Sny

6 października 2015

Szacowany czas lektury: 18 min

FanFiction z gry Mass Effect, Shepard (kobieta) z Liarą.
Moje wyobrażenie tego, co stało się po powrocie z Cytadeli, po ataku Suwerena.

Po wyjściu ze szpitala Huerty na Cytadeli Shepard zdecydowała się natychmiastowo wrócić na swój statek. Jej ciało było w pełni sprawne, jednak w sercu i na umyśle wydarzenia na Virmirze, Ilos i na Cytadeli odcisnęły swoje piętno. Wiedziała, że ofiara świetnego członka drużyny nie poszła na marne, jednak trudno było się z tym pogodzić. Gdy komandor szła w stronę doków, starała się nie patrzeć na zniszczenia wyrządzone na całej Cytadeli i na opiekunów spieszących do napraw. Wiedziała, że to jeszcze nie koniec, wręcz przeciwnie – był to dopiero początek. Nie miała pewności co do tego, co się stanie, jednak wiedziała, że będzie to straszne w konsekwencjach. Zjeżdżając windą ciężko odetchnęła, próbując odepchnąć złe myśli. Cóż mogła na obecną chwilę poradzić?

Pani komandor weszła na statek i odczekała chwilę, aby siatka lasera oczyściła jej kombinezon. Gdy tylko proces dekontarminacji się zakończył, przebrała się w strój formalny, zastanawiając się, co robi jej załoga. Weszła na pokład i aż oniemiała ze zdziwienia, widząc, że wszyscy oczekiwali jej powrotu przy drzwiach, tłocząc się w wąskim przejściu. Zjawił się nawet Wrex, potężny kroganin, teraz uśmiechający się przyjaźnie szerokimi wargami. Wszyscy od razu zaczęli wypytywać ją o samopoczucie i o opiekę lekarską, upewniając się, że ich bohaterka jest w pełni zdrowia. Shepard kątem oka zauważyła, że para niebieskich oczu wpatruje się w nią intensywnie, niemal przewiercając ją wzrokiem. Skierowała spojrzenie na Liarę stojącą na uboczu i uśmiechnęła się do niej czule, widząc, że na twarzy asari wymalował się spokój i ulga.

– No już! Zostawcie panią komandor! Czuję powinność przeprowadzenia ostatniego badania, żeby się upewnić, że wszystko jest w porządku – powiedziała głośno doktor Chakwas, przepychając się przez mały tłumek. Chwyciła bohaterkę za nadgarstek i łagodnie pociągnęła, chcąc ją prowadzić do swojej małej kajuty badawczej. Obie kobiety odetchnęły z ulgą, gdy zauważyły, że tłum rozstępuje się i idzie w swoje strony. Poszła za nimi tylko Liara, co właściwie ucieszyło Shepard.

Doktor Chakwas wykonała podstawowe badania krwi, obsłuchała i opukała całą komandor, żeby wreszcie stwierdzić, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Doktor T'soni na ten czas musiała udać się do swojej kajuty na tyłach gabinetu lekarskiego. Lekarka Przymierza widziała, jak jej pacjentka tęsknym, acz „dyskretnym” wzrokiem zerka w kierunku drzwi od kajuty ukochanej.

– Mknij do niej – powiedziała spokojnym tonem Chakwas, gdy ostatni raz przeglądała wyniki badań na swoim omni-kluczu. – Ja sprawdzę, jak ma się Joker. Mam nadzieję, że nie próbował wstawać, ani tym bardziej chodzić, żeby móc cię przywitać...

Shepard zaśmiała się, wiedząc, że Joker byłby do tego zdolny, mimo syndromu Vrolica. Podziękowała swojej lekarce uśmiechem i odczekała aż starsza kobieta wyjdzie. Gdy tak się stało, szybkim krokiem weszła do kajuty Liary, która jej oczekiwała. Asari już w drzwiach rzuciła jej się na szyję, przytulając się całym drżącym ciałem.

