantem amoris. Dawniej mówiło się bociankowe lub baby shower. Właściwie nadal zdarza się infantem amoris nazwać baby shower. Angielski wciąż obowiązuje. Jest najpowszechniejszy. Stoi na równi z łaciną. On i łacina tworzą dwie proste równoległe. Po angielsku można dogadać się wszędzie, poza urzędem. W języku angielskim można przeczytać książkę. Większość zbiorów bibliotecznych, a właściwie wszystkie, poza księgami zakazanymi i urzędowymi, zostało przetłumaczonych na angielski. Natomiast już półki sklepowe i etykiety na produktach, nawet tych spożywczych, są po łacinie. To zmusza do znania obydwóch języków. Nieznajomość pierwszego to jak rezygnacja z rozrywki, zaś rezygnacja z drugiego to jak samodzielne skazanie się na nieznajomość życia, a przynajmniej tak mawia Bruce – mój mąż. Kiedyś te słowa kierował do mnie, teraz czasami zdarza mu się raczyć nimi nasze dzieci.

Dzieci, niemal wszystkie, nie lubią łaciny. Wydaje im się ona być zbędną. Między sobą jej nie używają. W szkole jest tylko jednym z przedmiotów. A produkty po prostu widzą. Nie czują potrzeb czytania etykiet. I cóż począć? Można zrozumieć. Ja rozumiem. Rozumiem, bo jako dziecko też lubiłam sobie odpuszczać. Dziś uważam, że częste braki konsekwencji tego odpuszczania lub konsekwencje wcale dla mnie niedotkliwe, skłoniły mnie do tego, by odpuszczać sobie coraz więcej i coraz częściej, aż to stało się moją rutyną. Z tą rutyną weszłam w dorosłe życie. Wniosłam do niego syna. Bezbronną wtedy istotę, która polegała na niekonsekwentnej mnie. Polegała, bo nie miała innej opcji. Nie było wtedy przy nas nikogo. Mieliśmy siebie. Tylko siebie.

Dziś mój pierworodny to niespełna dwudziestojednoletni mężczyzna. Dla mnie jednak zawsze pozostanie chłopcem. Kiedyś wyobrażałam sobie jak będzie wyglądał, gdy dorośnie i czym będzie się zajmował. Dziś powiedziałabym tamtej mnie, by korzystała z chwili, bo dziś życzyłabym samej sobie, by Samuel na zawsze pozostał dzieckiem.

Samuel to bez dwóch zdań moja największa duma, choć nie kocham go bardziej od pozostałych. Kocham inaczej. Każde z dzieci kocham inaczej. Czasami żartuję sobie sama z siebie, iż jest to moim prywatnym poszanowaniem jednostki i cech indywidualnych w świecie pełnym ogólników, ustawiającym ludzi pod jedną miarą.

Przestaję głaskać Salvadora po dłoni. Wstaję z dwuosobowego łóżka, które dostawione do samej ściany, pozwala mi bezpiecznie spędzić noc, bez obaw, że Salva się sturla i spadnie na podłogę. Każdej nocy jestem przy nim. Dzielę z nim to łóżko i myślę, że będę je dzielić jeszcze jakiś czas. Taka rola matki. Tutaj macierzyństwo się celebruje. Na równi pierwsze, co i dziesiąte. Salvador jest moim piątym dzieckiem. Za mną są cztery ciąże.

Dla bezpieczeństwa obkładam wolny bok łóżka poduszkami. Zdmuchuję aromatyczne świece i zapalam lampkę nocną. Przy jej nikłym, nieco różowawym świetle przyglądam się swojemu odbiciu w niedużym lustrze, zwykle ukrytym w szufladzie komody. Uważam, że muszę zawsze dobrze wyglądać. Przeczesuję więc włosy, zazwyczaj spięte w wysoki kok. Dziś są rozpuszczone. Nie spodziewałam się gości, zwłaszcza tak późnych. Co prawda w Novus ordo wizyty rzadko się zapowiada. Sąsiedzi pożyczają między sobą narzędzia. Koledzy mojego męża często wychylają w jego towarzystwie wieczornego drinka. Sąsiadki odwiedzają mnie ot tak, by pożyczyć cukier. Przyjaciółki, by pomóc w domu albo wypić kawę i uraczyć rozmową. Jednak żadna kobieta nie podróżuje samodzielnie po zmroku. Właściwie to od kolacji winniśmy siedzieć w swych domach. Dzieci przygotowywać do spania. Mężów zadowalać, służąc im wsparciem w troskach. I swą obecnością, radując ich, zabawiać rozmową gdy trzeba i zrzucać ubrania, gdy tylko rozkażą.

Ostatnich kilka słów zdania, które utworzyło się w mojej głowie, wcale nie opisuje mojego małżeństwa. Bruce nigdy nie kazał mi na rozkaz pozbywać się ubrań. A przynajmniej nie w takim celu. Jest z tych, którzy lubują się w samodzielnym rozpakowywaniu prezentów.

Wychodzę z pokoju małego dziecka, często zwanego też pokojem dziecka i matki i kieruję się wprost na schody. Tymi podążam w dół, do skąpanego w mroku przestronnego salonu. Stamtąd udaję się na korytarz i zmierzam do jego końca. Ostatnie drzwi po lewej prowadzą do kuchni. Te po prawej do schowka na przeróżne rupiecie, na które już na strychu nie było miejsca. A te na wprost do gabinetu Bruce’a. Łapię za klamkę tych, za którymi znajduje się kuchnia.

– Już jestem – obwieszczam, właściwie sama nie wiem po co, skoro zarówno Eva – moja przyjaciółka – jak i Samuel, widzą, że przestępuję próg kuchni i siadam dokładnie naprzeciw nich, do zimnej kawy.

Ostatnio nieczęsto zdarza mi się pić ciepłą. Salvador ma ciągłą potrzebę bycia przy mnie. Dosłownego wiszenia na mnie. A ja, jakoś tak, z dzieckiem na kolanach kawy pić nie potrafię. A nawet nie lubię. Kawa smakuje mi tylko w połączeniu z kawałkiem ciasta i relaksem, zdobionym ciszą i błogim spokojem.

– Nie mógł zasnąć? – dopytuje Eva. Poprawia przy tym wysoką kitkę. W takiej fryzurze jej rude włosy przypominają liście palmy. Podobnie rozkładają się na boki. Jeszcze wczoraj było im bliżej odcieniem do miedzi. Dziś zakrawają o czerwień. Kręcę głową, rozumiejąc nagle powód, przez który Eva przybyła do mnie w porze, uznawanej tutaj za koniec dnia. Czerwień nie jest pożądanym kolorem w Novus ordo. Należy się go raczej wystrzegać. Z pewnością nie przywoływać.

Przytakuję ruchem głowy. Nie mam ochoty spowiadać się mojej przyjaciółce z powodów, przez które Salvador wciąż nie przesypia całej nocy. W macierzyństwie jesteśmy tak różne od siebie, że temat ten grozi przynajmniej drobną sprzeczką. Świadomie więc obydwie go pomijamy. Nawykłyśmy już do tego. Od lat tak czynimy. Kiedyś powodów do kłótni miałyśmy więcej, bo córki Evy były małe w tym samym czasie, w którym podobnie małe były moje bliźnięta. Jej córki i moja para bliźniąt podrosły, i przestałyśmy rozmawiać o karmieniu i usypianiu. Zanikły więc powody większości sporów.

– Zrobię ciepłej kawy – oferuje Samuel.

Właśnie dlatego to moja największa duma. Samu umie się zachować niemal w każdej sytuacji. Jest pomocny, serdeczny, gościnny. A przy tym niezwykle przystojny, o czym świadczy sam wzrok Evy, którym odprowadza go do kuchenki gazowej i na tym wcale nie poprzestaje. Eva w skupieniu przygląda się jak Samuel odpala zapałkę, a następnie podkłada ogień pod palnik, jakby czynił to z jakąś wyjątkową gracją. A Eva nie zawiesza oka na wszystkich. Właściwie rzadko to robi. A kiedy już to robi, a w jej towarzystwie znajdują się najbliższe z jej przyjaciółek, to zwykle też komentuje. I to jak komentuje. A o Samu nie mówi, nie w taki sposób lub tylko nie w mojej obecności, jakby tym, że jest moim synem, zabrano jej możliwość głośnych westchnień i pochyleń nad jego wyglądem.

Wgapienie Evy w Samuela trwa moim zdaniem o wiele za długo, dlatego odchrząkam znacząco i lekko trącam przyjaciółkę czubkiem domowego papcia w kostkę. A gdy Eva skupia na mnie swój wzrok, ja wbijam własny z natarczywą intensywnością w jej obrączkę.

– No właśnie! – ożywia się nagle Eva. – Nie uwierzysz – uprzedza. – Tyle lat farbuję włosy i, kurwa, dziś nie wyszło – żali się w sposób wulgarny.

Samu z trudem powstrzymuje śmiech, ale ręka mu drży. Kawa z łyżeczki sypie się na drewniany blat. Zauważam to.

– Wycierasz – zwracam się rozkazująco do syna. – Nigdy nie zrozumiem po co się tak męczysz – tym razem mówię do przyjaciółki.

– Bo naturalny kolor mi nie odpowiada.

– Też farbuję włosy – przypominam, bo regularnie je rozjaśniam. Naturalnie mam na głowie coś pomiędzy ciemnym blondem a jasnym brązem, czyli nic ciekawego. Taka szarość, pomimo że jestem od Evy znacznie stateczniejsza, nawet mnie nie pasuje. Na czerwień jednak bym się nie odważyła. Nie w tym życiu. Wszelkie eksperymenty tego typu pozostawiłam w tyle. Należą do mojej przeszłości, którą w Novus ordo nie wypada mi się chwalić.

– To wina Dominika – wypala nagle Eva w sposób wielce oskarżycielski, a jednak na tyle zabawny, że spuszczam głowę, pochylając się nad kubkiem zimnej kawy, byle nie widziała jak kąciki moich ust unoszą się ku górze. – Zabronił mi iść do pulchritudinem domus, a poprzedni kolor się wypłukał. Te farby coraz mniej trwałe robią. Pomyślałam, że jak potrzymam dłużej, to i dłużej się na głowie utrzyma. Nie przewidziałam, że wyjdzie jak wino – opowiada.

– Napiłabym się wina – mówię. – W sumie, czegokolwiek – przyznaję, a Samu jak na zawołanie, najpierw stawia przede mną i Evą po filiżance kawy, a następnie wyciąga z wewnętrznej kieszeni marynarki srebrną piersiówkę.

– Cokolwiek – informuje.

Zaśmiewam się.

– Jakoś nadal nie mogę się przyzwyczaić, że pijesz – wyznaję. – Że jesteś już dorosły – wyjaśniam.

– Jeszcze nie tak zupełnie – wtrąca się Eva.

Dobrze wiem co moja przyjaciółka ma na myśli. W Novus ordo dorosłość zaczyna się wraz z wyprowadzką z rodzinnego domu. Niemal zawsze towarzyszą temu zaślubiny, choć zdarza się, by mężczyzna mieszkał samodzielnie jeszcze przed ślubem. Dziewczęta nie mają takiego prawa. Pozostają dziewczętami aż do przysięgi małżeńskiej. Później stają się żonami i dopiero to czyni z nich kobiety.

Moja droga była nieco inna. Mogłabym tutaj opowiadać, że moja dorosłość przyszła nagle, brutalnie zrywając nić dziecięcości. Skłamałabym wtedy. To nie było nagłe wydarzenie. I choć życie zrobiło ze mnie czternastoletnią matkę, to ja sama takie życie wybrałam, bardziej lub mniej świadomie. Jednak proces tego wyboru był długi. Stopniowo przechodziłam z dzieciństwa na tę dorosłą stronę. I w efekcie dziś mam prawie dwudziestojednoletniego syna, mając ledwie trzydzieści pięć lat. To bardzo niewiele jak na dorosłe dziecko, nawet w świecie Novus ordo. Tutaj, choć już czternastolatki mogą wychodzić za mąż, to zazwyczaj na ślubnym kobiercu stają przynajmniej rok później. Następnie rok cieszą się wyłącznie mężem. I dopiero po tym roku planują powiększenie rodziny. Starania też swoje trwają. Tak więc większość kobiet w Novus ordo zostaje matkami po siedemnastym a przed dwudziestym rokiem życia. Myślę, że tak jest dobrze. Optymalnie. Ciało i umysł są już gotowe na dziecko, a przy tym organizm jest silny, wręcz w kwiecie swojego rozkwitu.

