Marta i sztuczna inteligencja
21 listopada 2019
Szacowany czas lektury: 34 min
Bardzo proszę o uwagi. Niezmiernie jestem ciekawa odbioru tego pomysłu.
Aha, dla tych, którzy nie mogli doczekać się, kiedy Marta nie będzie się opierać, lecz będzie "ochocza".
Proszę uprzejmie :)
- Spadać szczyle, kiedy mężczyźni rozmawiają!
Mateusz i Patryk, jak niepyszni, ze spuszczonymi głowami, odsuwali się od wianuszka kolegów. Wcześniej zaglądali im przez ramiona i słuchali z wypiekami na twarzy, gdy ci komentowali ich ulubioną nauczycielkę.
- Ale ta historyca to samica!
- Rasowa! Zgrabna. Długie nogi, dupeczka duża, ale kształtna i zadarta jak marzenie!
- Ma cycki, jak żadna inna w tej budzie.
- A do tego, jaka zawsze odstawiona! Te szpileczki! Dopasowane i eleganckie kiecki! Pewnie też nosi pończochy…
Patryk i Mateusz solidarnie wzdychali do wychowawczyni. Solidarnie czerwienili się, gdy się do nich zwracała. I solidarnie śnili o niej po nocach. Trzymali się razem, bo obaj byli klasowymi pariasami. Pierwszy, rudy, pucołowaty z wyglądem beczułki, drugi mikry blondynek, niski i chudziutki jak szczapa. Dwaj okularnicy jednako byli gnębieni przez kolegów. Nieśmiali, nie potrafili się bronić, a co dopiero odgryzać. Do tego dawali słuszne powody do szykan. Obaj byli kujonami. Przynajmniej tak byli odbierani. Żaden z nich nie „zakuwał”, ale każdy miał pasję. Mikrus Mateusz, podobnie jak ich wychowawczyni, był pasjonatem historii. Tonami pochłaniał ambitne, naukowe książki. Zaś „Baryła” Patryk kochał Internet i wszelkie nowinki programistyczne. Całe noce ślęczał nad monitorem.
- Ale nas wyśmieli, powiedzieli, że nigdy w życiu nie zobaczymy gołych cycków… A sami to co? Gadają o pani Marcie, a przecież nikt i tak nie ma do niej startu… - żałosnym głosem perorował koledze Mateusz.
- Pewnie, że bujają się w niej, ale nie dla pasa kiełbasa. Nawet nie wiedzą, czy ona ma kogoś, czy nie. Słyszałeś, jak zastanawiali się, czy ktoś regularnie dmucha historyczkę? Mówią o gołych cyckach, a przecież nawet nigdy nie zobaczą, jaki stanik nosi pani Marta…
- No, my też nie.
- A tu się możesz zdziwić – z szelmowskim błyskiem w oczach, szepnął koledze do ucha Patryk.
- Jeszcze ty sobie ze mnie jaja robisz…
- Wcale nie. Przyjdź dzisiaj do mnie po lekcjach, to coś ci pokażę…
W zabałaganionym pokoiku Patryka na biurku stało wszystko. Zużyte pudełko po jogurcie, pusta paczka po chipsach, opróżnione butelki po coli.
Dwie czupryny wpatrywały się w monitor.
- Mówię ci. To będzie bomba! Superbomba atomowa! Opracowałem program „Sztuczna Inteligencja 1”. Na pewno jeszcze nikt tego nie wymyślił. Wiem, bo czytam amerykańskie portale branżowe…
- No i co? Ten program pokaże, jaki stanik nosi pani Marta???
- Hmm… no to patrz… Sorry, trochę tu jest szpiegowania, włamałem się tam, gdzie nie powinienem… no i trochę ją śledzę.
- Ale jak to? Jak ją śledzisz???
- A popatrz. Na przykład zobacz tu. Jej zakupy. Sklep z ciuchami. Bielizna.
- Wow! Ale jaja! To ona to kupiła?
- Dokładnie ten kolor i ten rozmiar! Jak ci się podoba ta fioletowa, nocna koszulka?
- Ale seksowna! Te falbanki… A te wstawki koronkowe… ależ prześwitujące!
- No nie? Wyobrażasz sobie, jak musi w niej wyglądać nasza pani Marta? A jak ta koszulka musi eksponować jej wielki biust!
- Jezu. Nie wytrzymam. Chyba zwariowałbym, gdybym ją taką zobaczył! A co jeszcze kupowała? Może jakieś staniki?
- A proszę bardzo! I już wiemy, to czego nasi koledzy mogą się tylko domyślać. Nasza historyczka nosi biustonosze o rozmiarze 75 D! Patrz, jaki kuszący jest ten czarny!
- Jezu! Koronkowy, jaki kuszący! Ależ ona musi w nim seksownie wyglądać! A ten? Bordowy? O! jest zapinany z przodu…
- Fajny na randkę, co nie?! Nie musiałbyś się dużo trudzić, żeby go rozpiąć.
- No… ale raczej mi to nie grozi… ale pokaż jeszcze jakieś majteczki.
- A proszę bardzo! Widzisz?! Stringi jak marzenie! Czarne, całe z koronki, prześwitujące. Przecież przez nią na pewno widać jej cipkę!
- Boże! Ale by było… przez ten materiał zobaczyć pionową kreskę… nauczycielską pipkę… Ciekawe, czy ona w takich chodzi do szkoły… czy jak z nami prowadzi lekcje, to ma właśnie takie na sobie???
- Hmmm… chcesz zagiąć mój program? Ale on jest wspomagany przez taką żywą inteligencję, jak moja! - zaśmiał się w głos Patryk – patrz, wybieram: „pokaż wszystkie zakupione majtki” – i co mi wyskakuje… wyłącznie takie seksowne, stringi, koronki! Co to znaczy? Że nasza pani Marta nie kupuje innych! A to znaczy, że do klasy nie chodzi w innych, bo innych nie ma! Więc… wystarczyłoby zajrzeć jej pod spódniczkę...
- Ja pitolę… to jeszcze wymyśl jakiś mikropojazd z kamerką… a zaraz zaparkowałbym go pod biurkiem w pracowni historycznej… Wtedy też odkrylibyśmy ten sekret, który tak nurtował naszych kolegów… czy nosi pończochy? A co na to twój program?
Patryk kilkoma błyskawicznymi kliknięciami wyszukał co trzeba.
- Ale jaja! Same pończochy! I brązowe i cieliste! A te czarne! Jakie mają koronowe zakończenia!
- No i szew z tyłu. Ten sam, który było widać ostatnio w szkole!
Mateusz położył na kolanach zeszyt. Nie chciał, żeby kolega zobaczył, że ma wzwód.
Na drugi dzień na lekcjach wpatrywali się w nauczycielkę jak w obraz. W momencie, gdy pochylała się i przez chwilę można było zobaczyć ramiączko biustonosza, od razu wiedzieli, który to. Obaj jednocześnie pomyśleli to samo: „idealny na randkę”.
