Mgła

7 kwietnia 2024

Szacowany czas lektury: 8 min

– Panie kapitanie, meteo podało, że mgła utrzyma się całą noc. Z dowództwa przyszedł rozkaz, by oszczędzać amunicję, aż będzie coś widać i obserwatorzy pomogą koordynować ogień. Wygląda na to, że do rana będzie spokój.

– Zarządź warty i każ ludziom odpocząć.

– Według rozkazu, panie kapitanie.

– Aha, sierżancie. Macie jeszcze trochę tego zarekwirowanego bimbru? Noga, wiecie… – Mrugnąłem. – Muszę zdezynfekować.

Spojrzał na mój kikut i uśmiechnął się od ucha do ucha.

– Zobaczę, co da się zrobić, panie kapitanie.

Po minucie postawił przy mnie butelkę.

Czyżby pierwsza spokojna noc od trzech tygodni? Dzięki mgle… Takiej jak wtedy, dwa miesiące przed wojną…

 


 

Mgła spowiła świat. Tonęła w niej wiejska stacyjka kolejowa, do której przed kwadransem dowiozło mnie lando z majątku kolegi, u którego spędziłem urlop. Wyjrzałem przez okno, ale zobaczyłem tylko brudne mleko oparu. Tonął w nim peron, nikły tory, na których niebawem miał pojawić się ostatni pociąg.

W poczekalni było pusto. Kasa miała opuszczoną żaluzję i przypuszczałem, że zawiadowca, bo on był jedyną osobą obsługującą i kasę, i pobliski semafor oraz zwrotnicę, które zaobserwowałem, przybywszy tu dwa tygodnie temu, z równą co ja niecierpliwością czeka na ostatni dziś skład. Potem zgasi światło, zamknie wszystkie drzwi i pójdzie do jednego z domków na kolację. Dla niego to będzie koniec dnia.

Ale nie dla mnie. Przed porannym apelem musiałem dotrzeć do koszar, a to kilka godzin jazdy przerwane przesiadką i godzina drogi pieszo.

Dworcowy zegar odmierzał stuknięciami minuty do odjazdu.

Jeszcze osiem stuknięć. Może siedem, zanim oponę mgły przeniknie gwizd zbliżającego się pociągu.

Jeszcze sześć.

Pięć.

Naraz ciszę zakłóciło skrzypnięcie drzwi. Do poczekalni weszła młoda kobieta. Nawzajem obrzuciliśmy się spojrzeniami. Zlustrowaliśmy swoje mundury: ona mój, porucznika XXXI Pułku Artylerii, a ja jej, pracownika Urzędu Poczt i Telegrafów.

Głośnik w poczekalni zachrobotał i gdy myślałem, że rozlegnie się klasyczne: „Uwaga, Uwaga! Pociąg do…”, popłynęła zeń cicha melodia z radia.

Patrzyliśmy na siebie, czekaliśmy na gwizd lokomotywy i słuchaliśmy serenady na trąbkę.

Uśmiechnęła się.

Odpowiedziałem delikatnym skinieniem głowy.

– Marleen – przedstawiła się. – Pan porucznik do stolicy?

– Niestety nie. Tam zmieniam pociąg i jadę dalej, do jednostki – odpowiedziałem, po czym zapytałem:

– A pani?

– A ja pomagałam rodzicom na wsi, a teraz wracam do pracy.

Ciepło jej uśmiechu i coś w spojrzeniu i głosie rozgrzało mi duszę. Nic nie musiała mówić, a rozumiałem ją tak, jakbyśmy znali się od miesięcy i przegadali wiele wieczorów.

Trębacz z głośnika wciąż grał swą serenadę, gdy rozległ się odległy gwizd. Wyszliśmy na peron. Pociąg wciąż jeszcze nie nadjechał. Mgła rozmyła kontury ścian dworca. Tylko lampa z poczekalni przez zawieszony w przestrzeni żółty prostokąt okna oświetlała naszą samotną bliskość.

Zupełnie bezwiednie zbliżyliśmy się ku sobie. Odwróciła wzrok od tumanu, który za chwilę miał wypluć lokomotywę, i lekko przekrzywiła głowę. Brązowe oczy patrzące prosto w moje przyciągały i dostrzegłem w nich przyzwolenie.