Odpędzam od siebie myśli o ciążach i ślubach, i skupiam się na wymianie zdań, jaka nastała pomiędzy Evą a Samuelem. Moja przyjaciółka wypytuje mojego syna. Jest ciekawa czy ma on narzeczoną. Samu cierpliwie wyjaśnia, że na tę chwilę stawia naukę na pierwszym miejscu. Studiuje prawo. A ja mam nadzieję, że nie zostanie egzekutorem. Nie widzę go w roli kata. Zawód sędziego też do prostych nie należy. Obciąża sumienie. I dociera do mnie, że chciałam dla niego innej drogi. Po cichu marzyłam, że będzie godnym zastępcą swojego ojca, że obierze polityczny kierunek i podąży imperatorską ścieżką. Moim zdaniem polityka pasowałaby do Samuela. Jest ambitny. I choć nie jest aż tak obowiązkowy i zasadniczy jak jego młodszy brat – Simon – to daleko mu do wyznawcy minimalizmu w podejmowanym działaniu. Tę rolę póki co zarezerwował sobie Steven – niepunktualny, nieobowiązkowy, zwykle rozweselony siedmiolatek. Steven to typ dziecka, które jest dla matki największym wyzwaniem. Ciężko go okiełznać. Niemal do niczego nie można go zmusić siłą argumentów.

Poza Samuelem, Simonem, Stevenem i Salvadorem mam jeszcze jedno dziecko – córeczkę – Selenę. Selena jest bliźniaczką Stevena. Mają wiele wspólnych. Jednak jej więcej jest wybaczane. Jest oczkiem w głowie Bruce’a. Jego księżniczką.

Samuel rozlewa trunek z piersiówki do dwóch małych kieliszków. Eva w tym czasie opowiada jak akurat w dniu, w którym jej nie udało się stworzyć dobrego koloru na głowie, jej męża musieli odwiedzić jacyś ważni ludzie. I choć zlepek słów dobry kolor na głowie mnie bawi, to już cała sytuacja z lekka przeraża. Dobrze wiem czym zajmuje się Dominik – mąż Evy. Jego stanowisko polityczne jest dokładnie takie samo jak to należące do mojego męża. Obaj zarządzają małymi miasteczkami, które w połączeniu z sobą i jeszcze jednym miasteczkiem, tworzą średniej wielkości miasto. Są imperatorami, przez co nasze rodziny są na tak zwanym świeczniku. Przez co z kolei winni jesteśmy społeczeństwu, które reprezentujemy i za które nasi mężowie odpowiadają, być wzorami do naśladowania. Żony i dzieci imperatorów powinni świecić przykładem. Bruce, jako mój mąż i ojciec naszych dzieci tego właśnie od nas wymaga. Myślę, że Dominik – mąż Evy – podziela w tym temacie jego poglądy, choć prywatnie wiele ich różni.

– I co zrobiłaś, gdy przyszli goście? – interesuje się Samuel. Zauważam, że nie zwrócił się do niej z grzecznościowym ciociu, co sprawia, że zaczynam zastanawiać się, kiedy przeszli na ty.

– Założyłam czapkę – odpowiada Eva.

Samu zamyka oczy, starając się w ten sposób powściągnąć śmiech. Ja chwytam za kieliszek. Nie potrafię się napić. Przez tłumiony chichot trzęsie mi się ręka.

– Bardzo zabawne, wiecie – gani nas Eva. – To dramat jest. Pytali czy mi zimno.

Tym razem wybucham. Chichram się jak głupia. Samu jeszcze jakiś czas trzyma fason, ale w końcu i on się śmieje.

– Jaki jest finał tej historii? – dopytuję, szczerze licząc na streszczenie. Jestem zmęczona. Cały dzień zajmowałam się Salvadorem, domem i planowaniem najbliższych świąt. Tworzyłam specjalne zamówienie, które najdalej w przyszłym tygodniu powinnam powierzyć na dłonie ulubionej krawcowej. Wiem, że jeśli doniosę je później, może mi odmówić uszycia odświętnych strojów. Nasza rodzina jest liczna, a ona nigdy nie narzeka na ilość zamówień. Dodatkowo ma odgórnie ustalony limit. Jej pensja nie jest uzależniona od ilości. Jest stała. Nie wolno jej się przepracowywać. Novus ordo w taki sposób dba o swoich obywateli.

Łapię oddech. Dociera do mnie, że kiedyś wydawało mi się, że jak mój mąż już osiągnie zadowalającą rangę polityczną, a tym samym wejdzie na wysoki stopień drabiny społecznej, to mnie będzie wolno więcej. Myliłam się. Tutaj to tak nie działa. Bogaci nie mają wcale więcej praw od biedniejszych. Ubóstwa praktycznie nie ma. Nikt się nie wywyższa i nie wykorzystuje swojego zawodu czy pozycji. Tym samym ja nie mogę wymagać od krawcowej, by odmówiła komuś kto był pierwszy i zajęła się moim zamówieniem. Właściwie to mam obowiązek dostarczyć je do pewnego terminu, by nie wypaść z zaklepanej kolejki. A i tak ów zaklepanie wynika z długoletniej znajomości, a nie z tego, że mój mąż jest kimś na miarę dawnego burmistrza.

Przypomina mi się, jak kiedyś posunęłam się do powołania na stanowisko męża w równie ważnej dla mnie, a błahej dla Bruce’a, sprawie. Wtedy wydawało mi się, że jako żona imperatora mogę od kogoś wymagać więcej od pozostałych obywateli Viridi pace. Sądziłam, że wolno mi żądać. Myliłam się. Bruce brutalnie sprowadził mnie wtedy na ziemię. Zbił i powiedział, że nie wolno mi takiego zachowania powielić, że coś podobnego nigdy więcej ma się nie wydarzyć.

Zatapiam się w tych niewygodnych wspomnieniach. Zupełnie tak, jakbym była pod wodą, docierają do mnie przytłumione odgłosy rozmowy Samuela i Evy. Czerwonowłosa opowiada o tym, jak za drugim razem, wchodząc do gabinetu męża, kiedy przyjmował gości, zarzuciła na głowę ręcznik i okryła ciało szlafrokiem. Wytłumaczyła, że dopiero co wzięła kąpiel. Następnie, nie informując męża werbalnie o wyjściu, wymknęła się z domu, pozostawiając niechlujnie wydartą kartkę na stole, z pisemnym wytłumaczeniem, że tego dnia było mi potrzebne ramię najlepszej przyjaciółki. Oczywiście nie zadała sobie trudu, by przybliżyć mężowi godzinę swojego powrotu do domu.

Nie snuję w głos czarnowidztwa. Mam nadzieję, że mąż Evy nie wbiegnie do domu mojego męża niczym po ogień. Bruce nie lubi takich niespodzianek w życiu. Szczerze powiedziawszy, to Bruce nieszczególnie przepada za Evą i to z wzajemnością. Nigdy nie wnikałam z czego wynika ten między nimi, nieszczególnie widoczny na pierwszy rzut oka, konflikt. Być może Bruce przyzwyczajony był do pierwszej żony Dominika. Noemi darzył szczerą sympatią. Dużo z nią rozmawiał i bez uszczypliwych złośliwości żartował.

Eva i Samuel śmieją się. Nawet nie unikają nawzajem swojego dotyku. Ona przeczesuje mu włosy, zachwycona ich gęstością. On trąca o jej i głosi, by sprała ten grzeszny odcień przynajmniej do marchewki lub przyciemniła do brunatnej rdzy. A ja w tym czasie, podchodzę do lodówki i na kartce wielkości A4, na której znajdują się najważniejsze notatki, zapisuję, by z samego rana, po wyprawieniu dzieci do szkół, zabrać Salvadora na spacer i po drodze odwiedzić krawcową. Tutaj na krawcową mówi się claoca, na krawca sartor. Claoce szyją ubrania, sartorzy dodatki garderobiane, zwłaszcza te dla panów oraz materiały typu sukna na stoły, obicia foteli samochodowych czy sakiewki na gry planszowe, głównie na szachy i warcaby. Mój mąż swojemu zlecił obicie w materiał książek znajdujących się w gabinecie. Bruce jest pedantyczny. Irytowało go, że każda okładka ma inny kolor. Obecnie wszystkie są w kolorze głębokiej zieleni.

Przed oczami wciąż mam wydarzenia sprzed lat, a było to w pierwszym roku objęcia przez Brucea stanowiska imperatora Viridi pace. Bliźniaków nie było jeszcze na świecie, Salvadora nawet nie było w planach, Simon był malutki, nie miał nawet trzech lat, a Samuel dumnie głosił, że zaraz po noworocznym festynie będzie miał ich sześć. W tamtym czasie wiele robiłam na ostatnią chwilę. Nie dawałam sobie rady z prowadzeniem tak dużego domu. Z chęcią korzystałam z przywilejów jakimi były domy urody, termy, kawiarnie i restauracje. Nieco ciążyło mi to, że nasza rodzina nagle znalazła się na szczycie, który był widoczny dla wszystkich obywateli miasta, przez co była też skrupulatnie przez nich oceniana, a z drugiej strony radowała mnie ta wyższość, poczucie, że w końcu jestem kimś, że coś znaczę.

Wykorzystałam wtedy swoją pozycję i jak dotychczas zrobiłam to tylko raz. Wtedy kiedy udałam się do claoci i usłyszałam, że nie ma już miejsca na kolejne zamówienia, bo zapisy prowadziła do początku dwunastego miesiąca w roku, tak by od razu wiedzieć jak rozłożyć pracę pomiędzy sto kilka szwaczek, u nas zwanych satrixy. Oznajmiłam jej z niezadowoleniem, że chyba nie wie do kogo mówi. Przedstawiłam się jako żona Bruce’a BraveWinnera, choć każdy w miasteczku wiedział kim jestem. Wtedy claoca przyjęła moje zamówienie, a ja z zadowoleniem opuściłam jej zakład krawiecki. Podczas kolacji nawet pochwaliłam się mężowi w jakim kolorze wystąpimy na festynie świątecznym. Nie przeczuwałam żadnej, nawet najmniejszej tragedii. Bruce zachowywał się tak jak zwykle. Chwalił jedzenie, dolewał mi wina, rozmawiał z Samuelem. Simon miał ciężką mowę. Zaczął mówić na chwilę przed czwartymi urodzinami. Tak naprawdę czyniąc to na ostatni dzwonek, w marcu, gdy w czerwcu miał rozpocząć, trwające trzy miesiące, przygotowanie szkolne.

Ja sprzątałam po kolacji, a Bruce kładł chłopców spać. Opowiadał im o froncie. Pokazywał rozłożone karabiny, nazywał ich części. Samu zawsze był tym zachwycony. Za dziecka lubił wszelkie bronie. Do dziś jest niemal bezbłędny na strzelnicy.

Nim Bruce uśpił chłopców i schował w gabinecie wszelkie militaria, ja udałam się do sypialni. W pośpiechu szykowałam łóżko, gdyż z rana pozostawiłam je niepościelone. Później zrzuciłam z siebie pierwszą warstwę ubrań. W bieliźnie i na boso przeszłam do połączonej z sypialnią łazienki. Wtedy w sypialni zjawił się Bruce.

– Masz ochotę na wspólną kąpiel? – zapytałam, ustawiając temperaturę wody. Do wanny wsypałam soli morskiej o delikatnym, migdałowym zapachu.

– Może później – odparł. Wyminął mnie. Ledwie się wyprostowałam, a on się pochylił i zakręcił kurki od kranu. Woda przestała lecieć.

