Ilustracja: Stevan Gabriel

Bloo me! Pierwsze wejście

7 grudnia 2020

Szacowany czas lektury: 41 min

Dłużej, lepiej, bardziej Bloo

Billy zassał powietrze przez mocno zaciśnięte zęby, spinając mięśnie. Poczułam, jak poruszył kanapą pick-upa i parsknęłam śmiechem. Zabrzmiało to komicznie, chociażby ze względu na jego sztywnego kutasa, który wciąż wypełniał moje usta.

Chwycił mnie za kitkę i docisnął głowę do podbrzusza, wchodząc jeszcze głębiej. Mruknęłam z przyjemności i zaczęłam wprawnie go obciągać, wywołując kolejne westchnienia i jęki. Zamknęłam oczy i z rozkoszą pieściłam językiem pal mojego chłopaka, który od dłuższej chwili drgał mi w ustach.

Billy odchylił głowę, jęknął potężnie i trzymając mnie za włosy, nadał solidny, jednostajny rytm. Dobrze wiedziałam, co to oznacza i z zapałem zabrałam się do wytężonej pracy – rozluźniałam usta, gdy jego fiut wślizgiwał się do mojego gardła i zaciskałam je mocno, gdy je opuszczał, przy okazji solidnie ssąc. Billy zaczął wiercić się coraz bardziej, a ja, gładząc go po jajach mruczałam z zadowolenia jak kotka.

Był blisko. Bardzo, bardzo blisko. Przyśpieszyłam, wsłuchując się w ciche okrzyki, czując jak kutas zaczął żyć własnym życiem. Jeszcze chwila, a obdarzy mnie swym życiodajnym płynem… Billy docisnął moją głowę tak, że główka weszła do gardła. Wstrzymałam oddech, by mógł się swobodnie spuścić i…

Kurwa mać! Nie teraz!

Przeklęte „TYRYT! TYRYT! TYRYT!” rozległo się w całej kabinie. Zanim zdążyłam nad sobą zapanować, sięgnęłam ręką po omacku w poszukiwaniu telefonu. Zamachałam nią na wszystkie strony, zanim udało mi się namacać pasek torebki, lecz zanim zdążyłam porządnie go chwycić, Bill szarpnął moją głową z całej siły.

- Zostaw! – warknął wściekle, posuwając mnie w usta.

- Muche odeb..ać! – zdołałam wyparskać, wypluwając masę śliny na pałę, która wciąż rozpychała mi przełyk.

- Co?

Wpiłam pazury w jego brzuch, co znacznie ostudziło mu zapał. Krzyknął, puszczając moje włosy a ja wykorzystałam chwilę, by odzyskać wolność.

- Tfu! Muszę odebrać! – wychrypiałam, rzucając się do torebki w poszukiwaniu telefonu – gdzie on jest?!

Bill nic nie odpowiedział. Mierzył mnie wściekłym spojrzeniem, a jego oczy ciskały gromy. Czyli po opierdolce od wiadomo kogo czeka mnie jeszcze poważna rozmowa z chłopakiem. Pięknie, kurwa, pięknie!

W końcu wyszperałam swoją sfatygowaną cegłę, która na moje szczęście wciąż darła się swym przenikliwym dzwonkiem i tylko zerknęłam na wyświetlacz, aby upewnić się, czy naprawdę mam aż tak przejebane. „Pan Zając” a któż by inny?

- Tak, Panie Zającu? – zapytałam w ułamek sekundy po tym, jak odebrałam połączenie.

- Panno Franko! Gdzie się pani podziewa? Miała pani już być w domu pani Foster godzinę temu!

Przerażona spojrzałam na zegarek i poczułam krew odpływającą z twarzy. O kurwa! Zasiedziałam się godzinę! Zając mnie zabije!

- Tak, Panie Zającu! To znaczy… przepraszam, Panie Zającu! Ja… Panie Zającu! – plotłam trzy po trzy, zupełnie zdezorientowana z nerwów. Wiedziałam, że futrzak mi tego nie odpuści.

Bill zgrzytnął zębami. Naciągnął niedbale spodnie na wciąż sterczącego fiuta i sięgnął do stacyjki. Chwyciłam jego dłoń, zanim zdążył przekręcić kluczyk – Zając nie mógł wiedzieć, że jestem z chłopakiem!

- Panno Franko, jak tylko wróci pani do domu, będę oczekiwał pani w moim gabinecie. Czeka nas poważna rozmowa o obowiązkach, młoda damo!

- Tak, Panie Zającu! Ja będę w domu za… trzydzieści minut? – spytałam, patrząc na Billy’ego ale ten dalej mierzył mnie gniewnym wzrokiem, najwyraźniej nie zamierzając mi odpowiedzieć na to, jak szybko zawiezie mnie do miasta.

- Trzydzieści minut? Przecież biblioteka jest parę ulic stąd, Panno Franko.

- Tak? – spytałam piszczącym głosem, zdając sobie sprawę z tego, jak szybko się wjebałam.

- Tak, Panno Franko, co zajmuje pani tyle czasu, że potrzebuje pani jeszcze trzydziestu minut na to, by dotrzeć do domu?

- Eeee… - odpowiedziałam, przez jedną sekundę rozważając szalony wariant, w którym mówię swojemu przełożonemu prawdę. „Ponieważ muszę dokończyć mojego chłopaka?” Obłęd.

Bill jakby czytając w moich myślach splótł swoje palce z moimi, wciąż trzymając dłoń na kluczykach. Przez ułamek pomyślałam, że to niecodzienny (jak na niego oczywiście) romantyczny gest, który miał mi dodać otuchy, lecz mój partner szybko rozwiał moje wątpliwości – ujął moją dłoń pewnym gestem i od razu umieścił na swoim kroczu, przy okazji wysuwając kutasa ze spodni. Oklapł lekko, lecz wciąż widać było na nim ślady mojej śliny. Zanim zdążyłam się zorientować, Bill owinął moją dłoń wokół swojej pały, splunął na nią solidnie i zacisnął swoje palce wokół moich, patrząc na mnie w wymowny sposób.

Z wrażenia zaschło mi w gardle. Z jednej strony zgarniałam zasłużony opiernicz od Pana Zająca, z drugiej wiedziałam, że Bill też da mi popalić, gdy tylko się rozłączę, a z trzeciej chciał, bym doprowadziła go do finału? Co tu się kurwa dzieje?!

- Panno Franko? Słyszała pani moje pytanie? Co panią tak teraz zajmuje?

- Eee… - powtórzyłam głupio, niezdolna do sklecenia żadnej sensownej odpowiedzi, czując jak kutas mojego chłopaka znów zaczął budzić się do życia.

Mimo tego, że sytuacja była dla mnie cholernie stresująca, postanowiłam zebrać się do kupy. Być może dzięki temu wściekłość Billy’ego będzie mniejsza...

- Robię projekt na rozpoczęcie szkoły, Panie Zającu – powiedziałam, mocno zaciskając dłoń na oślizgłym trzonie, i przejeżdżając nią w górę i w dół. Billy uśmiechnął się półgębkiem, wciąż nie spuszczając ze mnie gniewnego spojrzenia.

- I miała pani na to godzinę, tak jak się umawialiśmy. Każda kolejna minuta pańskiej zwłoki oznacza dalsze konsekwencje, młoda damo!

- Nie! To znaczy… to znaczy… tak! Eee… ja zaraz wrócę do domu, prawda? – wypaliłam, patrząc na Billy’ego.

- To było pytanie do mnie? – spytał zdziwiony Zając

- Nie! Oczywiście, że nie, ja zaraz będę w domu! – wykrzyczałam, skołowana do reszty cała sytuacją.

Billy jęknął potężnie, unosząc biodra a ja poczułam zimny dreszcz przebiegający po krzyżu.

- Co to było, panno Franko?

- Co takiego? – spytałam, udając niewiniątko i odsuwając się od tego dochodzącego idioty jak najdalej. Nie było to łatwe, bo wciąż trzymał mnie mocno, posuwając moją dłoń. Właśnie przez niego znalazłam się w jeszcze większych tarapatach.

- Czy pani aby na pewno jest teraz w bibliotece? – usłyszałam znajomy, lodowaty ton Pana Zająca, nie zwiastujący niczego dobrego. Oj.. niczego dobrego!

- Oczywiście! – wypaliłam i w tym właśnie momencie Billy zaczął jęczeć jeszcze głośniej.

Kurwa mać! Futrzak nie mógł tego nie usłyszeć!

- Porozmawiamy w domu, panno Franko – powiedział Zając, zanim się rozłączył.

- Nie! Nie, nie, nie!... Panie Zającu!!! – oderwałam aparat od ucha, patrząc na niego z lękiem, a potem zerknęłam wściekle na Billy’ego – pojebało cię?! Jak mogłeś?!

