Upadły (II)
8 maja 2012
Upadły
Szacowany czas lektury: 17 min
Z podziękowaniami dla komentujących za zachętę do dalszego "tworzenia" ;)
Pół dnia zastanawiała się czy iść na tę kolację, czy po prostu udać, że cała ta wczorajsza przygoda była tylko sennym marzeniem. Obrzmiałe usta, blask w oczach i nieuzasadniona radość przypominały jej wyraźnie, że to nie był tylko sen... Postanów coś wreszcie, dziewczyno! - zbeształa się w myślach, drukując kolejny raport z bazy danych. Postanowiła iść, więc drugą część dnia zastanawiała się w co ma się ubrać. Nie chciała się "odstawić", ale skoro zaprosił ją, a ona wybrała jedną z lepszych restauracyjek na Starym Mieście, musiała włożyć coś odpowiedniego...
- Tamara... Tamara! - Dziewczyno, co się z tobą dziś dzieje?! - krzyknęła jej prosto w ucho koleżanka z biura... - Masz ten raport? Wezwał mnie do siebie... Ciekawe co tym razem mu się nie spodobało...
Tamara podała jej wydruki i pokazała mocno ściśnięte kciuki – Powodzenia Bety! Może
w końcu za coś nas pochwali...
- Jasne, już to widzę. W życiu nie słyszałam dobrego słowa od Szefa. Stary, jak rządził to inaczej się pracowało. Młodemu się wydaje, że wszystkie rozumy pozjadał... a tak naprawdę, to nawet danych z raportu nie potrafi sobie przetworzyć... Ich comiesięczne "raportowe" narzekania przerwał telefon. Tamara podniosła słuchawkę. - Tak? Tak, Pani Beata już wyszła... - skłamała do słuchawki. Mrugnęła Bety, żeby już leciała, bo szef wzywa... PONOWNIE. Raport przeszedł bez większych poprawek, więc mogła już na spokojnie "przeskanować" w głowie zawartość swojej szafy... Czerwona z odsłoniętymi plecami, odpada. Może ta ciemnozielona ze srebrnymi lamówkami... eeee nie, za karnawałowa. Mała czarna? Za banalnie. Poza tym ma za głęboki dekolt... Wyjdzie na to, że go zachęcam... Zaczęła się śmiać pod nosem. Po wczorajszych ekscesach nad rzeką łudziła się, że będzie o niej przyzwoicie myślał!? Zastanawiające, że w ogóle myśli... Z samego rana przysłał jej wiadomość, że bardzo liczy na to, że się nie rozmyśli z kolacji... Bardzo się starała aby poczucie wstydu, przyzwoitości jako takiej pozwoliły jej spotkać się z Romkiem.
Wybrała prostą, ciemnofioletową sukienkę z odkrytymi ramionami, niedużym dekoltem. Ładnie opinała jej kształty a jednocześnie pozwalała czuć się w niej swobodnie a nie wyzywająco. Włosy spięła klamrą na wysokości ramion. Wyglądała naprawdę delikatnie i kobieco. Jeszcze odrobina cienia na powieki, lekkie pociągnięcie rzęs tuszem, delikatne muśnięcie szminką. No i najnowsze pantofelki... czarne z fioletowymi aplikacjami w kształcie motyli. Nie chciałaś się odstawiać? - Zagadnęła do swojego odbicia w lustrze... Chyba ci nie wyszło! Bardzo podobał jej się efekt końcowy. Rzadko pozwalała sobie na wielkie wyjścia, a jeśli już gdzieś wychodziła ze znajomymi to raczej strój wyjściowy nie obowiązywał.