– Czy coś się stało? – spytałam niepewnie. Bruce’a twarz nie wyrażała wiele, ale wyraźnie był jakiś taki nieswój. Nieco obcy. Bardzo chłodny w samej postawie. Emanował czymś czego jednoznacznie nie można przyrównać do gniewu czy złości, ale jest to coś co tym uczuciom nieodłącznie towarzyszy.

– Kto dał ci prawo, wymagać od innych, by dostosowywali swój czas do ciebie, tylko dlatego że jesteś moją żoną? – mówił bardzo powoli, spokojnie i wyraźnie. Towarzyszył temu dźwięk odpinanego paska. Złowrogie dzwonienie sprzączki.

– Nie wiem o czym mówisz – skłamałam. W rzeczywistości domyślałam się, co Bruce miał na myśli. Grałam jednak na zwłokę. Potrzebowałam czasu. Poczyniłam krok w tył. W planach miałam wykonać kolejny.

I wtedy Bruce krzyknął:

– Stój! – i to było jedyne co powiedział głośniej. Dalej mówił już w pełnym opanowaniu. – Jestem zmęczony. Za mną ponad dziesięć godzin pracy, w tym pięć fizycznej. Jeśli teraz zafundujesz nam przebieżkę po domu, przynajmniej tydzień nie usiądziesz – zagroził.

W moim mniemaniu było to groźbą, w jego zapewne tylko i wyłącznie uczciwym uprzedzeniem, a być może nawet nie, może tylko zwykłą informacją. W każdym razie poskutkowało. Zaprzestałam cofania się. Nawet postąpiłam dwa kroki na przód. Dosięgnąłem do ramion męża. Uciskałam je delikatnie, ocierając opuszkami o szyję i kark.

– Jesteś zmęczony – mówiłam, chcąc by stał się bardziej podatny na manipulację. – Domyślam się o co ta cała afera. Drobiazg – stwierdziłam. – Drobiazg niewarty, by psuć nam wieczór – dodałam, zbliżyłam twarz do twarzy męża, ale nim uniosłam się na palcach i wargami dosięgnęłam do jego ust, to on wycofał się o krok.

Pokręcił głową.

– Nie drobiazg – poinformował. – Jeśli w tak błahej sprawie powołujesz się na moje nazwisko…

– Nasze – wtrąciłam.

– Moje – trwał przy swoim.

– Nigdy się nie przyzwyczaję – burknęłam z niezadowoleniem.

Sięgnęłam do wieszaka po szlafrok. Okryłam się nim i szczelnie związałam supeł. Nie krępowałam się nagości. Rozbieranie się na scenie niegdyś było moją pracą. Śmiałość z minionych lat nawet na metr ode mnie nie odstąpiła. W tamtej sytuacji jednak przeszkadzało mi to, że ja byłam w samej bieliźnie, podczas gdy mój mąż miał na sobie pełny garnitur.

Bruce puścił mimo uszu moją uwagę o tym, iż nigdy nie przyzwyczaję się, że nazwisko, które noszę, wciąż jest tylko jego nazwiskiem i że będzie nim tak długo, aż dzieci osiągną pełnoletność. Wtedy nazwisko BraveWinner będzie reprezentowało ich samych. W tamtym czasie ja i synowie, przez to samo nazwisko, swymi poczynaniami świadczyliśmy o Bruce’e, jako o mężu i o ojcu.

– Jeśli już teraz, w tak błahej sprawie, powołujesz się na moje nazwisko, oznacza to, że tym bardziej nie zawahasz się go użyć w poważniejszej sytuacji – ciągnął dalej swój wywód. – I nie zrobisz tego tylko po to, by gdzieś przepchnąć się bez kolejki…

– Wypraszam sobie! – uniosłam się. – W kolejkach zawsze czekam – dodałam.

Bruce westchnął. Czuć było od niego irytację.

– Jeśli jeszcze raz mi przerwiesz, to najpierw cię zbiję, by przypomnieć ci jak zachowuje się żona okazująca mężowi należyty szacunek, a dopiero później powrócimy do aktualnej rozmowy – zagroził.

– Też mi rozmowa! – zadrwiłam o wiele za głośno niż powinnam. – Tocząca się pośrodku łazienki, bez herbaty z cytryną i ciasta. Nawet herbatników nie ma – wyśmiałam.

Nie wiem co wtedy we mnie wstąpiło, ale odwróciłam się na pięcie i wymaszerowałam z łazienki. Przeszłam do sypialni, usiadłam przy toaletce i rozpoczęłam zmywanie cieni z powiek i maskary z rzęs. I Bruce pozwolił mi w spokoju zakończyć tę czynność. Stał wsparty o ścianę, obok dużej, ciężkiej szafy z lustrem, dokładnie naprzeciw łóżka i toaletki, którą zajmowałam. Widziałam go dobrze w odbiciu. W dłoniach ciągle dzierżył złożony w pół, skórzany pasek.

– Nie zmienisz zdania, prawda? – zapytałam smutno. Starałam się patrzeć mu w twarz, ale wciąż czyniąc to w odbiciu lustrzanym.

– Mogliśmy negocjować – stwierdził i postąpił kilka kroków. Wkrótce zajął miejsce na łóżku, tuż za mną, na tyle blisko, że dosłownie miał mnie na wyciągnięcie ręki. – Zanim zarzuciłaś mi brak herbaty, ciasta i herbatników. – Uśmiechnął się, ale nie tak jak uśmiecha się szczęśliwy człowiek. To był uśmiech pożałowania, wyższości i lekkiej drwiny. – Wstań – zabrzmiało niczym wyrok.

Odłożyłam gąbeczkę z delikatnego materiału na blat ręcznie rzeźbionej toaletki. Podniosłam pupę z tapicerowanego, puchowego pufa. Odwróciłam się do Bruce’a. Sięgnął mojej dłoni i poprowadził mnie tak, bym stała naprzeciw niego i by nie oddzielał nas żaden mebel, w tym wypadku puf. Pas trzymał już tylko w lewej dłoni, a wkrótce w żadnej. Odłożył go na łóżko, bliżej poduszek. Rozpoczął rozsupływanie wiązania sznurka przy moim szlafroku. Kiedy tylko mu się to powiodło, chciałam odskoczyć w tył, ale szybko pochwycił za mój nadgarstek.

– Nie szarp się – zwrócił mi uwagę, czyniąc to lekko warkliwie, niemal przy tym nie otwierając ust. Przyciągnął mnie bliżej siebie, jednym, zdecydowanym ruchem. Teraz moje nogi, zewnętrzną stroną, dotykały wewnętrznej strony jego ud.

Uniósł nieznacznie tyłek z łóżka, by strącić z moich ramion szlafrok, a kiedy ten opadł, Bruce zajął miejsce ponownie. A ja znowu spróbowałam się cofnąć i po raz kolejny zostało to mi udaremnione. Tym razem pochwycił za mój nadgarstek lewą dłonią, a prawą smagnął siarczyście w okolicę lewego pośladka, na pograniczu uda.

– Stój spokojnie – polecił, kiedy ja syknęłam i nieco skuliłam się pod wpływem niespodziewanego uderzenia.

– Przeproszę krawcową – wypowiedziałam szybko, brzytwy sięgając. Ten fragment mojej skóry, który Bruce uderzył, zapiekł. Dosłownie palił.

– Nie wątpię – zabrzmiał bez żadnego miłosierdzia. Puścił mój nadgarstek i palce wskazujące i środkowe obydwóch dłoni wsunął za gumkę moich bawełnianych majtek.

Bez zastanowienia chwyciłam go za ręce i w ten sposób zaoponowałam przed obnażeniem moich pośladków i kobiecości.

Zatrzymał się. Czekał, z intensywnością patrząc w moje oczy.

– Na chuj mi mąż imperator, skoro nawet krawcowa się z moim zdaniem nie liczy, na dodatek donosi do ciebie na mnie i ty też bardziej liczysz się z jej słowem niż moim. Mogła nakłamać, nawymyślać! O nic nie zapytałeś!!! – naskoczyłam na niego, każde słowo wypowiadając głośniej. Nawet się nie spostrzegłam jak zaczęłam krzyczeć, a następnie wrzeszczeć. Tupnęłam przy tym nogą. Udało mi się nawet odepchnąć dłonie Bruce’a i odskoczyć na bok. Co dziwne, Bruce mnie przed tym uskokiem nie powstrzymał.

Mój mąż w spokoju rozpoczął bić mi brawo.

– Czekałem aż pokażesz swoje prawdziwe oblicze – oznajmił. Wstał i w spokoju zdjął marynarkę. Podał mi ją. – Odwieś – polecił. – Następnie wróć – dodał, ponownie siadając na łóżku.

Odwiesiłam jego ubranie, dokładnie tak jak odwieszałam je zawsze. Na specjalny wieszak, ustawiony we wnęce między ścianą, a szafą. Nie wróciłam jednak od razu, ani wtedy, gdy przywołał mnie po raz drugi. Dopiero, gdy zagroził, że jeśli sama nie podejdę, to on podejdzie do mnie, ale wtedy użyje pasa i spotka się on z moimi pośladkami przynajmniej piętnastokrotnie, ustąpiłam. Przełożenie przez kolano i klapsy gołą dłonią, wciąż wydawały mi się być lżejszą karą niż lanie skórzanym elementem galanteryjnym.

– Najpierw zdejmij dół bielizny – usłyszałam, gdy tylko stanęłam przy jednej z jego nóg. – Na ubranie mogę bić dzieci, nigdy kobietę – brzmiało przynajmniej dziwnie, zwłaszcza, że Bruce nie bił dzieci. Kary cielesne zdarzały mu się naprawdę od wielkiego dzwonu. Simon był wtedy za mały, by w ogóle miał prawo podnieść na niego rękę, a Samuela uderzył ledwie dwa razy i tylko jeden z tych razów mógł nosić miano lania.

– Może jednak negocjujmy? – zaproponowałam i ledwie wsunęłam kciuki za gumkę majtek, a już opuściłam dłonie wzdłuż ciała.

– A może jednak nie – odezwał się Bruce i nim się spostrzegłam sięgnął mojego ramienia i szarpnięciem pociągnął mnie na swoje kolana. Samodzielnie obnażył moje pośladki, zdzierając majtki niemal do kolan.

Bruce bez wątpienia miał ciężką rękę, a być może tylko ja wtedy tak uważałam. W sumie nadal tak uważam. Nie mam za dużo porównania. W moim życiu nadal jest to jedyny mężczyzna, który wymierzył mi inny rodzaj uderzenia, niż spoliczkowanie. Prawdą jednak jest, że wtedy Bruce nieco mniej ważył, niż waży obecnie, ale i ja byłam drobniejsza. Bruce już znacznie wcześniej, bo od czternastego roku życia, walczył na froncie. Był raczej dobrej kondycji. Regularnie trenował na siłowni. Trochę boksował.

Bił metodycznie. Uderzał naprzemiennie. Celował zawsze w te same miejsca i udawało mu się to tak długo, dopóki ja nie zaczęłam się wiercić i uciekać pośladkami. I nawet to, że mnie trzymał, nie dało rady zatrzymać mnie na miejscu. Wkrótce to lanie zamieniło się w drobną szarpaninę. Szybko zostałam spacyfikowana. Moje tułowie spoczęło na miękkiej kołdrze, a lewa dłoń Bruce’a dociskała moich pleców. Nogą, a konkretnie kolanem i łydką, powstrzymywał mnie przed wierzganiem. Moje kolana dotykały wtedy podłogi.

Huk był inny, a o czerwoną skórę moich pośladków odbiło się jakieś chłodne, płaskie, wydające się być ciężkim, narzędzie.

– Stawianie się mężowi nie popłaca, nigdy nie popłaci – poinformował i uderzył ponownie, tym razem w drugi pośladek.

Zerknęłam za siebie, by zobaczyć co trzyma w dłoni. Moim oczom mignęła się szczotka do czesania włosów, wykonana z dębowego drewna, lśniąca, ładnie polakierowana. Uderzył tym narzędziem czterokrotnie, a bolało bardziej niż wszystkie dotychczas wymierzone mi klapsy razem wzięte.