Objąłem ją ramionami i zatonąłem pocałunkiem w lekko rozwartych, wilgotnych wargach.

 

Kolejne cztery przepustki wykorzystałem na odwiedziny Marleen. Czasu dla siebie nie mieliśmy wiele, zawsze dwie godziny między przyjazdem a odjazdem pociągu. Ostatnie dwa razy nie wyszliśmy z jej pokoiku. Na jednoosobowym sienniku splątywaliśmy ręce i uda, wpijaliśmy się w siebie wargami, grzali brzuchami.

Nasze oddechy przyśpieszały, by na koniec zwolnić.

Nasze oczy nie musiały patrzeć.

Nasze usta nie musiały mówić.

Wszystko było jasne.

Marleen miała radio. Przy ostatnim naszym spotkaniu grało tę samą serenadę na trąbkę, co w poczekalni kolejowej, gdy ujrzałem ją pierwszy raz.

 

A potem zaczęła się wojna.

 


 

                        Znowu jak co wieczór

                        siedzę w schronie sam.

                        Wojnie tej na przekór

                        wspominam cię i chlam.

                        Wypełnić jakoś pustkę chcę,

                        powieki trę

                        i ronię łzę,

                        a mgła przyzywa czas,

                        gdy los połączył nas.

 

Jak na zamówienie trębacz kompanii zaczyna grać. Zdolny chłopak. W moich uszach melodia przemienia się w tamtą serenadę, tym bardziej że mgła tłumi dźwięki i łagodzi ostre tony sygnałówki. Odstawiam ledwo napoczętą flaszkę z bimbrem i odwracam kartkę. W natchnieniu przelewam na papier notesu drugą zwrotkę:

 

                        Gęsta niby sukno

                        świat spowija mgła;

                        ktoś daleko tęskno

                        serenadę gra.

                        To twoje radio mami mnie,

                        czy gdzieś we mgle

                        ktoś w trąbkę dmie,

                        a miast eteru fal

                        ta mgła dźwięk niesie w dal…?

 

 


 

Pierwszy urlop dostałem w osiemnastym miesiącu wojny po stracie nogi, dwóch ranach, dwóch odznaczeniach, jednym orderze i czwartej gwiazdce. Cały tydzień. Wykorzystałem go na podróż do stolicy. Musiałem sprawdzić, dlaczego Marleen przestała do mnie pisać. W czasie walk nieraz zmienialiśmy kwatery, a poczta polowa miewała problemy. Marleen mogła stracić ze mną kontakt z różnych powodów, ale mogła też…

Musiałem ją odszukać. Nawet do nas docierały wieści o bombardowaniach stolicy. O pożarach, zniszczeniach, licznych ofiarach.

W miejscu domu, gdzie spędziliśmy dwie ostatnie wspólne godziny, była dziura w ziemi. Pytałem sąsiadów; nic nie wiedzieli albo nie chcieli powiedzieć. Znalazłem gdzieś nocleg i nazajutrz od rana kuśtykałem po ulicach wśród ruin i wielu śladów niedawnej pożogi. Odszukałem dyrekcję urzędu pocztowego, ale nie znałem nazwiska Marleen, a urzędnik miał co innego do roboty, niż szukać w kartotece pracownic o tym imieniu. Zanim wróciłem do tymczasowej kwatery, stałem przed urzędem i wypytywałem każdego i każdą w granatowym mundurze o Marleen, ale niczego się nie dowiedziałem. Przed nocą kupiłem w kantynie butelkę wódki, by móc zasnąć.

 

                        Jeśli wyjdę z domu,

                        zanim spiję się,

                        może powiem komu,

                        że wciąż kocham cię;

                        może gdzieś krąży bratni wrak,

                        da gestem znak,

                        ja powiem tak,

                        a bliskość warg i ud

                        miłości wskrzesi cud?