Zamiast odpowiedzieć, chwycił mnie za głowę i przyciągnął do siebie jednym szarpnięciem. Ledwo zdążyłam otworzyć usta, zanim wbił się w niej swoim kutasem a i tak nie zdążyłam rozewrzeć ich do końca, na ułamek sekundy przywalając w główkę zębami. Bill drgnął, krzycząc krótko, ale od razu odzyskał rezon, zaczynając dziką jazdę z posuwaniem mych ust.

Przez krótką chwilę miałam ochotę zatopić kły w jego sprzęcie w zemście za lipę, na którą mnie wbił, lecz zanim to zrobiłam przypomniałam sobie, że jesteśmy w wozie jego ojca – nie ma mowy żebyśmy zostawili najmniejszy ślad po tym, co tutaj robiliśmy.

Wprawiłam język w ruch, zmuszając chłopaka do wytężonej pracy. Chociaż w tej chwili nienawidziłam go z całej siły, musiałam jak najszybciej doprowadzić go do finiszu. Zassałam usta, jednocześnie drażniąc wędzidełko. Wytrysk tego gnoja był w tej chwili ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę, ale liczyła się każda sekunda! Każda!

Bill ryknął na całe gardło, strzelając pierwszą porcją gęstego białka. Specjalnie się wycofał, by towar znalazł się nie w gardle, tylko w ustach, co zmuszało mnie do połknięcia. Zanim się z tym uporałam, pojawiła się następna porcja, i następna. Ledwo nadążałam, czując, jak cała ta akcja z telefonem i trzepaniem go nakręciła, czego niestety nie mogłam powiedzieć o sobie…

Bill zgiął się w pół, dociskając moją głowę i zalewając usta spermą. Zaśmiał się gardłowo, gdy obdarzył mnie solidnym, długim wytryskiem który musiałam głośno przełknąć. W końcu, gdy było po wszystkim, uwalił się na siedzeniu, przymykając oczy.

Wyplułam kutasa dysząc jak zganiany pies. Mój chłopak patrzył na mnie spod przymrużonych powiek, obserwując z satysfakcją moje spracowane usta, na których zostały jeszcze ślady po tym, co niedawno zrobiliśmy.

- Musisz mnie odwieźć do miasta, natychmiast! – wypaliłam, przecierając usta wierzchem dłoni i niechcący niszcząc nastrój chwili.

Wystarczyła wzmianka niedawnej rozmowy, by Bill odzyskał niedawny nastrój. Spojrzenie, do tej pory zadowolone i zamglone, wyostrzyło się. Oczy otworzyły się szeroko a ja dostrzegłam zwężające się źrenice. Oj…

- Do miasta? – spytał tak lodowatym tonem, że wywołał u mnie ciarki. Pan Zając mógłby brać od niego lekcje w tym temacie!

- Tak! W tej chwili! – wydarłam się, prostując się jak struna i siadając na swoim miejscu, bezskutecznie starając się zapiąć pasy – musimy pędzić!

Bill, jak na złość, zupełnie mnie zignorował. Jedyne, co zrobił to odwrócił głowę w stronę okna i zaczął podziwiać widoki.

- Bill!

- Zaraz – odpowiedział, nie zaszczycając mnie spojrzeniem.

Dobrze wiedziałam, w co gra. Nie da mi się uniknąć kolejnej trudnej gadki na temat mojej pracy u cioci, ale nie teraz! Teraz muszę jak najszybciej znaleźć się w domu, inaczej Zając obedrze mnie ze skóry!

- Pośpiesz się!

- Powiedziałem, zaraz – odparł nonszalancko, sięgając do schowka i grzebiąc w nim przez chwilę. W końcu wyciągnął z niego chusteczkę higieniczną i zaczął powoli, z niezwykłą dla niego dokładnością, wycierać fiuta.

- Zostaw – mruknął, gdy zobaczył, że też chciałam skorzystać – mój stary się zorientuje, że ma braki jeśli zniknie więcej niż jedna.

Że jak!? Już chciałam go za to opierdolić z góry do dołu, ale wiedziałam, że nie warto. Oblizałam usta, wciąż czując na nich jego smak i zerknęłam na zegarek, płosząc się jak sarna – pięć minut?!

- Pośpieszmy się!

- Zaraz… - powiedział, z wolna otwierając okno i wyrzucając przez nie zmiętą chusteczkę.

Schował oporządzony sprzęt do bokserek a następnie zapiął spodnie. Cholernie wolno.

- Masz czas porozmawiać? – spytał retorycznie, powoli zapinając pasek od spodni.

- POJEBAŁO CIĘ!? Musimy stąd spieprzać!

- Taaa… - odparł lakonicznie a potem rozparł się na siedzeniu, kładąc ramię na oparciu kanapy – Franka wiesz co? Hmmm… rzucam Cię.

- COOOO?!

Na moment zapomniałam o kłopotach czekających na mnie w domu. Oniemiała patrzyłam na twarz swojego faceta, który patrzył na mnie spode łba. Zupełnie nie wiedziałam, co miałam mu powiedzieć! Jak to, rzuca mnie?! Przecież wiedział, że pracuję dla Pana Zająca i mojej cioci!

- Bill! Czy ty… czy… - na swoje nieszczęście zobaczyłam blask słońca odbijającego się od mojego zegarka i przypomniałam sobie o czekającym mnie opierdolu – czy my możemy pogadać o tym w drodze do domu?

To był błąd. Duuuuży błąd.

Bill żachnął się, przekręcając kluczyki. Silnik ożył, gdy dał luz a następnie wrzucił bieg. Wóz wyrwał do przodu, wyrywając spod kół połacie trawy. Właściciel łąki, na której się zatrzymaliśmy pewnie się wścieknie, gdy je odkryje.

Bill zakręcił wozem, przejeżdżając po najgorszych wertepach. Kicałam na swoim siedzeniu jak piłeczka, waląc głową raz po raz w sufit pomimo zapiętych pasów. Zacisnęłam zęby i nie poskarżyłam się najmniejszym słowem, chociaż oprócz obitej głowy poczułam też sprężyny z kanapy, starające się wbić w tyłek.

Gdy wyjechaliśmy na drogę, Bill wrzucił wyższy bieg. Przez chwilę myślałam, że robi to aby jak najszybciej zawieźć mnie do domu, ale szybko pozbyłam się tych złudzeń – jechał na pełnym pędzie, byle szybciej się mnie pozbyć.

Siedzieliśmy w milczeniu, każde patrząc w swoją stronę, wsłuchani w ryk pracującego silnika. Co chwila zerkałam na niego ukradkiem, licząc że chce ze mną porozmawiać, ale on patrzył przed siebie, bębniąc palcami wolnej ręki w udo. Nie zaszczycił mnie choćby spojrzeniem.

W końcu zatrzymał się z piskiem opon na podjeździe swojego domu.

- Wysiadka – powiedział, gasząc silnik a ja zdębiałam. Byłam pewna, że podrzuci mnie bliżej!

- Bill? Nie podwiózłbyś mnie pod bibliotekę?

Pełne pogardy prychnięcie wystarczyło mi za odpowiedź. Wysiadł z wozu i zatrzasnął drzwi z całej siły. Wszedł na ganek, nie odwracając się w moją stronę.

Gdybym umiała kraść samochody, zwinęłabym mu furę i owinęła ja wokół drzewa w jednej chwili! Nawet ze sobą w środku, co było by bardziej łagodnym losem od tego, który gotował dla mnie Zając.

Wysiadłam w trymiga specjalnie waląc drzwiami z całej siły. Miałam nadzieję, że uszkodzę gruchota lecz niestety, wiekowa maszyna przeszła tak wiele, że upust mojej wściekłości nie zrobił na niej żadnego wrażenia. Ciekawe, ile panienek w niej zaliczył?

Na samą myśl o tym poczułam piekące łzy. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam pędem, ledwo wstrzymując płacz. Skurwiel. Cholerny skurwiel! Ja mu dam popalić, gdy tylko wymyślę, jak to zrobić!

Wrzuciłam wyższy bieg gdy nagle zaryłam nogami w ziemi. Torebka! Gdzie ty masz rozum, dziewczyno?! Dopadłam wozu od strony pasażera i zaczęłam szarpać się z klamką. Cholerstwo teraz nie chciało puścić, co stanowczo podniosło mi nerwy do poziomu nieskończoności. Kurwa mać, jak się otwiera to pudło!? Ciągnęłam w te i we wte z całej siły, zupełnie nie mogąc sobie poradzić. Zawsze otwierał Bill… może powinnam była go zawołać? Niedoczekanie!

W końcu, gdy straciłam wszelką nadzieję, mój kciuk przypadkiem trafił na przycisk. Drzwi otworzyły się tak nagle, że wylądowałam tyłkiem na żwirze podjazdu, wyklinając na czym ten świat stoi.