Po lekcjach, znów siedzieli w pokoiku Patryka.
- Ciekawe czy i z kim nasza pani Marta chadza na randki? Albo – z kim poszła do łóżka… Da się tu coś wyszukać z jej przeszłości?
- Co nie, jak tak! Co, chciałbyś wiedzieć, kto ją przeleciał?! – pysznił się Patryk.
Chwilę potem program zaprezentował kilka zdjęć.
Na jednym z nich nauczycielka w rozwianej sukni, niesiona na rękach przez przystojnego blondyna, uśmiechała się do niego. Podczas, gdy on patrzył się na nią, jak w obraz. Podobnie gapił się teraz Mateusz.
- Ciekawe, czy ją zaliczył? Wygląda na takiego, który bardzo tego chciał…
- Zobacz tę fotkę! Tu minispódniczka naszej pani jest znacznie podwinięta! Widać koronki pończoch! Myślę, że ten chłopak wychodził z siebie, żeby jej zakisić ogóra…
- A tu pani Marta nad morzem! Jakieś palmy, skały… może to Chorwacja?
- W jakim fajnym bikini jest nasza belferka! Widać, jakie ma dorodne bufory! Żadna z dziewczyn w tle nie ma nawet zbliżonych do niej!
- Boże, daj mi siłę wytrzymać… przecież to rajskie widoki…
- A pośladki! Widzisz jaką zgrabną dupeczkę ma pani historyczka! Aż się prosi, żeby przyrżnąć w nią klapsa! Kto wie czy ten brunet, który się do niej przytula, miał taką możliwość? Ciekawe czy Marta popuściła mu szpary…?
Mateusz cały poczerwieniał.
- Słuchaj, a czy może ten program wyszukać jakieś zdjęcia, które pani Marta chciałaby ukryć? Może jakieś roznegliżowane? To by dopiero było!
Patryk uśmiechnął się od ucha do ucha. Po czym zaczął wpisywać przeróżne komendy.
- Ty to masz łeb! Już szukamy pod tym kątem!
Program okazał się być istotnie inteligentny. Wyskoczyło zdjęcie, na którym nauczycielka jest w prześwitującym peniuarze, pończochach i szpilkach. Co prawda piersi miała zakryte, ale jej poza była tak erotyczna, że chłopców zamurowało.
- Ale z niej suczka! Jakby mówiła – przeleć mnie! – Patryk wybałuszał oczy.
- Jezu! Ale ona jest zgrabna! A jaka kusząca… Szukamy dalej?
Kolejna fotografia ukazywała Martę zupełnie nagą, ale dłońmi zakrywającą piersi. Podobnie jej łono również nie było widoczne.
- Kurcze! Mamy panią Martę zupełnie gołą! – Mateusz nie wierzył własnym oczom. – Ciekawe, komu pozowała?
- Pewnie właśnie temu, kto ją zerżnął! Ale ja mu zazdroszczę!
Więcej jednak z programu nie dało się wykrzesać.
- Szkoda, że nie zobaczyliśmy tak naprawdę jej nagich cycuszków… ani tym bardziej cipki… - Patryk był niepocieszony.
- Pewnie to dlatego, że pani Marta jest naprawdę porządną kobietą – wzdychał Mateusz.
Noce obu młodzików wyglądały podobnie. Gapiąc się w ekrany, na których mieli skopiowane zdjęcia historyczki, onanizowali się intensywnie, jak nigdy.
Następnego dnia chłopcy znów podsłuchiwali kolegów.
- Ciekawe czy ta nasza Marta ma jakiegoś fagasa?
- Za taką dupą pewnie kręci się stadko samców, którzy chcieliby zamoczyć…
- No ciekawe, czy ma stałego, który ją regularnie bolcuje?
Znowu zostali szyderczo pogonieni, ale jednocześnie zainspirowani.
Podekscytowani, biegli do domu z postanowieniem poszukiwań profilu nauczycielki na portalach randkowych.
Ku ich rozczarowaniu program nie wypluł żadnych informacji.
- Jak nic nie znalazł, to znaczy, że po prostu nasza pani nie szuka mężczyzn w taki sposób – Patryk nie krył zawodu.
- Czekaj, a może po prostu nie podała swoich danych. Może poszukajmy tak, wklepując tu różne inne dane które o niej mamy?
Tym razem „Sztuczna Inteligencja 1” okazała się niezawodna. Pojawił się profil „Historyczka”. Wszystkie dane zgadzały się w stu procentach.
Blondynka, niebieskie oczy, okulary. Zainteresowania: historia, moda, podróże. Zawód: nauczycielka. Województwo: lubelskie.
- To musi być ona! Mateusz, ale ty miałeś łeb!
- Spoko. To ty jesteś geniuszem. Ale, to co? Zakładamy profil i napiszemy do niej?
Chłopcom trzęsły się ręce z przejęcia, kiedy na portalu zakładali zmyślony profil.
- Pseudo? Pat-mat?
- Ale szachowo ci wyszło! Ale spoko. Ty umiesz grać, a widzę że i ona wpisała królewską grę, jako jedno z hobby.
Cały wieczór cyzelowali wiadomość, którą mają wysłać do Historyczki jako randkowicz. Dzięki Mateuszowi, naszpikowali ją jego pasjami historycznymi. Trochę się „powywnętrzniali”. Napisali, że traktują potencjalną znajomość bardzo poważnie, obsypali ją komplementami za upodobania, ale też starali się, żeby nie przeholować w pochwałach.
„Twoje zamiłowanie do mody, pozwala mi stawiać tezę, że jesteś bardzo elegancką kobietą”.
- Fajnie tak z góry wiedzieć, że się trafia w punkt – cieszył się Patryk – celnie to ująłeś!
- Na wszelki wypadek niech ta „Sztuczna Inteligencja 1” poszuka nam więcej informacji o tym, co lubi pani Marta. Dobrze poznać, co ją ekscytuje, jeśli podtrzyma korespondencję.
- Ciekawe czy podtrzyma…? Ile dajesz szans?
Mateusz pomyślał chwilę.
- Dwadzieścia procent…
- O kurna! Dużo! Ja nie byłbym aż takim optymistą. Dwie takie ofermy jak my, miałyby mieć aż tak duże szanse u takiej laski? Laski? U takiej damy!
Przez cały kolejny dzień, dla obu młodzieńców świat zewnętrzny nie istniał, co kilka, kilkanaście minut z komórek logowali się na właściwy portal. Nie nakręcali się, nie tworzyli specjalnych złudzeń, ale na własnej skórze przekonywali się, jak wielką siłą jest nadzieja.
Wreszcie, wieczorem, na ekranie smartfona pojawiła się kopertka, symbol nadesłanej wiadomości. Jeszcze nigdy Patrykowi nie trzęsły się ręce tak, jak teraz.
Natychmiast zadzwonił do kolegi.
- Jest! Kurwa, jest! – mimo, że nie zwykł przeklinać, teraz klął jak szewc – Kurwa! Ale jaja!
