Beksa

4 kwietnia 2016

Szacowany czas lektury: 2 godz 1 min

W imieniu Ministra zdrowia ostrzegam, poniższe opowiadanie może wywołać padaczkę, zryć beret i wywołać traumę na resztę życia. Tak naprawdę wcale tak nie uważam, ale Anomalia również była dla mnie komedią, a zrobiła się dyskusja... więc uprzedzam tym razem lojalnie.

Niebo nad miastem szarzało coraz bardziej. Jedna po drugiej zapalały się lampy sodowe i światła w mieszkaniach, a ze sklepowych witryn padały wielobarwne refleksy, tworząc na zaśnieżonym chodniku kolorową szachownicę. Dominika szła bez celu, zerkając na wystawy sklepów. Świadomość, że ma w kieszeni dwadzieścia złotych, nie napawała optymizmem. Ludzie wokół byli uśmiechnięci. Przemykali szybko, taszcząc wypchane reklamówki. Każdy dokądś się spieszył. Pary przytulały się do siebie. Większe grupy zaaferowane swoim towarzystwem rozpychały się na chodniku, nie widząc świata poza sobą.

Uwagę nastolatki przykuł plakat wiszący na wystawie biura podróży Magellan. Przedstawiał piękną rajską plażę z białym piaskiem, palmami i błękitnym niebem. Morze przechodziło od turkusu po seledyn. Było kryształowo czyste. Poczuła rozdrażnienie. Na cholerę to wszystko, skoro nie może z niczego skorzystać? Znowu czuła się jak pieprzona statystka. Zupełnie jakby jej egzystencja sprowadzała się do tego, żeby inni mogli cieszyć się świadomością, że są gorsi od nich. Nie mając większego wyboru, odsunęła od siebie przygnębiające myśli. Zamiast na rzeczach postanowiła skupić się na ludziach. W miarę upływającego czasu zmieniał się charakter przechodniów. Coraz częściej mijali ją amatorzy wieczornej rozrywki, niespieszący się jak inni. Różnili się wiekiem i ubiorem, ale łączyło ich jedno. Nadzieja na dobrą zabawę.

– Patrzcie, czy to nie nasza czarownica? – Wysoki blondyn otoczony grupą przyjaciół wyrwał Dominikę z rozmyślań, brutalnie sprowadzając do rzeczywistości, w której brak pieniędzy stanowił najmniejszy problem.

Chłopak rozłożył ręce, jakby chciał ją przytulić. Dziewczyna spuściła wzrok i balansują na krawężniku, próbowała ominąć rówieśników.

– Może pokażesz nam trzeci sutek, co? – towarzystwo wybuchło śmiechem. Wśród nich stały trzy dziewczyny i dwóch chłopaków. – Wiecie, że czarownice miały trzeci sutek? Podobno tak je rozpoznawano – blondyn podzielił się swoją wiedzą ze znajomymi, co wzbudziło kolejną salwę wesołości.

Nastolatka spięła się w sobie. Nawet nie słowa bolały ją tak bardzo, jak spojrzenia pełne pogardy. Spojrzenia wywołujące poczucie niższości, wstydu, złości i żalu nad samą sobą. Mieszanka skrajnych emocji wywołała drżenie rąk, przyspieszyła bicie serca i sprawiła, że jej oczy stały się wilgotne. Obiecywała sobie; nigdy więcej łez. Bóg jej świadkiem ile razy sobie obiecywała. Wystarczyło jednak sześć par oczu pełnych odrazy i wstrętu, żeby postanowienie rozsypało się jak źle zmontowane rusztowanie. Przyspieszyła kroku. Miała ich już za plecami, kiedy nad jej głową przeleciała śnieżka. Odruchowo spięła się jeszcze bardziej w oczekiwaniu na uderzenie. Czego się tak kurczysz kretynko, myślisz, że nie trafią? Pac-Pac, dwie kolejne śnieżki trafiły; jedna w łydkę, druga w plecy. Kolejne trzy przeleciały obok niej.

– Ej, może zorganizujemy w szkole jakąś zrzutkę dla ciebie, co? Na normalne ciuchy! – tym razem krzyczała jedna z dziewczyn. – Chyba że wolisz na wódę dla mamusi...

Dominika szła przed siebie z silnym postanowieniem, żeby się nie odwracać. Przecież w końcu się znudzą, prawda? Przynajmniej przestali rzucać. A co jeśli w końcu przestanie im wystarczać rzucanie śnieżkami? Kiedy się znudzą podkładaniem nóg i wymyślaniem kolejnych wyzwisk? Co wtedy? Racja, wtedy zrobisz to, co najlepiej potrafisz. Po prostu się rozpłaczesz. Na szczęście tamci stracili zainteresowanie i ruszyli w przeciwną stronę. Dziewczyna dotarła do skrzyżowania z ulicą Cmentarną, wzdłuż której ciągnął się mur okalający cmentarz komunalny. Nie było tam niczego prócz chodnika i kwiaciarni, w której można kupić wieńce i wszystko, co potrzebne na groby. Takie tysiąc i jeden drobiazgów dla nieboszczyków. Nawet lampy uliczne były rozstawione rzadziej. Ktoś widocznie uznał, że martwym światło nie jest potrzebne, a żywi sobie poradzą.

Niespodziewanie, jakieś dwadzieścia metrów przed sobą, dostrzegła kogoś. Mniej więcej na wysokości bramy prowadzącej na cmentarz. Kimkolwiek był ów człowiek, zachowywał się nad wyraz dziwnie. Trzymał ręce przy głowie i zataczał się jak miejscowy lump, urżnięty w trzy dupy. Wyglądał trochę jak kiepski mim, odgrywający uliczny happening. Mimo to Dominika miała złe przeczucia, a znała się na tym, jak mało kto. Znała każdą linię papilarną zimnego palucha wbijającego się w jej żołądek, uwierającego nieprzyjemnie jakby chciał sprawdzić treść żołądka. Jeszcze chwila i wtoczy się na dwupasmową jezdnię, pomyślała.

– Hej, proszę pana! – Krzycząc pomagała sobie rękoma.

Człowiek zdążył już wkroczyć na ulicę. Błyskawicznie rozpętała się kanonada klaksonów. Kierowcy zaczęli kląć i wyzywać. Ktoś wystawił palec. Niektórzy próbowali ostrzec przechodnia, używając reflektorów. Kilka pojazdów ominęło przeszkodę w ostatniej chwili. W pewnym momencie wydarzyło się coś dziwnego. Dziewczyna poczuła silny impuls, zmuszający ją, żeby się odwrócić. Bodziec był tak mocny, jakby czyjaś niewidzialna ręka złapała ją za głowę i wykręciła przez ramię. Dostrzegła grupę nadjeżdżających samochodów, choć jej spojrzenie padło na konkretny wóz. To był czarny opel insignia, ostatni z ciągnącego się sznurka. Widocznie na skrzyżowaniu światło zmieniło się na czerwone. Początkowo nie miała pojęcia, dlaczego tak intensywnie wpatruje się w insignię. Kiedy samochód zrównał się z nią, wszystko spowolniło. Zauważyła kierowcę piszącego esemesa i od razu wiedziała, co się wydarzy.

Odprowadziła wzrokiem opla, który zaledwie dwie sekundy później, uderzył w niewidzącego niebezpieczeństwa człowieka. Dziewczynę ogarnął dziwny paraliż i niemoc. Mogła tylko stać z rozdziawionymi ustami. Patrzyła, jak siła uderzenia poderwała mężczyznę do góry, jak koziołkował po masce, uderzył w szybę – Dominika była przekonana, że słyszy wyraźnie pękającą szybę – po czym bezwładne ciało przetoczyło się po dachu i na koniec uderzyło boleśnie w zaśnieżony asfalt. Patrzyła na to wszystko klatka po klatce. Moment, w którym ciało upadło na jezdnię, okazał się tą chwilą, kiedy świat znowu odzyskał właściwy sobie pęd. Dostrzegła rozjarzone światła stopu insigni, widoczne wyraźnie na tle gęstniejącej szarości zmierzchu. Niemal fizycznie poczuła wahanie kierowcy, jego desperacką próbę ogarnięcia chaosu i strachu, po czym światła stopu zgasły, a wóz przyspieszył i zniknął w oddali za zakrętem.

Dziewczyna czuła w głowie zamęt, jakby wokół niej wydarzyło się tysiąc rzeczy naraz, a ona jakimś cudem, nie przegapiła ani jednej z nich. Rozejrzała się dookoła. Ludzie stojący na skrzyżowaniu Okulickiego i Cmentarnej zdawali się nie zauważać niczego. Kolejne samochody przejeżdżały, omijając ciało, jakby to był worek z piaskiem. Pies z kulawą nogą nie zwrócił na nich uwagi. Przez chwilę nastolatka uległa szalonej myśli, że właśnie znalazła się w środku upiornego snu. Poczuła się odrealniona tak bardzo, że aż zakręciło się jej w głowie. Na szczęście po chwili odzyskała władzę w nogach. Natychmiast pobiegła do leżącego.

Mężczyzna miał na sobie czarny niezapięty płaszcz. Musisz przyznać, że wygląda jak pieprzony batman gotowy do skoku. Jego ciemne krótkie włosy broczyły krwią. Czerwone strugi spływały mu na twarz. Zauważyła kilkudniowy zarost, zrośnięte brwi i szramę na szyi. Sama była zaskoczona, że rejestruje tak wiele nieistotnych szczegółów. Najbardziej przerażała ją plama krwi, kwitnąca na śniegu tuż pod jego głową. Najważniejsze było to, że chyba oddychał. Nie była pewna. Nachyliła się. Tak, chyba oddychał. Chociaż, w ogóle się nie ruszał. Sama już nie wiedziała. Jednak raczej oddychał. Chyba na pewno. Nagle złapała za telefon i wykręciła sto dwanaście.

– Wszystko będzie dobrze – usłyszała własny głos. Nie była pewna, kogo chce przekonać, siebie, czy leżącego mężczyznę.

W słuchawce rozległ się znajomy dźwięk wykonanego połączenia. Po jaką cholerę do niego mówisz? Przecież on cię nie słyszy. Dominika czytała kiedyś, że do ludzi w śpiączce należy mówić, bo oni to słyszą i jest im łatwiej. Niby kurwa, z czym ma być im łatwiej, co? Skoro są w śpiączce, to chyba mają przesrane, nie? Zresztą, kretynko... ten koleś nie jest w żadnej śpiączce, tylko jest martwy. W najlepszym razie nieprzytomny. Usłyszała głos operatora i wyrzuciła z siebie chaotyczną informację o wypadku. Swoją drogą, czy jest różnica pomiędzy śpiączką a byciem nieprzytomnym? Mniej więcej taka, kretynko, jak między pokojem w którym pali się światło a takim, w którym jest ciemno.

Niespodziewanie dla samej siebie, złapała szalik, rozsupłała go, złożyła w kostkę i wsunęła ostrożnie pod głowę mężczyzny. Bała się, nie była pewna czy powinna go dotykać. W zasadzie była pewna, że nie powinna tego robić. Nie chciała mu nic złamać. Tysiące myśli przelatywały jej przez głowę. Pod jej czaszką odbywał się większy ruch niż na ulicy, przy której klęczała. Nagle po twarzy mężczyzny przemknął nieznaczny grymas. Dziewczyna natychmiast pochyliła się nad nim. Chyba chciał coś powiedzieć. Nawet poruszył ustami, choć mogło jej się tylko wydawać. Przystawiła ucho bliżej. Dźwięk jego słów był słaby, niezauważalny jak trzepot skrzydeł kolibra.

– Wszystko będzie dobrze, wezwałam już karetkę. Oni nie pozwolą panu umrzeć – tak bardzo chciała mu dodać otuchy.

No proszę. Mów kolesiowi, który wykrwawia się na ulicy, o śmierci. Jeśli ten biedny frajer cię zrozumiał, to dzięki tobie pewnie teraz wali w portki ze strachu. Brawo kretynko. Dziewczyna spojrzała na sine usta leżącego. Chwilę później wydało jej się, że gość chce poruszyć ręką. Złapała go delikatnie za dłoń, w obawie, że to śmiertelne drgawki. Miała łzy w oczach. Nie macaj trupa, nie macaj trupa! Cofnęła rękę. Ogarnęła ją panika. Rozejrzała się dookoła. Przez załzawione oczy, okolica wyglądała nierealnie, jak miraż. Ktoś zatrąbił głośno, mijając ich zaledwie o pół metra. Otrząsnęła się.

– Proszę się nie ruszać, zaraz będzie pogotowie.

Nigdy w życiu nie chciałaby złapać trupa za rękę. Nie chciałaby złapać za rękę nawet kogoś, kto lada chwila może kopnąć w kalendarz, ale w tamtej chwili, klęcząc na ulicy cmentarnej gdzieś pomiędzy chodnikiem, a bramą prowadzącą na groby, zapragnęła dodać temu człowiekowi otuchy. Zacisnęła dłoń na jego dłoni, która była jak zeschnięty liść. Zaczął padać śnieg. W irracjonalnym odruchu litości czy czułości – sama nie była pewna – starła mu krew z twarzy. Dopiero po chwili zrozumiała, że tak naprawdę nie chciała mu ścierać krwi, tylko go pogłaskać. Są też dobre strony tego wszystkiego. Facet nie ma daleko na cmentarz, musisz przyznać, co nie? W oddali dało się słyszeć wyjące syreny.

– Słyszy pan? Już po pana jadą. Wszystko będzie dobrze – chyba już to mówiła, ale czy to miało jakieś znaczenie? Dźwięk zbliżających się syren przykuł uwagę przechodniów. W jej uszach brzmiał jak marsz żałobny.

Kiedy zjawiła się karetka, rozjaśniając mrok kolorowymi rozbłyskami światła, szybko pojawili się gapie. Obsiedli najbliższą okolicę za plecami dziewczyny jak stado wron. Tuż obok pojawił się sanitariusz. Mówił coś podniesionym głosem. Niestety nie mogła poskładać słów w konkretne zdania. Padały za szybko i było ich za dużo. Poza tym czuła się jakby jedną nogą była gdzieś daleko. Ktoś odsunął ją na bok. Oślepiał ją nawet blask kamizelek. Jacyś ludzie pochylali się nad ofiarą. Migające światła karetki sprawiły, że wydało się jej, że nawet powietrze pulsuje.

Kątem oka dziewczyna dostrzegła mężczyznę, który nagrywał całe zajście telefonem komórkowym. Na jego twarzy dostrzegła chorą fascynację, a może upiorną obojętność? Sama nie była pewna, ponieważ atmosfera wokół niej zdawała się chimeryczna, kręciło jej się w głowie i miała mdłości. Popatrz na tych skurwysynów za twoimi plecami. Każdy tu liczy na soczyste szczegóły. Patrz na tego blondyna, pewnie mu stanął z tego wszystkiego, a ta lala tam na końcu? Założę się, że ma mokro. Wróci do domu i będzie się rżnąć jak żywe złoto, bo przez krótką chwilę znowu poczuła, że żyje. Wszystko wokół wydało jej się chore, złe i zepsute.

– Policja zaraz tu będzie, proszę na nich zaczekać. I proszę się podnieść, jest zimno – głos docierał do niej, jakby znajdowała się w namiocie, a sanitariusz stał gdzieś na zewnątrz.

– Dokąd go zabieracie? – pytanie padło bez jej świadomego udziału.

– Do świętego Jacka, proszę tutaj czekać.

W oddali majaczyły kolejne rozbłyski. Tym razem były to światła nadjeżdżającego radiowozu. Dzięki Bogu nie włączyli syreny. Była pewna, że nie zniosłaby kolejnej kanonady żałosnych dźwięków, które bardziej kojarzyły się ze śmiercią i cierpieniem, niż z ratowaniem życia. Wtedy dostrzegła coś ciemnego na śniegu, tuż obok niej. Schyliła się i wyciągnęła rękę. To był portfel. Portfel tego mężczyzny. Ściskała go chwilę w dłoni, nie wiedząc, co z nim zrobić. Wreszcie wepchnęła go do kieszeni kurtki i podniosła się z kolan. Policjant już rozmawiał z kierowcą karetki, który wskazywał na nią palcem.

– Proszę się odsunąć – mundurowy warknął na najbardziej ciekawskich, wyciągających karki jak czaple w poszukiwaniu żaby. – Pani była świadkiem wypadku? – przytaknęła bez słowa.

***

Rafał wjechał do garażu. Serce zdawało mu się pracować na takich samych obrotach jak silnik isnigni. Brama zamknęła się za jego plecami. Spojrzał na ręce. Drżały, choć zaciskał je na kierownicy. Aż zbielały mu kłykcie. Czuł się pobudzony, wystraszony i jednocześnie podniecony. Miał wrażenie, że wszystko wokół niego się zmieniło. Wysiadł z samochodu i rozejrzał się dookoła. Wystrój garażu nie zmienił się, niczego tu nie zmieniał od lat. Od czasu kiedy odziedziczył hurtownię budowlaną po ojcu. Dlaczego więc wszystko wydało mu się jakieś inne, obce? To ty się zmieniłeś stary. Jesteś teraz innym człowiekiem.

Nosiło go jak jasna cholera. Wszedł do salonu, zapalił światło i nalał sobie whisky. Wypił niemal jednym haustem. Zastanawiał się, czy zabił tamtego gościa. Sięgnął po papierosa, zapalił i usiadł w fotelu. Nie trwało to długo. Szybko wstał i zaczął krążyć po pokoju. Zaciągał się nerwowo. Wciąż widział moment, w którym uderzył pieszego. Wspomnienie wywoływało ciarki na jego ciele, tyle że coraz mniej było w nim strachu, a co raz więcej fascynacji.

Wykonał telefon do starego kumpla jeszcze z czasów liceum, z którym co prawda nie utrzymywał regularnych kontaktów, ale wiedział, że od niego dowie się, gdzie może oddać samochód do naprawy. Do dyskretnej naprawy. Gdzieś, gdzie wścibski mechanik nie wykona telefonu na policję, widząc ślady uszkodzeń. Po dziesięciu minutach miał zapisany adres. Musiał zaryzykować i pojechać tam jak najprędzej. Nie spinaj się tak bracie. Koleś wyglądał na miejscowego żula. Gliny nie będą stawały na głowie, poza tym, nie było żadnych świadków. Zabrał kluczyki i poszedł do garażu. Kumpel obiecał zadzwonić wcześniej i zarekomendować go.

Jechał ostrożnie, zgodnie z przepisami. Starał się poruszać najciemniejszymi ulicami, ale nie zawsze było to możliwe. Adrenalina zdawała się rozsadzać go od wewnątrz. Kiedy na dwupasmowej drodze minął się z radiowozem, poczuł się, jakby rzucał wyzwanie tym skurwysynom. Emocje były tak silne, że miał potężną erekcję. Zatrzymał się przy kiosku i kupił kartę do telefonu. Tak na wszelki wypadek. Mijając przechodniów, czuł ogromną pokusę. Przecież wystarczył niewielki ruch kierownicą i byłby na chodniku. Rozejrzał się, nigdzie żywego ducha, tylko dwóch facetów. Musiał zacisnąć palce na kierownicy, żeby nie wjechać na chodnik.