Zamówiła taksówkę, która powiozła ją wprost do centrum. Serce kołatało jej jak oszalałe. Zupełnie nie wiedziała co mu powiedzieć. Przecież nie może myśleć o niej w kategoriach "panienki" przecież tak naprawdę to taka nie jest. Poniosło ją i tyle... I aż tyle! Zapłaciła za taksówkę i ruszyła przed siebie. Cholerne kocie łby! - syknęła, gdy kolejny raz się potknęła. Dotarła bez trudu do restauracji. Kelner wskazał jej stolik, przy którym już czekał Romek. Zawahała się przez chwilę. Na odwrót było za późno, bo właśnie ją zauważył. Podniósł się od stolika i skinął dłonią zapraszająco. Wzięła głęboki oddech i ruszyła ku niemu.
- Witaj...
- Witaj Tamaro! Bardzo się cieszę, że jesteś! Wiesz, zastanawiałem się właśnie czy przyjdziesz... Założyłem nawet, że jak się nie zjawisz w ciągu kwadransa od umówionej to sobie pójdę. Pochylił się, by cmoknąć ją w policzek. Zesztywniała. Nie była przygotowana na takie "serdeczności". Ten facet w ogóle nie czuł zażenowania sytuacją. A ona była skrępowana. Muszę się napić, przemknęło jej przez myśl. To mnie trochę rozluźni.
- A co ty taka milcząca jesteś. Wczoraj to ci się buzia nie zamykała...
- No właśnie... wczoraj. Romku, nie zrozum mnie źle... - Ale...? - wtrącił z zaciekawianiem
- Ale... ale to co się stało wczoraj, tak naprawdę nie powinno się wydarzyć. Chciałam cię bardzo przeprosić, bo tak naprawdę to taka nie jestem. Miałam zły dzień, a potem ty spadłeś mi z nieba i tak mnie jakoś poniosło, że sama nie wiem, jak to się mogło stać...
- Ej, dziewczyno... powolutku! A czy ty uważasz, że ja taki jestem? Że spadam z drzewa co dzień i co dzień uwodzę nad rzeką niebanalne kobiety? I nie przepraszaj mnie za coś, co tak naprawdę było czymś niesamowitym. Nie udawaj, że nie czułaś tej chemii, emocji, ciekawości, pożądania...
- Owszem, ale... - Nie ma mowy o żadnym "ale", po prostu było nam obojgu to potrzebne. I uważam, że musimy to powtórzyć.
Bezceremonialność "Upadłego" była porażająca. Owszem uważała się za "wyzwoloną" czyli niezależną kobietę, ale starała się być wierna pewnym zasadom. - Powtórzyć? Ja właśnie próbuję ci powiedzieć, że to nie może się powtórzyć, tak jak nie powinno było się stać. Nie będę się wypierać, że było to niesamowite doznanie i że zrobiłeś na mnie wrażenie, powiedzmy w każdym z możliwych aspektów. Cieszy mnie też to, że tobie się podobało... ale do czego zmierzam, widzisz nie wiemy o sobie nic. Nie chciałabym się nagle przekonać, że zdradziłeś ze mną żonę. I ta twoja propozycja... Mam zostać Twoją kochanką, bo ci się spodobało??? Przepraszam za moją obcesowość, ale twoja propozycja była dokładnie taka.
Roman słuchał jej z powagą ale w tym momencie zaczął się śmiać. - Co cię tak bawi? - zapytała zdezorientowana. - Tamaro... to nie była propozycja, ale głośno wyrażone marzenie. Poza tym jestem samotny, jak palec i nikomu nie zrujnowaliśmy życia ciesząc się swoją bliskością nad rzeką. Przynajmniej z mojej strony nie ma takich obaw. Mam nadzieję, że u ciebie jest podobnie...
Wyjaśnienie całej tej sytuacji nie było dla niej łatwe, ale w tym momencie Tamara poczuła się jakby lżejsza. Uśmiechnęła się z nieskrywanym zadowoleniem. - Nie. Ja też nikogo nie mam.
