Opowieść wielkanocna
6 kwietnia 2016
Szacowany czas lektury: 59 min
Jak to drzewiej na wsi mazowieckiej bywało...
- To jak, Felek, zgoda? Pomożesz nam z Hanką?
- Dobra! Tylko żebyście wy dotrzymali słowa! Jesteś pewien, że Danuśka mnie nie pogoni?
- To już od ciebie zależy, Felek. Ja tam za siostrę nie odpowiadam.
- Ale wiesz więcej niż ja. Lubi mnie, czy nie?
- Lubi. – stanowczo potwierdził Tolek.
- Niedawno powiedziała dziewuchom, że jesteś najładniejszy we wsi. To chyba lubi. – uzupełnił młodszy brat Tolka, Bolek.
- Dobra, chłopcy! Spróbuję nieco uchylić okno, tak żeby nikt nie zauważył, a wy zróbcie coś żeby Danuśka była sama w izbie. Tylko żeby was nikt nie złapał! – dwudziestoletni Felek ostatecznie przystał na propozycję rówieśnika i wiernego kompana oraz jego młodszego brata.
Tolek z Felkiem, obaj krępej budowy ciała, niezbyt rośli, ale z krzepą w rękach, czego dowiedli nie raz podczas żniw i innych prac polowych, przyjaźnili się od lat i często pomagali sobie nawzajem w podchodach do sąsiedzkich dziewczyn. Nie raz, nawet, razem złapali jakąś w polu, czy w zagrodzie i, nie zważając na krzyki, najczęściej krótkie i zmieszane z piskliwym dziewczęcym śmiechem, trzymając ją za ręce, by się nie wyrwała przedwcześnie, przez chwilę, dłuższą lub krótszą, chwytali ją na przemian za pośladki i piersi, sprawdzając stopień dojrzałości jej ciała. Młodszy o cztery lata Bolek, dawno już wyrósł z pacholęctwa na przystojnego młodzieńca, którego długie jasne włosy, gładka cera szczupła figura, barczyste plecy i twarde, mięsiste łydki przyciągały wzrok niejednej panny. On sam, w siedemnastym roku życia, również nie był obojętny na piękno płci przeciwnej. Jego doświadczenia z dziewczętami nawet w jednej czwartej nie dorównywały jednak praktyce, jaką miał już za sobą Tolek, będąc w tym samym wieku. Dlatego właśnie, Tolek zdecydował się pomóc młodszemu bratu i wtajemniczyć go w arkana podrywu. Że stało się to akurat w tę konkretną Wielkanoc, to czysty przypadek. Tak wyszło.
- Tolek! Tylko macie mi Hanki nie popsuć! I chyba nie będziecie z nią długo we dwóch siedzieć? Co na to ta twoja Majka? – Felek wyraził swoje ostatnie wątpliwości.
- Spoko, Felek! Majce nikt nie powie. Wybiorę się do niej wieczorem. Już jesteśmy po słowie, że mam na nią czekać w stodole, aż przyprowadzą krowy z pola. Wiesz jak to jest przy dojeniu, co nie? Majka wyśle po coś bachorów do domu, czy każe im odnieść wiadra i będziemy mieć kwadransik dla siebie.
- Wiesz, jak ci zazdroszczę.
- Oj, Felek. Sam nie chciałeś Oleńki, to się męcz.
- Za chuda. – roześmiał się Felek.
- Nasza Hanka nie wiele grubsza! – odpowiedział Tolek, przymykając znacząco oko i z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
- Jaka Oleńka? – spytał skonfundowany Bolek, nie mając pojęcia, ani o dziewczynie brata, ani o szczegółach życia intymnego starszego kolegi.
- Ta od Wacków. – rzeczowym tonem odpowiedział Tolek.
- Nawet ładna... – nieśmiało szepnął Bolek.
- Ale płaska! – odpowiedział szybko Tolek i roześmiał się w głos, dodając swój rechot do basowego „ha, ha, ha” swojego przyjaciela.
- No nie... Coś tam ma pod bluzką. Nie o to chodzi. Boluś! Tobie to mogę powiedzieć... Po prostu, wasza Danuśka tak mi zaszła na oczy, że żadna Oleńka mi jej nie może zastąpić. Rozumiesz, chłopie? – uspokoiwszy śmiech, Felek zwrócił się do brata przyjaciela i po chwili spytał, kontrolnie patrząc Bolkowi prosto w oczy:
- A tobie co się tak spodobało w mojej Hance, że chcesz iść do niej do chałupy? Wiesz, że jak się rozniesie po wsi, że u niej byłeś, to ojciec jej już żadną siłą innego kawalera nie znajdzie?
- O to bym się nie martwił. – wtrącił się Tolek. – Waszemu ojcu akurat wcale się nie spieszy z wydawaniem jej za mąż. Posag byście musieli jej dać jakiś, a w kolejce jeszcze cztery dziewuchy do ołtarza. Pola wam nie starczy dla wszystkich.
- Prawda. Dzieciaków ojcom Pan Bóg ponasyłał i prawie same baby, a w morgach poskąpił. Tolek, Boluś, na Boga, przyrzekajcie, że Hanka nie będzie przeze mnie panną rodzić!
- Bolek niech przyrzeka. – odpowiedział Tolek.
- Przyrzekam. – Młodszy brat Tolka wydukał niepewnym głosem i, wymachując prawą ręką, zrobił znak krzyża świętego.
- Teraz ty obiecaj, że jak się Danuśka zgodzi, zabierzesz ją przed ołtarze. – zwrócił się Tolek do Felka.
- Ja, Felicjan Noga, na Jezusa ukrzyżowanego i Maryję przeczystą, przysięgam!
Silne uściski dłoni przypieczętowały umowę trzech chłopaków. Poniedziałek Wielkanocny miał przynieść realizację ich spisku.
***
Jak uradzili, tak i zrobili. Rano, ale bliżej południa niż świtu, w czasie, gdy młodsi chłopcy zbierali się w grupy, by ruszyć po wsi z „kogutem” i przy okazji wyśmigać po łydkach, zawczasu przygotowanymi gałązkami, nieostrożne dziewczęta, które śmieją tego dnia wystawić nogę za próg domu, Felek zjawił się w umówionym miejscu w gospodarstwie Tolka i Bolka i oświadczył, że zgodnie z obietnicą udało mu się zwolnić zamek okna w izbie sypialnej swoich sióstr.
- Jak się pospieszycie, to macie szansę zdążyć, zanim się zorientują, że okno jest uchylone. – dokończył, przerywając co chwilę z przejęcia.
- U Danuśki też jest otwarte. Bolek, leć do domu i przypilnuj, żeby się żaden bachor się nie przypałętał teraz do jej pokoju. – odezwał się Tolek, jednocześnie do przyjaciela i do brata. Bachorami nazwał najmłodsze rodzeństwo: dwunastoletnią siostrę i dziewięcioletniego brata.
- To Hanka nie jest sama? – zapytał się Felka, nim ruszyli pod pokój siostry.
- Raz sama, raz nie. Dzieciarnia siedzi z matką w kuchni, ale Zuzki przecież z jej własnego pokoju nie wygonisz. Wiesz jak jest. One tam dzisiaj coś plotą razem. Jak będą we dwie, albo we trzy, bo i Elkę też już zaczyna ciągnąć do starszych, to będziecie musieli po prostu zaczekać na lepszy moment. Tolek, najwyżej tym razem odegracie kogutników i dostaniecie po jajku. Hankę się spiknie z młodym innym razem. Obiecałem, że wam pomogę, to pomogę!
- Felek! Morowy jesteś kumpel! A teraz biegiem do Danki, póki jest sama w pokoju. Tylko żeby mi potem nie ryczała, żeś ją zostawił!
Po tych słowach, obydwaj się roześmiali, poklepali się po ramionach dla dodania animuszu i jako gest życzenia powodzenia. Najciszej, jak mogli, podbiegli pod dom i kucnęli pod jednym z okien. Tolek zajrzał dyskretnie przez okno i poinformowawszy kolegę, że siostra nadal była sama w pokoju i że drzwi były zatrzaśnięte, uściskiem dłoni pożegnał przyjaciela.
Na szczęście dla chłopaka, Danka leżała na swym posłaniu, pochłonięta lekturą, zwrócona twarzą do ściany. Nie widziała, co się działo za oknem, dzięki czemu Felek miał kilka sekund, by możliwie cicho otworzyć okno i błyskawicznie wskoczyć do izby, w nadziei, że zaskoczona dziewczyna nie krzyknie w pierwszym odruchu przerażenia, a poznawszy chłopaka nie zacznie wołać o pomoc. W tym szczęśliwym wypadku, milczenie oznaczałoby zgodę i Felek mógłby liczyć na dalszą przychylność swojej wybranki.
***
Niespełna kwadrans potem, bracia kucali pod oknem nieswojego domu. Zgodnie z zapewnieniem Felka, oba haczyki wisiały swobodnie. Zerknąwszy przez dziergane firanki, przymocowane do drewnianych skrzydeł, ujrzeli dwie dziewczyny. Jedna z nich, siedziała na łóżku, trzymając na kolanach jakiś duży przedmiot, a druga – Hanka – stała naprzeciw niej, zwrócona bokiem do okna, trzymając w ręce kilka kolorowych wstążek, i patrząc uważnie na siostrę, mówiła coś do niej, zapewne udzielając jej rad, jak przymocować kolejną wstążkę.
- Szykują sukienki. – szepnął Tolek do brata.
- Jak myślisz, kiedy zaczną się przebierać? – spytał Bolek.
- Nie doczekasz się, brachu, ale nie po to tu przyszliśmy, żeby je podglądać.
- To co robimy?
- Na razie poczekamy. Dzięki tym firankom, one nas słabiej widzą, niż my je. Zobaczymy. Może ta mała nie będzie długo siedzieć.
Po chwili, Bolek zerknął ponownie.
- I co widzisz?
- To samo, co poprzednio. Zostały jeszcze dwie wstążki.
- Chowaj głowę. Daj, ja spojrzę...
- Boluś, widziałeś jak są ubrane? – odezwał się Tolek, skończywszy obserwację.
- Chyba normalnie, jak wszystkie.
Rzeczywiście, ubiór sióstr był typowy. Miały na sobie długie, luźne, lniane koszule, trzymające się na tasiemkach, zawiązanych w kokardę na ramionach. Koszula Hanki od dołu sięgała mniej więcej do połowy ud, jak długa była koszula jej siostry, siedzącej na łóżku, bracia nie byli w stanie ocenić. Wkrótce miało się jednak okazać, że jej rąbek zachodził aż na kolana.
- No właśnie. Koszula tej małej jest chyba na nią trochę za duża. Ramiączka jej się zsuwają.
- Pewnie dostała po Hance. Zuzka jest trochę niższa, a Alka, jest jeszcze mniejsza. Dzieciak jeszcze.
- No właśnie, Boluś! Ta młoda, to która z nich? Poznałeś?
- Chyba Zuza.
- A ile ona ma teraz lat? Poczekaj... Jeśli Hanka ma siedemnaście, a między nimi są dwa lata różnicy...
- Trzy lata – poprawił Bolek.
- Aha. To piętnasty rok jej idzie? Toć musi z niej być już całkiem niezła panna! Boluś, jak ona ci się widzi?
- Nigdy z nią nie gadałem. Ona jest zawsze z młodszymi siostrami, w pole jeszcze nie chodzi, tylko gęsi pilnuje, albo krowę prowadza, zawsze z tymi dwiema małymi.
- Wiem, wiem. Też mi się nie rzuciła w oko, a myślałem, że znam wszystkie panny ze wsi.
- Co to za Majka? – spytał niespodziewanie Bolek o dziewczynę starszego brata.
- Najstarsza Józka Dryblasa.
- Ona? Ta Topola? Nigdy was razem nie widziałem.
- Jeszcze tego brakowało, żebyś nas widział. I ciebie z Hanką też nikt nie powinien widzieć.
- Ależ ona jest wysoka! Chyba o dwie głowy jest wyższa od ciebie. Jak ty z nią sobie dajesz radę?