Warsztat mieścił się w starej robotniczej dzielnicy domków jednorodzinnych. Kiedyś podobno była to dzielnica willowa. Dziś mogła budzić co najwyżej pusty śmiech. Stare domki, z elewacjami wyłożonymi tłuczonymi talerzami wyglądały kiczowato, wręcz żałośnie. Ku jego zadowoleniu, nie było tu zbyt wiele światła. Odnalazł szukany numer. Na płocie znajdowała się nieduża tabliczka, na której pisało tylko: MECHANIK. Nic więcej. Dyskretny mechanik, dyskretna reklama, pomyślał i wjechał na posesję. Z ciemności wyłoniła się kobieta ubrana w wysokie buty sięgające kolan, krótką spódniczkę i skórzana kurtkę. Otworzyła bramę, machając mu nerwowo, żeby nie tracił czasu. Wjechał do środka.

– Następnym razem postaraj się zjawić wcześniej, nie jestem pierdoloną niewolnicą, żeby siedzieć w tej norze po godzinach.

– Przepraszam, to nagły wypadek.

– Pewnie kuźwa, że nagły, innych tu nie mamy.

– Myślałem, że zastanę...

– Kogo, faceta? – wpadła mu w słowo. – Szefa nie ma, to ja zostałam udupiona, żeby na ciebie czekać.

– No tak... – nie spodziewał się, aż takiej nerwowości z jej strony. Jej postawa wybiła go trochę z rytmu. – Co dalej? – Nie wiedział jak się zachować, choć patrząc na jej nogi, czuł przyjemne pulsowanie w kroczu.

– A co myślisz, że będziemy tańczyć tango? – kobieta się zaśmiała. – Zostawiasz kluczyki i numer do siebie. Aha i płatne będzie ekstra, żebyś nie kręcił nosem.

– Pewnie, to zrozumiałe... – podał jej kluczyk i zapisał w notesie numer dopiero co kupionej karty. Obok niego zapisał tylko swoje imię, choć wiedział, że zostawiając samochód z tablicami rejestracyjnymi, jego anonimowość jest mocno względna. Pulsowało mu w skroniach.

– To wszystko – uścisnęła mu dłoń.

Rafał stał chwilę zmieszany, ale zauważył, że kobieta wskazuje mu drogę do wyjścia przez niedużą kanciapę. Pożegnał się i wyszedł na zewnątrz. Było chłodno, ale nie chciał wzywać taryfy. Wolał zostawić jak najmniej śladów po swojej obecności w tym miejscu. Im mniej dowodów, tym lepiej. Tak na wszelki wypadek. Wcisnął ręce do kieszeni i ruszył przed siebie. Teraz dla odmiany brakowało mu oświetlenia. Uznał, że wystarczy, jak przejdzie ze dwa, do trzech kilometrów i wtedy zadzwoni po taryfę, zapłaci gotówką i będzie w porządku. Tamta laseczka byłaby w sam raz, żeby spuścić trochę pary, co?

Nie uszedł nawet stu metrów, kiedy zza jego pleców nadjechał samochód. Czerwona corsa zatrzymała się, szyba od strony pasażera opadła i kiedy spojrzał w tamtą stronę, poznał czarnulkę z warsztatu. Zmierzyła go od stóp do głowy i uśmiechnęła się krzywo.

– Podrzucić? To nie jest najlepsza dzielnica, jakbyś nie wiedział.

– Wielkie dzięki – wsiadł i zamknął za sobą drzwi.

– Jedziesz do miasta?

– Pewnie, że do miasta. Gdzie miałabym kuźwa jechać? Na wieś?

Ruszyli bez słowa. W radio puszczali rap. Blada poświata deski rozdzielczej rzucała widmowe światło na zgrabne nogi kobiety. Rafał przyglądał się jej. Miał nadzieję, że robi to wystarczająco dyskretnie. Miała mocny makijaż. Domyślał się, że po jego zmyciu na twarzy czarnulki nie zostanie nic godnego uwagi, ale i tak podniecała go. W tej oprawie nie wyglądała źle. Czarne włosy zdawały się nieco zniszczone. Może od zbyt częstego farbowania, cholera wie. Była mocno opalona, zbyt mocno. Przez głowę przeleciała mu myśl, że powinna odstawić solarium na jakiś czas, ale za to jej piersi... piersi były obiecujące, podobnie jak nogi. Nie mogła mieć więcej niż trzydzieści lat.

Zbliżali się do śródmieścia. Właśnie przejeżdżali obok restauracji Białe Fortepiany, która słynęła z dobrej kuchni. Dobrej i drogiej. Nagle samochód stojący wzdłuż drogi, włączył się do ruchu bez kierunkowskazu. Kobieta w ostatniej chwili zatrzymała corsę.

– Pieprzony bamber, widziałeś to? – zdawała się szybko tracić równowagę. – Pewnie wyszedł z tej cholernej budy. Knajpa dla zasranych snobów. Myślą, że wszystko im wolno.

– Podobno mają pyszne jedzenie... – Rafał spojrzał na jej lekko rozchylone uda. Teraz do samochodu wpadało więcej światła. Miała matowe pończochy w kolorze dojrzałego kasztana.

– Skąd mam to wiedzieć, co? Nie stać mnie na takie ekstrawagancje, co nie?

Nagle coś przyszło mu do głowy.

– A co byś powiedziała, gdybym zaprosił cię tu na kolację? W ramach rekompensaty za stracony czas...

– Co? – najwyraźniej nie spodziewała się takiej propozycji. – Pierdolisz, do tej budy?

– Tak.

– Czy ja wiem... nie powinnam się z tobą prowadzać. Cholera wie, coś za jeden... ale z drugiej strony... zmarnowałeś mi wieczór więc... pieprzyć to.

Rafał był zaskoczony tym, że ta tandetna lala tak go podniecała. Jeszcze kilka godzin wcześniej, nie zwróciłby na nią najmniejszej uwagi. Teraz wszystko się zmieniło. Kręciło go, że klnie jak szewc, że wydaje się średnio rozgarnięta. Podobał mu się jej wulgarny strój. Kobieta znalazła wolne miejsce i ruszyli do restauracji. Rozegraj to dobrze, a jeszcze dzisiaj zamoczysz.

Zajęli miejsce przy stoliku. Oświetlenie było dyskretne, ale wiedział, że jego towarzyszka i tak wzbudza tutaj niesmak. Na szczęście kelner nie dał jej tego do zrozumienia. Rafał bywał częstym gościem Białych Fortepianów. Z karty dań wybrała dla siebie jesiotr zapieczony w sosie holenderskim na szparagach i z kopytkami. Dla siebie zamówił roladkę drobiową nadziewaną szpinakiem, suszonym pomidorem i serem z knedlikami. Do tego sałatkę vinaigrette.

– Ja pierdolę, ale tu ekstrawagancko... – rozejrzała się po sali. – Białe pieprzone fortepiany – rozejrzała się. – Widzę tylko jeden.

– To tylko nazwa.

– Co to jest, to winajgrete? – Zapytała po krótkim milczeniu.

– Wymawia się winegre – poprawił ją. – To sałatka.

– Z ciebie też musi być niezły aparat, co? – spojrzała mu w oczy, chyba po raz pierwszy. Jej były brązowe. Nie przepadał za brązowymi oczami. Co zrobisz, przecież ich nie wydłubiesz. Uśmiechnął się pod nosem, bo niby czemu nie?

Zjedli kolację zakrapianą lampką wina. W restauracji spędzili półtorej godziny. Kiedy kelner przyniósł rachunek, kobieta zauważyła kwotę i zaświeciły się jej oczy. Koleś jest nadziany i jak widać, wpadłaś mu w oko. Warto to wykorzystać. Wiedziała, że jest za stara na galeriankę, ale jeśli facet ślini się na jej widok, grzech go nie naciągnąć. Co się ma nie ślinić, co? Popatrz na siebie, jesteś najgorętszą suczką w tej budzie. Zaczęła kreślić tipsem enigmatyczny znak na białym obrusie.

– I co tu zrobić, z tak mile rozpoczętym wieczorem, co? – Jej głos uległ subtelnej przemianie.

– Powiem ci, co – włożył kilka stuzłotowych banknotów do zakładki pozostawionej przez kelnera. – Pojedziemy do ciebie, gdzie zostawisz samochód, potem weźmiemy taryfę i skoczymy gdzieś potańczyć, co ty na to?

– Zajebiście, ale nie bardzo mam się w co ubrać na tańce – brawo skarbie, nie cackaj się z frajerem.

– W takim razie, zmiana planów. Zostawisz auto u siebie, skoczymy do galerii i wybierzemy coś, co będzie znakomicie leżeć na twoim słodkim tyłeczku. Wybacz kolokwializm.

– Jeśli chodzi o mój tyłeczek, wybaczam. Tylko że on jest wybredny... – oczy jej zalśniły, usta wykrzywiły w słodkim uśmiechu. Szybko weszła w rolę infantylnej słodkiej dziewczynki, choć nie była zarówno słodka, jak nie była już dziewczynką. O co mu chodzi z tym kolokwializmem? Chyba lubi się popisywać. Niech się popisze w galerii.

– Dam radę. Zaufaj mi.

– Uf, uf – zaśmiała się. – W takim razie jeszcze jedna zmiana planów. Zostawimy tutaj autko tam gdzie stoi i od razu ruszajmy w stronę zachodzącego słońca. Co ty na to?

– Jak na lato.

Do galerii poszli spacerem, podczas którego atmosfera wyraźnie uległa zmianie. Rafał miał świadomość, że jego towarzyszka stara się go naciągnąć, ale miał to gdzieś. Wciąż był pobudzony. Podczas gdy brunetka buszowała w butiku, po raz setny przewinęła mu się przed oczami scena, w której bezwładne ciało mężczyzny toczy się po masce, turla po dachu i upada na ulicę. Widział to we wstecznym lusterku. To było niesamowite. Początkowy strach, panika, a później...

Wybrała sukienkę za czterysta złotych. Nie był pewny, czy wybrała ją dlatego, że bardzo jej się spodobała, czy może testowała możliwości jego portfela. W każdym razie miniówkę wyrzuciła do kosza i kiedy szli do taryfy, miała na sobie nowy strój. Wyglądała całkiem seksownie.

Kierowca zawiózł ich pod dyskotekę. Rafał wybrał klub Mimoza, gdzie bawili się ludzie w ich wieku. Nie chciał czuć się jak „tatuś” wśród małolat. Chciał się czuć jak młody bóg i coraz bardziej, właśnie tak się czuł. Zamówił dla nich stolik i po chwili sączyli drinki. Ludzi nie było zbyt wielu, ale muzyka wprawiała podłogę w drżenie. Ruszyli na parkiet. Po chwili stroboskopy, kolorowe światła i sztuczny dym sprawiły, że poczuł się jak we śnie. Ludzi wokół nich wyginali się w tańcu, brunetka wiła się przed nim kusząco, a on coraz bardziej czuł, że musi ją mieć.

Siedzieli przy stoliku, pijąc kolejnego drinka i zagryzając czipsami. W miejscu, w którym mieli stolik, muzyka wciąż była głośna, ale można było rozmawiać, nie krzycząc. W pewnym momencie dziewczyna przypomniała sobie o czymś, zerwała się na kanapie i wyprostowała plecy.

– Kuźwa, nawet się sobie nie przedstawiliśmy.

– Faktycznie – mężczyzna sięgnął po drinki, a kiedy jego towarzyszka odebrała swój, uśmiechnął się. – Rafał.

Kobieta przełożyła rękę z drinkiem przez jego rękę jak do bruderszaftu. Uśmiechnęła się, puściła oko i zwilżyła usta językiem.

– Andżela.

Wypili, po czym ich usta zbliżyły się do siebie. Rafał zrobił pierwszy krok. Ich wargi dotknęły się miękko, po chwili jej usta rozchyliły się nieco, pozwoliły, żeby wsunął język do środka. Pocałunek okazał się namiętny. Dłoń mężczyzny wylądowała na szczupłym udzie.

– Hej... – zdjęła dłoń ze swojej nogi. – Widzę, że chcesz mnie bardzo...

– Jesteś cholernie seksowna, mówił ci to już ktoś?

– No raczej – zaśmiała się, zaśmiała się jak kretynka, ale on marzył tylko o tym, żeby dorwać się do jej majtek. – Choć, zatańczymy.

Właśnie leciał wolny kawałek. Jak na zamówienie. Andżela wtuliła się w niego i zaczęli powoli krążyć po parkiecie pośród innych wtulonych w siebie par. Jeśli ta mała myśli, że może cię tak wodzić za nos... trzeba będzie ją przywołać do porządku. Co ty na to? Przesunął dłoń na jej biodro. Czuł, jak pracują jej mięśnie, kiedy kołysała się na boki. Miał solidny wzwód. Członek uwierał go w spodniach i ona musiała to czuć. Jej podbrzusze ocierało się o twardą wypukłość. Spojrzała na niego. Znowu zaczęli się całować. W jej ustach czuł smak czipsów i alkoholu.

Początkowo nie zwrócił uwagi, że jego partnerka kieruje ich kroki w stronę toalet. Zorientował się, dopiero kiedy zauważył na ścianie znajomy znaczek. Andżela puściła do niego oko, złapała za rękę i pociągnęła za sobą. Jej obcasy stukały na kafelkach w korytarzu. Podeszła do drzwi damskiej toalety i pociągnęła za sobą do środka. Wewnątrz jakaś kobieta stała przy umywalce i wcierała biały proszek w dziąsła. Spojrzała na nich i uśmiechnęła się.

– Bawcie się dobrze – rzuciła na odchodnym.

Weszli do kabiny. Andżela oparła się o ścianę. Na jej twarzy malowało się pożądanie. Rafał natychmiast przygwoździł ją do ściany. Ich oddechy mieszały się ze sobą. Ocierał się o jej ciało. Ona westchnęła głośno, po czym położyła dłonie na policzkach mężczyzny.

– Powiedz, o czym teraz myślisz?

– Tylko o jednym złotko – miał problemy z mówieniem. Podniecenie zacisnęło na jego szyi mocną pętlę. – Marzę tylko o tym, żeby cię zerżnąć.

Westchnęła głośno. Podobało się jej to, co mówił ten facet. Był podniecony. Czuła, że rozpaliła go do czerwoności. Sama z tego wszystkiego miała mokro. Gość wyglądał na kasiastego. Kupił jej świetną kieckę, a teraz próbował ją zerżnąć wzrokiem. Miała tylko nadzieję, że jest dobry w te klocki.

– Zaczekaj... – szepnęła.

Tym razem to on westchnął, kiedy brunetka zanurkowała w dół, rozpięła rozporek i uwolniła członek. Bez zbędnych pieszczot, wzięła go w usta. Rafał wypuścił powietrze z sykiem. No proszę stary, full service. Ta mała musiała się w życiu nassać, żeby dojść do takiej wprawy. Kupiłeś jej szmatę za parę stówek i pozwala ci się pieprzyć w usta. Czy świat nie jest piękny? Owszem, świat był piękny. Przed oczami przewijały mu się kadry wypadku, ciepłe usta Andżeliki pieściły jego główkę, ssały go jak wygłodniały cielak ssący wymię matki. Gardło kochanki zdawało się nie mieć końca. Wreszcie podniosła się. Dyszeli oboje. Sama zadarła sukienkę. Nową sukienkę.

– Chcesz go zamoczyć? – szepnęła, ściskając rękę na jego kroczu. – Tego właśnie chcesz?

– Tak... – sapał.

– Marzyłeś o mojej wilgotnej szparce? – pocałowali się gorąco i namiętnie.

– Ciągle o niej marzę...

– To włóż go... na co czekasz?

Żołądź dotknęła miękki wilgotny srom. Wargi stawiły delikatny opór, ale szybko prześliznął się głębiej. Zanurzył się w jej pochwie jednym zdecydowanym pchnięciem. Wilgotne ciało przywarło do pulsującej męskości. Poczuł się jak w niebie.

– Pasuje ci? – jej szept był przerywany głębokim oddechem. – Pasuje ci moja cipka? – jęknęła.

– Tak...

Poruszał się w niej powoli, delektując się jej ciepłem. Wnętrze kochanki stanowiło kontrast do jej powierzchowności. Ona sama była wulgarna, prostacka i pyskata, ale jej wnętrze było miękkie, wilgotne i delikatne, podatne na jego twardą jak kamień męskość. Rozgniatał ją w środku. Czuł, że to on jest górą. Ciało kochanki tuliło penis jak ciepły mokry płaszcz, przyjmując kształt i formę jego penisa. Ktoś wszedł do kabiny obok, ale w takiej chwili, nic by ich nie zatrzymało. Żadna siła nie mogłaby ich od siebie oderwać. Dyszeli coraz głośniej.

Andżelika po raz pierwszy oddała się facetowi tak szybko. Nie, żeby była święta. Co to, to nie. Jednak nigdy nie zrobiła tego tak szybko, tak perfidnie naciągając frajera na kasę. Świadomość, że się puściła jak galerianka, rozgrzała ją jeszcze bardziej. Myśl, że rozkłada nogi przed tym kolesiem, za to, że postawił jej drogą kolację i kupił kieckę za cztery stówki, sprawiła, że jej wagina zaczęła pulsować. Zachowałaś się jak rasowa szmata. Czuła, że śluz cieknie jej po udach, a motyle w podbrzuszu sprawiały, że obmywały ją kolejno fale gorąca. Doszła szybciej, niżby przypuszczała. Znieruchomiała, czując pulsujące ciało wewnątrz siebie. Skurcze rozeszły się po ciele, przyprawiając Andżelikę o zawrót głowy.

Uklękła przed nim. Zlizała soki z członka i wzięła głęboko do ust, masując jednocześnie jądra. Jej głowa mknęła w przód i w tył, w szalonym tempie, a kiedy usłyszała jęki kochanka, okryła ustami samą żołądź i zaczęła robić mu dobrze ręką. Drażniła główkę językiem, ssała ją mocno, a dłoń zaczęła poruszać się w szalonym tempie. Rafał zawył na głos, a kiedy wystrzelił w ustach brunetki, mało nie wyrwał ścianki dzielącej jedną kabinę od drugiej. Skurwiel ma spust, deser nie będzie już potrzebny.

***

Dominika stała się pośmiewiskiem w szkole. Po raz kolejny. Tomek, wysoki blondyn i jego paczka, machali jej przed nosem gazetą, w której mogła zobaczyć swoje zdjęcie. Patrząc na fotografię wykonaną zaledwie wczoraj, nie mogła się rozpoznać. Widząc zdjęcie, odniosła wrażenie, jakby ktoś nałożył jej na twarz maskę. Nagłówek tłustym drukiem informował: Nastolatka świadkiem wypadku przy ulicy cmentarnej.

– Przyznaj się wiedźmo, rzuciłaś na gościa klątwę, co? – chłopak szydził, uderzając ją zwiniętą gazetą w głowę, co wzbudzało gorący aplauz jego przyjaciół.

Dziewczyna spuściła głowę i próbowała go wyminąć, ale natychmiast została otoczona przez pozostałych. Szturchali ją i śmiali się głośno. Na korytarzu było tłoczno, większość uczniów w ogóle nie zwracała na nich uwagi, jednak wystarczyło tych kilka osób, żeby łzy znów zapiekły ją pod powiekami.

– Lepiej zgłoś się na policję i powiedz im prawdę – salwa śmiechu w jej uszach brzmiała ogłuszająco. – Ściągasz na ludzi nieszczęścia.

Udało się jej wyrwać z kręgu, jaki się wokół niej zacieśnił. Ścisnęła mocno plecak i pobiegła prosto do wyjścia. Ostatnie dwie lekcje postanowiła sobie odpuścić. Przetarła łzy rękawem kurtki i ruszyła przed siebie, zostawiają za plecami szkołę i swoich prześladowców. Nie zamierzała wracać do domu.

