Przybysze z M31 (II) – Zadanie dla Tima i Brendy
30 marca 2018
Przybysze z M31
Szacowany czas lektury: 20 min
Bohaterami niniejszej powieści science-fiction, publikowanej w czterech odcinkach jest załoga statku kosmicznego TIME–SPACE-CRAFT-V. Po skoku nadprzestrzennym dokonanym
z regionu planety Recurrence w galaktyce Andromedy, znanej z katalogu Messiera jako "M31" – znalazła się ona na orbicie geostacjonarnej naszej planety Ziemi. Załoga planuje dokonać na Ziemi zwiadu, a potem ingerencji.
Cel planowanej akcji stanie się zrozumiały w pełni po przeczytaniu epizodu III niniejszej powieści.
Autor powieści świadomie czyni aluzje do kamieni milowych pop-kultury, jakimi były filmy Star Trek i Wojny Gwiezdne.
To był nasz ostatni wieczór. Byłem szczęśliwy, że Alice jest ze mną w mojej kabinie. Byliśmy coraz bardziej poruszeni. Alice odpowiedziała mi na pytanie:
– Tim Lynx? Super, poznałam go w trakcie szkolenia. Kochałam się z nim wtedy kilka razy. On jest sympatyczny, pogodny, mówi zawsze tak miękko, nigdy nie podnosi głosu, nigdy na mnie nie krzyczał.
– Popatrz, popatrz, Tim – osoba odpowiedzialna z planety gwiazdozbioru LYNX – a skąd inąd przystojny mężczyzna o rudych włosach.
– To taka wasza zabawa tutaj na tym statku w te wasze pseudonimy.
– To nie są pseudonimy, to są symbole realnej władzy nad mieszkańcami konkretnych regionów. Przypominam Ci, że zapewne otrzymasz zezwolenie aby polecić za 3 dni, na jednej z trzech posiadanych przez nas szalup na Geę na brzeg ramienia spiralnego Oriona Galaktyki Mlecznej, tam gdzie, także dzięki nam rozwija się, niezwykle szybko, cywilizacja osobników podobnych do Ciebie.
– Kto tym wszystkim u Was rządzi? Kto kogo wysyła i gdzie?
– Komandor Adrian! Kapitan statku, współuczestnik spisku.
– Jakiego spisku? – do diabła! A zresztą, powiesz mi jutro, na dzisiaj mam już dość, takich ciężkich tematów.
– Czy chcesz abym przestał już Cię dręczyć, może boli Cię?
– Nie, chcę jeszcze!
– Znam Cię już dwa lata, ale nie wiem co Cię podnieca najbardziej.
– Adara, a więc przekażesz to nagranie Timowi i Brendzie Lynx?
– Możesz zrobić to Ty, podnieś słuchawkę telefonu i powiedz im to.
– Czy jeśli podniosę słuchawkę włączy się kamera video i czy obraz nas, tutaj w łóżku zostanie przekazany do kabiny Tima i Brendy?
– Nie, już mówiłem, że jeśli pali się niebieskie światełko to żadne nagranie u nas nie jest realizowane, a zgaszone zielone światełko oznacza, że żaden obraz stąd, z kabiny nie jest podawany na zewnątrz! Będzie to normalna rozmowa telefoniczna. Alice, wiem przecież, że lubisz rozmawiać przez telefon kochając się jednocześnie.
– To prawda, że lubię takie sytuacje. Właśnie...włącz jednak im nasz obraz, chcę tak.
– Spróbujemy... może kochanie się na oczach innej sympatycznej pary dobrze nam zrobi.
Alice wygięła ciało i sięgnęła po słuchawkę, mając mnie ciągle w sobie – wystukała numer kabiny Lynx'ów. Jej twarzy teraz nie widziałem.
– Cześć Państwu Lynx! Czy przeszkadzam Wam? Sądzę, że nie zadzwoniłam za późno. Czy spaliście już? Nie? To fajnie! Dzwonię z polecenia Adary, dopiero dzisiaj dowiedziałam się od niego, że Wy zajmujecie się przeglądaniem i montażem filmów nagranych tutaj na statku, podobno jest to Wasza główna praca i podobno robicie do dobrze..., co prawda nie rozumiem po co te nagrania są magazynowane i po co są przerabiane, ale Adara chce Wam przekazać trójkierunkowe nagranie sceny erotycznej, jaką przeżyłam z nim przed godziną i która jest w układach pamięciowych statku. Wystarczy, że podam Wam nazwę zbioru w pamięci i zwolnię blokadę. Mam jednak prośbę. Chcę abyście zakryli mi na filmie oczy tak, aby mnie nikt nie rozpoznał.