- Boluś, na leżący, wzrost nie ma znaczenia. Zwłaszcza jak dziewucha rozłoży nogi.
- Tolek, czy ty ją naprawdę chędożysz?
Na to pytanie młodszego brata Tolek nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko krzywo pod nosem, po czym mruknął coś niezrozumiałego. Nie doczekawszy się na odpowiedź, Bolek podniósł się z kucek i ponownie zajrzał w okno.
- Tolek! Hanki nie ma! – natychmiast podzielił się z bratem, tym co zobaczył.
- A gdzie jest?
- Nie wiem. Wyszła. Drzwi są uchylone.
- A Zuzka co robi? To jest Zuzka?
- Tak. Wstała i powiesiła sukienkę na krześle.
- Patrzy w okno?
Bolek podniósł się jeszcze raz, zerknął i odpowiedział:
- Nie. Stoi tyłem do nas.
To usłyszawszy, Tolek mógł zrobić tylko jedno. Zdecydowanym głosem powiedział:
- Brachu, wchodzimy!
Gdy Zuza spostrzegła nieproszonych gości, w otwartym na oścież oknie kucał Bolek, któremu udało się, przy pomocy brata, błyskawicznie i bezszelestnie wskoczyć na parapet. Dziewczyna pisnęła odruchowo, lecz rozpoznawszy Bolka oraz stojącego za oknem Tolka, który nie miał już powodu, by się ukrywać, zasłoniła dłonią usta i podeszła do okna.
- Co robisz?! – spytała głośnym szeptem, chwytając jednocześnie za skrzydło okna.
To był ostatni moment, w którym Zuza mogła zabronić wstępu śmiałym intruzom. Wystarczyłoby trzasnąć skrzydłem okna i tym jednym ruchem strącić Bolka z parapetu. Trochę by się przy tym chłopak mógł poobijać, spadając na ziemię, a jeśliby w porę nie przestał trzymać się ościeżnicy, trzaśnięcie oknem mogło boleśnie uszkodzić jego palce. Dziewczyna jednak nie zdobyła się na taką brutalność. Stanęła jedynie naprzeciw Bolka, by samą sobą zagrodzić mu drogę, lecz to nie powstrzymało braci. Tolek, przyłożywszy palec do ust, nakazał jej milczenie, a do brata krzyknął cicho:
- Skacz!
Nim się obejrzała, obaj byli w izbie.
- Bolek, drzwi! – zakomendował Tolek i nie patrząc na brata, który pędem błyskawicy rzucił się do drzwi i zamknął je na klamkę, zwrócił się do Zuzy:
- Malowałaś jajka?
- Tak. – odparła zaskoczona i nerwowo obróciła głowę w stronę drzwi i pilnującego ich Bolka.
- Nie możecie tu wchodzić – dodała cicho, przerażona myślą o tym, co mogło się stać, gdyby ojciec dowiedział się o wizycie chłopców.
- Zaraz pójdziemy. Bolek musi tylko powiedzieć coś twojej siostrze.
- Ale tak nie można. Może powiedzieć przez okno. Musicie iść.– polemizowała Zuza, a w oku zakręciła jej się łza.
- Nie bój się. Przecież ojciec cię nie zbije. – powiedział Tolek, wiedząc doskonale, że w przypadku, gdyby obecność jego i brata w jej pokoju wyszła na jaw, dziewczyna nie mogła liczyć na najmniejszy przejaw litości ze strony rodziców. Zuza cofnęła się o krok, w kąt, w wąską przestrzeń wyznaczoną przez krawędź łóżka i róg, w którym schodziły się dwie ściany pokoju. Patrząc w oczy Tolkowi – odważnie, śmiało i z ciekawością, niemożliwą do ukrycia – szepnęła jeszcze:
- Proszę. – po czym zamilkła.
Skrzyżowawszy ramiona na piersi, stanęła nieruchomo, w oczekiwaniu na dalszy rozwój sytuacji.
- Ty jesteś Zuzia, prawda? – spytał Tolek, zmieniając ton z rozkazującego na bardziej łagodny, wręcz czuły.
Dziewczyna przytaknęła skinięciem głowy i jeszcze raz, pomału, rozejrzała się po pokoju. Dopiero w tym momencie spostrzegła, że dwie pary oczu dosłownie przeszywały ją przenikliwym spojrzeniem.
- Jesteś bardzo ładna. – szepnął Tolek, w odpowiedzi na co, policzki dziewczyny przybrały kolor purpurowy.
- Masz wspaniały warkocz. Mogę dotknąć? – spytał Tolek kierując dłoń w kierunku policzka dziewczyny.
Zuza nadal milczała. Krótko spojrzała na Bolka, wpatrzonego w nią jak w święty obrazek, a następnie na Tolka, którego dłoń zdążyła musnąć jej policzek. Lekko skinęła głową, hardo wyprostowała plecy i obdarzyła Tolka zalotnym uśmiechem. Uśmiechnięta była cały czas, nawet gdy jej się zbierało na płacz, jej mina nie wyglądała na nieszczęśliwą, ale tym razem, poruszeniu kącików ust towarzyszył specjalny błysk w oku, który, działając na podświadomość mężczyzny, zdawał się mówić: „Śmiało! Nie gryzę, chcę ciebie!”
Wtem rozległ się cichy zgrzyt naciskanej klamki i drzwi, pchnięte przez kogoś zamierzającego wkroczyć do izby, ledwie zostały uchylone, zatrzymały się na plecach Bolka. Tolek natychmiast kucnął, chowając się za krawędzią łóżka, a Bolek przesunął się o pół kroku, tak by w pierwszej sekundzie, będąc schowanym za skrzydłem otwartych do środka pokoju drzwi, być niewidocznym dla tej osoby. Zuza, cała spięta, lękliwie skierowała wzrok na wejście do pokoju, a gdy drzwi uchyliły się szerzej, niemo zamachała rękami, dając znak, by siostra czym prędzej weszła, nic nie mówiła, niczemu się nie dziwiła, pohamowała piszczenie i nie dała poznać nikomu z domowników, że w izbie sióstr działo się coś wyjątkowego i nie mieszczącego się w ramach normy.
Hanka, sprowokowana dziwnym zachowaniem siostry i zdziwiona, że Zuza znalazła się w rogu izby, pozornie bez powodu, tym bardziej uważnie rozejrzała się po pokoju i zwróciła uwagę na otwarte na oścież okno oraz wystające zza łóżka plecy jakiegoś osobnika, odzianego w modrą koszulę. Zaufała jednak młodszej siostrze na tyle, by przestąpić próg śmiałym krokiem i powstrzymać się od zadawania głośnych pytań. Odruchowo spojrzała też za drzwi, chcąc sprawdzić, co w pierwszym momencie zastawiło jej drogę. Jej ciekawość zaspokoiła się sama. Bolek, zobaczywszy ramię Hanki, pchnął drzwi, zamknął je na klamkę i opierając się o nie plecami, zatarasował dziewczynie drogę odwrotu.
- Bolek?! Co tu robisz? – spytała Hanka zaskoczona, nawet miło zaskoczona obecnością znajomego chłopaka, i struchlała od lęku przed grożącą jej i Zuzie nerwową reakcją ojca na tę nieprzyzwoitą wizytę.
Nim Bolek zdążył wydusić z siebie jakiekolwiek słowo, równie zaskoczony, spodziewanym wprawdzie spotkaniem, lecz zupełnie na nie nie przygotowany, Tolek wyskoczył zza łóżka, trzema długimi krokami podbiegł do Hanki i pchnął ją na brata. Ledwie zdążyła rozpoznać drugiego wizytatora.
- Tolek? – szepnęła zdziwiona.
Od tej pory, każde słowo Tolka, Bolka, Hankę i Zuzę wypowiadane było zgodnie jak najcichszym szeptem.
- To przez Bolka, Haniu! To on chciał cię zobaczyć. – powiedział Tolek, przystawiwszy usta do ucha Hanki.
Chłopak naparł na nią od tyłu tak mocno, że całą powierzchnią tułowia przyparła do Bolka i zmuszona była oprzeć się dłońmi o zatrzaśnięte drzwi. W ten sposób, mimowolnie objęła młodszego z braci ramionami. Starszy nie poprzestał jednak na tym ataku. Prąc na nią, złapał w garści oba jej pośladki i znów szepnął:
- Hanuś, Bolek chce żebyś mu dała pisanki.
- Pisanki? Dam. – westchnęła, w poczuciu, że jej płuca nie mogły nabrać wystarczająco dużo powietrza.
Dziewczyna znalazła się nagle w najdziwniejszej sytuacji w swoim życiu. Stała między dwoma braćmi, ściśnięta między nimi jak plaster szynki między pajdami chleba. Przyparta do Bolka, nie mogąc się ruszyć ani na centymetr w bok, ocierała się o jego twarz policzkiem, czuł jak jej piersi beznadziejnie szukały dla siebie miejsca na jego torsie i, co silnie zaczęło działać na jej wyobraźnię, wrażliwą skórą podbrzusza czuła napięcie panujące w spodniach chłopaka, wyraźnie rosnące z sekundy na sekundę. Z tyłu, macał ją starszy brat Bolka, nie tylko rękami, ale też czymś twardym, tym samym, czym raczył ją od przodu Bolek.
- Wiesz jakie pisanki? – spytał Tolek, maksymalnie zbliżywszy twarz do jej ucha. Tak blisko, że zadając pytanie, dotknął ją wargami.
Jednocześnie, pociągając Bolka za ramię, dał znać bratu, by ten złapał Hankę za biodra i sam zadbał o to, by nie odsunęła od niego swojego gorącego łona. Sam skierował dłonie pod pachy dziewczyny, a gdy spytała:
- No, jakie?
bezceremonialnie wsunął je w nieistniejącą szczelinę między klatką piersiową brata a biust Hanki.
- Takie. – szepnął bezwstydnie.
- Tolek! – głośnym szeptem zawołała imię starszego z braci, którego palce bezbłędnie odnalazły drogę do jej sutków.
- Chłopcy! Pisanki są u Zuzki i Elki. – zażartowała, przypominając jednocześnie o obecności swojej młodszej siostry, z zapartym tchem obserwującej reakcje Hanki na „zaloty” chłopaków.
Zuza, stojąc cały czas w tym samym miejscu, nie widziała najważniejszych szczegółów spektaklu, rozgrywającego się na styku podbrzuszy Bolka i Tolka oraz łona i pupy jej starszej siostry. Z braku doświadczenia, nie mogła też sobie w pełni wyobrazić, emocji wyzwalanych przez dwa naprężone penisy, kłujące Hankę jednocześnie od przodu i od tyłu. Domyślała się tylko, że dziewczyna czerpała z tego zaczepiania nie małą przyjemność. Podniecenie trójki młodych przy drzwiach, okazało się zaraźliwe, a usłyszawszy swoje imię, Zuza wzdrygnęła, spodziewając się, słusznie, że lada moment sama znajdzie się w centrum uwagi.
Tolek ostatni raz ścisnął piersi starszej z sióstr i głośnym szeptem – na tyle gromko, by również Zuza dokładnie usłyszała jego słowa – polecił jej:
- Pokaż Bolkowi cycki!
Następnie, oderwał się od Hanki, zostawiając ją samą w objęciach swego brata i, niespiesznym krokiem, skierował się ku Zuzannie. Idąc, nawet nie próbował ukryć wydatnego wybrzuszenia w kroku. Wręcz przeciwnie, celowo je eksponował,by zachwalić wielkość swojego narządu i móc napawać się, zaskoczoną miną dziewczyny i jej wzrokiem, mimowolnie skupionym na tym konkretnym miejscu spodni. Ostentacyjna demonstracja przyrodzenia miała stanowić zapowiedź, i ostrzeżenie, dalszych śmiałych czynów.
