W dobrej wierze...
31 sierpnia 2014
Szacowany czas lektury: 9 min
- Dość! – Chris trzasnął otwartą dłonią w szklany blat.
Krzyknięcie rozeszło się głośnym echem po pomieszczeniu, przerwało jednak potok słów, układający się w jakieś pokrętne tłumaczenie. Chłopak siedzący na czarnej, dużej pufie, wzdrygnął się. Pod powiekami zebrały się łzy, którym nie pozwolił jednak stoczyć się po policzkach.
Nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia kilka lat. Ciemne, nieco nastroszone włosy podkreślały regularnego kształtu błękitne oczy. Na ładnej buzi malował się teraz smutek. I lęk.
Chris wyprostował się i wbił w niego dzikie spojrzenie. Zdawało się, że za chwilę rzuci mu się do gardła i rozerwie go na strzępy gołymi rękoma. Odetchnął jednak głębiej, wyraz oczu złagodniał. Nie chciał unosić się niepotrzebnie, wolał być widziany jako sprawiedliwy opiekun niż surowy kat.
Wolnym krokiem ruszył ku chłopakowi, omijając zgrabnie szklany stolik.
Nagły przyjazd do Stanów i natychmiastowe rozpoczęcie pracy jako manager ekskluzywnego burdelu, uniemożliwiły mu choćby wynajęcie jakiegoś domu, nie mówiąc już o kupnie. Ale tutaj, w Afterlife, mieszkań było pod dostatkiem. W porozumieniu z Persefoną, duchową przewodniczką tego miejsca, zajął jeden z apartamentów – dość niewielki.
Od wejścia można było w całości ogarnąć go spojrzeniem, miał bowiem charakter otwarty, a ścianami oddzielono jedynie łazienkę. Sypialnia, znajdująca się na otwartej antresoli, do której prowadziło kilka szklanych schodków, sprawiała wrażenie raczej chłodnej i surowej. Cały zresztą apartament kontynuował nieco futurystyczny klimat Afterlife, podkreślany przez panoramiczne okna, zza których pogrążone w mroku miasto spoglądało feerią neonowych blasków i wieżowców.
Mieszkanie było w założeniu funkcjonalne – brakowało tutaj osobistych akcentów, bibelotów i zbędnych gadżetów, a głównym meblem w przestronnym salonie była półokrągła, skórzana sofa, do której przysunięto szklany, owalny stolik.
Mężczyznę wciąż dziwiło, ile problemów może mieć jeden burdel, nawet tak specyficzny jak ten. Pracował tutaj w roli managera dopiero od tygodnia, a już przekonał się, że jego zadania w mniejszym stopniu dotyczyć będą dbania o stronę finansową tego przybytku, a w dużo większym skupią się na dopilnowaniu, aby pracujący tu mężczyźni i kobiety nie łamali reguł i byli zdyscyplinowani. Nie mieli prawa opuszczać tego miejsca, żyli według konkretnych, z góry określonych zasad. Dość surowych. Ale dbało się o nich. Dobrze spali, dobrze jedli. Byli cennym towarem, którego nikt nie chciał zniszczyć.
Kiedy Chris znalazł się przy chłopaku siedzącym w napięciu na pufie, delikatnie ujął w dłoń jego policzek. Pod palcami poczuł ukłucie krótkiego, jednodniowego zarostu. Drugą rękę trzymał wsuniętą płytko w kieszeń.
- Nie chcę, żebyś się denerwował. Porozmawiaj ze mną – powiedział łagodnym, ale bardzo stanowczym tonem – Okradłeś jednego z klientów. Szanowanego człowieka, mającego duże wpływy w tym mieście. Rozumiesz jak to może wpłynąć na reputację Afterlife? Rozumiesz na jakie straty naraziłeś mojego szefa?
Chociaż Chris mówił spokojnie, niemal łagodnie, chłopak wciąż nie podnosił wzroku. Dziwne spojrzenie mężczyzny, przez które przebijało coś, co kojarzyło mu się z zimnym obłędem, przerażało go dużo bardziej niż ewentualne konsekwencje jakie mógł ponieść.
- Powiedz mi, dlaczego to zrobiłeś – poprosił, czując, że chłopak zamknął się w sobie na dobre – Wiem, że należysz do tych, którzy mogą swobodnie opuszczać to miejsce i pracują tutaj z własnej woli. Zarabiasz – mruknął z naciskiem – Dlaczego okradłeś klienta? – spytał, zmuszając bruneta delikatnym napięciem mięśni dłoni do tego, aby w końcu na niego spojrzał.
- Mogę dostać wody? – usłyszał tylko w odpowiedzi. Błękitne oczy spojrzały na niego prosząco.
