Rapowane przy gitarze – wersja nieocenzurowana.
UWAGA: Piąte wersy pięciu pierwszych zwrotek wykrzykiwane, a ostatni szóstej ciszej i coraz wolniej.
Już czwarty bar. Otwieram drzwi.
Knajpiany gwar potrzebny mi
By chłodzić żar, co duszę żre.
Gorzały czar niech leczy mnie.
Bo co można zrobić, gdy żona jest dziwką!
Zamawiam gin, lecz barman drań,
Choć leje płyn, nie słucha łkań.
Ja nie mam dość, namierzam stół,
Gdzie siedzi ktoś i stoi pół
Litra, a ja wciąż ją widzę jak się pierdoli!
Myślała, że na górze śpię.
Zbudziłem się, myślałem – śnię...
Mą żonę rżnął w salonie gnój;
Aż stół się giął, tak rypał chuj...
Skopałem mu rzyć, a dziwce naplułem w twarz!
Wkurwiłem się, a zatem w głos
Nad szklanką lżę mój nędzny los.
Usłyszał to sąsiedni gość.
Rzekł, jak mu szło, jak jemu w kość
Dała żona. Okradła go i rzuciła!
Jak zimny głaz, gdy on miał chęć;
Z dzieciakiem wraz, lat temu pięć,
Jak nocny cień odeszła w dal,
Więc on dzień w dzień tu topi żal.
Bo – mówi mi – kobieta może być dziwką...
Lecz kochać ma; o miłość dbaj,
Gdy miłość trwa – na resztę sraj!
Nie sięgaj dna, do domu gnaj,
Nie raz, nie dwa ty z nią się gódź!
Wejściowe wtem trzasnęły drzwi.
Coś źle z mym łbem; coś w oczach ćmi...
Bo oto w drzwiach ma żona tkwi.
Przypada w łzach – kochany, wróć!
Szczęściarz – mamrocze gość – ja czekam już pięć lat....
UWAGA: Piąte wersy pięciu pierwszych zwrotek wykrzykiwane, a ostatni szóstej ciszej i coraz wolniej.
Już czwarty bar. Otwieram drzwi.
Knajpiany gwar potrzebny mi
By chłodzić żar, co duszę żre.
Gorzały czar niech leczy mnie.
Bo co można zrobić, gdy żona jest dziwką!
Zamawiam gin, lecz barman drań,
Choć leje płyn, nie słucha łkań.
Ja nie mam dość, namierzam stół,
Gdzie siedzi ktoś i stoi pół
Litra, a ja wciąż ją widzę jak się pierdoli!
Myślała, że na górze śpię.
Zbudziłem się, myślałem – śnię...
Mą żonę rżnął w salonie gnój;
Aż stół się giął, tak rypał chuj...
Skopałem mu rzyć, a dziwce naplułem w twarz!
Wkurwiłem się, a zatem w głos
Nad szklanką lżę mój nędzny los.
Usłyszał to sąsiedni gość.
Rzekł, jak mu szło, jak jemu w kość
Dała żona. Okradła go i rzuciła!
Jak zimny głaz, gdy on miał chęć;
Z dzieciakiem wraz, lat temu pięć,
Jak nocny cień odeszła w dal,
Więc on dzień w dzień tu topi żal.
Bo – mówi mi – kobieta może być dziwką...
Lecz kochać ma; o miłość dbaj,
Gdy miłość trwa – na resztę sraj!
Nie sięgaj dna, do domu gnaj,
Nie raz, nie dwa ty z nią się gódź!
Wejściowe wtem trzasnęły drzwi.
Coś źle z mym łbem; coś w oczach ćmi...
Bo oto w drzwiach ma żona tkwi.
Przypada w łzach – kochany, wróć!
Szczęściarz – mamrocze gość – ja czekam już pięć lat....
Jak Ci się podobało?