Tolek stąpał tak wolno – a może tylko tak się mu zdawało – że Zuza, nie mogąc się doczekać, zrobiła krok w jego stronę. Bez słowa stanęli naprzeciw siebie, patrząc sobie głęboko w oczy. Tolek położył ręce na jej biodrach i lekko przyciągnął dziewczynę do siebie, a Zuza odruchowo oparła ręce na jego ramionach. W tym samym czasie, Hanka obróciła i zrobiła krok do środka izby, w ślad za Tolkiem, lecz Bolek w porę zatrzymał, łapiąc mocno w talii i przyciskając ją plecami do siebie. Ostateczny efekt był taki, że siostry nawiązały ze sobą kontakt wzrokowy i przez następnych kilka chwil, nieprzerwanie, obserwowały się nawzajem, rejestrując każde, nawet najbardziej ulotne reakcje na poczynania obydwu braci.
- Zuzka, nie! – szepnęła Hanka, próbując ostrzec siostrę przed zniewalającym uciskiem twardego członka w okolicy łona, którego sama doświadczyła przed momentem.
Za późno. Tolek otarł się o nią, celując prosto w jej najcieplejsze miejsce, w dolnej części podbrzusza, na styku nóg. Następnie, szybko przeniósł dłonie na ramiona dziewczyny. Nie dając jej ani chwili do namysłu, zsunął najpierw jedno ramiączko, zaraz potem drugie i przybliżył buzię do jej twarzy. Zuza wciąż, jak zahipnotyzowana, patrzyła na swoją starszą siostrę, obejmowaną przez Tolka i domyślała się już, co Hanka musiała czuć na swoich pośladkach, dociśniętych do bioder Bolka. Jej domysły potwierdzał wyraz twarzy siostry oraz jej partnera, zdradzający błogie napięcie.
Zanim się spostrzegła, Tolek, pojedynczym, długim przeciągnięciem języka, polizał jej usta na całej długości. To był jego markowy popis, którego nauczył się wiele lat wcześniej, kiedy tylko zaczynał interesować się płcią przeciwną. Odkąd opanował ten ruch do perfekcji, w wieku lat czternastu, takim właśnie liźnięciem rozpoczynał „znajomość” z każdą kolejną swoją sympatią. Dla Zuzki, podobnie jak i dla jej starszej siostry, była to zaskakująca nowość. O całowaniu i chędożeniu słyszały wiele, o lizaniu ani słowa. Tolek, wykorzystując zdumienie dziewczyny, liznął ją jeszcze raz, trochę mocniej naciskając językiem na wargi. Za trzecim razem, Zuza domyśliła się, by szeroko otworzyć usta i w ten sposób pozwolić Tolkowi wniknąć językiem głębiej do środka. Hanka patrzyła jak sparaliżowana na młodszą siostrę, poznającą magię pierwszych pocałunków. Starsza z sióstr, mając w pamięci swoje próby całowania, o których nie wiedział nikt poza nią i jej „nauczycielem”, wiedziała, że tych Tolkowych oblizywań oraz namiętnego pocałunku, w który przerodziło się kolejne liźnięcie, Zuza nigdy nie zapomni.
Tolek, rozochocony tak przychylną reakcją ze strony młodej dziewczyny, postanowił nie tracić czasu i posunąć się jeszcze o krok dalej. Przerwał pocałunek i nim Zuza zdołała wyrównać oddech, rozwiązał obydwie tasiemki jej domowej koszuli, ostatecznie unicestwiając oba, i tak już niefunkcjonalne, ramiączka. Tym samym, koszula trzymała się już tylko na wypukłości biustu.
- O Boże, Zuzka! – westchnęła Hanka, spodziewając się, że dwudziestolatek i na tym nie poprzestanie.
Spróbowała się nawet zbliżyć do Tolka, lecz Bolek znów skutecznie skrępował jej ruchy. Nie tylko, przyciągnął jej biodra do swoich, lecz także, pierwszy raz, złapał w garść jedną z jej piersi. Dziewczyny tylko spojrzały po sobie, bez słów zgadzając się, że ten argument Bolka był dostatecznie przekonujący, by się nie ruszać z miejsca. W tym czasie, Tolek, nie widząc, co działo się za jego plecami, od góry wsunął rękę pod koszulę Zuzy i szybko obmacał obydwie piersi. Drugą ręką chwycił za talię i naparłszy wybrzuszeniem spodni, które pod wpływem kolejnych doznań, wywołanych całowaniem ust i macaniem biustu, powiększyło się jeszcze trochę bardziej, na łono dziewczyny, wyraził zachwyt rozmiarem i konsystencją młodych piersi. W odpowiedzi, Zuza objęła kochanka ramionami i mocno przywarła ustami do jego warg. Całując Tolka, stłumiła jednocześnie okrzyk zachwytu dla twardości wzbudzonego członka, napierającego na jej intymne miejsce, jaki wezbrał w jej gardle i groził, że w niekontrolowany sposób zakłóci ciszę, niepotrzebnie zwracając uwagę pozostałych domowników.
- Zuzka! – szepnęła jeszcze raz starsza siostra.
- Toluś! – odezwała się Zuza, ogłupiała ze szczęścia.
- Och, Zuzieńko, skarbie! – czule powiedział Tolek i jeszcze raz podrażnił twardym członkiem rozbudzone krocze Zuzanny. Nauczony doświadczeniem, wiedział, że nic nie działa na dziewczę tak mocno jak twardy dowód męskiej witalności, przyłożony w to czułe miejsce. Nie znał dzierlatki, odpornej na takie pieszczoty. Każda, w mniejszym lub większym stopniu, traciła rozum i żadna nie miała do niego o nic pretensji. Zuza, pod tym względem, nie była wyjątkiem.
- Pokaż się, Zuziu! – szepnął Tolek wyjątkowo głośno, świadom, że jego zabiegi były skuteczne.
- Co, Toluś? – spytała Zuzka, której prośba starszego chłopaka nie była zrozumiała.
Jednocześnie spojrzała pytająco na siostrę i nadstawiła usta do całowania. Hanka, zaalarmowana słowami Tolka, pokręciła głową, lecz chłopak wcale nie czekał na zgodę. Jednym pociągnięciem, czym prędzej, zsunął poluzowaną koszulę, aż do pępka, całkowicie odsłaniając piersi dziewczyny.
- Zuzia, jesteś najpiękniejsza!
Głośno wyraziwszy zachwyt, Tolek przesunął się odrobinę na bok, by również Hanka i, przede wszystkim, jego brat, mogli również podziwiać ponętne kształty czternastolatki.
Tolek widział już wiele dziewoi, młodszych i starszych, był kimś w rodzaju wiejskiego Casanovy, dla Zuzy było to całkiem nowe doświadczenie. Pierwszy raz w życiu pokazywała się obcemu chłopakowi, właściwie dwóm. Jej duże, zwłaszcza jak na jej wiek, piersi, sterczały dumnie wyprężone, dwie soczyste rzepy w kolorze świeżego śniegu, z małymi różowymi kamykami zamiast korzonków. Czuła się dziwnie, lecz nie wstydziła się już ani trochę. Odwrotnie, świadomość tego, że jej ciało wzbudzało pożądanie u obydwu z braci – młodszemu Bolkowi aż pociekła ślina – powodowała dodatkowe przyjemne mrowienie w brzuchu. To wzmożone podniecenie Bolka poczuła także Hanka: chłopak nie tylko przywarł podbrzuszem do jej pupy, ale też zaczął wykonywać biodrami powolne ruchy do przodu i do tyłu. Ktoś stojący obok, pewnie, z trudem by je zauważył, a mimo to, na zmysły dziewczyny wywarły one piorunujące wrażenie.
Tolek, dopiero w tym momencie odwrócił się do brata, zobaczyć jak jemu idzie zdobywanie Hanki, pierwotnego celu tej wielkanocnej wizyty. Przekonawszy się, że brat był na dobrej drodze – dziewczyna, uśmiechnięta, przywierała do niego plecami, a on ściskał ją mocno w ramionach, jednocześnie trzymając jedną pierś w dłoni – postanowił mu jeszcze trochę pomóc, i jednocześnie sobie samemu również. Stanął przed Hanką, twarzą w twarz, bardzo blisko i powiedział do niej:
- Pokaż Bolkowi cycki.
Następnie, tak jak wcześniej jej siostrze, odsunął na bok oba ramiączka i uwolnił biust Hanki spod koszuli i zanim ktokolwiek wydusił z siebie choć jedno słowo, skomplementował urodę drugiej z sióstr:
- Obie jesteście piękne. Haniu, no pokaż mu.
Po tym ostatnim zdaniu, Hanka obróciła się wreszcie przodem do Bolka, pozwalając mu przyjrzeć się jej białym, krągłym rzepom, a może, równie soczystym, kalarepom.
Tolek, nie zaniedbywał Zuzi długo. Zrobiwszy ten dobry uczynek, natychmiast wrócił do młodszej siostry Hanki. Klęknął przed nią na jedno kolano, przyciągnął do siebie, obejmując ją w talii, i lubieżnie przesunął językiem od miejsca, w którym znajdował się górny rąbek zwiniętej koszuli, aż do jednej piersi, kończąc to liźnięcie dokładnie na zgrubiałej brodawce, twardej jak kamień. Następnie objął wargami całego sutka i zaczął się w niego wsysać. Wszystko to zrobił tak, by Bolek i Hanka bez wysiłku mogli śledzić każdy ruch jego ust.
Zdając sobie (jeszcze) sprawę z upływu czasu, postanowił nie zatrzymywać się na piersiach swej nieoczekiwanej zdobyczy, lecz skorzystać z uległości młodziutkiej Zuzanki jeszcze bardziej. Wstał, pocałował ją w usta, wpychając jej język aż pod podniebienie i pieszcząc wargami jej języczek, który Zuza wysunęła śmiało, naśladując zachłanny styl całowania starszego chłopaka, a następnie a następnie, kilkoma ruchami rąk, podciągnął dolną część jej długiej koszuli mocno do góry, zamieniając całe jej dzienne ubranie w wąską opaskę wokół talii. Oboje, jednocześnie spojrzeli w dół, na czarny trójkącik jej włosów łonowych. W to samo miejsce spojrzeli również Bolek i Hanka, robiąc przerwę we własnych wzajemnych pocałunkach. Ośmielony sukcesem brata, Bolek również podjął próbę podwinięcia do góry koszuli Hanki, lecz spotkał się z protestem ze strony starszej od siebie o rok dziewczyny, świadomej niebezpieczeństw, czyhających na zbyt nieostrożnych kochanków. Nie o jednej kobiecie czy nawet młodej dziewczynie było wiadomo, że zaszła w ciążę przed ślubem i zbyt często zdarzało się, że mężczyzna wypierał się potem ojcostwa.
Zuza zaufała Tolkowi do tego stopnia, że gdy ten poprosił, by uniosła do góry ramiona, zrobiła to bez najmniejszego sprzeciwu, pozwalając by on rozebrał ją całkowicie.
- Nie będzie ci to przez chwilę potrzebne – wyjaśnił tylko i pchnął golusieńką dziewczynę na łóżko.
Hanka, zrozumiawszy zamiar Tolka, spróbowała mu przeszkodzić. Na krótko wyrwała się z objęć młodszego z braci, złapała chłopaka za ramię, szepnęła:
- Zuzka, nie! - lecz na ratunek było już za późno.
Tolek, nie zważając na przywoływanie do rozsądku, rozsupłał sznur podtrzymujący spodnie, i legł na Zuzce, jednocześnie odciągając jej kolana na boki, by móc natychmiast przyjąć najbardziej dogodną pozycję, zapewniającą mu dostęp do jej intymnego miejsca.
Dopiero w tym momencie, bezpośrednio poczuwszy obecność męskiego członka na swoim, niczym nie osłoniętym kroczu, próbującego na oślep odnaleźć otwór wiodący do jej wnętrza, wypowiedziała nerwowo sakramentalne:
- Toluś, nie!
Ze łzami w oczach spojrzała na starszą siostrę, która, ciągnięta do tyłu, za biodra, przez Bolka, nie mogła jej w żaden sposób pomóc. Zuzka, ostatkiem sił spróbowała się wyśliznąć spod silnego i nie panującego już nad sobą Tolka, lecz nadaremnie.