– Tak bardzo się bałam, że jeszcze cię przetrzymają... – wyszeptała niskim głosem doktor T'soni, zaciskając smukłe palce na ubraniu ukochanej. Szybkim mruganiem odgoniła łzy ni to szczęścia, ni to strachu, które zaczęły gromadzić się pod jej powiekami.

– Już dobrze Liaro... Przecież nic mi się nie stało. No już... Wszystko jest w porządku – powiedziała czule, głaszcząc ją po plecach. Rozczulało ją zachowanie ukochanej, bowiem odwiedzała ją w szpitalu, jak często tylko mogła.

– Ale żniwiarze... Oni przecież wró... – zaczęła kobieta, ale Shepard przerwała jej w połowie słowa, przykładając swoje usta do jej ciepłych, miękkich warg. Całowała ją delikatnie, wkładając w ten pocałunek wszystkie uczucia, jakie do niej żywiła. Obejmowała ją mocno umięśnionymi ramionami, ogrzewając ją swoim ciałem. Dawała jej nadzieję i siłę bezsłownie obiecując, że stawią czoło temu, co jest przed nimi. Wargi Shepard wręcz pieściły usta asari, odganiając złe myśli i skupiając całą jej uwagę na sobie. Przerwała pocałunek dopiero, gdy pierwsze drżenie strachu zmieniło się w lekkie ocieranie się partnerki z powodu początkowego podniecenia.

– Bardzo się cieszę, że cię widzę, kochana... – powiedziała komandor, kładąc dłoń na jej policzku. Był ciepły, a skóra na policzkach asari przybrała głębszy odcień niebieskiego. Wiedziała, że to uroczy rumieniec. Zajrzała do jej błyszczących oczu o barwie oceanu. Nie sądziła, że tyle uczuć może być zawarte w jednym spojrzeniu, które jednocześnie było bardzo intymne, jak i czułe.

– Shepard... Też się cieszę. Tęskniłam i martwiłam się... Bałam się, że już cię więcej nie zobaczę. Bo... Wiesz... Ja... Ja... – zająknęła się Liara, znów zaczynając drżeć. Bohaterka cierpliwie uśmiechnęła się i bez ostrzeżenia wzięła ukochaną na ręce, nie zważając na jej westchnienie zaskoczenia. Podeszła spokojnym krokiem do łóżka i usiadła, sadzając sobie asari na kolanach i obejmując ją szczelnie ramionami. Ucałowała jej czoło, czując na wargach nietypową strukturę skóry. Położyła dłoń na jej policzku i pogładziła go uspokajająco, nic nie mówiąc. Wiedziała, co kobieta chciała powiedzieć, ale wiedziała też, jakie nerwy to jej może przysporzyć. Uważała, że na razie stresów jej wystarczy, dlatego przejęła inicjatywę.

– Kocham cię – szepnęła Shepard do ukrytego ucha ukochanej łagodnie, nie przestając jej głaskać. Kątem oka zauważyła, że piękne usta asari układają się w rozmarzony uśmiech. Żeby sprawić jej odrobinę przyjemności przełożyła dłoń na jej szyi, powoli przesuwając palcami w górę, w miejsce tuż za jej żuchwą.

– Ja też cię kocham... – odpowiedziała równie cicho, błogo. Lekko odchyliła głowę, pozwalając na łagodne pieszczoty. Nareszcie nerwy z niej zeszły, poczuła się przez to aż senna. Miała ukochaną kobietę, która była cała i zdrowa, więc nie potrzebowała na tę chwilę nic innego.