Czytali z wypiekami na twarzy:
„Pierwszy raz dostałam tu tak obszerną wypowiedź! Miło wiedzieć, że ma się do czynienia z erudytą i pasjonatem. Zwłaszcza, że jak widzę, mamy wspólną pasję - historię.
Dziękuję za komplement na wyrost co do mojej elegancji… nie chcę, żebyś pomyślał, że jestem jakąś strojnisią… ale, rzeczywiście lubię ubierać się elegancko.”
- Patrz! Dwadzieścia procent zadziałało! Trafiliśmy w punkt! Teraz niech ta maszyna nam podpowie, jak mamy podrywać, co mamy napisać… co lubi pani Marta… ale chyba to nie jest w jej zasięgu? – kłopotał się Mati.
- Co nie jest!? Jak jest! Pewnie, że będziemy wiedzieli co lubi! Patrz. Tu masz listę stron, które odwiedzała. O! Ogrody! Czyli ogrodniczka z niej… Moda. I… moda. Rzeczywiście modnisia! Patrz ile stron z ciuchami odwiedzała! A tu, patrz! Takie kiecki oglądała. O, ta ma wycięcie do samej dupy! A tu, widać cycki jak na dłoni! A nasz system dokładnie policzy, jakie lubi kolory… nawet nie musimy jej pytać!
- Rzeczywiście… dużo można wyszpiegować… nawet nie myślałem, ile śladów można zostawić w necie.
- A tu, patrz! Wiemy jakie przepisy kulinarne pobierała! I co mówi system: „Lubi kuchnię śródziemnomorską oraz sushi”!
- Genialne! To tak, jak ja! Ostatnio próbuję pichcić włoskie dania. Nawet taką zupę ugotowałem… Ale to proste upodobania… sfery ducha jej nie rozgryziemy…
- Jak nie?! Jak tak! Patrz! Tu widzimy jakie książki kupiła. Tu jakie czytała artykuły. A teraz, wspaniała sztuczna inteligencjo – licz! Analizuj!
- Niesamowite… ona tworzy jej profil osobowościowy… że jest romantyczna… że kocha zachody słońca… że uwielbia spacery i za jakimi kwiatami przepada!
- Więcej! Jakie sformułowania trafiają do jej podświadomości! Jakie słowa działają na jej umysł, na jej uczucia!
- Ja pierdolę! – Mateusz, jeszcze bardziej niż Patryk, nie zwykł używać brzydkich słów. Tym razem, nie mógł inaczej dać ujścia ekspresji. – Ale, to nie może być takie proste… że odwołamy się do tego, co nam wypluła maszyna i to trafi wprost w oczekiwania… emocje… naszej pani Marty.
- Może nie. Ale sprawdźmy!
Chłopcy napisali wiadomość, w której starali się wykorzystać jak najwięcej informacji o ich nauczycielce, które zaserwował program. Zajęło im to pół nocy, bo każde zdanie poprawiali wiele razy. Okazało się, że Pat-Mat kocha ogrody, lubi po nich spacerować i podziwiać kwiaty, zwłaszcza czerwone róże! Zajada się kuchnią japońską i włoskimi makaronami. Co do historii – pasjonuje go średniowiecze i wiek XIX-ty. Wręcz chciałby zobaczyć Historyczkę w szykownej sukni z tej epoki. Do kina chętnie zabrałby poznaną dziewczynę na „Przeminęło z wiatrem” lub „Casablancę”.
- Ile teraz dajesz szans Mati?
- Czterdzieści procent… czterdzieści dziewięć…
Kolejny dzień byłby kopią wcześniejszego, gdyby nie to, że chłopcy jeszcze bardziej nie odrywali wzorku od telefonów. I gdyby nie fakt, że odpowiedź nadeszła znacznie wcześniej…
„Kompletnie nie spodziewałam się, że na tym portalu ktoś potrafi pisać tak długie wiadomości. Jeszcze bardziej zaskoczyło mnie to, że dwie osoby mogą mieć tak wiele wspólnych upodobań. Odnoszę wrażenie, że ktoś wyczytał w moich myślach, że najchętniej wybrałabym się do kina na te dwa klasyki… i na spacer po kwietnym ogrodzie.
P.S.
Sushi próbowałam zrobić sama. Ale nie wychodzą tak dobre, jak w japońskiej knajpie.
P.S. 2
Mam na imię Marta. Wymienimy się zdjęciami?
- Mateusz! Mam dobrą wiadomość! Wręcz cudowną! I.. złą! – dyszał do słuchawki Patryk.
- Odpisała!? Trafiliśmy w jej gusta?
- Wszystko wskazuje na to, że tak! Nie wiem, czy nie aż za bardzo. Chce zdjęcie Pat-Mata…
Natychmiast spotkali się u Patryka na naradzie.
- O kurwa, chyba poszło lepiej, niż zakładaliśmy. Tylko, jaką tu dać fotkę? Fałszywą z Internetu? Można… ale lepiej sobie zostawić jakąś furtkę… Gdyby kiedyś miało dojść do jakiegoś spotkania…
- Chyba mam! Mam takiego kuzyna. Przystojniacha, laski na niego lecą. Mówią na niego Dżidżi. Na imię ma Armand.
- Ładnie. To ten mechanik? Po zawodówce? Co on robi w życiu?
- Nic. Tu się pokręci, tam sprzeda coś kradzionego, jeździ do Niemiec, do Austrii.
- No tak, zawsze jeździ superbryką. Podobno szasta kasą w klubach. Skąd ma na to hajs?
- Możliwe, że przemyca narkotyki… Handlował też trefnymi autami… i biżuterią.
- No to ładnego partnera szykujemy dla pani Marty… Najporządniejszej kobiety w okolicy. Może lepiej, żeby się nie spotkali.
- Spoko. Pewnie, że się nie spotkają. Ale nawet jakby, Dżdżi potrafi mówić bardzo mało. Co jest o tyle dobre, że nie ma bogatego słownictwa… ale, potrafi, milcząc, pięknie patrzeć w oczy...
Kolejna wiadomość dla Historyczki była nie mniej rozbudowana, niż ostatnio. Do tego zdobiły ją trzy zdjęcia zabójczo przystojnego młodzieńca. W sportowym samochodzie, na plaży, na tle panoramy Berlina.
„Wow, jesteś bardzo przystojny. I bardzo młodo wyglądasz, nie dałabym Ci tych dwudziestu siedmiu lat!”
W załączniku również znalazły się trzy zdjęcia. Jedno z jakiegoś wesela, w oszałamiająco efektownej sukni, drugie na tle szkoły, w dopasowanej, prostej, ale niezwykle eleganckiej garsonce, doskonale ukazującej zgrabne kształty nauczycielki. Wreszcie trzecie, z chorwackiej plaży. Tu już krągłości Marty uwidocznione były jak na dłoni, uwagę przykuwał obfity biust, opięty różowym stanikiem.