Bluzgając jak córka szewca wpełzłam do szoferki, chwytając torebkę i przeglądając ją szybko. Dobrze, wszystko jest, można gnać! Zanim to zrobiłam, rozejrzałam się. Otwarte okno wywiało aromaty naszej aktywności, lecz mimo to czułam, że muszę się jakoś odpłacić. Zaczerpnęłam tchu i splunęłam na miejsce kierowcy. Ślina nie wygląda jak sperma, ale tego gęstego śladu, który pojawił się na wytartej skórze nie da się nie zauważyć. Mało wyrafinowana zemsta, ale to dobry początek.

Wybiegłam z wozu z torebką w ręku, zerkając na zegarek. Pół godziny!

Pięknie, kurwa, pięknie!

***

- Miło mi panią widzieć, Panno Franko. Czy mogę wiedzieć, co panią zatrzymało?

Chociaż chciałam odpowiedzieć na to pytanie, nie byłam w stanie tego zrobić. Byłam czerwona jak burak, zasapana do granic możliwości i nie mogłam złapać tchu. Pędziłam na złamanie karku przez pół miasta, starając się nadrobić stracony czas a i tak zajęło mi to niemal kwadrans!

- Korki!... – wychrypiałam, czując ogień w płucach.

- Korki? Przecież do biblioteki idzie pani pieszo…

Pot ściekał ze mnie strumieniami. Również z wysiłku, chociaż głównym powodem był strach. Nie chciałam go ścierać, modląc się w duchu że nie było go aż tak dużo, by Zając mógł coś zauważyć. „Może przyschnie?” pomyślałam z nadzieją w momencie, w którym gęsta kropla skapnęła mi z nosa. Kurwa!

- Panno Franko, rozumie pani że w tej sytuacji nie mogę zostać obojętny, zgadza się?

Przełknęłam głośno ślinę. Wiedziałam, że mnie nie zwolni, ciocia w życiu by mu na to nie pozwoliła, ale domyślałam się, że czeka mnie kolejna redukcja wynagrodzenia. Przez ostatnie pół roku, głównie przez akcje z Billem, niemal wyzerowałam swoją wypłatę ale i tak cieszyłam się jak głupia, że mam pracę w momencie w którym moi znajomi narzekali na kryzys.

- Proponuję obniżkę pensji o dziesięć dolarów tygodniowo i dodatkowo wykonanie nowych obowiązków – Zając powiedział to spokojnym, nie uznającym sprzeciwu tonem. Otworzył szufladę i wyciągnął z biurka plik kartek – oto one. Tak jak uprzedzałem. Każda minuta zwłoki to nowy punkt na liście panno Franko – powiedział, wręczając mi spis nowych zadań.

Przejrzałam go szybko, czując lodowaty chłód. To już nie było znalezienie się w głębokiej dupie, to wyprawa do wnętrza ziemi!

- Panie Zającu! Ja mam szkołę! – wychrypiałam, przerzucając kolejne kartki zapisane drobnym, cholernie drobnym pismem.

- Tak, mam to na uwadze i mam nadzieję, że poradzi sobie pani z organizacją wolnego czasu. W innym przypadku znów pomówimy o redukcji wynagrodzenia. I kolejnych obowiązkach.

Uśmiechnęłam się nerwowo, czując że jedna powieka zaczęła mi instynktownie drżeć. Zabiję go. Kurwa, wezmę i zabiję. Nie wiem, czy prawo przewiduje kary za mordy na wymyślonych przyjaciołach, ale zrobię to!

- Aa… i jeszcze jedno. To delikatna sprawa, panno Franko. – Zając zrobił teatralną pauzę, mierząc mnie wzrokiem zza monokla, a ja przygotowałam się w duchu na najcięższe uderzenie.

Cisza, która zapadła w gabinecie zaczęła przedłużać się w nieskończoność.

- Nie radzę pani tracić czasu na chłopców. Rozumie pani, co mam na myśli? – przełknęłam ślinę, nie mogąc ze strachu zebrać myśli – jeśli jeszcze raz panią na tym przyłapię, to porozmawiamy o tym poważnie we trójkę, razem z panią Foster. Zrozumiała pani?

Kiwnęłam głową, czując jeszcze większy lęk. Nie chciałam, by ciocia dowiedziała się od Zająca, że już zaczęłam się pieprzyć!

- To wszystko na tę chwilę. Radziłbym zabrać się do roboty, lista jest długa – powiedział Zając siadając wygodnie, co było znakiem końca spotkania.

- Tak jest! – odpowiedziałam, wygłaszając wcześniej wyuczone formuły – dziękuję za poświęcony czas i przepraszam! Poprawię się, Panie Zającu! – zakończyłam, zrywając się z miejsca.

Ile już razy powtarzałam w tym miejscu to kłamstwo?

Zając nie zaszczycił mnie odpowiedzią, co było sygnałem dla mnie, że mam się ulotnić. Obróciłam się w miejscu i wypadłam z gabinetu, oczywiście dbając o to by zamknąć drzwi w kulturalny sposób.

Idąc do swojego pokoju trzymałam listę na wyciągniętych dłoniach. Miałam ochotę rozerwać ją na kawałki, ale dobrze wiedziałam, że nie mogłam tego zrobić – Zając będzie się jej domagać, gdy będzie odhaczać kolejne pozycje podczas kontroli. Zniszczenie listy będzie oznaczało dodanie kolejnego obowiązku – odtworzenie jej!

Wchodząc do pokoju dałam delikatne ujście nerwom – zamknęłam drzwi kopniakiem, podeszłam do biurka i z całą mocą jebnęłam listą o blat. Gruby plik wylądował z donośnym plaśnięciem, tym bardziej uświadamiając mi swoją przerażającą objętość, a gdy tylko się go pozbyłam, rzuciłam się plackiem na łóżko.

Za co, za co, za co?! Dlaczego to właśnie mnie musiał trafić się najgorszy, najbardziej upierdliwy szef, i to w dodatku wymyślony?! Kocham ciocię nad życie i do dziś nie mogę dojść, jak to się stało że taka miła, potulna kobiecina mogła wymyśleć sobie na przyjaciela takiego służbistę?! Zgrzytnęłam ze złości zębami, zdając sobie sprawę że strojenie fochów nic mi nie da. Wpakuję się w jeszcze gorsze gówno, a przecież za tydzień szkoła!

Zerwałam się z łóżka i zgarnęłam listę z biurka. Szybko ją przekartkowałam, pomstując na tego pierdolonego futrzaka, który nie zapomniał o wypunktowaniu najdrobniejszych, najbardziej uciążliwych prac. Nie ma opcji, bym zdołała je zrobić samodzielnie.

- Chuuuudyyyyyy!!!! – wydarłam się na korytarz, otwierając drzwi – Eduardooooo! Koooookooooo!!! – zaczerpnęłam tchu, bo na ostatnie wezwanie potrzebowałam godowego ryku – BLOOOOOOOOOOOOOO! Wszyscy do mnie!!!

Tak jak podejrzewałam, pierwszy zjawił się Chudy. Pisk jego tenisówek słyszałam, zanim jego wysoka postać pojawiła się przed mymi oczyma.

- Wołałaś nas, Franko? Czy coś się stało?

- Tak, muszę… - przerwałam, czując, jak podłoga zaczyna drżeć.

Chwyciłam się framugi, wyczekując źródła tego zamieszania i po chwili na korytarz wpadła fioletowa, włochata bestia.

- Que pasa, senorita Franka?

- Cześć, Eduardo, dobrze że jesteś. Posłuchajcie, musicie mi pomóc…

- KO!KO!KO! – barwny, ptako-samolot-roślina zjechał po poręczy schodów, wykonując efektowny piruet w powietrzu i lądując szpagatem na podłodze. Mimo podłego nastroju musiałam przyznać, że wyglądało to niesamowicie.

- Super, że wszyscy jesteście. No, prawie wszyscy… słuchajcie, mam do was prośbę. Zając dał mi to – pomachałam listą – to zbiór prac, które mam wykonać w domu. Zagroził, że jeśli się nie wyrobię, to dowali mi jeszcze więcej. Musicie mi pomóc.

- Jasne! – odpalił Chudy

- Claro! – zawtórował mu Eduardo

- KO! Kkkkooo! K-k-k-o-o!

Spojrzałam na nią spode łba.

- Tak, wiem, że to moja lista ale jeśli jej nie spełnię, to Zając się wkurzy a to się też odbije na was, jasne?! – warknęłam, co sprawiło jedynie, że Koko zmrużyła złośliwie swoje ślepia – ogarniemy to razem raz-dwa i będziemy mieli spokój? Gdzie jest Bloo?

Chudy z Edudardem rozłożyli ręce a Koko nic nie powiedziała. Dalej mierzyła mnie jadowitym spojrzeniem.

- Dobra, ja lecę go poszukać, a wy zacznijcie pierwsze punkty. Wrócę do was z Bloo - powiedziałam, rzucając listę Chudemu a ten złapał ją zręcznie, chociaż z nietęgą miną.

- Blooooo! Gdzie jesteś?! Wołałam cię, pokrako!!!