Shepard przesunęła dłoń na tył głowy T'soni, gładząc miejsce tuż pod grzebieniem, które było dosyć wrażliwe na dotyk. Niski pomruk kobiety wywołał uśmiech na twarzy bohaterki. Ciepło jej ciała było tak rozkoszne... Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo brakowało jej spokoju i tej drobnej przyjemności trzymania w ramionach ukochanej osoby. Z przyjemnością pozwoliła Liarze wtulić twarz w zagłębienie swojej szyi, czując jej szczupłe ramiona na swojej talii. Otwartą dłonią gładziła jej plecy, nie przestając przesuwać delikatnie opuszkami palców po nierównościach z tyłu jej głowy. Komandor odrobinę żałowała, że asari ma na sobie swój zwyczajowy strój z wysokim kołnierzem, ponieważ chciała poczuć jej ciało bardziej bezpośrednio.

– Tak mi dobrze... – szepnęła niskim, rozkosznym głosem T'soni. Przesunęła czubkiem nosa po szyi kobiety, owiewając jej skórę ciepłym oddechem. Po plecach Shepard przebiegł lekki dreszcz, przez co uśmiechnęła się i przymknęła oczy. Nieznacznie wsunęła palce pod kołnierz ukochanej, chcąc pogładzić jej delikatny kark. Liara niemal natychmiast odpięła guzik przy szyi, aby ułatwić zadanie, a jednocześnie uniknąć lekkiego podduszenia.

– Mi też jest dobrze... I cieszę się, że nareszcie się zrelaksowałaś, kochanie... – powiedziała do niej czule, nieco śmielej przesuwając palce na kark kobiety. Powiększyła obszar pieszczot, czubkami palców malując po jej karku, szyi i w miejscu tuż przy żuchwie. Usłyszała ciche westchnienie przyjemności i poczuła, że delikatne wargi zaczynają leciutko łaskotać jej szyję.

– Też się cieszę. Bardzo tego potrzebowałam... Potrzebowałam Ciebie, Shepard... – wymruczała, cały czas opierając usta na skórze komandor. Błękitne dłonie asari rozpoczęły powolną wycieczkę wzdłuż kręgosłupa ukochanej, od razu wyczuwając jej przyjemność.

W Liarze zrodziły się wątpliwości. Chociaż mnóstwo razy widziała ukochaną w boju, nieraz bardzo krwawym, mimowolnie traktowała ją jak jajko. Miała straszną ochotę się z nią kochać, ale mimo podsłuchanych wyników badań przeprowadzonych przez doktor Chakwas, wolała nie ryzykować i trochę poczekać. Cichutko odetchnęła i odsunęła się nieznacznie.

– Hm? Co się stało? – zapytała nagle zmartwiona bohaterka, zaglądając w oczy asari. Ona uśmiechnęła się łagodnie i tak pięknie, jak tylko ona potrafiła.

– Nic, spokojnie. Po prostu... Jestem trochę zmęczona. Może pójdziemy do twojej kajuty się trochę zdrzemnąć? – zaproponowała, widząc, że i na usta komandor powraca lekki uśmiech.

– W porządku. Joker, przekaż nawigatorowi Pressley'owi, żeby zajął się statkiem. Ja muszę trochę odpocząć i proszę, żebyście mi nie przeszkadzali, dopóki nie dam wam znać – powiedziała, do uruchomionego omni-klucza. W odpowiedzi usłyszała tylko krótkie potwierdzenie i była za to wdzięczna, bowiem domyślała się, że pilot czasem podsłuchuje co się dzieje. Znając Jokera, mógł palnąć jakiś żart, który skrępowałby Liarę, czego nie chciała.

