Pokerowa zagrywka
3 sierpnia 2023
Szacowany czas lektury: 21 min
Nie planowaliśmy tego wyjazdu we dwoje do SPA. Byliśmy raczej typem domatorów. Nie miało to też nic wspólnego z tym, że obchodziliśmy właśnie dwadzieścia lat naszego małżeństwa. To świętowaliśmy już w gronie najbliższej rodziny, przy grillu w ogrodzie. Miałem jednak żyłkę hazardzisty i kiedyś w zdrapce trafiłem szczęśliwy los. Voucher na pobyt w położonym nad Jeziorem Bodeńskim SPA, na cały długi sierpniowy weekend. Szkoda było zatem nie wykorzystać czegoś, co los dał nam za darmo i w wyznaczonym dniu dotarliśmy samochodem do pogrążonego w lejącym się z nieba żarze ośrodka.
Ośrodek SPA czasy swojej świetności miał już dawno za sobą. Przypominał raczej sanatoryjne molochy państwowych uzdrowisk. Pokoje jednak były czyste i dobrze wyposażone, a bliskość jeziora obiecywała, że razem z Anką miło spędzimy ten czas.
Na dole znajdowała się duża kawiarnia z zadaszonym tarasem, gdzie pod wieczór postanowiliśmy wybrać się na drinka. Przestronne i mało przytulne wnętrze, przypominające nasze domy weselne, wypełnione było restauracyjnym gwarem. Wolnych stolików było niewiele, dominowało zaś przy nich towarzystwo niemieckich emerytów. Z samego środka lokalu szerokie schody prowadziły na taras, skąd dochodziła taneczna muzyka. „Pora dansingowa” – pomyślałem, i ruszyliśmy się tam rozejrzeć. Na oświetlonej scenie kapela na żywo wygrywała latynoskie melodie. Kilka niemłodych par podrygiwało na parkiecie.
Wtem ktoś złapał żonę za rękę.
– Aneczka? – zagadnęła ją niewysoka blondyna, o bujnych lokach, której wydekoltowana, brokatowa sukienka eksponowała ponętny, obfity biust. Towarzyszył jej niewysoki, łysiejący facet, o umięśnionej posturze byłego zawodnika rugby.
– Baśka? Kochana… Co za spotkanie! – zawołała Ania, składając usta do pocałunku. Okazało się, że to jej dawna koleżanka z czasów studiów.
– To jest Wiesiek… – klepnęła w umięśnioną pierś swego partnera.
– Mąż? – dopytywała Anka.
– Przyjaciel – odparła. – Lubimy wspólnie podróżować.
– A to jest mój mąż – Anka przedstawiła mnie, podkreślając słowo “mąż” – Roman.
Przysiedliśmy się do ich stolika. Panie nagle miały tyle rzeczy sobie do opowiedzenia, że z każdym kolejnym drinkiem i każdą kolejną salwą śmiechu cierpiałem coraz bardziej. Z ratunkiem przyszedł mi na szczęście Wiesiek.
– Może pokerek? – zapytał, wyciągając talię kart.
To był strzał w dziesiątkę. Zatarłem ręce z wiarą w swoją hazardową passę. Wiesiek rozdawał, dziewczyny trajkotały i przegrywały raz za razem.
– A jak to jest z wami? – Baśka zagadywała moją żonę – Długo jesteście razem?
– Stuknęło nam dwadzieścia lat – odparła Anka.
– A jaki on jest… no wiesz, w łóżku? – z niedowierzaniem złowiłem uchem to pytanie – Bo Wiesiek to prawdziwe zwierzę! Jak jesteśmy na wspólnym wyjeździe, bzykamy się kilka razy dziennie. Mam nadzieję, że nie krępuje cię taka bezpośredniość, ale przecież nie jesteśmy pruderyjnymi mieszczkami. Seks to tylko rozrywka. W zeszłym roku, na wczasach, poznaliśmy się z takim niemieckim małżeństwem. Byli kilka lat od nas starsi, ale fantazją nas przewyższali. Wiesz, co się tam działo? Zaczęliśmy wspólnie uprawiać seks. Całą czwórką. Facet był emerytowanym wojskowym, przystojnym, wysportowanym, ale w łóżku, przeciwieństwo Wiesława. Pieścił mnie jak dziecko – roześmiała się. – Wiesiu, a jak ci było z Marysią? – Barbara zawołała prowokacyjnie do swojego partnera – Widziałam, widziałam, jak ją rżnąłeś.