Poczuł jak wzbiera w nim irytacja. Był zmęczony, chciał iść spać. Ale czuł, że ukaranie bez poznania przyczyn byłoby nieuczciwe. Uważał, że lepiej zapanuje nad tymi ludźmi, kiedy zyska sobie miano sprawiedliwego acz surowego.
- Oczywiście – odparł sucho, cofając dłoń i prostując się.
Kuchnia znajdowała się w sporej wielkości wnęce, która, gdyby oddzielić ją ścianą, mogłaby funkcjonować jako samodzielne, przestronne pomieszczenie.
Do wysokiej szklanki mężczyzna nalał wody źródlanej i wrócił do salonu. Poczekał, aż chłopak ugasi pragnienie.
- A teraz czekam na wyjaśnienia – powiedział surowszym niż dotąd tonem.
- Moja dziewczyna ma problemy z narkotykami – wyjaśnił w końcu brunet, odkładając szklankę na stolik – Zadłużyła się już u kilku dealerów w mieście. To są... duże kwoty. Zbyt duże, żebym mógł spłacić je ze swojej pensji. Tym bardziej, że jej ciągle potrzeba więcej i więcej. Zupełnie tego nie rozumiem – mruknął, w nerwowym geście mierzwiąc sobie włosy.
- Dlaczego twoja dziewczyna sama nie zarobi na swoje... rozrywki? – spytał Chris, świdrując chłopaka chłodnym spojrzeniem.
- Jessica?! – ten okrzyk sprawił, że managerowi wydało się, że zasugerował coś nadzwyczaj niedorzecznego. – Ona nie lubi pracować. Przesiaduje całymi dniami przed lustrem i wklepuje w siebie te mazidła, za które ja płacę – prychnął. - Nawet poprosiłem ostatnio Persefonę, żebym mógł zostawać dłużej i móc zarobić więcej. Ale i to jej nie wystarcza.
- Dlaczego jej nie zostawisz?
Chris spodziewał się wielu wyjaśnień i był gotów na spotkanie w Afterlife wielu... specyficznych osób. Ale musiał przyznać, że chłopak, który zarabia jako pan do towarzystwa na utrzymanie swojej głupiutkiej dziewczyny nawet jemu wydał się czymś niecodziennym.
Brunet za to spojrzał na niego jak na idiotę. Wydawało się, że przez chwilę nie potrafi wymyślić, co można odpowiedzieć na tak niedorzeczne i głupie pytanie.
- Jak mógłbym ją zostawić? Zaraz zaczęłyby się pytania znajomych i rodziny. Poza tym, ona mnie kocha. Wiem to – powiedział z przekonaniem, choć zdawało się, że usiłuje przekonać raczej samego siebie – Pogubiła się trochę, ale jakoś z tego wyjdziemy. To dobra dziewczyna.
Chris wsunął obie dłonie w kieszenie spodni i znów spojrzał dziko na siedzącego przed nim chłopaka. Mylił się co do niego. Był ładny, może nawet wrażliwy, ale bardzo naiwny i dość głupi. Pierwsze miłe wrażenie zniknęło bezpowrotnie.
- Afterlife i jego klienci nie będą zaopatrywać twojej kobiety w pieniądze na narkotyki – powiedział twardo, walcząc z wybuchem złości. Naprawdę nie chciał na niego wrzeszczeć.
Chwycił go jednak za brodę i zmusił tym razem do spojrzenia sobie w oczy.
- Jeżeli jeszcze raz okradniesz kogoś, żeby kupić swojej panience prochy, ona za to zapłaci, nie ty. Ty jesteś zbyt cenny. Masz tydzień na zwrócenie pieniędzy, albo dopilnuję, żeby twoja dziewczyna osobiście to wszystko tutaj odpracowała – ostatnie słowa wywarczał podniesionym głosem. Nie zmiękczyły go te śliczne oczy, wpatrzone w niego niemal z przerażeniem. Wiedział, że ciężko będzie spod ziemi wytrzasnąć taką sumę, ale niewiele go to obchodziło. Miał przede wszystkim dbać o interesy Afterlife.
- Zrozumiałeś? – spytał z naciskiem.
Chłopak pokiwał głową. Tak, zrozumiał. Tylko niech facet przestanie przepalać go tym spojrzeniem, w którym ciągle widział jakiś obłęd, lodowatą furię. Bał się.
- W takim razie pozwól teraz ze mną – mężczyzna puścił brodę bruneta i ujął go delikatnie za dłoń.
Podprowadził go do ciemnej, skórzanej sofy i usiadł na niej, za plecami mając panoramiczne okno, wychodzące na piękne, nocne miasto.
- Co mnie czeka? – spytał chłopak, pocierając nerwowo ramiona. Nagle zrobiło mu się zimno i mdło.
- Myślę, że znasz odpowiedź. A teraz chodź tutaj. Jestem zmęczony i naprawdę nie chcę już tego przeciągać.