Wyczuwałem we wnętrzu ciała Alice, że rozmawia teraz z mężczyzną a nie z kobietą. Świadczy o tym pewna szczególność, jaką odczuwam w jej pochwie.
– Księżniczko Alice zakryjemy Ci oczy, ale może chciałabyś, aby Twoi poddani wokół
alfa-SIRRAH podejrzewali, że to Ty? Czy żartuję? Droczę się z Tobą, nasze filmy są montowane i magazynowane na razie tylko na użytek Nadajnika Snów.
– Jakiego znowu nadajnika snów?
– Ano w czasie gdy byłaś na tym wstępnym zwiadzie myśmy przemyśleli na nowo nasze możliwości i zorientowaliśmy się, że możemy nadawać już w "kanale świata".
– Nikt z ludzi w "kanale świata" nadawać nie może, bo on nie jest dla ludzi!
– To powiedz Księżniczko, dlaczego miałaś ostatnio tyle erotycznych snów? Czy opisać Ci z grubsza jakie?
– I tak wam nie wierzę, "kanał świata" nie działa w paśmie elektromagnetycznym.
– Zgadza się, dlatego sny nie są tak przeraźliwie precyzyjne jak filmy z Hollywood, nie są też natrętne, a niektóre „zjawy” wdają się nawet w rozmowy.
– Może powiesz, że to Ty tam gadasz.
– Alice to nie tak, to nie takie proste, to chodzi o zwierciadło "Brendy's minor", zresztą jak chcesz to przenieś się z zespołu genetycznego do "grupy literackiej" to dowiesz się więcej.
– Ale Tim, Ty przy okazji wszystkich podglądasz!
– Księżniczko, przy okazji chcemy Ciebie i innych oduczyć zazdrości!
– Nie wiem, czy można kogoś pozbawić odczuć zazdrości. To jest wrodzone, jest zaszyte w mózgu u samych podstaw i czasami sama już nie wiem, czy może być odmienny rodzaj obyczajowości?
– Masz wahania nastroju, ale tym razem po naszej wizycie na Gei, za kilkanaście lat wszystko się wyjaśni. To jest jeden z celów naszego eksperymentu. Bierzesz w nim udział. Predyspozycje masz odpowiednie, inaczej nie byłabyś na tym statku..., dalej to zobaczymy. Ostrzegam Cię jednak, przystępujemy do drugiej fazy manipulacji z procesorami obrazu i dźwięku i dodajemy do tego sieci neuronowe.
– A na czym polega ta druga faza?
– Z trójkierunkowych nagrań potrafimy konstruować już postacie bryłowe, one mogą chodzić, mówić, śmiać się.
– Czy można się z nimi kochać?
– Bryłowy obraz trzeba byłoby utwardzić!
– Czy da się to zrobić?
– Na razie to tajemnica technologiczna firmy.
– Hej, czy chcecie widzieć także mnie i Brendę na żywo?
– A co robicie teraz?
– Kochamy się. Właśnie nam przerwałaś. Brenda mówi, że jak będzie miała świadomość,
że ktoś na nią patrzy to będzie jej przyjemniej.
– Tim to włącz!
Na środkowym ekranie ukazały się sylwetki dwóch zgrabnych osób, całkowicie nagich. Ich ciała były splątane, leżeli w granatowej pościeli na łóżku, tak samo szerokim jak nasze. Nasza pościel była jednak w kwiatki. Znałem Brendę z tych naszych konferencji. Jest wysoką, szczupłą kobietą o ciemnych włosach. Ma zawsze filuterny wyraz twarzy i stale się uśmiecha. Ma na brodzie charakterystyczny dołeczek. Teraz akurat nie ma ust wymalowanych czerwoną szminką, ale ma makijaż wokół oczu. Zapewne na każdym mężczyźnie robi duże wrażenie.