– Stara pudernica – skrzywił się rechocząc rubasznie jej przyjaciel.
– My nie mamy takiej fantazji – Anka ucięła krótko temat.
Ja nie wdawałem się w takie dyskusje. Licytowałem grubo stówkami i mój fart mnie nie zawodził. Na czoło Wieśka aż wystąpiła gruba, fioletowa żyła, kiedy tracił kolejne pieniądze. Dopiero jak schłodził głowę kolejnym kuflem zimnego piwa, zniknęła. Wtedy nachylił się w moją stronę i szepnął tajemniczo.
– Mam lepszy pomysł niż pokerek. Graliście kiedyś w monopol? – zapytał już głośniej mrugając okiem do swej przyjaciółki, a gdy kiwnąłem potakująco głową, dodał – A za prawdziwe pieniądze?
– Chcesz się odegrać za pokera? – zaśmiałem się – I jesteś mistrzem monopolu.
– Mamy specjalną wersję monopolu – Wiesiek objął ramieniem Baśkę i pocałował ją w usta, po czym spojrzał na Ankę – nazywa się sex monopol.
– Coś jak poker i rozbierany poker? – rzuciłem, dopijając drinka.
Barbara zachichotała.
– Coś lepszego, niż rozbierany poker – stwierdziła zachęcająco. – W skrócie zasady jak w monopolu, tylko tu budujesz swoje sex imperium. Kupujesz kluby striptizu i agencje towarzyskie, a jak ktoś stanie ci na klubie striptiz, to jak w strip pokerze musisz coś zdjąć – dodała. – Nie będziesz miał Romek nic przeciwko, jak twoja żona będzie musiała pokazać gołą pupę?
Byliśmy już trochę napici i wszyscy wybuchnęliśmy jowialnym śmiechem.
– Chyba, że ktoś nie będzie chciał się rozebrać – tłumaczył Wiesiek – to musi się wykupić.
– A jak zatrzymam się na agencji towarzyskiej? – dopytywała rozbawiona Ania.
– Właściciel agencji musi ci zapewnić jakąś przyjemną usługę – chichotała Baśka – pod warunkiem, że będzie cię stać, żeby mu zapłacić.
– I najlepsze jest w tym to, że bulisz z własnych, prawdziwych pieniędzy. Można zatem się odegrać, a można wszystko przehulać. Prawdziwy hazard.
Zamówiliśmy jeszcze po jednym drinku. Humory nam dopisywały.
– To co, wpadniecie do nas do pokoju? – zachęcała Barbara, trącając się szklankami.
– Chyba najpierw w takim razie musimy skoczyć do bankomatu – zauważyła praktyczna jak zawsze Ania.
– Roman przecież właśnie rozbił bank – dogryzła Baśka.
– To może ustalmy jakiś budżet na osobę – stwierdziłem – tysiak?
– Możemy ustalić, że na początku każdy ma tysiaka – skrzywił się Wiesiek.
– Tylko jak się gra rozkręci, żeby ci nie brakło! – zaśmiała się Barbara. – Tak że warto mieć coś więcej w zanadrzu.
Ania chciała, żebyśmy ubrali się wyjściowo, a nie w podkoszulek i klapki. Musiałem ubrać jasne spodnie z kantką i coś z kołnierzykiem. Sama też założyła białą koszulę i ołówkową spódnicę. Do tego szpilki, chociaż szliśmy tylko przez korytarz.
– Jesteśmy dorośli, bezpruderyjni i chcemy się dobrze bawić – powiedziała, poprawiając mi kołnierzyk i pocałowała mnie w policzek.
Nasi przyjaciele oczekiwali nas nieco mniej oficjalnie ubrani, bo Wiesiek był w koszulce polo, a Barbara w tropikalnej sukience i szpilkach. Wyciągnąłem spod pachy whiskacza, ale odłożyłem go na komodę, bo na przygotowanym już stole, obok półmiska z eleganckimi koreczkami z tuńczykiem i pustych jeszcze szklanek stała butelka Martini.
– Jak tam Roman twój portfel? – zażartował Wiesiek. – Mam nadzieję, że jesteś przygotowany na przegraną.