„U la, la! – brzmiała szybka odpowiedź – Jesteś boska! Czy to legendarna syrena czy Afrodyta wyłoniła się z fal morskich?!”
„Nie pisz tak proszę, bo już się zaczerwieniłam! Elokwentny mężczyzna z ciebie.”
- Dżdżi elokwentny! Ale jaja! – Mateusz trzymał się za brzuch.
- A co! Napiszmy jej tak:
„Poproszę o jeszcze jakieś zdjęcia oszałamiącej bogini”
- Kurde, co robisz, jeszcze ją speszysz. Tymi komplementami chyba ją nieco zawstydziliśmy…
Zawstydzenie nauczycielki nie przeszkodziło jej w dosłaniu kolejnych fotek.
Na jednej była w dość odważnej minispódniczce.
- Ale nogi! – Patryk wybałuszył oczy – Kurwa, do samej ziemi!
Na drugiej znów w eleganckiej sukni, z bardzo wysokim rozcięciem.
- Ja pierdolę! Taka elegancka, niby długa kiecka, a chyba wszyscy faceci na tej imprezie stanęli na baczność!
- A patrz tu! – Patryk pokazał trzecie zdjęcie. – Czy tu aby nie widać koronki pończoszek!? Chyba rzeczywiście Armand jej przypadł do gustu.
- Nie tylko Armand, ale i twoje komplementy, myślałem, że przesadziłeś, a tu chyba jednak okazuje się, że baby są na nie łase, nawet nasza stonowana i wytworna pani Marta. Ale, czy nie pojechałeś za bardzo z wiekiem? Dżidżi ma chyba dwadzieścia jeden lat! O jedną trzecią miej niż pani Historyczka!
- Spoko, Dżidżi wygląda znacznie poważniej. Co najmniej na dwadzieścia cztery.
Chłopców wciągnęła intryga. Sypali pomysłami, jak z rękawa, pisali ze swoją nauczycielką kilka razy dziennie. O wszystkim. Najwięcej o historii, ale też o literaturze (wtedy szybko sprawdzali ambitne fora i przepisywali z nich mądre opinie), o modzie (wtedy mieli okazję wyłudzać kolejne zdjęcia i obsypywać Martę kolejnymi pochlebstwami), o życiu... o wszystkim.
Zdawali sobie sprawę, że tak intensywna korespondencja prowadzi nieuchronnie do jednego celu. Do spotkania.
- Pani Marta najwyraźniej oczekuje zaproszenia na randkę. Musisz urobić Dżidżiego! Powiedz mu prawdę. Niech się spotka, ale jak najmniej gada…
- A co, jak zechce ją naprawdę poderwać?!
- Patryk! Co ty, przecież Dżidżi nie ma u niej najmniejszych szans! Co najwyżej może ją próbować pocałować…
- A my możemy ich podglądać z jakichś krzaków…
***
Jakiś czas wcześniej.
Marta w końcu przemogła się. Założyła konto na profilu randkowym. Nie podała imienia, tylko pseudonim: Historyczka.
Niestety. Trafiali się w większości albo świry, albo napaleńcy.
Spotkała się kilka razy, ale nic z tego nie wyszło. No prawie nic. Jeden z nich, budowlaniec, bardzo prosty chłopak, ale śliczny, z sylwetką niemal kulturysty szalenie ją pociągał. Mimo, że wiedziała, że na dalszą metę nie będą parą, uległa mu. W wynajmowanym przez niego mieszkaniu w Lublinie. Po wypitej wspólnie butelce wina, poszła z nim do łóżka, łamiąc swoje zasady. Było jej dobrze. Murarz przeleciał ją porządnie, jak nikt przedtem. Do dziś pamięta, jak była wtedy głośna.
Skończyła z nim szybko, bo zdawała sobie sprawę, że taki związek prowadzi do nikąd.
Potem napatoczył się ten księgowy. Sporo od niej starszy. Na początku nie sprawiał wrażenia zboczeńca. Ale gdy dała się namówić na przejażdżkę, okazało się, że szybko skręcił do lasu. Miał pokazać jej uroczy zakątek… a pokazał jej… tylnie siedzenie.
Opierała się, ale chyba niezbyt stanowczo… może chciała znów poczuć mężczyznę… Posiadł ją w aucie. Na tylnej kanapie i… na masce. Był wyjątkowo ostry. Sama się sobie dziwi, że tak ją to wtedy podnieciło. Urwał guziki bluzki, porwał biustonosz i rozdarł spódnicę. Uległa mu. Pamięta jak niedelikatnie w nią wchodził... jak brutalnie się w niej rozpychał, wreszcie jak zignorował prośbę, by w niej nie kończył. Potem, gdy drżała, czy aby nie zaszła w ciążę, ostygł w niej zapał randkowy.
Dlatego niezwykłą odmianą była wiadomość od niejakiego Pat-Mata. Bardzo długa. Marcie wydało się, że ten facet mocno się przed nią otworzył. Pisał co lubi, co czuje. Miała wrażenie, że odczytuje, co mu w duszy gra… Żeby tego było mało, czuła, jak przez skórę, że ten człowiek ma zupełnie podobne zainteresowania i upodobania jak ona. Pierwszy raz w życiu spotkała się z takim odczuciem.
Nie mogła mu nie odpisać. Potem, pierwszy raz w życiu, z tak wielką niecierpliwością oczekiwała na odpowiedź.
Przyszła znów obszerna, wręcz wyczerpująca. Marta promieniała z zachwytu. Ujęło ją docenienie elegancji, mimo, że jej jeszcze nie widział. „Nawet nie wie, że trafił w mój czuły punkt!” – myślała, uśmiechając się w duchu.
Nie wytrzymała. Musiała dowiedzieć się jak on wygląda. Mimo, że krępowała się poprosić o zdjęcie, ostatecznie się na to zdobyła. Ależ teraz czekała z niecierpliwością. Mimo wrodzonego optymizmu, nie chciała dawać sobie wielkich nadziei.
„Pewnie znowu będzie to jakiś stary dziad… A może gówniarz, jakiś cherlawy, albo otyły. Nie… nie… to nie może być tak, że ma jednocześnie i tak ciekawą osobowość i atrakcyjną aparycję. Poza tym, że też ja głupia o tym nie pomyślałam!, jakby był przystojny, to na pewno by sobie kogoś znalazł w realu.”
Jakież było jej zaskoczenie, kiedy otrzymała wiadomość ze zdjęciami nad wyraz urodziwego chłopaka. Brunet, wspaniale zbudowany, z twarzą niemal filmowego amanta. Wiek - na oko poniżej dwudziestego piątego roku życia.
„Nie… to nie może być prawda! Może jakiś gość robi sobie ze mnie jaja, chce popisać, fotki bierze z neta…”
Odniosła wrażenie, że Pat-Mat jakoś unika spotkania. Więc ma rację! Było to dość osobliwe. Dotąd to panowie wręcz parli do randek…
W końcu nastąpił przełom. Chłopak nie dość, że wyjawił swe imię (okazało się, że nazywa się Armand), to zgodził się na spotkanie. Była wniebowzięta. Ale też w wielkiej panice. No bo jak tu się ubrać?! Chętnie założyłaby tę czerwoną minispódniczkę, ale, chciała budować image bardzo porządnej kobiety, a nie jakiejś frywolnej podfruwajki.
Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek aż tak podekscytowana szykowała się na spotkanie. Przeraźliwie długo robiła makijaż. Dwa razy zmieniała spódnicę, w której miała wystąpić na randce.
Wreszcie, nadeszła ta chwila. Przekroczyła próg restauracji i rozejrzała się bacznie. Czuła, że nie jest w stanie ukryć swego przejęcia.
„Jest! Kurcze… on naprawdę wygląda zabójczo przystojnie! Jak na tych zdjęciach!”
Podczas kolacji dużo gadała, chyba tylko po to, aby ukryć wielką tremę. Natomiast Armand nie wyglądał na speszonego. Miał pewne siebie spojrzenie i często się uśmiechał. Wypowiadał się niezwykle oszczędnie, ale to nadawało mu otoczkę tajemniczości. Marta odebrała go jako twardziela.
Czy to nie jest taki typ, który jest na zewnątrz twardy, niemal bezwzględny, a w środku wrażliwy jak „płomień świecy na wietrze"? – Pytała siebie samą w duchu. – Na pewno taki jest… te wiadomości… te sms-y… świadczą o poetyckiej duszy i gołębim sercu.
Piekielnie ją podniecał jako mężczyzna. „Jego głos! Jego dłonie! Kuźwa! Czy ja właśnie trafiłam na faceta idealnego?”
Podczas randki w ogóle nie podejmował tematów historycznych, o których tak dużo dyskutował w mailach. Za to co raz rzucał:
- Masz piękne włosy.
Albo:
- Wybacz, ale muszę powiedzieć… masz piękną szyję…
Gdy tak mówił, przechodziły ją ciarki.
„Ja tu głupia plotę o Narodowych Siłach Zbrojnych, a on mnie kulturalnie uwodzi…”
Spodobało jej się, że nie był nachalny. Na pożegnanie pocałował ją namiętnie w usta, ale nie dobierał się.
Z jednej strony, ucieszyło ją to, że zachowuje się jak dżentelmen, z drugiej, była tak podniecona, że gdyby w tej chwili zaczął się do niej dobierać, nie ręczyłaby za siebie, gotowa była się oddać tu i teraz. Ulec choćby na podłodze.
Nie mogła doczekać się kolejnej randki. Znowu pisała do Armanda wiadomości na każdej międzylekcyjnej przerwie. Zachwycał ją kontrast między jego oszczędną rozmową na randce, a tym co wypisywał jej teraz.
„Jestem zachwycony Twoją urodą nie mniej niż Twą osobowością. Nie mogę spać, tylko rozmyślam o Twoich oczach!”
Na lekcjach nie potrafiła skupić się. Zadawała czytanie materiałów, a sama wpatrywała się w ekran telefonu. Każdą wiadomość czytała wiele razy.
„Nie mogę się doczekać, kiedy znowu będę patrzył w Twoje oczy… chcę znów poczuć dotyk Twojej dłoni…”
Druga randka przebiegała podobnie jak pierwsza. Marta dużo paplała, a Armand odpowiadał zdawkowo. Chociaż i tak wyciągnęła wiele informacji. Dowiedziała się, że często jeździ do Niemiec i Austrii, gdyż jako biznesmen, który nie boi się ryzyka, prowadzi rozległe interesy w kilku sektorach. Nieobca jest mu branża motoryzacyjna, paliwowa, a także walutowa, a nawet jubilerska.
Na dowód tego ostatniego, podarował Marcie złoty naszyjnik, misternej, jakby wschodniej roboty.
- Boże! Jaki piękny! Nie! Nie mogę tego przyjąć! Sporo waży… musi być bardzo drogi!
Kobieta była zachwycona swoim partnerem, właściwie to już zakochana po uszy. Zabrał ją na spacer do parku. Całowali się na ławeczce. Na wprost rosły kwietne krzaki, które sprawiały, że Marta odnosiła nieustanne wrażenie, jakby ktoś stamtąd się gapił… Ale przecież to tylko złudzenie... Tym razem Armand całując ją, delikatnie pieścił piersi przez bluzkę.
- Są wspaniałe! – Szeptał jej czule do ucha.
Marta uwielbiała to, gdy jej biust zwracał uwagę mężczyzn. A teraz ten "książę z bajki" ma sposobność poznawania jej obfitych cycków. Była w siódmym niebie. Bała się tylko, że jeśli teraz, na tej ławeczce, podciągnie jej spódnicę i zechce ją posiąść, ona nie będzie potrafiła się opierać…
W pewnym momencie zaskoczył ją. Powiedział, że ma taki mały fetysz, który wielce zwiększa jego doznania. Poprosił, aby pozwoliła zawiązać jej oczy apaszką. I, za nic w świecie, nie podglądała! Gwarantował, że wstanie z ławki i dosiądzie się z drugiej strony i że za każdym razem Marta poczuje jakby się zmieniał, jakby zupełnie inny kochanek miał całować jej usta.
Dla Armanda zrobiłaby wszystko. Była wszak zadurzona po uszy.
Szybko przekonała się, jak ekscytujące jest mieć zawiązane oczy. Zdało jej się, że zmysły pozawzrokowe natychmiast stają się o wiele bardziej czułe.
Czekała z niecierpliwością na kolejny pocałunek.
Okazało się, że Armand nie kłamał! Zawiązane oczy powodowały, że wydawało jej się, iż wszystko jest jakby inne! Że dosiadający się z innej strony chłopak, jakby inaczej pachniał, jakby inaczej dotykał… i jakby inaczej całował!
Ulegle oddawała usta, ale czuła bardzo niepewny pocałunek, jakby całowała się z nim pierwszy raz. Mało tego. Wydawało jej się, że drżą mu ręce. Ewidentnie drżały, gdy muskał jej piersi. Chwytał je jakby bardziej nieśmiało, jakby zaskoczony tym, że może je dotknąć.
Marta szeptała:
- Jesteś niesamowity… miałeś rację, dzięki opasce, wszystko jest jakieś inne…
Zgodnie z jej oczekiwaniami, Armand nie odpowiedział ni słowem.
Za to odpowiedziało nauczycielce, po jej wyznaniu, mniej delikatne uściśnięcie jej piersi. Jakby nieco odważniejsze już dłonie próbowały je śmielej pieścić. Potem zsunęły się na pośladki, suwały się po nich, jakby chciały określić ich wielkość…
Kiedy puściły, usłyszała jak chłopak wstaje. Wkrótce, jakby z boku dobiegł szept Armanda:
- Nie zdejmuj apaszki, teraz siądę z drugiej strony.
