Universitas Amoris (I)

18 czerwca 2024

Szacowany czas lektury: 17 min

Poniższe opowiadanie znajduje się w poczekalni!

„Ludzie tylko w zawodowej pracy, w bardzo ważnych sprawach życiowych zachowują postawę duchową serio i wymagają wartości rzetelnych – poza tym lubią myśleć i czuć na niby i nadzwyczajnie cenią pozory. Potrzebują po prostu tego, żeby ich ktoś w błąd wprowadzał”.

Władysław Witwicki – Wiadomości o stylach


 

Kadra akademicka

Universitas Amoris

 

– Mhm bezbłędne, uwielbiam to robić…

– Ja też uwielbiam, kiedy to robisz…

– Lubisz, kiedy ugniatam?

– Tak! Masz wtedy takie męskie dłonie. Uwielbiam na nie patrzeć. I te zwinne palce…

– Przecież wiesz, że to ty jesteś wisienką na torcie. Kiedy bierzesz go w usta, a na twojej twarzy widzę przyjemność i satysfakcję – to największy komplement dla mężczyzny.

– Poważnie? Tyle lat minęło, a nam wciąż sprawia to radość… – powiedziała kobieta, mrucząc zalotnie.

– Długo odkrywaliśmy idealny przepis. A najbardziej lubię ten moment, kiedy rośnie. Taka obietnica tego, co będzie na końcu…

– Człowiek jednak docenia po latach to, co najlepsze. Włóż go już, proszę…nawet nie wiesz, jaką mam ochotę…

– To tak jak ja… tylko pamiętaj, nie może być za szybko…

– Zdecydowanie! Zresztą, gdybyśmy robili to szybko – nie byłoby klimatu.

– Klimat to podstawa, moglibyśmy to robić na okrągło.

– A pamiętasz, jak to robiliśmy kiedyś? Oby szybciej, a potem każdy do swoich obowiązków.

– Sama wiesz, jak to jest. Dużo zadań, dużo pracy, nie zawsze mogliśmy skupić się w pełni.

– Właśnie za to doceniam dojrzałość. Każdy wie, czego chce, a jak już coś robi – to robi to dobrze. W końcu to nasza ceremonia.

– Lepiej bym tego nie ujął – potwierdził z uznaniem mężczyzna. A teraz czas na małą przerwę. Usiądź, zrobię ci masaż.

Masaż trwał dokładnie tyle, ile było trzeba. Czyli trzydzieści pięć minut.

– Cieszę się, że jesteś – powiedziała kobieta zrelaksowanym głosem.

– Ja też się cieszę. Ile to już lat?

– Będzie ponad dwadzieścia.

– Tyle się zmieniło, a ty nie dość, że coraz piękniejsza, to i mężczyznę potrafisz docenić.

– Swoje studentki też tak komplementujesz?

– Amelio… nie żartuj. Im w głowie tylko smartfony, plotki i inne głupoty…

– Igor! Oh! Jakie duże!

– Już czas kochana, wyjmuj!

Amelia wyjęła makowca z piekarnika, a wspaniały zapach rozniósł się po uniwersyteckiej kuchni.

– Wygląda i pachnie niesamowicie. Czas na białą polewę!

– Oj tak, choć do tego będą teraz potrzebne twoje dłonie. – Igor wygodnie rozsiadł się na krześle i tym razem on podziwiał ruchy swojej rozmówczyni.

Amelia uśmiechnęła się, po czym sięgnęła do szuflady po kolejne narzędzie dzisiejszych przyjemności.

– To ja zrobię kawę, a zanim ciasto wystygnie i pogrążymy się w degustacji, może odhaczymy listę przygotowań przed inauguracją?

– Dobry pomysł, będziemy mieli to z głowy – powiedziała Amelia, z zapałem przygotowując polewę lukrową.

– Materiały dydaktyczne?

– Dzisiaj przyszła dostawa z nowymi wydaniami.

– Biała sala?

– Gotowa. Wprowadziliśmy dzisiaj ostatnie poprawki osprzętu z panem Stasiem.

– Pokoje?

– Pokoje wysprzątane, a pościel odebrana z pralni.

– Catering?

– Zapłaciłam za pół roku z góry, może tym razem nie będzie żadnych problemów z jakością.

– Zioła i pozostałe ingrediencje?

– Babuszka wszystko przygotowała, skubana ma pamięć lepszą od mojej.

– Gadżety?

– Czekają na białej sali. Musimy tylko je rozpakować i podzielić.

– A co robimy ze scenariuszami? Myślisz, że sobie poradzą? – zapytał mężczyzna z lekką niepewnością w głosie.

– Myślę, że nie będzie tak źle. W końcu mamy takie czasy, że byle banalna historia do nich nie przemówi. Przynajmniej będzie zabawnie.

– Zabawnie? A pamiętasz rocznik 2018? Wtedy też miało być zabawnie…

– Ej, nie czepiaj się! Pomysł był dobry. Nic nie poradzę, że trafiliśmy na zniewieściałe jednostki. Było trochę płaczu, ale ostatecznie wszystko dobrze się skończyło…

– Dla nas na pewno. Gorzej z Grzegorzem i Martyną.

– Oj nie przesadzaj. Owszem musieli iść na terapię, ale koniec końców wyszło im to na dobre. Czytałeś o ich firmie z branży technologicznej? Ja tam jestem dumna.

– No dobrze, już dobrze. W końcu zawsze miałaś intuicję.

Igor wstał, wziął formę ze świeżo polukrowanym ciastem i odstawił je na chłodny parapet, żeby ostygło.

– Amelia?

– Tak?

– Nie jest ci trochę żal?

– Żal czego? Co masz na myśli? – zapytała zaskoczona.

– No tego, że nasze życie jest trochę inne. Zamiast uczyć swoje dzieci, uczymy cudze. Zamiast założyć rodzinę i zająć się własnymi problemami, zajmujemy się problemami innych. Czasem mnie to dołuje…

– Myślałam o tym kiedyś – odparła Amelia – ale wiesz co? Nie zamieniłabym tego życia na inne. Robimy coś ważnego, kontynuując tradycję tego miejsca. Do tego nieograniczona wolność i sporo przywilejów. No i mamy siebie.

Dla mnie to dużo.

Igor spojrzał na Amelię przenikliwie wzrokiem kogoś, kto nie jest do końca przekonany.

– Wiesz co Igor?

– Tak?

– Chodź ze mną do białej sali. Pokażę ci przeróbki, jakie wprowadziliśmy z naszym dozorcą. A przy okazji przypomnę, jak cudowne jest nasze życie.

– A będę mógł ugniatać? – uśmiech na powrót zagościł na twarzy Igora.

– Mój drogi. Z twoimi zwinnymi dłońmi, będziesz mógł zrobić wszystko.


Artur  Walewski

Ojcowskie rozważania

 

„Więc Kleopatrę widzę; uwiezioną

Helenę, powód Trojanów upadku;

Widzę Achilla, chrobrego hetman,

Co dla miłości walczył do ostatka,

Widzę Parysa i widzę Tristana;

Tysiąc miłosnym zatraconych szałem

Dusz tu poznaję z ust mojego Pana.

A gdy do końca Mistrza wysłuchałem,

Co mi wskazywał damy i rycerze,

Litość mię zmogła i zmieszany stałem”.

Dante Alighieri – Boska komedia

 

Tłum rodziców z zaangażowaniem spoglądał na swoje dzieci, kończące właśnie ważny etap w ich życiu. Specyficzny zapach szkoły unosił się w powietrzu. Dla jednych był ulgą, dla innych utrapieniem. Apel, wyróżnienia, podziękowania. Dużo słów, które w przyszłości tych ludzi nie będą miały żadnego znaczenia.

