Sen (I)
2 lipca 2012
Szacowany czas lektury: 6 min
Taki sobie zwyczajny seks... znaczy się - sen ;)
Pierwszy dotyk pojawia się pomiędzy snem a jawą, muśnięcie na moim brzuchu, delikatny dotyk palców, gładzących skórę od biodra do żeber... Leżę na boku, zawsze tak śpię, i czuję ciepło drugiego ciała za sobą – choć nie czuję dotyku, poza jego dłonią na moim brzuchu. Mój oddech zamienia się w westchnienie, kiedy jego oddech pieści moją skórę na szyi.
- Ciiiii – szepcze – nie otwieraj oczu... śpij... ja ci się tylko przyśnię, OK?
- Więc przyśnij mi się – odpowiadam, nie otwierając oczu. Jest mi tak przyjemnie, że nie mam ochoty nic zmieniać, ciepłe światło poranka pieści moje zamknięte powieki, a oddech mojego mężczyzny pieści moją skórę, przysuwa się bliżej – czuję jego ciepło obok mnie, jego ręka przesuwa się po moich żebrach, a jego wargi suną po mojej skórze. Czuję się tak błogo, tak spokojnie, a jednak czuję delikatne dreszczyki podniecenia. Jego język zakreśla drobne wzory na moim karku i ramionach, jego ręka gładzi moje żebra, wciąż nie dotykając piersi.
Przesuwa się w dół, wyznaczając pocałunkami szlak wzdłuż kręgosłupa. Dłonie jego opierają się o moje pośladki, przesuwają się na uda i znów wracają, oddech mój jest głośniejszy, lekko chrapliwy, jego usta są teraz w dole mojego kręgosłupa, tuż powyżej kości ogonowej. Rozpływam się, jest mi tak dobrze, tak jak być powinno, jego dotyk, jego zapach, jest wszystkim czego pragnę w tej chwili.
Posłuszna jego dłoniom odwracam się na wznak, nie otwieram oczu – miało być przecież jak we śnie, prawda?
Czuję jego palce – tak delikatne, a zarazem stanowcze - na moich stopach, gładzą, drażnią, naciskają.
Po chwili do dłoni dołączają usta – oddechem pieści wrażliwe podbicie stopy, delikatnie zagłębia język pomiędzy palcami, pieści wargami wierzch stopy, by za chwile opisać językiem kostkę.
Pocałunkami wędruje – och, jak nieskończenie powoli! - w górę, po łydce, by zatrzymać się na dłużej pod kolanem, gdzie tuż pod skórą gorączkowo pulsuje krew.
Wbijam palce w prześcieradło, jest mi tak rozkosznie, że nie wiem, jak mogłoby być jeszcze lepiej – a jednak wiem, że tak właśnie będzie, dotyk jego palców po wewnętrznej stronie moich ud niesie obietnicę.
Tak, tego teraz chcę – żeby wsunął palce pod cieniutką tkaninę moich majteczek, i dotknął, tam, tam gdzie jest tak gorąco i wilgotno, pomiędzy nabrzmiałymi płatkami, chcę by jego palce pieściły wnętrze mojej szparki, chcę by jego kciuk oparł się o to - to najwrażliwsze miejsce, cała jestem teraz pragnieniem i oczekiwaniem.
Nie robi tego. Z dręcząca powolnością omija najwrażliwsze miejsce, gładzi teraz moje biodra, jego język opisuje dookoła mój pępek, i znów przesuwa się wyżej, dłonie delikatnie podwijają bawełniany podkoszulek w którym śpię. Z sykiem wciągam kolejny oddech, gdy czuję powiew chłodniejszego powietrza na już nabrzmiałych i sterczących sutkach.
- Pięknie – słyszę jego szept, nie wiem zresztą, może tylko mi się tak wydaje?
Przesuwa twarz po moich piersiach, trącając delikatnie wargami to jeden, to drugi sutek, już dłużej nie potrafię się powstrzymywać - moje ręce ożywają, i zaciskają się na jego ramionach, na karku.
Jak, jak wytrzymać tyle rozkoszy, jak znieść takie podniecenie?
Nakrywa ustami moją lewą pierś, językiem pieszcząc sutek, zaciskając rytmicznie dłoń na mojej prawej piersi.
Ja chyba oszaleję, jeszcze nawet nie dotknął mojej szparki, a ja już czuję że jestem w pół drogi do nieba.