- Nie ruszaj się! – usłyszała rozkazujący szept dwudziestolatka i posłuchała, jakby licząc na to, że on się rozmyśli.
- Zuzia, spokojnie. Nie krzycz. Zaraz może zaboleć. – odezwał się Tolek po raz ostatni, starając się dobrać najłagodniejszy ton głosu, jaki miał w swym uwodzicielskim repertuarze.
Zuza kiwnęła głową, zamknęła oczy i znów poczuła coś twardego w miejscu, gdzie schodzą się obie nogi. Tym razem, czubek penisa od razu otarł się o płatki jej sromu, przesunął się kawałeczek do góry i zatrzymał się w jamce, stanowiącej wejście do jej organizmu. O tym, że chłopak dotarł właśnie do mety, świadczyło też krótkie westchnięcie dziewczyny, głośne, nie kontrolowane „Ach.”
- Zuzieńko, tylko nie krzycz. Najlepiej, jak mi dasz teraz buzi. – poprosił Tolek, zdradzając, że miał już niemałe doświadczenie w pozbywaniu dziewcząt cnoty.
- Aha. – zgodziła się Zuza, ku przerażeniu Hanki, bezsilnie śledzącej los młodszej siostry.
W odpowiedzi na pierwsze mocne pchnięcie, biodra Zuzki cofnęły się odruchowo, wciskając się w pierzynę. Tolek jednak nie dał za wygraną. Zaatakował dziewczęcy skarb ponownie, i jeszcze raz, aż jego członek na trwałe zakotwiczył się w pochwie. Wreszcie, przy kolejnej próbie, Tolkowi udało się przebić wszystkie bariery i zanurzyć w młodym ciele dziewczyny prawie całego penisa. Pierwsza penetracja okazała się bolesna, nie tylko dla Zuzi. Nagłe poczucie, jakby coś gorącego wybuchło w podbrzuszu dziewczyny, pędem błyskawicy rozlało się po całym ciele, powodując, między innymi, spontaniczne zaciśnięcie się jej zębów na dolnej wardze zwycięskiego kochanka.
Pieczenie nie minęło od razu, ale dyskomfort pierwszego współżycia, szybko przytłumiły znacznie milsze doznania. Hormon szczęścia potrafi przecież zdziałać cuda. Chwilę po tym pierwszym, trudnym wtargnięciu w dziewiczą jamkę rozkoszy, Tolek przystąpił do bardziej energicznego eksplorowania, sprawiając przyjemność i sobie, i Zuzi. Hanka i Bolek, z początku byli zszokowani widokiem kopulującej pary, lecz po kilku sekundach przerażenie minęło, zastąpione uczuciem zazdrości. Z zapartym tchem patrzyli na spięte pośladki Tolka, poruszające się na przemian do góry i na dół, w takt głośnych, gardłowych wydechów przygniatanej ze z grubsza stałą częstością młodej dziewczyny. Krótko mówiąc, Tolek bez opamiętania skakał na Zuzi, a Bolek i Hanka też tak chcieli.
Tym razem, inicjatywę przejęła Hanka. Widząc, że cnota siostry była już nie do uratowania i nie mając żadnego wpływu na to, czy ktoś z domowników odkryje, bądź nie odkryje ich niemoralnego zachowania, rzuciła się Bolkowi na szyję i złożyła gorący pocałunek na jego ustach. Pospiesznie rozwiązała sznurek podtrzymujący spodnie Bolka i uniosła rąbek swojej koszuli, obnażając swoje najbardziej intymne miejsce i wystawiając je na bezpośredni kontakt z uwolnionym z odzieży członkiem chłopaka. Razem, sapiąc z podniecenia i lęku przed nieznanym, wprowadzili twardego penisa pomiędzy fałdki skóry, chroniące dostępu do jej skarbu, całe mokre od śluzu, jaki zdążył zgromadzić się tam od momentu, kiedy obaj chłopcy ścisnęli Hankę pod drzwiami, i złapawszy się mocno za pupy, nawzajem pociągnęli się do przodu. Przy pierwszej próbie, penis, jakimś dziwnym sposobem wyśliznął się z zastawionej na niego pułapki. Za drugim razem, udało im się wprowadzić go na odpowiednią głębokość. Hanka syknęła z bólu, lecz nie przestała dociskać Bolka do siebie. Chłopak najpierw zastygł w niej, nieruchomo, zaskoczony nieznanym mu jeszcze doznaniem, a następnie, kurczowo ścisnąwszy w dłoniach pośladki Hanki, wykonał kilka posuwistych ruchów, starając się jak najgłębiej wtargnąć w ciepłe i ciasne wnętrze dziewczyny, które się właśnie przed nim otworzyło. Niestety, nie przyzwyczajony do kontaktu z kobiecym ciałem, już po kilku suwach nie wytrzymał naporu fali podniecenia, jaka nagle wezbrała w jego prąciu.
- Ach! – wyrwało mu się z ust na ułamek sekundy przed wytryskiem.
Wypuszczenie nasienia przyniosło mu olbrzymią ulgę. Kolejne partie jego mięśni, szybko się rozluźniły, jedna po drugiej, i jego spracowany penis odnalazł drogę na zewnątrz. Zaspokojony, znów spojrzał na śnieżnobiałe, pulchne piersi siedemnastoletniej dziewczyny.
- Hania, jesteś piękna. – wyszeptał.
- Boluś, to już, czy coś się stało? – spytała dziewczyna troskliwie.
- Już. Przepraszam, Hanuś!
- Ale co się stało?
- Mleko bryznęło. – przyznał, zawstydzony.
- Och, Boluś! – nie wiedzieć czemu, Hankę ucieszyły te słowa – fizyczny dowód siły jej kobiecego wdzięku. Przytuliła Bolka, przykładając sobie jego głowę do piersi.
- A oni jeszcze to robią. – wskazała na Tolka, skaczącego na jej młodszej siostrze.
Zuzka nie leżała już bezwładnie, jak poduszka, z bezładnie rozkraczonymi nogami. Mocno zgiąwszy kolana, przysunęła stopy blisko jej bioder i oparła się na nich stabilnie. Ciężar górnej części ciała spoczywał na łokciach i przedramieniach, ułożonych wzdłuż tułowia. Z uniesioną głową uważnie śledziła ruchy Tolka i obserwowała wąską przestrzeń pomiędzy nimi. On regularnie, rytmicznie, mocno popychał ją biodrami wprzód i wgłąb łóżka, a ona odbijała się w górę, jak sprężyna, oddając mu cały pęd pchnięcia. Ten rodzaj kontaktu damsko-męskiego idealnie opisał niejaki Isaak Newton, już w siedemnastym wieku:
„Actioni contrariam semper et æqualem esse reactionem: sive corporum duorum actiones in se mutuo semper esse æquales et in partes contrarias dirigi.”
Zwykli wieśniacy, nie oczytani w łacińskich tekstach i z matematycznch zasad filozofii przyrody będący biegli jedynie w dodawaniu i odejmowaniu liczb maksymalnie trzycyfrowych, nazywali to słowami prostymi, używanymi do dzisiaj, takimi jak: rżnięcie, ruchanie, dymanie i chędożenie. Tolek i Zuzka bzykali się w najlepsze jak para królików. Aż dziw, że nikt z domowników nie przyszedł do tej pory, zaalarmowany chrobotem ciężkiej skrzyni łoża, trącej o podłogę.
Hanka, błyskawicznie poprawiwszy koszulę, chwyciła Bolka za ramię i z lękiem w głosie rzekła:
- Następnym razem zrobimy to jak oni.
- Na leżący? – spytał Bolek.
- Tak. Żeby grzech był mniejszy.
- Och, Hanuś! Aleśmy dziś nagrzeszyli! Będziesz się teraz musiała wyspowiadać.
- I ty, Boluś. Ale chłopakowi łatwiej. Suka dała, toś wychędożył. Ksiądz dobrodziej zada ci lekką pokutę.
- Hania! A może nic nie mów proboszczowi? – Bolek zasugerował nieśmiało.
- Trzeba. – poważnie odparła bogobojna dziewczyna.
- Boże, Boluś! Żeby on tylko nie zrobił jaj jakiej krzywdy! Przecież ona jeszcze niedawno całkiem dzieckiem była! – Hanka zmieniła temat, kierując się troską o siostrę oraz z powracającego, wraz z jasnością rozumu, lęku przed ojcem.
- Masz rację. – przytaknął Bolek.
Nie czekając już na nic, oboje weszli na łóżko i kucnęli po obu bokach kopulującej pary. Zgodnym duo zaczęli stukać Tolka w kark i dotykać Zuzkę w ramię, by zwrócić na siebie ich uwagę. Jednocześnie mówili:
- Tolek! Zuzka! Już starczy! Tolek, skończ już! Zuza, uważaj! Toluś, puść ją! Proszę, przestańcie!
Oni jednak nie słuchali i skończyli wtedy, kiedy Tolek uznał za stosowne. Chłopak bez trudu mógł przerwać przed wytryskiem, jak podczas „spania” z Majką i z innymi dziewuchami do niej, i nie narażać Zuzy na przedwczesną ciążę. Nie zrobił tego jednak. Coś niezrozumiałego sprawiło – może była to łatwość z jaką udało mu się zaciągnąć młódkę do łóżka i jej spontaniczna gotowość oddania się akurat Tolkowi, a może mistyczne przeczucie – że zapragnął akurat w tej dziewczynie zostawić życiodajną cząstkę siebie.
Gdy „rąbanie” dobiegło końca, Zuza opadła na plecy, bez czucia i niemal bez tchu, cała mokra od potu, jakby dopiero co wyszła z kąpieli.
- Boluś, pora na nas! – powiedział Tolek, poprawiając spodnie.
- Zuzieńko, będziesz moja! – zwrócił się do młodej kochanki, zlizując kilka kropel potu, które zebrały się w zagłębieniu pomiędzy piersiami.
- Hania, ubierz ją prędko i odcuć. – polecił starszej z dziewczyn.
Po tym nieromantycznym pożegnaniu, chłopcy zniknęli za oknem, jeszcze szybciej niż się pojawili.
***
Spotkanie Felka z Danką trwało krócej i miało znacznie mniej burzliwy przebieg niż najście Tolka i Bolka na młodsze siostry ich przyjaciela.
Danka zdawała sobie sprawę o podrywach jej starszego brata. Wśród jej koleżanek krążyły różne plotki na ten temat, które jednak przez dłuższy czas puszczała mimo uszu. W prawdziwość niektórych opowieści przestała wątpić dopiero wtedy, gdy jedna z dziewczyn, w największym sekrecie, zwierzyła jej się z kontaktów z Tolkiem, a inna spytała o radę, jak mu się skutecznie przypodobać, gdyż rywalizowała o jego względy ze swoją własną siostrą. Domyślała się też, że Felek, najbliższy kumpel brata, był we wszystko wtajemniczony i z pewnością miał w tym i owym niemały udział. Odkąd plotki nabrały konkretnych kształtów, Danka nie mogła już przestać myśleć o tym, jak sama by się zachowała, gdyby przyszło jej się zetknąć z chłopakiem sam na sam. Myślała przy tym właśnie o Felku. Skrycie marzyła o jego barczystych plecach i pragnęła, by którejś nocy legł na niej i rozpruł jej wianek. Oczywiście, najlepiej gdyby to była noc poślubna. Felek, w jakimś stopniu czuł, że siostra brata darzyła go sympatią. Chwytał jej zaintrygowane spojrzenie i zauważał ulotny uśmiech, rysujący się na jej ustach w odpowiedzi na jego pojawienie się w pobliżu. Od Tolka słyszał też, że dziewczyna nie tylko wypowiadała się o nim przychylnie, ale też została raz podsłuchana, gdy na pytanie siostry – pod względem wieku, przedostatnią z piątki rodzeństwa – o to, który chłopak ze wsi podobał jej się najbardziej, odpowiedziała bez zastanowienia: „Feluś”. Miał więc silne powody, by wierzyć w powodzenie.