Zmogła mnie litość, patrząc na mojego syna. Właśnie ukończył najlepsze liceum w tej części kraju. Ukończył je z wyróżnieniem. Niestety wyróżnienie w jednej dziedzinie, często staje się antywyróżnieniem w innej. Stałem zmieszany na oficjalnym zakończeniu roku, patrząc jak świadectwo jego nauki, jest antyświadectwem życiowych doświadczeń.

Przypominał mnie samego. Zagubionego, osiemnastoletniego idiotę, wiedzącego, na czym polega hipoteza Riemanna, ale nie wiedzącego, jak odezwać się do ładnej ekspedientki w supermarkecie.

Alek nie miał jeszcze pojęcia, że prawdziwa mądrość nie leży wyłącznie w wiedzy. To połączenie inteligencji, umiejętności, talentów i wiedzy, która opiera się na doświadczeniu, a nie wyłącznie na książkach.

Choć te są bardzo pomocne.

Dostąpiłem zaszczytu bycia szczęśliwym człowiekiem. Traktuje to jako przywilej, choć wiem, że nie ma na to jednego przepisu. Szczęście nie jest też wartością niezbywalną. Przez głupotę można je w każdej chwili stracić. Odkąd stałem się mężczyzną – każdego dnia walczę o szczęście. Z uwagi, że mój syn dopiero rozpoczął swoją drogę, muszę mu pomóc przynajmniej w jednym z najważniejszych elementów dorosłości.

Zagadce, która męczy zarówno chłopca, jak i mężczyznę. Doświadczonych i niedoświadczonych. Młodych i starych. Muszę ułatwić mu drogę ciężką, usłaną cierniem nielogicznych zdarzeń, pełną bólu, niepewności i pasji zarazem. Muszę pomóc mu z tym żyć, dźwigać to brzemię, dawać siłę, oparcie i zrozumienie. Nawet wtedy, a może szczególnie wtedy, kiedy sam tego zrozumienia nie dostanie.

Czas poznać największą zagadkę filozofów, rozterkę uczonych i namiętność życia. Jedno słowo, tysiące twarzy.

Kobiety.

Dwadzieścia lat temu mój ojciec przyszedł do mnie i dał mi zaproszenie. Zaproszenie do miejsca, w którym nie tylko można poznać arkana tajemniczej wiedzy, ale i odnaleźć siebie. Zrozumieć, że codzienność to nie logarytm naturalny, a nienaturalne pasmo popieprzonych sytuacji.

Sytuacji, w których możemy być albo tymi, którzy wiedzą, albo tymi, którzy są dymani. Bo tak się składa, że nie da się być prawdziwym mężczyzną, bez prawdziwej kobiety. A żeby zdobyć kobietę, trzeba wiedzieć, jak to zrobić.

Dużo czasu minęło od mojej rocznej nauki na Universitas Amoris. Przeżyłem tam wiele przygód, wylałem wiele łez, rozbudziłem to, co jeszcze nie było rozbudzone. To nie była łatwa nauka. Na szczęście koniec historii był dla mnie więcej niż łaskawy. Jego owocem jest mój syn. Czas, aby i on poznał prawdziwy świat. W końcu jego ojcu się udało.

Z wyróżnieniem.

Spojrzałem na zegarek, dochodziło południe. Złoty Rolex na moim nadgarstku przykuł moją uwagę na dłużej. Zupełnie go nie potrzebowałem i zupełnie do mnie nie pasował. Często pozycja człowieka w społeczeństwie wymusza dopasowanie się do kręgów, w jakich się porusza. W imię pozornego, biznesowego taktu. Zawsze była to dla mnie najbardziej irytująca część sukcesu.

Na szczęście udawać to jedno, a być to drugie.

Dzisiaj już nie musiałem udawać.

 

Wraz z zakończeniem szkolnych uroczystości rozpętała się burza. Tłumy wysypały się ze starej szkoły przez wąskie uliczki centrum miasta, pędząc do zaparkowanych nieopodal aut. Wszyscy mijali starego człowieka, grającego na saksofonie. Starzec był niewidomy. Jego ubiór stanowiły wysłużone, postrzępione zębem czasu ubrania. Ciemne okulary i długa, zaniedbana broda sprawiały, że wyglądał irracjonalnie w bogatej, zadbanej dzielnicy.

Miał bardzo dobry słuch. Tylko jedna osoba, mijając go, wrzuciła coś do wysłużonej walizki. Do jego bezdennego kosza potrzeb, który pozwalał mu przeżyć. Przestał grać, dopiero kiedy uliczne kroki ucichły. Schował instrument do futerału, nie zważając na deszcz. Robił to spokojnie i z godnością jak po koncercie w filharmonii.

Sięgnął do walizki, aby zebrać dzisiejsze dary, jednak nie znalazł tam pieniędzy. Dłońmi wyczuł kształt zegarka. Mężczyzna włożył go do kieszeni i się uśmiechnął.

        Nie miał jeszcze pojęcia, jak bardzo ten dzień będzie dla niego szczęśliwy.


Aleksander Walewski

Wewnętrzny bunt

 

„Czyliż nie miło czymkolwiek się wsławić?

Człowieku, zespól swe słowa i czyny,

By drugie życie po sobie zostawić”.

Dante Alighieri – Boska komedia

 

        Zawsze chciałem coś po sobie zostawić. Być wielkim naukowcem, który odmieni życie milionów. Mieć pomnik sławy, na który będą patrzyły moje dzieci, wnuki i prawnuki. Być kimś więcej niż kłębkiem organicznej masy, która prędzej czy później zamieni się w proch. Dokonania i odkrycia są nieśmiertelne. Chcę być nieśmiertelny. Chcę być kimś.

Tylko po co?

Zapieprzałem kilka lat w najlepszym liceum, w tej części kraju. Zdobyłem masę nagród, rozwiązałem wiele zagadek, nabyłem wiele umiejętności. Chciałem być godnym potomkiem mężczyzn naszego rodu. I co?

Nie czuję ani spełnienia, ani satysfakcji. Więcej emocji niż naukowe wyróżnienie, wzbudziły we mnie nocne polucje zeszłej nocy. Może jednak nie jestem godny naszego nazwiska?

Nawet ojciec patrzył na mnie jakoś krzywo. I był dumny i nie był zarazem. Patrzył na mnie wzrokiem ojca, który martwi się o swoje dziecko. Jakbym dalej był małym chłopcem.

Nienawidzę tego. A jeszcze bardziej nienawidzę spojrzeń dziewczyn z mojej byłej już klasy. Jakbym był jakiś niedorozwinięty. Idiotki ledwo zdały maturę, a to ja czułem się jak głąb.

– Aleksander? – głos ojca potoczył się echem po długim korytarzu.

– Tak tato?

– Jesteś w pokoju? Musimy porozmawiać.

Oho, zaczęło się. Co tym razem zrobiłem nie tak?

– Alek, muszę ci coś pokazać – zaczął ojciec poważnym tonem, wręczając mi czarną kopertę.

– Co to jest?

– Zaproszenie – powiedział z zapałem – dwadzieścia lat temu dostałem identyczne od swojego ojca. Otwórz, proszę.

We wnętrzu faktycznie znajdowało się zaproszenie. Na eleganckim, twardym papierze, ze złotą pieczęcią i napisem Universitas Amoris. Zaproszenie było dosyć lakonicznie i nie do końca dla mnie zrozumiałe.