Odczekała chwilę, aż asari zsunie się z jej kolan, po czym wstała i ujęła jej dłoń. Wyszły z pomieszczenia, przeszły przez gabinet lekarski i pokierowały się do kajuty kapitana znajdującej się naprzeciwko. Szły powoli, niemal leniwie, rozkoszując się po prostu tym, że były razem. Weszły do małego pokoju i obie zaczęły się rozbierać, dyskretnie zerkając wzajemnie na swoje ciała. Shepard z całej siły powstrzymywała się, aby nie porwać ukochanej i nie zacząć się od razu z nią kochać. Skoro była zmęczona, najpierw należało dać jej odpocząć i nabrać siły. Będąc tylko w bieliźnie położyły się na łóżku, komandor od strony ściany, T'soni z brzegu. Ułożyły się na łyżeczki, Shepard przytuliła się do pleców ukochanej, w głębi ducha śmiejąc się, że przynajmniej nie będzie miała włosów w ustach. Zamknęła oczy, z zadowoleniem rozkoszując się ciepłem ciała ukochanej. Zmęczenie i senność wręcz uderzyły w nią, niemal wpychając ją w ramiona Morfeusza. Obie zasnęły bardzo szybko, spokojne i szczęśliwe.

***

Wszystko było błękitne. Ludzka kobieta i asari wznosiły się nad oceanem, który nie różnił się barwą od sklepienia. Obie istoty były nagie, ale całkowicie z tym faktem oswojone. Płynnym ruchem zbliżyły się do siebie, od razu wtulając się w siebie i łącząc się w jedność. Ocierały się o siebie, wzdychały i pojękiwały, odczuwając niesamowitą przyjemność i zjednoczenie. Otwarta przestrzeń wywoływała dreszcz ekscytacji, tak samo jak swobodne zawiśnięcie w powietrzu, nad bardzo głęboką wodą. Kobiety raz za razem zmieniały pozycje, w których się łączyły, zażywając coraz większej rozkoszy. Ich połączone jęki stawały się coraz głośniejsze, a zmysły wrażliwsze. Były już blisko... Blisko spełnienia, ostatecznego połączenia dusz w dwóch osobnych ciałach. Orgazm zbliżał się nieubłaganie, gwałtownie wyciskając z płuc kobiet rozpaczliwe krzyki. Już stały w bramie nieba...

***

– Shepard!? Shepard? Kochanie, masz zły sen... – komandor obudziła się gwałtownie, patrząc na zmartwioną twarz Liary. – Strasznie jęczałaś... Musiałam cię obudzić.

– Och... – westchnęła kobieta i przypomniała sobie, co jej się śniło. Nie umiała się powstrzymać, wybuchnęła gromkim śmiechem, siadając na łóżku. Przestała dopiero, gdy zauważyła urażoną i zaskoczoną minę asari. – To nie był zły sen...

– Więc co ci się śniło? – zapytała z zainteresowaniem Liara, uspokajając się odrobinę.

– Śniło mi się, że kochałyśmy się nad oceanem, wisząc w powietrzu... Obudziłaś mnie w momencie, gdy miałyśmy przeżywać orgazm – powiedziała, patrząc jak policzki doktor znów przybierają ciemniejszy odcień, a wzrok od razu szuka kąta, żeby uniknąć podnieconego spojrzenia komandor. Do tej pory kochały się tylko raz, więc nie była jeszcze oswojona z całym tym procesem, zwłaszcza, że za pierwszym razem było to pod wpływem silnych emocji.

Shepard całą dłonią ujęła policzek ukochanej i łagodnym ruchem skierowała jej twarz w swoją stronę, starając się nieco powstrzymać swoje namiętne zapędy. Spojrzała czule w jej oczy i przysunęła się do niej, składając na jej wargach delikatny pocałunek. Później kolejny i jeszcze jeden. Każdy buziak był odrobinę dłuższy i mocniejszy od poprzedniego. Po niektórych całusach odsuwała się i niemal pytająco spoglądała w oczy asari, chcąc być w stu procentach pewną, że ona akceptuje to, co się dzieje i to, co się będzie działo. Nie chciała napierać, jeśli tylko Liara dałaby znać, że nie chce, umiałaby się powstrzymać, chociaż nie byłoby to łatwe.