– Uważaj! – poczęstowałem go pokerowym spojrzeniem i poklepałem się po kieszeni, w którym miałem pieniądze.
Odsunąłem fotel Ani, żeby mogła usiąść, a sam wziąłem sobie drugi spod okna. Wiesław wsypał do szklanek kostki lodu i rozlał Martini, a Basia usiadła na sofie i zaczęła rozkładać dużą, kolorową planszę do gry, tekturowe karty i pionki. Po chwili Wiesiek usiadł obok niej i biorąc do rąk szklankę, wzniósł toast:
– Za zwycięstwo.
– Za naszą przyjaźń, głupolu – skarciła go Basia i trąciła nasze szklanki – kocham was za to, że tu z nami jesteście.
Brzdęknęło szkło, po czym prawie cała jego zawartość zniknęła w naszych wyschniętych ustach. Anna od razu dostała na twarzy rumieniec, chyba że to od podniecenia. Przyznam się, że sam, kiedy ukradkiem mój wzrok zatrzymał się w głębokim dekolcie Basi, grzeszne myśli rozpanoszyły się po mojej głowie. Kilka razy musiałem zmienić pozycję w fotelu, niecierpliwiąc się, kiedy zaczniemy grać i jak się to wszystko może skończyć.
Rolę mentora wzięła na siebie Barbara, rozdając wszystkim pionki. Mnie przypadł czarny, drewniany, elegancki jak w szachach.
– Normalnie rzucamy kostką – tłumaczyła zasady – i idziemy pionkiem. Można stanąć na kilku rodzajach pól, które są do kupienia. Można zdobyć pub, na którym jak ktoś nam postawi pionka, płaci stówkę za alkohol. Może się trafić klub striptiz, lub agencja towarzyska. Pieniądze za zakup trafiają do banku. Jeśli stanie się na polu bank, bank wypłaca dodatkowo stówke lub dwie. Ale jak się stanie na polu podatek, trzeba zapłacić tyle samo. Na końcu pieniędzmi z banku się dzielimy.
– A te karty są do czego? – dociekała moja żona, wskazując kupkę kartoników.
– To jest najlepsze – uśmiechnęła się diabelsko – kiedy stajesz na polu agencji towarzyskiej, ciągniesz tę kartę. Tam napisane jest, jaki rodzaj usługi otrzymasz od właściciela agencji i ile to kosztuje.
– Mam nadzieję, że jest tam coś dla pań – zarechotała.
– Karty są podzielona na pół. Jedna połówka jest dla facetów, drugą dla babeczek – Baśka prowokacyjnie oblizał wargi i zwilżyła je w Martini.
– No to grajmy – Ania podniosła szklankę i trąciła się z wszystkimi. – Kto zaczyna?
– Najstarszy gracz – Wiesiek wymownie spojrzał w moją stronę.
Niestety byłem najstarszy. Rzuciłem kostką i przesunąłem pionka na pole Pub. Bez wahania wyciągnąłem kasę i go kupiłem.
– To najlepsza inwestycja – oceniłem tonem znawcy – czysty interes.
Moja teoria potwierdziła się jeszcze w tej kolejce, kiedy Wiesiek wyrzucił tyle samo oczek co ja i musiał oddać mi nowiutka zieloniutką stówkę. W międzyczasie dziewczynom też się nie poszczęściło, bo Baśka utknęła na polu ze stratą kolejki, a moja Ania na dzień dobry musiała zapłacić podatek, mimo że niczego jeszcze nie posiadała. W następnych kolejkach miała już lepsze ruchy, bo najpierw kupiła klub striptiz, a potem miała okazję kupić agencję, ale nie miała już pieniędzy.
– I tak bym nie kupiła – żachnęła się – nie mam zamiaru być burdelmamą.
– Aneczko to tylko zabawa – skomentował Wiesław, który zazdrościł jej tego pola.
Polował na nie od początku, ale zamiast je kupić, jeszcze w tej kolejce stracił kolejne dwie stówy na poczet banku.
Baśka natomiast mimo początkowej straty kolejki, potem trafiła dodatkowe rzuty kostką i jako pierwsza ukończyła okrążenie, i to z kompletem pieniędzy. A to już w drugiej rundzie pozwoliło jej na zakup pierwszej agencji towarzyskiej.
