Tej nocy gramy requiem naszej miłości.
Kochamy się powoli w rytm dawno wybrzmiałej muzyki.
Dom wspomnieniami oddechy przerywa, motywami nocy
schody dębowe skrzypią.
Razem zwodnicze odgrywamy kadencje, wydobywając jasne i czyste, czasami ciemne nuty dusz spragnionych.
W oktawach zamykają się fantazje, niepowstrzymane pauzy układają metrum naszej harmonii.
Okiennica stuknęła jak dnia tamtego, gdy w blasku pełnym brałem ciało mi oddane, gdy solo wykonywałem nieświadom egoizmu natury.
Mury tajemnice akordów znały, symfonie w milczeniu skrywały.
Wnikam znowu w nią spazmami rozedrganymi, struny napinam boleśnie,
klucz tworzy formę niewyobrażalną. Dzikość i zachłanność, smak i zapach, uległość w oczekiwaniu na akcent.
Dwulicowa zmysłowość nagradza mą brutalność, dolce i fortessimo -
powstrzymuję się daremnie.
Przyciąga mnie do siebie, żarem otula, nie panuję…
Ciało me własne zdradziło.
Szczytuję!
Miękkim strumieniem oddaję siebie i trwam w dyszącym oczekiwaniu.
Nie poruszam zbyt mocno pięciolinią chwili, by nie sprawić bólu.
Nuty spełnienia wciąż drżą na drewnie alkowy, tworząc kompozycję niekończącej się melodii pożądania.
Na jej twarzy wymalowałem przyjemność, dałem rozkosz materii i ugasiłem żądze.
Siedlisko uniesień i burzliwych dni świadkiem słodkiej słabości.
Pogrążamy się we śnie, a dom przodków zasypia z nami.
Kochamy się powoli w rytm dawno wybrzmiałej muzyki.
Dom wspomnieniami oddechy przerywa, motywami nocy
schody dębowe skrzypią.
Razem zwodnicze odgrywamy kadencje, wydobywając jasne i czyste, czasami ciemne nuty dusz spragnionych.
W oktawach zamykają się fantazje, niepowstrzymane pauzy układają metrum naszej harmonii.
Okiennica stuknęła jak dnia tamtego, gdy w blasku pełnym brałem ciało mi oddane, gdy solo wykonywałem nieświadom egoizmu natury.
Mury tajemnice akordów znały, symfonie w milczeniu skrywały.
Wnikam znowu w nią spazmami rozedrganymi, struny napinam boleśnie,
klucz tworzy formę niewyobrażalną. Dzikość i zachłanność, smak i zapach, uległość w oczekiwaniu na akcent.
Dwulicowa zmysłowość nagradza mą brutalność, dolce i fortessimo -
powstrzymuję się daremnie.
Przyciąga mnie do siebie, żarem otula, nie panuję…
Ciało me własne zdradziło.
Szczytuję!
Miękkim strumieniem oddaję siebie i trwam w dyszącym oczekiwaniu.
Nie poruszam zbyt mocno pięciolinią chwili, by nie sprawić bólu.
Nuty spełnienia wciąż drżą na drewnie alkowy, tworząc kompozycję niekończącej się melodii pożądania.
Na jej twarzy wymalowałem przyjemność, dałem rozkosz materii i ugasiłem żądze.
Siedlisko uniesień i burzliwych dni świadkiem słodkiej słabości.
Pogrążamy się we śnie, a dom przodków zasypia z nami.
brak komentarzy