- Dziwne to trochę, że nikt cię jeszcze nie "zawłaszczył" - widząc pytająco zmarszczoną brew Tamary dodał – Jesteś niesamowicie kobieca. Wiesz, tak namiętnie kobieca. Nie zrobiona na laleczkę w salonie kosmetycznym, tylko tak zupełnie naturalnie piękną i uwodzicielską – puścił do niej oko. - Rzadko się zdarzają teraz takie kobiety, które mają w sobie coś magnetycznego, coś co przyciąga... - Do tego stopnia, że spada się z drzewa? - dokończyła za Romka zachodząc się ze śmiechu. - Owszem! Do tego właśnie stopnia, dziewczyno! - dodał śmiejąc się.
W tym momencie ostatnie skrawki lodów między nimi przełamały się, rozpuściły w ich radosnych nastrojach. I znów zaczęły się rozmowy, urwane wątki, żarty, niedopowiedzenia, dwuznaczności. Flirtowali ze sobą. Uwodzili się wzajemnie spojrzeniami, uśmiechem, dyskretną aluzją, zapowiedzią tego co ma nastąpić. To naprawdę było zadziwiające, że mimo iż widzieli się dopiero drugi raz to czuli się w swoim towarzystwie, jak ryba w wodzie. Kolacja minęła im niezwykle sympatycznie a kilka lampek wina tylko dodało im pewności, że wieczór nie skończy się kolacją.
Wyszli z restauracji. Tamara potknęła się na pierwszym z wystających kamieni. Romek troskliwie objął ją ramieniem. - Coś mi się wydaje, że chcesz mi zabrać laur pierwszeństwa w upadkach. Wierz mi, to bolesne jest, więc lepiej trzymaj się blisko mnie. Tamara zaśmiała się i powiedziała
- Mam delikatne wrażenie, że jak na kogoś kto nie wie, jak to jest z prawem grawitacji, nie stanowi pewnej podpory. Roman objął ją mocniej i zabronił dyskutować, bo inaczej... - Bo inaczej, co? - zadarła zawadiacko głowę, by spojrzeć mu w oczy. - Bo inaczej sobie porozmawiamy, dziewczyno!
- Doprawdy nie brzmisz groźnie – droczyła się z nim. - Podniósł jej twarz lekko ku górze... Wpił się w jej usta bez ostrzeżenia i pocałował ją. - A czy to jest wystarczająco groźne? - Hmmm – zamruczała mu w usta... chyba musiałbyś się trochę bardziej postarać.
Romek nie czekał na ponowną zachętę. Zresztą i tak miał zamiar powrócić do pocałunku. Widząc, że Tamara też tego chce, nabrał tylko pewności co do słuszności pewnych działań. Jego język rozpoczął swój taniec. Muskał wargami jej usta. Smak wina zmieszany z jej naturalną słodkością dało pyszne połączenie. Delektował się pocałunkiem, przeciągał chwilę w nieskończoność. Tamara mruczała i delikatnie dotykała dłonią jego twarzy. Romek był facetem, któremu nieduży, tzw. trzydniowy zarost dodawał sporo uroku. Stali tak spojeni pocałunkiem a cały świat wieczornej starówki zdawał się nie istnieć wokół nich. - Dasz się porwać, Tamaro? - zapytał, choć nie był wcale pewien tego, co usłyszy w odpowiedzi. - Dokąd? - zapytała wpatrując się w Romka błyszczącymi oczami. - Do jaskini lwa – odrzekł ze śmiechem. - A czy ten lew... będzie gryzł? Czy może da się jakoś ugłaskać? – podjęła grę Tamara. - Jeśli chcesz, lew da się podrapać za uchem... - Więc, nic mi nie grozi z jego strony? - dopytywała się zawadiacko. - Nie wiem... może mu się spodobasz i postanowi, że zje cię w całości. Nie zostawiając nic dla innych. Tamara roześmiała się. Podała mu rękę i cicho szepnęła mu w ucho - Chodźmy.
Romek nie ukrywał radości z jej decyzji. Może za wcześnie było na myślenie o związku, ale wiedział, że ta właśnie dziewczyna jest dla niego. Jeżeli tak się dobrze rozumieją, mają wiele podobnych poglądów, śmieszą ich te same rzeczy, potrafią w jednym momencie powiedzieć dokładnie te same słowa, dokładnie tym samym tonem, to musi być szansa na coś więcej, niż tylko przelotna, namiętna znajomość. Nabierał pewności, że nie na darmo wlazł na to drzewo i nie na darmo z niego spadł.