Mnie szczęście dopisywało do pieniędzy, bo to, co Wiesław musiał zabulić do banku, ja wybrałem z bankomatu, a potem jeszcze moja żonka wpadła do mnie na wartego stówkę drinka. Za zarobione pieniądze kupiłem drugi pub, a żeby pokazać, że mam gest, polałem wszystkim Martini. Potem trafiła mi się po raz trzeci okazja kupienie pubu, ale stwierdziłem, że póki co może wystarczy. Do dwóch, które posiadałem, znowu wpadli Baśka z Wieśkiem, dzięki czemu w kolejnej kolejce udało mi się nabyć striptiz.
Wreszcie pionek Wieśka wylądował na jego wymarzonym domu publicznym.
– Masz za mało kasy – zaśmiała się Barbara.
Wiesiek istotnie połowę swojej puli pechowo już stracił.
– Na takie okazje mam zaskórniaki – odparował, wyciągając z kieszeni kilka stówek i wpłacając do banku należytą kwotę. – Miłe panie wasz Wiesiu już na was czeka! – zarechotał rubasznie i rozlał do szklanek resztkę alkoholu.
Basia wyniosła pustą butelkę, stawiając na stole mojego whiskacza.
Rzuciła kostką i od razu wpadła do burdelu Wiesława. Sięgnęła po kartę. Bardzo byłem ciekaw, jakie scenariusze zawierają te karty i powiem, że nieco się zawiodłem słuchając Basię, odczytującą na głos polecenie.
– Mokry pocałunek z języczkiem.
– Najpierw kasa – poinformował Wiesiek, zanim objął ją i przyssał się do jej ust.
Między wargami widać było ich śliniące się wzajemnie języki, aż wreszcie Wiesiek wepchnął jej swój chyba aż do gardła, aż Baśka wybuchła charczącym śmiechem.
Do śmiechu było jej za chwilę znowu, kiedy wpadłem na jej pole striptizu.
– Rozbierasz się, czy płacisz? – spytała prowokacyjnie wiedząc, że mam węża w kieszeni.
– Zdejmę buty – odgryzłem się.
– O nie nie nie! – zaprotestował Wiesław. – Punkt dwunasty regulaminu mówi wyraźnie, że striptiz nie obejmuje obuwia, w którym należy pozostać do samego końca gry.
– To już nie mogę się doczekać tego końca – roześmiała się Anka, klepiąc mnie po ramieniu.
Do wyboru miałem koszulę, albo spodnie, a że nie lubiłem tych lnianych spodni, rozpiąłem pasek i przez buty ściągnąłem szerokie nogawki.
– Dobrze, że założyłeś swoje najlepsze gatki – śmiała się dalej.
Śmiej się, śmiej! – pomyślałem. – Na planszy są już trzy kluby striptizu.
I jakbym jej wykrakał, bo po chwili jej pionek wylądował na polu z komendą do pozbycia się ciuchów.
– Ale to mój lokal – zauważyła. – Co na ten temat mówi regulamin? – spytała, patrząc w stronę Wieśka.
– Na swoim nie musisz – odpowiedziała Barbara.
– Ale możesz – dodał Wiesiek, poruszając znacząco brwiami.
Ania uśmiechnęła się i spojrzała na mnie.
– Romek, żebyś tak sam nie musiał w gaciach siedzieć – rzuciła w moim kierunku i wstała, żeby rozpiąć zamek opinającej jej biodra spódnicy.
Jej oczy aż błyszczały z zadowolenia, że potrafi być tak odważna.
Kiedy zsunęła ją przez nogi, Wiesiek klasnął w dłonie.
– Brawo Aneczka! Wypijmy za Anię.
Opróżniliśmy szklanki z resztek Martini, którego miejsce zajął cięższy kaliber. Słodko drażniący zapach whisky pobudzał do dalszej gry.
– Więcej striptizu – domagała się Barbara, kupując kolejny przybytek nagości, ale po chwili sama wpadła w moje sidła.
– To trochę nie fair – zamarudziła – nie fair, że wy macie spodnie i koszule, nawet ty Aniu mogłaś zdjąć tylko spódniczkę.
– Trzeba się było ubrać na cebulkę – zażartowałem.