Ten sam efekt. Znowu zdawało się jakby inny zapach, inny dotyk, inny pocałunek… Znów taki początkujący… niewyrobiony… Dłoń, jakby drobniejsza… poczuła ją na kolanie. Potem na biuście. Też na początku bardzo delikatna, też drżąca…
Rozdygotana nauczycielka szeptała:
- Naprawdę, potrafisz zaskakiwać… co ty ze mną wyczyniasz???
Ręka silniej ścisnęła biust. Macała go. Bez ani jednego słowa. I bez słowa wsunęła się pod spódnicę.
- Ochhh… - przeciągle westchnęła Marta.
Dłoń buszowała pod spódnicą, suwając się po udach kobiety. Odkryła koronkowe zakończenia pończoch. Wsunęła się głębiej i dotarła do nagiego ciała powyżej manszety. Jednak nie miała śmiałości penetrować dalej.
- Chyba zdejmę apaszkę… chcę cię jednak widzieć…
Po tych słowach, jak ręką odjął, chłopak wyciągnął rękę spod spódnicy i czuła jak odskoczył od niej.
Zdumiała się. Po chwili zsunęła apaszkę. Armand siedział obok niej i uśmiechał się jakoś, jakby to nazwać? Makiawelicznie?
Miała wrażenie, jakby krzaki na wprost nich poruszały się nienaturalnie…
Kolejna randka znów miała miejsce w tym samym parku, na tej samej ławeczce. Marta nie protestowała, gdy chłopak znów zawiązywał jej oczy. Krótko ją pocałował i chwycił za dłonie.
- Co robisz?
- Zaufaj mi. Mówiłem, że to mój fetysz. Tym razem zwiążę też ręce…
Historyczka nieco zaniepokoiła się, ale jeszcze bardziej – podekscytowała. Chciała tego. Chciała mieć unieruchomione dłonie. Byś jeszcze bardziej bezwolną… zdaną na tego niesamowitego Armanda, ciekawa, do czego tym razem się posunie.
Gdy całowała się z partnerem, znów jej się wydało, że to drobne rączki chwytają ją za biust… Tym razem rozpinają bluzkę… chwytają piersi przez stanik. Miała na sobie ten śnieżnobiały. Pomyślała, że biel musi się rzucać w oczy z daleka… trochę ją to zawstydzało, że siedzi w miejscu, jakby nie było, publicznym, gdzie każdy może nadejść, z zawiązanymi oczami, rękoma, i obnażana powoli przez chłopaka! Krępowała się, ale to zawstydzenie, jeszcze bardziej ją podniecało. Młodego mężczyznę najwyraźniej też. Nie wystarczało mu już dotykanie piersi przez materiał biustonosza. Wsunął dłoń w miseczkę. Ależ ta dłoń drżała. Można było odnieść wrażenie, że pierwszy raz dotyka nagiej kobiecej piersi. Badała ją, jakby się jej uczyła. Obejmowała, jakby chciała objąć całą, ale na to dłoń była zbyt drobna, a pierś stanowczo za duża. Namacała brodawkę. Dotykała ją. Szczególnie skupiła się na sutku. Stanowczo już nabrzmiałym.
Nauczycielka wzdychała.
- Achh… ty mój zdobywco… odkrywco… chcesz, żebym zwariowała? W takim miejscu… związana… Ależ chętnie zdjęłabym opaskę! Ale… przez ciebie szubrawcze, nie mogę!
Odpowiedziało jej milczenie. Milczenie i gwałtowniejsze ściskanie piersi.
„Niech czuje, jakie mam obfite… zapewne się nimi podnieca jak diabli?”
Wkrótce nastąpiła zamiana stron. To niewiarygodne! Jak to możliwe, że z tej strony wydaje się, że on ma dużo większe dłonie! Co za zaskakujące złudzenie! Jakby większą część mojej piersi był w stanie ogarnąć! Ależ to wiązanie czyni cuda!
Mężczyzna atakujący jej usta i biust, po przesiadce, wydawał się bardziej zaborczy! Pierś była wręcz ugniatana! W połączeniu ze związaniem, sprawiało to Marcie wiele przyjemności. Czuła się taka bezbronna i wykorzystywana. Niezwykle ją to podniecało. Rozwydrzona łapa, po gruntownym wyściskaniu biustu, przeniosła się na kolano, po czym bezproblemowo wsunęła pod spódnicę. Pieściła uda, ale tym razem nie zatrzymała się tuż nad krawędzią koronki pończoch. Parła niepowstrzymanie dalej. Kiedy chwyciła kobietę przez majtki, ta pisnęła cichutko.
- Mój ty Pat-Macie… sprawnie dążysz do szachowania…
Ależ podniecało ją to, że nawet gdyby chciała odepchnąć rękę, nie miała najmniejszych szans… Związane dłonie powodowały, że mogła tylko biernie oddawać swe łono na żer napastliwych palców, które już nie zadawalały się dotykiem przez koronkę, lecz wtargnęły pod materiał stringów. Badały jej szparkę, wywołując głębokie westchnięcia nauczycielki, by wreszcie się w niej zanurzyć.
- Aaa! - pisnęła cicho - rozwiąż mnie proszę... mam wrażenie, że jacyś ludzie się na mnie patrzą.
Gdy mężczyzna się z nią droczył, nie rozwiązując, ani w ogóle nic nie mówiąc, kobieta starała się go przekonać.
- Obiecuję, że gdy będziemy w mieszkaniu, będziesz mógł związać mnie jak zechcesz i... zrobić ze mną, co zechcesz... - sama zaskoczyła się swą deklaracją.
Gdy wreszcie rozwiązał ją, znowu miała dziwne wrażenie, że krzaki na nią patrzą…
Wreszcie nastąpił ten, od dawna przez Martę oczekiwany moment. Armand zaprosił ją na kolację do swojego mieszkania. Ależ była podekscytowana. Domyślała się, że to będzie właśnie ten dzień. Ten dzień kiedy ją posiędzie… Słowo „posiędzie” uwielbiała, toteż celebrowała je w myślach podczas wszystkich lekcji. Lekcje prowadziła zresztą zupełnie jak w transie. Uczniów wręcz, jakby zupełnie nie zauważała. Jedyne, co nie umknęło jej uwagi, to dziwne zachowanie Patryka i Mateusza. Nie raz chłopcy wpatrywali się w nią jak w obraz, ale dopiero teraz dostrzegła w ich wzroku coś dziwnego, jakby drapieżnego… Patryk i Mateusz… Pierwsze sylaby to Pat i Mat… zupełnie jak nick Armanda…
Wieczór był jednym z romantyczniejszych w jej życiu. Podarunki – kwiaty i bransoletka roztkliwiły ją zupełnie. Świece do kolacji sprawiły, że była w niezwykłym nastroju. Armand przygotował specjalnie dla niej, samodzielnie dania włoskiej kuchni – zupę minestrone z makaronem, a na drugie: papardelle z sosem kaparowym i pieczonym łososiem. Była zaskoczona. Wiedziała wszak, że on wręcz nie lubi kucharzyć. Tym bardziej doceniła, że tak się dla niej postarał. Dowodziło to, jak bardzo chce ją zdobyć. A tego nie mogła się doczekać… Wyobrażała sobie, że w pewnym momencie Armand zrzuci talerze ze stołu, a w ich miejsce rzuci na stół ją… Wtedy to ona będzie daniem głównym… A on nie będzie jej nigdy syty…
Ale i tak wiedziała, że za moment utonie w jego ramionach.