Mijała ludzi, sklepy i kolejne kamienice. Gdzieś zatrąbił samochód, nawet się nie obejrzała na kogo. Gołębie obsiadły kable wysokiego napięcia i trakcję tramwajową. Gruchały jej nad głową. Nie zatrzymywała się. Pozostawanie w ruchu, zdawało się jedynym rozsądnym rozwiązaniem. Docierały do niej tylko stłumione dźwięki; głośno zamknięte okno, ryk autobusu czy muzyka dobiegająca z mijanej restauracji.

Szła, nie myśląc o tym, dokąd się kieruje. Nogi same ją niosły. Była tak zamyślona, że nawet nie widziała ludzi, których mijała na chodniku. Ocknęła się na ulicy obsadzonej topolami. Kruki tłoczyły się na gałęziach. Mróz szczypał. Rozejrzała się dookoła i jej wzrok zatrzymał się na dużej kamienicy z czerwonej cegły, miejscami mocno sczerniałej. Przy głównym wejściu widniała tabliczka: SZPITAL ŚW. JACKA.

Serce zabiło jej mocniej. Przed oczami stanął jej znajomy obrazek. Wieczór, pulsujące światła karetki. Pulsujące powietrze wokół niej. Zaciekawione twarze gapiów i nieruchome ciało mężczyzny na drodze. Dokąd go zabieracie? Zapytała, a sanitariusz, którego twarzy w ogóle nie pamiętała, odpowiedział – do świętego Jacka. Ruszyła do wejścia. Wielkie drewniane skrzydło drzwi zaskrzypiało i znalazła się w holu. Wokół niej kręcili się ludzie. Personel w białych i niebieskich strojach. Odwiedzający krewnych czy przyjaciół, z reklamówkami pełnymi owoców i pewnie słodyczy. Byli też tacy, którzy wpadli tylko wykonać badania, biegali po korytarzach z dokumentacją, zerkając nerwowo na zegarki.

Podeszła do recepcji.

– Hej, ja cię znam... ty jesteś tą dziewczyną, która wezwała pogotowie do wczorajszego wypadku, nie? – Starsza tęga kobieta w okularach poruszyła się na krześle. Recepcjonistka sięgnęła po gazetę i przyjrzała się fotografii. – No pewnie, że tak. – Krzesło zatrzeszczało.

– Mogę go odwiedzić?

– Facet chyba jest w śpiączce, ale zaczekaj dziecko chwilę.

Kobieta sięgnęła po telefon i wykręciła numer. Słuchawka w jej wielkiej dłoni wyglądała jak zabawka. Rozmawiała chwilę ściszonym głosem, bawiąc się rogiem notesu i popijając herbatę. Wreszcie odłożyła słuchawkę na widełki i uśmiechnęła się do nastolatki.

– Pielęgniarka cię zaprowadzi. Możesz zobaczyć go tylko przez szybę, ale to zawsze coś, nie?

Dominika ruszyła na trzecie piętro, zgodnie z instrukcją recepcjonistki. Korytarz po jej lewej, zaraz za przeszklonymi drzwiami na prawo. Pielęgniarki i lekarze poruszali się szybko, sprężystymi krokami, a pacjenci w pidżamach snuli się wokół niczym zombi. W powietrzu unosił się zapach detergentów, linoleum lśniło, a trepki pielęgniarki, która do niej podeszła, skrzypiały na wyszorowanej podłodze.

– Cześć, to pewnie ty jesteś tą dziewczyną?

Nastolatka przytaknęła i ruszyła za kobietą. Mijali drzwi znajdujące się po obydwu stronach korytarza. Niektóre były uchylone. W każdym z pokoi leżeli pacjenci podłączeni do aparatury. Nagle tuż przed nimi zauważyła okno w ścianie wymalowanej beżową lamperią. Zatrzymali się w tym miejscu. Pielęgniarka poinformowała dziewczynę, że może zostać jedynie kilka minut, w przeciwnym razie obie będą miały kłopoty. Uśmiechnęła się ciepło i zostawiła ją samą, stukając trepkami o podłogę.

Za szybą Dominika widziała łóżko, na którym leżał mężczyzna. W rękę miał wbity wenflon, z którego przezroczysta rurka prowadziła do wiszącej tuż obok kroplówki. Z nosa również wychodziły mu jakieś przewody. Obok niego stała aparatura wydająca monotonne dźwięki. Na ekranie coś pikało, domyśliła się, że sprzęt monitorował pracę jego serca. W miejscu, w którym stała czuła nieco inny zapach, typowo szpitalny. Zapach lekarstw, moczu i bólu.

Spojrzała na mężczyznę. Był umyty i wyglądał na spokojnego. Zupełnie jakby spał po ciężkiej nocy. Miał surowe, męskie rysy. Nie wyglądał na przyjemniaczka, ale i tak wydał się jej przystojny. Przede wszystkim dziewczyna czuła, że bije od niego jakaś wewnętrzna siła. Pomimo tego, iż znajdował się w śpiączce.

Dziękuję.

Usłyszała tuż za sobą. Odwróciła się nerwowo. Serce zabiło jej tak mocno, że niemal sprawiło ból. Na korytarzu stała tylko ona. Gdzieś w oddali przemknęła salowa. Przecież jej się nie wydawało? Słyszała to wyraźnie, jakby ktoś wyszeptał jej te słowa wprost do ucha. Rzuciła okiem w drugą stronę korytarza. Mętne słońce wpadające przez południowe okno przeglądało się w wypastowanym linoleum. W oddali pod ścianą stał metalowy stolik, poza tym pusto. Spojrzała jeszcze raz na leżącego za szybą mężczyznę. Wyraz jego twarzy nie zmienił się ani o jotę. Przecież jest w śpiączce kretynko. Czego się spodziewałaś? Że uśmiechnie się do ciebie? Nie była pewna, co o tym myśleć. Serce wciąż trzepotało jej w piersi. Ostatecznie odwróciła się na pięcie i wyszła.

Na zewnątrz drzewa wciąż były okupowane przez kruki. Mróz jakby zelżał. Postanowiła pójść do galerii, tam gdzie jest kolorowo i ciepło. Spacerowała główną alejką, oglądając wystawy sklepów. O tej porze nie było zbyt wielu ludzi. Szybko się zorientowała, że ochroniarz zwrócił na nią uwagę i choć jeszcze do niej nie podszedł, szedł za nią krok w krok. Przez tego faceta w niedopasowanym uniformie, poczuła się jak złodziejka, a przecież w życiu niczego nie ukradła. A portfel? Co niby z nim zrobiłaś? Opuściła galerię pośpiesznie.

W sklepie na rogu kupiła dwie puszki farby w sprayu. Usiadła na przystanku i czekała cierpliwie na autobus. Po dwudziestu minutach, była już w dawnej przemysłowej dzielnicy. Stara stalownia wyglądała upiornie. Nawet w świetle dnia. Opuszczone i zdewastowane budynki, wszędzie mnóstwo złomu i śmieci. Weszła do jednej z hal. Na podłodze walały się kable i cała masa innych nikomu niepotrzebnych rzeczy. Kilka tokarek, a raczej to, co z nich zostało, stały przyczajone i zdawały się śnić o lepszych czasach, o czasach kiedy to miejsce tętniło życiem. Znalazła kawałek otynkowanej ściany. Wstrząsnęła puszką i zaczęła malować.

Wizerunek na ścianie coraz bardziej przypominał mężczyznę leżącego w szpitalnej sali. Niestety zabrakło jej farby. Puszka zasyczała jak konający wąż. Cisnęła nią w głąb hali. Odgłos opróżnionego naczynia poniósł się echem, przypominającym złośliwy chichot. Nie miała już pieniędzy, kopnęła jakiś śmieć i ruszyła przed siebie.

– Proszę, proszę... kogo my tu mamy.

Znieruchomiała. Poznałaby ten głos wszędzie. Nawet gdyby miała zawiązane oczy. Tomek i dwóch jego kumpli weszli do hali. Serce natychmiast zaczęło jej bić szybciej. Zbliżali się z paskudnymi uśmiechami na twarzach. Każdy z nich trzymał w ręce butelkę piwa. Wyglądali na podchmielonych.

– Przyleciałaś tu na miotle? – wybuch śmiechu poszybował w powietrzu, odbijając się od ścian i sufitu. – Czy teraz latacie na mopach? – jeszcze większa salwa śmiechu.

Próbowała ruszyć w stronę bocznego wyjścia, ale natychmiast rozproszyli się, odcinając ją od jakiejkolwiek drogi ucieczki. Za plecami miała tylko ścianę. Mierzyli się wzrokiem. Krew zaczęła jej szybciej krążyć. Czuła narastający lęk. Dotychczas nie spotkali się w tak odludnym miejscu. Doigrałaś się, po jaką cholerę tu lazłaś? Byli coraz bliżej. Zatrzymali się dwa metry przed nią.

Tomek spojrzał na dziewczynę. Wziął łyk piwa, butelka była już prawie pusta. Cisnął nią o ścianę, na której majaczyło świeże graffiti. Butelka rozprysła się z hukiem za plecami nastolatki, która niemal skurczyła się ze strachu. Zaśmiał się głośno. Farba świeżego malowidła częściowo się rozmazała. Chłopak spojrzał na dziewczynę. Jak to możliwe, że ma jedno oko niebieskie, a drugie zielone? Pieprzona dziwaczka.Najgorsze było to, że podobała mu się. W innych okolicznościach, kto wie... może byliby ze sobą. Niestety musiał dbać o reputację.

– To co, zabawimy się w inkwizycję? – zapytał rudy chłopak stojący po jego prawej stronie. Oczy mu lśniły i gołym okiem było widać, że ma ochotę na coś więcej, niż tylko kąśliwe uwagi względem dziewczyny.

– Pewnie – syknął Tomek i rozłożył ręce. – Jam jest młot na czarownice! – Wrzasnął.

Dwóch jego przybocznych natychmiast doskoczyło i złapali ją za ręce, unieruchamiając w ten sposób. Blondyn podszedł do niej na wyciągnięcie ręki. Musi ją mieć, tak czy inaczej. Co prawda nie może się prowadzać z takim śmieciem, ale może ją wziąć siłą, prawda? Nikt ci nie podskoczy, zresztą kto uwierzyłby tej żulerce? Chłopak uśmiechnął się, widząc łzy na jej policzkach. Dziewczyna zbladła, trzęsła się jak osika. Jeszcze trochę i spaskudzi spodnie. Bierz się za nią, zanim zepsuje ci całą zabawę.

– Pewnie zjawiłaś się tutaj na jakiś sabat, co? A tu niespodzianka! – krzyknął jej w twarz. – Zanosi się na małą orgietkę. Tym razem nie będzie cię posuwał żaden diabeł, tylko ja i moi kumple. Co ty na to?

Złapał suwak i rozpiął jej kurtkę. Próbowała się szarpać, rozpłakała się jeszcze bardziej. Tomek spojrzał na kolegów. Byli pobudzeni, na ich twarzach malowały się uśmiechy, wyczekiwanie i narastające szaleństwo. Wreszcie dotarł do jej koszulki. Zacisnął na niej dłonie.

– A teraz sprawdzimy twój trzeci sutek, co panowie? – pozostali zarechotali i przytaknęli, wykręcając jej boleśnie ręce. Jeden z nich splunął nerwowo na podłogę.

Tomek już dawno miał na to ochotę. Kilka razy zwrócił uwagę na jej piersi, wydały mu się jędrne i całkiem duże jak na tak chudą dziwkę. Szarpnął materiał, rozpruwając go na dwie części. Popatrz, nie nosi stanika... mała kurewka. Założę się, że chciała tego. Pewnie już nie mogła się doczekać. Takie jak ona potrzebują silnej ręki. Piersi Dominiki były w zasięgu jego ręki. Złapał pierś i zacisnął na niej palce boleśnie, aż jęknęła.

– Sam nie wiem, nie widzę trzeciego sutka...

– Bo źle, kurwa, szukasz – rzucił rudzielec i wybuchnął śmiechem.

Dominika była niemal nieprzytomna ze strachu. Sparaliżowało ją. Nie mogła się ruszyć. Chciała napluć w twarz uśmiechniętemu sukinsynowi, ale nie potrafiła się przemóc. Czuła jego zimne łapska na swoich piersiach. Czuła jak ściska je boleśnie, ugniata sutki i dyszy jej prosto w twarz. Jego oddech cuchnął kwaśnym piwem i hamburgerem. Łzy zniekształciły jej widok. Twarz blondyna przybrała nieokreślony wyraz. Wyglądał jak demon, zjawa z koszmaru.

Nagle wyczuła, że coś się zmieniło. Uchwyt dwóch osiłków zelżał, a Tomek cofnął się o krok. Nie była pewna, czy to w wyniku stresu, ale wydało jej się, że za plecami czuje czyjąś fizyczną obecność.

– Co do chuja! – Sapnął blondyn i całkowicie cofnął ręce od dziewczyny. Pozostali dwaj również odstąpili od niej.

Dominika wiedziała, że za plecami ma wyłącznie ścianę i graffiti, które sama namalowała. Mimo to nie mogła oprzeć się wrażeniu, że jest tam Coś jeszcze. Nad czym się zastanawiasz wariatko? Spieprzaj stąd. Żaden z trójki chłopaków na nią nie patrzył. Wszyscy pobledli i wpatrywali się w ścianę. Nastolatka rzuciła się do ucieczki. Ominęła blondyna, nawet szturchnęła go w ramię, ale nie zareagował. Potknęła się o stalową rurę, uderzyła boleśnie barkiem w betonową posadzkę. Zerwała się na nogi i wybiegła z hali. Usłyszała jeszcze za plecami krzyk blondyna.

– I tak cię dorwę suko!

***

Sandra była najlepszą przyjaciółką Andżeliki. Od lat mieszkały w tej samej kamienicy. Kiedyś nie przyjaźniły się tak bardzo, ze względu na męża Sandry, ale od kiedy kobieta się rozwiodła i wyrzuciła skurwysyna z chałupy, stały się niemal nierozłączne. Były rówieśniczkami, tyle że w odróżnieniu od Andżeliki, Sandra była drobną blondynką. Pracowała jako fryzjerka dwie ulice od ich kamienicy.

– Cztery stówki za kieckę? – blondynka upiła nieco kawy i zaciągnęła się papierosem. – No nieźle...

– No, a później wziął mnie w kiblu, w takim klubie... nigdy tam wcześniej nie byłam, ale fajnie grali.

– Dałaś mu? Ty dziwko – zaśmiały się serdecznie.

– Posłuchaj, koleś nie jest brzydki, chodzi dobrze ubrany i chyba fest się na mnie nakręcił.

– Ty szmato... – Sandra zaśmiała się, wypuszczając jednocześnie dym z ust.

– Pewnie jest biznesmenem. Ja wyciągam tysiąc osiemset w tej pieprzonej dziupli i tylko czekam, jak pały zrobią tam wjazd i zostanę z niczym. Taka kiecka jest dla mnie poza zasięgiem.

– A myślisz, że ja, to co? W zakładzie dostaje dwa tysiące z napiwkami, a ciągle przebąkują, że za dużo nas, że kogoś trzeba wypieprzyć... nie ma lekko. Taki nadziany sponsor, to nie w kij dmuchał.

– Może udałoby mi się ciebie wkręcić, chciałabyś?

– No... bo ja wiem... pewnie kuźwa, że tak.

– Mam jeszcze lepszy pomysł... – Andżela sięgnęła po gazetę leżącą na telewizorze. Rozłożyła ją na blacie stołu. – Zobacz to.

Kobiety pochyliły się nad artykułem umieszczonym pod zdjęciem przestraszonej nastolatki. Przeczytały szybko informację na temat wypadku jaki miał miejsce na ulicy cmentarnej. Spojrzały po sobie i uśmiechnęły się, po czym oparły się wygodnie, każda w swoim fotelu.

– Myślisz, że to on?

– Jak nie on jak on? – Andżelika się podnieciła. – Koleś stuknął tego biednego frajera – uderzyła dłonią w artykuł – i dwie godziny później zjawia się w naszym warsztacie z pogniecioną maską, dachem i potłuczoną szybą. To jak myślisz, kogo potrącił? Świętego mikołaja?

– No to w sumie, to skurwiel jest, nie? Potrącił i uciekł...

– Ty, coś ty się z debilem na głowy pozamieniała? Może potrącił, może i uciekł, ale kieckę kupił, co nie?

– No kupił...

– No, na kolację zabrał, co nie? I to fest drogą. Na disco zabrał?

– Zabrał.

– No. To, co ci przeszkadza, że potrącił?

Zaśmiały się.

– Daj mi jednego – Andżela pochyliła się po papierosa i zapaliła. – Jakiś skurwiel wlazł mu na drogę, tam pisze, co nie? Czemu gość ma sobie rujnować życie z powodu jakiegoś parcha?

– Dobrze mówisz, w sumie racja.

– No racja – zaciągnęła się głęboko. – Co mam nie mieć racji, jak prawdę mówię.

– No.

– I tak sobie myślę, że jakbyśmy się wokół niego zakręciły, to dałoby się trochę kaski wyssać z frajera. Pokażemy mu gazetkę... – brunetka się uśmiechnęła i stuknęła palcem w dziennik – ...i koleś zrobi wszystko, żebyśmy siedziały cichutko, jak myszki, co nie?

– Dobrze mówisz, w sumie... taki szantaż, co?

– Sandra, ty to kuźwa od razu wielkie słowa. Szantaż – żachnęła się Andżela. – Ot, sugestia taka. Jak jest łebski, to skuma.

– A jak nie jest?

– No weź kuźwa. Jakby nie był łebski, to nie srałby kaską.

– Dobre, ty to cwana jesteś, wiesz?

– No raczej. Mówię, jak jest, co nie?

– Frajer będzie miał do wyboru albo płacić, żeby nas rozpieszczać, albo...

– No, nareszcie mówisz jak człowiek – Andżela się uśmiechnęła. – Tyle że jak będzie nas rozpieszczał, to będzie się też mógł pobawić naszymi cipkami. To taki bonus jest, co nie? Od nas, dla niego...

– Jak tak gadasz, to nabieram ochoty – Sandra założyła nogę na nogę, sama myśl o szantażu i sponsoringu sprawiła, iż poczuła, że ma mokro w majtkach. Nigdy by się wcześniej o to nie posądziła.

Andżelika sięgnęła po telefon i wybrała numer, który spisała w biurze. Po kilku sygnałach usłyszała głos Rafała. Natychmiast podskoczyła jej adrenalina.

– No cześć rozbójniku... – rzuciła miękko.

– Kto mówi?

– No jak kto kuźwa? Andżela, już zapomniałeś?

– A... – mężczyzna wyraźnie nie spodziewał się od niej telefonu. – Nie mów, że samochód już gotowy?

– Gdzie tam, człowieku. Nie tak prędko. Tak dzwonię, wiesz... właśnie wspominam wszystkie te brzydkie rzeczy, które mi wczoraj zrobiłeś... – starała się, żeby jej głos brzmiał jak jedwab.

– Ja też je miło wspominam.

– No ja myślę... słuchaj, właśnie opowiadam swojej psiapsiółce i wyobraź sobie, że ona mi nie chce uwierzyć, że taki z ciebie hojny ogier.

– Ta...? To może chce się przekonać, co? – ton jego głosu uległ zmianie. Andżelika pokazała koleżance wyciągnięty w górę kciuk, ta zaśmiała się i bezgłośnie klasnęła w ręce.