Nie mieszkał daleko od centrum więc do domu Romka dotarli szybko. Przez całą drogę przekomarzali się ze sobą. Wpuścił ją do środka. Roześmiała się, widząc ciemnofioletowy kolor ścian. Pasuję mu do wystroju, przemknęło jej przez myśl. I to była chyba ostatnia rzecz jaką zdążyła pomyśleć, bo w tym samym momencie poczuła na swoich biodrach dłonie Romka. Przytulił się do jej pleców. Wtulił głowę w zagłębienie jej szyi i muskał delikatną skórę. Rozpiął klamrę w jej włosach, zebrał je w dłoni i przesunął na prawe ramię. - Cudownie pachniesz, wyszeptał jej w ucho.
- Doprowadzasz mnie do obłędu. - Czy to oznacza, że pan lew jest obezwładniony? - zażartowała, poddając się leniwym pieszczotom Romka. Wtuliła się w niego i pozwoliła jego dłoniom kontynuować wędrówkę po jej ciele. - Możesz z nim zrobić, co tylko zechcesz.
Chwycił ją na ręce i zaniósł do salonu. Przyciągnęła jego głowę ku sobie, objęła dłońmi jego twarz i całowała najnamiętniej, jak tylko potrafiła. Ich tłumione jęki potęgowały doznania. Uczyli się nawzajem swoich ciał, swoich reakcji na pewne pieszczoty. Już wczoraj nad rzeką odkrył, jak bardzo lubi, gdy gryzie ją w ucho, że lubi mocniejsze pieszczoty piersi, że lubi kochać się "od tyłu". Był uważnym uczniem i bardzo starał się dać jej dziś dużo więcej przyjemności niż wczorajszego wieczoru.
Postawił ją na miękkim dywaniku. Nie pozwolił odwrócić się twarzą do niego. Przyjęła z ciekawością "zasady" jego gry. Znów objął ją od tyłu. Otarł się mocniej o jej pupę demonstrując swoją gotowość do namiętnych zawodów. Tamara czuła się jak w jakimś w transie. Nie umiała określić tego doznania, ale pragnęła by to właśnie on "zawłaszczył" sobie jej ciało. Poddała się bez oporów jego wszędobylskim dłoniom. Cichym westchnieniom i głośniejszym szeptom prosto w ucho, że cholernie jej pragnie. Rozsunął zamek błyskawiczny jej sukienki. Piegowate plecki były tak kuszące. Leniwie, bardzo leniwie całował odsłonięte fragmenty plecków, muskając najpierw językiem a potem przygryzając lekko te miejsca, gdzie wystawały kostki kręgosłupa. Dotarł do granic wyznaczonych materiałem staniczka. Postanowił go jeszcze nie rozpinać. Chciał ją zobaczyć w samej bieliźnie. Delikatnie blada skóra w kontraście z ciemnym materiałem. Było czym sycić wzrok. Zsunął z niej ramiona sukienki. Pomogła mu się z nich wyswobodzić. Mógł teraz dotknąć ciepłej skóry jej brzucha.
Przyciągnął ją do siebie. Objęła go dłońmi za kark dając tym samym idealne podejście do sterczących piersi. Uśmiechnął się i zignorował jej ewidentną zachętę do pieszczot. Skupił się na całowaniu i przygryzaniu jej ramion, karku, na muskaniu jej brzucha. Ocierał się o nią napęczniałym penisem. Nie wiedział jak długo jeszcze będzie umiał być obojętnym na ruchy jej wypiętych bioder. Przytrzymał je mocniej. Władczym gestem pochylił ją do przodu. Tamara oparła się dłońmi o brzeg kanapy. Odwróciła ku niemu głowę, chłonąc widok władczości nad jej ciałem. Sięgnął w dół, do brzegu sukienki i leniwymi ruchami zaczął ją podciągać w górę. Tamara jęknęła cichutko, kiedy poczuła jego dłonie na swoich półnagich pośladkach. Fikuśne majteczki niewiele zasłaniały. Odsunął się od niej i patrzył na jej niedokończoną jeszcze nagość.