 

Nazajutrz i w kolejnym dniu również niczego się nie dowiedziałem. Nadzieja powoli ustępowała miejsca rozpaczy. W czwarty dzień urlopu na ulice, ruiny, gmachy i rudery stolicy naszła mgła. Chciałem ukoić samotność i znaleźć ułudę wytchnienia między udami przypadkowej prostytutki. Zagubiony w mglistych zgliszczach rzadko rozświetlanych żółcią ze szpar niechlujnie zaciągniętych zasłon czy niebieskimi lampkami orientacyjnymi brygad ogniowych bezskutecznie krążyłem i szukałem jakiekolwiek kobiety. Nie spotkałem żadnej. Czyżby wszystkie były zajęte pocieszaniem takich jak ja? Może wchłonęła je mgła i przeniosła na jakieś małe, zapomniane przez wszystkich stacyjki kolejowe? Objaw się! – wołałem do Marleen. Znajdź mnie! Wyjdź zza rogu, uśmiechnij się ciepło, rozgrzej moje serce, jak w tamtej poczekalni…

Błąkałem się i chwilami słyszałem trąbkę. Grała naszą serenadę, ale nie byłem pewien, czy słyszę tę melodię naprawdę, czy to tylko wytwór wyobraźni.

 

                        Widzę na ulicy

                        ledwie światła lamp.

                        Jest mi bez różnicy –

                        dziewczę ty czy wamp.

                        Wiem, że tam jesteś w gęstej mgle –

                        przyzywasz mnie,

                        ja szukam cię.

                        Choć słyszę gdzieś twój głos,

                        mijamy się o włos.

 

Następnego dnia postanowiłem wyjechać. Stołeczny dworzec był częściowo zburzony. Zaimprowizowana poczekalnia była zatłoczona, ale nie było w niej Marleen. Nieliczne kobiety bez uśmiechów ze łzami żegnały podobnych do mnie, którzy wracali na front.

Mnie nikt nie żegnał.

Wróciłem do jednostki. Zrozumiałem, że co było, nie wróci, ale nie mogłem się z tym pogodzić. Jak się pogodzić z utratą miłości?

 


 

                        Mgła nas dzisiaj dzieli;

                        skończył się nasz czas.

                        W białej mgły pościeli

                        cierpi każde z nas…

                        I choć nocami czasem śni,

                        że żar się tli,

                        to jednak w dni

                        brak bliskich ust i rąk,

                        jest źródłem naszych mąk.

 

Chwytam butelkę, niebacznie pociągam zbyt duży łyk bimbru i niemal się krztuszę. Mocny! W tym momencie słyszę charakterystyczny narastający świst.

Pocisk wpada do środka. Krew obryzguje ściany prowizorycznego frontowego schronu. Chlapie na ostatnią stronicę, z której zmywa atrament świeżo napisanej zwrotki wiersza. Alkohol rozbłyskuje błękitnym płomieniem, który miesza się z żółtym palącej się nafty, i oba zgodnie sięgają po zapisane kartki.

Patrzę na to wszystko z góry i wiem, że te strzępy rozrzucone po leju to ja. Niczemu się nie dziwię, tylko trochę mi żal notesu i tego, że nikt nie przeczyta strof, które w nim napisałem.

– Jesteś, kochany! – Marleen przytula się do mojego boku. W jej głosie pobrzmiewa ulga. Nie musi mówić nic więcej. Wiem, jak długo i niecierpliwie na mnie czekała.

Słyszę przeczyste dźwięki trąbki grającej naszą serenadę. Mam na sobie wyglansowane jak do przeglądu buty i nieskazitelnie czysty, wyjściowy mundur kapitana artylerii, który zdobią dwa odznaczenia i order. Ona jest w nienagannie wyprasowanym uniformie pracownika poczty z nową naszywką awansu. Pociąga mnie i razem unosimy się we mgle, która spowija świat jak wtedy, gdy się pokochaliśmy. Jestem tu nowy, więc daję się jej prowadzić; na dole, w tym leju, nic mnie nie trzyma. Straciłem wiersze, ale odzyskałem Marleen. Kilka nadpalonych kartek to mała cena za wieczną miłość.

– Nie smuć się – mówi Marleen, bo słyszy moje myśli. – Tu, gdzie czas nie płynie, poznałam wszystkich poetów i jeden z nich napisał, że:

 

                …Płomień rozgryzie malowane dzieje,

                skarby mieczowi spustoszą złodzieje,

                pieśń ujdzie cało! Tłum ludzi obiega;

                a jeśli podłe dusze nie umieją

                karmić jej żalem i poić nadzieją,

                ucieka w góry, do gruzów przylega

                i stamtąd dawne opowiada czasy…

 

Zachwycam się tymi wersami, bo są lepsze niż moje, a tymczasem wzlatujemy ponad mgłę. Zmierzamy ku gwiazdom, których są tryliony, a jedna od drugiej różna jest w jasności. I ja będę jedną z nich. Jak Marleen.