Weszłam na piętro ale nigdzie nie mogłam znaleźć tej niebieskiej kreatury. Przeciskałam się przez tłumy zmyślonych przyjaciół na korytarzach, ale nikt go nigdzie nie widział – jak zawsze, gdy czegoś od niego chciałam!

Przechodząc koło pracowni komputerowej zaświtał mi pomysł, że na bank go tutaj znajdę. Weszłam do środka i pośród wolnych stanowisk oddzielonych plastikowymi przegródkami zobaczyłam słuchawki nałożone na jego okrągły łeb.

Ruszyłam raźno w jego kierunku, rada, że siedział do mnie plecami – zrobię mu takie wejście, jakiego długo nie zapomni! Gdy podeszłam bliżej rzuciłam okiem na ekran jego kompa. To co na nim zobaczyłam sprawiło, że stanęłam w miejscu jak wryta.

Oglądał pornosy!

Szczęka opadła mi do kolan. Nie mogłam oderwać oczu od filmiku, na którym jakaś bruneta była zapinana na trzy baty. Jak ten pokurcz śmiał oglądać takie rzeczy?! Ja mu dam! Ruszyłam jeszcze szybciej w jego kierunku gdy nagle dostrzegłam jego prawą rękę, przesuwającą się w przód i w tył w szybkim tempie. Znowu stanęłam, zszokowana do granic możliwości. Pornosy to jedno, ale żeby wymyślony przyjaciel się do nich masturbował? I żeby w ogóle ogarniał, czym jest masturbacja?! Na litość, przecież oni są wymyślani przez kilkuletnie dzieci! DZIECI!

- No nie… no po prostu, kurwa, no nie… - wyszeptałam, przypadkiem cytując kwestię z durnego filmu z Polski, czując jak wkurwienie rosło z każdym krokiem, z którym zbliżałam się do jego stanowiska. Byłam tak wściekła, że słyszałam dudnienie w uszach. Ależ mu dam popalić!

Podeszłam do jego rzędu rada, że nadal mnie nie zauważył, zbliżyłam się szybko i już miałam ochotę się na niego wydrzeć, gdy nagle widok, który ukazał się mym oczom, odebrał mi mowę.

Bloo walił sobie konia. I to nie byle jakiego! U podstawy, czyli w miejscu, gdzie to niebieskie coś powinno mieć nogi, zobaczyłam długą, obłą pałę, podobną do trzepiącej go łapki, tyle że grubszą i dłuższą. O wiele, wiele dłuższą…

Bloo mruczał z przyjemności, pieszcząc się zawzięcie. Akcja w filmiku nabierała tempa, podobnie jak ta w sali komputerowej – Bloo trzepał solidnie swojego ptaka, który był tak długi, że jego koniec chował się pod blatem biurka. W końcu jego właściciel wywalił go na blat i zaczął go zawzięcie masować, mrucząc coraz głośniej. Nie powinnam mu była przerwać? I cholera, czemu tak zaczęło mi bić serce?!

Stałam jak idiotka, nie mogąc zebrać myśli. Od lat pracuję z wymyślonymi przyjaciółmi i pierwszy raz widziałam coś takiego! Uznałam, że najlepiej zrobię ewakuując się, i czekając na swoją ofiarę pod drzwiami. Niestety, zanim zdążyłam zrealizować swój plan, do sali wpadł Eduardo.

- SENIORITA FRANKA!? ZNALAZŁA PANI SENORA BLOO??

Włosy zjeżyły mi się ze strachu, gdy usłyszałam jego potężny głos, odbijający się od ścian. Podskoczyłam, wrzeszcząc ze strachu, a razem ze mną podskoczył Bloo, który obrócił na mnie przerażone spojrzenie. Przez ułamek sekundy patrzyliśmy sobie w oczy i w tym momencie Bloo bluznął potokiem tajemniczej mazi wprost na monitor.

Bloo zerwał się z miejsca, przy okazji wyrywając słuchawki z monitora.

- UCHHH!!! ACHHHH! OOOOOCHHHHH! Yeah! Fuck my ass! FUCK THAT ASS!!

Skuliłam się, słysząc donośne jęki wypełniające całą salę. Zerknęłam szybko na nieświadomego niczego Eduardo, a potem spojrzałam z wściekłością na Bloo. Jego kutas zniknął, pozostawiając jego drobną, rozdygotaną postać. Dobrze wiedział, że teraz się nie wywinie. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, zerwał słuchawki z głowy i cisnął mi je w twarz. Chwyciłam je oburącz w ostatniej chwili a wtedy ten gnój śmignął mi między nogami. Po chwili przeleciał koło zszokowanego Eudardo i zwiał, trzaskając drzwiami.

- Senorita Franka! To był Bloo! To był Bloo!

- Tak, Eduardo, wiem o tym! – krzyknęłam, przekrzykując jęki wydobywające się z głośnika kompa. Dopadłam sprzętu i w jednej chwili wyłączyłam filmik. Matko, pewnie słyszał go cały dom!

- Senorita Franka! To był on! Bloo! Ale… ja go… ja go… - podniosłam głowę i spojrzałam ze zgrozą na Eduarda, słysząc jego załamujący się głos – ja go…

- Eduardo! Spokojnie! Nic się nie stało! – zawołałam, pędząc ku niemu ze wszystkich sił, łudząc się że zapobiegnę najgorszemu.

- … nie złapałem!!! – Eduardo odchylił głowę do tyłu i zaczął beczeć z rozpaczy.

Strumienie łez trysnęły z jego oczu wprost pod moje nogi. Poślizgnęłam się i wywinęłam przepięknego orła, przy okazji przydzwaniając głową o podłogę. Eduardo widząc to, rozpłakał się jeszcze bardziej, zalewając mnie potokiem łez.

- Przepraszam, Senorita Franka! Przepraszam! To wszystko moja wina! – zawył i ruszył przed siebie

- Nie, Eduardo! NIEEE!

Za późno. Eduardo wybiegł z sali komputerowej. Tak, przez zamknięte drzwi i popędził korytarzem, płosząc wszystkich wokół i rozlewając wokół swoje łzy. Kolejny punkt do listy - wezwać ślusarza.

- Panno Franko! PANNO FRANKO! Co się tutaj wyprawia!? Proszę w tej chwili do mojego gabinetu! W TEJ CHWILI!

Zrezygnowana docisnęłam głowę do mokrej podłogi. Zagryzłam zęby z taką mocą, że przez ułamek sekundy myślałam, że zetrę je na proch.

Czy ten dzień się w końcu skończy?!

***

Do łóżka wczołgałam się w środku nocy, po tym jak wysuszyłam i poskładałam ciuchy wszystkich mieszkańców domu. Miałam we łbie taki mętlik, że nie potrafiłam zebrać myśli. Byłam zbyt zmęczona, żeby zasnąć i pod wpływem impulsu zerknęłam na budzik, uświadamiając sobie ze zgrozą, że zostały mi zaledwie trzy godziny na sen. Zawyłabym, gdybym miała na to siłę.

Odetchnęłam głęboko i wtuliłam twarz w poduszkę. Przez całe popołudnie zasuwałam jak niewolnik, przy dzielnej asyście Chudego i Eudardo. Koko nie przejawiała takiego entuzjazmu przy pomaganiu nam, za to Bloo gdzieś się zwinął na cały dzień. Oczywiście to ja musiałam posprzątać efekty jego zabawy w sali komputerowej. Dziwne, ale gdy wspominałam moment, w którym usiałam zetrzeć z monitora tajemniczą substancję, która konsystencją przypomniała rozwodnioną spermę, mój umysł zaczął wysyłać dziwne, chociaż dobrze mi znane sygnały… i w dodatku ten kutas – w życiu nie widziałam takiego egzemplarza na żywo!

Dzięki bogu odpłynęłam, zanim zdążyłam zagłębić się w ten niebezpieczny temat.

***

Poranek zaczął się dla mnie o wiele za wcześnie.

Otwarłam zlepione snem oczy, czując jak uporczywy dzwonek budzika wwiercał mi się w mózg. Sięgnęłam ręką, by wyłączyć to cholerstwo, sycząc z bólu. Po wczorajszej orce czułam każdy mięsień i ścięgno. Zakwiliłam, wiedząc że dzisiaj czeka mnie powtórka.

- Ech, co za los! – wyjęczałam sama do siebie, spuszczając nogi na podłogę i wsuwając stopy w wydeptane papucie.

Poczłapałam do kuchni, by zrobić sobie kubeł kawy, z zazdrością wsłuchując się w pochrapywania dobiegające zza mijanych drzwi. No nic. Trzeba zakasać rękawy i wziąć się do roboty! To będzie udany dzień! Do boju, dziewczyno!

***

To nie był udany dzień.

Kolejny też nie był.

Podobnie jak następny.