Alice nastawiła dźwięk bardzo głośno. Było słychać wyraźnie głębokie oddechy. Brenda chyba specjalnie dla nas, albo pod wpływem świadomości, że ma widzów, do tych oddechów dodawała dużo krótkich słów. Były to komentarze do tego co akurat czuła, krótkie polecenia, dotyczące pożądanego zachowania się Tima. Było to robione bez skrępowania. Czasami wciągała powietrze, przy języku wsuniętym między zęby, co powodowało, że niektóre jej oddechy były ostro syczącymi dźwiękami. Po grymasach, świadczących o doznawanej przyjemności, następowały szczere uśmiechy, a nawet chichot lub pełny śmiech. Była jednak coraz bardziej zmęczona, na coraz to większym poziomie napięcia. Teraz była już spocona jak mysz. Alice powiedziała nagle do nich:
– Jesteście ekstra! Chcę jeszcze na Was patrzeć! Nie przestawajcie!
Brenda otworzyła jednak teraz usta szeroko, oddychając wolno, bardzo głośno. Jej mięśnie twarzy zastygły jakby chwilowo porażone. Wstrzymała oddech i po długiej, bardzo długiej chwili puściła wszystkie mięśnie. Miała po prostu orgazm.
Twarz Alice bardzo się teraz zmieniła, oczy miała zamknięte, także głęboko oddychała, przeżywała długo swój orgazm, razem z Brendą – po czym wyznała:
– Podnieciłam się jak diabli. To było super! Chcę abyśmy się z nimi spotkali! Będziemy się pieprzyć w czwórkę – na pewno będą tego chcieli – po czym nagle dodała – usiądę Ci na twarzy – tak chcę – chcę abyś dostał teraz ode mnie moje "osobiste wino". Połknij ten sok. Powiem Ci jutro jakie ma to znaczenie praktyczne.
– Ekstra, tak chcę, zrób tak!
Po kilku zwinnych ruchach ciała, Alice klęczała już nad mogą głowa. Dostrzegałem początkowo jej szeroko rozwarte, szczupłe uda, a potem poczułem, że dziewczyna obejmuje mocno udami moją głowę. Wystarczyło ją tylko trochę polizać, aby jej sok zaczął spływać do moich ust. Tak, to były dwie lampki jej białego wina: „Alice white wine”.
Po kilkunastu minutach Alice ponownie położyła się wzdłuż mojego ciała. Leżała bezwładnie, na wznak, rozluźniwszy każdy mięsień, mając zamglone oczy i senny wyraz twarzy. Po chwili odezwała się:
– Lynx'owie dobranoc, wyłączam Was - a po chwili odezwała się do mnie:
– Czy Ci to odpowiadało? Czy mogę spać w Twojej kabinie?
– Wiesz, że to lubię!
Alice odwróciła się plecami, podkurczyła nogi i za chwilę zaczęła oddychać głośno
i rytmicznie.
Zacząłem intensywnie myśleć!!
Adrian zdecydował, aby zostawić, na dłuższy czas, jedną z szalup, tzw. jednostkę TCP-1
w Układzie Słonecznym na łaskę losu. Adrian oczywiście ujął to inaczej, powiedział, że zostawia pełną kontrolę nad jednostką w rękach jej załogi. No tak, ale załogę TCP-1 mają stanowić Alice, Tim, Brenda i trzech innych ochotników. TIME-CRAFT dokona później skoku w inny region Galaktyki Mlecznej. Ma to związek z planami "grupy literackiej". Grupie literackiej przydzielono TCP-2, ale tej części planu nie rozumiem w pełni.
Mamy zostawić Alice w tym rejonie i później przemieścić się wraz z resztą załogi w okolice gwiazdozbioru Erydan. Adrian twierdzi, że mieszkańcy planety krążącej wokół gwiazdy Rana, delty-Erydan mają "lepszy" styl życia niż ci tutaj na Gei. Lepszy w sensie literackim. Podobno bardziej nadaje się dla rejestracji snów, scenariuszy snów.