– Inny z kolei nauczył mnie, że rękopisy nie płoną – mówi dalej. Robi jakiś gest i widzę, jak w jej ręce materializuje się mój notes otwarty na ostatnio pisanej zwrotce. Jest nienaruszona, a okrągła plama krwi u dołu przypomina pieczątkę cenzury poczty polowej.

List, który w końcu dotarł do adresata.

Radość jasna jak dźwięki trąbki przepełnia mą duszę. Już niczego mi nie brakuje, bo słowa mojego wiersza są na wieczność wplecione w przenikającą świat serenadę.

Ten tekst odnotował 9,074 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 8.28/10 (16 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (20)

+1
0
Oj Lodowcu, Lodowcu…
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
-1
No! I to jest to, co lubię! Motyw mgły, nostalgii i metafizyki. No i Mickiewicz mój kochany w finale.

W dodatku odkryłem coś ciekawego. Coś, co mało uważny czytelnik zapewne przeoczy.

Otóż odruchowo usiłowałem zlokalizować tę wojnę w historii XX wieku. I jakiej armii jest żołnierzem kapitan bez nogi. No i pojawiły się początkowo schody, albowiem Autor daje jakby wyraźne wskazówki, ale są to wskazówki sprzeczne. 31 Pułk Artylerii kojarzy mi się z Toruniem na przykład. Ale... Autor używa zapisu rzymskiego, zatem to wcale być nie musi polski pułk. Tym bardziej że imię dziewczyny to Marleen. Przyjąłem zatem, że to może być żołnierz Wehrmachtu (też mógł przed wojną mieć przyjaciela lubiącego odwozić kumpli powozem).
Lecz z drugiej strony "cztery gwiazdki" na pagonach kapitana znowu prowadzą do polskich mundurów...
Autor wyraźnie napisał "osiemnasty miesiąc wojny" i że "stolica" jest bombardowana. I znów wylazł mi Berlin...
Przez moment pomyślałem, że może chodzi o I wojnę, ale odrzuciłem to od razu ze względu na funkcjonującą rozgłośnię radiową no i te naloty, których RAF dokonywał (chociaż dopiero w 1944 roku je zintensyfikował).

Tezę, że chodzi o polskiego kapitana służącego w armii brytyjskiej również odrzuciłem z racji oczywistej oczywistości, że nijakich walk lądowych nie prowadzono w Anglii, a zwłaszcza w osiemnastym miesiącu wojny, jakkolwiek by nie liczyć daty wybuchu wojny - po rosyjsku, po japońsku ani po "amerykańsku". Tym bardziej że przed wojną ówczesny porucznik nie spotkałby Marleen w Albionie.

I doszedłem do sedna rozwiązania tej zagadki!

Tomp albo stworzył przedsmak książki (epizodu) z fabułą "historii alternatywnej", co jest pomysłem niezależnie od "Mgły" bardzo zacnym... albo postanowił przetestować Czytelników 🙂
Przy okazji tworząc bardzo klimatyczne opowiadanie, które, a jakże, bardzo mi przypadło do gustu. Łącznie z peronowym "coup de foudre". Całkowicie się zgadzam, że we mgle można spotkać kobietę z marzeń i ją od razu pocałować. Serio. Nie żartuję.

No i cieszy mnie, że pewien nurt ostatnio na "Pokątnych" się pojawia... Ale to już inny temat.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
-3
Chyba jeszcze nie było mi na pokątnych równie lekko pod palcem wciskając dychę. Tekst jest świetny. Krótki, do bólu treściwy, z pięknymi wierszykami głównego bohatera. W zasadzie całe opowiadanie to półwiersz i czyta się je nie 15 minut, a 3 minuty. Takiego Tompa chcę! Pierwszy raz liryczny zabieg zastosowałeś w Selkie, gdzie celtycki Dwayne Johnson wypłynął w swej łódce odzyskać ukochaną (przypadek?) i śpiewał piękne pieśni. Jeśli mam tu czytać bezseksowe rzeczy, to najlepiej takie, jak to.