 

Serdecznie zapraszamy Sz. Pana Aleksandra Walewskiego do udziału w tegorocznym zlocie Universitas Amoris*. Listę rzeczy niezbędnych do rozpoczęcia nauki, dołączyliśmy na osobnej notatce. Prosimy o punktualne przybycie dnia 21 czerwca o godzinie 17:00.

 

Z wyrazami szacunku

Amelia Zadarnowska

 

Zgłoszenie kandydatury nastąpiło na wniosek absolwenta – Artura Walewskiego.

 

Nic z tego nie rozumiałem. Do czego znowu zgłosił mnie ojciec? Dalej mu mało dowodów mojej wiedzy? Przecież właśnie ukończyłem szkołę.

– Co to ma być? – zapytałem rozdrażniony.

– To taka tradycja z dziada pradziada. Zanim wybierzesz ostatecznie kierunek i pójdziesz na studia, wzorem naszych przodków udasz się na roczną szkołę dojrzałości – powiedział ojciec z dziwnym podnieceniem w głosie.

– Ale czego tam uczą? Uważasz, że jestem niedojrzały? I co to za nazwa? – skwitowałem – Uniwersytet Miłości?

– Znasz łacinę? Brawo!

– Znam też inną.

– Śmiało, chętnie posłucham.

– Nigdzie kurwa nie jadę.

Wychodząc, trzasnąłem drzwiami. Mocno, jak przystało na nastolatka. Dla lepszego efektu mogłem rzucić w niego tym cholernym zaproszeniem. Opacznie jednak wepchnąłem je do kieszeni.

Całe szczęście.

Okazało się, że osobna notatka w kopercie, zawierała bardzo ciekawe informacje.


Aleksander Walewski

Ciekawość

 

„Nie ma smutniejszego miejsca na świecie niż puste łóżko”

Gabriel García Márquez

 

        Puste łóżko skrzypiało głucho przy każdym moim ruchu. Nie mogłem zasnąć. Po mojej wymianie zdań z ojcem wróciłem do domu późną nocą. Plus naszych relacji rodzinnych był taki, że darzyliśmy się względnym zaufaniem w prostych sprawach. Jeśli mam ochotę wyjść – to wychodzę. Bez zbędnego moralizowania czy zakazów.

Po powrocie do pokoju zobaczyłem na moim biurku starą fotografię. Miała delikatnie wyblakłe kolory i przedstawiała grupę ludzi. Naliczyłem czterdzieści osób, wśród których rozpoznałem dwie twarze.

Moich rodziców.

Stali na tle jakiegoś eleganckiego dworu, uśmiechali się do zdjęcia i trzymali za ręce. Swoją drogą nie pamiętam, żeby kiedykolwiek się kłócili. Często rzucają sobie zalotne spojrzenia, jakich nie widzę u rodziców moich znajomych. Zawsze mi to imponowało. Cieszyłem się, że są szczęśliwi.

Albo, że przyjemniej na takich wyglądają.

Na dole fotografii widniał napis – Universitas Amoris 2004. A więc faktycznie, mój ojciec był w tym miejscu dwadzieścia lat temu. Co ciekawe – była w nim również mama.

Dlaczego mi o tym nie opowiadali?

Jeszcze dziwniejsza była lista rzeczy, niezbędnych do zabrania. Wyglądała następująco:

– Sznur marynarski – 4 metry.

– Lubczyk – nasiona – 30 g.

– Szałwia – 20 g.

– Wanilia – 50 g.

– Prezerwatywy – 3 sztuki.

– Ubrania codzienne: koszula + spodnie + buty – wszystko w kolorze czarnym.

– Tytoń + fajka dębowa – zestaw.

– Whisky – 7-letnia lub starsza.

– Chusteczka bawełniana – 3 sztuki.

– Złoto – 15 g, próba 999.

– 10 000 zł w gotówce.

– Nóż myśliwski.

– Książki – 3 dowolne pozycje do wyboru.

Nic z tego nie rozumiałem. Z jednej strony wyglądało to, jak zestaw startowy uchodźcy. Z drugiej, zioła czy używki całkowicie mieszały mi w tworzeniu teorii, o co może chodzić.

Byłem zaintrygowany.

Na dodatek te prezerwatywy. Co oni myślą, że każdy chłopak w moim wieku wsadza przyrodzenie we wszystko, co się rusza? Nie mówię jednak, że bym nie chciał. Miałem wrażenie, że byłem ostatnim prawiczkiem w moim liceum.

Żenada.

Niestety nie wszystko można rozwiązać równaniem, a obecnie kobiety były w moim życiu tematem zupełnie nierozwiązywalnym. A może po prostu nie poznałem tej właściwej?

Nie wiem kiedy, ale w końcu udało mi się zasnąć.

Rano postanowiłem zrobić dwie rzeczy: przeprosić ojca i zgodzić się na ten wyjazd. Nie będę ukrywał, że zawsze zależało mi na jego docenieniu. Był dla mnie wzorem człowieka sukcesu. Miał dobrze prosperującą firmę, wszystko w jego życiu było mądrze zaplanowane, a kobiety przy nim stawały się jakieś takie… uległe. Choć on sam nigdy nie zwracał na to uwagi. Zawsze liczyła się dla niego tylko jedna kobieta.

Moja mama.

Zapach kawy jak zawsze o poranku wypełniał cały parter naszego domu. Ojciec siedział w kuchni przy stole, kończąc właśnie śniadanie przy jednej z książek – do których często wracał. Były dla niego jak brzmienie ulubionej piosenki. Mógł czytać je przy każdej okazji i nigdy się nimi nie nudził.

– Cześć Alek! Jak się spało? – zagaił miło.

– Cześć! Nawet znośnie. Choć… krótko.

Ojciec odpowiedział mi tylko tajemniczym uśmiechem, nie drążąc tematu.

– Tato?

– Tak synu?

– Chciałem cię przeprosić, byłem wczoraj trochę… sfrustrowany.

– Nie przejmuj się – odpowiedział ciepło – na pewno masz wiele pytań. Wal śmiało.

– Opowiesz mi więcej o tym miejscu? Czego w zasadzie tam uczą? I dlaczego nigdy nie opowiadaliście mi z mamą, że tam byliście?

– Widzisz, to taka tradycja. W pewnych rodzinach istnieje przywilej wchodzenia w dorosłość z nieco większą… pomocą. To właśnie tam poznałem twoją mamę. I to właśnie tam zakochałem się w niej bez pamięci.

– To jakaś szkoła dobrego wychowania?

– Tak. I nie. – Odpowiedział, patrząc na mnie przenikliwie.

– Tatooo…

– No dobrze. To miejsce, do którego dumni ojcowie wysyłają swoich synów, a matki swoje córki, aby pomóc im zrozumieć samych siebie oraz nabyć nowe umiejętności. Poznasz tam nowe odsłony życia. Życia, jakiego nie miałeś okazji zaznać wcześniej. Bądź tam sobą, a zobaczysz, że świat ma wiele barw. Nie zawsze tych dobrych, choć zawsze wartych sprawdzenia.

– Nic nie rozumiem – odparłem lekko zniechęcony.

– I właśnie dlatego uznałem, że to dla ciebie właściwy czas. Zaufaj mi.

– Ufam. Pomożesz mi przygotować rzeczy z listy?

– Wszystko oprócz książek jest już gotowe. Zajrzyj pod łóżko, leży tam czarna walizka. A książki wybierz sam.

– Tato?

– Tak synu?

– Dziękuję.