I wreszcie to robi – nie przestając pieścić mojej piersi ustami przesuwa rękę w dół, na majteczki, gładząc, naciskając, masując wzgórek łonowy... Wyginam się, podążam za jego ręką, zapraszam milcząco głębiej, gdy delikatnie pociąga brzeg majteczek w dół wyginam biodra do góry ułatwiając mu zdjęcie opornej bielizny. Jeden palec jego wsuwa się między wargi, badając wilgoć, delikatnie poszukując...
- Tak, o , tak – jęczę. Nie wiem na co się zgadzam, nie wiem na co pozwalam, jedynie pragnę aby ta rozkosz nie miała końca, niech nie przestaje pieścić, niech dotyka...
Na chwilę się odsuwa ode mnie, ale zanim zdołałam zaprotestować na to porzucenie – znów jest, jego język naciska na ten najwrażliwszy punkt, a poniżej jeden z jego palców toruje sobie drogę do wnętrza...
Może krzyczę, może jęczę, nie wiem – rozkosz jest niesamowita, palce u stóp ściskają się bez udziału woli, wszystkie mięśnie na moment tężeją, nie wiem, czy to trwa kilka sekund, minut, lat... wieczność i jedna chwila zarazem, cały świat pęka na połowę pod pieszczotą jego palców i języka, nie ma światła, nie ma ciemności a jedynie... rozkosz...
Leżę otulona dokładnie jego ciepłym ciałem, moje czoło dotyka jego ramienia, na brzuchu czuje jego wzwiedzionego penisa...
- Szszsz... - słyszę jego szept. - Masz piękny sen, prawda?
- Bardzo piękny – odpowiadam. - Nie chcę się jeszcze budzić...
- Więc śnij dalej - mówi, i przesuwa się odrobinę niżej. Na tyle, że jego penis jest teraz u wejścia do mojej szparki.
Poruszam delikatnie biodrami, drażniąc go i zapraszając
I wreszcie – nareszcie! - jego biodra przesuwają się wprzód, tak że - och tak! - jest we mnie.
Uczucie wypełnienia jest niesamowite, jest teraz całym światem – jego penis rozpycha się w moim wnętrzu, jego ramiona otaczają mnie, delikatny, niemal niewidoczny zarost na klatce piersiowej drażni skórę na moim policzku. W nozdrzach mam jego zapach, pod stopami czuję jego uda, on – cały on – jest wszystkim co odczuwam, wszystkim czego jestem świadoma.
Mam niesamowite wrażenie, że właśnie teraz wszystko jest tak jak być powinno. Że to jest to, odkryłam symetrię wszechświata.
Jest idealnie. Każdy jego ruch – każdy nasz wspólny ruch – każdy oddech - każde przesunięcie moich dłoni po jego napiętej, wilgotnej od potu skórze – wszystko składa się w jeden rytm, doskonały, jak muzyka, jak symfonia oddechu i ruchu... od początkowego allegro, popędzającego każdy ruch i gest, poprzez powolną repryzę, by przedłużyć każdy moment rozkoszy, by każdy ruch rozciągnąć w nieskończoność... Rytmiczne, nawracające i nieustępliwe scherzo, aż po finalne allegro, pośpiesznych gorączkowych ruchów, gdy każdym kolejnym pchnięciem bioder przebija mnie głębiej, żądając więcej i więcej, by świat mógł zniknąć wokół nas w oślepiającym crescendo rozkoszy.
Czuję delikatne pocałunki na policzkach, na moich zaciśniętych powiekach.
- Jest pięknie – szepcze. - Idealnie.
- Pięknie – powtarzam.
Wzdycham tęsknie, gdy powoli się we mnie wysuwa.
- Musze iść – mówi. - Pośpij jeszcze chwilkę, zostało ci trochę czasu zanim zadzwoni budzik.
- Nie odchodź – szepczę, zapadając w sen.
- Naprawdę muszę - odpowiada szeptem, wyciskając pocałunek na moim czole. I odchodzi. Słysze jego kroki, kierujące się w stronę łazienki, i opadam bezwolnie w nieświadomość z której budzi mnie dokuczliwe brzęczenie budzika.
Przeciągam się, i powoli siadam na łóżku.
Jestem sama w zmiętej pościeli. Chociaż czuję wilgoć orgazmu na udach, majteczki i koszulka są na swoim miejscu. Czyli jestem w swojej rzeczywistości, sama jak zawsze.
Czy to był tylko sen? - zadaje sobie pytanie.
I kto mi się właściwie przyśnił?