Danka zauważyła gościa, jak tylko zaczął on uchylać okno. Nie zlękła się ani trochę, ani nie była speszona. Dała mu znać, by zachował ciszę, pomogła mu się wdrapać do środka i rozkazała mu zagrzebać się pod grubą pierzynę. Przykryła go jeszcze z wierzchu jeszcze jedną puchową kołdrą, którą zdjęła z łóżka siostry, a wystające stopy chłopaka przygniotła poduszką. Tak ukrywszy Felka, na wypadek, gdyby ktoś zajrzał do izby, położyła się z wierzchu, obok niego i pozwoliła mu wyznać cel przybycia.
Wiedząc się, że Felek nie jedno już przeżył z różnymi dziewuchami, Danka biła się z myślami, nie mogąc się zdecydować, czy zachowywać się przy nim cnotliwie i przyzwoicie, czy też przemóc wstyd i czym prędzej dać mu jakiś śmiały dowód miłości. W końcu, wybrała wariant pośredni. Zgodziła się spotykać się z nim, najpierw raz w tygodniu, o stałej porze, w ogrodzie, a potem, latem, podczas prac polowych, być może nawet częściej. Powiedziała też, że jeśliby Felek przyszedł do ojców i poprosił ich o pozwolenie na jawne odwiedzanie córki, w kuchni, co zgodnie ze zwyczajem było wstępnym etapem znajomości młodych, poprzedzającym zrękowiny, to ona byłaby temu rada. Na pożegnanie, pocałowali się w usta, bez „fajerwerków” w postaci wsuwania języczka czy dotykania intymnych części ciała, zadowoleni, szczęśliwi i pełni nadziei na przyszłość.
***
Wróciwszy na podwórze swego domu, Felek zajrzał najpierw, przez otwarte okno, do pokoju sióstr, by się zorientować w przebiegu wizyty chłopców u Hanki. Nie spotkał ich nigdzie po drodze, co było stanowiło dobry znak tego, że zostali przyjęci życzliwie i że ojciec ich nie przepędził. Z domu nie dobiegały też żadne krzyki ani głośne płacze, mogące świadczyć o porażce przedsięwzięcia. Pozostawało mu więc tylko sprawdzić, czy przyjaciele i Hanka nie potrzebowali od niego jeszcze jakiejś przysługi. Obraz, jaki ujrzał w środku, wprawił go w osłupienie. Nie widział wszystkiego, ale wystarczyło mu, w dziewczynie stojącej przed łóżkiem, z wywalonymi na wierzch cyckami, rozpoznać Zuzkę, by wiedzieć, że działy się rzeczy niesamowite, o których nikt nigdy nie powinien się dowiedzieć.
Pędem rzucił się do drzwi wejściowych. Z szafy stojącej w sieni wyciągnął flaszkę domowego piwa i zaniósł ją ojcu, zajętemu, czytaniem gazety lub, ewentualnie, reperowaniem jakiegoś sprzętu w komórce, stanowiącej jego świąteczne i niedzielne refugium. Całe szczęście, ta część gospodarstwa znajdowała się naprzeciw innej części domu. Z komórki, ani po drodze do niej, ojciec nie miał szans zorientować się, że okno w pokoju córek nie było zawarte, wbrew jego wyraźnemu poleceniu, by w poniedziałek wielkanocny uważać na młokosów, wrednych chuliganów, gotowych zapaskudzić wnętrze każdego domu, wrzucając znienacka worek popiołu.
Upewniwszy się, że ze strony ojca nie groziło żadne bezpośrednie niebezpieczeństwo, czym prędzej wrócił do domu. Jak tylko wpadł do kuchni, matka i siostry zaczęły go wypytywać o sytuację na ulicy. Zmyślił, że widział po drodze grupkę chłopaków, prowadzących koguta – co, w okolicy południa, było całkiem prawdopodobne – i niosących w rękach rózgi oraz kubki napełnione wodą. Usłyszawszy tę nowość, Elka, dwunastoletnia, „średnia” siostra Felka podskoczyła jak oparzona i biegiem ruszyła na korytarz, krzycząc:
- Zuzka! Zuzka! Pisanki!
Za nią ruszyły pozostałe siostry – „smarkule” tudzież „drobnica”.
Felek w ostatniej chwili schwytał Elkę pod pachę i przeniósł ją do spalnej izby „dzieciarni”. Rzucił ją na łóżko i wyłaskotał. Za plecami słyszał piski obu młodszych:
- Mnie też ponieś!
- I mnie!
Felek podrzucił pod sufit, najpierw jedną, potem drugą i obydwie umieścił na łóżku, obok Elki, łaskocząc każdą, gdy tylko próbowała się podnieść. Po tych szaleństwach, przyszła pora na noszenie na barana, przy czym Felek tupał i wołał jak najgłośniej, chcąc dać znać, tym za ścianą, że pora widzenia dobiegała końca. Nie wiedząc, jak skuteczne było to jego wołanie i nie mogąc sprawdzić, czy chłopcy zabawiali się jeszcze z Zuzką i Hanką, wymyślił, by wyprowadzić trójkę młodszych sióstr na strych i w ten sposób trzymać je z dala od izby starszych dziewcząt. By nie musieć zbyt wiele tłumaczyć, zwłaszcza dwunastolatce, gotowej mu nie uwierzyć, zwinnym ruchem chwycił Elkę pod kolana i wniósł ją po schodach. Będąc na górze, wmówił „dzieciarni”, że rok wcześniej ukrył gdzieś na strychu długie witki wierzby, którymi smagał dziewczyny po nogach i nakłonił siostry, by pomogły mu je odszukać.
Chodzenie po strychu miało tę zaletę, że każde stąpnięcie wywoływało trzeszczenie desek i belek, które było doskonale słychać na dole. Felek miał nadzieją, że odgłosy dochodzące z góry, z jednej strony przemówią Tolkowi i Bolkowi do rozsądku, a z drugiej, zagłuszą dźwięki, mogące świadczyć o tym, że Hanka i Zuza miały gości.
Kłamstwo ma krótkie nogi, zwłaszcza gdy jakaś dociekliwa nastolatka spróbuje dociec prawdy. Elka szybko poddała w wątpliwość sens szukania witek na strychu i zażądała, by zejść na dół. Lubiła brata, ale w Lany Poniedziałek, pragnęła zostać oblana wodą i wychłostana po łydkach przez chłopaków z sąsiedztwa. Chciała przed nimi uciekać i żeby oni gonili ją dłużej i dalej niż inne dziewczęta. Kilka tygodni czekała na ten dzień, a rano przez ponad godzinę męczyła Zuzkę i Hankę, by zaplotły jej włosy w dwa warkocze, wciąż niezadowolona z rezultatu, specjalnie na tę okazję. Prawdziwe motywy, starała się jednak ukryć przed bratem, absolutnie nieskutecznie.
Na opuszczenie przez nią strychu, Felek nie mógł się zgodzić. Nie mając do dyspozycji ani rózgi, ani witki wierzbowej, zaczął smagać „smarkule” gołą ręką. One nie pozostały mu dłużne, i również Elka natychmiast wystąpiła w ich obronie. Psychologia dzieci nie jest skomplikowana. Felek wiedział doskonale, jak wywołać „bitwę” i zająć myśli siostry czymś innym niż uporczywa chęć zejścia na dół. Natychmiast zrobiło się gwarno i zapanował pożądany harmider. By jeszcze skuteczniej zachęcić Elkę do pozostania na strychu dłużej niż dwie minuty, Felek, klepiąc ją po kolanach i udach, zagnał ją do narożnika, a odciąwszy jej drogę ucieczki, złapał ją za ręce i odpowiednio wykręcając nadgarstki, zmusił ją do przyklęknięcia. Gdy spoczęła na podłodze, szybko objął ją ramieniem, mocno przytulił i powiedział szeptem, że żadnych chłopaków na ulicy nie widział, a gdy Elka wyraziła wątpliwość, przyznał, zupełnie ją zaskakując, że będąc u dziewczyny, nie mógł nikogo widzieć na ulicy.
- Co!? U jakiej? – spytała dzierlatka, nie dowierzając ale też bardzo chcąc usłyszeć odpowiedź, obojętnie czy prawdziwą, czy całkiem zmyśloną.
- U ładnej! A tobie kto się podoba? Dla kogo malowałaś jajka? – odpowiedział Felek z przekąsem.
Do „smarkul” krzyknął:
- Stójcie na miejscu, bo ją załaskoczę na śmierć! – i dla poparcia słów czynem, wywołał u Elki spazmatyczny atak śmiechu, wbijając jej palce pod żebra.
Poskutkowało.
- Żaden! To u kogo byłeś? Teraz już musisz mi powiedzieć. – odpowiedziała, uspokoiwszy oddech.
- U takiej jednej, podobnej do ciebie, z warkoczami. Mów, Ela! Kto chcesz żeby cię dziś oblał wodą?
- Nie powiem, bo ty mi nie chcesz powiedzieć.
- A więc jednak. Zakochałaś się. Kto to?
- Nikt. Znam ją?
- Nie znasz. A ja go znam?
- Nie. To jak ona wygląda?
- Mówiłem już. Podobna do ciebie. Który to chłopak?
- I w czym jeszcze podobna? Ile ma lat?
- Trochę starsza od ciebie. Mów, kto! Jak to dobry chłopak, to ci pomogę się z nim spotkać. Chcesz?
Słysząc tę propozycję, siostra Felka zastanowiła się chwilkę i nazwała imię chłopaka, którym była zainteresowana.
- On chodzi już do jednej dziewuchy. – brutalnie skłamał Felek.
- Skąd wiesz?
- Wiem Eluś. Później ci powiem.
- Dobrze, a ta dziewczyna ile ma lat?
- Trzynaście.
- I w czym jeszcze jest do mnie podobna?
- Ma małe cycuszki! – roześmiał się Felek.
Był to jednak śmiech serdeczny, nie sarkastyczny. I sam żart, jakkolwiek niewybredny, nie miał na celu zranić żeńskiej dumy dorastającej siostry, a jedynie zmusić ją do żywiołowej riposty.
- Kłamiesz! – krzyknęła i rzuciła się na niego z pięściami.
Przewróciła go na plecy, usiadła okrakiem na klatce piersiowej i rękami starała się zablokować jego ręce, by nie zdołał zrzucić jej z siebie za pomocą łaskotek.
- Kłamię, Eluś. Jej cycki są większe.
- Nie! Felek! Po co ja ci się przyznawałam, skoro ty mnie oszukujesz?
- No dobrze już, Eluś. Żartowałem... Pokażesz mi, który to chłopak i załatwimy żebyś się z nim spotkała na łące. Dobrze? I nikt poza nami się o niczym nie dowie.
- Felek, naprawdę?
- Masz moje słowo. Tylko pod jednym warunkiem: Będziemy tu się chować na strychu tak długo, aż ja powiem, że schodzimy na dół. Nie pytaj, dlaczego.
- Mamy się chować? Przed kim? A Zuzka i Hanka?
- Później ci powiem. Uwierz mi. One są zajęte.
- Szykują sukienki.
- Nie tylko. Nie pytaj już, Eluś! Dajmy im mieć swoje tajemnice. Tak jak ty masz swoje. Widzisz, ja o twoim chłopaku nikomu nie powiem.
- Zgoda!
Tak już jest, że dla rodzeństwa, szczerość i wzajemne wspieranie się to podstawa. Bez nich, ani rusz.
***
Dalsze losy obydwu przyjaciół i ich rodzeństwa potoczyły się zupełnie inaczej niż by się mogło wydawać tamtego wielkanocnego poniedziałku. Młodziutka Zuza miała być przedostatnią kobietą w życiu Tolka, której dane było zaznać pełni mocy jego męskiego oręża. Ostatnią była Majka, córka Józka Dryblasa, do której Tolek chodził już kilka miesięcy i nawet zdobywszy Zuzię, nie zrezygnował z umówionego spotkania wieczorem.