Czym prędzej udałem się do pokoju. Czarna, skórzana walizka ze złotym modułem mechanicznego szyfru, leżała faktycznie pod moim łóżkiem.

Zamknięta.

No tak. Tata od dziecka lubił mnie motywować do intensywnego myślenia i rozwiązywania zagadek. Jakie może być hasło? Data urodzenia? Nie, zbyt banalne. Może data wyjazdu? Czym prędzej ustawiłem cyfry: dwa, jeden, zero, sześć i… voilà.

Przejrzałem całą zawartość, z czego najciekawsza wydawała mi się mini sztabka złota. Miała wygrawerowany herb naszej rodziny i była zapakowana w pięknej, ozdobnej szkatułce. Widok kruszców nie był dla mnie czymś nadzwyczajnym, w końcu główną gałęzią działalności mojego taty, była dystrybucja złota oraz wyrobów jubilerskich.

Nigdy jednak nie widziałem sztabek w takiej oprawie. Odlew, grawer i opakowanie były tak perfekcyjne, że ich produkcja musiała nastąpić o wiele wcześniej. To była zdecydowanie ręczna robota.

Inne elementy ekwipunku również były skrupulatnie zapakowane. Wszystkie w innej przegródce. Widać ojciec planował ten wyjazd już od dłuższego czasu.

Pozostało mi wybrać trzy dowolne książki. Ciekawe czy miały być dla mnie sposobem na ewentualną nudę w przerwach od nauki, czy źródłem wiedzy. Książek z konkretnych, typowo szkolnych dziedzin brał nie będę. Bo i po co? Zdecydowaną większość standardowego programu nauczania mam w małym palcu.

Wybrałem Sztukę Wojny – Sun Zi, Księgę Wszystkich Dokonań Sherlocka Holmesa – Sir Arthura Conan Doyle i Trylogię Husycką – Andrzeja Sapkowskiego. Najwyżej niczym Gimli z Władcy Pierścieni będę bronił ostatniego wyboru słowami – „[...] to się liczy jako jeden”.

Do wyjazdu pozostało cztery dni. Z uczucia niechęci przeszedłem w dreszcz zaciekawienia.

Może właśnie tego mi brakowało?


Artur i Wiktoria Walewscy

Rodzice

 

„Seks nie nadaje się do ubierania w słowa. Oczywiście można wyczyniać słowne wygibasy, łącząc różne części ciała, ale ma to tak mało wspólnego z rzeczywistością, jak stwierdzenie, że pocztówka jest dokładnie tym samym, co miejsce, które przedstawia”.

Jonathan Carroll, Całując ul

 

– Widziałeś pocztówkę od moich rodziców? Wenecja jest jednak śliczna!

– Tylko na zdjęciach. Ja jednak wolę zdecydowanie to, co widzę tu i teraz.

Tu i teraz moja żona właśnie nakładała pończochy na swoje zgrabne nogi.

– Głupek! Tęskniłam za tobą – powiedziała z teatralnym żalem w głosie – nie lubię, kiedy tyle pracujesz.

– Też nie lubię. Choć z drugiej strony… tęsknota za najpiękniejszą kobietą na świecie jest… stymulująca…

– To znaczy, że nie potrzebujesz już mojej stymulacji?

– Nie potrzebuję. Co nie znaczy, że nie chcę.

– Pokaż mi, jak bardzo chcesz.

Pokazałem jej.

Najpierw zdecydowanym ruchem ręki zerwałem koronkową bieliznę z jej zgrabnych pośladków. Później zapewniłem, że moje zdolności językowe są więcej, niż przeciętne.

Wiktoria odepchnęła mnie w trakcie mojej prezentacji.

– Ohhh.

– Teraz mi wierzysz?

– Zawsze wierzyłam…

– I co z tym zrobisz?

– Sprawię, że teraz zapomnisz o całym świecie.

Sprawiła.

Zapomniałem nie tylko o całym świecie, ale i o wszystkim poza nim. Obserwowałem, jak moja żona ujeżdża mnie niczym amazonka. Dosiadła mnie, jakbym był Leonidasem, wyruszającym zaraz w bezpowrotną podróż. Jej ciało wyginało się w pozach nieziemskiej akrobatki. Piersi falowały niczym w rytm muzyki. Usta rozchylały się, tworząc mieszankę prośby, rozkoszy i samozadowolenia.

Uwielbiam ten grymas. Grymas, po którym zawsze mam ochotę zrobić z nią wszystko.

Zrobiłem wszystko.

Kochaliśmy się długo, namiętnie, ostro. Z miłością.

Tak jak zawsze.

Ptaki rozpoczęły już swoją poranną serenadę. Moja żona leżała przytulona do mojej piersi. Spokojna, spełniona, kochająca. Naprawdę jestem szczęśliwym człowiekiem. Dziękuje za to. Komukolwiek, komu mógłbym za to podziękować.

– Artur?

– Tak kochanie? Myślałem, że śpisz.

– Prawie śpię.

– Coś cię trapi?

– Myślę o Alku. Sądzisz, że jest już gotowy?

– A my byliśmy? – odparłem z uśmiechem.

– Ale to nasz syn.

– Ja też byłem synem swojego ojca. A ty córką swojej matki. Czułaś się wtedy gotowa?

– Mhm.

– No właśnie.

– A jak sobie nie poradzi?

– O to właśnie toczy się gra. Ma sobie nie poradzić, żeby później sobie poradzić.

– Boję się o niego.

– Nie bój się. Pamiętaj o jednej, ważnej rzeczy. Alek ma to, czego nie mieliśmy my.

– Co masz na myśli?

– Nas.

Ptaki śpiewały. Zakochani zasnęli. Świat toczył się dalej, obiecując kolejny dzień.

 

Cdn.

 

 

 

Ten tekst odnotował 7,147 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.45/10 (8 głosy oddane)

Komentarze (17)

0
0
Podoba mi się.
Podoba mi się, że z każdym opowiadaniem nadal się rozwijasz – co świadczy o chęciach do pracy – i mocno wziąłeś sobie do serca moje wcześniejsze uwagi, by pisać fabuły z seksem, a nie wyłącznie fabułę do seksu (jak miało to w poprzednich Lustrach szarości) – tym samym wróciłeś nieco do tego, co doceniłam przy debiucie.

Jednocześnie, w Univesitas amoris, widzę sporo problemów, ale większość określiłaby "chorobą wieku dziecięcego" i gdybym miała bić za nie macką, sama bym musiała porzucić pisanie.

Pierwszy rzuca się wyraźnie w oczy: ciężkostrawna forma.
Myśl otwierającą tekst mogłeś na spokojnie wrzucić do "Od Autora" (sama zwykle zaczynam swoje teksty od jakiegoś cytatu, myśli przewodniej) – a opowiadanie otworzyć tą całkiem ciekawą, niejednoznaczną rozmową (do tego jeszcze zaraz wrócimy). Podobnie jest ze wstawkami z innych utworów – wyglądają mocno średnio tak wsunięte między interlinie.
Biorąc pod uwagę, że mamy narrację kilku bohaterów, dużo sprawniej byłoby stworzyć pewnego rodzaju podrozdziały zaczynające się od zatytułowanego nagłówka (z np. wskazaniem bohatera na zasadzie: "Nestor", "Chłopak") i to pod nie kursywą wsunąć, a potem po prostu lecieć normalnym tekstem. Czytelnik czułby się wówczas mniej pogubiony w tym, czyją "wersję historii" teraz czyta. W obecnej formie dopiero, gdy pada imię w jakimś kontekście, można się domyślić, że są to inni bohaterowie. Mocno więc to mylące.