– To byś się nie doczekał moich cycków! – ripostowała. – Wiesiek rozepnij mi proszę zamek!
Wiesiek posłusznie rozpiął suwak jej sukienki i nawet po dżentelmeńsku pomógł Barbarze ją zdjąć.
Zafalowały jej wielkie, jak piłki piersi, z trudem utrzymywane przez seksowny, różowy biustonosz. Wytatuowana kobra wpełzła z jej uda pod niewiele zakrywające stringi i spojrzała na mnie znad koronkowej tasiemki.
Łyk whisky zapiekł w gardle, rozpalając ogniem moją twarz. Tym bardziej się zagotowałem, kiedy Anka wpadła do burdelu Wieśka. Nieśmiało sięgnęła po kartonik.
– Klaps na goły tyłek – odczytała z uśmiechem. – Ściągaj spodnie Wiesiek – zaśmiała się, wstając z fotela.
Stukając szpilkami, podeszła z gołymi nogami i ledwie zasłoniętą pupą do kanapy, na której Wiesiek już wypinał spod rozpiętych spodni swoje włochate cztery litery. Anka wzięła zamach i aż echem odbił się od ścian soczysty klaps. Jej palce zacisnęły się jeszcze triumfalnie na jego pośladku.
– Mmm, jest mięcho – zaśmiała się i rozbawiona wróciła chwiejnym krokiem na swoje miejsce. Widziałem, że jest już trochę wstawiona.
Natomiast Wiesław niepotrzebnie zapinał spodnie, bo stracił je w następnej kolejce. Ja do końca okrążenia dotarłem bez przygód, za to wzbogacając się o kolejne banknoty.
Przy kolejnej rundzie, w której butelka whisky obiegła nasz stół, obaj z Wieśkiem straciliśmy koszule, a Barbara stanik. Na widok jej wielkich, gołych piersi zamarzyło mi się, żeby wpadła do mojego burdelu, ale nie miałem szczęścia do pola Agencja Towarzyska. Za to kupka moich pieniędzy ciągle rosła.
Szczęście do pola Agencja Towarzyska miała za to moja żona, bo to ona wylądowała tym razem w burdelu Barbary.
– Kochana moja! – Baśka rozłożyła szeroko ręce. – Zapraszam!
– A co możesz mieć dla mnie dobrego? – spytała, mrużąc oczy i sięgnęła po kartonik – Liźnij cycka? – Uniosła brwi z pytającą miną. – A to przepraszam ja tobie, czy ty mi?
– A jak wolisz Aniu? – przekomarzała się Barbara, unosząc w dłoniach swe dorodne atrybuty, celując w swą koleżankę wypukłymi brodawkami sutków. – Po starej znajomości wezmę tylko stówkę.
– Romek by liznął – zarechotał Wiesiek, puszczając w moją stronę rozbawione oczko.
Anka spojrzała na mnie, jakby chciała sprawdzić, czy faktycznie tak myślę, po czym wstała i wyraźnie już się zataczając, wcisnęła się na kanapę między Barbarę a Wieśka.
Wzięła w dłoń jedną pierś swej przyjaciółki, i jakby chciała sprawdzić jej wagę, spytała?
– Silikon?
Raz jeszcze spojrzała na mnie prowokującym wzrokiem, po czym nachyliła się w jej stronę i objęła ustami jej sutek. Widać było, jak zatacza językiem kółeczka wokół brodawki, po czym złapała ją zębami, aż Barbara się wzdrygnęła.
Puściła go jednak i obróciła się nagle w stronę Wieśka, czując na udzie jego dłoń.
– Może liźniesz też mojego żołędzia? – padło bezczelne pytanie.
Jego atrybut męskości jakby chciał się wreszcie wszystkim zaprezentować, wychylił głowę spoza gumki od majtek i spojrzał prosto w twarz Ani, rzucając jej wyzwanie. Rozmiar miał imponujący, a sama główka to też nie był żaden żołądź, ale przynajmniej dojrzała śliwka.
– Na taką przyjemność musiałbyś wstąpić do mojego burdelu – Anka zripostowała.
– To czemu jeszcze nie masz burdelu?
– Nie każdy ma tyle szczęścia co ty – odparła, wracając na swoje miejsce.