Bruce odstąpił ode mnie na kilka kroków. Szczotkę odłożył na moją toaletkę, dokładnie w to samo miejsce, w którym znajdowała się wcześniej. Podał mi materiałową chusteczkę. Dopiero wtedy zorientowałam się, że płaczę w głos. Zawsze starałam się tego uniknąć. Uważałam, że nie jestem dzieckiem, by ronić łzy z powodu kilku czy kilkunastu uderzeń. Tym razem jednak było ich kilkadziesiąt. Odnosiłam wrażenie, jakby przed użyciem szczotki, oklepywał mnie z dobre pół godziny, ale stojący na komodzie zegar informował mnie, że od momentu mojego wejścia do sypialni, aż do zakończenia lania, nie minęło nawet dziesięć minut, a wcześniej przecież jeszcze z mężem rozmawiałam.

– Nie wolno ci takiego zachowania powielić – zwrócił się do mnie spokojnie. Kątem oka widziałam, jak zdejmuje przy tym krawat i rozpina swoją koszulę. – Nie jesteś ważniejsza od innych obywateli tego miasta, choć nosisz moje nazwisko, a ja jestem imperatorem. Nawet ja nie jestem ważniejszy od innych. Nie rób tego co doprowadziło do upadku takich krajów, jak ten, z którego i ty pochodzisz. Tu nie ma równych i równiejszych. Jest natomiast sprawiedliwość. Skończyły się czasy, gdy za oplucie policjanta przez bezdomnego było dożywocie i gnębienie w celi przez strażników, a za zabicie bezdomnego przez policjanta malowanie pasów ulicznych. I ty i ja pamiętamy tamten świat. Nie zmartwychwstawaj go tutaj. – Zdjął koszulę i trzymając ją w dłoni, wyciągnął rękę przed siebie.

Dobrze wiedziałam jak mam się zachować. Oczekiwał, że wstanę z kolan, przejmę od niego ubranie i przykładnie je odwieszę. Nie byłam w stanie tego zrobić i chyba to zauważył, bo ostatecznie zdecydował się mnie w tym wyręczyć.

– Coś podobnego nigdy więcej ma się nie wydarzyć – powiedział, podchodząc do mnie już bez koszuli i spodni, w samych białych jak śnieg bokserkach. Ładnie kontrastowały z jego naturalnie lekko opaloną skórą. Bruce nie był mulatem, ale nie był też blady. Był młody i ładnie umięśniony. Przed laty kręciły mnie jego łydki i muskularne uda. – Nie żartuję, Katerino – uprzedził. – Nigdy więcej – powtórzył. Pochylił się na tyle, by dosięgnąć moich włosów. Musnął delikatnie, z niemal namacalną czułością. – Idę do wanny – zakomunikował. – Jeśli tylko masz ochotę, możesz do mnie dołączyć – zaproponował zupełnie tak, jakby się nic złego nie wydarzyło. Pozostawił mi jednak wybór i za ten wybór byłam mu wdzięczna.

 

Ten tekst odnotował 17,318 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 7.27/10 (12 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (65)

0
0

Bruce nie był mulatem


Dużą literą — Mulatem.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Akceptowalna (podkreślam!) liczba błędów, wśród których prym dzierżą ortograficzne i frazeologiczne.
Widać, że autorem jest ktoś inny, niż w przypadku "Hugo", lub tym razem bardziej się postarał.
Treść dość monotonna, ale jeśli to drobna cząstka długiej całości, uznałbym to za zrozumiałe.
Nadal brakuje mi wcięć akapitowych. Ich brak odbieram jako upór @DD, bo wystarczy jedno kliknięcie w edytorze pokatne.pl, by je wstawić.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Zacznę od tego, że nie rozumiem oznakowania opowiadania - tego (I). Ponieważ w poprzednim opowiadaniu grupy było oznaczenie: część 1, 2, 3 i rzeczywiście zostało opublikowane w trzech odcinkach, domyślam się, że to jest całością i dalszych części nie będzie. Żadnego rozwinięcia, kontynuacji.
Dlaczego o tym mówię? Ponieważ, jeżeli to jest wszystko, to ja nie wiem o czym jest to opowiadanie. Najwięcej, to chyba o dzieciach.
Tak na zakończenie. DD, macie ciekawe motto:

Razem tworzymy niepowtarzalne historie, a wszystko po to aby dorosły czytelnik mógł poczuć się wyjątkowo.


i zapewne nim się kierując dobieracie tagi, które nie do końca lub wcale nie odzwierciedlają treści, a mają chyba podkręcić ciekawość czytelnika. Autorko lub autorze, zapoznaj się pierw z definicją spankingu, a potem mów, że to opowiadanie jest o nim.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
Mają wiele wspólnych.
Żony i dzieci imperatorów powinni świecić przykładem.
daleko mu do wyznawcy minimalizmu w podejmowanym działaniu.
A i tak ów zaklepanie wynika z długoletniej znajomości
nie informując męża werbalnie
Nie snuję w głos czarnowidztwa
On trąca o jej i głosi, by sprała ten grzeszny odcień przynajmniej do marchewki lub przyciemniła do brunatnej rdzy.
na kartce wielkości A4
Wtedy nazwisko BraveWinner będzie reprezentowało ich samych.

Długi wstęp – prezentacja universum i bohaterów. Domniemam, że w drugim odcinku zacznie się właściwa treść tej powieści, pojawi się jakaś intryga...
Ile odcinków planujecie?

@Krystyna
"zapewne nim się kierując dobieracie tagi, które nie do końca lub wcale nie odzwierciedlają treści, a mają chyba podkręcić ciekawość czytelnika." Naprawdę sądzisz, że "domowa dyscyplina", "spanking", "lanie" podkręcają ciekawość? Myślę, że równie dobrze straszą.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-2
A ja was wszystkich zaskoczę. Zagłosuję za wyjściem z "P".
Pomimo że tekst zawiera kilka elementów do wygładzenia, doceniam sprawną narrację. Polszczyzna na przyzwoitym poziomie zasługuje na promocję 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@MrHyde Jednego z wymienionych przez Ciebie "błędów" nie czepiałbym się:
- na kartce wielkości A4 -- Jeśli absolutnie poprawne jest określenie "kartka formatu A4", to dlaczego nie "wielkości"? W mowie potocznej "kartka A4" jest skrótem myślowym.
Drugi - informowanie werbalne - jest cienki. "werbalny" oznacza (zn. 1 SWP PWN) "wyrażony słowami", więc nie widzę w tym niepoprawności. Mało sensowne jest tylko przeciwstawienie "werbalny - zapisany", ale nie wiem, czy to właśnie zarzucasz. Jako odróżnienie od informacji pisemnej zwykle występuje ustna.
Trzeci zarzut - z reprezentowaniem ich samych - dotyczy raczej nieładnego wyrażenia (że nazwisko reprezentuje [plus] ich samych jako powtórzenie podkreślające, że nie matkę), ale błędu językowego w tym nie widzę.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
@Tomp
A ja się czepiam "rozmiaru A4". A co z tym czepialstwem zrobią autorzy – ich sprawa, nie moja.
"Informowanie werbalne" błędem ortograficznym czy rzeczowym nie jest, ale mi zgrzyta stylistycznie. Rejestr napuszono-pseudonaukowy nie pasuje do stylu narratorki posługującej się poprawną, wyważoną, literacką polszczyzną (lub też angielskim zręcznie przetłumaczonym na literacki polski).
Nie bardzo rozumiem, co miałoby znaczyć, że nazwisko kogoś reprezentuje. Ani to adwokat, ani przedstawiciel handlowy. Znowu: co autor/autorka z tym zrobi – nie mój interes. Skopiowałem tych kilka fraz z grzeczności, nie licząc nawet na "dziękuję". Z naiwności pokątnego frajera. 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
MrHude
" Z naiwności pokątnego frajera". Jak my wszyscy 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
@SEINSEIH Wy (np. z @Agnessą Novvak) tak się nawzajem zaskakujecie, że wykreujecie nową @AgęFM. Zważcie , że @DD jest grupą silna - ma głów więcej niż hydra, a każda inna. Jedna pisze znośnie pod względem poprawnościowym, druga ciekawie, a ile jeszcze przed nami...?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-2
@Tomp, zawsze jest ryzyko, o którym napomykasz. Jednak optymizm pozwala wierzyć, że wśród owych kilku głów DD nie ma kogoś podobnego do wspomnianej przez Ciebie autorki. Btw to jest samiec - autor. Ino nick ma zmyłkowy 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Zaskoczę Was, ale Katerinę z "Novuska" pisze dokładnie ta sama osoba co Zośkę z "Dis" (Diament i sól). Bohaterki są zupełnie różne, to i ich narracja jest inna. Starałam się wczuć w postać i jej sytuację najbardziej jak to tylko było możliwe. Na ile się udało, nie wiem, nie mnie oceniać.

@Krystyna Skoro jest jeden to logiczne, że będzie dwa 🤦🏼‍♀️. Novus ordo jest większą całością, pierwszy tom jest o Katerinie i jej mężu, drugi o Evie i Dominiku, kolejnymi są Julide i Samuel. W każdym razie nie ma co teraz aż tak wyprzedzać czasu. Katerina&Bruce to około 30-50 rozdziałów (zależy jak je podzielimy).

Pozdrawiam,
K.R.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-2
@Tomp Tak jak na Watt nie mamy wcięć, tak i na blogu ich nie mamy, tak i tutaj ich nie będzie. Wiele opowiadań ich tutaj nie ma. Jeśli jest to dla Ciebie czymś nie do przeżycia, każdy jest wolnym człowiekiem, sam wybiera co czyta, a czego unika. :-)
Co jest od nowego akapitu (linijki) widać gołym okiem.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0

– Już jestem – obwieszczam, właściwie sama nie wiem po co, skoro zarówno Eva – moja przyjaciółka – jak i Samuel, widzą, że przestępuję próg kuchni i siadam dokładnie naprzeciw nich, do zimnej kawy.


Wcięcie ma tę zaletę, że kiedy kwestia dialogowa (jak ta powyżej) zajmuje 2 lub więcej linii, z których 2 lub więcej zaczynają się myślnikiem:
[nowa linia] – Już jestem – obwieszczam, właściwie sama nie wiem po co, skoro zarówno Eva
[nowa linia] – moja przyjaciółka – jak i Samuel, widzą, że przestępuję próg kuchni i siadam
trudniej jest pomylić znaczenie tychże myślników:
[ wcięcie] – Już jestem – obwieszczam (początek kwestii dialogowej)
[bez wcięcia] – moja przyjaciółka – jak (didaskalia)
Ale to Wasz cyrk i Wasze małpy. Wasz wybór.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
"Zaskoczę Was, ale Katerinę z "Novuska" pisze dokładnie ta sama osoba co Zośkę z "Dis" (Diament i sól)."
Bardziej by mnie zaskoczyło, gdyby autor i odpowiadacz na komentarze był ten sam co w wypadku "Hugo".
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@MrHydzie Same wcięcia nie zawsze załatwią tę kwestię. Przykładem niech będą ostatnie zdania ze znakomitej zresztą nowelki "Bar" autorstwa Tompa, który to autor wcięć jak najbardziej używa.

"– Szczęściarz… – mamroce Stach. – Ja czekam pięć lat. – Przysuwa moją
szklankę do siebie. – Tobie już niepotrzebna."
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@S, słodko, słodziej... przesłodzone (ile dał; może i ja się skuszę) 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@S Załatwia znakomicie.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Krystyna Komu dał? Tompowi w barze? Dychę 🙂 Bo ja nie zawsze się z Tompem muszę zgadzać, ale imperatyw kategoryczny każe doceniać kunszt... I żadnych kantów 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@MrHydzie załatwiłyBY 😉

Na przykład tak:

– Szczęściarz… – mamroce Stach. – Ja czekam pięć lat.
Przysuwa moją szklankę do siebie.
– Tobie już niepotrzebna.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Na marginesie... Wchodząc na ten poziom korekty, ryzykujemy obrzucenie inwektywami. Zostaną użyte wulgaryzmy typu "nobliści" 😀
Tak w ogóle, pomimo że w tekstach DD (nierównych sobie, zresztą) znajduję duuuużo zadr, to przynajmniej jest tam jakaś fabuła. Może i nieco niemrawa, ale po pierwsze w ogóle JEST, a po drugie być może nabierze kolorytu w dalszych częściach. No i bohaterowie nie tylko się pieprzą, ale czasem objawiają przemyślenia 😉
Zaznaczam, że treści publikowanych na blogu, póki co, nie znam.