– Zaczekaj, zapytam... – brunetka puściła oko do koleżanki. Przez chwilę zakrywała mikrofon, udając, że rozmawia z przyjaciółką. – Ty, ona mówi, że w gębie to każden jeden jest mocny. – Zachichotała cichutko.

– A jest warta grzechu?

– I grzechu i prezentu – obydwie kobiety uśmiechnęły się, zakrywając usta dłońmi.

– W takim razie może pstryknie dla mnie jakąś słit focię, co?

– Spoko, tylko wiesz... Nie za frajer złotko... ten kocurek zasługuje, żeby go rozpieszczać, zresztą podobnie jak ja, co nie?

– Już ty się o to nie martw.

Andżelika rozłączyła się i spojrzała na koleżankę.

– Co jest? – Sandra wciąż miała uśmiech na ustach.

– Chce słit focię od ciebie – brunetka podała komórkę koleżance, a ta włączyła aparat, uśmiechnęła się i wycelowała nim w twarz. – Co ty odpierdzielasz, laska?

– No co? Chciał słit focię, nie?

– Cipkę mu pstryknij, a nie facjatę. Ogarnij się – Andżelika zaśmiała się z całego serca. – Musimy go podkręcić, inaczej nie będzie mamony, kumasz?

– No... w sumie racja. Może pójdę do drugiego pokoju?

– Weź, przestań, wstydzisz się mnie? Ile się już znamy?

Sandra nie odpowiedziała. Podciągnęła spódniczkę, zsunęła majtki na uda i rozchyliła nogi. Zrobiła się czerwona, zerkając na przyjaciółkę, która obserwowała ją w pełnym skupieniu. Blondynka wycelowała telefon w swoją waginę i pstryknęła zdjęcie. Uśmiechnęła się niepewnie do blondynki. Dziwnie się czuła.

– Ty, weź, zaczekaj – Andżelika podeszła do niej. – Kuźwa, ładną masz cipkę, wiesz? Mówił ci to już ktoś?

– No co ty? Poważnie?

– Powaga – blondynka wysunęła rękę i dotknęła krocza przyjaciółki, ta drgnęła nieznacznie, ale nie zaprotestowała. – Jest taka pulchna, mięciutka... – dłoń blondynki przesuwała się delikatnie wzdłuż wzgórka koleżanki.

– A jaką ty masz? – Serce Sandry zabiło mocniej.

– Trochę inną. – Przełknęła ślinę. Pierwszy raz w życiu dotykała inną kobietę w intymnym miejscu i musiała przyznać, że było to całkiem przyjemne.

W pewnej chwili wsunęła palec nieco głębiej pomiędzy dwie duże wargi zewnętrzne tworzące seksowną pierzynkę między szczupłymi udami Sandry. Poczuła wilgoć. Wsunęła palec nieco głębiej. Sandra drgnęła. Przez chwilę obydwie patrzyły sobie w oczy. Obydwie równie zaskoczone tym, co się dzieje i tym, że jest to takie przyjemne.

– Masz mokro... – blondynka wypowiedziała słowa w taki sposób, że trudno było orzec, czy to pytanie, czy stwierdzenie faktu.

Wyjęła środkowy palec i spojrzała na lśniący śluz. Andżela poczuła, że też robi się wilgotna. Nawet nie miała pojęcia, kiedy znalazła się pomiędzy udami koleżanki. Rozchyliła palcami puszysty wzgórek i spojrzała na lśniące wargi. Rozchyliła je również. Dostrzegła różowe i gładkie ciało. Wsunęła palec w otwór, który głębiej tonął w mroku. Sandra westchnęła, choć było to tak ciche, że mógł to być równie dobrze przeciąg. Andżela wyjęła palec i po krótkim wahaniu – serce waliło jej jak oszalałe – wsunęła go do ust. Poczuła cierpki, słodko gorzki smak.

– Andżela... co ty... – głos Sandry wybrzmiał tylko nieznacznie głośniej niż lot motyla. Po chwili poczuła na waginie gorący oddech przyjaciółki, a zaraz po tym dotyk jej ust i wreszcie język. Miękki język Andżeliki wił się ostrożnie na jej sromie. Czuła delikatne, nieśmiałe i oszczędne ruchy. Zamknęła oczy i westchnęła cichutko. Nie mogła uwierzyć, że właśnie dołączają do kolekcji, kolejną słodką tajemnicę. Nie mogła również uwierzyć, że sprawia jej to aż taką rozkosz. Pozwoliła się lizać koleżance.

Po wszystkim siedziały na wersalce. Lekko zarumienione, zaskoczone i zafascynowane jednocześnie. Język Andżeliki pocierający łechtaczkę wysłał Sandrę na księżyc. Spojrzały na siebie i uśmiechnęły się niepewnie, trochę lubieżnie, a trochę nerwowo.

– Swoją drogą, Bóg nie mógł wymyślić nic lepszego niż cipka, co nie?

– Bo ja wiem? – Sandra się zamyśliła. – Chyba nie...

– Nie dziwię się, że faceci tak za tym szaleją – Brunetka sięgnęła po papierosy i zapaliły w ciszy.

***

Kiedy Rafał zobaczył na wyświetlaczu swojego samsunga zdjęcie, przełknął ślinę i poczuł, jak coś uwiera go w spodniach. Długo przyglądał się zdjęciu z lubieżnym uśmiechem na twarzy. Dwie suczki wyczuły trochę siana i teraz kleją się do ciebie, co ty na to? Uśmiechnął się, on na to, jak na lato. Stać go na rozpieszczenie dwóch biednych zdzir. Jego firma budowlana od lat była na sporym plusie. Wszystko psuł jeden drobny szczegół. Kiedy się dowiedział, że facet, którego potrącił, jednak przeżył, poczuł ukłucie zawodu. Jednak mimo to bezkarność i dwie napalone kobiety sprawiły, że adrenalina zaczęła krążyć w jego żyłach. Zaproś je i spuść parę. Pokaż, kto tu rządzi. Swoją drogą, ta szparka na zdjęciu wygląda całkiem przyzwoicie, co?

Cieszył się, że jadąc do warsztatu, kupił po drodze telefon na kartę. Zawsze to dawało mu jakąś anonimowość. Na wszelki wypadek. Dostał esemesem adres Andżeliki, pod który wysłał taksówkę. Taryfiarzowi obiecał zapłacić ekstra stówkę, żeby zrobił kilka kółek w taki sposób, żeby te dwie tępe dzidy nie mogły do niego trafić. Zasadniczo nie zdobyłby się na odwagę ściągać ich obu do siebie do domu, ale częściową kontrolę nad jego umysłem, przejęła potworna chuć. Wziął prysznic, ubrał się w garnitur i nie pozostało mu nic innego jak tylko czekać. Na stole oprócz alkoholu, położył pudełko cygar. To miała być jego noc. Chciał się czuć jak król. Myśl, że dzięki pieniądzom miał władze nad nimi obiema, że będą mu uległe i gotowe spełnić każdą zachciankę, wywołała potężny wzwód. Kilka razy łapał się przez spodnie i zaciskał palce na penisie, jakby chciał mu powiedzieć „cierpliwości”.

Było już ciemno, kiedy zobaczył światła przed domem. Wyszedł na zewnątrz, przywitał się z kobietami i pochylił do kierowcy. Podziękował mu i dorzucił sto złotych ekstra. Szofer puścił do niego oko, uśmiechnął się i odjechał. Panie złapały go pod ramiona i poprowadził je do środka.

– Kuźwa, ale masz chawirę – Andżelika rozglądała się po mieszkaniu, otwierając buzię. Sandra również była pod wrażeniem, ale była jeszcze zbyt skrępowana.

– Dzięki, cieszę się, że się wam podoba. Widzę, że nie kłamałaś co do swojej koleżanki – blondynka zarumieniła się, czuła, że potrzebuje alkoholu, żeby się rozluźnić. Gość z pewnością był nadziany.

Andżelika miała na sobie kupioną przez niego sukienkę, do tego czarne pończochy i buty na wysokim obcasie. Sandra założyła małą czarną i lśniące buty na obcasie. Pokręcili się trochę po domu, po czym wrócili do salonu, gdzie paliło się w kominku gazowym. Włączył cicho muzykę i usiedli przy stole.

– Proponuję, żebyście zaczęli od bruderszaftu, na przełamanie lodów, co nie? – Andżela sięgnęła po swoją szklankę. – Wasze zdrowie.

Mężczyzna podszedł do blondynki, była niższa od Andżeliki, ale podobała mu się nawet bardziej. Wypili zgodnie z rytuałem i pocałował ją w usta. Tym razem było bardziej niezręcznie, pocałunek był niewinny, a policzki Sandry zaróżowiły się co nieco. Brunetka spojrzała na nich. Nie spodobało jej się to, jak Rafał patrzył na jej przyjaciółkę. Wtedy po raz pierwszy zaczęła się zastanawiać, czy to było rozsądne, sprowadzać ją tutaj. Ostatecznie machnęła na to ręką. Pewnie to tylko wybujała wyobraźnia.

Czterdzieści minut później atmosfera była luźniejsza. Wypili trochę alkoholu i oswoili się ze sobą. Gospodarz wyjął skręta, którego wypalili w trójkę. Po kilkunastu minutach muzyka zaczęła brzmieć w ich uszach wyjątkowo czysto i miękko. Obydwie kobiety wydały mu się jeszcze bardziej seksowne i zmysłowe.

W pewnej chwili Andżelika pochyliła się do ucha przyjaciółki i powiedziała jej coś, Sandra odpowiedziała jej również na ucho i obydwie wymieniły uśmiechy.

– Co tam tak spiskujecie, moje panie?

– Mam pomysł na zabawę... – brunetka podeszła do jego fotela i usiadła na oparciu. – Zabawmy się w rozpieszczanie.

– Na czym to polega?

– Zawiążemy ci oczy i musisz odgadnąć, która z nas robi ci loda. Jak się pomylisz, dajesz tej, która cię właśnie obsłużyła, sto złotych. Za drugą pomyłkę dwie stówki i tak do trzech, co ty na to?

– A jeśli trafię?

– Jeśli trafisz, to możesz się spuścić w buzi tej, która akurat będzie ci obciągać. Co powiesz?

– Na co czekamy?

Kiedy Sandra zawiązała mu z tyłu głowy chustkę, przez chwilę miał przed oczami jasne plamy. Słyszał ich zdławione śmiechy, stuk odstawianej szklanki na stole, a później szczęk zapalniczki. Nagle któraś wetknęła mu w usta zapalone cygaro. Pociągnął i uśmiechnął się. Czyjeś dłonie rozpięły suwak i na wpół twardy penis wyskoczył na zewnątrz. Ciepła kobieca dłoń złapała prącie i momentalnie postawiła je do pionu.

Miękkie usta otuliły żołądź. Dotyk był delikatny, zmysłowy i leniwy. Czuł, że czyjaś głowa napiera coraz bardziej, a prącie zanurzało się coraz głębiej. Zwinny język wił się przy główce, ślina ciekła z anonimowych ust i spływała na jądra. Żołądź dotarła do samego końca. Głębiej już nie można. Główka zaczęła pulsować jak szalona. Żałował, że nie mógł korzystać z rąk.

– Sandra?

– Pomyłka – podał jedną z kilku wcześniej przygotowanych setek.

Przez następne dwadzieścia minut, obydwie rozpieszczały go swoimi ustami, a on je setkami, które w końcu wydał i zabawa dobiegła końca. Domyślał się, że go oszukiwały, ale miał to naprawdę gdzieś. Po chwili siedzieli z tajemniczymi uśmiechami.

– I jak ci się podobało? – Andżela oblizała wargi.

– Cudownie – uśmiechnął się. – Chciałem wam coś podarować, żebyście mnie dobrze wspominały.

– No co ty? Powaga? – brunetka uśmiechnęła się szeroko.

– Połóżcie się na sofie i rozchylcie swoje śliczne nóżki, a ja dam wam prezent.

Po krótkim wahaniu obydwie położyły się zgodnie z jego wskazówką. Rafał podszedł do nich. Przyklęknął między nogami Andżeliki. Wyjął zwitek przygotowanych pieniędzy i pocierając nimi po jej udzie, dotarł do krocza, gdzie wsunął pod majtki i wetknął do waginy. Kobieta zamruczała. Następnie przesunął się do Sandry, wyjął nieco większy plik i wsunął jej również między pulchne wargi. Zadrżała nieznacznie.

– Mogę skorzystać z łazienki? – Sandra podniosła się i ruszyła we wskazanym kierunku.

Brunetka wstała, wsunęła palce pod sukienkę i po chwili wyjęła rulon pieniędzy. Rozwinęła go i doliczyła się pięciuset złotych, co razem z trzema stówkami, dawało już osiemset złotych. Była wniebowzięta. Podbiegła do gospodarza i rzuciła mu się na szyję. Zaczęli się całować, gorąco... z języczkiem.

Sandra zamknęła się w łazience i rozejrzała. Pomieszczenie wręcz lśniło luksusem. Szybko sięgnęła ręką do majtek i wyjęła zwitek pieniędzy przypominający tampon. Rozwinęła go i zaczęła liczyć. Sto, czterysta, siedemset... Ja pierdziu, laska... tu jest tysiąc złotych. Na jej twarzy pojawił się wielki uśmiech. Z tego wszystkiego poczuła słodkie mrowienie. Wcześniej wyciągnęła od niego dwie stówy, czyli była do przodu tysiąc dwieście. Bosko.

Zapomniała się nawet wysikać. Schowała pieniądze do kieszonki. Od razu uznała, że nie przyzna się do całej kasy. Co, jeśli dał jej więcej niż Andżeli? Patrzył na nią tak... chyba mu wpadła bardziej w oko. Zresztą nie ma w tym nic dziwnego, co? Spojrzała w lustro. Angela jest w porządku, ale nie jest tak gorąca. Przyjaźń przyjaźnią, ale niech każdy zna swoją wartość. Uśmiechnęła się i wyszła.

Mimo wszystko widok ją zaskoczył. Rafał rozwalił się w fotelu jak król, a Andżela dosiadła go i ujeżdżała z entuzjazmem. Ile mógł jej włożyć do cipki? Może tyle samo, skoro tak machała ochoczo dupą? Nawet nie zwrócili na nią uwagi. Parzyli się jak zwierzęta, z wyciągniętymi językami. Lizali się lubieżnie, a na ich wykrzywionych podnieceniem twarzach, co chwila pojawiały się nerwowe uśmiechy pełne pasji i żądzy. Musisz się jakoś pokazać laska, wyróżnić z tłumu. Sandra podeszła do nich. Przyklękła między nogami gospodarza, za plecami koleżanki. Wsunęła dłoń głębiej i złapała mężczyznę za jądra. Dopiero wtedy oboje się zorientowali. Masowała go chwilę, po czym przesunęła dłoń wyżej. Andżela podniosła pupę w taki sposób, że połowa żylastego korzenia znajdowała się na wierzchu. Blondynka złapała go za prącie. Czuła jak bardzo jest śliskie od soków przyjaciółki. Zaczęła robić mu dobrze ręką. Choć żołądź i część penisa wciąż była ukryta wewnątrz przyjaciółki.

Andżelika odwróciła się do niej i uśmiechnęła lubieżnie. Wreszcie podniosła się jeszcze wyżej, pozwalając, żeby penis wyskoczył jej z dziurki. Sterczące sutki brunetki trafiły prosto do ust kochanka. Sandra natychmiast wzięła w usta sztywny penis. Wyróżnij się z tłumu skarbie. Pokaż, jak potrafisz obciągać. Wepchnęła go tak głęboko, że zaczęła się dławić. Czuła jak żołądź pulsuje, jakby miała w gardle czyjeś serce. Przytrzymała jeszcze chwilę, cały czas napierając gardłem na prącie, po czym wysunęła go i wciągnęła głośno powietrze. Ślina ciekła jej z ust jakby miała wściekliznę. Sama się nie poznawała. Ogarnął ją dziwny szał. Być może to bliskość ciała Andżeli. Zaczęła lizać ją po tyłku. Dziwka ma całkiem gładką skórkę, pokaż jej, kto tu rządzi. Wyssij tę małą cipkę jak figę. Wzięła waginę do ust. Andżela westchnęła, jęknęła i po chwili jej tyłek zaczął miarowo się poruszać. Kiedy Sandra odsunęła głowę, po jej podbródku ciekły soki przyjaciółki. Ciężko dyszała. Wszyscy troje ciężko dyszeli.

Mężczyzna zsadził z siebie brunetkę. Sandra uśmiechnęła się, na jej twarzy pojawił się wyraz pożądania i tryumfu. Natychmiast położyła się na blacie stołu, podciągając sukienkę. Majtki zostawiła już w łazience. Rafał podszedł i rozłożył jej uda. Popatrz tylko na niego, jest nieprzytomny, tak bardzo cię pragnie. Już nie może się doczekać, kiedy w ciebie wejdzie. Pokaż mu, że twoja cipka jest sto razy lepsza. Spisz się mała. Poczuła główkę, jak przywiera do pulchnego wzgórka, jak wciska się pomiędzy miękkie bułeczki i napiera na nabrzmiałe, mokre wargi. Czuła jak wdziera się do środka. Najpierw wypełnił ją w przedsionku, soki wypłynęły z niej swobodnie, zalała żołądź ciepłą lepką mazią. Jego oczy zalśniły. Wcisnął się głębiej. Poczuła, jak wypełnia pochwę. Rozpychał ją w środku gotów rozerwać ją na strzępy. Naciągnął pochwę do granic, zacharczał, a ona mruczała. Nawet nie zauważyła, kiedy zamajaczyła nad nią koleżanka. Wiszący srom przyjaciółki obniżył się i przywarł do jej ust. Śluz kapał z nich jak z niewyżętej ścierki. Zaczęła ssać rozgrzaną waginę przyjaciółki.

Rafał dyszał ciężko. Ta mała była napalona i cholernie seksowna. Jej drobne ciało różniło się od ciała Andżeliki. Pomiędzy szczupłymi udami miała prześwit, w którym majaczył wygolony wzgórek. Kiedy w nią wszedł, czuł się jak młody bóg. Jakby ją ktoś stworzył na wymiar. Rozgościł się w jej kroku jak u siebie. Był tam panem i władcą. Ciasna pochwa poddała się pod naporem twardego prącia. Wszystkie zakończenia nerwowe w żołędzi, wysysały rozkosz z jej gładkiego wnętrza. Przyjemnie byłoby się spuścić w tej małej, co? Ale trzymaj fason. Masz tu dwie suki do obsłużenia. Każdej się należy. Niespodziewanie Sandra zaczęła wyć. Jej głos był zniekształcony, ponieważ na jej twarzy siedziała brunetka, która pochyliła się do mężczyzny i całowała się z nim, podczas gdy on penetrował jej koleżankę. Lędźwie blondynki zaczęły falować, mięśnie brzucha napięły się i blondynka eksplodowała.

Andżelika zeszła ze stołu, złapała kochanka za rękę, zmuszając tym samym, żeby wyszedł z ciepłego wnętrza jej koleżanki. Sama uklęknęła przed fotelem i położyła się na nim, wypinając tyłek do sponsora. Od razu w nią wszedł. Rozgniótł mokry srom, wśliznął się do środka i zaczął uderzać biodrami z taką siłą, że słychać było głośne pacnięcia, kiedy tłukł ją w pośladki pachwinami. Jądra huśtały mu się przy tym z dużą siłą, dotykając sromu. Musi się spuścić w tobie, wtedy będziesz do przodu, skarbie. Kobieta zaczęła kręcić pupą we wszystkie strony. Wymasuj tego kutasa tak, żeby nigdy cię nie zapomniał. Oboje doszli po kilku minutach. Znieruchomieli i Rafał wpompował w nią solidną dawkę nasienia.