Od biedy można sięgnąć po styl Grzędowicza i jego Pan Lodowego Ogrodu, gdzie narracja Vuko jest pisana pierwszoosobowo w czasie teraźniejszym, sceny dynamiczne przechodzą na wszechwiedzącego narratora opisującego nam co się dzieję w czasie przeszłym (z wyraźnym zaznaczeniem fabularnym) a z czasem pojawia się drugi narrator pierwszoosobowy opowiadający swoją wersję zdarzeń jako oddzielne rozdziały historii.



Drugi to przesadna, wyraźnie przerośnięta enigmatyczność tekstu. Jak bardzo podoba mi się wstępna rozmowa, mocno niejednoznaczna (czy chodzi o ugniatanie ciasta drożdżowego, czy jednak swoistą grę wstępną lub pieszczoty – punktujesz u mnie autorze i masz srebrną gwiazdkę), tak kolejne fragmenty przytłaczają właśnie brakiem czegoś, co by wskazało jednoznacznością "kogo i co tutaj mamy".
Pisałam kiedyś, że bardzo lubię gry studia From Software (a w piątek zaczynam maraton DLC do Elden Ring), gdzie dużo historii opowiada się przez krajobrazy, często nonsensowne rozmowy z NPCami lub opisy przedmiotów – jeśli samemu się nie poświęci temu uwagi, można odnieść wrażenie, że tej historii po prostu nie ma.
Z twoim tekstem mam podobne odczucia, ale brakuje mi właśnie elementów, z jakich mogłabym czytać lub składać. Owszem, bronić to można aspektem, że to I część i może kolejne nam jakoś uzupełnią nam wątki lub dopowiedzieć – może to być więc powtórka z O dziewczynce w czerwonym kapturku, gdzie trzecia część ukazała, jak skądinąd dobry tekst został źle podzielony. Weź pod uwagę, że taka pierwsza część – swoisty pilot – musi przedewszystkim przyciągnąć czymś czytelnika i wprowadzić go w zdarzenia. Można było sobie pozwolić na nieco dłuższą formę*, dać więcej punktów zaczepienia dla czytelnika, które by go poprowadziły przez to (jak choćby wspomniane powyżej, podzielenie na podrozdziały).

* – tak, panuje przekonanie "Najlepsze opowiadania są do 40 minut", ale osobiście wychodzę z założenia, że autor powinien pisać tak długo, aż będzie w stanie dokładnie przedstawić to, co chce opowiedzieć – korzystając z różnych metod narracyjnych pokroju ekspozycji lub dialogów.


W ostateczności jednak jestem zdania, że może (jeśli autor przyłoży się, trochę odsłoni kurtynę w dalszych częściach, byśmy dowiedzieli się czegoś więcej i ostatecznie nie doprowadzi do zawodu, jak miało to miejsce przy drugiej połowie Natury rozkoszy) wyrosnąć z tego coś interesującego. Ostatnio miałam tak przy Antyerotyku @KawaiiKiwi, a dzisiaj wisi na głównej.
Stąd, udzielając dużego kredytu zaufania, również i tutaj pozostawiam swój głos PLA z nadzieją, że autor się odniesie do moich wskazówek – czy to tutaj, czy w kolejnych częściach swej sagi.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Znakomita próbka tekstu napisana w stylu, który bardzo do mnie trafia i zapowiada klimatyczną opowieść. Ciężko co prawda na razie ocenić, w jakim kierunku pójdzie fabuła i czy finalnie zadowoli mój gust, ale z pewnością będę czekał na kolejne odsłony.

Co do spraw technicznych proponuję zwrócić uwagę na chwilami zbyt duże nagromadzenie powtarzających się zaimków.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0

przerwałem ubieranie górnej części jej bielizny.


Czym ubierał tę bieliznę?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Rascal dziękuję za poświęcony czas, ciekawe uwagi i kredyt zaufania!😊 Jeśli chodzi o formę, miałem mały dylemat. Z jednej strony mogłem umieścić pierwszy z cytatów w zakładce „Od Autora” – brakowałoby jednak konsekwencji w kolejnych etapach/podrozdziałach.

W kwestii doprecyzowania o kim jest dany podrozdział – jak najbardziej rozumiem punkt widzenia. Sugerowałem się odrobinę tym, jakie przekonanie panuje w opiniach o różnicach pomiędzy polskimi i zagranicznymi czytelnikami. Podobno Polacy są bardziej domyślni i lubią mniej oczywistości od np. Brytyjczyków (ale być może było to już dawno i nieprawda) 😊 Postaram się to zrobić na próbę, choć będę miał dylemat opisu w podrozdziałach, gdzie występuje więcej niż jedna postać – sama ocenisz.

Jeśli chodzi o fabułę oraz poprzednie opowiadania – przyznam, że traktuję swoje pomysły jak studium przypadku. Sprawdzam, co ludziom się podoba bardziej, co mniej, którędy podążać etc. Pomysłów na fabułę mam mnóstwo, zarówno w kwestii pisarskiego soft porno – które w moim mniemaniu jest jak odpowiednik komedii romantycznych w branży filmowej (prosto, szybko, jak po sznurku, dla relaksu i prostych emocji) versus ambitniejsze dramaty psychologiczne, fantasy czy dobry kryminał.

Docelowo mam zamiar iść w ciekawe połączenie różnych gatunków z małą przerwą na proste formy. 😊 Takim ambitniejszym miksem z założenia jest Universitas Amoris. Nie wiem, czy dokonałem prawidłowego podziału, ale całość pomysłu wymaga dość długiego wprowadzenia. Dlatego nie chciałem zanudzić czytelników zbyt dużą wielowątkowością, na rzecz oswojenia się z nieco enigmatycznym początkiem (być może za bardzo enigmatycznym).

Kolejne wątki postaram się poprowadzić w sposób bardziej przejrzysty, o ile temat mnie nie przerośnie ;D

----------

@sajmon Dziękuję za uwagę o zaimkach, też chodziło mi to po głowie. 😊 Mam nadzieję, że nie zawiodę fabularnie w kontynuacji.

----------

@Alojzy Dobre oko, już poprawiłem logikę tego zdania – chodziło o ubieranie bielizny przez bohaterkę😊
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-1

jej przerwałem ubieranie górnej części bielizny.