Do cholery... Przecież ją kocham. Dlaczego się wstydzę? Dlaczego się boję? Już to przecież robiłyśmy... Myślała T'soni, odpowiadając na każdy pocałunek ukochanej. A może to coś innego? Nie mam pojęcia, co mnie powstrzymuję... Przy kolejnym całusie, poczuła, że Shepard lekko wywija wargi, aby mogła poczuć ich wilgotną, wewnętrzną stronę. Z jednej strony tak bardzo jej pragnę, z drugiej coś w tyle głowy mi przeszkadza... Na boginię, dlaczego?

– Kochanie... Przestań – szepnęła, odsuwając się nieznacznie. – Ja... Chyba nie mogę. To znaczy... Chcę, bardzo chcę. Pragnę Cię. Ale nie mogę. Coś mnie powstrzymuję... Mam złe przeczucie.

– Co się stało? – zapytała poważnie zmartwiona Shepard. Mimo wszystko była wdzięczna, że Liara powiadomiła ją wcześniej, przez co nie zdążyła się rozpędzić.

– Niebezpieczeństwo... Czai się gdzieś i czeka, żeby zaatakować... Tak bardzo się boję – szepnęła asari zaciskając powieki. Sama nie wiedziała dlaczego tak się rozklejała. Może to jeszcze przeżycia z Virmiru przez nią przemawiały? Nie była tego pewna.

– Ćśśś... Posłuchaj mnie skarbie. Jesteśmy na najlepszym okręcie w całej przestrzeni Cytadeli. Mamy najlepszego pilota Przymierza, który potrafi zatańczyć Normandią, mimo że on sam nie może, a zapewne też i nie potrafi – powiedziała spokojnie, a Liara parsknęła śmiechem. – W dodatku jesteśmy nadal w doku na Cytadeli, która już jest bezpieczna. Póki co nic nam nie grozi. Nawet nie mam jeszcze żadnej misji do wykonania, bo Hackett uznał, że potrzebuję chwili odpoczynku po szpitalu. Teraz możemy być spokojne, naprawdę. Skupmy się na tym „teraz”, póki jestem na urlopie.

– Masz rację, Shepard... Wybacz mi.

– Nie muszę ci niczego wybaczać, Liaro. Doskonale rozumiem, że się boisz. Ja też się boję, ale wierzę w nas, w naszą załogę i nasz statek. Udowodniliśmy, że nie da się nas tak łatwo zniszczyć. Zasłużyłyśmy na odpoczynek – powiedziała i zagryzła wargi. Odetchnęła cicho i na chwilę przymknęła oczy, odganiając czarne myśli, które i jej zaczęły zbierać się w głowie. – Kocham cię, naprawdę. I pragnę cię, tak jak nikogo innego w całej galaktyce. Nie pozwolę cię skrzywdzić, a teraz chcę sprawić ci największą przyjemność, jaką tylko potrafię.

– W porządku – głos Liary był dużo pewniejszy, niż przed chwilą. – Więc kochaj mnie...

Shepard dla pewności zajrzała jej głębiej w oczy i uśmiechnęła się, widząc w oczach Liary już tylko pragnienie i obietnicę słodkiej przyjemności. Asari zamknęła oczy i lekko odchyliła głowę do tyłu, by zebrać moc swojego umysłu. Gdy rozchyliła powieki, jej oczy stały się całe czarne, a komandor zapadła się w nich, jak w nicości, czując, jak nawiązuje się połączenie ich umysłów. Było to uczucie, którego nie dało się porównać z niczym innym. Miała wrażenie, że ma w sobie część duszy Liary, a Liara ma w sobie część jej duszy. Ciężko było też odróżnić im ciała, w których się znajdowały, zmysły były wyostrzone, ponieważ obie czuły za siebie i za partnerkę. Nie istniało nic innego poza nimi, obie miały wrażenie, że wszystko co na zewnątrz przestało istnieć. Były swoimi światami, wzajemnie się uzupełniając i wypełniając wszystkie luki w duszy, łącząc się i mieszając. A to wszystko bez nawet najmniejszego dotyku...