Zasmuciła mnie końcówka. Znowu bohater musiał umrzeć? Przypomniała mi się Droga do raju i cieszę się, że tym razem stanęliśmy z bohaterem po drugiej stronie. Happy endy to nie kicz 🙂

@SENSEIH, dla mnie jesteś wariat, skupiając się we "Mgle" na wątku wojennym 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
@Vee, czasem "wariat' brzmi jak najsłodsza muzyka 🙂
Ale tu (w kwestii wojny) po prostu włączyło mi się myślenie analityczne - czyli zagadka "Mgły". W sensie sekretnych literackich planów Tompa. A jeśli odgadłem? 😉

No i to dowód, że jeśli już czytam, to czynię to z sercem, szeroko otwartymi oczami oraz powiewając długimi, szerokopasmowymi uszami...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
Nostalgiczna ta wiosna na Pokątnych. Najpierw @Rascal potem @SENSEIH teraz nawet @Tomp. Co tu dużo mówić. Łapie za serce.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
W pokatne nie ma możliwości przebierania między różnymi fontami. Do dyspozycji mamy typową szeryfową antykwę (krój prosty) i kursywę (krój pochylony). Okazuje się, że wybrawszy przycisk z lewej (domyślnie oznaczony "Normalny"), dostaje się dostęp do różnej wielkości czcionek i do czegoś, co ma nazwę "tekst sformatowany". Wszystkich właściwości tej opcji nie odkryłem, ale uzyskuje się efekt antykwy bezszeryfowej i innej, bardziej rozstrzelonej kursywy. W oknie edytora wielkość nowego fontu jest większa od "Normalnego", ale to efekt mylący; w rzeczywistości ekranowej gotowego tekstu dostajemy font mniejszy. W bonusie "tekst sformatowany" ukazuje się na innym tle.
We Mgle zapiski z notesu zostały oddane właśnie w ten sposób.
Czyżbym ja to odkrył i pierwszy zastosował? Jak Wam się użycie tej opcji podoba?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
@Vee Dziękuję palcowi. 😉

Pierwszy raz liryczny zabieg zastosowałeś w Selkie,


Chyba nie pierwszy... Śmiem twierdzić, że elementy liryki są i w Barze, i w Raszy, i w Ghuli, i (oczywiście) w Drodze do Raju. Lubię lirykę; może dlatego ciepło przyjąłem styl ściągniętego do nas przez Ciebie "malarza nastrojów". 🙂
A co do umierania... Czyżbym popełnił nadużycie, twierdząc, że skoro "rękopisy nie płoną", to ludzie nie umierają? Bo miłość na pewno nie umiera. Jest wpleciona w "przenikającą świat serenadę", jak nazwałem we Mgle OM — Pierwotny Dźwięk Wszechświata, pierwszy dźwięk Wszechmogącego, dźwięk, z którego wyłania się wszystko inne.
To z hinduizmu.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Senseih "Autor wyraźnie napisał "osiemnasty miesiąc wojny" i że "stolica" jest bombardowana. I znów wylazł mi Berlin..."

18. miesiąc wojny i żołnierz (zwerbowany przed wybuchem wojny) może spędzić urlop w stolicy nieokupowanej przez wroga. W II W.Św. takich stolic nie było wiele. Może mógłby to być Madryd 1938? Tylko co z tym egzotycznym imieniem Marleen? Hm.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@MrHyde, Madryt mógłby być, gdyby nie choćby te cztery gwiazdki na pagonach... Aż sprawdziłem, bo nie byłem pewien - hiszpański kapitan miałby trzy. Mógłby to być Polak, ale wątpliwe, aby już przed 1936 siedział w hiszpańskich koszarach, a potem walczył po stronie Republikanów w polskim mundurze. Opcja z Legią Cudzoziemską odpada z tych samych "pagonowych" powodów.

Ot i mamy dodatkowe zagadki, których tajemnicę zna tylko Tomp. Obstawiam, że jednak coś kombinuje z literaturą "historia alternatywna". Albo po prostu potraktował wojnę w formie alegorii, mglistego tła dla głównego motywu opowiadania.
Może uchyli rąbka tej tajemnicy, a może chwilowo nie.