Spojrzałem na planszę. Mój pionek stał o dwa pola od agencji towarzyskiej Baśki. Chuchnąłem na kostkę. Też chętnie pomiętosiłbym jej silikonowe balony. Rzuciłem kostką. Wypadły cztery oczka. Przesunąłem pionka na pole bankomat i już po raz któryś wypłaciłem sobie z banku dwie stówki. Spojrzałem na moją kupkę. Jakimś cudem miałem już ponad tysiaka. Ku mojej konsternacji w następnym rzucie wprost do jej agencji wpadł za to pieprzony farciarz Wiesław. Pstryknął palcami i sięgnął po kartonik.
– Soczysty lodzik poproszę.
Robiło się coraz ostrzej.
– Widzisz Aniu – zarechotał, opuszczając slipy – co się odwlecze to nie uciecze.
Baśka nachyliła się nad nie mogącym się już wprost doczekać tego penisem Wiesława i przeciągnęła język wzdłuż jego trzonka. Zagapiłem się na jej piersi, które ciągnięte przez siły grawitacji wylądowały na jego kolanach. Bujne loki Baśki, niczym kotara zasłoniły wstydliwy widok, ale głośne mlaskanie jej ust zdradzało, że lodzik był w istocie soczysty.
Wszystko jednak co zarobiła kosztem swojego partnera, w następnej kolejce musiała oddać w formie podatku do banku. Spojrzałem na stan pieniędzy naszych przyjaciół i z satysfakcją stwierdziłem, że ledwo przędą. Za to mojej Ani też powodziło się nie najgorzej. Nie dość, że jako jedyna z nas siedziała jeszcze w koszuli, to jej stosik banknotów nie malał. Dlatego kiedy wpadłem do jej striptizerni i stanąłem przed dylematem, czy pozbyć się ostatniego mojego okrycia, czyli gaci, czy może zapłacić i ochronić tyłek, stwierdziłem, że nie dostanie mojej kasy i wyskoczyłem z majtek.
– Tak jak chciałaś, zostałem w samych butach – rzuciłem w stronę Anki.
Baśka zaczęła bić mi brawo, ale po chwili sama wpadła i też musiała pokazać tyłek, chociaż stringi, które miała na sobie i tak nie zasłaniały jej bujnych pośladków.
Wiesiek klepnął ją w ten goły tyłek i rozlał do końca butelkę whisky. Musieliśmy już mieć naprawdę w czubie.
– Za wolny seks! – wzniósł toast Wiesiek.
– Ej ty głupolu! – skarciła go Barbara. – Za naszych kochanych przyjaciół!
Zadzwoniło szkło i ostry smak whisky znów zapiekł w ustach. Baśka rzuciła kostką i wpadła do domu publicznego swojego przyjaciela. Podniosła kartonik.
– Paluszek i dziurka – odczytała tekst, śmiejąc się – tylko która dziurka Wieśku?
Sięgnęła po swoje pieniądze, ale skrzywiła się, robiąc komicznie smutną minę.
– Ale chyba mnie na to nie stać.
– Co tam pieniądze kochana – Wiesław objął ją ramieniem i pocałował w te śmiesznie do dołu wykrzywione usta – nie będziemy się bawić w paluszki. Dawaj tyłeczek raz, dwa.
Powinienem chyba być zgorszony, albo zażenowany, sam nie wiem. Całkiem jednak bez zdziwienia patrzyłem, jak Baśka uklękła na sofie, kładąc ręce na oparciu i wypięła w naszą stronę swój tyłek. Wiesiek wymierzył jej przyjaznego klapsa, po czym wydobył ze slipek swą gotową do akcji giwerę, którą następnie wcisnął jej między pośladki. Rozległy się soczyste plaśnięcia i towarzyszące im lubieżne pomruki. Zatrzeszczała drewniana rama kanapy.
– Wiesiek, twój burdel tak prosperuje, że powinieneś oszczędzać siły – zaśmiałem się, widząc jak posuwa ją coraz szybciej, z palcami wbitymi w jej biodra.
Chyba mnie posłuchał, bo odkleił się od Barbary i ciężko sapiąc, dopił do końca swojego drinka.
Wszyscy byliśmy pijani. Anka jak rzuciła kostkę, ta poleciała aż pod stół, a kiedy schyliła się po nią, zachwiały się jej nogi i runęła tyłkiem na podłogę. Pomogłem jej się pozbierać, a kostkę pokazującą sześć oczek postawiłem na planszy. Przesunęła swój pionek o sześć pół i wpadła oczywiście do burdelu Wiesława.