Jedno jest pewne: DD czuje różnicę pomiędzy erotyką a pornografią...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@S Na moim czytniku wyświetla się poprawnie:

[wcięcie] – Szczęściarz… – mamroce Stach. – Ja czekam pięć lat.
Przysuwa moją szklankę do siebie. – Tobie już niepotrzebna.

[wcięcie] – Szczęściarz… – mamroce Stach.
– Ja czekam pięć lat. – Przysuwa moją szklankę do
siebie. – Tobie już niepotrzebna.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
@MrHydzie i to jest argument, aby atakować Marca, żeby pozwolił na wklejanie zrzutów ekranowych...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@S »Zostaną użyte wulgaryzmy typu "nobliści"«
"Nobliści" - nie psujmy oryginalnej pisowni 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@MrHydzie, fakt - w oryginale było właśnie tak 😉 Ale wiesz... z tamtej strony to objaw podświadomego szacunku jednak jakby...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Wcięcia wcięciami, ale mamy na stronie głównej chyba pierwszy raz opowiadanie z akcentem rasistowskim. Brawo dla oceniających i ocenianych.
Szczególne gratulacje dla umiejętności DD–DlaDorosłych tracenia czasu na odpowiedzi, które na ogół nic nie wyjaśniają, zamiast przeznaczyć ów czas na korektę przynajmniej oczywistych błędów.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Indragor Gdzie jest ten akcent? Umknęło mi coś?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@MrHyde, szczegóły w pierwszym komentarzu pod opowiadaniem.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
@senseih....brawo, szkoda tylko że ironia została wychwycona tak późno 😂 pisownia była zamierzona 😉 mimo wszystko pozdrawiam serdecznie i właściwie cieszę się bardzo, że twórczość grupy @DD, do której czuję dużą sympatię wywołuje takie emocje .
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
@Indragon czy określenie " mulat" ma zabarwienie rasistowskie? Ach ta dzisiejsza poprawność....
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Aricca
...pisane małą literą
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
@Indragor To tylko niewiedza ortograficzna narratorki.
Osobiście też nie przepadam za Murzynem, Mulatem, Metysem, Eskimosem itd pisanymi dużą literą. Wg mojego odczucia lepiej by było zostawić dużą literę przedstawicielom etnosów/narodowości (jeśli w ogóle cokolwiek takiego wyróżniać dużą literą). Ale większość, ta słownikotwórcza większość, jest innego zdania, więc trudno: mulat jest błędem. I to nawet o zabarwieniu rasistowskim. @Aricca @DD Nie poprawiajcie pod żadnym pozorem! Nie kłaniajcie się tej dzisiejszej poprawności!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-1
@MrHyde ja nie mam możliwości poprawiać cudzych tekstów... Nie wiem co kierowało autorką gdy pisała " mulat" przez "małe m". Według mnie, ale może to tylko moje subiektywne odczucie, to chodziło o odcień skóry, a nie przynależność etniczną.

Mam wrażenie, że niektóre komentarze pod tekstami grupy nie niosą w sobie konstruktywnej krytyki, a mają charakter prześmiewczy. A jakikolwiek komentarz "pro DD" jest z góry traktowany nieprzychylnie.

Jesteście inteligentnymi ludźmi, napewno doskonale zdajecie sobie sprawę, że uwagę można zwrócić na wiele sposobów.

Słyszałam dużo pochlebnych opinii o tej stronie, zastanawiam się czy nie były nad wyrost.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Ja tam się świetnie bawię, czytając komentarze. I tak, niewątpliwie Novusek porno nie jest, to raczej dramat z zabarwieniem erotycznym. I nietolerancja się tam pojawi, np Katerina nie lubi Niemców (zdradzam fabułę), a Bruce (coś za paradoks) niespecjalnie szanował kiedyś Polskę i Ukrainę. Paradoksem jest to, że związał się z Polką ukraińskiego pochodzenia (znowu zdradzam fabułę).

PS. Nawet jeśli jakiś bohater będzie rasistą, nie miejcie żalu i nie dopatrujcie się w tym jakiegoś ukrytego celu całej grupy. Np w innej powieści "Miejskie opowieści" mamy i homofoba i geja.

(Nie doczytałem jeszcze jakie jest hasło do profilu grupy, więc piszę jako niezalogowany. Jestem autorem tego niedobrego męża, który nie był mulatem) xD
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+4
-2
@Aricca Z komentarzami jest jak z grą w szachy. Pierwsze ruchy są mniej lub bardziej przypadkowe, następne coraz bardziej wynikają z posunięć przeciwnika. Pierwsze komentarze pod tekstem DD były jakie były, zasadniczo życzliwe. A na następne, często prześmiewcze, grupa DD sobie zapracowała własnoręcznie.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
@MrHyde Jak my możliwie jak najmniej odpowiadamy na te komentarze, bo nie mamy na celu przekonywać kogoś do zmiany zdania. Każdy ma prawo myśleć samodzielnie. A tekst niech broni się sam, jak nie 1-2-3 to może 20 rozdziałem :-)

Bo zobacz, na co ja mam odpowiadać? Przy Hugo nie odzywałam się wcale, bo nie mój tekst. A tutaj na zarzut, że tekst melancholijny? Dokładnie taki jest, więc z czym się będę sprzeczać. Homer gdyby żył, też odpowiedzią nie nadałby Odysei tempa xD . Mulat z małej świadomie, jakby Kat myślała "oczy miał skośne, ale nie aż tak jak chinol" to ten chinol też byłby z małej, nie dałaby Chińczyka. Taka bohaterka, z takim sposobem myślenia. Na jednego z bohaterów powie sfastykowiec i hitlerysta. Bruce powie pedały na gei i nazwie potomkami diabła niepełnosprawne dzieci. Powieść nie ma na celu być poprawną politycznie. Bohaterowie nie są wzorami cnót i odpowiednich na XXI wiek zachowań.

K.R.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
"Bo zobacz, na co ja mam odpowiadać? Przy Hugo nie odzywałam się wcale, bo nie mój tekst."
Tak to jest z nieswoimi tekstami. Występujecie jako grupa i ma ta strategia pewne mankamenty.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
@MrHyde Więcej w mojej opini ma zalet. Np autor Hugo i autorka tekstu, który tu kiedyś samodzielnie wrzuciła i został skrytykowany, mieli największą ilość czytelników na Watt. Myśmy się trochę prześlizgnęli na ich plecach. Zastanawiam się, czy oceniając jakieś wydane dzieło, patrzycie na pozostałe wydane przez to samo wydawnictwo, i oceniacie każde kolejne pryzmatem poprzedniego. Myślę, że nawet albumu tego samego muzyka nie należy oceniać pryzmatem albumu sprzed np 6 lat i tamtejszymi jego wywiadami, odpowiedziami.

Jest cienka granica dzieląca konstruktywną krytykę od czepialstwa. Między innymi ja sama np tobie odpowiadam, a niektórym z pozostałych nie.

Bo zobacz o czym mam z taką @Krystyna dyskutować, o tym, że ona lepiej od nas wie jak dzielimy rozdziały? Naprawdę? Z jej strony to wyraźne "do czegoś muszę się przyje...". No to niech jej będzie na zdrowie :-)
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@MrHydzie, coś w tym jest... Kojarzy mi się co prawda z "Sippenhaft" ale... 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Aricca rzekła:
"Słyszałam dużo pochlebnych opinii o tej stronie, zastanawiam się czy nie były nad wyrost".

Nie.

Aricca rzekła również:
"Mam wrażenie, że niektóre komentarze pod tekstami grupy nie niosą w sobie konstruktywnej krytyki, a mają charakter prześmiewczy. A jakikolwiek komentarz "pro DD" jest z góry traktowany nieprzychylnie.

Jesteście inteligentnymi ludźmi, napewno doskonale zdajecie sobie sprawę, że uwagę można zwrócić na wiele sposobów".

I tak i nie.
- Gdy nadarza się okazja pośmiać, to się śmiejemy. I zapewniam, że z wdzięcznością za dostarczone bodźce. Śmiertelna powaga wskazana jest wyłącznie na pogrzebach oraz przy wypełnianiu PIT

- Co do "A jakikolwiek komentarz "pro DD" jest z góry traktowany nieprzychylnie" to nieprawda. Napisałem (również) kilka życzliwych słów pod adresem DD, a nawet dałem głos za wyjściem jednego opowiadania z Poczekalni.
Zaręczam słowem skauta, że z tego powodu z żadnej góry nikt nie zrzucił mi nic na głowę 😀
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-6
Część ciała zbiorowego @DD pisze: "Myśmy się trochę prześlizgnęli na ich plecach". A nie mówiłem?! Oszustwo i granda! Sposób z GRUPĄ polega na lansowaniu miernot, które prześlizną się na barkach jednego, dwóch średniaków. Drogę do tego utorują ci członkowie LA, którzy dają się uwodzić (ktoś coś pisał o banku na Kajmanach? 😉 ). Ostatnio dokonał tego @CzarnyCitroen, ale on na szczęście ma jedną głowę. Jak czytam, że rozdziałów ma być ze czterdzieści (należy to przemnożyć przez liczbę głów hydry!), to chyba @Marc musi nowy serwer wynająć, albo Herkulesa (tego od dwunastu prac) zatrudnić.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Tompie, co się znowu czepiasz CC? Przelał nam na Kajmany, to uwiódł. A Ty masz za darmo moją i koleżeństwa estymę, to się ciesz 😀
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
-3
@tomp czy ty teraz nazwałeś miernotą autorkę tej części? Hmmm..... Faktycznie komentarz na poziomie. Gratulacje 🤦🏻‍♀️
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-6
@SENSEIH Czy możesz wyjaśnić, co Ci się nie podoba w edycji tego dialogu z "Baru":
"
[WCIĘCIE]– Szczęściarz… – mamroce Stach. – Ja czekam pięć lat. – Przysuwa moją
szklankę do siebie. – Tobie już niepotrzebna.
"?
[Sorry za cudzysłowy samotne w liniach - ale nie chciałem zakłócić cytowanego fragmentu]
Jeżeli uważasz, że od "Przysuwa..." powinien być nowy akapit, a "- Tobie już..." w kolejnym nowym, to owszem, mogłoby tak być, ale wtedy przed "- Tobie już..." lub po "- Tobie już..." musiałby znaleźć się kolejny komentarz wskazujący, kto to mówi. Gdyby tak nie było, to zgodnie z zasadą przeplatania wypowiedzi dialogowych "- Tobie już..." wypowiadałby nie Stach, a główny bohater. Tekst wtedy byłby inny (czy lepszy, czy gorszy - nie wypowiadam się) i wcięcia akapitowe nic tu nie zmieniają. Wcięcie akapitowe, jak sama nazwa wskazuje, ma sygnalizować początek nowego akapitu.
Generalna zasada edycji dialogów jest taka, że cała wypowiedź jednej postaci powinna być w jednym akapicie. Może ona być przerywana tyloma komentarzami, ile autor uzna za potrzebne.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+4
0
@tomp jako jedna z członkiń grupy DD pozwolę sobie odpowiedzieć na twój komentarz. Choć przyznam szczerze, że jestem zniesmaczona jego poziomem.
Grupa DD o której mówimy, a ty masz ewidentny problem, to tak jak jest zaznaczone w naszym opisie : kilka osób, z różnych stron Polski, którzy spotkali się w przestrzeni internetowej i stwierdzili, że miło będzie coś razem stworzyć. W takim wymiarze działamy od niedawna, co nie oznacza, że jesteśmy żółtodziobami.
Mamy historie pisane samodzielnie, w duetach, lub wieloautorskie. Na pewno nie są to historyjki jednego rozdziału. Zapewniam, że kazda jedna ma przemyślaną akcję, fabułę, postacie.
Nie powinnam ci tego pisać, ale widzę że stopień twojej niechęci osiągnął szczyt, który ja jako OSOBA jestem w stanie tolerować.
Jest to szalenie przykre dla mnie, że ktoś, kto według komentarzy tu zamieszczonych, rości sobie prawa do jakiegoś autorytetu wypowiada się w ten sposób o innych.
Gdybym była złośliwa powiedziałabym, że zachowujesz się jakbyś poczuł się zagrożony. Nie powiem tak jednak, bo domyślam się jak skomentujesz moją odpowiedź.
Niemniej jednak radzę zastanowić się na przyszłość nad sposobem wypowiedzi. Na miejscu K.R. poczułabym się mocno urażona twoim komentarzem. Szanujmy się trochę.
Jane Doe
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
-2
@Tomp Wystarczy ruszyć łbem, naprawdę to nie boli. Wiadomym jest, że powieść jest fabularną, idzie to zauważyć. Strona za to jest do publikowania opowiadań erotycznych. Wrzucimy tu więc tylko to co się nadaje, a kto będzie chciał poznać całość, to ją znajdzie.