Na Gei co kilka lat wszczynana jest jakaś wojna, poprzedzana przez śledztwa, tortury i morderstwa. Na planetach Erydan panuje spokój i sielanka, wszyscy są zadowoleni. Długo żyli sobie w szałasach pokrytych liśćmi palmowymi, wskrzeszając ogień przy pomocy długich drewienek obracanych wewnątrz otworu wywierconego w kamieniu i zasypanego suchymi liśćmi. Później, gdy rozwinęli elektronikę, bardzo szybko wynaleźli gogle i rękawice do "virtual reality". Ich zdolny elektronik Krueger wpadł na pomysł, że hełm i rękawice można wyeliminować. Kamery odnotowują ruchy kończyn, palców, napięcie mięśni i to są dane wejściowe do systemu, który wytwarza w odpowiedzi odpowiednią rzeczywistość sztuczną. Podobno ci z Erydan są ludźmi wyjątkowo inteligentnymi, wrażliwymi. Nie chce im się spisać jednak ich doznań. Są po prostu bardzo leniwi. Całość czasu poświęcają na zabawę i jakoś im to nie szkodzi.
Podjednostka TCP-2 będzie miała na planecie Rana w gwiazdozbiorze Erydan zupełnie inne zadanie. Na posiedzeniu szefów działów operacyjnych statku mianowano dowódcę TCP-2. Została nim Tessa. Szczupła, filigranowa, piegowata dziewczyna. Znowu kobieta. To taktyka Adriana, woli mieć na łączach głos kobiet, to u niego podświadome.
Tessa ma dwa fioły - podróże do starożytnych Indii i podróże na planetę krążącą wokół Rana, delty-Erydan. Jej hobby wynika z wyznawania pewnej teorii kosmobiologicznej. Twierdzi, że najbliższe, okoliczne gwiazdy wpływają na charaktery zamieszkujących planetę ludzi. Ciąża mieszkańców pewnej planety, twierdzi Tessa, zawsze jest nieco krótsza od czasu, w jakim następuje jeden cykl obiegu planety wokół gwiazdy. W ten sposób okoliczne masy grawitacyjne wywierają różne wpływy na rozwijające się płody, poczynając już od ich poczęcia. Według mnie Tessa niepotrzebnie komplikuje zagadnienie. Przecież wie, że zbieranina ludzi na Ziemi to potomkowie różnych naszych ekspedycji, tych "szalonych lotów w nieskończoność". Najpierw gdzieś ktoś zarządził projekt naukowy zbadania genomu ludzkiego, potem taki przepis odnotowuje się na dyskietce i trzyma tę dyskietkę w banku. Potem ktoś tę dyskietkę kradnie i wsiada na statek. To, że tak to było jest odnotowane w bardzo ważnej księdze Ziemian. W swoich pradawnych czasach napisali w rozdziale Genesis słynne zdania: "6.2 Ujrzeli synowie boży, że córki ludzkie były piękne. Wzięli więc sobie za żony te wszystkie, które sobie upatrzyli... 6.4... gdy synowie boży obcowali z córkami ludzkimi, byli na ziemi olbrzymi, których im one rodziły"
Jaka jest więc różnica między fizyczną implementacją poprawki genetycznej w probówce w laboratorium, a zapłodnieniem pewnej kobiety przez mężczyznę przybyłego z gwiazd. Jeśli dodać jeszcze możliwości nadawania snów, nad czym pracuje grupa literacka, to celowość podróży międzyplanetarnych staje się pod znakiem zapytania.
Dla Tessy jest jednak oczywiste, że duch pewnej epoki historycznej jest uzależniony od zmiany rozkładu mas grawitacyjnych, jakie wynikają z precesji osi obrotu danej planety.
Tessa zaszła jednak dalej, twierdzi, że ewolucję, czyli sensowną metamorfozę organizmów biologicznych, wywołuje z kolei zmiana rozkładu mas grawitacyjnych, wynikająca z rotacji gwiazd i ich planet wokół osi centralnej galaktyki, co powoduje ekspozycję na wpływy sąsiednich galaktyk układu lokalnego. Los Ziemian uzależnia jakoś także od dryftu Andromedy, która leci dość szybko na Drogę Mleczną i wejdzie z nią w kolizję.