Kobiety zbliżyły się do siebie, czując ten sam ruch. Obie doskonale wiedziały czego chciały i jak chciały to osiągnąć. Połączyły się wargami, od razu, bez skrępowania wsuwając sobie wzajemnie języki do ust. Rozpoczęły powolny taniec języków, chociaż samo połączenie umysłów mogłoby wystarczyć do sprawienia sobie przyjemności. Dla nich było to jednak za mało, musiały się czuć, musiały przeniknąć siebie nawzajem. Shepard ściągnęła stanik z T'soni, pozwalając jej po chwili zrobić to samo. Z przyjemnością ujęła w dłoń jej pierś, czując, że jest tak samo miękka i rozkoszna w dotyku jak za pierwszym razem. Nie powstrzymała się przed trąceniem opuszkiem palca jej sutka, co poczuła nawet w sobie.

Naprawdę piękne było to, że czuły wzajemnie swoją przyjemność. Nawet, gdyby pieszczoty były całkowicie jednostronne, obie mogłyby dojść do spełnienia. Jednak one obie wolały się podzielić pieszczotami po równo, dlatego Liara powtórzyła ruchy ukochanej, również ujmując w palce czubek brodawki, by łagodnie ją obracać. Cichy jęk odbił się echem zarówno w pomieszczeniu, jak i w połączonych umysłach. Kobiety nie przerywały pocałunku i niesamowicie zgodnie ułożyły się wygodniej, siadając dokładnie naprzeciw siebie. Shepard ujęła w całą dłoń średnią pierś ukochanej i łagodnie ugniatała ją, jednocześnie odrywając od niej wargi. Jej usta natychmiast odnalazły inne miejsce do sprawiania przyjemności – szyję. Kobieta umiejętnie zaczęła ocierać wewnętrzną stroną warg o łagodną skórę. Do masażu dołączył po chwili język, który śliną wymalowywał różne wzory na Liarze. Asari westchnęła błogo, niemal automatycznie odchylając głowę w bok, aby dać jak największe pole do popisu pieszczącej. Żeby wzmóc przyjemność dla ich obu, położyła dłoń na szyi Shepard, opuszkami palców powtarzając ruchy języka na swojej szyi.

Każdy ruch, każdy dotyk odbijał się echem, w samej głębi duszy, przez co przy tylko grze wstępnej obie kobiety były mocno rozpalone. Walczyły z przyspieszonymi oddechami, czując, że ich serca biją w tym samym, przyspieszonym rytmie. Zarówno dla Liary, jak i dla pani komandor doświadczenie to było niezwykłe, z tego względu, że obie były w jakiś sposób niedoświadczone – pierwsza w seksie ogólnie, druga w seksie z innym gatunkiem, niż człowiek. Dla obu kobiet było to coś więcej niż tylko fizyczny akt. Było to coś, na co warto było czekać całe życie. Shepard wolną dłonią, nieco nieśmiało przesunęła po płaskim brzuchu kobiety, kierując się do jej kobiecości. Z rozczuleniem przypomniała sobie, jaka była zdziwiona, gdy odkryła, że asari są w miejscach intymnych zbudowane niemal w ten sam sposób, co ludzie. Również miały łechtaczkę i wargi sromowe. Liara wyczuła wspomnienie ukochanej i poczuła lekkie zawstydzenie, które okryła niemal natychmiast ciepła, rozkoszna czułość.