***

Kiedy rano się obudził, w łóżku spała tylko Andżela. Wyszedł ostrożnie z sypialni. Sandrę znalazł w toalecie. Właśnie skończyła sikać i wycierała się zwitkiem papieru toaletowego. Uśmiechnął się do niej. Odpowiedziała mu uśmiechem, ale udawała nadąsaną.

– Co się dzieje mała?

– Dlaczego nie skończyłeś ze mną?

– Bo już doszłaś, a twoja kumpela jeszcze nie... chciałem być w porządku.

Podeszła bliżej.

– Nie masz być w porządku, tylko kończyć tam gdzie ci jest przyjemniej.

Nawet nie zauważył, kiedy jej dłoń zamknęła się na prąciu. Gładziła go delikatnie, sprawiając, że jego męskość powoli twardniała. Pochylił się i zaczęli się całować. Delikatnie, powoli, bez pośpiechu.

– Przecież wiesz, że z tobą było mi lepiej, prawda?

– Sama nie wiem... – udawała słodką obrażoną kretynkę. – Tak myślałam, ale skończyłeś z nią, nie ze mną...

– Mała... – miał już pełny wzwód. Złapał ją za biodra i posadził na umywalce. Błyskawicznie w nią wszedł. Wbił się do samego końca, patrząc, jak kochanka mruży oczy z rozkoszy. – ...wiesz, że ona była zbędna. Żałuję, że nie wpadłem na ciebie, w warsztacie...

– Naprawdę? – szepnęła. Czuła się wspaniale. Twardy gruby penis uformował jej pochwę na swoją modłę. Dopasował ją znowu do swoich kształtów. Rozciągnął delikatne ciało i zaczął poruszać się w niej leniwie.

– Jasne, że tak... – oddychał coraz głośniej. Jej rozkoszne aksamitne wnętrze pochłonęło go. Wtulił twarz w jej włosy. Pocałował w głowę.

Pośladki mężczyzny poruszały się rytmicznie, stopniowo przyspieszając, ale bez zbędnego pośpiechu. Sandra o poranku smakowała jak egotyczny owoc. Spijał z niej kobiecość, zmysły mu szalały, a żołądź napęczniała do granic możliwości, sprawiając słodki ból.

– Uwielbiam twojego kutasa... – szept brzmiał jak wstydliwe wyznanie grzechów w konfesjonale.

– A ja uwielbiam twoją cipkę... – poruszył się kilka razy bez słowa – ... do szaleństwa.

– Spuść się... – szepnęła mu do ucha, a zaraz po tym wsunęła tam wilgotny język.

Ich ruchy stały się wolniejsze. Nieoczekiwanie Rafała dopadło mrowienie. Było tak intensywne, że zapragnął wejść w nią całym swoim ciałem. Wtulił się jeszcze mocniej w kochankę. Nie był pewny czy ta blond sucz, również przeżywała coś tak porażającego, ale jęczała swoim słodkim głosem w taki sposób, że skurczyły mu się jądra i wystrzelił w nią z głośnym jękiem. Ugięły się pod nim kolana. Sandra zadrżała. Ją orgazm również zamienił w szmacianą kukłę.

***

Dominika znowu miała koszmar. Miała ich niezliczoną ilość w całym życiu i kolejny tej nocy. Tym razem znowu znalazła się w opuszczonej stalowni, napastowana przez trójkę chłopaków. Tym razem podczas ucieczki, kolana się pod nią uginały, a stopy zapadały w betonie, jakby biegła po grzęzawisku. Napastnicy dogonili ją bez problemu. Tomek trzymał w dłoni szklany tulipan, roztrzaskaną butelkę. Jedyny kwiat, na jaki mogła liczyć. Niespodziewanie w bramie, przez którą sączyło się blade światło, zjawiła się jakaś postać.

Nie mogła dostrzec, kto to. Przeszkadzało jej zarówno światło, jak łzy w oczach. Przetarła je rękawem, odzyskując ostrość widzenia. Postać weszła głębiej i natychmiast ją rozpoznała mężczyznę, którego potrącił samochód. Uśmiechnął się do niej. Dziewczyna odwróciła się za siebie. Ze zdumieniem stwierdziła, że za jej plecami nie ma już nikogo. Tylko wiatr.

– Współczuję takich snów...

Nastolatka już nie zatapiała się w podłodze. Stała wyprostowana, mięśnie odzyskały swoją sprężystość i wszystko zdawało się wrócić do normy. Spojrzała na mężczyznę.

– Ja cię znam. Jesteś tym facetem, którego potrącił samochód.

– A ty jesteś tą dziewczyną, która wezwała karetkę. Wszystko się zgadza. Dziękuję za uratowanie życia.

– Nic nie zrobiłam, ja tylko wezwałam karetkę.

– To wystarczyło.

– Dziwne, że mi się śnisz... nawet cię nie znam.

– Ale byłaś u mnie w szpitalu, to miło z twojej strony.

– Skąd wiesz?

– Dominika, nie rozumiesz? Wszedłem do twojego snu, żeby porozmawiać.

– Wszedłeś do mojego snu?

Dziewczyna pokręciła głową i rozejrzała się po hali. Wiatr przegonił kilka śmieci po podłodze. Zamknęła oczy na chwilę, odliczyła do trzech i ponownie je otwarła. Była przekonana, że mężczyzna zniknie, ale nie zniknął. Wciąż stał naprzeciwko niej i uśmiechał się.

– To nic nie da. Ja naprawdę wszedłem do twojego snu. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.

Zaśmiała się, trochę histerycznie.

– Moje sny są coraz bardziej zryte... – rzuciła bardziej sama do siebie.

– Posłuchaj, jeśli mi nie wierzysz, zróbmy mały eksperyment, ok?

– Dobrze? – cały czas zastanawiała się, czy nie robi z siebie idiotki, ale w końcu spała, więc jakie to miało znaczenie?

– Wyobraź sobie miejsce, w którym chciałabyś się znaleźć. Coś, co zapadło ci w pamięci i czego naprawdę pragniesz. Skup się proszę.

Dziewczyna zamknęła powieki i zaczęła się gorączkowo zastanawiać. Wreszcie coś znalazła, odtworzyła obraz i uśmiechnęła się rozmarzona.

– Mam.

– W porządku – mężczyzna odwrócił się w stronę bramy. – Czy wiesz już, co znajduje się za tą bramą?

– Za bramą? Nie...

– Dominika skup się. To ty decydujesz o tym, co tam się znajduje. To twój sen.

– Aha – czuła się ogłupiała i zdezorientowana.

– Czy już wiesz, co tam się znajduje?

– Tak, wiem.

– Skup się na tym z całej siły i prowadź.

Ruszyła do przodu. Była tak skupiona nad swoją projekcją, że nie dostrzegała towarzysza. Przekroczyła próg ze zmrużonymi powiekami, po czym otwarła je, będąc po drugiej stronie i uśmiechnęła się. Stali na białym piasku. Nad nimi rozpościerało się błękitne czyste niebo. Słońce prażyło niemiłosiernie, a morze było turkusowe.

– Ładnie tu – zauważył mężczyzna.

– Pięknie – rozglądała się dookoła. Za plecami mieli dżunglę, z której dochodziły odgłosy zwierząt. Poczuła się jakby była w raju.

– Interesujące, że odtworzyłaś miejsce, w którym nigdy nie byłaś. To wymaga znacznie więcej mocy, niż ci się wydaje.

– Skąd wiesz, że nigdy nie byłam w takim miejscu?

– Zastanów się, co ci to przypomina?

Dominika obróciła się powoli dookoła, przyglądając się każdemu skrawkowi ziemi. Oczywiście nigdy nie była za granicą, ale nie potrafiła zrozumieć, o co chodzi jej towarzyszowi. Po prostu wyobraziła sobie rajską plażę. Nic więcej. I nagle przyszło olśnienie, niespodziewany rozbłysk w mózgu.

– Mój Boże, przecież to plakat z biura podróży... widziałam go w dniu, w którym potrącił cię tamten samochód...

– Właśnie. Plakat musiał zapaść ci głęboko w pamięć.

– Wtedy w szpitalu, słyszałam twój szept. – Zmieniła nagle temat.

– Dobrze słyszałaś – uśmiechnął się.

– Dzisiaj... kiedy próbowali mnie... no wiesz...

– Próbowali cię zgwałcić, taka jest prawda.

– Wiem.

Zrobiła krok w stronę morza i pozwoliła, żeby woda obmyła jej nagie stopy. Naprawdę ją poczuła. Woda była ciepła. Morska bryza przyniosła ożywczy powiew. Ptaki śpiewały tuż za jej plecami. Aż trudno było uwierzyć, że to tylko sen. Wciągnęła powietrze głęboko w płuca. Było świeże i wilgotne.

– Coś ich wystraszyło. Czy... czy to ty?

– Zgadza się.

– Nie wierzę – pokręciła głową.

Jej towarzysz uśmiechnął się ze zrozumieniem. Właśnie tego się spodziewał.

– Widzisz, nie mogę zbyt długo przebywać w twoim śnie, to kosztuje sporo wysiłku. Musisz się przekonać, że to wszystko prawda.

– Ale jak?

Nagle jego postać wydała się jej wyblakła. Powoli znikał jak duch. Dziewczyna podeszła do niego. Ich wzrok się skrzyżował. Dostrzegła w jego oczach charyzmę i ogromną siłę woli. Miał hipnotyzujący wzrok.

– Idź do mojego domu. Adres znajdziesz w portfelu.

Portfel. Zupełnie o nim zapomniała. Schowała go w pokoju tamtego wieczoru, kiedy wróciła z policji. Sama nie była pewna dlaczego. Dlaczego nie oddała go policji?

– Nie chciałam cię okraść... ja po prostu...

– Wiem, uspokój się. Nic się nie stało. Zatrzymaj pieniądze. Klucz znajdziesz pod donicą przy drzwiach frontowych...

Sylwetka mężczyzny rozpłynęła się w powietrzu. Została sama. Szum fal wylewających się na piasek brzmiał jak monotonny uspokajający szept. Ciepła woda obmywała jej stopy, cofała się i znowu wylewała, sięgając kostek. Taka ciepła. Taka delikatna. Otaczający ją spokój i harmonia, ściskały za serce. Gdyby to od niej zależało, mogłaby się już nie budzić. Nagle dostrzegła coś w wodzie. Trzy punkty, które bardzo szybko objawiły się jako jej trzech prześladowców. Dopływali do brzegu. Dziewczyna cofnęła się. Na piasku, ociekając wodą, stali Tomek i dwóch jego kumpli.

– Tu się schowałaś, suko!

Nagle świat wokół nich pociemniał. Woda przybrała barwę atramentu, a jej poziom zaczął się podnosić w zawrotnym tempie. Zupełnie jakby stali w akwarium, które za chwile wypełni się po brzegi gęstą breją. Nie zdążyła nawet krzyknąć, kiedy znalazła się pod jego powierzchnią. Czuła, że się dusi, ale kiedy otwarła oczy i rozejrzała dookoła, zorientowała się, że znowu stoi pośród rdzewiejących tokarek, gruzu i sterty żelastwa. Była w starej stalowni. Na szczęście oprócz niej, był obecny tylko chłodny wiatr.

***

Poranek był chłodny. Blade promienie słońca zaglądały przez okno. Dominika obudziła się. Jej serce wciąż pracowało w przyspieszonym tempie. Czuła się pobudzona. Spotkało ją coś niezwykłego, była tego pewna. Co niezwykłego jest w snach? Zachowuj się tak dalej, a skończysz w wariatkowie. Dziewczyna poszła do łazienki. Matka i jej partner spali po nocnej libacji. Nawet nie zjadła śniadania. Po prostu ubrała się i wyjęła ze skrytki oprawiony skórą portfel. Zacisnęła na nim palce. Co, jeśli rzeczywiście jej odbija?

Wyszła z domu i usiadła na przystanku. Z nieba prószył drobny śnieg. Było chłodno, ale nie strasznie zimno. Wciąż ściskała w dłoniach portfel, choć myślami była w swoim śnie. Przed oczami miała twarz mężczyzny, jego uśmiech, spokój i siłę woli w oczach. Charyzmę, jakiej nigdy dotąd nie widziała u nikogo. Podjechał autobus. Zasyczały otwierane drzwi. Zajęła miejsce przy oknie. Było tylko kilkoro pasażerów. Jakaś kobieta z dzieckiem, dwóch mężczyzn i młody chłopak, być może w jej wieku.

Otworzyła portfel. Zauważyła prawo jazdy. Wyjęła dokument. Ze zdjęcia spojrzał na nią ten sam mężczyzna, który nawiedził ją w nocy. W pewnym sensie wybawił ją z koszmaru. Nie szalej, nie szalej. Sny są wyłącznie twoje. To jedyne, co masz na własność. Krystian Karcz. Więc tak się nazywa. Spojrzała mu w oczy. Choć to tylko zdjęcie, jego spojrzenie zdawało się ją przenikać na wskroś. Przeszył ją dreszcz. Sama nie była pewna, czy był przyjemny, czy wręcz przeciwnie. Krystian Karcz, tajemniczy mężczyzna potrącony przez samochód. Miał w twarzy coś fascynującego i niepokojącego zarazem. Zerknęła na adres, to jakieś trzydzieści minut autobusem.

Zajrzała do następnej przegródki i znalazła pieniądze. Wyjęła wszystkie banknoty. Sto, dwieście, trzysta... doliczyła się pięciuset złotych i sporo drobniaków. W głowie rozbrzmiały jej słowa Krystiana: „Zabierz pieniądze, są twoje”. Naprawdę? To mnóstwo pieniędzy. Poczuła się głodna. Burczało jej w brzuchu. Jeśli wysiądzie na następnym przystanku, niedaleko jest McDonald. Proszę cię, nie bądź żałosna. Naprawdę ocipiałaś do reszty? Okradłaś kolesia z forsy, a teraz sobie wmawiasz, że przyśnił ci się i poprosił, żebyś wzięła całą kasę? Naprawdę jesteś szurniętą wariatką. Żałosną szurniętą wariatką. Kiedy autobus się zatrzymał i usłyszała znajomy szmer otwieranych drzwi, spięła się. Wysiadła niemal w ostatniej chwili.

McDonald był niemal pusty. Przy dwóch stolikach siedziało trochę młodzieży. Dwa stoliki dalej zauważyła faceta w garniturze, z laptopem i kubkiem kawy. Zamówiła zestaw śniadaniowy i kawę. Kiedy płaciła pieniędzmi Krystiana, serce biło jej jak młot kowalski. Dziwne uczucie. Trzymała w dłoni portfel obcego człowieka. W dodatku facet był od niej starszy o dwadzieścia lat. Odebrała zamówienie i ruszyła do najdalszej części.

Jedzenie było pyszne. Szkoda, że nie mogła sobie pozwolić na to, żeby przychodzić tu częściej. Teraz już możesz, prawda? Cóż za „zbieg okoliczności”. Musisz tylko przyjąć do wiadomości, że jesteś pieprzoną złodziejką i wszystko będzie dobrze. Żryj, niech ci idzie w dupę. Kawa smakowała pierwszorzędnie. W zasadzie nie pijała kawy. Kilka razy próbowała w domu, ale to była koszmarna gówniana lura. Ta tutaj, smakowała jak ambrozja.

Zaczęła się zastanawiać, czy powinna pójść do domu Krystiana. Teraz kiedy już zjadła i delektowała się kawą, poczuła się pewniejsza i spokojniejsza. W zasadzie, jeśli tego nie zrobi, to nigdy się nie dowie, czy to był tylko zwyczajny sen. Jeśli chce mieć pewność, musi tam pojechać. Pieprzyć szkołę. Zrobi to, nawet jeśli najzwyczajniej w świecie się wygłupi. Bóg jej świadkiem, że to zrobi. Dokończyła kawę, otuliła się szczelniej kurtką i ruszyła na przystanek. Wiedziała, jakim autobusem może tam dotrzeć.

Dzielnica była stara, jeszcze przedwojenna. Kiedyś pewnie mieszkała tu elita, teraz zubożała inteligencja. Stare przedwojenne wille stały przyczajone pośród drzew. Pomyślała, że latem musi tu być bardzo zielono. Jak nie w mieście. Bez trudu odnalazła numer, który zgadzał się z tym na prawie jazdy. Pchnęła metalową furtkę i weszła na posesję. Ogród okalający nieco eklektyczną willę, z szarą fasadą, był o tej porze roku martwy, przysypany śniegiem, który zaskrzypiał jej pod stopami niczym ostrzeżenie. Nie dość, że oskubałaś kolesia z pieniędzy, to jeszcze pakujesz mu się na chatę? Tobie naprawdę odbiło. Naprawdę wierzysz, że facet przyszedł we śnie, kazał zabrać kasę i wejść do domu? Aż tak nisko upadłaś? Może jeszcze kazał ci się wprowadzić, co?

Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Na końcu ścieżki, teraz nieco zasypanej śniegiem, tuż przed drzwiami frontowymi, stały dwie ogromne donice. Podeszła do jednej z nich. Nie była pewna czy da rade je podnieść, ale okazało się, że są wykonane z tworzywa sztucznego i bez trudu odchyliła jedną z nich. Po chwili, kiedy już była pewna, że nie ma pod nią niczego, podeszła do drugiej. Pewnie, że nie ma. Czego się spodziewałaś? Zaproszenia? Złapała drugą donicę i odchyliła lekko w bok. Serce zabiło jej szybciej, kiedy dostrzegła klucz. Leżał tam, metalowy, nieznacznie lśniący w słabym słońcu. Złapała go, czując, że temperatura krwi w jej żyłach skoczyła o kilka stopni. Też mi coś, ludzie zostawiają klucze w takich miejscach. To o niczym nie świadczy.

Włożyła klucz do zamka, przekręciła i drzwi ustąpiły. Serce mało jej nie wyskoczyło z piersi. Była tak podniecona, że zesztywniały jej sutki. Miała nierówny oddech, a mieszanka skrajnych emocji sprawiła, że niemal zakręciło się jej w głowie. Zamknęła za sobą drzwi, nie chcąc, żeby ktoś z sąsiadów ją zobaczył i wezwał policję. Na szczęście domy były rozrzucone w dość dużej odległości od siebie, a przestrzeń pomiędzy nimi porośnięta była drzewami. Co prawda teraz nagimi, ogołoconymi z liści, ale zawsze. Wciągnęła do nosa zapach tajemnicy, przygody i obawy.

– Halo, jest tu kto?

No pewnie, wydzieraj się na głos. Najlepiej od razu zadzwoń na policję, kretynko. Parkiet w holu cichutko zaskrzypiał pod jej stopami, a może tylko jej się wydawało? Może to wyrzuty sumienia? Przecież ty nie masz sumienia, złodziejko. Dominika weszła do salonu. Urządzony był skromnie. Ciemne drewniane meble wyglądały na ciężkie. Niektóre z nich były ręcznie zdobione. Pewnie są stare, pomyślała. Parkiet lśnił. W kątach panoszyły się półcienie. Jedynie pośrodku salonu majaczyła widmowa szara łuna światła dziennego, która rzucała prostokątną smugę na fotel, stół i część parkietu. Cisza była tak intensywna, że niemal dzwoniło jej w uszach.