A ja nadal nie wiem, czym ona ubiera tę bieliznę. Kwiatkami może?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Alojzy Officium officio provocatur. Bez ironii byłoby łatwiej 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
-1
Znajomość sentencji łacińskich nie zastąpi znajomości języka polskiego.
Barba crescit, puer nescit.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
To nie były puste słowa na pokaz, a sugestia. Ja Twoją wziąłem sobie do serca, wprowadzając zmiany. Ty z moją możesz zrobić co zechcesz. Miłego dnia!
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Pierwsza uwaga ogólna: autor się rozwija.
Druga uwaga kompozycyjna: jak dla mnie idziesz, Autorze, w zbytnią komplikację formy. Trudno mi przy pierwszym czytaniu zrozumieć, kto jest kim i jaką rolę pełnią cytaty (w dodatku z literówkami – warto kopiować ze sprawdzonych źródeł, jak np. Wolne lektury, a nie z badziewnych stron blogerów). Być może wyjaśnienie znajdę w dalszych częściach opowiadania, ale to by świadczyło (moim subiektywnym zdaniem) o złym podziale na części.
Cóż, ja (w przeciwieństwie do @Rascal) lubię prostotę.
Jak rada? Daj komuś do przeczytania przed publikacją i zapytaj, co z tego zrozumiał. Może się okazać, że to, co masz w głowie, nie znalazło się w tekście i stąd to, co dla Ciebie oczywiste, dla innych jest niejasne. Nikt nie wie, co tkwi w Twojej głowie, tylko Ty.
Co do ugniatania (które tak się podoba @Rascal), to nie wiem, kto co ugniata. Wolałbym wiedzieć. Nie jest to ciasto (bo to się już piecze), czy zatem jest to kutas ugniatany męskimi dłońmi (bo na to wskazuje kolejna wypowiedź mężczyzny, błędna zresztą frazeologicznie – ta z „wisienką na torcie”), czy piersi kobiety (najbardziej kojarzący się element anatomiczny wart ugniatania, na który zresztą nic innego nie wskazuje)? Takie niedopowiedzenia wywołują we mnie frustrację.
Podobną frustrację odczuwam, nie rozumiejąc przeskoków akcji. Najpierw jakaś dojrzała, bezdzietna para małżeńska. Potem (prawdopodobnie) inny podmiot (Artur Walewski?) coś tam sobie myśli. Potem mamy coś kursywą, co myślami nie jest. Czym więc jest? I co robi w tym fragmencie nowa postać – ślepiec obdarowany rolexem? Taki NPC? Potem mamy maturzystę, prawdopodobnie (naprowadza na tę myśl nazwisko w nagłówku podrozdziału) syna ww. Artura. Tu znienacka okazuje się, że czytelnik powinien był zapamiętać imię kobiety z inicjalnego podrozdziału (Amelia), by dzięki temu zacząć łączyć kropki…Jak dla mnie to trudne.
A na koniec mamy kolejny duet. Rodzicielski.
Gdyby nie tytuły podrozdziałów, rzecz nie do rozszyfrowania. Był tu (na pokatne) kiedyś autor, który uważał, że fabułę wyjaśnia tag. U Ciebie fabułę muszą wyjaśniać tytuły.
Komplikacje godne może powieści, ale krótką (z założenia portalowego) formę rozsadzą. To moja subiektywna opinia.
Językowo nieźle. Uwagi dwie. Pierwsza – dlaczego nie stosujesz, Autorze, sentencecheckera? Co najmniej kilka błędów by ten program wyeliminował. Druga – robisz te same błędy (klasyka, ale nie tak znów częsta) co @Maklero. Językowo jesteście tak podobni, że (w połączeniu z sąsiadowaniem w Poczekalni waszych opowiadań) rodzi to podejrzenia, że to jedna osoba.
Z powodu przerostu ambicji nad efektem ocena przeciętna.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Tomp ! Już się martwiłem, że zniknąłeś. Nawet pomyślałem przez chwilę, że przywdziałeś pelerynę i stałeś się @Alojzym. Uznałem jednak, że taki lakonizm wypowiedzi do Ciebie nie pasuje. To, że gówno i czekolada są brązowe, nie oznacza, że są tym samym.

Co do podziału na części już się wypowiedziałem w komentarzu do @Rascal – bardzo prawdopodobne, że źle je podzieliłem. Jest to próba sprawdzenia odbioru tekstu, więc ciężko mi to rozpatrywać w kwestii dobre/złe przed dodaniem kontynuacji, co niebawem nastąpi (choć morale spadły). Przeskakiwanie między postaciami wydaję mi się naturalne na obecnym jego etapie, ponieważ chciałem pokazać punkt widzenia chłopaka, ojca, obojga rodziców, a także tych, którzy w niecodzienny sposób będą wprowadzać go w dorosłość.

Lubisz prostotę? Śledząc Twój charakter/ocenę opowiadań na podstawie komentarzy, stwierdzenie o prostocie byłoby dużym niedopowiedzeniem. Chyba że lubisz prostotę wybiórczo, w zależności od nastroju – to mogę zrozumieć.

Bardzo mądra uwaga o tym, że nie wszystko w tekście może być równie przejrzyste, co w mojej głowie. Mam tego świadomość. Choć moją próbą badawczą jest już sama publikacja i informacje zwrotne.

Jeśli chodzi o ugniatanie... potwarz i kalumnia. 🙂 Nie piecze się! Jest nawet wzmianka z prośbą o WŁOŻENIE do piekarnika, a samo pieczenie odbywa się podczas masażu. Dokładnie 35 minut jak na ciasto drożdżowe przystało. Cytaty wprowadzające do podrozdziałów są dodatkowym smaczkiem, do którego nawiązuje treść danego opowiadania. Cytat pierwszy jest wręcz puszczeniem oka do czytelnika, że za moment nie czeka go wcale to, czego się spodziewa. Jest w tym odrobina mojej chęci pogodzenia dwóch obozów. Tych, którzy chcą seksu natychmiast oraz tych, którzy nie chcą go w opowiadaniu wcale. Odrobina zabawy formą. Czy dobra – nie mnie oceniać.

I na koniec chyba najważniejsza kwestia. Tak, mam świadomość, że nie jest zbyt przejrzyście. Tak, może to zła forma w nieodpowiednim miejscu (choć nie dopasowuję pomysłu wyłącznie do miejsca, opowiadanie to opowiadanie, koncepcja to koncepcja, całkowite dopasowywanie byłoby już autorską formą prostytucji). Tego wymagał pomysł fabularny. Pewnie można było zrobić to lepiej, ale po to piszę, żeby było lepiej.

Korzystam z narzędzia Language Tool.

Swoją drogą napisałem do Ciebie na PW. Jeśli podtrzymujesz propozycję redakcji któregoś tekstu – bardzo chętnie. Będzie mi łatwiej opanować to, co jest w moich opowiadaniach najbardziej rażące.

Na razie pozostaje mi wierzyć, że kolejna część będzie lepsza. O ile się nie upiję, nie zacznę patrzeć w sufit i powtarzać w kółko przeciętny, przeciętny, przeciętny...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Language Tool ma mniejszą skuteczność niż Sentencechecker. Sam przeprowadziłem próby porównawcze. Zapewne nie tylko ja, bo i w zaleceniach portalu znalazł się Sentencechecker.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Dobra, na chwilę się odkleiłam, bo dyskusja robi się ciekawa.

Cóż, ja (w przeciwieństwie do @Rascal) lubię prostotę.



"Dlatego narzekam, że jej opowiadania są za trudne dla mnie".

Przeskakiwanie między postaciami wydaję mi się naturalne na obecnym jego etapie, ponieważ chciałem pokazać punkt widzenia chłopaka, ojca, obojga rodziców, a także tych, którzy w niecodzienny sposób będą wprowadzać go w dorosłość.



Problemem nie są przeskoki między bohaterami, bo one czynią opowiadanie zawsze czymś ciekawszym.
W swoich książkach Jo Nesbo (autor cyklu o Harrym Hole) często w ramach rozdziału umieszczał narrację powiązaną z innymi postaciami, tworząc coś na zasadzie fałszywych tropów na temat tożsamości mordercy (via Pentagram lub Pierwszy śnieg – tylko tu mówimy o autorze, który ma na koncie wiele tekstów, a my raczej jesteśmy wciąż na stopie ambitnych amatorów.
Obecnie, jak umieściłeś pewne nagłówki, które mówią nam o bohaterach rozdziałów, jest już wyraźniej lepiej. Mocno to łopatologiczne, owszem, ale przynajmniej mamy już jakiś punkt zaczepienia kim są narratorzy danych fragmentów (bo w dużej większości tekstu jest to męski narrator pierwszoosobowy, mówiący właściwie podobnym językiem).
Ponownie, jest to coś na zasadzie "chorób wieku dziecięcego", czyli coś, co z czasem zaczynamy lepiej rozumieć, jak stosować i jak pracować.
Niemniej, nie powinno się bać, aby bawić stylami i formami – bez rozbicia jajek nie zrobisz omletu.