Tessa mówi więc w kółko o Hyper-Zodiaku ludzkości. Ważne są dla niej długie skale czasu. Mówi o wielowiekowych przypływach ascezy i zazdrości. Mówi coś o kręceniu osią zazdrości. Nie ma się jej co dziwić, to wpływ towarzystwa. Przewodniczy "grupie literackiej" ale ma wiele wspólnego z laboratorium Tima Lynx'a, w którym konstruują te bryłowate fatamorgany. Mówią o nich - "nasze wyobrażenia", ale chcą je urzeczywistnić. Podziwiam ich odporność psychiczną, gdyż godzinami sprzeczają się o nierozwiązywalne dylematy etyczne, jakie wynikają z technologii "rzeczywistości takiej samej jak prawdziwa". Chodzi im głównie o to, kto odpowiada za szkody moralne, wynikające stąd, iż ktoś zakochał się w osobie powołanej do życia sztucznie.
Mówiąc ściślej, Tessa zakochała się w Eliasie, który pracuje w "grupie fizycznej". Jest pod jego wpływem. W końcu nie wiem jednak, kto w grupie "fizycznej" formułuje koncepcje. Zbyt często żartują. Nie można się zorientować. Elias twierdzi, że Tessa jest wyznawcą Mitraizmu. Pytałem co to oznacza. Twierdzi, że na Ziemi, w wieku pierwszym, astronom Hipparch, ku swojemu zdziwieniu odkrył, że ktoś zmienia relacje między Słońcem a widocznymi z Ziemi gwiazdozbiorami. Słońce w dniu równonocy wiosennej wschodziło na tle konstelacji Barana, a w czasach rozkwitu Imperium Rzymskiego wschodziło już na tle konstelacji Byka. Hipparch był wstrząśnięty, gdyż wierzono wtedy, że Ziemia leży w centrum Wszechświata, który się wokół niej kręci, a tu nagle okazało się, że ktoś przesuwa cały firmament niebieski, coś w nim zmienia. Współcześni mu intelektualiści popatrzyli na niebo i stwierdzili, że nad konstelacją Byka widnieje konstelacja Perseusza, zwanego inaczej Mithrasem. Doszli więc do wniosku, że tam przebywa bóstwo, które jest w stanie poruszać całym firmamentem i przesłanie to uczynili podstawą ideologiczną masowego ruchu religijnego, który dominował na terytorium zachodniej części Imperium Rzymskiego aż do czasów jego upadku. Wyznawcy mitraizmu wybudowali tysiące świątyń. Wszystkie wybudowali pod ziemią, a w każdej z nich umieścili wizerunek mężczyzny zabijającego Byka.
Astrozofia to dobry temat, aby wciągnąć Tessę do rozmowy. Jest podniecona, oczy jej lśnią, mówi wtedy głośno. Zaraz poprawia – nie astrozofia a kosmobiologia! Miesza truizmy ze zwariowanymi tezami. Powtarza się. Już dziesięć razy słyszałem, że Hipparch odkrył proste następstwo tego, że oś Ziemi, jak bąk - zabawka, dokonuje ruchu precesyjnego, tyle że cykl takiego ruchu trwa 25920 lat. Tessa dodaje zawsze jednym tchem, że w tym czasie galaktyka Drogi Mlecznej wykonuje znaczną część ruchu obrotowego wokół osi własnej,
a Andromeda, lecąc na nią, przybliża się w tym czasie o kilka bilionów kilometrów.
Wielbicielka Mithrasa – mówią o Tessie. Wtedy się wścieka i mówi - inaczej kochanka Pegaza i dodaje, że to zresztą blisko, że nadchodzimy z sąsiedniego regionu. Jeśli na Ziemi nas ktoś obserwuje – mówi Tessa - widniejemy teraz między gwiazdozbiorem Ryb i Andromedy. W następnej fazie lotu nasz statek będzie widoczny pomiędzy gwiazdami Perseusza i Kasjopei. Gwiazdozbiór Kasjopei, na półkuli północnej Ziemi, tam gdzie mam wylądować TCP-1 zna każdy, dlatego że jest widoczny na niebie przez cały rok i łatwo go odnaleźć względem Gwiazdy Polarnej. Niektórzy będą więc nas nazywali "ludzie z Andromedy", a inni "ludzie z Kasjopei".