– Dobrze ci Romek radził, żebyś oszczędzał siły – Baśka klepnęla go w udo, zanosząc się śmiechem.
Anka podniosła kartę. Była to ostatnia karta.
– To już koniec? – spytała ze smutną miną i oddaliła kartonik od oczu, żeby odczytać tekst. – Bzykanie na tapczanie.
Pomyślałem, że to jednak dosyć przewidywalne zakończenie gry.
– Barbara, idź przynieś coś do picia! – Wiesiek kuksańcem zgonił ją z kanapy.
Baśka, chwiejąc się na szpilkach i kołysząc cyckami, przyniosła na stół jeszcze jakiś likier, na który chyba jednak nikt już nie miał ochoty. Wieśkowi chodziło tylko o to, żeby zrobiła wolne miejsce w jego burdelu. Bo kiedy tylko wstała, wyciągnął dłoń do Anki, a Anka przyjęła jego zaproszenie i pozwoliła się posadzić na miejscu Baśki.
– Jestem pana stałą klientką, więc mam nadzieję liczyć na jakiś rabat – żartowała, siadając obok Wieśka.
– Jak dla pani w promocji jedyne dwie stówki. – Przysunął się do niej i położył łapsko na jej kolanie.
– Nisko się pan ceni – kokietowała go – z takim instrumentem, w jaki pana bozia hojnie obdarzyła, powinien pan żądać co najmniej pięć.
– Ostro pani licytuje! – Jego dłoń wzdłuż jej uda powędrowała popod skraj jej koszuli. – A więc zgoda, trzy stówy. Obiecuję, że będzie pani zadowolona.
– Na to liczę – odparła, pozwalając jego palcom dotykać się pod ubraniem.
– Jakim cudem uchowałaś na sobie jeszcze tyle szmatek? – Wiesiek zaczął rozpinać jej guziki.– Musimy to zdjąć!
– Jak widać, jestem dobra w tę grę – odparła, pomagając mu się rozebrać.
Dalej, nie czekając już na pomoc, sięgnęła rękami za plecy i rozpięła biustonosz. Jego wielkie łapska od razu rzuciły się na jej drobne w porównaniu z Baśką piersi. Pchnął ją na oparcie i wciskając się między jej nogi, zaczął łapczywie lizać jej sutki, które widać było jak w podnieceniu sterczą, oczekując na pieszczoty.
– Romek, teraz nie patrz! – rzucił przez ramię w moją stronę, ciągnąć tasiemkę jej majtek, które następnie zdarł z jej nóg.
Gdzieś pod sercem ukłuła mnie niespodziewanie zazdrość. Mignęła mi przed oczami jej szparka, nie wiedziałem, że ją depilowała. Pociągnąłem łyk drinka i uspokoiłem myśli. O co miałem być zazdrosny, o moją przekwitającą już żonę? W ciążę z pewnością już zajść nie mogła.
Głowa Wieśka zanurkowała między jej udami, skąd zaczęły się wydobywać bezwstydne siorbania i mlaskania. Jej pierś uniosła się wyprężona, aż można było policzyć żebra, i opadła z głośnym westchnieniem. Na jej twarzy zmrużone powieki i rozchylone usta zdradzały zadowolenie z dobrze wydanych pieniędzy.
Jej oczy otworzyły się dopiero kiedy Wiesiek uniósł się na kolanach, żeby z przerzuconych przez oparcie spodni wydobyć kondoma. Naciągnął go na swój instrument, wziął w dłoń i niczym zaczarowaną różdżką klepnął kilka razy w łono Ani.
– Sezamie otwórz się! – wymówił zaklęcie, a kiedy wrota do jaskini skarbów rozchyliły się, wszedł do niej jak do siebie.
Jak to mówiła Anka? Jesteśmy dorośli, bezpruderyjni i chcemy się dobrze bawić? Wziąłem kostkę i rzuciłem ją na planszę.
– Gramy jeszcze Romek? – spytała Barbara, rozsiadając się gołą pupą w fotelu obok mnie.
Raz, dwa, trzy przesunąłem pionek i wylądowałem w jej klubie striptiz.