Wakacje skończyły się w oka mgnieniu i rozpoczęła się szkoła, która tylko przez pierwszy tydzień była dla mnie wybawieniem. Siedem dni wystarczyło, bym sobie uświadomiła, że jeśli w budzie będę odsypiać orkę u Pana Zająca, to wpierdolę się na taką minę, z której nic mnie nie wygrzebie. Gdy tylko uświadomiłam sobie, że od tej pory muszę zasuwać i w szkole, i w domu, serio się zastanawiałam, czy aby tego wszystkiego nie pierdolnąć i nie wyjechać w Bieszczady. Szkoda tylko, że przy moich „zarobkach” nie stać mnie było na takie eskapady.

Dni zaczęły się zlewać ze sobą w tygodnie, a później w miesiące.  W szkole czasem widywałam Billy’ego, ale ten nie zaszczycał mnie nawet spojrzeniem. Trudno mu się dziwić, zwłaszcza po tym jak nasza pierwsza rozmowa od zerwania zaczęła się od jego twardego pytania, czy dalej pracuję dla pani Foster.

Kierat obowiązków szkolnych i domowych pozbawił mnie życia. Zniknęła gdzieś Franka, a pojawiła się automatyczna uczennica, zdająca po najmniejszej linii oporu i etatowa opiekunka dla zmyślonych przyjaciół. Porażka.

Miałam tyle na swoim rudym łbie, że nie potrafiłam znaleźć w sobie choćby odrobiny sił by wkurzyć się na Bloo za to, co zrobił w pracowni komputerowej. Od czasu tej felernej przygody musiał minąć niemal miesiąc, zanim wytrzymywał moją obecność dłużej niż parę sekund.

Gdy zorientował się, że przez mój chroniczny brak czasu na cokolwiek uniknie krępującej gadki o tym co się wydarzyło, powrócił do swojego starego, krnąbrnego stylu. Ciekawe tylko, co oznaczały te chytre, tajemnicze spojrzenia które rzucał mi ukradkiem? 

Co więcej, jego zachowanie z czasem stawało się coraz bardziej bezczelne. Raz, gdy pucowałam kafelki w głównym holu, klęcząc na czworaka i czyszcząc je szmatą z całej siły, poczułam ostrego, piekącego klapsa. Wydarłam się z bólu i obróciłam przez ramię, by dostrzec niebieski kształt znikający za rogiem. Moja wściekłość nie znała granic. Po tamtym incydencie Bloo w ogóle przestał mi się pokazywać na oczy. Przez kolejny miesiąc.

***

Czas leciał nieubłagalnie i zanim się obejrzałam, zbliżały się święta. Moi koledzy ze szkoły cieszyli ryje na myśl o nadchodzącej przerwie, a ja miałam ochotę ich za to wymordować. W przeciwieństwie do nich, Święta oznaczały dla mnie jeszcze większą orkę, niż do tej pory.

Zorganizowanie tych kilku dni dla grupy kilkudziesięciu wymyślonych przyjaciół to niezwykle ciężkie zajęcie, jeśli chodzi o logistykę. Tym oczywiście zajmował się Pan Zając, w zaciszu swojego gabinetu, mnie zostawiając realizację jego planów, które obejmowały „zaledwie” zakup prezentów („koniecznie PRAKTYCZNYCH panno Franko!”), przygotowanie potraw oraz wysprzątanie i udekorowanie całego domu. O premii nie miałam co marzyć. Ho, ho, ho, Merry kurwa Christmas.

Wigilia Bożego Narodzenia zbliżała się wielkimi krokami. Prezenty leżały zabunkrowane w piwnicy, żarcie czekało na swój czas w lodówie, dom lśnił od piwnic aż po dach, a mnie zostało jedynie przyozdobić go wszelkimi tandetnymi ozdobami, jakie mieliśmy na stanie.

- Czy ktoś mi pomoże?! – zawyłam szczerze przerażona, lawirując na chwiejącej się drabinie, trzymając ręce nad głową, ściskając kołyszący się łańcuch, rozpaczliwe starając się odzyskać równowagę.

- Jestem! – Bloo pojawił się znikąd i chwycił drabinę.

Zadrżałam, słysząc jego głos. Czy naprawdę, spośród całego tłumu przyjaciół musiał pomagać mi on? On?!

- Dzięki – odpowiedziałam, nie odwracając się w jego stronę, czując że zaczynam się rumienić ze wstydu. Dobrze wiedziałam, że ten drań gapi się właśnie na mój tyłek. Dzięki bogu, że miałam wtedy na sobie spodnie!

Z nerwów zaczęły mi drżeć palce. Nie mogłam przyczepić tego cholernego łańcucha, co oczywiście nie uszło uwadze towarzyszącemu mi kurduplowi.

- Radzisz sobie?

- Tak.

- Na pewno?

- TAK – powtórzyłam z naciskiem.

- Wiesz, musisz wejść jeszcze wyżej, wtedy będzie ci łatwiej.

- Wtedy spadnę z drabiny, geniuszu.

- Nie, wcale nie! Czekaj, pomogę ci! – zawołał z entuzjazmem i zanim zdążyłam się zorientować, wskoczył na drabinę.

- Co ty robisz?! – krzyknęłam, dalej trzymając łańcuch i czując jak drabina zaczęła niebezpiecznie się przechylać.

- Pomagam! – odkrzyknął, szarpiąc ciałkiem w przeciwną stronę dzięki czemu odzyskaliśmy pion – właź na górę i kończ to!

- Ale… czego mam się trzymać?! – odparłam, mimo woli wchodząc jeden stopień wyżej, przez co mój tułów stracił oparcie.

- Ja cię będę trzymał – odparł, wspinając się jeszcze wyżej.

Zanim zdążyłam zapytać, co przez to miał na myśli, poczułam jego rączki.

Na swojej dupie.

- BLOOO! WEŹ TE ŁAPY! – zawyłam, kręcąc tyłkiem jak oparzona, przez co drabina znów zaczęła się przechylać, tym razem w drugą stronę.

- Co robisz?! – odkrzyknął znów szarpiąc ciałem w przeciwnym kierunku, przy okazji rozciągając mi pośladki. Jak to możliwe, skoro nie miał palców?!

- Pośpiesz się, dobrze? – zapytał gdy odzyskaliśmy pion – No! DALEJ! – krzyknął, unosząc moje pośladki do góry, a ja ledwie powstrzymałam piśnięcie.

Nie mam pojęcia jak to było możliwe, ale poczułam na swoich pośladkach jego mocny, pewny chwyt. Obłe rączki wbijały się w moje ciało a ja skupiłam się na tym, by nie przypomnieć sobie tego, co widziałam w pracowni komputerowej w te wakacje.

- Dajesz Franka, dajesz! – zawołał wesoło, podrzucając moje pośladki z góry na dół a ja poczułam, że zaczęła się we mnie burzyć krew.

- Bloo! Przestań w tej chwili! – nie mogłam się do niego odwrócić. Jedno spojrzenie wystarczyłoby, by mógł odczytać z moich oczu jak cholernie mi się to podobało.

Pragnąc skończyć tę kuriozalną sytuację, uwijałam się jak w ukropie, byleby szybciej przypiąć ten pieprzony łańcuch. Kłułam swoje palce do krwi szpilką, ale jedyne, co wtedy czułam, to zabawy moim tyłkiem. Bloo specjalnie kołysał drabiną, żeby ratować sytuację, co wiązało się z rozciąganiem, ściskaniem i ugniataniem moich pośladków. Starałam się to ignorować, ale moje ciało, nie pieszczone przez nikogo niemal przez pół roku, zaczęło się domagać swoich praw. Wiedziałam, że to co robiliśmy było totalnym przegięciem, lecz mimo tego nie mogłam powiedzieć, że chciałam by się skończyło!

- Gotowe! GOTOWE! – zawołałam czując z przerażeniem, że ta zabawa zaczęła nawilżać moją cipkę.

- Dobra, to ja lecę! – Bloo puścił mój zmolestowany tyłek i ześlizgnął się po drabinie niczym strażak.

Zanim zdołałam się obejrzeć, już go nie było.

***

Przez resztę dnia nie natrafiłam na tego wrednego kurdupla. Nie było w jadalni podczas obiadu, jak i kolacji. Dobrze wiedziałam, że podkradł sobie żarcie z kuchni i schował się w jednej z miliona kryjówek, byle by nie wpaść w moje łapy.

Dopiero po kilku dniach udało mi się go dostrzec w sali zabaw – nie mogłam mu nic zrobić, bo akurat w tej chwili odbębniałam kolejne kazanie od Pana Zająca, dodające mi nowych obowiązków. Łypałam więc na niego spode łba, mając nadzieję że odczyta to jako zwiastun nadchodzących kaźni, ale jego wyluzowane spojrzenie, posłane mi spod półprzymkniętych powiek świadczyło o tym, że miał na to totalnie wywalone.

Dobrze wiedział, że miał mnie w garści.