Dowódcą TCP-3 została Zoe, formalnie szef "grupy fizycznej", wysoka, ciemnowłosa, pełna energii dziewczyna. Jest coś bardzo zmysłowego w jej ruchach. Nosi zawsze krótkie czarne spódniczki, tak iż wszyscy mężczyźni stale gapią się na jej uda. Twierdzi, że jest awanturnicą. Uważa, że TCP-3 powinien zostać na razie na pokładzie statku, w odwodzie, bo to co zaplanował Adrian, głównodowodzący statkiem, jest sprzeczne, nielogiczne i grozi katastrofą. Zoe sądzi, że Adrian zbytnio ulega namowom Tessy.
Znam Zoe od dawna. Dawniej była moją kochanką. Rozumiem, dlaczego Adrian wciągnął ją na listę załogi CRAFT'a. Ma takie cechy, jakich tutaj wymagają i własne zdanie, odwagę cywilną, energię psychiczną, otwartość, szczerość i posiadanie planów własnych. Kocham Alice, ale myślę także często o Zoe. Wiem, że ona kocha teraz Abigala. Myślę jednak, że powinienem zadzwonić do niej i umówić się na randkę.
Zoe uczestniczyła wraz z Tessą w poprzedniej misji. Razem z nią odwiedzała wtedy starożytne Indie. Jak pytać o szczegóły to okazuje się, że były w innych miejscach i czasach. Wyspecjalizowały się i nabyły szczególnych kompetencji. Tessa szukała początków Tantryzmu jeszcze w okresie filozofii Wedyjskiej, Zoe natomiast wylądowała w rejonie Orisa w wieku XII. Wkręciła się na dwór króla Narasimha Deva I i dość długo przebywała w świątyni Kanarak w mieście Kurajaho. Nie odpowiada jednak jasno czy była Devadasi, niewolnicą bóstwa. Obydwie, jak mówią, były na tropie ascezy. Twierdzą, że właśnie Indie stały się w końcu kolebką ascezy. Tessa i Zoe nie znoszą ascezy.
Ich wiedza przydaje się Timowi Lynx. Obydwie dziewczyny spędzają w jego laboratorium całe godziny. Zoe także nie chce jednak powiedzieć o co im w końcu tam chodzi. Mówią różne rzeczy, mówią na ogół, że dotyczy to zdrowia i medycyny. Zoe twierdzi, że z grubsza biorąc, choremu człowiekowi można zalecić pigułki z witaminami, antybiotyki lub hormony. Dodaje, że pacjenta można poza tym podgrzewać lub studzić, polewać wodą lub zalecić dietę. Zoe twierdzi, że poza chirurgią i wszczepieniem genetycznie zmienionych komórek wielu innych jeszcze możliwości już nie ma.
Nowe działanie medycyny wymyśliła ponoć Brenda Lynx. Brenda Lynx jest intelektualistką, wymyśliła jednak także tak zwane lustro czasoprzestrzenne. Wyczytała gdzieś, że w zamierzchłych czasach proponowano stymulowanie wyobrażeń, które leczą. Zoe i Tessa podchwyciły to. Jak już, to aktywne wyobrażenia zróbmy tak skutecznie, aby nie trzeba było podawać pigułek. Słowa zastąpią wtedy iniekcje hormonalne. Będą działać nawet lepiej niż zastrzyki, gdyż wydzielanie kortyzolu, estrogenów i czego tam jeszcze, będzie miało naturalny układ w czasie. Tak tłumaczą montowanie tych swoich sztucznych światów.
Zoe mówi, że gdyby wyświetliła na środku kabiny dwa ze swoich bryłowatych potworów, to mieszkańcy zginą ze strachu, w ciągu dziesięciu minut. Tu włącza się zawsze Tessa. Dla niej "rzeczywistość taka sama jak prawdziwa" wymaga nowego prawodawstwa. Zoe twierdzi natomiast, że to nic nie da. Mówi, że wytwarzane przez nas twory muszą sprawdzać się same poprzez wykazanie swojej sensowności. Mówi, że najprościej można to sprawić przez "wmontowanie" do środka bryłowatej formy elektroniki wytwarzającej świadomość, czyli umiejętność wyobrażania sobie samego siebie. Tessa piekli się wtedy, twierdzi, że gubi się wtedy różnica między rzeczywistością rzeczywistą, a "rzeczywistością taką samą jak prawdziwa". Zoe mówi, że różnica nie gubi się, gdyż twory takie nie działają w sieci powiązań międzyosobowych, że nie mają rodziców. Na to Tessa gada, że nasz Melchizedek też nie miał rodziców. Ja gubię się jednak zupełnie. Zoe będąc lekarzem i robotykiem wchłania takie ilości literatury fachowej, że trudno ją przegadać.