– Co z tego, kiedy ani ty, ani ja nie mamy już nic do ściągnięcia – spojrzała na mnie z nieco już znudzoną miną.
– A twój klub po godzinach nie świadczy usług seksualnych?
Baśka parsknęła śmiechem.
– To zależy, czy klienta na nie stać – stwierdziła z pokerowym uśmiechem, trącając palcem kupkę moich banknotów, z których utworzył się wachlarz. – Moja stawka to powiedzmy tysiak.
Ile? Zaprotestowałem w myślach, ale w tej samej chwili mój wzrok przyciągnęła coraz głośniej trzeszcząca kanapa. Anka leżała z jedną nogą zarzuconą na oparcie, a drugą zgiętą w kolanie. Między nimi wielki zadek Wieśka z opuszczonymi do połowy slipami poruszał się w leniwym tempie. Jej dłonie obejmowały jego muskularną klatę, wypiętą na wyprostowanych ramionach i czochrały porastający ją busz. Z jej uśmiechniętej i zapatrzonej w niego twarzy łatwo było odczytać, jak jest jej dobrze.
Też chciałem, żeby było mi dobrze, dlatego odliczyłem dziesięć stówek i przesunąłem je w kierunku Baśki.
– Chodź do mnie dziwko! – rozkazałem stanowczym tonem.
– Jeśli chcesz, mogę być twoją dziwką – odparła, wstając i ostentacyjnie spoglądając na moje podbrzusze, przeciągnęła językiem po górnej wardze.
Zbliżyła się, stukając obcasami i przykucnęła między moimi kolanami, biorąc do rąk nie bardzo jeszcze zorientowanego, co się dzieje, mojego członka. Wystarczyło jednak, że dotknęła go tylko językiem, szybko zrozumiał, co się świeci i przybrał postawę godną homo erectus. Wodziła chwilę po nim koniuszkiem języka, naciągając dłonią luźną skórę, ale niebawem patrząc mi prosto w oczy, objęła go wargami, aż przeszył mnie dreszcz. Jej palce nie wypuściły jednak trzonka. Przesuwały się wzdłuż niego w górę i w dół, coraz szybciej. Ukrytą w ustach główkę muskał ze wszystkich stron jej śliski język. Robiła to z wyczuciem i fachową pewnością sobie. Anka nigdy nie dałaby mi czegoś tak podniecającego.
Anka jednak w tym czasie była zajęta czym innym. Rzuciłem tylko okiem na ich barłóg. Jej nogi zadarte pionowo do góry opierały się długimi szpilkami o szerokie bary Wieśka, który z łapskami zaciśniętymi na jej biodrach pieprzył ją tym swoim wielkim pershingiem na całego. Pot lał mu się po plecach, a z jego szeroko rozchylonych nozdrzy wydobywały się chrapliwe pomruki kopulującego niedźwiedzia. Anka poniewierana razem z całą sofą, która niemiłosiernie tłukła się po podłodze drewnianymi nóżkami, wprost wyła z rozkoszy niekontrolowanym, urywanym jękiem. Zaostrzony profil jej piersi, ponad wygiętymi w łuk żebrami zwiastowały zbliżający się orgazm. Wreszcie uderzyła w wysokie C, aż sam poczułem spinające mnie mięśnie. Miałem wrażenie, jakby prąd elektryczny przeszedł mi przez brzuch do samego czubka penisa. Spojrzałem na obejmujące go czerwone wargi Baśki i nie wytrzymałem. Słodka rozkosz rozlała się po moim ciele. Odpłynąłem. Chociaż nie na długo, bo gdy podniosłem powieki, zobaczyłam Wieśka, który ciężko dysząc, ściągał pełną prezerwatywę i Baśkę z kwaśną miną plującą do pustej szklanki.
Ubierając się, spojrzałem z zazdrością, jak zabierają wygrane pieniądze. Mnie nie zostało zbyt wiele. Wyglądało to kiepsko. Po prostu fart mi dziś nie sprzyjał. Wziąłem pod ramię pijaną Ankę i wróciliśmy do pokoju. Nawet się nie rozbierając, poszliśmy spać.
Nazajutrz kac, nie wiem który gorszy, alkoholowy, czy moralny wyrwał nam z kalendarza ostatnią kartkę naszego pobytu w Bodeńskim Spa…