***

W końcu nadeszła Wigilia Bożego Narodzenia. Ze zmęczenia padałam na nos, ale postanowiłam robić dobrą minę do złej gry – ubrana w elegancką sukienkę usługiwałam, sprzątałam powstałe szkody, pomagałam odpakowywać prezenty i śpiewałam kolędy wymyślonym przyjaciołom. Człowiek orkiestra. Fałszująca, ale zawsze.

Jedynym zgrzytem był moment w którym wśród otrzymanych, własnoręcznie zrobionych prezentów, znalazłam małą, elegancką torebeczkę. Wolałam jej nie otwierać przy wszystkich, ale domyślałam się, co może być w środku. Spojrzałam czujnie na salę, w poszukiwaniu darczyńcy tajemniczego pakunku i znalazłam go w błysku okrągłych, zmrużonych złośliwie oczek, należących do Bloo. Co ten gnój kombinował tym razem?!

Koniec imprezy zupełnie mnie zaskoczył. Kiwając się z przemęczenia mamrotałam podziękowania za życzenia Pana Zająca, który gratulował mi dobrego przygotowania uroczystości. Może miałam omamy, ale wydaje mi się że usłyszałam, że z racji Świąt mogę liczyć na ograniczenie kolejnych obowiązków w nadchodzących dniach. No i proszę – jak tu nie wierzyć, że w ten dzień zwierzęta przemawiają ludzkim głosem? Nawet, jeśli brakowało trzydziestu minut do północy?

***

Północ wybiła w momencie w którym doczołgałam się do swojego pokoju. Chociaż ciężko w to uwierzyć, sprawdziłam, pomogłam i utuliłam wszystkich mieszkańców domu. Zamykając delikatnie drzwi do swej sypialni, ułożyłam naręcze prezentów na fotelu, po chwili rozbierając się do snu.

Już miałam wciągnąć ukochaną pidżamę w tygryski, gdy kątem oka dostrzegłam skrawek torebki wystającej z góry prezentów. Oprzytomniałam nieco na ten widok. Gwizdnęłam cicho z uznaniem, zerkając do środka otwartej torebki i gwizdnęłam głośniej, wyjmując jej zawartość.

Pieprzony skurczysyn kupił mi halkę. I to jaką – zupełnie przeźroczystą! Ścisnęłam ją w łapach, gotowa rozerwać na strzępy, by dać upust ogarniającej wściekłości i od razu odstąpiłam od tego zamiaru, czując w dłoniach rozkoszną gładkość materiału. To była droga rzecz, naprawdę, droga. Nie miałam pojęcia, skąd ten pokurcz znalazł na to hajsy, ale dowiem się tego, chociażbym miała wyrwać mu tę informację z gardła.

Stojąc ze zmiętą halką w ręku, spojrzałam na łóżko. Leżała na nim moja wysłużona, w paru miejscach wytarta pidżamka, która nijak nie miała się do cudeńka, które trzymałam w rękach.

„To tylko na próbę” pomyślałam, rozbierając się do reszty i wciągając halkę na siebie. Zadrżałam, gdy poczułam delikatne muśnięcie materiału ślizgającego się po mej skórze.

Przeglądając się w lustrze zerknęłam niepewnie na swoje majciochy – nadruki ze Spongbobem nie prezentowały się zbyt okazale w tak ekskluzywnym stroju, więc zdjęłam je z siebie. Ruszyłam w stronę szafki, od razu wiedząc, że nie znajdę żadnych pasujących majteczek – co jak co, ale ostatnio musiałam ograniczać swoje wydatki.

Dopiero gdy stanęłam przed otwartą szufladą, zdałam sobie sprawę z własnego kretynizmu – oto stoję w środku nocy, w swoim pokoju, po całym dniu harowania niczym juczny muł i szukam odpowiedniej majtek do erotycznej bielizny, podarowanej mi przez chodzące zło tego domu?

Prychnęłam ze złości i zatrzasnęłam szufladę, kuląc się na ten nagły, ostry dźwięk. Matko, dobrze że nikogo nie obudziłam! Idąc w stronę łóżka nie mogłam opanować swej ciekawości – chwyciłam za torebeczkę i przyjrzałam się jej dokładnie. Tak jak się spodziewałam, na dnie leżały majteczki. I to nie byle jakie. Niezwykle skromne stringi, wykonane z tego samego materiału co halka. To nie była bielizna do spania – skurwysyn kupił mi komplet fatałaszków do jebania!

Złorzecząc pod nosem wrzuciłam majteczki z powrotem do torebki – jeszcze mnie nie pojebało na tyle, by spać w takim cholerstwie. Gramoląc się do pościeli wpadłam na genialny pomysł – gdy Święta się skończą, poszperam w necie, gdzie Bloo znalazł ten komplet i go zwrócę. Ciekawe, jaką ten debil zrobi minę, gdy zobaczy z powrotem swoją forsę, która wyląduje w mojej kieszeni! Ha!

Uśmiechnęłam się jadowicie, rozkoszując się dopiero co wymyślonym planem zemsty i zgasiłam światło.

Nic z tego, panie Q-kazoo – tym razem ja byłam cwańsza.

***

Nie pamiętam momentu w którym zmógł mnie sen, ale pomimo trudów poprzedniego dnia, był przyjemny. Bardzo przyjemny.

Śnił mi się seks z Billem.

Nie było to wspomnienie mojego pierwszego razu, bo akurat z tym momentem miałam więcej złych wspomnień. Szast, prast i po wszystkim. Szybko, niezdarnie i byle do mety, bo rodzice na dole oglądali telewizję. Grunt, że miałam to wreszcie za sobą.

Sen który przeżywałam, był odwzorowaniem którejś nocy z kolei, gdy rodzice Billa wyjechali za miasto i mieliśmy cały dom dla siebie. Wtedy mój chłopak zajął się mną tak, jak należało – powoli, bez pośpiechu, zmysłowo rozgrzewał moje zmysły, wysyłając umysł w kosmos.

Mruknęłam przez sen, wtulając się w rozgrzaną pościel. Sen stawał się tak intensywny, tak rzeczywisty, że pulsowanie w cipce nabrało jednostajnego, bardzo przyjemnego rytmu.

- Billy… - wymruczałam przez sen, zdając sobie sprawę że w pewnym momencie się wybudziłam, a mimo to przyjemne dreszcze nie ustały. Wciąż czułam je między nogami.

Oprócz przyjemnych doznań, które odczuwałam, udało mi się zarejestrować coś jeszcze. Dźwięk, który wyrwał mnie ze snu. Tym dźwiękiem było ciche, rytmiczne skrzypienie ramy łóżka.

Mojego łóżka.

Otworzyłam szeroko oczy i zdumiona spojrzałam w dół. Mimo ciemności od razu domyśliłam się, do kogo należy małe, obłe ciałko znajdujące się pomiędzy moimi rozchylonymi szeroko nogami.

- Wesołych Świąt, Franko – usłyszałam i poczułam pchnięcie, które wyrwało z mego gardła stłumiony jęk.

Sięgnęłam ręką na ślepo do szafki i zaczęłam macać szaleńczo w poszukiwaniu włącznika, czując w sobie serię kolejnych, głębokich ruchów. W końcu zapaliłam lampkę i pożałowałam, że to zrobiłam w chwili w której zobaczyłam twarz Bloo, na której rozkwitł przerażający i jednocześnie ociekający satysfakcją uśmiech. Trzymał rączki na moich biodrach i wpatrywał się we mnie z rosnącym rozbawieniem. Jeśli potrzebowałam światła, by zobaczyć to, co czułam od paru chwil, to w tym momencie mogłam się przekonać, że to nie był sen.

Dymał mnie na śpiocha!

- Bloo! – wychrypiałam, niezdolna do uwolnienia swojej złości, chociaż umysł podpowiadał by w tej chwili to była najwłaściwsza rzecz, jaką należało zrobić.

Niestety, nie mogłam trzeźwo myśleć. Ten kutas. Ten „wymyślony” dorodny kutas, który widziałam parę miesięcy temu w sali informatycznej… był we mnie!

Bloo pchnął mocno a ja zaczęłam drżeć. Zagryzłam wargi nie wiedząc, co począć. Z jednej strony wiedziałam, że muszę go wywalić na zbity pysk, a z drugiej zamordowałabym go, gdyby skończył w tej chwili.

- Podoba Ci się prezent świąteczny? – spytał, wbijając się mocno. I jeszcze mocniej, gdy nie uzyskał odpowiedzi – podoba? – spytał z naciskiem.

- Taaak! – wychrypiałam, podkurczając nogi, czując go w sobie jeszcze wyraźniej.

Boże, jaki był wielki!

- To dobrze – odparł wchodząc we mnie gładko, nie zwracając uwagi na moje coraz głośniejsze jęki.

Seria kolejnych ruchów zadziałała na mnie tak, że nie mogłam się dłużej kontrolować. W ostatniej chwili zasłoniłam twarz poduszką, drąc się wniebogłosy. Z jednej strony bałam się, że skrzypienie cholernego łóżka zbudzi cały dom a z drugiej… było mi tak dobrze!