Słyszałem, że przed dwoma tygodniami laboratorium Tima Lynx osiągnęło nowy etap rozwoju. Urealnili całą grupę "nie całkiem prawdziwych" osób, tak że możliwe stało się życie eksperymentalne w grupie lub rodzinie sztucznej. Można w ten sposób przećwiczyć, niejako w przód, kilka sposobów na życie. Od tego czasu zespół kłóci się zajadle. Podobno runęła lawina dylematów etycznych. Trzeba bowiem uwzględnić, że jednym z pierwszych przemysłowych zastosowań praktycznych virtual reality, czyli "rzeczywistości omal takiej samej jak prawdziwa" było realizowanie tzw. "teleobecności" także "telekonferencji". No i teraz klops. Na prawdziwej telekonferencji prawdziwych osób może się pojawić osoba "nie całkiem prawdziwa".
Zoe twierdzi, że nie ma sprawy. Mówi, że zawsze można odróżnić osobę sztuczną od osoby prawdziwej. Jej zdaniem postać fizyczna nie gra tu roli. Ważna jest psychika takiej osoby! Pytałem, co to znaczy?
Osoba prawdziwa, jej zdaniem, pamięta swój życiorys, snuje marzenia i ma własny plan działania. To jednak nie wszystko. Osoba dorosła ma potrzebę wolności i miłości oraz możność działania w sieci. Znów pytam, co to znaczy. Usłyszałem, że mogę sobie poczytać o współczesnych robotach. Podobno mają wmontowaną "procedurę buntowania się", a odpowiednik jaźni zapewnia im zdolność wykrywania idei Platona. Gdy takie kobiety-androidy kochają, to podobno chcą dowiedzieć się o partnerze jak najwięcej i w pełni go akceptują. Zoe kłamie lub żartuje w tym momencie – albo sprawdza moją wiedzę? Według mnie żaden robot nie może wykrywać idei Platona, bo to jest zbiór form, wzorców i idei, przeznaczonych tylko dla ludzi, to znaczy dla ludzi prawdziwych.
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk telefonu. W mojej kabinie mam zwykły telefon, gdyż nie lubię jak z ekranu patrzy na mnie Wielki Brat.
– Chciałbym rozmawiać z Alice.
– Adrian! Ona śpi.
– Dobra, jak się obudzi powiedz jej, że wygrała... po długiej awanturze tutaj przeforsowałem swoje, zaczynamy od "grupy genetycznej". Powiedz jej, że jutro będzie mówiła.
– Powiem jej Adrian. Dziękuję w jej imieniu, komandorze.
– Dobranoc, przyjemnych snów!
– Cześć.
Fajnie, że Alice wygrała. Ona lubi tłumaczyć. Zmęczyłem się już teraz. Tak rozmyślając zasnąłem. Śniły mi się pustynia i piaski, a potem takie dziwne, duże, zielone liście, wyrastające w kiściach, prosto z ziemi, wokół domu, do którego chciałem się wkraść, razem z Alice. Gdy na liście padało światło - świeciły żółtawo. Te rośliny to chyba jakiś rodzaj orchidei...
Obudziła mnie Alice, tuląc się do mnie. Pachniała swoim potem. Lubię Alice, gdy zbliża się do mnie po całej nocy, jeszcze zanim weźmie prysznic. Jej pot jest wtedy podobny do zapachu kwiatów... Przenikliwy, słodkawy, ostry... jak zapach orchidei.
– Alice, kochaj się znowu ze mną
– Wiesz, że rano nie lubię.
– Tak, ale dzisiaj jest dzień wyjątkowy!
– Dlaczego?