W myślach błogosławiła nieocenioną teraz cechę chłopaka – małomówność. Dzięki niej nie będzie jakichś tyrad, ale szybciej zabierze się do rzeczy. Nie myliła się. Wkrótce pociągnął ją na kanapę i tam całował namiętnie. Powoli przeszedł z ust, przez szyję, na dekolt i piersi.
Na randkę założyła, to co miała najseksowniejszego, a więc śliczny koronkowy biustonosz, który dzięki zapięciu z przodu, łatwo umożliwił mężczyźnie przejście do dzieła.
Marta wzdychała i pojękiwała, gdy czuła jego usta na sutkach. Sama położyła się na kanapie, jakby zachęcała: „teraz ty połóż się na mnie”. Nie musiała tego mówić, żeby chłopak natychmiast znalazł się na niej. Zachłannie podciągał seksowną spódniczkę.
- Armandzie, nigdy tak się nie zachowywałam, ja nie jestem taka… nigdy, przenigdy nie byłam tak uległa… nigdy tak nie powiedziałam tego żadnemu mężczyźnie, jak tobie to chcę powiedzieć… – jestem twoja. Możesz ze mną zrobić co zechcesz...
Nie musiała go zachęcać. Najwyraźniej o niczym innym nie marzył, jak o zsunięciu z niej majtek i wejściu w nią jak najmocniej.
Nauczycielka delektowała się momentem, kiedy natarczywe dłonie zsuwały z niej skąpe czarne stringi.
- Marto, nie przeszkadza ci mój fetyszyzm… to że chcę zawiązać ci oczy… i ręce… - wyszeptał.
- Nie… przeciwnie… cholernie mnie to podnieca…
Zawiązanie oczu, natychmiast powodowało zwiększenie różnych doznań. Na przykład, czego nie sposób w żaden racjonalny sposób uzasadnić, kobiecie wydało się, że jakby ktoś jeszcze był w tym pokoju. Jakby podglądał to, jak Armand pieści ustami i językiem jej kobiecość, jakby nasłuchiwał jej, coraz głośniejszych, westchnień.
- Ochhh… Armandzie, cóż ty mi wyczyniasz… zwariuję przez ciebie… - dostawała spazmów, gdy język kochanka wykonywał ekwilibrystyczne akrobacje w jej najczulszym miejscu.
Rozkładała uda szeroko, jakby chciała być dla niego jeszcze bardziej otwarta, dać mu najdogodniejszy dostęp do swego łona. Nie widziała go, tylko czuła. Cała jej uwaga mogła się skupić wyłącznie na jednym miejscu.
Wkrótce poczuła na sobie ciężar mężczyzny. “A więc zaraz to się wydarzy! Zaraz poczuję w sobie jego męskość… Boże! Jak ja nie mogłam się tego doczekać.
- Och… nigdy, żednemu mężczyźnie tego nie mówiłam… tobie mówię… wejdź we mnie… posiądź mnie całą… - powtarzała szeptem.
Kiedy wsuwał się w nią, miała poczucie wypełnienia jakiejś misji. Oto ten, książę z bajki! Wymarzony. Pieczętuje ich związek. A ona oddaje mu się bez reszty. Zawiązane oczy i ręce są jakby dowodem najwyższego zaufania wobec niego. Właśnie oddania się. Pamiętała poprzednie razy, gdy oddawała się mężczyznom, ale nigdy nikomu tak się nie oddała, jak teraz chciała się oddać Armandowi. Chustka opasająca oczy nakazuje skupić się teraz wyłącznie na jego męskości. Na klinie, który wtłacza się w nią. Który – ma takie wrażenie - wbija się tak głęboko, jak nikt przed nim. Gdy wycofuje się, to tylko po to, żeby potem zagościć w niej jeszcze mocniej.
Marta w uniesieniu jęczy z rozkoszy.
- Achh… achh… Armandzie… bierz mnie… taaak.. taaak…
Chłopak cicho sapał, wsłuchując się w jęki historyczki.
- Armandzie… ach… aaaaa…. ależ ty głęboko we mnie wchodzisz… aaaa… czuję cię tak mocno w sobie...
Zawiązanie oczu, to nie tylko zabranie zmysłu wzroku… to też zabranie czasu… Historyczce wydało się, że świat się zatrzymał i że czas się zatrzymał…
W duchu błagała: „O tak, chwilo… trwaj wiecznie… niech mój dominator mnie niewoli… niech… chędoży!”
W pewnym momencie czas przyspieszył, niezmordowany Armand miał siłę do tak gwałtownych dźgnięć, że zdało jej się, że uczestniczy w jakimś szaleńczym galopie.
Teraz jęczała jak w transie. Głośno, szybkimi stęknięciami, w rytm jego pchnięć.
- Aaa! Aaa! Jes... teś... aaa! dos... ko... nały Ależ… ty… mnie… bierzesz!
Kiedy skończył, miała ogromną chęć objąć go, ale nie było to możliwe. Miała przecież związane dłonie. Czuła się jak łup, jak branka spętana w niewoli.
- Rozwiążesz mnie teraz? – szeptała.
- Nie… ale za to poznasz moje duże możliwości… wiesz, że ja mogę tak trzy razy z rzędu…?
Marcie wydało się to niewiarygodne. Usłyszała jak skrzypi podłoga, jakby najpierw jej miły oddalał się, po czym podszedł znowu. Tym razem zupełnie nic nie mówił. Poczuła tylko na policzku twardy, mięsisty kształt. Sunął do jej ust. Wobec czego otworzyła je i tam go przyjęła. Wydał jej się o wiele mniejszy, niż przed kilkoma chwilami, gdy gościł w jej łonie… Znowu zasłonięte oczy powodowały, że cała jej uwaga skupiła się na zawartości jej buzi. Ssała go, pieściła językiem. To, że nie mogła sobie pomóc rękoma, dawała kolejne doznania. Czuła, jak w jej ustach twarda męskość nabrzmiewa. Ale i tak, jakby daleko jej było do stanu wcześniejszego… Marta połykała go zachłannie, mimo, że nigdy nie była zwolenniczką „robienia loda”. Teraz, jakby to było coś innego. Wszak to jej wymarzony książę. Godzien najwyższych dowodów uznania, najczołobitniejszych hołdów. Słyszała jak chłopak dyszy, choć jakby wyższym tonem, niż wcześniej, ale kompletnie się do niej nie odzywa. Ona sama chciałaby mu wykrzyczeć: - Jesteś cudowny! Twój miecz jest wspaniały! – ale miała zajęte usta…
Zawiązanie oczu powodowało, że ogarnęła ją wielka ciekawość – jak wygląda członek jej kochanka? Była niezmiernie ciekawa, kiedy będzie jej dane to zobaczyć.