A za miernotę, nie mam zamiaru ani więcej na Twoje komentarze odpowiadać, ani nawet ich czytać. Ja ze swojej strony żegnam.

K.R.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-4
Hydra odzywa się wieloma głowami. Jej głowy jak tej prawdziwej Hydry nie komunikują się ze sobą i nie wiedzą, że już jakaś z nich zapowiedziała, że mnie nie poważa i nie reaguje na moje uwagi. Co do meritum Waszego oburzenia, to ja tylko zacytowałem Waszą wypowiedź i przedstawiłem ją właściwymi słowami.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Tompie, już wyjaśniam. W takiej formie, jaka mi się wyświetla na sporym ekranie pojawia się odruch weryfikacji tekstu w sensie - czy "-Przysuwa moją szklankę do siebie" jest kwestią wypowiadaną przez jedną z postaci, czy elementem narracji.
Jak wspomniałem wcześniej - brak możliwości wklejenia zrzutu utrudnia rzecz całą...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
0
@Tomp nie jesteśmy jednym bytem, każdy z nas ma.prawo się wypowiedzieć, choćbyśmy to zrobili w jednym czasie.
Przegiąłeś, wiesz o tym i teraz odwracasz przysłowiowego kota ogonem.
Wcale nie dziwię się K.R. że tak zareagowała.
A ty nie pierwszy raz nadinterpretujesz. Doskonale wiadomo o co chodziło KR gdy mówiła o " wybiciu się na czyiś plecach." Ja ci wytłumaczę, taka dobra dusza ze mnie. Skup się i czytaj uważnie.
Jeśli jest pisarz, który już ma jakąś "renomę" na stronach pisarskich. Stałe grono czytelników, ludzi którzy czekają na kolejne odcinki, to biorąc pod " swoje skrzydła" kogoś nieznanego w "świecie" niejako na swoich plecach promuje tą osobę, dając jej wyrobić sobie swoją markę. Tak jak zrobiła na przykład KN Haner z Kingą Litkowiec ( taki przykładzik z ostatnich lat). Czyli co? Czyli możemy zastosować skrót myślowy mówiąc że jedna osoba wybija się niejako na plecach drugiej. Taka sytuacja...
Nadal uważam że twój komentarz był chamski. Poniżej poziomu jakiejkolwiek dyskusji. Od kogoś kto uważa się za autorytet oczekiwałabym więcej ogłady i kultury osobistej.

J.D.
Wystarczyłoby "wziąć na klatę" i przyznać : fakt przesadziłem,sorry.
Ale nie, lepiej dalej prześmiewczo się wypowiadać.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
-1
Zostawić was samych na chwilę, a już się zaczęło obrzucanie dildosami. Zaraz wyjmę swojego i się skończy 🫣😄

A na poważnie, to może dajcie sobie wszyscy nieco na wstrzymanie? To oczywiste, że @DD będzie bronić swojej pracy, choćby miała ewidentne błędy, z kolei co bardziej krytyczni obserwatorzy będą ją krytykowali, bo tacy już są. Ale może nie przesadzajny, bo już to doszło do etapu osobistych wycieczek i w takim tempie najdalej do północy wjedzie tutaj nasz drogi admin i zacznie się czystka. A tego nikt by nie chciał. Także i ja, bo mam do autorów własną wiadomość, której nie zdąże napisać, jak tak dalej pójdzie.

(Że też to ja, samozwańcza agressja o wybitnie niewyparzonej klawiaturze, muszę innych uspokajać... do czego to doszło 😜 )
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
@Agnessa, nie mówi się "nie przrmesadzajny" , ino "nie przesmerfajmy" 😀
Ile jeszcze mam rzucić dowcipów, żeby rozładować atmosferę...😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+4
-3
"Więcej w mojej opini ma zalet. Np autor Hugo i autorka tekstu, który tu kiedyś samodzielnie wrzuciła i został skrytykowany, mieli największą ilość czytelników na Watt. Myśmy się trochę prześlizgnęli na ich plecach[...]
Bo zobacz o czym mam z taką @Krystyna dyskutować, o tym, że ona lepiej od nas wie jak dzielimy rozdziały? Naprawdę? Z jej strony to wyraźne "do czegoś muszę się przyje...". No to niech jej będzie na zdrowie :-)"

I tu jest pies pogrzebany, a nawet kilka.

1. Tomp trafnie przetłumaczył zdanie o prześlizgiwaniu. Bo jak inaczej je rozumieć? Dzięki reputacji autora "Hugo" autorka znacznie słabszego (jak domniemam) tekstu "Bruce Katerina" miała większe wzięcie, niż gdyby nie podszywała się pod innego autora.

2. Tutaj nie Wattpad, tylko Pokatne — widzę odwrotny efekt pleców. Otóż autor "Hugo" (ewentualnie osobnik odpowiadający na komentarze pod "Hugo") w błyskawicznym tempie wyrobił sobie reputację negatywną i teraz będzie się ciągła ta negatywna reputacja za resztą kolektywu jak lasagne.

3. Każdy serwis ma swoją specyfikę. Tu na Pokatne jest tak, że nadesłany tekst publikowany jest najpierw niejako tymczasowo w dziale Poczekalnia, a dopiero po tym jak dostanie zielone światło od tzw. Loży Autorskiej (od lożowników), pojawia się na Stronie Głównej. To dotyczy jednak tylko świeżych autorów. Teksty autorów sprawdzonych — tych którzy mają na Głównej już co najmniej 2 teksty — omijają Poczekalnię. Tak jest co do zasady. Ale... zawsze się znajdze jakies ale:

(i) Krojąc tekst jak salami, można nieco ograć system — kawałek jest traktowany jak pełnowartościowe opowiadanie, więc zielone światło od lożowników dla dwóch kawałków jednego opowiadania daje dokładnie taki sam efekt jak zielone światło pod dwiema niepokrojonymi powieściami. Jeden kroi, kto inny nie, i ten, który kroi, ma łatwiej: przed awansem na sprawdzonego autora znosi szyderstwa lożowników tylko pod jednym dziełem, a nie pod dwoma pod dwoma. Tak więc sama/sam/samo widzisz, że pyatnie o podział na rozdziały wcale nie musi być wyraźnym "do czegoś muszę się przyje...".

(ii) Występując kolektywnie rozwalacie ten system. Wyobraźmy sobie, że jacyś Hyde', Tomp' i SenseiH' zdurnieliby i zechcieli tu publikować, oczywiscie na Głównej, a nie w jakiejś tam poczekalni. Żeby dostąpić zaszczytu omijania Poczekalni musieliby przpchnąć przez złośliwe sito LA w sumie 6 tekstów. A teraz wyobraźmy sobie, że występuja jako kolektyw. Tomp' pisze ładnie i składnie — dwie prace wchodzą na Główną nawet bez przelewu na konto w banku na Kajmanach. Hyde' i SenseiH już się nie muszą wysilać. Choćby produkowali nie wiadomo jakie paździerze, na krytyke reagowali jak nie wiadomo jakie buce i mieli wszelkie reguły języka nie wiadomo jak głęboko w du..., ich teksty i tak wyjdą na Główną bez żadnej kontroli. Uczciwe to? Sprawiedliwe? Fair?

4. Być może Wasze oznaczenia: numer w nawiasie, numer po słowe "część", nagłówek wytłuszczonym drukiem (Matrimonium), nagłówek podkreśloną czcionką (Katerina BraveWinner) mogą całkiem obiektywnie dla niektórych głąbów — np. dla mnie — być niezrozumiałe. Czy zatem nie może co dociekliwszy głąb zapytać? Na Wattpad nikt nie zadaje pytań?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+5
-5
Drodzy @DDDlaDorosłych - nie mam zamiaru udawać, że wszystko wiem (chociaż jakieś tam doświadczenie w promocji erotyki mam) i udzielać dawać wam żadnych złotych rad (zwykle z d**y), ale na serio przeczytajcie spokojnie to, co mam do powiedzenia. Wszyscy.

Obserwuję was dość uważnie od pierwszego tekstu, jaki zamieściliście na Pokątnych nie tylko dlatego, że jesteście chyba pierwszym takim kolektywem autorskim (pojedynczych kooperacji nie liczę, bo i mnie się one zdarzały), ale przede wszystkim jesteście JACYŚ. Macie pomysł na siebie, jesteście aktywni w komentarzach i widać, że wam zależy. Momentami nawet za bardzo, bo zdecydowanie zbyt szybko własną wizję erotyki i pewność siebie zamieniliście na nic innego jak zwyczajną arogancję. A szkoda, bo możecie osiągnąć więcej niż nawet sami myślicie, o ile nie będziecie się zachowywali jak gimbusy wypuszczone z Wattpada.

I tu przejdę do pierwszego problemu, nie tylko waszego zresztą. Co rusz pojawiają się tutaj osoby, które na dzień dobry ryczą przez megafon "a bo ja to na Wattpadzie, a bo ja to na LOL, a bo ja to gdzieś indziej jestę zajebistę i na kolana, chamy, śpiewa Lucjan Pawarotti". No nie. Po prostu, k***a, no nie. To tak nie działa. Każdy portal erotyczny ma swoje zasady, które nim rządzą. Dotyczy to preferencji odnośnie długości tekstów, ich tematyki, formatowania, użytych zdjęć, podejścia administracji oraz czytelników i wielu innych kwestii, w tym np. poczekalni (co ciekawe obecnej nie tylko na Pokątnych, ale nie wiedzieć czemu, tylko tutaj przeszkadza ona autorom). LOL to nie Pokątne, Najlepsza Erotyka to nie Wattpad, XHamster (jak jeszcze miał dział pisarski) to nie grupa na Facebooku. I pierwszym, co każdy nowy powinien zrobić, to zapoznać się z regułami, rządzącymi danym miejscem - obojętne czy przechodzi z Wattpada na Pokątne, czy odwrotnie. A i to nie daje żadnej gwarancji sukcesu. ŻODNEJ. Możecie mieć na Wattpadzie pierdylion wyświetleń i pińcet komentarzy, a wszędzie indziej marnie przepadniecie, mimo że teoretycznie będziecie robili wszystko, co należy.
A jeśli dalej będziecie się upierać przy swoim, to powiem wam jedno - Wattpad to śmietnik. Po prostu. Z jednej strony to bodaj jedyne miejsce (pomijając te bezpośrednio powiązane z wydawnictwami jak Nowa Fantastyka), gdzie wydawcy sami wyławiają autorów - co potrafi skończyć się nawet na topce Empiku - ale z drugiej to najgorsze z najgorszych rakowisko ze ślepo przekonanymi o własnej wielkości grafomańskimi autoreczkami, ich równie toksycznym fandomem (że o "graficzkach od okładek" czyli dzieciakach po godzinnym kursie gimpa albo administracją gorszą niż na FB nie wspomnę) i oczekiwaniami czytelniczek na poziomie fanficu o gejowym Horym Pjoterze, mafijnego romansidła między durną sekretareczką i latino maczo rodem z brazylijskich seriali telewizyjnych czy tam innego szkolnego love-hate paździerza. No mózg się lasuje od samego patrzenia... A próba przeniesienia jakichkolwiek "standardów" tam panujących na inne portale to nic innego jak włażenie ubłoconymi buciorami na wyłożone białym dywanem salony. Dlatego nie idźcie tą drogą. Serio.