Rozejrzała się dookoła, ale nigdzie nie znalazła telewizora. Zauważyła w rogu salonu nowoczesny sprzęt stereo, ale żadnego telewizora. W jej świecie w dużym pokoju, salonie czy stołowym – jakkolwiek ludzie nazywali centralne miejsce w swoim domu, zawsze najważniejszym obiektem był telewizor. Skoro go nie ma, to chyba coś znaczy? Pewnie to jakiś maniak albo zboczenie. Dotknęła meblościankę, przy której stała. Musiała się przekonać, że nie śni, że to wszystko jest naprawdę. Naprawdę odważyła się i weszła do środka.

Nagle poczuła dreszcz na ramionach i plecach. Boże, przecież to znaczy, że Krystian naprawdę wszedł do jej snu, powiedział gdzie znajdzie klucz i kazał jej tutaj przyjść, przekonać się na własne oczy. To niesamowite, takie fantastyczne, że... to po prostu niesamowite. Słyszysz w ogóle siebie? Co znaczy, że Krystian wszedł do twojego snu? Jesteście już na ty? Facet mieszka w tym wielkim domu całkiem sam? Jak pierdolony kustosz pośród tych staroci? Ogarnij się i spieprzaj stąd, póki jeszcze możesz. Musiała usiąść. Nogi jej się trzęsły i zakręciło się jej w głowie. Sam, a już nie była pewna, czy to sen, czy jawa. Wszystkie jej dotychczasowe rozterki odleciały od niej jak spłoszone wystrzałem sępy. Usiadła ostrożnie, na krawędzi skórzanej sofy.

Wizyta w tym domu kosztowała ją wiele emocji. Wiele nieznanych jej dotychczas emocji. Czuła się, jak nigdy dotąd. Po raz pierwszy nie czuła się jak statystka, nikomu niepotrzebna gówniara. Tutaj czuła się... No jak? Jak się czujesz? Myślisz, że jesteś tu komuś potrzebna? Facet dogorywa w szpitalu, a ty sądzisz, że jedna wizyta za szybą uprawnia cię, żeby myszkować mu w domu? I jeszcze usprawiedliwiasz sobie wszystko jakimś absurdalnym snem? Bo wyśnił ci się plakat z biura podróży? Jesteś żałosna. Wstała i potrząsnęła głową. Spojrzała na drzwi i wiedziała, że musi tam zajrzeć.

Pokój był jeszcze ciemniejszy niż salon. Przez nieduże okno wpadała wąska smuga światła, w jej blasku tuż przy podłodze dostrzegła wirujące drobinki kurzu. Ściany, mniej więcej do wysokości jej ramion, były wyłożone starą drewnianą boazerią, a wzdłuż nich ciągnęły się rzędy szafek wypełnionych książkami. Regały niemal się pod nimi uginały. Część z nich miała kolorowe współczesne okładki, ale spora część była oprawiona w taki sposób, jakby to były muzealne eksponaty. Wyglądały na stare i cenne. Przyjrzała się tytułom. Były tam jakieś stare traktaty filozoficzne, dużo tytułów traktujących o okultyzmie, ezoteryce, magii, przeróżnych religiach i mnóstwo innych. W powietrzu unosił się zapach zmurszałego papieru i starego drewna.

Zamknęła za sobą drzwi. Cichutki dźwięk, jaki temu towarzyszył, wybrzmiał w jej głowie jak hejnał mariacki. Przemknęła jej szalona myśl, że każdy dźwięk w tym domu, profanuje ciszę pełną zadumy i tajemnicy. Z perspektywy tej eklektycznej willi, świat zdawał się nie mieć znaczenia. Serce wciąż nie mogło się uspokoić, krew nadal szalała w żyłach niczym górski strumień. Sutki pulsowały jej boleśnie. Zajrzała do kuchni i spojrzała w stronę schodów. Nawet o tym nie myśl. Już pomyślała. Nogi same prowadziły ją na górę.

Drzwi, które otwarła, prowadziły do sypialni. Pod przeciwległą ścianą znajdowało się wielkie łóżko, oprócz niego stało tam biurko i ogromna szafa. Musiała ważyć z tonę jak nie więcej. Podeszła do okna. Tutaj, podobnie jak na dole w salonie, w pewnym miejscu parkiet wydobył z siebie cichutki jęk. Kiedy spojrzała przez okno, znieruchomiała. Mało jej oczy nie wyszły z orbit, a szczęka opadła niemalże do piersi. Świat za oknem nie był tym, który znała. Obserwowała tę samą ulicę, domy obok były takie same, ale ludzie... ludzie na ulicy... mężczyźni we frakach i długich ciężkich płaszczach. Kobiety miały na sobie bogato zdobione suknie, swoim fasonem sprawiały, że postaci wyglądały jak butelki. Zaśmiała się bezgłośnie. Nagle ulicą przejechał samochód, ale nie normalny samochód, tylko taki jak ze starych czarno białych filmów. To niemożliwe, pomyślała. Na plecach wystąpił jej pot. Usłyszała stłumiony dźwięk dzwoneczka i w przeciwną stronę przemknęła dorożka.

Doznała tak silnych zawrotów głowy i słabości, że ledwie doszła do wielkiego łóżka i położyła się niemal zemdlona. Twarz jej płonęła, choć w domu było chłodno. Od kilku dni nikt tutaj nie palił w piecu. Naszła ją szalona myśl, że jednak wciąż śpi. Uszczypnęła się i zabolało. Jak najbardziej się obudziła. To chyba wystarczający test rzeczywistości? Zatrzepotała rękami, próbując się wzbić w powietrze. Gdyby śniła, poleciałaby czyż nie? Tymczasem miała wrażenie, jakby ważyła sto kilo. Czuła się ociężała, zszokowana, zachwycona i zdezorientowana. No i leżysz w łóżku obcego faceta, weź również to pod uwagę.

Nie miała pojęcia, ile czasu upłynęło, od kiedy weszła do willi. Podniosła się z łóżka i ruszyła w stronę drzwi. Spojrzała w okno i widząc wciąż ten sam fantastyczny widok co przed chwilą, poczuła gęsią skórę na całym ciele. Jak we śnie zeszła na dół i zatrzymała się przy drzwiach. Co będzie, jak wyjdziesz na zewnątrz, a tam będą kursowały dorożki i całe to średniowieczne gówno? Będziesz się błąkać po widmowym świecie, aż zdechniesz z głodu. Wzięła głęboki wdech i pchnęła drzwi. Naprawdę się tego bała.

Skrzypnięcie drzwi spłoszyło kruki, żerujące w ogrodzie. Rozejrzała się dookoła, ale wszystko wyglądało tak, jak należy. W oddali przejechał samochód. Normalny samochód. Współczesny! Zamknęła drzwi i schowała klucz tam, skąd go wzięła. Serce długo jej pracowało na przyspieszonych obrotach. Kiedy już stała na przystanku, niespodziewanie emocje wylały się z niej jak z przepełnionej umywalki i wycisnęły łzy wzruszenia, które tym razem, nie smakowały tak gorzko, jak zazwyczaj.

***

Sandra skończyła strzyc ostatniego klienta. Uporządkowała swoje stanowisko i poszła się przebrać. Cały dzień myślami była przy Rafale. Ten koleś naprawdę jest ustawiony, aż śmierdzi forsą. Czy może pozwolić, żeby taka szansa przemknęła jej pod nosem? Andżela była pierwsza, fakt, ale co z tego? Chyba dał jej wyraźnie do zrozumienia, że podoba mu się bardziej. Zaśmiała się do swoich myśli. Przypomniała sobie minę przyjaciółki, kiedy żegnały się na klatce schodowej ich kamienicy. Chyba pożałowała, że zabrała ją ze sobą. Mówi się trudno.

– Cześć wam – rzuciła na odchodne.

– Trzymaj się złotko, do zobaczenia jutro – usłyszała głos szefowej, ale nawet się nie odwróciła.

Wal się stara cipo, pomyślała. Jak dobrze pójdzie, wkrótce każe jej się udławić tym żałosnym etatem, choć najlepiej wbiłaby jej nożyczki w głowę. Teraz musiała się jednak skupić, jak rozegrać kwestię Rafała. Przed wyjściem z jego domu udała, że potrzebuje do toalety, choć w rzeczywistości zostawiła mu swój numer telefonu. Napisała go szminką na lustrze jak na filmach. Tak romantycznie. Uśmiechnęła się pod nosem. Widziała to w komedii romantycznej, ale nie potrafiła sobie przypomnieć tytułu.

Miała jeszcze zamiar odwiedzić butik, po drodze do domu. Powinna odświeżyć bieliznę. Przyda się coś seksownego. Później pozostanie jej czekać na telefon. To dla niej duża szansa. Musi jej się udać. Przecież nie zadowoli się takimi ochłapami jak parę stówek, skoro facet sra forsą, nie? Nagle ogarnęły ją wątpliwości. A jeśli nie zadzwoni? Jeśli Andżela wymyśli coś... sama nie była pewna, co mogłaby wymyślić koleżanka, ale jednak. Istnieje takie ryzyko. Co jak nie zadzwoni? Uspokój się dziewczyno, zadzwoni, zadzwoni. Zawsze dzwonią, no nie? Masz w sobie to coś. Facet mało nie zrobił pod siebie, kiedy się z tobą bzykał. Wyluzuj. Kup coś apetycznego i czekaj. Racja, nie ma co panikować. Zadzwoni na bank.

***

Andżelika przeszła przez warsztat odprowadzana lubieżnymi spojrzeniami mechaników. Jeden z nich zagwizdał, patrząc na jej odsłonięte nogi. To Jurek, podrywał ją, od kiedy tutaj pracuje, czyli od pół roku. Popatrz, jak ten biedny skurwysyn ślini się na twój widok, a ty się martwisz, że Sandra zabierze ci sponsora?

– Czego? – Warknęła w stronę mężczyzny.

– Andżela, kiedy w końcu umówisz się ze mną na kawę?

– Nie dla psa kiełbasa – rzuciła, po czym ruszyła do swojej kanciapy, którą szef z uporem maniaka nazywał biurem. Nie omieszkała w drodze kołysać biodrami.

Nigdy nie mogła zrozumieć, co ci frajerzy mieli w głowach. Sądzą, że jeśli noszą w majtkach żałosny kawałek mięsa, to będą rządzić światem? Nią? A co taki półgłówek jeden z drugim mogą jej zaoferować? Klepać biedę może równie dobrze sama, co nie? Przynajmniej nie będzie uwiązana do jednego nudnego typa. Rafał to co innego. Zupełnie inna liga. Gdyby się wokół niego dobrze zakręciła, to kto wie?

Spojrzała na bałagan. Biurko było upstrzone papierami. Niektóre były umazane smarem, inne nosiły ślady po kubkach, z których ulało się trochę kawy. Spójrz tylko na ten bajzel. Ktoś taki jak ty zasłużył na sprzątaczkę. Tylko się starzejesz w tej obleśnej kanciapie, pośród frustratów i prostaków. Zaczęła myśleć o Rafale, a przez niego, od razu przypomniała sobie Sandrę. Mała pazerna zdzira. Widziała, jak się rozglądała po jego mieszkaniu. Już zwietrzyła łup. Aż pocierała nogami. Suka.

– Co mi kurwa odbiło, żeby ją tam zabierać? – wypowiedziała te słowa na głos, natychmiast się rozglądając, czy ktoś nie podsłuchuje. Tutaj ściany miały uszy. Jedyne co ją otaczało to nadstawione uszy i wygłodniałe kutasy. Nic więcej.

Nic ci nie odbiło. Po prostu jesteś dobrą przyjaciółką, ale już wiesz, że nie warto. Ta zdzira gotowa ci wbić nóż w plecy, byle tylko utrzymać Rafała między swoimi krzywymi nogami. Właśnie. Była lojalna wobec Sandry, ale koniec z tym gównem. Dobrze, że kilka razy bzyknęła jej męża. Taka cicha satysfakcja. Zaśmiała się pod nosem. Uznała, że to się w głowie nie mieści. Ona do niej z sercem na dłoni, wystawia jej frajera, daje zarobić, a ta dziwka chce ją wysiudać? Jej umysł pracował gorączkowo. Na czole pojawiła się pozioma szrama, aż w końcu ją olśniło. Miała plan i to jaki. Stara, masz łeb nie od parady. Z takimi pomysłami i tymi nogami, zajdziesz daleko.

***

Rafał był wyspany, zadowolony i uśmiechnięty. Dał tym dziwkom do wiwatu. W uszach wciąż słyszał rozkoszne pojękiwania jak nie jednej, to drugiej. Ta drobna blondynka, to prawdziwy skarb. Rżnie się jak zawodowiec. Do tego nieźle wygląda. Wciąż pozostał w niej dziewczęcy urok. Podobało mu się to. Kiedy zamknął za nimi drzwi i poszedł do łazienki, z uśmiechem zauważył numer telefonu do Sandry. Co prawda zapaskudziła mu lustro szminką, ale co tam. Zostawiła na umywalce seksowne figi. Wziął je do ręki i powąchał. Wciąż czuł zapach jej cipki. Chociaż był syty, jego jądra pulsowały. Tak, ta mała może się nadać na dłuższą przygodę.

Był jeszcze w swoim biurze, kiedy zadzwoniła Andżela. Nalegała na spotkanie i nie brzmiała, jakby chodziło jej o kolejne prezenty. Zaciekawiła go. Umówił się z nią w parku miejskim. Zdążył jeszcze wypić kawę, rzucić okiem na tyłek swojej sekretarki i zadumać się, dlaczego wcześniej nie zauważył, że jest całkiem seksowna. W końcu zamknął laptopa, wezwał taksówkę i pojechał w umówione miejsce.

Czekała oparta o swój samochód. Wiatr rozwiewał poły jej płaszcza. Dobrze, że przestał padać śnieg. Zapłacił kierowcy i zapalił, zamykając za sobą drzwi taksówki. Podszedł do niej. Pocałowali się na przywitanie. Bez szaleństw. Ot skromny szybki całus. Taki mechaniczny dzióbek, który mąż daje żonie, zanim się rozjadą każdy do swojej pracy.

– Co tam, moja seksowna przyjaciółko?

– Chciałam pogadać o Sandrze.

– Co z nią? – od razu zyskała jego uwagę.

– Sama nie wiem. Pewnie się wkurwisz, ale muszę ci to powiedzieć.

– Dobra, choć postawię ci coś do picia. Tu niedaleko jest knajpka.

W drodze na miejsce nie rozmawiali zbyt wiele. Zapytał ją o samochód i dowiedział się, że jeszcze musi trochę poczekać. Zresztą nie spodziewał się niczego innego. Wspomnieli w kilku zdawkowych słowach wczorajszą zabawę. Oboje z uśmiechami na twarzach. Drzewa czerniły się wokół nich na tle białego zalegającego śniegu. Po niecałych pięciu minutach dotarli do celu.

Złożył zamówienie. Dla siebie wziął lane piwo. Andżela wybrała cappuccino.

– Opowiedziałam jej, o tym, jak się poznaliśmy, co nie?

– Domyślam się – poczuł lekkie ukłucie irytacji, uświadamiając sobie, jak chętnie jego kochanka klepie ozorem.

– No i ty, wyobraź sobie... rano, zanim wyszłam do pracy przyszła do mnie na kawę. Wiesz, znamy się lata i często do siebie wpadamy... – irytacja Rafała narastała. Najwyraźniej ta pinda miała mu coś ważnego do powiedzenia, ale jej opowieść ciągle zbaczała w ślepe zaułki. – I w pewnym momencie, ona mi wyciąga gazetę i pokazuje jakiś artykuł.

W tym momencie przerwała, pochyliła się nad torebką i wyjęła zmiętą gazetę. Rozłożyła ją na stole, upewniając się, czy są jedynymi klientami w lokalu. Ponieważ poza nimi była tylko znudzona dziewczyna stojąca za ladą, rozłożyła gazetę i stuknęła palcem w zdjęcie jakiejś nastolatki. Rafał pochylił się i przeczytał artykuł. Mięśnie na karku mu stężały. Nie wiedział, że był jakiś świadek.

– No i?

– Ty i wyobraź sobie, że ona powiedziała, że to pewnie ty, że dlatego przyjechałeś rozbitym samochodem.

– Oczywiście, że to kurwa ja. Gdybym to nie był ja, po jaką cholerę miałbym jechać do waszego warsztatu?

– Ja to wiem – położyła dłoń na jego ręce. Zauważył niezbyt dokładnie pomalowane tipsy. – Nasz warsztat zapewnia dyskrecję, dbamy o reputację.

Mało się nie roześmiał, ale udało mu się powstrzymać.

– To o co chodzi?

– Ona chce cię szantażować – Andżelika ściszyła głos. – Uznała, że pokaże ci gazetę, da do zrozumienia, że wie wszystko i albo ją dopieścisz finansowo, albo na ciebie doniesie.

– Kurwa... – syknął zamyślony. – Tego się nie spodziewałem.

– Dlatego ci mówię, co nie?

– Tak, kochana jesteś, wiesz?

Złapał Andżelikę za podbródek i przyciągnął do siebie ponad stolikiem. Pocałował ją. Tym razem wsunął język do gardła kobiety i po chwili poczuł erekcję. Zapragnął, żeby mu zrobiła dobrze. Złapał ją za rękę i wyszli na zewnątrz. Wsiedli do jej samochodu.

– Jesteś zły? – zrobiła niewinną, udawaną minę.

– Trochę jestem. Gdybyś nie chlapała językiem, nie byłoby tego problemu. Zgodzisz się ze mną?

– Wiem skarbeńku, naprawdę przepraszam. Mogę to jakoś naprawić?

– Owszem, możesz jeszcze raz chlapnąć językiem, tym razem w bardziej zbożnym celu – złapał ją za rękę i położył na kroczu.

Wyczuła, że ma erekcję. Spojrzała mu w oczy i dostrzegła w nich dziwny cień. W każdym razie rozpięła rozporek, wyjęła penis, i chwilę oboje patrzyli, jak robi mu dobrze ręką. Para leciała im z ust. Jesteś genialna. Rozegrałaś to pierwsza klasa. Teraz obciągnij frajerowi i Sandrę masz z głowy. Cała kaska pójdzie do twojej kieszeni. Pochyliła się i oblizała pęczniejącą żołądź.

Rafał westchnął, kiedy ciepłe usta ukryły penis głęboko w gardle. Andżela naprawdę się starała. Może faktycznie jest jej przykro? Zresztą co go to obchodzi? Najważniejsze, że obciągała z pasją. Poddając się zmysłowej pieszczocie, zamyślił się nad Sandrą. Mała pazerna kurewka. Kto by pomyślał. Co prawda obie są pazerne, ale ta niunia wydaje się lojalna. Zacisnął dłoń na jej głowie, łapiąc w garść pukiel czarnych włosów. Dlaczego one są takie matowe i jakieś spalone? Trzeba ją wysłać gdzieś, gdzie zrobią z niej człowieka. Uśmiechnął się pod nosem. Jeśli chodzi o Sandrę... cóż. Od dawna nosił się z pewną myślą. W zasadzie od chwili kiedy dowiedział się, że tamten sukinsyn przeżył.