Kilka dni po Wielkanocy, z powiatu przyszedł nakaz stanowiący, że wieś zobowiązana została do dostarczenia pięciu rekrutów. Przez kilka lat wsie księżackie zwolnione były od branki. Coś się jednak zmieniło – łaska pańska, jak wiadomo, na pstrej kobyle jeździ – i wcześniejsze ustalenia księcia z carem, o ile w ogóle takowe były, przestały obowiązywać. Chcąc, nie chcąc, sołtys zmuszony był przygotować odpowiednią listę. Wpisał na nią obu przyjaciół, będących jednymi z najstarszych niezaręczonych kawalerów we wsi, z grupy wiekowej podlegającej poborowi. Felek, jedyny syn w domu, pierworodny, z łatwością mógłby uniknąć wcielenia do armii, gdyby wieś wstawiła się za nim u sołtysa. Ponieważ jednak jego ojciec gardził karczmą i, choć w miarę majętny, skąpił grosza na utrzymanie plebanii, czym raczej drażnił sąsiadów, niż zjednywał sobie ich sympatię, chłopak nie miał co liczyć na to, by do służby zamiast niego sołtys wyznaczył kogoś innego. W jego wypadku, nawet solidna wziątka nie wchodziła w rachubę. W białą niedzielę pleban pobłogosławił pięciu młodzieńców, dzień później ojcowie odwieźli ich furmankami do Łowicza. Już ku pięćdziesiątnicy, Felek i Tolek ruszyli w pochód na wschód, do Kubani lub na step Noworosji. (Pamięć o tych odległych miejscach szybko się zatarła wśród potomnych, a i sami rekruci mogli nie wiedzieć dokładnie, dokąd zostali wysłani.)
Obydwaj dożyli do końca służby, nie odnosząc poważnych ran i bez groźnych kontuzji. Felek pozostał w Rosji. Osiedlił się w pobliżu garnizonu, w którym stacjonował przez ostatnie pięć lat służby. Pojął za żonę córkę kogoś pełniącego rolę nieformalnego przywódcy miejscowego plemienia.
Tolek zdecydował się wrócić w rodzinne strony. Czerwońców, które połuczył – tak wówczas mówiono – za wierną służbę Ojczyźnie i ojcu-carowi, wraz z powyszeniem w randze na praporszczyka (Zgodnie z ówczesnym zwyczajem, weteranowi, opuszczającemu szeregi armii, nadawano wyższy stopień wojskowy.) starczyło mu, by kupić gospodarkę na Mazowszu, nie bardzo dużą, ale wystarczającą, by zarówno utrzymać siebie samego, jak i być w stanie założyć i wyżywić powiększającą się rodzinę. Pomimo tego względnego bogactwa, przynajmniej na tle wiejskiej biedoty, Tolek nigdy się nie ożenił. Doświadczenie wojny szybko zgasiło w nim wewnętrzny ogień, będący dotąd siłą napędową machiny, służącej do zaspokajania potrzeb kobiet. Wystarczyło kilka drobnych potyczek, kilka ludzkich śmierci, by z wiecznie głodnego Casanovy zrobić impotenta.
Resztę rubli, które zostały mu po kupnie domu i pola, przeznaczył na zbożny cel, przynajmniej tak o nim mówił. Dosłownie kilka czerwońców wystarczyło mu, by przekonać jednego z biedniejszych gospodarzy, ojca bodajże ośmiorga dzieci, uzależnionego od białego napitku, otrzymywanego według skomplikowanej procedury z kartofli lub żyta, do oddania mu trzech córek na wieloletnią służbę, co najmniej aż do osiągnięcia przez nie wieku pozwalającego na zamążpójście. Tolek obiecał też dołożyć się do kosztów wesela. Jedna z nich w momencie zawarcia umowy miała skończone szesnaście lat, albo zbliżała się do tego wieku, jej siostry były całkiem młodymi dzierlatkami. Od jeszcze innego chłopa „kupił” na podobnych warunkach kolejne trzy dziewczynki jako służące.
Nie trudno się domyśleć, jakie plotki krążyły potem o nim nie tylko w jego wsi, ale wręcz po całym powiecie: że stary cap, wieczny kawaler, mieszkał sam pod jednym dachem z sześcioma dziewuszkami i pewnikiem po to, by co noc nabijać którąś z nich na swój jefriejtorski sztyk, zaprawiony w bojach z babami podczas długich lat wojaczki w najdalszych, egzotycznych, zakątkach Rosji. Miasteczkowi Żydzi mówili, że pan Anatol – znamienne, że mówili o nim per pan, jak przystało nazywać osobę wolną od urodzenia – żył w otoczeniu dziewic lepiej niż osmański sułtan w owianym legendami carogrodzkim haremie. Tolek znał doskonale te słuchy, a w rozmowach z pewnym zaprzyjaźnionym handlarzem, żartował, że porównanie to wymagało poprawki, gdyż nie nie był on wszechmocnym monarchą, lecz tylko mizernym eunuchem. Zwierzył mu się też pewnego razu, że gromadka dziewek przypominała mu Hankę i Zuzkę z siostrami i najlepszy okres młodości. Fama niosąca się za Tolkiem i jego pokojówkami skutecznie chroniła dzierlatki przed niecnymi zakusami wiejskich chłopaków, zainteresowanych cnotliwymi pannami. Niemniej, Tolek zdołał znaleźć mężów dla trzech z nich. Jedna umarła młodo na suchoty, a dwie ostatnie dotrwały przy jego boku do późnej starości. Prawdopodobnie, to właśnie ich czuła opieka powodowała, że chciało mu się żyć jak mało komu. Zmarł w sędziwym wieku, lat siedemdziesięciu pięciu, już w odrodzonej Polsce.
Siostra Tolka, Hania, wyszła za dalszego kuzyna, „trójrodnego”, który miał z nią wspólnych pradziadków. Kościół dawniej, w epoce pregenstycznej, sprzyjał takim ożenkom osób spokrewnionych. Były one zresztą nieuniknione, biorąc pod uwagę silnie ograniczoną migrację w systemie pańszczyźnianym, a także, siłą inercji, wiele lat, a nawet pokoleń po uwolnieniu i oczynszowaniu chłopów. Z początku, Hanka tęskniła za Felkiem i trudno jej było odnaleźć się w roli żony. Z czasem przywykła i urodziła mężowi czworo dzieci, które razem wychowali „na ludzi”.
Hankę rodzice wydali za organistę, przedwcześnie owdowiałego. Dziewczyna szlochała w poduszkę przez kilka miesięcy, ale nie mogąc poślubić Bolka – z powodu, który stanie się zrozumiały za chwilę – nie sprzeciwiła się woli rodziców. Mężczyzna był wprawdzie stary – starszy nawet od jej własnego ojca, ale nie stawiał żadnych wygórowanych warunków. Zgodził się przyjąć ją bez posagu, jedynie w zamian za przyrzeczenie, że będzie gotować i będzie lojalna wobec jego dzieci z pierwszego małżeństwa. Prywatnie, organista zapowiedział nawet, zwolnienie jej od spełnienia głównego małżeńskiego obowiązku. Obietnicy dotrzymał i Hanka zamieszkała w oddzielnym pokoju z własnym łóżkiem, do którego nikt jej się nigdy na siłę nie wpychał. Inna rzecz, że ona sama, najpierw z poczucia długu wdzięczności, a potem dla własnej przyjemności, zaczęła odwiedzać męża w jego pościeli. Umiejętności, które zdobyła kładąc się na nim, i pod nim, i obok niego, przekazała dwóm pasierbom, młodszym od siebie zaledwie o rok i trzy lata.
Również z córką organisty, najmłodszą z rodzeństwa, znalazła wspólny język, ledwie się wprowadziła do nowego domu. Z czasem połączyła je głęboka i wierna przyjaźni na wieki. Hanka zaskarbiła sobie jej serce i dozgonną wdzięczność za szczerość, dzięki której młodsza dziewczyna ustrzegła się od powtórzenia tragicznego błędu, jaki naiwnie popełniła Hanka. Pomyłką tą nie było dopuszczenie do siebie chłopaka, lecz to, że się z utraty cnoty wyspowiadała.
- Nigdy nie chodź do konfesjonału z powodu szóstego przykazania! – powiedziała pewnego razu do pasierbicy i opowiedziała jej, w tajemnicy, swoją bolesną historię.
Hanka i Zuzka dla odkupienia grzechu cudzołóstwa dostały jednakową pokutę – niezależnie od pozycji w jakiej straciły cnotę, ani od długości stosunku. Jako część kary, miały dziesięć razy przyjść do kościoła, stroić wiosennymi kwiatami ołtarz główny oraz kapliczki w bocznych nawach. Ksiądz pleban często dawał dziewczętom takie zadanie, dzięki czemu na mszy zawsze pachniało łąką lub lasem i było kolorowo. Nikogo więc nie zdziwiło, gdy siostry w środku tygodnia ubrały się ładnie i poszły we dwie do fary. Pierwszym przystankiem była plebania. Ksiądz dobrodziej przywitał grzesznice serdecznym uśmiechem i pogłaskach każdą z nich po policzku, jak miał w zwyczaju czynić w stosunku do dzieci. Zapytał się, która z nich była starsza i zaprosił Hankę do środka, jednocześnie odsyłając Zuzke przed obraz Najświętszej Marii Panny dla odmówienia zadanych jej przy spowiedzi litanii.
Proboszcz poprowadził Hankę najpierw do kancelarii, gdzie sprawdził coś w swoich notatkach i spytał dziewczynę, czy od ostatniej spowiedzi coś się zmieniło w jej życiu oraz zainteresował się zdrowiem rodziców. Po tym wstępie poprowadził ją do innego pomieszczenia – jasnego pokoju, w którym przy jednej ze ścian stał dębowy regał, z półkami zapełnionymi ciężkimi tomami ksiąg, starymi kajetami oraz grubymi plikami częściowo pożółkłych kart, powiązanymi sznurkiem i ustawionymi na sztorc, przyległe do niego naroże zajmował mały stolik z przyborami do pisania na blacie, a przy przeciwległej ścianie znajdowało się szerokie „pańskie” łoże, starannie zaścielone i przykryte wełnianą narzutą.
- Zastanawiam się Haneczko, czy dla twojego dobra, nie zdradzić twemu tacie części ostatniej spowiedzi. – powiedział spokojnym głosem, akcentując każde słowo, jak podczas czytania z Listów Apostolskich.
- Czy może lapiej powiedzieć najpierw twojej mamie, kiedy będzie u mnie w niedzielę u spowiedzi? Jak sądzisz, Haniu? Co wolisz? – dodał, tym samym tonem, przepełnionym fałszywą troską, ustawiwszy się za jej plecami.
Słowa księdza odebrały Hance mowę. Otworzyła usta, lecz nie wyskoczyło z nich żadne słowo, bo i nie było myśli w głowie, którą by mogła wypowiedzieć w tamtej chwili. Po prostu, stanęła zdrętwiała, jak słup soli z pewnej biblijnej przypowieści.
- Tata będzie zły, zapewne, ale mogę mu przykazać, by nie czynił ci nadmiernej krzywdy, jeśli się przed nim pokajasz. – dopowiedział pleban, po chwili oczekiwania, szczególnie podkreślając trzy słowa: „tata”, „nadmiernej” oraz „pokajasz”.
Mówiąc o krzywdzie, przyłożył dłoń do jej ramienia, a pod wpływem tego zimnego dotyku przeszły ją ciarki od pięt do opuszków palcy dłoni. Do tego stopnia paraliżował Hankę lęk, nie przed ciężką ręką i skórzanym pasem, boleśnie smagającym jej pupę oraz pupę młodszej siostry, lecz przed bezsilnym, przepełnionym goryczą i świadomością upokarzającej porażki, histerycznym krzykiem ojca, że nie znalazła w sobie odwagi, by przeciwstawić się perfidnemu szantarzyście.
Ta słabość Hanki, widoczna jak na dłoni, ostatecznie ośmieliła podstępnego mężczyznę. Najpierw pogładził ją po obu pokach, pomału przesuwając dłonie w dół, od jej ramion do bioder. Następnie obrócił ją przodem do siebie i rozwiązał pierwszą z pięciu kokard, trzymających razem obie połowy jej białej, lnianej koszulki.