Tak kurewsko dobrze!

Odsłoniłam twarz i znów natrafiłam na tą parszywą, roześmianą mordę. Robił mnie jak chciał i wiedział o tym – leżałam uległa, przyjmując bez sprzeciwu każde pchnięcie.

Nie mogąc znieść kontaktu wzrokowego z tym psycholem odwróciłam głowę na  bok i zamknęłam oczy – Bloo posuwał mnie dalej, wywołując u mnie kolejne westchnienia i jęki.

Obróciłam głowę na drugą stronę, zerkając na wyświetlacz budzika oznajmiający, że była pierwsza trzydzieści w nocy.

„To się niedługo skończy, przecież ten skurwysyn nie będzie mnie rżnąć całą noc!”

***

Pół godziny później zmieniłam zdanie.

Byłam zlana potem do tego stopnia, że wiedziałam już, że nie zwrócę tej przeklętej halki. Zdążyła przykleić się do mnie tak, że w życiu jej z siebie nie zerwę.

Bloo posuwał mnie niezmordowanie, śmiejąc w głos za każdym razem,  gdy doprowadzał mnie na szczyt, a niestety, zrobił to kilkukrotnie.

Przy pierwszym orgazmie walczyłam ze swym ciałem ze wszystkich sił, starając się sobie wmówić, że wcale nie czuję rosnącej przyjemności, która wzbierała we mnie z każdym kolejnym pchnięciem. Nie chciałam, żeby to właśnie Bloo był tym, który mnie zaspokoi po tak długiej przerwie, lecz co mogłam poradzić?

Zakrywałam twarz poduszką i piałam. Piałam, czując jednoczesną ulgę i wstyd, że daję dupy komuś, kogo nienawidziłam z całego serca i że było mi z tego powodu tak dobrze.

Tak było przy pierwszym dojściu na szczyt. Niestety, Bloo zabrał mnie na niego jeszcze parę razy z rzędu.

Gdy napięłam mięśnie czując kolejny, mocniejszy od poprzednich orgazm, usłyszałam rechot Bloo – nie dbał o to, by zachować ciszę.

Bloo! – wychrypiałam, wyzuta z sił, niezdolna do zrobienia żadnego ruchu.

Zerknęłam na zegarek i otworzyłam szerzej oczy ze zdumienia – za piętnaście trzecia?!

Bloo… - wyszeptałam na tyle głośno, na ile było mnie wtedy stać – Bloo! – dodałam z naciskiem – kończ już!

Q kazzo parsknął śmiechem i nagle wyszarpnął ze mnie kutasa. Drgnęłam z bólu i poczułam pustkę między nogami. Bałam się je złączyć, czując, jak bardzo byłam rozciągnięta.

Bloo jednym susem wylądował na nocnej szafce, zrzucając stojące na niej rzeczy na podłogę. Krzyknęłam krótko ze strachu, słysząc huk rozwalanej lampki nocnej połączony z krystalicznym dźwiękiem pękającej szklanki.

Co ty robisz?! – wypiszczałam, unosząc się na łokciach – postawisz na nogi cały dom!

Jeszcze tylko tego brakowało! Żeby wpadł tutaj Chudy, z pytaniem co się stało i czy może w czymś pomóc, albo, jeszcze gorzej! Sam Pan Zając we własnej osobie!

Bloo rozejrzał się niepewnie wokół, zdając sobie sprawę z faktu, że tym razem przegiął. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w milczeniu w ściany, nasłuchując, ale gdy do naszych uszu nie doleciał żaden niepokojący dźwięk, uśmiechnął się od ucha do ucha.

Zrozumiał, że możemy bawić się dalej.

Wypnij się dla mnie – powiedział, masując kutasa i stawiając go do pionu.

Nie odpowiedziałam, wpatrując się jak urzeczona w jego narząd. W panującym mroku nie mogłam dostrzec szczegółów, ale udało mi się zauważyć, że jego naganiacz był dłuższy niż jego ramię i grubszy. O WIELE grubszy. Nie mogłam uwierzyć, że przed chwilą to coś było we mnie!

Wypnij się – powtórzył, machając pałą w górę i w dół w rytm swoich ruchów – a szybko skończę i sobie pójdę.

Wiedziałam, że nie było sensu się spierać. Pojękując z bólu, dźwignęłam się na łóżku i zaczęłam się gramolić tak, by w końcu odwrócić się do niego tyłkiem. Dopiero gdy poczułam jak podwijał halkę zrozumiałam, czemu wskoczył na szafeczkę – był tak mały, że musiał wejść „na wyższy poziom” by swobodnie wziąć mnie od tyłu, zasrany pokurcz.

Wypięłam się maksymalnie, obniżając biodra, by ułatwić mu zadanie i mieć to wreszcie za sobą. Jęknęłam głucho, gdy wszedł we mnie bez najmniejszego oporu mojej rozjechanej cipki. W tej pozycji poczułam go lepiej. O wiele, wiele, lepiej.

Wtuliłam twarz w wilgotną pościel, woląc nie liczyć upływających minut, które odliczał stojący przede mną zegarek. Nie wiem, co mój błękitny gwałciciel miał na myśli mówiąc o „szybkim zakończeniu” ale po kwadransie nieprzerwanej jazdy zrozumiałam, że zaczęliśmy drugą rundę.

Nie miałam siły protestować, zresztą na niewiele by się to zdało – poza tym ta pozycja wyjątkowo działała na Bloo, który brał mnie ostrzej, bardziej dziko, napawając się kompletną uległością z mojej strony.

Bloo… miałeś… mmmm!...  kończyć! Aaachhh... – wyjęczałam rwącym się głosem, ale nagłe szarpnięcie za włosy wystarczyło, bym zrozumiała że lamenty na nic się nie zdadzą. Zresztą, im bardziej skomlałam, tym mocniej to go podniecało.

Uznałam, że najlepszą metodą na zakończenie tej przygody będzie totalna uległość. Heh, jakbym w tej chwili mogła być jeszcze bardziej uległa! Nie wiem, co mi do łba strzeliło, że pomyślałam, że puszczenie hamulców i pozwoleniu temu gnojowi na wszystko w jakikolwiek sposób poprawi mój los, ale zrobiłam to i to był błąd.

Rozluźniłam mięśnie, wypinając się do Bloo, przez co wszedł we mnie jeszcze głębiej. Westchnęłam głęboko, czując jak głęboko się we mnie zagłębił i wtedy to poczułam – obły kształt napierający na moją drugą dziurkę.

Początkowo myślałam, że to jego mała, wścibska rączka zabłąkała się w zakazany teren, lecz gdy poczułam, że tajemniczy kształt zaczął zagłębiać się w moim tyłku, zrozumiałam co było grane.

Bloo! – wyjęczałam, podrywając głowę do góry i od razu sycząc z bólu – przestań! - wychrypiałam na tyle głośno, na ile pozwalały warunki.

Nie przestawał. Poczułam go więcej, co wywołało dreszcze, które przebiegły mi po krzyżu. Zagryzłam pościel, modląc się w duchu, by przerwał, lecz drań wchodził we mnie coraz głębiej.

Oooooaaachhh! – wychrypiałam, gdy poczułam że był już naprawdę wielki – Bloo! Dość! – powiedziałam już normalnym głosem, nie dbając o to że pobudzę przyjaciół śpiących za ścianą. Bałam się, że rozerwie mi tyłek!

Bloo zaśmiał się gardłowo i pchnął. Jęknęliśmy jednocześnie, on z zadowoleniem, a ja z kompletnego pomieszania doznań – kutas wciąż penetrujący moją cipkę zapewniał mi dozę przyjemności, która mieszała się z potwornym bólem penetrowanej dupy.

Nigdy nie uprawiałam analu i nawet o tym nie myślałam, a tymczasem mój pierwszy raz odbył się z wymyślonym typem, który miał największego kutasa… a raczej kutasy, jakie widziałam i miałam w sobie przez całe moje życie.

Bloo… Bloo… przestań! – wyjęczałam, zaciskając powieki z całej siły, wpijając palce w pościel – dooość!

Chwycił mnie za biodra i nadziewał tak, jak chciał, a ja wiłam się na wszystkie strony, niezdolna do najmniejszego oporu. Zaczął mnie na siebie nabijać, jęcząc za każdym razem gdy wchodził aż po nasadę pieprzących mnie pał.

Leżałam wypięta, z jękiem przyjmując kolejne pchnięcia. Było mu dobrze, czułam jaki był twardy. A mnie? Miałam totalny mętlik w głowie – cipka wypełniona do granic możliwości nadrabiała straty po sześciomiesięcznym okresie posuchy, natomiast tyłek przeżywał istne piekło, przyjmując intruza, który poczynał sobie coraz śmielej w jego wnętrzu.