Przez moment czuł się jak człowiek, który odebrał życie innemu człowiekowi i to było intensywne uczucie. Później poczuł się oszukany i zrozumiał, że musi to powtórzyć, tym razem bez pudła. Kiedy zobaczył zdjęcie nastolatki, uznał niemal w tej samej chwili, że to będzie właśnie ona, ale po tym, co się tu dowiedział, był już przekonany, że gówniara musi poczekać. Najpierw zajmie się Sandrą. Zdradziecką Sandrą, która mogła mieć wszystko. Wyobraził sobie, jak zaciska dłonie na jej szyi.

Na moment wrócił do rzeczywistości. Andżela ssała żołądź z takim zacietrzewieniem, że aż syknął, po czym znowu pozwoliła mu wepchnąć prącie głęboko do gardła. Śliniła się coraz bardziej. Odchylił głowę i zamyślił się. Nie, nie udusi jej. Zdrajczyni zasługuje na coś innego. Chyba ma coś w tym stylu. Duży militarny nóż. Ktoś mu go kiedyś kupił w prezencie. Będzie jak znalazł. W sam raz dla zdradliwej suki. Wyobraził sobie, jak rozcina jej gardło, a wizja wydała mu się tak ekscytująca, że wystrzelił w ustach kochanki, przytrzymując jej głowę głęboko nadzianą na sztywny członek. Aż mu pojaśniało przed oczami. Miał taki orgazm, że wydało mu się, jakby mrowiły go nawet cebulki włosów. Zdolna jest ta mała, chyba trafiłeś na loterii.

– Kurwa, nie rób tak więcej – wydyszała kobieta.

– Przepraszam – pogłaskał ją po policzku, z którego zgarnął resztkę nasienia. Podsunął palec do ust kochanki, żeby mogła go oblizać. Posłusznie spełniła jego oczekiwanie.

– Ale co, już się nie gniewasz, co nie?

– Już nie.

Podwiozła go do centrum, skąd zamierzał wrócić do domu taksówką. Zanim wysiadł, coś sobie przypomniał. Poprosił, żeby chwilę poczekała i pobiegł do bankomatu. Wypłacił trzy tysiące i wrócił do niej. Zamknął za sobą drzwi i złapał ją za rękę, w którą włożył pieniądze. Na widok dużego pliku setek zalśniły jej oczy.

– Tutaj masz trzy tysiące. Chciałbym, żebyś wybrała się do jakiegoś spa czy kosmetyczki, nie znam się na tym. Zrób się na bóstwo skarbie.

– Wow, Rafał... brak mi słów. Jesteś zajebistym facetem.

– Chciałbym cię zabrać w góry na weekend. Co ty na to?

– Jestem na tak – uśmiechnęła się słodko, najsłodziej jak umiała. Uśmiechnęła się tak, jakby z ust kapał jej lukier.

Pochylił się do niej, a ona natychmiast zbliżyła usta.

– I żadnych więcej trójkątów, tylko ty i ja. Ok?

– Tylko ty i ja.

Pocałował ją. Spenetrował jej usta językiem, czując w nich smak własnej spermy. O dziwo, niemal doznał erekcji. Pogłaskał ją po głowie i wysiadł. Andżelika ruszyła z uśmiechem tak szerokim, jak Joker z Batmana, na którym była kilka lat temu z Sandrą w kinie. Co do przyjaciółki, była pewna, że teraz Rafał ją pogoni. Jesteś jedwabista, wiesz o tym laska? Zacisnęła uda, znowu poczuła, że ma mokro. Carpe diem, choć nie wiedziała, co to znaczy, instynktownie czuła, że to doskonały okrzyk tryumfu. Andżela jeden, Sandra pieprzone zero. Załatwiłaś sukę na cacy.

***

Dominika przed snem wpatrywała się w zdjęcie z prawa jazdy. Chciała utrwalić twarz Krystiana, wydawało jej się, że jeśli będzie o nim intensywnie myśleć, ułatwi mu wejście do jej snu. Nie miała pojęcia, skąd jej się wziął ten pomysł. Patrzyła na zdjęcie piętnaście minut. Była już pewna, że zna każdy por jego skóry. Każdy szczegół, każdy drobiazg. Jego wizerunek wypalił się jej w mózgu jak zdjęcie na kliszy. Ostatecznie wśliznęła się pod kołdrę i zamknęła oczy. Długo nie mogła zasnąć. Z głębi mieszkania dobiegały ją odgłosy awantury.

Po godzinie dźwięki, które sączyły się do pokoju, stały się zniekształcone. Nie odróżniała pijanej matki od jej gacha. Wszystko zlewało się w jedno, a do tego doszedł wiatr szepczący za oknem. Powoli odpływała w niebyt. Powieki stawały się coraz cięższe i cięższe. Pod kołdrą było ciepło i przyjemnie. Wreszcie zasnęła.

Znowu była w domu Krystiana. Chodziła od pokoju do pokoju. Zwiedzała każdy zakamarek z bijącym sercem. Ta willa wywarła na niej ogromne wrażenie. W pewnej chwili przemknęło jej przez myśl, że przecież to tylko sen, a skoro śni, dlaczego nie miałaby latać? Rzuciła się przed siebie i nagle uświadomiła sobie, że unosi się w powietrzu. Boże, jakie to piękne uczucie, pomyślała zachwycona. Latanie wywołało w niej euforię. Podobnie jak świadomość panowania nad własnym snem. Przemknęła tuż pod sufitem do biblioteki. Czuła się taka lekka, taka wszechmocna, że po chwili poczuła rytmiczne, choć silne pulsowanie między nogami. Co się ze mną dzieje, jejku. Twarz zapiekła ją ze wstydu. Czegoś takiego jeszcze nie przeżyła, przynajmniej nie pamiętała.

Pokoje z tej perspektywy wydały się jeszcze bardziej tajemnicze, jeszcze bardziej nierealne. Zacisnęła mocno uda i zamachała rękoma. Pulsowanie rozlało się na jej ciele ciepłą falą, falą tak ciepłą i przyjemną jak morze z ostatniego snu. Pamiętała je. Było czyste, przezroczyste o barwie turkusu. Dotarła do sypialni Krystiana. Kiedy podleciała do okna, wyjrzała przez nie, a po drugiej stronie niespodziewanie zobaczyła twarz Tomka. Krzyknęła i upadła na podłogę. Zabolało jak w rzeczywistości.

– Cudownie, Dominika – usłyszała głos za plecami. Odwróciła się gwałtownie.

– Krystian...

– Masz w sobie moc, wiesz o tym? Nikt tak szybko nie potrafi zapanować nad swoimi snami, a ty masz to, w sobie. Aż miło popatrzeć.

– Może słusznie nazywają mnie wiedźmą.

– Przezywają cię tak, ponieważ jesteś piękna i wyjątkowa. Dziewczyny robią to z zazdrości, bo wiedzą, że jesteś ładniejsza od każdej z nich i gdybyś nie była uboga, nie dorastałyby ci do pięt. A chłopcy, cóż... pożądają cię. Przynajmniej ten blondyn. Pożąda cię, choć jednocześnie tobą pogardza za to, w jakiej rodzinie się urodziłaś. Przykro mi to mówić, ale prędzej czy później zrobi ci krzywdę.

– Naprawdę? – pobladła odrobinę.

– Obawiam się, że tak.

– Jesteś wróżem?

– Po części jestem – na jego ustach pojawił się słaby uśmiech. – Chciałem ci powiedzieć, że wracam powoli do zdrowia.

– Naprawdę? Cieszę się.

– Mam pewne obawy w związku z tobą.

– Obawy? – powtórzyła jak echo.

– Jeszcze za wcześnie, żeby o tym mówić, czuję coś niepokojącego.

– Chodzi o Tomka?

– Nie, to coś innego. Coś bardziej skomplikowanego. Nie mogę powiedzieć ci nic więcej. Jest za wcześnie, ale jesteś zbyt cenna, żebym pozwolił cię skrzywdzić.

– Cenna? – znowu poczuła, że się czerwieni.

– O tym będzie okazja porozmawiać w normalny sposób... jeśli będziesz chciała, oczywiście.

– Tak – natychmiast ugryzła się w język. Nie powinna zachowywać się jak napalony szczeniak.

– Czy wierzysz już, że wchodzę do twojego snu?

– Chyba tak... co prawda klucz pod donicą pewnie nie jest najoryginalniejszym pomysłem pod słońcem i pewnie znajdą się ludzie, którzy tak postępują...

– Ten namolny blondyn... stanowi problem. Może ci przysporzyć dużych zmartwień, jeśli wiesz, co mam na myśli.

– Chyba tak – spuściła głowę w podłogę.

– Mogę zdjąć z twojej głowy ten problem. Tylko muszę wiedzieć, że tego chcesz.

– Możesz go skrzywdzić? No wiesz, na odległość?

– Owszem. Mógłbym cię zabrać do jego snu, pewnie udałoby mi się ciebie tam wprowadzić choćby na kilka sekund, ale obawiam się, że nie spodobałyby ci się jego marzenia senne.

– Pewnie nie...

– Dominika, masz dar. Mogę cię wiele nauczyć, ale są dwie przeszkody na drodze. Jedną z nich, tą łatwiejszą jest sfrustrowany gówniarz. Drugiej jeszcze nie znam, nie jestem wszechmocny – uśmiechnął się.

– To chyba dobrze, nie?

– Tak – zaśmiał się szerzej. – Pewnie masz rację. Ale kiedy już będę wiedział, to ty sama będziesz musiała się tym zająć.

– Strasznie to pokręcone.

– Świat jest bardziej skomplikowany, niż ci się wydaje. Możesz mi wierzyć.

– Wierzę... chyba? Nie no... wierzę.

– Gdybyś mogła wejść do jego snu i zostawić mu w głowie jakąś sugestię, co by to było?

Przed oczami przemknęła jej scena ze starej stalowni. Poczuła nawet oddech cuchnący kwaśnym piwem, poczuła jego łapy na swoich piersiach i lubieżne, niemal szalone spojrzenie wlepione w sutki, kiedy je szczypał zapamiętale. Zacisnęła pięści i ściągnęła gniewnie usta.

– Zasugerowałabym mu, że jego życie nie ma sensu.

Mężczyzna spojrzał na nią i po chwili rozpłynął się w powietrzu. Została sama. Sama w swoim śnie. Przypomniała sobie o lataniu i skupiła się na tym, z całą mocą. Chciała poszybować, wylecieć z domu i przefrunąć nad miastem. Chciała poczuć wiatr we włosach, ale nie czuć rozrywającego zimna. Dokładnie tak się stało. Przeniknęła przez okno, uniosła się ponad drzewa i mknęła przez nocne niebo upstrzone gwiazdami. Wiatr targał jej włosy, zapierał dech w piersiach. Wszystko było tak realistyczne, że serce mało jej nie wyskoczyło z piersi. Łzy same popłynęły po policzkach, a później porwał je wiatr.

***

Wieczór barwił niebo ciemnym granatem. Rozpadał się śnieg. Wiatr kołysał łodziami zacumowanymi w przystani, a woda zdawała się ciemna, nieprzenikniona i złowroga. Rafał prowadził Sandrę, aż zatrzymał się przy swojej łodzi motorowej. Biały kolor majaczył na tle nieba, a niebieskie pasy w mroku wieczoru wydawały się po prostu czarne.

– Ale wypasiona łódź, ja nie mogę.

Wprowadził ją na pokład.

– To Draco, dwa i pół tysiąca TC. Nie jest to wypasiony jacht, ale całkiem sympatyczny, nie?

– Całkiem? Jest po prostu zajebisty – Sandra rozejrzała się dookoła. Szkoda, że pogoda była taka paskudna, może by ją zabrał w jakiś krótki rejs? Dlaczego krótki, skarbie? Zasługujesz na rejs dookoła świata.

Podniósł właz i zeszli pod pokład.

– Ja pierdzielę, w życiu nie byłam na takiej łodzi.

– Są tutaj dwie sypialnie, kuchnia i łazienka. Rozejrzyj się.

– Szok, brakuje tylko kelnera – roześmiała się, zaglądając w każdy zakamarek.

– Fakt, kelnera nie ma, ale są zapasy – wyjął z szafki butelkę whisky, sprite i dwie szklanki. Jeśli wolisz, możesz rozcieńczać.

– Potrafisz zaimponować kobiecie – zapalili papierosy. – Umiesz tym pływać?

– Żartujesz sobie? Jestem pieprzony, Vasco da Gama – wybuchnął śmiechem.

– Popłyniemy?

– Teraz? Jest kiepska pogoda, myślałem, że się odprężymy...

– Proszę, proszę – zrobiła minę niewinnej dziewczynki. – Później tak cię odprężę, że padniesz.

Widział, że kobieta pociera udami, jakby ją swędziało w kroczu.

– Ale tylko kilkaset metrów i wracamy, ok?

– Pewnie – pocałowała go w policzek.

Kiedy poczuła wibracje wywołane dwoma silnikami, o łącznej mocy trzystu koni mechanicznych, uznała, że jest najszczęśliwszą kobietą na świecie. Rafał wyszedł na górę, jak się domyślała, musiał zdjąć liny, za pomocą których ta wypasiona łódź trzymała się przystani. Po chwili wrócił i zawołał ją na górę.

– Chodź do sterówki.

Łódź cięła czarną wodę, marszcząc jej dotychczas gładką powierzchnię. Pod stopami czuła moc. Luksus dookoła niej sprawił, że po chwili naprawdę miała mokro. W majtkach czuła pulsowanie. Sączyli drinki, obserwując świat roztaczający się przed nimi. Żałowała tylko, że było już zbyt ciemno, żeby nacieszyć oko widokami. Pokręciła głową z niedowierzaniem. W życiu być nie pomyślała, co? A teraz proszę, pływasz sobie jak pieprzona dama.

Kiedy po trzydziestu minutach zacumowali na swoim miejscu, Sandra złapała rękę Rafała i wsunęła sobie pod sukienkę. Przywarł dłonią do jej krocza.

– Czujesz, jaka jest mokra? – szepnęła.

– Czuję...

– Zejdziemy na dół?

Zeszli pod pokład. Usiadła, a w zasadzie na wpół leżała, na wpół siedziała. Mężczyzna przyklęknął między jej nogami, rozłożył je na boki i złapał kochankę za uda. Miała wspaniałe nogi, może trochę krótsze od Andżeliki, ale zgrabne, a w czarnych rajstopach wyglądały obłędnie. Podciągnął sukienkę, odsłaniając wszystkie jej wdzięki. Przyssał się ustami do wewnętrznej strony uda i liżąc ją, kierował się w górę. Sama rozchyliła nogi szerzej. Im był bliżej pachwin, tym wyraźniej wyczuwał ostry zapach pobudzonej kobiecości.

Sandra jęknęła, czując oddech sponsora na swojej wisience. Nie założyła majtek. Chciała, żeby poczuł jej cipkę otuloną delikatnym materiałem rajstop. Nie musiała patrzeć, żeby wiedzieć, iż jedwab klei się w miejscu, w którym otula wilgotny wzgórek. Srom nabiegł krwią i stał się tak czuły, że sam dotyk cienkiego, zmysłowego materiału, sprawiał jej rozkosz. Jeszcze większą rozkosz sprawiły kobiecie usta kochanka. Lubiła, kiedy ssał ją jak wampir.

Rafał spojrzał na łono. Dostrzegł srom, lekko zgnieciony rajstopami. Słodka bułeczka majaczyła mu pod nosem. I do tego ten cierpki gorzkawy smak. Podniecenie ścisnęło go za gardło i jądra. Złapało go za serce. Przywarł ustami do miękkiej kobiecości. Zaczął ją ssać jak dojrzałą czereśnię. Nieopisaną przyjemność sprawiały mu pulchne wargi. Jakby zatopił usta w wilgotnym miąższu najsłodszego owocu. Soki wypływały z rozkosznej szczeliny strumieniem. Nie wytrzymał długo. Złapał rajstopy i rozdarł je w kroczu. Strzępy jedwabiu stanowiły doskonałą oprawę do jej szparki. Były jak piękna rama okalająca arcydzieło. Bo jej cipka jawiła mu się w tamtej chwili jak skończone arcydzieło.

Nerwowymi ruchami wyjął penis. Był już twardy, równie twardy, jak ster, który jeszcze przed chwilą miał w rękach. Uderzył prąciem w miejscu, w którym lśniło od śluzu. Ciche jęki kobiety zakłóciły wilgotne cmoknięcia. Zaczął pocierać żołędzią po śliskim wzgórku. Patrzył. Lubił patrzeć, jak jego penis łasi się do mokrego sromu. Wreszcie wszedł w nią stanowczym, zdecydowanym ruchem. Witaj w domu brachu. Obserwował, jak tłuściutkie wargi okalają żołądź, jak prącie znika pomiędzy nimi. Jak zanurza się w wilgotną otchłań. Szkoda, że nie możesz się nią cieszyć dłużej. Na samą myśl, że za chwilę sięgnie po nóż i wykończy ją, zakręciło mu się w głowie. Czuł rozkosz, ale odruchowo zaczął wizualizować sobie to, co za chwilę zamierzał zrobić. Wytrysk zaskoczył ich oboje.

– Już? – westchnęła spragniona Sandra. Wciąż dyszała spragniona orgazmu.

– Nie, mam dla ciebie coś jeszcze – sięgnął za plecy, gdzie miał schowany nóż.

***

Dominika zbliżała się do szkoły i od razu zauważyła, że coś jest nie w porządku. Przed budynkiem stały dwa radiowozy, karetka i właśnie podjeżdżał samochód z zakładu pogrzebowego. Wokół pełno było ludzi. Uczniów i gapiów z ulicy. Nagle poczuła na plecach czyjąś dłoń. To była jej wychowawczyni, pani Sokół.

– Zajęcia są odwołane.

– Co się stało, był jakiś wypadek?

– Przykro mi to mówić, ale jeden z twoich rówieśników popełnił samobójstwo. Skoczył z dachu.

– Kto? – czuła, że zasycha jej w gardle, serce przyspiesza, a ręce zaczynają drżeć. Domyślała się, kto taki, ale chciała to usłyszeć od nauczycielki. Chciała mieć pewność, że wciąż nie śpi.

– Tomek Małecki, znałaś go?

– Owszem... – zapiekły ją łzy.

– Przyjdź jutro, będą zajęcia z psychologiem. Przykro mi.

Dziewczyna odwróciła się na pięcie i jak robot ruszyła przed siebie. No to pięknie, czarownico. I co teraz powiesz? Masz na rękach jego krew. Nie mogła w to uwierzyć. Dotychczas wszystko, co jej się śniło, wizyta w domu Krystiana, wszystko to jawiło się jak niewinna fantazja nadpobudliwej nastolatki, ale ta fantazja spadła na nią jak grom z jasnego nieba i zamieniła się w koszmarną rzeczywistość.

Czy to możliwe, że tajemniczy mężczyzna faktycznie wszedł do jego snu i zostawił w umyśle tego bydlaka sugestię samobójstwa? Nawet nie chciała o tym myśleć. Nagle w jej głowie wybrzmiały słowa Krystiana: Gdybyś mogła wejść do jego snu i zostawić mu w głowie jakąś sugestię, co by to było? Pamiętała odpowiedź. Łzy popłynęły strumieniem. Rzuciła się biegiem. Dokądkolwiek, byle dalej stąd.

***

Andżelika stała przy oknie, za którym rozpościerał się piękny widok gór. W pokoju, w kominku płonął ogień, słychać było Rafała przygotowującego drinki. Było jej jak w niebie. Wydała niemal całą kasę na kosmetyczkę i fryzjera. Czuła się jak gwiazda filmowa. A w salonie? Jak wszyscy nad nią skakali? To było piękne. W pierwszej chwili chciała wydać trochę kasy w salonie Sandry, ale po co? Po co wydawać pieniądze w takim gównianym zakładzie? Nagle pomyślała o przyjaciółce. Pewnie chciałaby tutaj z nimi być.