O, i tak lubię. Znaczy, gdy jest o czym podumać pobocznie... (nie mylić z dymaniem na boku). A nie tylko o tym, czy lepszy jest seks z własną matką, czy siostrą 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Tomp potraktował CAŁE didaskalia jako alegorię. Ale jeśli komuś zależy na uprawdopodobnieniu historycznym, mogę zmienić osiemnasty miesiąc na 30. lub 45. i skreślić "czwartą".
A imię kobiety (jedyne imię we Mgle!) jest po to, by dociekliwi szperacze znaleźli nawiązanie do... czegoś, co stanowiło natchnienie autora dla atmosfery i wiersza pisanego przez kapitana. Szukajcie, to akurat nietrudna zagadka.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
@Tomp rzekł:
"A imię kobiety (jedyne imię we Mgle!) jest po to, by dociekliwi szperacze znaleźli nawiązanie do... czegoś, co stanowiło natchnienie autora dla atmosfery i wiersza pisanego przez kapitana. Szukajcie, to akurat nietrudna zagadka".

O tej piosence pomyślałem w ogóle w pierwszym odruchu, czytając "Mgłę"...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Tomp, chodziło mi o konkretny liryczny zabieg – wierszowane wstawki. W "Drodze..." ich nie ma, a kilku Twoich poprzednich prac nie znam. Z wyjątkiem którychś Folklorów, ale niestety mam w głowie tylko urywki z czytania dawno temu i nie potrafię wskazać których. Długo się już znamy, ale jeszcze nie tak 😉

Umieranie jak umieranie, ale tutaj pokazałeś swego rodzaju życie po życiu. To przecież także szczęśliwy koniec, w który nie wszyscy zresztą wierzą. Nie mam nic do wyciskaczy łez, ale bądźmy przed sobą uczciwi, od tego są inne miejsca, niekoniecznie internetowe.

Tekst w ramkach odkrywczy, ale niezbyt ładny. Zwłaszcza na telefonie wszystko się przez to wykrzacza :-/
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0

Tekst w ramkach odkrywczy, ale niezbyt ładny. Zwłaszcza na telefonie wszystko się przez to wykrzacza :-/


Pod wpływem Twojego zarzutu pierwszy raz sprawdziłem, jak wygląda czytanie pokatnych opowiadań na smartfonie.
Samsung, android 9.
Nic się nie wykrzacza. W poziomie wszystko wygląda pięknie. Jedynie prawostronne różowe symbole linkowe [do góry, losowe, do dołu] wlazły na tekst, ale innych usterek nie ma. To samo dzieje się i na ekranie pionowym.
W pionie czyta się ch....., bo w linijce mieści się zbyt mało słów, czasem trzy, cztery. Co do zwrotek na różowych polach, to pojawiają się pierwsze słowa wersów, ale palcem da się całe owo pole ze zwrotką przesunąć w lewo i wtedy owo wielkie trzytabowe wcięcie zostaje dla każdej "karty", czyli zwrotki, zredukowane wedle życzenia palca. Nawet drobniejsza czcionka, która jawi mi się na ekranie komputerowym jako zbyt mala, na smartfonie sprzyja niedzieleniu linii – każdy wers mieści się w całości na ekranie. Podkreślam – na ekranie pionowym, bo na poziomym nic nie trzeba robić.
To sprawy technicznej nie rozumiem. A dlaczego "niezbyt ładny"?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+2
0
"A imię kobiety (jedyne imię we Mgle!) jest po to, by dociekliwi szperacze znaleźli nawiązanie do... czegoś, co stanowiło natchnienie"
Aja głupi myślałem, że natchnieniem była twórczość Vee, konkretnie mgła wojny z "Życie to gra". 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Tomp, ja właśnie czytam pionowo na telefonie i tam te ramki tylko utrudniały lekturę. Owszem, można sobie przesunąć, ale w jednym czy dwóch miejscach wygląda to jak wyrównanie do prawej (w zależności od długości najdłuższego wersu w danej ramce). To nie jest jakiś wielki problem, ale mi nie podoba się też estetyka. Wolę wyśrodkowanie, kursywę. Stąd jak na mój gust szkoda na to zachodu 🙂

Aja głupi myślałem, że natchnieniem była twórczość Vee, konkretnie mgła wojny z "Życie to gra". 😉


Ale wymyśliłeś! Tomp prędzej przestanie gonić ludzi za dywizy niż znajdzie natchnienie w Grze 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Zaś w temacie motywu MGŁY pozwolę sobie.... a co mi tam... wrzucić coś. Bo my się z Tompem czasem spieramy, ale MGŁA nas łączy 😉 Uwaga! Słowo "mgła" pada poniżej tylko raz.