Jest to próba sprawdzenia odbioru tekstu, więc ciężko mi to rozpatrywać w kwestii dobre/złe przed dodaniem kontynuacji, co niebawem nastąpi (choć morale spadły).


Tu znów wspomnę, co pisałam wcześniej: Mam poczucie, że jak na pilot jest tutaj za mało treści. Wspomniałam już o grach Form Software (i tym, że teraz nie mogę się urwać od dlc do Elden Ringa), ale pozwolę sobie rozszerzyć tę myśl.
Tutaj znajdziemy dość wnikliwą analizę (spoilerową i napisaną po angielsku, ale od czego jest Google Translate) pewnej postaci (bossa fabularnego) owego DLC. Jak się przyjrzymy, autor pisze w niej: "Opis zaklęcia Minor Erdtree brzmi następująco", "Opis przedmiotu Maski Gąsienicy brzmi" – spowodowane jest to faktem, że historia w tej grze nie jest przekazywana na zasadzie: "wchodzę na arenę bossa i odpala się 3-minutowy filmik z narratorem, który mi opowiada o tym bossie". Autor owej analizy wyłuskał i poskładał to wszystko z tych elementów, jakie można spotkać w świecie gry. Cała gra zresztą jest zbudowana w ten sposób – nie ma mówienia o fabule bezpośrednio do gracza, a jedynie jej strzępki są mu dawane i zachęca się go do szukania jej.

Sama wszystkie swoje teksty tworzę w myśl tej zasady (a potem @Tomp odkrywa Platona) – nie są inkluzywne, ale w zamian czuję, że są moje.

Lubisz prostotę? Śledząc Twój charakter/ocenę opowiadań na podstawie komentarzy, stwierdzenie o prostocie byłoby dużym niedopowiedzeniem. Chyba że lubisz prostotę wybiórczo, w zależności od nastroju – to mogę zrozumieć.



Złota rada PLA numer 69: Czytaj tych, którzy cię krytykują i również pisz im krytykę lub pochwały.
Po pierwsze, zrozumiesz ich stosunek do swojego tekstu (jaki jest ich pryzmat wrażliwości), a przy tym możesz odkryć inne aspekty twórczości. Jak mawia @Agnyza – najlepiej się uczyć na cudzych błędach.

Bardzo mądra uwaga o tym, że nie wszystko w tekście może być równie przejrzyste, co w mojej głowie. Mam tego świadomość. Choć moją próbą badawczą jest już sama publikacja i informacje zwrotne.



A wbrew pozorom, to nie jest takie zero-jedynkowe, jak może się wydawać. Pisząc Tożsamość i wprowadzając postać Owena Throna miałam w głowie, że znajduje się on w biurze na szczycie budynku, do którego zmierzać będzie Ezekiel Linde.
Dopiero po publikacji @Tomp zwrócił mi uwagę, że jest tam jedynie napisane, że przed świtem Throna obudził telefon i wyskoczył z łóżka, budząc żonę. Czytelnik może więc pomyśleć, że ten nadal znajduje się w swojej sypialni – nie ma bowiem nigdzie informacji o tym, że się przeniósł.

Stąd Złota Rada PLA numer 123: Po napisaniu tekstu odłóż go na jakiś czas (choćby kilka dni) – idź pograć w Soulsy, poczytaj sobie prace innych autorów, odwiedź rodziców, wypierz pościel – tylko nie porzucaj go na amen. Jak poczujesz, że wystarczająco go zapomniałeś, wróć do niego i przeczytaj jeszcze raz i zastanów się, czy wiesz, gdzie w danej chwili jest postać, kim jest i co robi z tego, co przeczytałeś. Jeśli nie, to już wiesz, czego tutaj konkretnie brakuje.
Zakoduj sobie w duszy zasadę: Dobre rzeczy – jak wino, ser, szynka i mężczyźni – najlepsze są, gdy odpowiednio dojrzeją. A potem są w stanie same się obronić, nawet jeśli posiadają dziwne decyzje.


Jest w tym odrobina mojej chęci pogodzenia dwóch obozów. Tych, którzy chcą seksu natychmiast oraz tych, którzy nie chcą go w opowiadaniu wcale. Odrobina zabawy formą. Czy dobra – nie mnie oceniać.


Zauważalne jest, jak wiele autorów zmusza się "dobra, teraz musi być seksik" lub pisze właśnie bardziej fabułę pod scenę seksu (czyli te dziwne wstawki do filmów pornograficznych), niż wykorzystuje to na zasadzie aspektu, by stworzyć fabułę, w jakiej pojawi się seks.
Pewnie, ten pierwszy będzie miało 82 głosy i wyświetlenia na poziomie, o jakim można pomarzyć – z drugiej jednak strony, jeśli ktoś czuje podniecenie na widok słów "kutas", "cycki", "cipka", "dupa" lub "sperma" to jego życie seksualne głównie chyba opiera się o treści z pomarańczowego youtubka.
Idealny tekst stricte erotyczny powinien karmić duszę tak, jak karmimy nasze oczy i uszy filmową lub obrazkową pornografią – stąd czasem piszę, że tworzenie dobrej sceny erotycznej przypomina pisanie dowcipów. Autor nie tłumaczy, czemu jest on śmieszny, to po prostu my reagujemy na niego rozbawieniem.

I na koniec chyba najważniejsza kwestia. Tak, mam świadomość, że nie jest zbyt przejrzyście. Tak, może to zła forma w nieodpowiednim miejscu (choć nie dopasowuję pomysłu wyłącznie do miejsca, opowiadanie to opowiadanie, koncepcja to koncepcja, całkowite dopasowywanie byłoby już autorską formą prostytucji). Tego wymagał pomysł fabularny. Pewnie można było zrobić to lepiej, ale po to piszę, żeby było lepiej.



I bardzo, kurczem kurczem, dobrze pisze! Polać mu i to dużo!


Korzystam z narzędzia Language Tool.


Też go używam do spółki z iKorektorem. Jak masz Libre Writer, to możesz nawet LT podpiąć sobie, by w czasie pisania wykazywał błędy (przynajmniej w wersji premium tak mam).
Jednak ani LT, ani iKorektor, ani Sentencechecker nie zastąpią samodzielnej pracy nad warsztatem – to co najwyżej kalkulatory, jakie sprawdzą poprawność obliczeń i najlepsze efekty przynosi wrzucanie im małych fragmentów a nie całości. Nakarmiono je danymi i teraz porównują dane wejściowe z tymi, które już posiadają w swojej bazie. Efekty mogą być naprawdę różne, bo jeden będzie lepszy w x, drugi w y a trzeci w z.

Z ciekawości pozwoliłam sobie wrzucić fragment twojego tekstu właśnie w iKorektor:

Zmogła mnie litość, patrząc na mojego syna. Właśnie ukończył najlepsze liceum w tej części kraju. Ukończył je z wyróżnieniem. Niestety wyróżnienie w jednej dziedzinie, często staje się antywyróżnieniem w innej. Stałem zmieszany na oficjalnym zakończeniu roku, patrząc jak świadectwo jego nauki, jest antyświadectwem życiowych doświadczeń.



Zaawansowana korekta AI:

Zmogła mnie litość, patrząc na mojego syna. Właśnie ukończył najlepsze liceum w tej części kraju. Ukończył je z wyróżnieniem. Niestety, wyróżnienie w jednej dziedzinie często staje się antywyróżnieniem w innej. Stałem zmieszany na oficjalnym zakończeniu roku, patrząc, jak świadectwo jego nauki jest antyświadectwem życiowych doświadczeń.