- jak ma na imię twoja siostra, Haniu? – spytał bezczelnie.
- Zuzia – wydukała dziewczyna, z trudem, prawie bezdźwięcznie.
- Aha, Zuzanna. Ile ma lat? – zadał kolejne pytanie, rozwiązując jednocześnie drugą kokardę.
- Piętnasty rok jej idzie. – odpowiedziała Hanka, spuściwszy głowę.
Nie mogła jeszcze uwierzyć, że ten święty człowiek, zaczynał ją rozbierać. Nie wiedziała jeszcze, czemu miało to służyć. Myślała naiwnie, jeśli jakiekolwiek myśli mogły się wtedy zrodzić w jej głowie, że była to jakaś nauka, która lada moment miała się zakończyć, łudziła się, że proboszcz, rozwiązawszy jeszcze jeden sznureczek, zakończy torturę.
- Aha, piętnaście... Masz jeszcze jedną siostrę, prawda? – trzecia kokarda została poluzowana.
- Jeszcze trzy.
- Ach, trzy jeszcze... I ile lat mają twoje siostry? – palce księdza zaczęły ciągnąć za przedostatni sznureczek.
- Dwanaście i pół, jedenaście i dziewięć.
To „pół” Hanka mogła sobie darować, ale coś kazało jej odpowiedzieć dokładnie. Proboszcz, przecież, miał wszystko zapisane, mógł sprawdzić, a za powiedzenie nieprawdy, jeszcze dotkliwiej ukarać.
- Obejdziemy się już bez pytania. Sama rozwiąż ostatnią kokardkę! Zobaczymy, Haniu, czym diabeł pokusił tego chłopaczka.
Zaraz potem, pleban rozchylił obie części rozwiązanej koszuli, a przyjrzawszy się obnażonym piersiom, polecił Hance, by powiesiła górną część ubioru na krześle, i zabronił jej zakrywać biust.
- Połóż się teraz, dziecko. – zażądał, łagodnym głosem, wskazując na łóżko. Może nawet poprosił, ale zwróciwszy się do niej bokiem, by uniknąć przypadkowego spotkania się ich wzroku, dał wybitnie do zrozumienia, że nie wyobrażał sobie z jej strony jakiegokolwiek słowa sprzeciwu.
- Zdjęłaś spódniczkę? – spytał po chwili, beznamiętnie patrząc w okno.
- To zdejmij i też ją połóż na krzesło. Powiedz, kiedy będziesz gotowa.
Hanka, osłupiała do reszty, wciąż odpędzając od siebie najbardziej oczywiste myśli, jeszcze raz położyła się na łóżku, tym razem całkiem goła, z rozkraczonymi nogami, podkulonymi i opartymi stopami na miękkiej powierzchni, przykrytego pierzynami, łóżka, w pozycji, jaką zapamiętała podziwiając szalony taniec ciał Tolka i Zuzy.
- Już, proszę księdza plebana. – powiedziała, zdobywając się na śmiałość, pierwszy i ostatni raz podczas tego spotkania.
W najgorszym śnie, wyobraźnia nie podsunęłaby jej czegoś równie okropnego, co nastąpiło kilka sekund potem. Stary, tłusty proboszcz, podciągnął sutannę i klęknął nad nią, opierając się po obu jej bokach na łokciach. Opadłszy swym szerokim cielskiem pomiędzy jej nogi spowodował, że rozkraczyła się jak jeszcze nigdy wcześniej. Przygniótł ją ciężkimi biodrami, lecz z początku, oprócz tarcia o uda i ucisku na dolną część brzucha, nie czuła go tam, gdzie najbardziej spodziewała się poczuć – tak wiotkie i małe było jego narzędzie. Nic a nic nie zrażając się jednak swym oczywistym brakiem gotowości, zaczął się o nią intensywnie ocierać, aż wkrótce, ku zdziwieniu Hanki, pod wpływem mechanicznego drażnienia, penis nabrał nieco wigoru. Wciąż brakowało mu wiele do tego, co tydzień wcześniej zaprezentowali Tolek i Bolek, ale był już na tyle twardy, by podjąć walkę z zaciśniętymi fałdami sromu. Potyczkę tę niechybnie by przegrał, lecz gdy na pomoc nadeszła ręka plebana, przegrana strony broniącej twierdzę była przesądzona. Dopiero znalazłszy się w środku kobiety, czując z każdej strony napór ścian zaciśniętej, niegościnnej groty, członek wzbudził się do końca, osiągając maksymalną długość, grubość i twardość. Hanka, wręcz przeciwnie, zamiast podniecenia, czuła ból i odrazę. Owszem, z jej wnętrza popłynęły w końcu lepkie soki, łagodzące tarcie, towarzyszące tłoczącym ruchom bijaka w jej kierzance, lecz boleści w rozrywanym od środka kroczu to nie zniwelowało. Przede wszystkim, czuła się upokorzona. Ksiądz chędożył ją nie dlatego, że nie mógł się oprzeć jej powabowi, nie obchodziły go ani jej rozkoszne usta, ani obfite piersi, ani płaski brzuch, ani szerokie biodra i pulchne pośladki, nie głaskał jej, nie całował, nie obściskiwał, tylko pieprzył brutalnie, z jedynym celem – pokazać sobie i jej, kto ma władzę. On mógł z nią zrobić wszystko. Ona była dla niego nikim.
W życiu Hanki było siedmiu mężczyzn (i jedna kobieta):
1. Kuzyn, któremu pozwoliła się całować i pieścić palcami.
2. Tolek, który bezceremonialnym żądaniem, by pokazała biust jego młodszemu bratu, muskaniem ucha wilgotnymi ustami, ściśnięciem piersi oraz bezwstydną demonstracją twardości swego przyrodzenia na jej tyłku, rozpalił w niej ogień nie do ugaszenia. Ten ogień, najpierw wywołał gorączkę podbrzusza i wystąpienie potów, o jakich Hanka wcześniej nawet nie śniła, a potem, podsycony obrazem napiętych pośladków poruszających się jak szczyt fali pomiędzy udami Zuzki, jęczącej jednocześnie z bólu i rozkoszy, przerodził się w pożar, który okiełznać mógł tylko strumień mleczka wlany przez młodszego brata Tolka do jej rozbuchanego wnętrza.
3. Tenże Bolek.
4. Proboszcz.
5. Mąż, który mimo że ją zdradzał od samego dnia ślubu, odnosił się do Hanki z szacunkiem i wielką czułością, a po każdym zbliżeniu, dziękował jej za każdą pieszczotę, zupełnie jakby mu się jej ciało nie należało, w pełni i bez ograniczeń, jako mężowi.
6 i 7. Pasierbowie, którzy, przyzwyczaiwszy się szybko do tego, że młoda żona ojca chętnie gościła ich w sobie, nie byli wylewni w okazywaniu wdzięczności, ale wyraz ich twarzy, pełen zachwytu, oddania i uniesienia, mówił Hance więcej niż jakiekolwiek słowa. Chłopcy żyjąc w naiwnym przekonaniu, że sypiali z macochą po kryjomu, starali się utrzymać schadzki w największej tajemnicy. W rzeczywistości i ich ojciec, i młodsza siostra byli w pełni wtajemniczeni. Ojcu było absolutnie obojętne, z czyjego nasionka wykiełkuje owoc żywota jego żony, a siostra uwielbiała przysłuchiwać się, i przyglądać, łóżkowym harcom swej najbliższej przyjaciółki-macochy. Hanka, w ramach prezentu, mającego scementować ich babską przyjaźń, zorganizowała nawet dla niej skrytkę w obszernej skrzyni, ustawionej naprzeciw łóżka w swej sypialni. Pasierbica mogła się tam chować i w ciszy czekać na umówione przyjście kochanka macochy. Po zakończeniu wizyty, wychodziła stamtąd i kładła się obok Hanki. W cieple pierzyny, przytulając się do spoconej przyjaciółki, kończyła pieszczoty, rozpoczęte w ciemnym, ciasnym ukryciu. Potem zasypiały obie, całe mokre i szczęśliwe. Można powiedzieć, że pasierbica była ósmym, i chyba najważniejszym, mężczyzną w jej życiu.
Spośród tych siedmiu mężczyzn, jedynie proboszcz traktował Hankę jak rzecz, nie jak żywego człowieka. Tylko on, wbrew swemu własnemu nauczaniu oraz estymie, jaką się cieszył wśród wiernych, sprowadził ją do roli otworu, przez prosty lud nazywanego pizdą, dziury, tandetnej zabawki z sex shopu, jednorazowej pussy coś tam za dziesięć zeta. W porównaniu do Hanki, lateksowa cipa ma nawet lżej, bo nie myśli, nie czuje i zbok wyrzuca ją po pierwszym użyciu. Hanka natomiast musiała odrobić wszystkie dziesięć „układań kwiatów w świątyni” i nawet na tym się nie skończyło. Dopiero ślub z organistą przyniósł kres upokorzeń.
Za to, siostrze Hanki się upiekło i los oszczędził jej koszmaru szantażu i gwałtu. Takie szczęście w nieszczęściu. W ogóle jej się w życiu szczęściło, mimo że różne znaki na niebie przepowiadały jej klęskę. Od wizyt na plebanii ocaliła ją najpierw chuć innego księdza, potem ciąża.
Podczas gdy proboszcz po raz pierwszy wykorzystywał bezbronność jej starszej siostry, do kościoła wszedł młody kleryk. Zobaczywszy Zuzkę, klęczącą przed głównym ołtarzem, podszedł do niej, klęknął i zaczął przysłuchiwać się jej cichym szeptom. W pewnej chwili zapytał ją o imię.
- Zuzia. – odpowiedziała zaskoczona.
- Dostałaś tę modlitwę w ramach pokuty?
- Tak, proszę księdza.
- To bardzo dobrze, że przyszłaś specjalnie do kościoła, żeby się pomodlić do Pana Jezusa, ale wiesz, Zuziu? Modlisz się nieprawidłowo. Nie wystarczy ładnie klęczeć, najpierw trzeba się odpowiednio przygotować, dokładnie zapamiętać słowa modlitwy.
Ksiądz był przystojny, niewiele starszy od Tolka, nie doświadczonej przez życie młodej dziewczynie zdało się, że emanowała z niego mądrość, wewnętrzna harmonia i dobroć. Poczucie złości za wyrażenie niezasłużonej krytyki minęło więc, zanim zdążyło się na dobre pojawić i Zuzka odpowiedziała mu z naiwną ufnością:
- Staram się, proszę księdza.
- Widzę, skarbie. Może pójdziemy pomodlić się do zakrystii? Chętnie nauczę cię tej litanii.
Zuzka się zawahała, czekała przecież na siostrę i księdza proboszcza, młody kleryk w mig jednak rozwiał jej wątpliwości, mówiąc, że jak pleban nie zastanie jej przed ołtarzem, pierwszym miejscem, gdzie będzie jej szukać była właśnie zakrystia. Na ostrożne pytanie, czy wolno tam wchodzić dziewczętom, też odpowiedział uspokajająco, że skoro ksiądz zaprasza, to znaczy, że można, a nawet trzeba.
Uczyli się modlić ze dwa kwadranse i wcale nie było nudno. Dziewczyna odkryła, że wiele wyrazów, składających się na tekst modlitwy, to nie przypadkowe dźwięki, lecz słowa, mające konkretne, nowe dla niej, znaczenie, którego nikt wcześniej nie próbował nawet jej wyjaśnić. Tylko kolana szybko zaczęły boleć od klęczenia. I na tę okoliczność, kleryk miał gotowe gadane.
- Skarbie. Nie musimy uczyć się na klęcząco. Usiądź na posadzce. Pokaż kolanka. – powiedział czule, wręcz słodko.
- Są całe czerwone, Zuziu. Muszą trochę odpocząć... Dopiero teraz widzę, że masz piękne nogi. Chłopaki chyba nie dali ci spokoju w Śmigusa, co?