Druga sprawa jest taka, że jak sami mówicie, jesteście grupą autorów. Jednych lepszych, innych gorszych, co jest całkowicie normalne. Ale ci mocniejsi powinni wspierać i uczyć tych słabszych, a nie ich ślepo bronić, podobnie jak słabsi zamiast chować się za mocniejszymi mogliby popracować nad tym, by stać się silniejsi. Bo mogliby, ale... nie chcą? Albo po prostu im się nie chce, bo gdzieś już nabili tysiunc odsłon i są zajebiści? No nie, nie są. I daleko im. A skoro sam wiecie najlepiej - bo wiecie, a przynajmniej powinniście - kto jest w czym dobry, to może pozwólcie mu się tym zająć na pełen etat? Jak jedna osoba radzi sobie lepiej w wymyślaniu fabuł, druga w ich pisaniu, trzecia w ortografii i gramatyce, a czwarta w pracy na edytorze (akapity, myślniki itp.), to rozdzielcie ich obowiązki tak, by finalny wspólny efekt był lepszy niż proste dodanie do siebie zalet pojedynczych składników [wikipedia > synergia]. Myślicie, że dlaczego nawet najlepsi (a może zwłaszcza najlepsi) korzystają z pomocy beta-readerów, redaktorów oraz korektorów? A nawet jeżeli brakuje wam wiedzy i praktyki, to po prostu nad tym popracujcie, bo każda godzina poświęcona przez was na przepychanki w komentarzach mogłaby zostać poświęcona na przeczytanie poradnika pisarskiego lub ćwiczenia językowe. A wbrew pozorom one bardzo dużo dają, o ile oczywiście są zrobione porządnie, a nie na 30% jak dla obcego.

No i trzecie i ostatnie: nikt nie robi wszystkiego idealnie i ma prawo do pomyłek. Ale skoro dostajecie raz, drugi i dziesiąty porady "poprawcie to, bo macie błąd w interpunkcji, tam coś się pomieszało w czasach, tutaj fabuła jest nielogiczna a jeszcze gdzie indziej chyba chochlik zjadł pół zdania" - i to jeszcze pokazane palcem, tak że nie musicie tego szukać - to z nich skorzystajcie. Wejdźcie w edytor, skasujcie, napiszcie od nowa, zróbcie wcięcia, podzielcie akapity i tak dalej. Wy się czegoś nauczycie, bo drugi raz nie popełnicie tych samych błędów (a przynajmniej nie powinniście), komentatorzy nie będą się was dalej czepiać, a czytelnicy dostaną po prostu lepszy tekst. Win-win-win. Tylko trzeba chcieć się za to zabrać, a nie bić pianę.

Ode mnie tyle, a przynajmniej na razie. Macie powód do przemyśleń, czas oraz - a przynajmniej mam nadzieję - chęci, by coś zmienić. Czego wam zresztą serdecznie życzę 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+4
-4
@Agnessa Novvak Same akapity masz, nie masz wyłącznie wcięć (co w Wordzie już mamy). Same wcięcia niczego nie zmienią w odbiorze, tak jak w komentarzach nie masz wcięć i widzisz co jest od nowego akapitu, bo by tego nie zauważyć trzeba być... no debilem (sorry, ale ja inaczej tego nie ujmę).

Nigdzie też nie wyszło nasze zadufanie w sobie! Nigdzie nie napisaliśmy, że jesteśmy super i bezbłędni. Ja od samej siebie napisałam, że z pozycji tel nie da się poprawić błędów, a mając chore dzieci, czy np będąc w pracy, odpisując na komentarze w przerwie, nikt nie weźmie wolnego i nie poleci do domu, by jakim Tamp czy inny gość uważający "jak ja zwrócę uwagę to trzeba od razu poprawić" miał satysfakcję. Dla mnie zawsze ważniejsza będzie moja prywata, mój sen, moje dzieci, niż natychmiastowe spełnianie żądań jakiegoś czytelnika. I to nie jest zadufanie w sobie. To szczerość i świadome ustawienie priorytetów. Ustawienia tego nie żałuję. Już dawno wyrosłam z ambicji, by być zupą pomidorową. Nie muszą lubić mnie wszyscy, i nie muszę podobać się wszystkim. I co więcej – nie mogę poprawić wszystkich błędów, które wytknął ktoś tam, bo niektóre są w pełni świadome i w dalszej akcji (fabule) mają znaczenie. Tak jak w DIS Zośka mówi, że z Katowic wjechała do Krakowa. Ona to samo mówi na przesłuchaniu. A publikując tu fragment całości, wiedząc jednocześnie, że nie opublikuje tutaj całości i każdego z rozdziałów (bo nie wszystkie się tutaj nadają), nie zmienię specjalnie treści, zdania czy dwóch, byle coś pasowało tutaj, choćby dlatego że może ktoś stąd kiedyś wleci po całość i będzie miał Zonk, bo nagle Zośka skraca trasę, co dalej ma znaczenie.

Kłóciłabym się czy autor Hugo, albo właściwie czy samo Hugo (a właściwie Gran Hombre, bo tak zatytułowana została seria), jest lepsze od Novus ordo (Kat&Bru). Jest po prostu inne! Hugo w mojej opinii powstało dla publiki, to chore BDSM co sam autor jest w stanie przyznać. I choć jest w tym fabuła, to jest ona tłem dla tortur. Autorzy po prostu stworzyli sobie świat (uniwersum), gdzie te tortury są możliwe. I jeden z autorów Hugo, nie zasunął z Hugo. Hugo to całkiem nowy twór, który podobnie jak nasz Novusek wybija się na renomie Miejskich opowieści, Żonie gangstera czy Się nie zdarza, czyli na obyczajówkach! I tak jak można było porównywać Miejskie opowieści do np Żony gangstera, tak uważam, że Novus ordo nie można stawiać w jednej linii z Gran Hombre, bo choć i tu i tu jest nowe uniwersum, tak Novusek to dramat, to też scenariusz w jakiś sposób możliwy do ziszczenia, bo nasi bohaterowie znali świat taki, jaki my znamy teraz. Zaś w GH nie ma nic z naszego świata, stąd mentalność bohaterów jest specyficzna. I tak jak wspominałam, że GH to fabuła jest tłem dla tortur (to chyba jedyna powieść od DD, którą można tutaj opublikować w całości, każdy rozdział), zaś w NO to fabuła wiedzie prym, to dramat, może trochę romans (w późniejszych częściach), ale tam seks czy przemoc, jakiekolwiek tortury czy kary są waśnie niewielkim fragmentem całości, nie jest to temat główny.

I nie rozumiem jeszcze skąd zarzut, że ktoś od nas ma pretensję za tekst w poczekalni. Albo nie doczytałam, albo nikt nie miał o to żadnego problemu.

I co do ostatniego akapitu, to chciałabym mieć czas! Jednak nawet jakbym go miała, to wbrew waszym przyzwyczajeniom z pokątne, ja nieco inaczej ustawiam priorytety. Skupiam się na fabule i by sprawę (książkę) doprowadzić do końca, zaś literówki na portalach, które powstały głównie po to, by jedni mieli przy czym sobie walić konia, a drugie się paluszkiem stymulować, nie są dla mnie sprawą wagi najwyższej, i szczerze piszę, że chyba nigdy dla mnie tej wagi najwyższej nie osiągną. Wszelkie poprawy tekstu, to coś co z mojej strony (bo nie odpowiadam za innych autorów DD) ruszy dopiero po zakończeniu całości, właśnie dlatego, by nie stać w miejscu i rok czasu nie poprawiać w kółko pierwszego rozdziału, bo tu ktoś zauważył to, a tam to, a jeszcze inny zauważył, że ten pierwszy źle zauważył! Poza tym takim poprawianiem zadowolimy Was, ale utracimy tych czytelników, którzy faktycznie chcą poznać dalszy ciąg, a nie mieć dopieszczoną każdą linijkę tego co już znają. To właśnie jest to ustawianie priorytetów.

I zgodzę się, że co lepsi autorzy płacą za korekty, ale nie robią tego po to, by dostać 10 gwiazdek na stronach z opowiadaniami erotycznymi. Proszę cię, bądźmy poważni! Nie poświęcę też godzin na korektora za free (szukaniu go), bo tak jak mówię, na tę chwilę, nie cofam się, lecę dalej. Cofnę się do początków, na końcu. Wtedy wprowadzę i ostatnie poprawki w treść, jak i poprawię wszelkie błędy i też dopiero wtedy przepuszczę to przez osobę, która się na tym zna. A to, że ktoś ma na ten temat inne zdanie, to nie ma sprawy, on sam może ze swoimi tekstami postępować po swojemu. Porównam Ci to do remontu. Jeden najpierw umaluje cały pokój i będzie to robił nawet 2-3 tygodnie w czasie wolnym, a okna, które zachlapał farbą, umyje po zakończeniu malowania. Drugi natomiast za każdym razem będzie przerywał malowanie szybciej, by zdążyć jeszcze umyć okna, by nie były od farby, bo "co sąsiedzi powiedzą". Efekt taki, że skończy on całość znacznie później i więcej się naje*ie, by zadowolić innych, często obcych. Podczas gdy, jeśli to pokój jego dzieciaków, oni woleliby mieć go szybciej skończonego, niż mieć czyste okna w pokoju nieukończonym. Jesteśmy wolnymi ludźmi, sami wybieramy kogo chcemy zadowalać i jakim kosztem. I naprawdę nie ma to niczego wspólnego z zadufaniem w sobie, to tylko wolność. Wolność wyboru. Ja dokonuje takich wyborów w swoim życiu, by mnie, a nie komuś X czy Y, było w nim dobrze.

Pozdrawiam,
K.R.

PS. Do komentarzy ja sobie wrócę na spokojnie za 2-3 miesiące czy nawet pół roku, gdy właśnie będę się cofała do początkowych rozdziałów. Napewno nie teraz. Na teraz mam już inne plany.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
-5
Łaski nikomu nie robicie.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+4
-4
@Agnessa Novvak "No i w pizdu", jak powiedział Siara w "Kiler-ów 2-óch". Tyle słów, tyle porad, i... nic nie zrozumieli.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+4
-3
@Tomp....🤦🏻‍♀️🤦🏻‍♀️🤦🏻‍♀️
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-3
@Franc - nikt tu nikogo systemowo nie zwalcza. Owszem, każdemu może się zdarzyć, że poniosą go nerwy i wda się w prywatne przepychanki, ale nie ma to charakteru "ja jestem z loży, to wam pokażę, lamusy". A niewłaściwy (z dowolnego powodu) komentarz może zgłosić każdy - jest od tego ikonka, jest wiadomość do administracji, a nawet napisanie kolejnego komentarza z uwagami, że coś jest nie tak. I wierz lub nie, ale naprawdę administracja na to reaguje, co zresztą sam zauważyłeś po skasowanych komentarzach. Jak dasz taką opcję użytkownikom, to momentalnie zacznie się jedna wielka cenzura.

@DDDlaDorosłych - tyle że @Tomp ma rację.