– Dzwonił Adrian, powiedział, że Tessa ustąpiła Ci miejsca, a Zoe zmusił szantażem psychologicznym do wycofania się, będziesz miała więc dzisiaj swój Wielki Dzień.
– Wspaniale – w takim razie wejdź we mnie – to odbierze mi to tremę – Chodź! Potem się wykąpię!
– Lubię, gdy cały dzień czuję wokół siebie zapach Twojego potu.
– Dziwi mnie to!
– Nie czytałaś, że po wiekach prób nad odkryciem skutecznych afrodyzjaków wreszcie znaleziono rozwiązanie.
– Jakie?
– Najsilniejszym i właściwie jedynym, skutecznym do tej pory afrodyzjakiem jest pot, zapach potu osoby, którą się kocha.
– Czyli musi być syntetyzowany indywidualnie.
– Czasami można poprosić kobietę, którą się kocha, aby pozwoliła umazać się jej potem.
– A jeśli wyjechała?
– Właśnie po to kazałam Ci połknąć wczoraj wieczorem mój sok, abyś miał lepsze możliwości nawiązywania ze mną kontaktu telepatycznego. Ten płyn ma takie właściwości, ale tylko wtedy jeśli kobieta, która go ofiarowała była ekstremalnie podniecona.
– W takim razie chcę dostać przed rozstaniem jeszcze dwie albo trzy takie dawki – dasz mi?
– To trzeba będzie w ciągu dnia, bo spokojnej nocy już chyba nie będzie – a ponadto chcę też Twoje – dasz mi?
– Jak powiesz to Brendzie, to oni zmajstrują sztuczne, utwardzone wyobrażenia, które będą pachniały pociągająco, jakkolwiek dociera teraz do mnie, że wydzielania tych płynów, zwiększających zdolności telepatyczne to chyba nie zdołają urzeczywistnić.
– Widzisz znowu pieprząc się gadamy jak najęci – zauważyła Alice.
– Eh... to po to by mieć podwójną przyjemność. Wiesz – im się marzy również odwrotna strona medalu. Przed odlotem Tessa udzieliła wywiadu poważnemu tygodnikowi, który jest wydawany po francusku.
– Słyszałam – odpowiednik tego ziemskiego "Le Nouvel Observateur", przeczytałam, że wywiadu udziela poetka, która pisze pod pseudonimem.
– Tak! To ten wywiad! Jean Paul Dubois pytał: "... jaka ludzka działalność najpełniej angażuje pięć zmysłów?"
– Poetka Diane Ackerman odpowiedziała: "Oczywiście uprawianie miłości. Nic innego w takiej mierze nie pobudza wszystkich zmysłów. Żywię zresztą od dawna pewne marzenia, abym była czymś w rodzaju aparatu, odbierającego doznania zarówno mężczyzn jak i kobiet, aby ocenić różnice ..." – ale Diane Ackerman to nie poetka to Tessa, a ponieważ ona pracuje w laboratorium Tima więc jest pewne, że oni po prostu już nad tym myślą.
– Co to oznacza?
– Chcą, aby umieć "wejść w głowę innej osoby". Chcą aby pewna osoba mogła być psychicznie naprzemiennie kobietą i mężczyzną.
– Hm... takie psychiczne przeniknięcie musi być czymś podobnym do stosunku, do zakochania się, wtedy chcesz wiedzieć tyle o osobie, którą kochasz, że załadowujesz nią połowę swojego mózgu i w końcu już nie wiesz, czy jesteś sobą czy nią.
– Ponieważ jestem biseksualna i bardzo lubię też seks z kobietą, więc takie osiągnięcie technologiczne mam już w głowie zamontowane.
– Alice, a kto powie naszym współpasażerom, że chcemy ich zaprosić na seans w dwie pary?
– Ja im powiem, bo już myśl o przeprowadzeniu z nimi takiej rozmowy podnieca mnie. Lubię być podniecona.
– Ym–hym – Alice, musimy się już zbierać, bo przecież za godzinę zaczyna się owa Debata Operacyjna, która ma ponoć zmienić losy ludzkości.
– Ściślej to ma zmieniać jedynie losy Ziemian, bo nas to już mniej wciąga – no ale dobrze, choć ze mną pod prysznic.
brak komentarzy