Tamara wykorzystała moment i odwróciła się do niego. Przyciągnęła go do siebie. Chwycił ją w pół i usadowił na szerokim oparciu kanapy. Objęła go nogami i przywarła ustami do jego Jego ust. Krok po kroku, guzik po guziku odsłaniała jego ciało. Zrzucił z siebie koszulę. Tamara żarliwie zaczęła całować jego tors. Obwiodła koniuszkiem języka ciemną brodawkę i z prawdziwą pasją wessała sterczący sutek, kąsając solidnie, prawie do krwi a w chwilę potem delikatnie je lizała szeroko rozłożonym językiem i całowała niezwykle czule. Zrozumiał, że takiej samej pieszczoty oczekuje od niego. Rozpięcie stanika zajęło mu co najwyżej kilka sekund i już je miał w dłoniach. Tamara odchyliła się nieco do tyłu. Gładził je i masował delikatnie. Tamara spod przymkniętych powiek obserwowała, jak jej krągłości znajdują schronienie w jego dłoniach. Oblizała usta i przygryzła mocno dolną wargę. Wygięła się mocno w łuk, kiedy kciukami zaczął drażnić jej sutki. Znęcał się nad nią tą pieszczotą... a ona chciała czegoś więcej. Ugryź mnie, błagam - wychrypiała półprzytomnie. Uśmiechnął się szeroko. Pochylił się. Wtulił twarz w jej cudnie krągłe piersi. Zaczął językiem znaczyć drogę od pępka, pomiędzy piersiami aż do wystających kości obojczyka. Ocierał się o jej brodawki, ale nie w głowie było mu spełniać od razu jej zachcianki. No proszę cię, ugryź... szeptała kierując jego głowę do lewej piersi. Wplotła dłonie w jego włosy, jakby chciała mieć pewność, że nie odwróci głowy, że spełni jej życzenie. Owszem objął ustami brodawkę, ale ssał ją niezwykle delikatnie. Wypuszczał co chwilę z ust, by za moment wysunąć język i drażnić ją samym koniuszkiem, rysując kółeczka wokół ciemnej strefy sutka. - Nie dręcz mnie... ugryź... Jedna dłoń Tamary wysunęła się z włosów Romka. Sama zaczęła pieścić bardzo mocno drugą pierś. Zabrał jej dłoń nie pozwalając na żadną samowolę. I jednocześnie mocno ugryzł ją w pieszczoną pierś jakby chciał ją ukarać. Jęknęła głośno... Oooo tak! Uśmiechnął się do niej i ponowił mocną pieszczotę. Oddech Tamary stał się szybszy, urywany, kiedy Romek kąsał jej sutki. Wiła się pod jego dłońmi. Wsunął je pod pośladki dociskając ją do swoich bioder. Wypięła się mocniej w jego kierunku. Jedną ręką trzymał ją za pośladki, drugą zwinnie wsunęła się pod materiał jej majteczek. Gorący wzgórek Tamary był niesamowicie miękki, wszystko w niej pulsowało. Stała się jednym błaganiem o to, by skończył jej męczarnie. A kiedy jego dziarskie paluszki dotarły do sedna jej kobiecości... stać ją było tylko na to, by wyjęczeć - Chcę ciebie, Romek. Wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni. Po drodze zrzuciła buty. Usadowił ją na wysokim łóżku z metalowymi ramami. Pocałowali się, dając upust swoim pragnieniom. Wstała i szybkim ruchem zsunęła sukienkę z bioder pozostając jedynie w majteczkach. Szybko dotarła dłońmi do paska jego spodni. W ciemności sypialni trzeba było wyostrzyć zmysły. Zimna sprzączka ustąpiła dopiero pod jego dłonią. Pomógł jej pozbyć się ostatniej bariery jaka ich od siebie dzieliła. Uklęknęła na łóżku by być na równi z nim. Wpiła się w jego usta. Pozwoliła się całować. Jego język zaspokajał swoją ciekawość wędrując po zakamarkach jej ust by za chwilę spotkać się z jej językiem.