Od początku: nikt nie wymaga od was reakcji na zaraz - ja też odpisuję wam dziś rano, a nie wczoraj wieczorem, bo jest to dla mnie po prostu wygodniejsze. A że macie swoją wizję, niekoniecznie zgodną z naszą? A co w tym złego? Jakby moje decyzje były tylko i wyłącznie dobre, to byście mnie czytali nie na Pokątnych, a w co najmniej Top3 Empiku, jak nie Amazona 😛 Natomiast jest naprawdę duża różnica między własnym spojrzeniem na fabułę, stylistykę, sposób publikacji i tak dalej, a zaprzeczaniem typu "nawet jak robimy błędy, to nie będziemy ich poprawiali,, bo mamy inne rzeczy do roboty". No właśnie macie - choćby pisanie kolejnego komentarza na ten sam temat, co się już przeniosło nawet na czat.

Mówicie, że gruntowna redakcja czy korekta to są rzeczy dla zawodowców i zrobicie to dopiero na etapie finalizacji tekstu, więc szkoda teraz czasu i wysiłku. Niby tak, ale nie do końca. Po pierwsze: najlepszym rozwiązaniem jest pisanie od razu jak najlepiej i wbrew pozorom wyrobienie w sobie odpowiednich nawyków wcale nie jest takie trudne, jak się wydaje - a skoro takiej językowej lebiedze jak mnie udało się całkiem sporo poprawić (co każdy może sprawdzić, bo nie usuwam swoich starych tekstów z Pokątnych, to te oznaczone czarno-białymi zdjęciami), to każdy choć trochę ogarnięty piszący to zrobi. Trzeba tylko chcieć, a nie się zżymać, że "nie mam czasu ani potrzeby'. Bo potrzeba jest i to całkiem ważna, a czas...

Policzcie sami, ile zajmuje wam odpisywanie dziesiąty raz na te same pretensje - tutaj, na czacie, w wiadomościach prywatnych - a ile zajęłoby wprowadzenie choćby tych podstawowych poprawek jak błędy interpunkcyjne, formatowanie, wyprostowanie niezręcznych zdań jak to z Katowicami i Krakowem. Odpowiem: przy tekście tej objętości jak powyższy to jest nie więcej niż około półtorej godziny pracy i to takiej, żeby ogarnąć wszystko. Macie wskazane konkretne błędy palcem, macie edytor z całkiem sporymi funkcjami (nie działa on idealnie, ale przynajmniej jest, w przeciwieństwie do np. Wattpada), więc nic, tylko przysiąść raz a dobrze i mieć to z głowy.

I tutaj przechodzę do następnej rzeczy: piszecie, że nie warto poprawiać czegoś, co będzie i tak zmieniane, co będzie miało dalszy ciąg, a w ogóle zajmujecie się już innymi projektami. Okej, rozumiem, taka wasza polityka publikacji. Ale powtarzam, żebyście nie przenosili nawyków z jednego portalu do drugiego, a zwłaszcza z Wattpada tutaj. Wiem z własnego doświadczenia, że tam się publikuje często, za to w małych fragmentach, a nieraz w ogóle pisze na bieżąco i np. wrzuca tekst "co niedzielę o 21:37". I nieważne, że to byle co i napisane byle jak - byle wrzucić i byle zadowolić czytelnika, bo se pójdzie gdzie indziej. A, przepraszam, niech idzie w pizdu! Na Pokątnych jest przyjęte, że publikuje się teksty raczej średniej objętości i możliwie dopracowanie (oczywiście w ramach umiejętności ich autorów), bo i tak będą one widoczne długo, a nie zaraz znikną pod naporem innych nowości. W tym momencie (mamy 7 czerwca) najwcześniejszy tekst na stronie głównej (w wersji przeglądarkowej) pochodzi z początku marca = ma trzy miesiące i nadal go widać od razu po wejściu na Pokątne, nie trzeba nawet przechodzić na kolejną stronę. A skoro tak, to po co się spieszyć? Opublikujecie coś dziś czy za tydzień czy nawet miesiąc, to nie ma to w gruncie rzeczy znaczenia - czytelnik będzie miał nadto czasu do zapoznania się z waszą pracą, a im całość będzie bardziej dopieszczona, tym komentarze będą przychylniejsze, co już zapewne sami zauważyliście.

I na koniec: nie zżymajcie się o to, że ktoś podejrzewa was to o bycie jakąś czarnoksięską hydrą, altkontem innego pisarza czy czym tam jeszcze sobie wymyślicie. Zresztą sami trochę prowokujecie takie dyskusje. Nie takie przypadki już się tutaj pojawiały i dość mieliśmy do czynienia z autorami, którzy wbijali jak do siebie, ogłaszali wszem wobec, że jacy to oni nie są, po czym znikali. Czasami obrażeni, bo ktoś im zwrócił uwagę, a czasami bez żadnego powodu - po prostu z dnia na dzień znikały ich prace i całe konta i teraz domyśl się, czytelniku, o co chodzi. Dlatego na przykład ja (tak, wiem, ale niewdzięczne chamidło z tej agnesy) nie bardzo już pomagam innym piszącym, bo nie mam żadnej gwarancji, że moja praca nie pójdzie za chwilę do kosza - co nie oznacza, że inni nie wyciągają do was pomocnej dłoni i nie wskazują "tu zły przecinek, tam nie taka odmiana, a w ogóle to wstawcie wcięcia*". I tylko do was zależy, czy skorzystacie.

*na koniec w kwestii tego nieszczęsnego formatowania, to zróbcie prosty test: oddalcie się od ekranu na tyle by ledwo rozpoznawać litery i rzućcie okiem na wasze opowiadanie powyżej. Zobaczycie, że jest to jeden textwall: bez wcięć, bez przerw, bez gwiazdek/linii, bez podrozdziałów, bez niczego. A teraz otwórzcie sobie cokolwiek z moich - nie musicie ich czytać, tylko zobaczcie, na co pozwala edytor. Przy czym ja i tak nie używam niektórych jego funkcji (np. twardych spacji, których muszę się wreszcie nauczyć), a innych nadużywam (np. w zasadzie nie powinno się robić dodatkowych przerw między grupami akapitów, ale ja tak rozdzielam poszczególne miniwątki), lecz i tak te kilka podstawowych robi naprawdę dużą różnicę w odbiorze. Ale wasze decyzje, wasz wybór, a ja ani namawiać na siłę, ani tym bardziej krytykować nie będę. I tym miłym akcentem życzę powodzenia w dalszym pisaniu 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
@AgnessaNovvak Widać, że jeszcze nie wiesz, że krytyka jest "gównem na rękawie sztuki" (ewent. lepi się jak "gówno do rękawa sztuki"; Karin Beier). 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1
@MrHyde - fakt. Jak to mówią "schludnie, choć nasrane". Poza tym gdzie ty tu sztukę widzisz? Na stronie z amatorskimi pornosami to może być co najwyżej równie amatorska pornografomania 😁
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-2
@Agnessa Novvak Ja w Wordzie używam twardych spacji, ale gdy przeklejam na pokatne.pl - nie przechodzą. Masz na to jakiś sposób?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Tomp - jeszcze nie wiem, bo opowiadanie ukaże się po weekendzie. W podglądzie wygląda w porządku i tam, gdzie ma być twarda spacja, to jest. Ale jak to wyjdzie w gotowej wersji albo po późniejszych edycjach, to się okaże.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+5
-2
Wiecie co? Zastanówmy się,do czego Sienkiewicz, Mickiewicz oraz NIenacki (ten ostatni, bo mam sentyment z młodości) przykładali więcej uwagi - do tekstu czy do twardych spacji. I ochłońmy, please w powyższym "wydawniczym" szale. A Tompowi to sugeruję, pomimo ogromnej sympatii i atencji, żeby przestał stawać na baczność przed Wolańskim i innymi mistrzami, którym hołdował przez dziesięć lat - sam Tomp kiedyś przyznał, że dziesięć lat się uczył zawiłości języka polskiego Są tacy, którzy muszą się uczyć przez dekadę, są inni, którzy to mają wessane z krwią matki, jak antysemityzm, nie przzymierzając 😉 Ja rozumiem, że należy tępić analfabetów, Niemniej pójście w odwrotne zboczenie, w dodatku wybiórcze, prowadzi na manowce. Zresztą, z czym się Tomp nie zgadza, uzmysłowiłem mu, że trzymanie się wyuczonych reguł szkodzi swobodzie narracyjnej i komfortowi czytania. Co z tym zrobi - jego piaskownica. Literatura to nie arytmetyka i nią reguły nie rządzą. Dopóki taki jeden z drugim tego nie pojmie, będzie najwyżej DOBRYM,albo BARDZO DOBRYM autorem. Wybitnym już nie. A mistrzostwo w literaturze nie polega na konkursie "kto bardziej pasuje do podręcznika i internetowych zasad".
I bardzo proszę nie wykorzystywać mojej wypowiedzi do celów promocji analafabetycznej pornografii. Nie o to mi chodziło.
Niech się AgaFM, Palmer et consortes nie cieszą. Krytyka świetnego Tompa nie oznacza wybaczenia dla nicości innych. To jest walka gigantów. Nic innego 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
@SenseuH "Wiecie co? Zastanówmy się,do czego Sienkiewicz, Mickiewicz oraz NIenacki (ten ostatni, bo mam sentyment z młodości) przykładali więcej uwagi - do tekstu czy do twardych spacji."
Do floresów i esów w dużej literze H skrobanej piórem gęsim. No i do inwokacyjnego kształtu "L" w "Litwo". Czyli żeby czytelnie było, tzn. miło dla oka. 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-5
@SENSEIH Chyba moja odpowiedź powinna być w stylu @Agnessy (tzn. długa jak dzień bez jedzenia), żeby sprostować wszystkie błędy i nieprawdy w Twoim poście. Jednak nie umiem pisać tak szybko jak ona i stąd powiem jedynie, że na forach poprawnościowych i w zapytaniach do językoznawców jestem najbardziej niepokornym elementem. Dodatkowo Wolańskiego mało poważam, o czym tu już pisałem. Ogólnie trafiłeś kulą w płot, czy raczej wystrzelałeś cały magazynek jak ten bezimienny z łazienki w Pulp Fiction w Winnfielda, a ja... nie widzę trafień. Czasy się zmieniają, środki wyrazu się zmieniają, możliwości się zmieniają, ale nikt Ci nie broni wrócić do gęsich piór czy nawet maszyny do pisania (ta miała wyłącznie twarde spacje 😉 ) i przejść na papier. Jak dorównasz klasie Twoich idoli, to pierwszy będę Cię wynosił pod niebiosy.
PS Wystarczy mi być dobrym. Bardzo dobry jest poza moim zasięgiem, a o wybitności nigdy nie marzyłem.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
-5
@Agnessa Dla Ciebie poprawa literówki, jest porównywalna do napisania tego komentarza. Dla mnie to logowanie się do kilkunastu miejsc i powrót do treści sprzed miesięcy (aktualnie jestem na zupełnie innym tomie Novuska, jestem więc sercem przy innych bohaterach, ich sposobie myślenia i mówienia i nie zaburzę sobie tego, by ciebie zadowolić). Kolejna sprawa, to możliwe, że po korekcję całości, to zdanie z literówką zostanie zapisane inaczej, albo fragment ten zostanie zupełnie usunięty i w takiej sytuacji, z taką możliwą opcją, poprawianie tej literówki teraz byłoby stratą czasu. Dlatego odpisuję Ci na komentarz, by pokazać sposób myślenia autorki, która pisze coś więcej, czyli coś co jest obszerniejsze niż 2-3 częściowe opowiadanka erotyczne. Gdyby Kat i Bru byli jakimś one-shotem, to spoko, wtedy mogłabym zagłębić się w korektę czy drobną poprawę od razu. W przypadku książki, trylogii, sagi... No nie, zwyczajnie nie, bo to w mojej ocenie głupota. Nie będę postępować głupio. Nie wbrew sobie.

PS. Znam takich co pisali świetnie, ale w kółko poprawiali prolog czy pierwszy rozdział. Od dopieszczania utracili i czytelników i zapał. I nie, ja nie pójdę tą drogą, nie dla zadowolenia loży pokątne, bo nie mam takich ambicji. Ukierunkowana jestem na coś innego, w tej chwili.

Papa,
K.R.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.