Po zastosowaniu "sugestii poprawy stylu" (dostępne w wersji płatnej):

Zmogła mnie litość, patrząc na mojego syna, który właśnie ukończył najlepsze liceum w tej części kraju z wyróżnieniem. Niestety, to wyróżnienie w jednej dziedzinie często staje się antywyróżnieniem w innej. Stałem zmieszany na oficjalnym zakończeniu roku, obserwując, jak świadectwo jego nauki staje się antyświadectwem życiowych doświadczeń.



Na razie pozostaje mi wierzyć, że kolejna część będzie lepsza. O ile się nie upiję, nie zacznę patrzeć w sufit i powtarzać w kółko przeciętny, przeciętny, przeciętny...



Jeszcze podsufitowy wentylator włącz i puść Fortunate son mięczaku.
Jako weteranka Soulsbornów powiem ci, że jeśli przez kilka godzin oglądasz na ekranie "You died", bo boss pozamiatał tobą podłogę, obejrzysz te kilka filmów na Tubie, jak ludzie robią go "no hit, no dodge" i wreszcie zrozumiesz, jak sygnalizuje konkretne ataki, w którą stronę przed nimi uciekać, zrozumiesz w pełni, jak reaguje twoja postać i ile trwają animacje broni… wreszcie wchodzisz na jego arenę kolejny raz i po prostu go rozwalasz, czując cholerną satysfakcję.
I miałam tak, gdy z poczekalni wyszedł najpierw mój Człowiek Domino, a później mające prawie półtora godziny Życie pary, które w dodatku było początkiem trylogii.

Stąd, tak jak pisałam – zamiast załamywać się, napisz kolejne części i odstaw ją sobie na chwilę. Pozwól im dojrzeć, w międzyczasie przyjrzyj się twórczości innych. Poczytaj komentarze, może dostrzeżesz wzorce. Nie ma deadline na karierę literacką, bo jak powiedział Remigiusz Mróz: "Jak ktoś zacznie pisać, będzie pisał przez całe życie".

Niech główna będzie twoim Bayle The Dread. To, że do niego dotarłeś, już jest połową sukcesu – teraz musisz zrozumieć jak go pokonać.

PLA Rascal
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Rascal
Widzę, że poszłaś na rekord w długości komentarza. 🙂
O klasie (raczej jej braku) wszystkich używanych przez Ciebie narzędzi do korekty, w tym płatnych, świadczy to, że w zdaniu:

Zmogła mnie litość, patrząc na mojego syna,


...żaden nie zauważył karygodnego błędu braku tożsamości podmiotów w IRZ. A zdawałoby się, że to proste nawet dla uczniów klasy czwartej. Zasada prosta, stosowanie łatwe, a tu aż (potrójnie) oczy (i zęby) bolą.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Gdyby opowiadanie było jednoczęściowe, już w tym momencie dostałoby ode mnie głos za wyjściem z poczekalni. Owszem, jak stwierdziła już @Rascal, jest ono cokolwiek przekombinowane i mam wrażenie, że momentami autor sam nieco gubi się w tym, co chce osiągnąć, ale bez przesady - krytykowanie przerostu formy nad treścią byłoby niczym innym jak hipokryzją z mojej strony. Niemniej mam aż za dużo niezbyt przyjemnych doświadczeń z niedokończonymi cyklami (i pustymi deklaracjami ich autorów), żeby już teraz przekuć słowa w czyny. Jak pojawi się druga - i ewentualne kolejne - części, wtedy ocenię je jako całość i wyprowadzę na stronę główną. A przynajmniej mam taką nadzieję.

Co do narzędzi typu sentencechecker, to owszem, są one bardzo pomocne, ale niektórych błędów po prostu nie wiedzą. Przykład:

– Przecież wiesz, że to ty jesteś wisienką na torcie. Kiedy bierzesz go w usta, a na twojej twarzy widzę przyjemność i satysfakcję – to największy komplement dla mężczyzny.



Myślnik w dialogach rozdziela rozmowę od didaskaliów i dlatego nie powinno go tam być. Można to zapisać choćby tak:

– Przecież wiesz, że to ty jesteś wisienką na torcie. Kiedy bierzesz go w usta, a na twojej twarzy widzę przyjemność i satysfakcję, jest to największym komplementem dla mężczyzny.

Albo:

Wybrałem Sztukę Wojny – Sun Zi, Księgę Wszystkich Dokonań Sherlocka Holmesa – Sir Arthura Conan Doyle i Trylogię Husycką – Andrzeja Sapkowskiego



Powinno być tak:

Wybrałem „Sztukę Wojny” Sun Zi, „Księgę Wszystkich Dokonań Sherlocka Holmesa” Sir Arthura Conan Doyle’a i „Trylogię Husycką” Andrzeja Sapkowskiego.

Niemniej nie będę o to kruszyć kopii, bo widzę, ze autor pracuje nad sobą i całkiem nieźle mu to idzie. Poza tym są tu znacznie lepsze warsztatowe cwaniaki niż ja 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Agnessa Myślnik w wypowiedzi dialogowej pełni taką samą rolę, jak w każdej innej, np. narracyjnej. Oczywiście oprócz tego rozdziela – jak piszesz – wypowiedź od komentarza. Poprawiony przez Ciebie fragment z wisienką jest prawidłowy, ale również prawidłowy jest zapis autora. Powiem nawet, że w zapisie autora czuję zachwyt mężczyzny, podczas gdy w Twoim jest tylko beznamiętna informacja.
Nie zmienia to faktu, że użycie frazeologizmu "wisienka na torcie" jest tu nieprawidłowe.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Tomp - cóż, ja się ze znawcą kłócić nie będę, niemniej mnie redaktorki lały po łapach za takie wprowadzenie myślnika. Gdyby to był opis, to pasuje idealnie i wersja autora jest lepsza niż moja, ale tutaj co on właściwie oddziela? Dialog od didaskaliów? A może nic? I weź się zastanawiaj, czy to dobrze, czy niedobrze.

(Chociaz w zasadzie to nie ma tak, ze dobrze, albo że niedobrze... 😛 )
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Agnessa A co myślnik ma wprowadzać? Przerwę oddechową równą co do długości co najmniej kropce. Robi częstokroć za wytrych interpunkcyjny, bo często stawiany jest tam, gdzie przecinka czy dwukropka postawić nie można lub wprowadziłby on lektora w błąd. To, że w dialogach oddziela komentarz od wypowiedzi, to tylko jedna z jego ról. Gradacja czasu trwania przerwy oddechowej (w jednostkach względnych) jest następująca: przecinek i nawias=1, średnik=2, kropka i dwukropek=3, wielokropek, pytajnik, wykrzyknik i myślnik=3+ . Oczywiście inne są też tony głosu i akcenty w otoczeniu tych znaków interpunkcyjnych, ale to temat na dłuższy wykład i to nie w tym miejscu.
Jednakowoż należy zawsze mieć na uwadze, że podstawą komunikacji jest mowa, a zapis ma być jej obrazem, tak jak w muzyce nuty są obrazem dźwięków. Interpunkcja jest instrukcją, jak lektor ma oddać zapis. Zwykle interpunkcja decyduje o jego sensie.
Dla zaciekawionych: https://www.dmak.info/formacje/formacja-lektorow/zasady-przygotowania-i-odczytywania-lekcji-czytan-mszalnych-przez-lektora.html
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.