Połączenie doznań przyjemności płynącej z mej szparki i pogromu, jaki przeżywała moja druga dziurka, ku mojemu zdziwieniu, wprowadziło mnie w stan przed orgazmowy. Doszłabym, gdyby tylko ten skurwiel przestał gwałcić mój tyłek!

W pewnym momencie poczułam, jak penetrujące mnie przyrodzenia zaczęły drżeć. Bloo zaczął mnie mocniej posuwać, przyciągając mnie mocniej do siebie. Pisnęłam, gdy drżenia nasiliły się a pały zaczęły puchnąć, rozpychając się we mnie.

Wsłuchując się w coraz głośniejsze pojękiwania Bloo zdałam sobie sprawę, że zaraz spuści się we mnie zmyślony przyjaciel – medycyna nie prowadziła na ten temat żadnych badań, ale czy ten skurczybyk nie sprzeda mi czegoś w prezencie?

Zanim zdążyłam dojść do niepokojących wniosków, Bloo wszedł we mnie tak głęboko, jakby chciał przebić mnie na wylot i jęknął rozdzierająco. Poczułam, jak moją cipkę i tyłek zaczęła wypełniać ciepła ciecz. Pisnęłam, zszokowana jej ilością i skarciłam się za błogość, jaką poczułam w chwili gdy ciepła substancja znalazła się w moim wnętrzu. Bloo pchnął jeszcze raz i doszedł ponownie na tyle obficie, że jego nasienie zaczęło lać mi się po udach. Jęknęłam razem z nim, modląc się w duchu by ta sytuacja nie przyprawiła mnie o kolejny szczyt rozkoszy.

Bloo zwolnił ruchy, kręcąc bioderkami na boki i śmiejąc się rubasznie – każdy jego ruch rozciągał moje wykorzystane ciało, z którego lały się kolejne porcje spermy. Co to kurwa mać było?

Bloo wyciągnął swoje kutasy tak samo gwałtownie jak poprzednim razem, powodując u mnie krzyk bólu i pchnął mnie gwałtownie naprzód. Wylądowałam ryjem na materacu, w ostatniej chwili odwracając twarz, chroniąc nos przed złamaniem.

Nie byłam w stanie ruszyć choćby palcem. Dyszałam, jakbym dopiero co posprzątała cały dom, kilka razy pod rząd. Powoli zaczęło do mnie docierać, do czego tutaj doszło.

Stęknęłam z bólu, czując jak Bloo wylądował na moich plecach. Byłam tak obolała, że nie miałam siły zaprotestować gdy leżąc na mnie obrócił się na plecy, założył ręce pod głowę i mlasnął parę razy, zanim zapadł w głęboki sen.

Wsłuchując się w jego chrapanie czułam, jak zawrzała we mnie krew. Nie dość, że miał czelność zakraść się do mnie w nocy, by mnie wydymać, to jeszcze używa mnie jako materaca!?

Wściekłość dodała mi sił, lecz tylko na chwilę – wystarczyło, że zrobiłam ruch ręką, by go z siebie zrzucić, by poczuć ból dopiero co rozdziewiczonego dupska. Nie ma co, ta noc należała do Bloo.

I co najgorsze, spodobało mi się to!

Kurwa mać!

Bloo poruszył się przez sen, moszcząc sobie na mnie miejsce i znów zaczął rzęzić jednostajnym rytmem, skutecznie zakłócając mój odpoczynek – nawet gdy spał musiał doprowadzać mnie do szału!?

Leżąc pod nim, zdobyta w każdy możliwy do zrozumienia sposób zdałam sobie sprawę, że muszę podjąć stanowcze kroki.

To był jeden, jedyny raz i to już NIGDY SIĘ NIE POWTÓRZY! Nigdy!

Niestety, było inaczej.

***

Od tamtej pamiętnej nocy moje relacje z Blooregardem Q Kazzo zmieniły się.

Niestety, na gorsze.

Nie wiem, co mną kierowało jeśli myślałam, że po tym co mi zrobił, Bloo wykaże chociaż minimum skruchy – gdy rano obudziłam się sama, w zmiętym łóżku i zmaltretowanej halce na grzbiecie uświadomiłam sobie, że to wcale nie był sen.

Przez cały dzień ciskałam gromy ilekroć natrafiłam spojrzeniem na ten znienawidzony, obły kształt, lecz właściciel jedynie zakładał ręce pod głowę i puszczał mi oczka, dobrze wiedząc, że w nocy nocy stanął na wysokości zadania.

Zachowanie Bloo nie zmieniło się ani o jotę – dalej rozrabiał, niszczył i szalał z innymi przyjaciółmi, a ja musiałam ganiać za nim po całym domu, drąc ryja, by się w końcu opamiętał i sprzątając jego bałagan, wysłuchując tyrad Pana Zająca.

Jedyną różnicą był fakt, że od tej pory zakradał się do mojego pokoju i rżnął mnie tak, jak chciał, niestety pozbawiając mnie przy tym zmysłów – musiałam przywyknąć do jego manier i z przerażeniem odkryłam, że z czasem zaczęły mi się one podobać.

Muszę to przerwać, bo ten układ zaczyna wybiegać zdecydowanie za daleko – dziś ten skurwysyn zgwałcił mnie, gdy pastowałam podłogi, a ja głupia, pozwoliłam mu na to!

Ale to już materiał na inną historię.

KONIEC

Ten tekst odnotował 17,844 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.11/10 (13 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (6)

+4
-2

Muszę to przerwać, bo ten układ zaczyna wybiegać zdecydowanie za daleko – dziś ten skurwysyn zgwałcił mnie, gdy pastowałam podłogi, a ja głupia, pozwoliłam mu na to!



Gwałt jest wtedy gdy kobieta nie pozwala na seks i walczy. To jest straszne doświadczenie i należy uważać jak się je opisuje.
Więc nie do końca rozumiem o co w tym zdaniu chodzi, nie można pozwolić na gwałt, bo on jest wbrew woli. Jak się pozwala na seks to nie jest to już gwałt.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+4
-2

Połączenie doznań przyjemności płynącej z mej szparki i pogromu, jaki przeżywała moja druga dziurka, ku mojemu zdziwieniu, wprowadziło mnie w stan przed orgazmowy. Doszłabym, gdyby tylko ten skurwiel przestał gwałcić mój tyłek!



To też jest bez sensu... jak kobieta jest gwałcona to daleko jej do zaznawania przyjemności, bardzo duża część z takich kobiet popełnia samobójstwo. To bardzo poważna sprawa!!!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+4
0
Marek,

Twoje uwagi są bardzo celne. Nie sądziłem, że mój tekst może zostać odebrany w taki sposób. Ostatnie, na czym mi by zależało, to przedstawienie relacji między Bloo a Franką jako przemocową. Moim zamiarem było przekazanie sprzecznych emocji Franki: z jednej strony nienawiści do Bloo a z drugiej jej satysfakcji, tzw. guilty pleasure, jaką sprawiała jej seks z nim.

Przechodząc do drażliwej kwestii.

Zgadzam się w 100% z Twoim podejściem. Gwałt to trauma, której nie należy trywializować. Opowiadania, w których ofiary gwałtów przeżywały niesamowite orgazmy zawsze mnie wkurwiały, a Twój komentarz uświadomił mi, że sam takie napisałem. I nic tu nie zmienia tego, że tekst przeleżał pięć lat na dysku.

Opisałem scenę, która moim zdaniem najlepiej pasowała do charakteru Bloo, a zdanie "dziś ten skurwysyn zgwałcił mnie, gdy pastowałam podłogi, a ja głupia, pozwoliłam mu na to!" w założeniu miało wybrzmieć jako usprawiedliwienie Franki przed samą sobą, że zgadza się na seks z kimś, kogo szczerym sercem nienawidzi.

Cenna lekcja, wykorzystam ją w przyszłości.

Pozdrawiam, GL
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+4
-3
uwagi Marka są guzik warte. Każdy niekonseksualny seks jest gwałtem seks na śpiocha nie ustalony wcześniej kest gwałtem. Seks, ltory zaczyna się za zgodą, a w trakcie zgoda kest wycofana, jednak pomimo to osoba kontynuuje jest gwałtem.
To oczywista oczywistość, jedbak nie dka wszystkich i dlatego trzeba to wpisywać w projekty ustaw, jak ostatnio
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
0
Genialny tekst! Nie wszystko jeszcze rozumiem, ale zarówno uniwersum, jak i język, lekkość pióra, kreacje postaci - wyższa szkoła jazdy. Czepianie się słówek jest niczym więcej, niż tylko czepianiem 😛
Niezwykły, tajemniczy, świeży, odważny i intrygujący tekst! Brawo! 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Trzeba mieć faktycznie ciekawe fantazje, by stworzyć opowiadanie erotyczne na kanwie kreskówki dla dzieci z końcówki lat 90'.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Opowiadania o podobnej tematyce:

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.