Komandor przesunęła się pocałunkami na piersi, palcami pocierając rozchylone i zapraszające wejście w głąb kochanki. Nawilżała opuszki jej sokami, aby móc zacząć pieszczoty jej małej, uroczej wręcz łechtaczki. Przyłożyła palec do szczytu perełki i zatoczyła małe kółeczko, dobrze rozprowadzając wilgoć. Już tak drobny ruch sprawił, że połączenie między nimi się naelektryzowało poprzez przyjemność, jaką sobie sprawiały. Razem... rozbrzmiało we wnętrzach ich głów, na co zgodnie, bez zbędnych słów ułożyły się do góry nogami jedna wobec drugiej, kładąc się na boku. Obie podkuliły te nogi, które były „na wierzchu”, otwierając do siebie dostęp. Shepard przesunęła językiem po całej jej kobiecości, zaczynając od trzonu łechtaczki, aż do miejsca między pochwą, a odbytem. Następnie językiem zaczęła toczyć spiralę, od pachwin, przez wargi większe, mniejsze, aż do samego wejścia, w które chętnie się zagłębiła. Od razu poczuła rozkoszną wilgoć, gorąco i niemal słodycz jej wnętrza. Zatoczyła językiem koło wewnątrz niej, z przyjemności aż zaciskając palce na jej pośladkach. Liara natomiast skupiła się na pieszczotach łechtaczki, zataczając na jej czubku drobne kółeczka i zygzaki od góry do dołu i z powrotem. W ten sposób obie odczuwały przyjemność zarówno z pieszczot clitoris, jak i penetracji.

Mogły szybko doprowadzić się do orgazmu, ale nie chciały. Gdy tylko się zbliżały do nieba, przerywały i obcałowywały swoje uda, żeby odrobinę ochłonąć. Mimo, że kobiety zdolne były do wielokrotnego przeżywania rozkoszy, w połączeniu umysłów doświadczenie to było tak intensywne, że aż wyczerpujące do granic możliwości. Właśnie z tego powodu Liara za pierwszym razem zemdlała z przyjemności... Zamieniły się rolami i to teraz asari pieściła wnętrze pochwy komandor językiem, a Shepard pieściła łechtaczkę. Szybkimi, krótkimi liźnięciami trafiała dokładnie w najwrażliwszy punkt. Jako, że obejmowała wargami cały obszar dookoła, ciepło też sprawiało przyjemność i potęgowało odczucia. Na przemian kobieta to lizała czubkiem języka, to masowała lekko zaciśniętymi ustami. Rozkoszne mlaskanie, jakie roznosiło się po pomieszczeniu, było dodatkiem do przyjemności. Inaczej... sygnał ten był nieco niezrozumiały w pierwszej sekundzie, ale niemal natychmiast po tym obie wiedziały już o co chodzi.

Usiadły i skrzyżowały swoje nogi tak, aby móc opierać się o siebie łechtaczkami. Obie musiały oprzeć się dłońmi z tyłu, aby móc zapewnić sobie stabilność, przy ruchach, które w pewnym momencie mogły stać się naprawdę gwałtowne. Shepard wpatrzyła się w twarz ukochanej, która nadal miała czarne oczy. Gdyby nie wiedziała o co chodzi, mogłaby się nawet wystraszyć. Skupiła się jednak na całokształcie, który był zachwycający. Liara miała piękną figurę, krągłe biodra i piersi, szczupłe ramiona i wąską talię. Poczuła też aprobatę ze strony asari, więc zatoczyła pierwsze koło miednicą, aby zmieszać ich soki ze ślinami. Nacisk był odpowiedni, więc bez słowa uzgodniły wspólny, powoli przyspieszający rytm. Raz kreśliły biodrami koła, raz po prostu ocierały się ruchami w górę i w dół. Rozkosz rosła wewnątrz nich, potęgując się i wysyłając po ich lędźwiach przyjemność pod postacią rażenia prądów.