Sandra zapadła się pod ziemię. Andżelika uznała, że to ze wstydu. Przegrała rywalizację, więc musi przełknąć tę żabę w samotności. Kilka razy chciała zapytać swojego kochanka, co jej takiego powiedział. Chciała się napawać porażką przyjaciółki, ale coś nie pozwalało jej tego zrobić. Sama nie była pewna, co takiego. Za każdym razem, kiedy otwierała usta, jakaś niewidzialna ręka ściskała ją za gardło. Nie musisz wszystkiego wiedzieć, złotko. Nie bądź wścibska. Przecież masz Rafała, a on ma kasę. Wszystko jest, jak trzeba. Tylko patrzeć jak ci zasugeruje, żebyś rzuciła tę gównianą fuchę w warsztacie i zamieszkała u niego. A może kupi ci milutkie mieszkanko w śródmieściu. Postanowiła nie pytać.

Słyszała go w kuchni. Pogwizdywał wesoło. Kobieta sięgnęła po pilota i włączyła telewizor. Usiadła na sofie, założyła nogę na nogę i zaczęła skakać po kanałach. Gdyby było cieplej, pewnie poszliby na jakiś spacer, ale za oknem chyba wiał halny. Nagle trafiła na kanał informacyjny. Kiedy zobaczyła reporterkę na tle przystani, od razu zorientowała się, że to u nich w mieście. W tle widziała czyjeś zwłoki. Już miała pogłośnić telewizor, kiedy na pasku, u dołu ekranu dostrzegła informację: Zidentyfikowano zwłoki wyłowione wczoraj z Wisły. Denatka to Sandra Tysiąc...

Reszty nie widziała. Łzy przesłoniły jej świat, który wyglądał teraz, jakby patrzyła przez źle dobrane okulary. Zesztywniała. Krew spłynęła jej do stóp i zakręciło się jej w głowie. Nagle pogwizdywanie dobiegające z kuchni zabrzmiało złowrogo i ponuro, niemal jak marsz żałobny. Kobieta była tak spięta, że nie potrafiła się poruszyć. Do pokoju wszedł Rafał. Postawił drinki na stole.

– Co się dzieje? Zbladłaś...

– Nie, nic... – ledwo potrafiła mówić.

Strach ścisnął ją za gardło. Czuła fizyczny ucisk lodowatych palców. Zupełnie jakby to była jego ręka, ale przecież siedział po drugiej stronie stołu. Nagle z przerażeniem dostrzegła, że się podnosi, obchodzi stół i klęka na podłodze tuż przy niej.

– Co jest Andżela? Wyglądasz, jakbyś miała zaraz zejść na zawał.

Jej wzrok odruchowo pobiegł do telewizora. Nie chciała tego. Bóg jej świadkiem, jak bardzo tego nie chciała, ale zrobiła to. Gówniany odruch. Odwrócił się w tamtą stronę, a kiedy jego twarz wróciła na miejsce, czyli kiedy na nią spojrzał, wyglądał inaczej. Teraz zrozumiała, jaki cień dostrzegła na jego twarzy wtedy, w parku. To szaleniec, pierdolony psychopata, a ona wlazła mu w ręce jak ostatnia kretynka.

– Cóż... – rzucił drewnianym głosem, a jego ręce wylądowały na odsłoniętych udach. – Jeszcze ci nie podziękowałem, że mnie ostrzegłaś, przed tą suką – odwrócił się jeszcze raz w stronę telewizora.

Andżela czuła męską dłoń zbliżającą się do jej krocza. Chciwe palce napierały na miękkie ciało, wsunęły się pod majtki i szybko dotarły do jej ściśniętej ze strachu waginy. Sutki blondynki pulsowały boleśnie. Włożył jej dwa palce. Wcisnął głęboko w pochwę, patrząc jej w oczy. Mój Boże, jego oczy są martwe. Ten gość jest szalony. Jak mogła tego wcześniej nie dostrzec?

– Tylko widzisz moja droga... – na ustach mężczyzny pojawił się uśmiech. – Sandra opowiedziała mi swoją wersję, no wiesz... o tym waszym szantażu...

– Tak? – była zdumiona, że w ogóle jakieś słowo przeszło jej przez gardło.

– Tak, i wyobraź sobie, że według niej, to ty chciałaś mnie szantażować... – rozchylił palce w jej wnętrzu, później cofnął dłoń i z przerażeniem dostrzegła, że w jego ręce pojawił się duży nóż. Ścięło jej krew w żyłach.

Wbił delikatnie ostrze noża, rozcinając w ten sposób pończochę i zaczął przesuwać rękę w kierunku jej krocza, tnąc całą pończochę. Kiedy poczuła chłodny dotyk stali na sromie, zadrżała. Kilka łez spłynęło jej po brodzie i spadło na piersi. Wsunął nóż głębiej. Czuła stal wdzierającą się do pochwy. Z paniką w oczach wyczekiwała bólu, kiedy nagle szarpnie dłoń i zrobi jej krzywdę. Tam w środku. Czuła, że trzęsie się jej głowa.

Rafał obserwował ją. Twarz, na której malowało się przerażenie, bawiła go. Bawiło go to, że dotychczas ta tępa dzida nie była świadoma, że ma do czynienia z kimś wyjątkowym. Nie z jakimś nudnym pieprzonym przedsiębiorcą, ale z kimś naprawdę wyjątkowym. Wyjął ostrze z jej pulsującej kobiecości. Całe lśniło. Powąchał je. Tej tępej cipie wydawało się, że ma przed sobą frajera, którego będzie doić przez lata? Niespodzianka...

– Twoja cipka pachnie strachem, wiedziałaś, że może tak pachnieć? – podsunął nóż pod jej nos. – Wąchaj – rozkazał i natychmiast wykonała jego polecenie. – A teraz zliż to.

Obserwował, jak wysuwa język i ostrożnie dotyka metalu. Oblizała posłusznie nóż. Była sparaliżowana strachem. Mógł rozciąć jej język. Mógł wbić nóż w gardło. Mógł wszystko. Nagle na sofie pojawiła się plama. Kobieta nie utrzymała moczu. Rafał spojrzał w dół i odchylił sukienkę. W ciszy obserwował jak sika ze strachu wprost na welurową tapicerkę sofy.

– Wiesz, to jak w tym kawale... – uśmiechnął się bez radości. – Facet ciągnie kobietę do lasu, a ta krzyczy, że ciemno i się boi. On jej na to, a co ja mam powiedzieć? Będę wracał sam. – Wybuchnął gromkim śmiechem.

***

Dominika śniła. Stała przed szkołą, na dachu stał Tomek. Patrzyli na siebie. Ona na niego ze strachem, on na nią z wyrzutem. Otaczali ją inni uczniowie, ale wszyscy byli nieruchomi, zupełnie jakby ktoś wcisnął stop-klatkę podczas projekcji filmu. Dziewczyna podeszła bliżej budynku.

– Zabiłaś mnie wiedźmo. Nie myliłem się, jednak jesteś pieprzoną czarownicą. Zawsze nią byłaś!

– Nie wiedziałam... – rzuciła słabym głosem, tak słabym, że nie miał prawa jej usłyszeć, ale jednak usłyszał.

– Gówno prawda. Doskonale wiedziałaś, co robisz.

Nagle poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń. To był Krystian. Objął ją ramieniem i spojrzał do góry, później na nią. Dziewczyna otarła łzy rękawem bluzy. W jego spojrzeniu znalazła siłę. Zupełnie jakby czerpała z jego mocnej aury. Nagle zrozumiała, że nie musi się już bać. Uczniowie zaczęli kolejno znikać. Po chwili przed szkołą była tylko ona, Krystian i Tomek na dachu.

– Masz rację, wiedziałam, co robię i nie żałuję tego. Jesteś... to znaczy byłeś zwykłym kawałkiem gówna, które zatruwało mi życie. Chciałeś mnie zgwałcić skurwielu!

– Przepraszam – rzucił nieoczekiwanie chłopak i rozpłynął się w powietrzu.

Została sam na sam z mężczyzną. Sceneria zaczęła się zmieniać i po chwili znowu byli na rajskiej wyspie. Nad głową śpiewały im ptaki. Złapał ją za ramiona i spojrzał w oczy. Morze szumiało spokojnie. W zaroślach skrzeczała papuga. Czuła na twarzy słońce.

– Człowiek, który mnie potrącił, chce cię zabić. Dowiedział się, że byłaś świadkiem wypadku.

– Ale ja przecież nie pamiętam rejestracji, ani nawet marki samochodu...

– To bez znaczenia. Po tym, co zrobił ze mną, zabił już dwa razy.

– Żartujesz?

– Wyglądam na żartownisia?

Spojrzała na niego.

– Ani trochę.

– Posłuchaj, jeśli chcesz żyć, musisz zabić go pierwsza. To proste zasady. Albo ty, albo on.

– Czy nie można wejść do jego snu?

– I zostawić mu sugestię? Obawiam się moja panno, że to nie przejdzie. To szaleniec. Wchodzenie do snu takiego człowieka jest niebezpieczne. Może się skończyć tragicznie. Dla mnie oczywiście.

Przez chwilę milczeli. Woda w lazurowym morzu stawała się coraz bardziej niespokojna. Powiał wiatr, targając jej włosy. Czuć było zbliżający się sztorm.

– Mogę ci podać godzinę, dokładny czas, kiedy wyjdzie z domu. Decyzja co z tym zrobisz, należy do ciebie. Jeśli jednak zdecydujesz się wyprzedzić fakty, po wszystkim idź do mojego domu i czekaj tam na mnie. Myślę, że niedługo wrócę do formy.

– Nigdy nikogo nie skrzywdziłam...

– W pewnych okolicznościach, człowiek ma do wyboru tylko dwie drogi. Albo być krzywdzonym, ale skrzywdzić kogoś innego. Takie okoliczności właśnie mają miejsce. Wiem, że to nie jest łatwe.

– W życiu nic nie jest łatwe, co?

– Obawiam się, że tak. Posłuchaj mnie – mężczyzna stał się mniej wyraźny. – Wiem, co myślisz. Wydaje ci się, że twoje życie nie ma sensu, ale pamiętaj... jeśli rozwiążesz ten problem, ja nadam twojemu życiu nowy sens. Możesz być tego pewna.

***

Rafał szykował się do wyjścia. Był podkręcony, cały chodził. Zdobył już adres tej gówniary, która była świadkiem jego przemiany. Musi sobie uciąć z nią pogawędkę. Zaśmiał się do własnych myśli. Miał nadzieję, że jeszcze jest dziewicą. Zanim ją sprzątnie, miał nadzieję dobrze się zabawić. Spuścić trochę pary. O tak. Tym razem zamierzał się zabawić dłużej niż z którąkolwiek z tych tępych dziwek. Zarówno jedna jak druga jego zdaniem, zbyt szybko zeszły z tego świata. Za szybko się podniecasz człowieku. Po prostu musisz wziąć na wstrzymanie, nic więcej. Nie omieszka skorzystać z tej rady. Był tego pewien.

Złapał nóż i wsunął go za spodnie, na plecach. Pójdzie pod jej nędzną kamienicę i poczeka sobie. Kto wie, może nawet odważy się i wejdzie do jej mieszkania? To byłoby znacznie bardziej dramatyczne. Wyobraził sobie możliwe scenariusze i serce zabiło mu mocniej. Już czas, pomyślał. Włożył płaszcz i już miał rękę na klamce, kiedy zadzwonił telefon. To z warsztatu. Samochód był już do odebrania. Uśmiechnął się pod nosem. Najpierw zajmie się nastolatką, a później odbierze wóz. Otwarł drzwi.

Poczuł coś jak ukłucie komara. Szybko w jego brzuchu rozlała się fala gorąca. To musiałby być kurewsko duży komar. Otworzył szeroko oczy i usta. Spojrzał na dziewczynę stojącą przed nim. Hej, zaraz... czy to nie ta mała dziwka? Skąd ona się tu wzięła? Dziewczyna uderzała raz za razem. Duży kuchenny nóż wchodził w niego jak w masło, a on stał, nie dowierzając, że to wszystko dzieje się naprawdę. Czuł, jak z mózgu ulatuje mu ciepło. Spływa gdzieś w podłogę. Nagle zrobiło się cholernie zimno. Chciał jej coś powiedzieć, ale nie był w stanie. W dodatku mętniało mu w oczach. W jego umyśle kołatała się jedna jedyna myśl, że to jeszcze nie pora. To niemożliwe, kurwa, to się nie dzieje naprawdę.

Dominika patrzyła, jak facet osuwa się w progu własnego domu. Jego oczy zdradzały bezbrzeżne zdumienie, zaskoczenie i żal. Wzrok szybko mu zmętniał. Usta zadrżały. Miała tylko nadzieję, że ją rozpoznał. Mężczyzna usiadł i po chwili zgasł jak niedoglądane ognisko. Schowała nóż do reklamówki, odwróciła się na pięcie i pobiegła przed siebie. Plecak tłukł się o jej plecy.

Wrzuciła nóż do Wisły. Skierowała się w stronę przystanku. Było chłodno, ale nie czuła mrozu. Po raz pierwszy w życiu nie chciało jej się płakać. Miała suche oczy, jakby wypłakała już swój limit. Zaczynała nowe życie. Jej dobytek stanowiła zawartość plecaka. Skromnie, ale czuła się przynajmniej wolna. Podjechał autobus. Z obojętną miną obserwowała krajobraz za oknem. Wysiadła na właściwym przystanku i po piętnastominutowym spacerze znalazła się pod domem Krystiana. Klucz był tam, gdzie go zostawiła. Otworzyła drzwi i jeszcze raz obejrzała się przez ramię. Jakby żegnała się ze światem, który dotychczas znała. Po chwili zatrzasnęła za sobą drzwi.

Ten tekst odnotował 44,114 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.97/10 (98 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (26)

0
0
Bardzo fajny tekst. 10/10
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
10/10 i nie waż się kasować tekstu!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Nie zamierzam 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Absolutne 10!!!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Standardowo zrobiłeś rewolucję! Zachwycasz mnie coraz bardziej!
M.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Stały, wysoki poziom. 10/10
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
A gdyby kiedykolwiek jeszcze świerzbiły Cię palce by coś usunąć,to pomyśl co to by było, jakby każdy z autorów Pokątnych kasował teksty,które nie uzyskały 10/10 😉 Zresztą z tego co pamiętam ANOMALIA nie uzyskały chyba krytycznej skali w "niepodobaniu się". Były tam chyba tylko 2 krytyczne głosy ,że za ostro. A jak wiadomo nie od dziś,że to co ostre dla jednego nie musi być takim dla drugiej osoby 😉 Pisz dalej. Robisz to świetnie 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
No proszę, jakie wspaniałości czekają na mnie po ciężkim dniu.
Fantastyczny tekst, szkoda tylko, że tak szybko się go czyta ;<
Błagam, MiB, nie rób więcej tak długiej przerwy, nawet nie wiesz, jakie katusze przeżyłam 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
czy będzie coś na kształt ciągu dalszego? Czy nasza onejronautka pojawi się jeszcze, w innym opowiadaniu stanowiącym również odrębną całość?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
CZEKAM NA SCHODY DO NIEBA!!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
MarySue, nie mam takiego planu.
bbb, w końcu się doczekasz ;-)
Madeline, dzięki ;-)
Delilah, przepraszam za katusze :-)
Dominika, nie chodziło o oceny, ale zostawmy już ten temat
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Człowieku ryjesz beret w pozytywnym sensie 😀
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
bereciki zryję w następnym opowiadaniu 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Wow
Jak zawsze 10/10.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
a ja tak z innej mańki... wreszcie udało mi się przeczytać całą "anomalię" 😀 trzy razy... 😀 w tym opowiadaniu wyrażenie "zabili go i uciekł" nabiera nowego znaczenia... 😀
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
I bardzo dobrze :-)
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Man, widzę, że przegapiłam coś ważnego. Mogę Cię prosić o podesłanie "anomalii"? Jestem ogromnie ciekawa, cóż to za straszne rzeczy się tam dzieją 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Czyli dobrze mi się wydawało, że Mężczyzna coś napisał, a potem usunął. Lekcja na przyszłość - czytać od razu, a nie zostawiać sobie na później... Za opowiadanie tradycyjna 10. Wiem, że nie masz w zwyczaju pisać kontynuacji (jeżeli Twój pierwotny plan jej nie zakładał), jednak nie zmienia to faktu, iż z chęcią poczytałabym o dalszych losach Krystiana i Dominiki 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Dzięki Laurana. Jeśli chodzi o Krystiana i Dominiki... może kiedyś, ale nie mam takiego planu. Udławiłem się własnymi seriami i mam do nich chwilowo wstręt 🙂 Natomiast, jak to pisali kiedyś na murach; nigdy nie mów nigdy 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Wątek Dominiki tak mnie wciągnął, że wątek Rafała miałem czasem ochotę przewinąć, pomimo iż również był baardzo dobry i istotny dla całości. Po prostu Dominika była jeszcze lepsza. Akurat piszę pracę zaliczeniową o czarostwie w epoce wczesnonowożytnej, więc wpasowała się jak ulał. Może będę mało oryginalny... ale zrób z tego serię, prosimy... oczywiście jak poczujesz wenę, nic na siłę 😉 po prostu rozważ to
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Man in Black, chyba nie lubisz jakiegoś Rafała. To już drugie opowiadanie, w którym robisz mężczyznę o tym imieniu negatywnym bohaterem. Historia bardzo dobra,więc daję wysoką notę.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Dzięki Tusia. Żadnego Rafała nie znałem i nie znam 😉 czasami może brakuje mi pomysłów na imiona, może to stąd
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Cóż... Rafał z Czarciego Jaru też śmigał insygnią i był kasiasty. Tyle, że na tym podobieństwa się kończą (a może przeżył przygodę i mu sie we łbie po...przestawiało?) 😉
Odkryłem Twoją twórczość parę dni temu i aktualnie pochłaniam wszystko jak leci. Teksty na naprawdę wysokim poziomie. Pozdrawiam
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Opowiadanie uważam za najciekawsze ze wszystkich do tej pory przeczytanych przeze mnie na Pokatne (chociaż nie ma ich jeszcze dużo). Podoba mi się również Twoja decyzja o nie uleganiu namowom i nie dopisywaniu kolejnej/kolejnych części. Pomysł raz zamknięty powinien takim pozostać. Niech i czytelnik wysili swoją wyobraźnię i "dopisze" dalszy ciąg jeżeli czuje taką potrzebę. Losy bohaterów to jak życie ludzi w realu ... zawsze jest kolejny dzień ... 🙂
Wyłapałam jeden błąd (dwukrotnie) "otwarła" zamiast "otworzyła/otworzył"
Uważam, że źle zostały opisane gwiazdki ocen i gdybym miała się tym kierować to dałabym 9/10 (arcydzieło to wielkie dzieło) ale w ocenie gwiazdkowej oceniam je na 10 gwiazdek 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
10/10
Whiskey ze spritem? 😉 jak najbardziej ;3
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Pod innym opowiadaniem tegoż autora wyraziłem nadzieję, że mimo kilkuletniego milczenia - wciąż żyje. Czytając kolejne, mogę jedynie powtórzyć, com już stwierdził...
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.