//Od kilku dni nasz seks był inny niż wcześniej. Stał się młodzieńczy, momentami nieśmiały. Wrażenie cofnięcia się w czasie zdumiewało mnie, jednocześnie niepokojąc. Nie byłem pewien, z kim Marianna ponownie przekracza swój Rubikon, ale przecież ja też miałem dawno zapomniane wspomnienia. Każdy je ma.

Leżeliśmy w ciemności rozpraszanej tylko przez wątły blask świecy.
– Paul, czy ty kochałeś kiedyś kogoś tak samo mocno jak tego psa?
Sięgnąłem po szklankę z wodą mineralną. Piłem długo.
– Masz na myśli kobietę? – zapytałem.
– Tak.
– Tego nie da się porównać… – szepnąłem.
– Dlaczego? A potrafisz zdefiniować miłość?
– Nie wiem, czy potrafię. Nie wiem nawet, czy chcę definiować. Po co definiować mgłę? Nie jestem inżynierem od projektowania domów, nic nie chcę budować, wymierzać, obliczać.
Z boku dobiegło mnie głębokie westchnienie.
– A gdyby nie chodziło o budynki? Gdyby chodziło o mosty łączące dwa strome brzegi? Nie chciałbyś zbudować takiego z czystej ciekawości, co jest po drugiej stronie rzeki?
– Miłości się nie buduje. To ona buduje ludzi – mruknąłem.//
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+4
-9
Słabe opowiadanie i nudne. Zero zainteresowania, temat przedstawiony w sposób bezbarwny. DNO
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
0
Rycerz mnie pobudził do refleksji.... Otóż zacząłem się zastanawiać, czy "bezbarwny" to synonim "bezchujowy i bezwaginalny"... Bo zapewne są różne kryteria definicji. Nudy i walki z nią.
Tak czy inaczej - gratuluję Tompowi hejterów.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+3
-5
To chyba nie ten portal?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+7
-6
Tata zaprowadził swoją córeczkę do przedszkola. Pierwszy raz. Mała była zestresowana i oburącz trzymała się tacinej nogawki. Ojciec oprowadzał ją po wielkim pokoju zabaw, pokazywał kolorowe tablice ze zwierzątkami, balony zwieszające się ze ścian, zabawki – zarówno te w rękach dzieci, jak i te w pudłach bądź porozrzucane po podłodze. Córeczka nie zdradzała zainteresowania niczym; wodziła oczami wszędzie, ale nogawki nie puszczała. Aż tata zauważył, że w stercie lakierowanych aut, lalek w błyszczących sukniach i kolorowych piłek mała coś wypatrzyła. Zbliżyli się razem i kierowany wskazującym paluszkiem dziewczynki tata wyciągnął z kąta i z zapomnienia pluszowego misia. Ależ był brudny i pokiereszowany! Jednego uszka mu brakowało, patrzył na świat jednym oczkiem, a z rozprutego szwu wystawała gąbka.
Córeczka wzięła go z rąk taty, puściwszy się nogawki. Przytuliła go oburącz.
– Widzisz, córko, jaki to dzielny niedźwiedź? Na to, żeby być takim weteranem, trzeba sobie zasłużyć! Ileż dzieci go kochało!
Ale dziecko go nie słuchało. W ogóle przestało zwracać uwagę na tatę.
Do przedszkola przyprowadził je ojciec, ale zatrzymał w nim miś-weteran.

Ja jestem jak ten miś. Aby być takim poszarpanym przez hejterów i zbrukanym jedynkami i dwójkami trzeba sobie zasłużyć.
I ja to robię. Witam wartościowy narybek w pokatnowym przedszkolu. 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.