Tamara, przylgnęła do niego całym ciałem. Chwyciła go za pośladki, wbijając w nie paznokcie. Chwilę potem rozluźniła uścisk i przejechała paznokciami po jego plecach. Efekt był elektryzujący! Przejechała więc ponownie tym razem po brzuchu i wystających kościach jego bioder. Zadrżał pod jej delikatnymi dłońmi.
Romek popchnął ją na łóżko. Sam zrzucił buty i skarpetki i ułożył się szybko przy drżącym z oczekiwania ciele Tamary. Dotknęła go. Oniemiał czując jej dłonie na swoim korzeniu. Nie tyle go pieściła co raczej poznawała jego budowę, kształt, objętość, sprężystość... Muskała delikatnie główkę zroszoną pierwszą falą pożądania. Miała delikatne dłonie i wiedziała, jak go dotykać, żeby stracił resztę opanowania.
Szybko zsunął majtki. Tamara została jeszcze w swoich. - To nie fair, kobieto. Jestem nagi a ty nie... - Zrób coś z tym zaśmiała się. I położyła się na brzuchu! Pochylił się nad nią z udawaną dzikością i pocałunkami zaznaczył granicę jej majteczek. Podobała jej się ta pieszczota. Wypięła zalotnie pupę, jakby prosząc o jeszcze chwilę uwagi. Skorzystał z chwili i zsunął majteczki do połowy ud. Wsunął palce w miejsce zwieńczenia ud. Miała niesamowicie mokro. Bez trudu wsunął w nią palec. Zaczęła wiercić biodrami napierając na jego dłoń. Sama zsunęła majteczki kiedy pojęła, że w ślad za palcami za chwilę podąży jego kapelusznik. Ułożył się na boku, przygarniając ją ku sobie. Pojęła w mig, jak chce to zrobić. Wysunęła się nieco do przodu. Przytrzymał ją za biodra i kołyszącym ruchem zagłębił się w jej gorącym wnętrzu. Okrzyk rozkoszy jaki z siebie wydała na pewno dotarł do uszu sąsiadów. Podniecała go niesamowicie kołysząc biodrami, by mógł jak najwygodniej się w niej usadowić. Przytuliła się do niego placami. Obróciła ramię tak, by mógł pieścić jej piersi. Uwielbiała się kochać w ten sposób. Romek coraz intensywniej się w niej poruszał. W jednej dłoni trzymał pierś a drugą mocno pieścił najbardziej wrażliwy punkt jej cipeczki.
Rytm ich ciał wyznaczało szalejące pulsowanie krwi. Romek dyszał w jej ucho, jęczał kiedy sprytnie zaciskała mięśnie tak, że uniemożliwiła mu gwałtowniejsze wyjście i rozluźniała, by mógł wejść w nią z impetem jeszcze głębiej, wypełniając ją do granic tej głębi. Czuła, że spełnienie jest bardzo, bardzo blisko. Zsunęła się z jego walczącego fallusa. Pochyliła się nad nim i szybkim ruchem, którego się nie spodziewał wessała go w usta. Trwało to zaledwie kilka sekund ale był pewien, że gdyby nie przestała, trysnąłby jej w piękne usteczka. Tamara jakby instynktownie wyczuła sytuację. Pocałowała go i szepnęła - O nie, nie "Upadły", jeszcze nie teraz.