Były już coraz bliżej, ich napuchnięte łechtaczki ocierały się o siebie, mocno drażniąc zakończenia nerwowe zwinięte i wciśnięte w ten maleńki organ. Fala zbliżała się i rosła, wielkością przypominając prawdziwe tsunami. Gdy wreszcie w nie uderzyła, obmyła je wywołując ogromną rozkosz. Jednocześnie niszczyła, jak i odbudowywała, raziła prądem i drżała, niczym ziemia podczas trzęsienia, płonęła, jak i obmywała lodowatą wodą. Gorąco we krwi tłoczyło się w żyły od serca kobiecości, aż na cały organizm, razem z narkotykiem, jakim była ekstaza, orgazm w najczystszej postaci. Samo przeżycie spełnienia można było porównać do małej eksplozji atomowej, której fala uderzeniowa roznosiła się po całym ciele, aż do cebulek włosów u Shepard i mrowienie w chrząstkach grzebienia u Liary. Fala powoli wycofała się, pozostawiając kobiety wyczerpane, bezwiednie opadające w omdleniu na łóżko.

***

Dwie istoty, jedna niebieska, druga beżowa bezwiednie unosiły się na powierzchni niemal czarnego oceanu, w którym odbijał się widok rozgwieżdżonego nieba. Różne konstelacje migotały do postaci na oceanie, które nie reagowały, na nic, nawet na silniejsze podmuchy oceanicznego wiatru. Ktoś mógłby pomyśleć, że były martwe, jednak prawda była taka, że były po prostu spełnione i nie chciały się ruszać, były na to zbyt szczęśliwe. Płynęły, nie myśląc o niczym, ciesząc się tylko tym, że były razem, że były same. Nikt nie mógł im przeszkodzić, nikt nie mógł zakłócić ich spokoju. Było cudownie i błogo. Istoty nie mogły pragnąć niczego więcej, bo miały wszystko, czego potrzebowały. Gdy nagle rozległ się najbardziej przerażający dźwięk, jakiego mógł doświadczyć zmysł słuchu organicznego stworzenia. A później tylko rozległ się jasnoczerwony błysk i nie było już nic.

***

Liara obudziła się siadając gwałtownie na łóżku. Oddychała ciężko i mocno drżała na całym ciele. Gdy uświadomiła sobie, co jej się przyśniło, po prostu zaczęła szlochać, zupełnie jakby miała trzydzieści lat, nie ponad sto. Dźwięk płaczu ukochanej obudził Shepard, która usiadła nieco nieprzytomna i odrętwiała po tym, co się niedawno wydarzyło. Zamrugała kilka razy odzyskując rezon i objęła ramionami asari, która drżała tak mocno, że można było to potraktować niemal, jak drgawki. Pogładziła jej plecy, próbując jakoś ją uspokoić.

– Kochanie, co się stało...? – zdecydowała się wreszcie zapytać.

– Żniwiarze... Oni nas zniszczą, tak jak protean... – wyłkała, na co komandor przytuliła ją mocniej.

– Nie. Nie pozwolę na to. Obiecuję ci... – głos Shepard był bardzo zdecydowany, niemal władczy. Rozbudziła się i poczuła gniew, wola walki zakotłowała się w niej bezlitośnie. Wiedziała, że żniwiarze to potężny przeciwnik, ale ona była zdolna do czynów, które sprawią, że cała galaktyczna cywilizacja będzie w stanie wygrać tę wojnę. Cokolwiek miałoby to być, zrobi to.

Ponieważ to ona jest komandor Shepard, jedyna istota zdolna do uratowania galaktyki.

Ten tekst odnotował 13,262 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.03/10 (17 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (2)

0
0
Kawał całkiem niezłego fika, plus za femShepard (w sumie, czy ktoś grał jego męską wersją? Bo nie znam nikogo, kto by to robił...). Ładnie napisana opowieść, w klimacie oryginału, z dbałością o zachowanie klimatu i charakteru postaci. Poza tym, science fiction, a to wciąż tutaj rzadkość. Ode mnie 8/10, zasłużone.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Musze przyznać że jak fan mass effecta, bardzo podoba mi się to opowiadanie, chętnie bym poczytał, szkoda że tylko jedno ale cóż mogę tylko czekać na to czy wymyślisz jeszcze jakieś. Ode mnie 12/10, zasłużone.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.