Na wspomnienie o poniedziałku wielkanocnym, Zuzka mogła się tylko tajemniczo uśmiechnąć. Z przyjemnością usłyszała też nowy komplement. Piersi zdążyły zebrać wystarczająco wiele pochwał, a o pięknie nóg, do tamtej pory, tak głośno i wyraźnie nikt jej nie powiedział.
- Mogę dotknąć? – spytał ksiądz, delikatnie chwyciwszy ją za łydkę tuż nad kostką.
- Aha. – przytaknęła.
Kleryk kucnął trochę bliżej, obiema rękami chwycił ją między kolana i wolnym ruchem, delikatnie, bez słowa poprosił, by rozstawiła szerzej nogi, by oswobodzić dla niego trochę więcej miejsca naprzeciw siebie. Zuzka spełniła tę prośbę, lecz z wahaniem, gdyż poczuwszy dotyk męskich dłoni, zrozumiała, że prawdziwym motywem zaproszenia jej w to tajemne miejsce, nie była wcale troska o jakość modlitwy. By nie zgorszyć osoby duchownej widokiem gniazdka grzechu, co w przyjętej przez nią pozie mogło z łatwością nastąpić, gdyby spódnica zbyt nisko osunęła się na biodra, pochyliła się wprzód i złapała rękami za jej rąbek, by móc kontrolować jej pozycję.
- Zuziu, powiedz mi, za co ksiądz proboszcz zadał ci tak ciężką pokutę. – padło kolejne pytanie.
Spojrzeli sobie głęboko w oczy, jedna dłoń kleryka musnęła jej policzek, druga przemieściła o kilka centymetrów w dół uda, oboje nachylili się ku sobie i zastygli w pół drogi, nie wiedząc, czy jeszcze bardziej zmnniejszać dystans, by w końcu złączyć się w pocałunku, czy przeciwnie, przestać kusić los, podnieść się z podłogi i już się nawzajem nie prowokować.
- Za śmigus-dyngus. – odpowiedziała Zuzka już całkiem śmiało.
„Pleban też człowiek” – nie raz śmiały się stare baby; „księdzu też się chce”, księdzu też należy się” – podśpiewywano na weselach. Zuza słyszała te słowa bardzo często i puszczała je mimo uszu, nie domyślając się znaczenia, a ono okazało się takie oczywiste! Rzeczywistość, w osobie kleryka, okazała się niezwykle prosta – mężczyzna w sutannie to też mężczyzna, tak samo popędliwy i podatny na pokusy jak każdy inny, a może i bardziej. Zresztą, czy da się w ogóle zgrywać świętego wśród nieświętych ludzi? I czy jest po co? Ten konkretny: podstępny, uwodzicielski, młody i przystojny, nie był wyjątkiem, też chciał podupczyć, a Zuza, po wielkanocnym doświadczeniu z Tolkiem, była już w pełnie świadoma, że w tej diabelskiej czynności, było wiele dobrego, znacznie więcej niżby wynikało z dziewczęcych i babskich opowieści. Już w chwili gdy kleryk musnął jej kostkę, Zuzka czuła w brzuchu dziwne poruszenie, gdy dotarł dłonią do jej uda, wiedziała już, że jej najbardziej kobieca część chciała mu się oddać.
- Czy ty... – zaczął nieśmiało kleryk i przerwał w pół zdania, nie dokończywszy pytania.
- Tak, proszę księdza. – padła cicha odpowiedź.
Zuza wstydliwie zwiesiła głowę i naciągnęła spódnicę na kolana. Kuląc ciało, odruchowo przyciągnęła też kolana bliżej brody. Kleryk jednak dłoni z jej uda nie zabrał. Na odwrót, zdecydowanie przesunął ją w dół, aż do samego krocza.
- Ciii – szepnął.
- Jesteś cała mokra. – powiedział po chwili, dotarłszy palcami w to miejsce, o którym grzech myśleć, grzech mówić, grzech dotykać, i grzech chędożyć. Grzech i rozkosz zarazem.
- Proszę księdza, słyszy ksiądz? Ktoś jest w kościele. Może to ksiądz proboszcz? – odezwała się Zuza chwilę potem, zmuszona do tego przez odgłosy, dochodzące z pobliża ołtarza.
Kleryk poderwał się na równe nogi.
- Zostań tu, nie ruszaj się, nikt cię nie może tutaj zobaczyć! Inaczej, ksiądz proboszcz nas pozabija.
Wydawszy tę komendę, wytarł palce o brzeg sutanny i wybiegł z zakrystii.
- Szczęść Boże, księże dobrodzieju! – usłyszała Zuza gromkie wołanie.
- Szczęść Boże, Andrzejku! – A nie widziałeś przypadkiem siostrzyczki tej oto panny? – odpowiedział mu znany Zuzce tenor księdza plebana.
- Chyba tak, księże dobrodzieju. Klęczała tu jakaś dziecina, w białej koszuli, podobnej do tej, którą masz na sobie, córeczko, jeśli nie identycznej. Gdybym wiedział, że szukasz siostry, przyjrzałbym się bardziej dokładnie.
- Dziwne, Andrzejku. Miała nam pomóc w ozdabianiu kościoła. Nie wiesz, dokąd poszła?
- Myślę, że wyszła na zewnątrz, szukać was przed kościołem, księże dobrodzieju! A może ona już przystroiła obrazy? Kwiaty wyglądają na świeże.
- To ja pobiegnę na dwór. Poszukam jej. – do zakrystii dobiegł głos Hanki.
- Tylko nie zapomnijcie o pokucie i o modlitwie! – zawołał pleban.
- Wyjdźmy i my na słońce, księże dobrodzieju. Czy mogę księdza zająć jednym pytaniem? Bardzo mnie pewna rzecz nurtuje i nijak nie mogę sobie z nią poradzić.
- Dobrze, Andrzejku, dobrze. Ach, co żeż ten Szatan wyprawia teraz z naszymi sikorkami. Aż ostatnie włosy stają staremu dęba. Co za czasy nastały! Co za czasy!
- Szatan, księże dobrodzieju, zawsze chyba miał upodobanie w nadobnych niewiastach. Już w czasach Jezusa...
- Tak, tak, Andrzejku. Dziewoja, puch marny! Chodźmy do mnie. Gosposia przyrządzi nam doskonałą kawę, o jakiej Litwinowi w Paryżu się nawet nie śniło! Sikorki nie zające, Andrzejku, nam nie uciekną.
Zaraz potem, siostry spotkały się w kruchcie. Zuzka zmierzała na zewnątrz, Hanka, podejrzewając najgorsze, wróciła się do kościoła.
- A ty gdzie byłaś, Zuza?!
- Tylko nie krzycz, Hanuś! W kościele byłam. Słyszałam waszą rozmowę z księdzem Andrzejem i księdzem plebanem.
- Bój się Boga, Zuzia. Chodźmy do domu!
- A ty coś się tak guzdrała? W plebanii cały czas byłaś?
- Zuzia, jesteś cała? Nikt ci nie zrobił krzywdy? Chwała Bogu!
- A co z tobą, Hanuś? Czemu płaczesz?
- Zuziu, odkupiłam dziś nasze grzechy. Idziemy!. Nie wiem jeszcze, czy ci o wszystkim opowiem.
Nie doczekawszy się wizyty Zuzki, pleban ponaglił jej matkę, regularnie i często przystępującą do spowiedzi, by niezwłocznie przysłała nieletnią grzesznicę do „układania kwiatów w świątyni”. Było już jednak za późno. Dziewczyna, nie doczekawszy się miesięcznego krwawienia, przyznała się ojcu, że straciła wianek i że mogła być przez to przy nadziei. Wbrew najstraszniejszym obawom, mężczyzna nawet nie podniósł na nią głosu, nie wspominając o biciu rozpustnej córki. Pierwszy raz, odkąd Zuza sięgała pamięcią, ojciec... tatuś przytulił ją czule i ucałował w czoło i oba policzki. Posadził ją sobie na kolana i powiedział:
- No to wychowamy dzieciaka, Zuzeczko! Wszystko będzie dobrze. Niczym się nie martw. A jak będzie syn...!
W domu nie poznali ojca. Może Felek by go zrozumiał, lecz syna, pierworodnego, nie było już w domu. Zabrała go matuszka Rosja.
Z uwagi na nieobecność prawdziwego winowajcy, odpowiedzialność za ciążę Zuzki wziął na siebie Bolek. Ślubu udzielił, za wyjątkowym pozwoleniem księdza plebana, kleryk Andrzej. Młodzi zamieszkali w domu panny młodej, a po nagłej śmierci ojca Zuzy, która nastąpiła niebawem, Bolek przejął pełną odpowiedzialność, nie tylko nad żoną i nienarodzonym dzieckiem, ale też nad teściową i trzema szwagierkami. Do Zuzy nigdy się nie zbliżył, jak chłop do baby, widząc w niej kobietę starszego brata. Gdy po dwóch latach oznajmiła mu, że znów oczekiwała dziecka, nie dopytywał o sprawcę, uznał je i łożył na nie jak na swoje własne, albo brata. Oczywiście, domyślał się, od kogo rodziła tę oraz kolejne dwie córki, ale nie był ani zazdrosny, ani nieszczęśliwy z powodu formalnej niewierności żony.
Syn Zuzki – ów owoc Lanego Poniedziałku, poznał swego prawdziwego ojca w wieku lat dwudziestu jeden, na swym własnym weselu. Dokładnie tego dnia wynajętą furmanką przybył do wsi dziwny człowiek, krępej budowy ciała, o skupionym spojrzeniu, wyprostowany w plecach, dumny, mówiący mało lecz zdecydowanie, z obco brzmiącym, silnym „ruskim” akcentem, ubrany „po pańsku”, ale inaczej niż się nosili polscy ziemianie w bliskiej okolicy i mieszkańcy miasteczka, niezależnie od wyznawanej wiary, zagranicznie. Mianował się pan Anatol Łowicki, emerytowany praporszczyk imperatorskiej armii Jego Cesarskiej Mości. Nieproszony zjawił się na imprezie weselnej. Podczas powitania gości chlebem-solą, skromnie stanął z boku, w ostatnim rzędzie, daleko od najdostojniejszych uczestników tych hucznych godów, w miejscu przeznaczonym dla żebraków. Czekał cierpliwie, aż zostanie rozpoznany przez rodzonego brata.
Jako pierwsza rozpoznała go Zuza. Uradowana nieziemsko, kobieta od razu pobiegła po syna. Z policzkami zlanymi strugami łez szczęścia, przedstawiła sobie nawzajem dwóch najważniejszych mężczyzn swojego życia. Ach, co to było za spotkanie! Kiedy goście pili, jedli i tańcowali, oni zasiedli we troje na progu drzwi domu, w którym wszystko się zaczęło. Rozmawiali tam do białego rana, od czasu do czasu robiąc krótkie przerwy na obowiązkowy taniec młodego z młodą. W pewnym momencie dołączli do nich Bolek - lekko pijany, Hanka, Danuśka, ksiądz Andrzej oraz Elka. Wtedy właśnie, podczas nocnej weselnej rozmowy, powstała niniejsza opowieść, ze złożenia relacji wszystkich jej uczestników, by pan młody wiedział dokładnie, z czego wyrósł, by zawsze był świadom swoich korzeni.
Od tamtej pory, historia ta przekazywana jest z ojca na syna, opowiadana w całości i we fragmentach, najpierw podczas imprezy weselnej i poprawin, a potem na marginesie wszystkich innych spotkań rodzinnych, kiedy to, odchodząc na bok i na chwilę odłączając się od reszty biesiadników, ojciec i syn rozmawiają po męsku. Tak to już trwa od wielu pokoleń, w Paryżu, Montrealu, Hong Kongu i na nowojorskim Manhattanie, i dzięki temu powtarzaniu, opowieść ta jeszcze długo nie zginie. Tylko, co najwyżej, jej język może być odmienny od tego, w jakim została usłyszana po raz pierwszy w zamierzchłym dziewiętnastym wieku - Dziś, obok polskiego, rozbrzmiewa ona po niemiecku, włosku, francusku, rosyjsku, angielsku i w kantońskiej odmianie języka chińskiego – oraz odcień skóry potomków Tolka i Zuzy.