Usiadł podparty rękami. Oddał pocałunek. Jego dłonie niecierpliwie szukały jej bioder. Objął ją i zmusił by na nim usiadła. Zrobiła to, jakby zadawała torturę. Najpierw pozwoliła zetknąć się penisowi z jej cipeczką. Potem ocierała się o niego aż w końcu nadziała się na sterczącą dzidę. Wypełnił ją całą. Gorące soczki spływały po jej i jego udach. Chwycił ją za biodra i pozwolił jej galopować w nieznane. Jej piersi skakały w rytm jej szalonej jazdy. W pewnym momencie zdyszana przytuliła się mocno do niego. Obejmij mnie, szepnęła. Kilka ruchów i w górę i w dół, kilka ruchów, kiedy jego włoski drażniły nabrzmiałą łechtaczkę... i jej krzyk wypełnił całą przestrzeń sypialni i całego domu. Doznanie jakie nią wstrząsnęło było niezwykle silne. Pulsująca cipka zaciskała się na jego kapeluszniku. Tamara zamarła i trwała w bezruchu czekając aż fala pierwszego orgazmu rozpłynie się po jej ciele. Chodź, pociągnęła go za sobą. Padła twarzą na poduszki. Weź mnie jeszcze raz. Wypięła lekko pośladki i pozwoliła wejść od tyłu, w tej samej pozycji co nad rzeką. Sama złapała się metalowych prętów łóżka i ponownie zaczęła kołysać biodrami w pierwotnym rytmie.
Romek był zaskoczony jej niespożytą energią. Chciał dać jej jak najwięcej rozkoszy. Poddał się pierwotnym instynktom i sile narastającego pożądania. Czuł już to cudownie przyjemne uczucie kurczenia się jego jąder i wzbierającą falę rokoszy, kiedy zalewał ją falą gorącej spermy. Opadł bezsilnie dysząc głośno. Tamara obróciła się na plecy i całując go namiętnie wtuliła się w niego.
- Chcę jeszcze. Wyszeptała całując go w ucho. - Dziewczyno, moja namiętna dziewczyno... Roześmiała się słysząc w głosie lekkie zdziwienie. - Nie chcę czekać aż odpoczniemy. Wzięła jego dłoń i skierowała w swój czarowny zakątek. Całowali się leniwie tak, jak leniwie jego palce zaczęły zabawę z jej cipeczką. Wsuwał się w nią, chwilę wiercił w jej zakamarkach po czym wychodził znów na spotkanie z jej czułym, nabrzmiałym punkcikiem. Podobały jej się te jego pieszczoty. Odpowiadała na nie kołyszącym ruchem bioder. Zauważył, że oddycha coraz szybciej więc sprawił, że ruchy dłoni stały się szybsze. Pocierał całą dłonią o jej wzgórek. Szalała pod naporem jego dłoni. Kiedy była już bliska magicznej granicy pomiędzy stanem podniecenia a stanem spełnienia przerwał pieszczotę, ale zaraz je wznowił, dołączając do tego wibrujący, wilgotny języczek. Palce zajęły się jej dziurką a językiem pieścił łechtaczkę.
Wiła się pod nim, cichutko pojękiwała, kiedy pieszczoty były dotkliwsze. A potem nastąpiła chwila ciszy, jak się miał zaraz przekonać, ciszy przed burzą. Pierwsze skurcze zacieśniły się na jego palcach. Spotęgował więc pieszczoty magicznego guziczka. Nie próbowała się nawet powstrzymać przed donośnym krzykiem, kiedy fala kolejnego orgazmu, jak sztorm rozbijała się o brzegi jej ciała. Wbiła paznokcie w prześcieradło i pozwoliła fali rozkoszy unosić się w nieznane aż w końcu ucichła.
Nie widział w ciemności ale wyczuł, że się uśmiecha. Czemu się śmiejesz? - zagadnął - Ja się nie śmieję, tylko uśmiecham do ciebie. Oboje czuli ten błogi spokój, jaki ogarnia oddanych sobie kochanków tuż przed zaśnięciem. - Mogę zostać – zapytała sennie. - Nie wypuściłbym cię stąd, nawet gdybyś chciała, dziewczyno. Naciągnął na ich nagie ciała ciepły koc i pozwolił zasnąć jej w swoich ramionach.