Nie czekając na ruch bruneta, Chris chwycił go za rękę i pociągnął, przekładając sobie przez lewe kolano. Prawą łydką unieruchomił mu nogi i jednym silnym, zdecydowanym szarpnięciem zsunął zarazem jeansy i ciemne bokserki. Nie potrafi nie zachwycić się tym, co ujrzał – jasnymi pośladkami o pełnym, okrągłym kształcie. Jaka szkoda, że będzie musiał zadać im ból.
- Nigdy więcej nie poważysz się tknąć pieniędzy któregoś z naszych klientów, zapewniam cię o tym – warknął, wymierzając kilka pierwszych klapsów.
Nie miał zamiaru mówić nic więcej. Skupił się na szybkim, rytmicznym uderzaniu wypiętej pupy chłopaka. Bił dość zapamiętale, bardzo silnie. Przepływała przez niego złość, którą czuć było w każdym wymierzanym razie. Chociaż używał jedynie ręki, każde uderzenie przypominało liźnięcie rozżarzonego metalu po nagiej skórze.
Już po chwili stało się dla niego jasne, że brunet nie należy do ludzi wytrzymałych. Chłopak nie próbował, a może nie potrafił walczyć z bólem. Początkowe ciche jęknięcia bardzo prędko zmieniły się w gwałtowny płacz i rozpaczliwą próbę wyrwania się z żelaznego ucisku. Chris nie pozwolił mu na to, chwytając wolną dłonią jego nadgarstki i przyciskając je do pleców. Potem zwiększył szybkość i siłę uderzeń, sprawiając, że chłopakowi zdawało się, że za chwilę oszaleje z bólu. Albo zemdleje. Ale nic takiego się nie stało. Niestety. Nie mógł uciec przed bezlitosnymi uderzeniami, które jego delikatną, alabastrową skórę zmieniały teraz w kawał spuchniętego ciała w bordowym kolorze.
Był kompletnie bezsilny. Nie mógł nawet wierzgać nogami. Palące razy sypały się bezustannie na skatowane, w jego odczuciu, pośladki.
I kiedy był przekonany, że męczarnie nigdy się nie skończą, uświadomił sobie nagle, że nie dotknęło go kolejne smagnięcie, a on sam, dusząc się łzami, nie jest już trzymany w stalowym uścisku.
Bez namysłu zerwał się z kolan i klapnął pupą na chłodną podłogę, obawiając się, że mężczyzna za chwilę się rozmyśli i powróci do bicia jej. Patrzył na Chrisa wielkimi oczami, w których czaił się ból, strach i żal. Nie zasłużył na taką karę, działał w dobrej wierze...
Ale Chris myślał chyba inaczej. Uważał, że postąpił słusznie. To on działał w dobrej wierze i dla interesu Afterlife. Spojrzał przelotnie na prawą dłoń, której wnętrze było ciemno-czerwone i pulsowało niemiłosiernym, rwącym bólem. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że ów ból jest niczym w porównaniu z tym, który odczuwać teraz musiał siedzący przed nim na podłodze chłopak.
- Wstań – polecił surowym tonem.
Brak reakcji, tylko ciche, żałosne pochlipywanie zdenerwowanego, wręcz roztrzęsionego młodego mężczyzny.
Ale Chris nie zamierzał kontynuować kary. Gniew został wyżyty, a on oddychał już głębiej, choć trochę ciężko. Dopiero teraz czuł się zmęczony.
Wyciągnął z kieszeni paczkę chusteczek, wyjął jedną i podał brunetowi.
- Wytrzyj twarz i nos – powiedział łagodniej.
Postanowił dać mu kilka minut na coś, co w myślach określił jako wycie do księżyca i wyżalenie się mu, że świat jest niesprawiedliwy, a jego boli. W końcu jednak wstał z sofy i delikatnym, ale stanowczym ruchem postawił chłopaka na równe nogi.
- Jeżeli pieniądze nie zostaną zwrócone w terminie, możesz liczyć na dużo poważniejszą powtórkę – warknął, odwracając go nagle bokiem do siebie i trzasnął z całej siły w nagie udo – Możesz się ubrać i wyjść – poinformował na koniec.
Chłopak ostrożnie, krzywiąc się trochę i sycząc, naciągnął na bordowe, stłuczone pośladki bokserki. Później zapiął jeansy. Na drżących, uginających się nogach podszedł do drzwi i nieporadnie ściągnął z wieszaka cienką kurtkę.
Chris, widząc, że chłopak jest w naprawdę fatalnej formie, podszedł do niego szybko i pomógł mu założyć kurtkę.
- Będziesz już grzeczny? – spytał jeszcze, ścierając kilka łez z policzka bruneta.
Ten pokiwał twierdząco głową. Wkrótce zniknął za drzwiami.