Była tak powabna,
piękna, cudna, zgrabna,
wciąż o niej myślałem,
wielką chętkę miałem.
Więc się ustawiłem
dzisiaj z nią o zmroku,
na samą myśl, kurde,
sztywnieje mi w kroku.
Nigdy nie sądziłem
że jedno spotkanie
sprawi, że w sekundę
przyjaciel mój stanie.
Przyszła punktualnie
ubrana na złoto,
była tak nieziemska,
pałała ochotą.
Wiedziałem od razu,
że też na mnie leci,
słodki pocałunek,
jeden, drugi, trzeci…
W ciemny zakamarek
wciąga mnie swobodnie,
sekunda, dwie, cztery...
już rozpina spodnie.
Głodny fallus sterczy
jak zaczarowany,
w ciele mym nagrzanym
już zachodzą zmiany.
Szybko bierze w paszczę,
głaszcze, trąca ręką,
mógłbym żyć na co dzień
z tak piękną udręką
Wciąga mocno, pieści,
ślini, ssie i liże,
kurwa, chyba końca
jestem coraz bliżej.
Nagle mnie odpycha,
ściąga gacie swoje,
dupę mi wypina:
– bierz mnie, wszystko twoje.
Rżnę więc ją jak sukę,
za winklem, w ciemności,
krzyczy do mnie głośno:
– mocniej, bez litości!
Sunę szybciej, ostrzej,
zaraz w pizdu, skończę,
bom napompowany,
chyba się wykończę.
Jeszcze jedno pchnięcie,
strzelam jak z armaty,
jestem bardzo blisko
oddechu utraty.
Piękność też szczytuje,
wije się i wiszczy.
– Kocham wielkie pały!
zasapana piszczy.
Później odpoczywa
sekund kilkadziesiąt,
po czym mi wywala:
– czterysta pięćdziesiąt!
Robię wielkie gały,
stojąc jak słup soli,
nie wierzę że szmata,
za grosz się pierdoli.
Ona nie odpuszcza
i żąda pieniędzy,
sięga po mój portfel,
co, do kurwy nędzy?
– Dawaj gnoju, kasę,
jak pojebać chciałeś!
– Nic mi nie mówiłaś.
– A ty nie pytałeś.
Z ciężkim sercem w końcu
płacę durnej kurwie,
chociaż żaden goryl
łba mi dziś nie urwie.
Taka to przestroga
na przyszłość facetom,
nie daj się ponosić
pochopnie podnietom.
I nie szukaj więcej
przygodnej rozrywki,
bo możesz źle skończyć –
– w szponach chciwej dziwki.
piękna, cudna, zgrabna,
wciąż o niej myślałem,
wielką chętkę miałem.
Więc się ustawiłem
dzisiaj z nią o zmroku,
na samą myśl, kurde,
sztywnieje mi w kroku.
Nigdy nie sądziłem
że jedno spotkanie
sprawi, że w sekundę
przyjaciel mój stanie.
Przyszła punktualnie
ubrana na złoto,
była tak nieziemska,
pałała ochotą.
Wiedziałem od razu,
że też na mnie leci,
słodki pocałunek,
jeden, drugi, trzeci…
W ciemny zakamarek
wciąga mnie swobodnie,
sekunda, dwie, cztery...
już rozpina spodnie.
Głodny fallus sterczy
jak zaczarowany,
w ciele mym nagrzanym
już zachodzą zmiany.
Szybko bierze w paszczę,
głaszcze, trąca ręką,
mógłbym żyć na co dzień
z tak piękną udręką
Wciąga mocno, pieści,
ślini, ssie i liże,
kurwa, chyba końca
jestem coraz bliżej.
Nagle mnie odpycha,
ściąga gacie swoje,
dupę mi wypina:
– bierz mnie, wszystko twoje.
Rżnę więc ją jak sukę,
za winklem, w ciemności,
krzyczy do mnie głośno:
– mocniej, bez litości!
Sunę szybciej, ostrzej,
zaraz w pizdu, skończę,
bom napompowany,
chyba się wykończę.
Jeszcze jedno pchnięcie,
strzelam jak z armaty,
jestem bardzo blisko
oddechu utraty.
Piękność też szczytuje,
wije się i wiszczy.
– Kocham wielkie pały!
zasapana piszczy.
Później odpoczywa
sekund kilkadziesiąt,
po czym mi wywala:
– czterysta pięćdziesiąt!
Robię wielkie gały,
stojąc jak słup soli,
nie wierzę że szmata,
za grosz się pierdoli.
Ona nie odpuszcza
i żąda pieniędzy,
sięga po mój portfel,
co, do kurwy nędzy?
– Dawaj gnoju, kasę,
jak pojebać chciałeś!
– Nic mi nie mówiłaś.
– A ty nie pytałeś.
Z ciężkim sercem w końcu
płacę durnej kurwie,
chociaż żaden goryl
łba mi dziś nie urwie.
Taka to przestroga
na przyszłość facetom,
nie daj się ponosić
pochopnie podnietom.
I nie szukaj więcej
przygodnej rozrywki,
bo możesz źle skończyć –
– w szponach chciwej dziwki.
Jak Ci się podobało?