Poczuła, jak luby kładzie się na nią. Znów posłusznie położyła się na plecach i szeroko rozłożyła nogi. Jednak o dziwo, wydało jej się, że ciężar mężczyzny jest teraz o wiele mniejszy…
Ciekawe z czego to wynika? Może z innego ułożenia ciała? Może z innego podparcia? Fakt, że wydał się teraz znacznie drobniejszy…
Mało tego, teraz wydawał jej się znacznie mniej sprawnym kochankiem… Jakby nie potrafił trafić we właściwe miejsce… Czyżby tak się z nią teraz droczył? Na pewno tak. Jakby mniej wprawnie w nią wchodził.
Domyśliła się jego zamiaru. Odgrywa teraz rolę prawiczka, który nie wie, jak się zabrać za kobietę. Nic oczywiście nie mówi, bo się wstydzi! Boże! Jakie to słodkie! Ależ on ma fantazję! Prawdziwy Armand!
Postanowiła wspólnie z nim odegrać tę scenkę.
Szeptała:
- Jestem twoja… moja muszelka jest do twojej dyspozycji… mój ty zdobywco…
Czuła jak chłopak pomaga sobie drżącymi dłońmi. Jakby rzeczywiście był prawiczkiem!
Gdy wreszcie, nie bez kłopotów, wszedł w nią, poruszał się zupełnie niewprawnie. To i tak bardzo podniecało Martę. Uznała, że Armand potrafi świetnie grać. Jak bardzo musiał się wczuć, skoro, ledwie po kilku ruchach, spuścił się nieoczekiwanie.
A to ancymonek… „zalał mi foremkę”, jak zapewne w swoim slangu określają to moi uczniowie… - pomyślała nauczycielka – Zaraz, zaraz… dlaczego ja w takiej chwili myślę o moich uczniach? – zastanawiała się, gdyż w jej głowie tłukł się obrazek z dzisiejszej lekcji, z Mateuszem i Patrykiem w roli głównej. Tak dziwnie dziś patrzyli.
Chłopak, mimo wytrysku, jeszcze poruszał się w niej, jakby chciał wykorzystać każdą chwilę…
- Proszę… rozwiąż już mnie… jednak niewygodnie mi ze skrępowanymi rękoma – prosiła.
Odpowiedziało jej milczenie. Chłopak, szybko i głośno dysząc, zgramolił się z niej. Nie wypowiedział ani słowa!
Ależ z niego artysta! – myślała historyczka – eliminuje zmysły wzroku i słuchu, żebym skupiła się na samym dotyku… Trudno… jakoś przecierpię te związane dłonie.
Usłyszała jak chłopak oddala się i zaraz natychmiast przychodzi… Ale jakby głosy oddalania były lżejsze, a przybliżania znacznie cięższe.
Proszę! Co ten mózg robi, gdy mu zablokować zmysł wzroku! Niewątpliwie zniekształca bodźce! Zaraz mi się wyda, że kładzie się na mnie znacznie cięższy mężczyzna!
Założenie spełniło się co do joty! Kobieta wręcz jakby poczuła się przytłoczona wielkim ciężarem.
Jak on to robi?! Pewnie celowo mnie tak przygniótł! Czyli czas na nową rolę… Zniewolonej… zdominowanej… Ależ nie ma problemu!
- Ach… ty mój ciemięzco… jak bardzo poczułam twój ciężar na sobie… czuję, że zaraz dasz mi popalić… wyciśniesz ze mnie ostatnie soki… - wyszeptała, zdając sobie sprawę z trafności ostatniego słowa.
No tak… soków… soczków, to ty wycisnąłeś ze mnie mnóstwo! – pomyślała.
Ciemiężyciel nadal nie wydał z siebie słowa. Tym razem nie tyle głęboko oddychał, co sapał.
Poczuła na udzie jego oręż. Wydał się znacznie większy i cięższy niż przed chwilą.
No tak, wszak ma mnie teraz spotkać ostre ciemiężenie…
- Już czuję, jaki jesteś gotowy! To naprawdę godne podziwu! Coś czuję, że na koniec, czeka mnie najtrudniejsza przeprawa… oj… dasz mi pewnie do wiwatu!
Oczywiście znów nie odpowiedział, za to jego gruby pal już torował sobie drogę… Zdecydowanie był teraz jeszcze większy. Bo z trudem wciskał się w pochwę…
Co jest? Czy to ja się podświadomie bronię? Ale przecież to niemożliwe… przecież chcę, żeby znów wszedł we mnie…
- Mój ty tygrysie… to niesamowite, że tak jeszcze urosłeś… tylko czy aby moja norka nie jest za ciasna dla tak ogromnego zwierza?
Wiedziała, jak takie komplementy działają na mężczyzn. Rzeczywiście zdopingowały go. Sapiąc, wytężył się i naparł tęgo.
- Ochhh… ochh… - wzdychała Marta głośno – chhhh! Wszedłeś we mnie znowu! Tak jak obiecałeś… trzeci raz! Mój ty zdobywco!
Marcie wydało się, że nigdy dotąd nie miała w sobie członka aż tak dużych rozmiarów. Dlatego czuła intensywnie, jak jej cipka jest potężnie rozpychana. Jęczała coraz głośniej.
Związane ręce uniemożliwiały jej jakiekolwiek działania, nawet nie mogła za bardzo zmienić pozycji. Szalenie ją to podniecało, że jedyne co może robić, to przyjmować sążniste pchnięcia i… jęczeć. Toteż jęczała głośno jak nigdy. Stękała.
- Aaaa… aaaa… jesteś wspaniały… niezmordowany… w najskrytszych marzeniach nie wyobraziłabym sobie, że aaaa… aaaa… ktoś może mnie tak przelecieć… tak ostro przelecieć...
Celowo gadała dużo. Chciała sprowokować go, choćby do jednego słowa.
- Podoba ci się to, że jestem taka ciasna?
Odpowiadało jej milczenie.
- Może teraz mnie już rozwiążesz… chciałabym zobaczyć cię, widzieć jak się ze mną kochasz…
Znowu cisza.
Dopiero, gdy czuł, że kończy, przyspieszył, wydając z siebie jakieś nieartykułowane dźwięki, które kompletnie nie pasowały jej do Armanda…
Różne myśli hasały w jej głowie: – Znów skończył we mnie… Czy to już ostatni raz? Nie założył gumki… A co jeśli zajdę w ciążę? Ale to przecież Armand… On, to nawet niechby zmajstrował mi bobasa… Złapałabym go na dziecko..
Kanapa aż trzeszczała, gdy z niej schodził. Okazało się, że nie od razu rozwiązał ją! Dopiero gdy wrócił z łazienki. Dziwne to było. Zwłaszcza, że wydało jej się jakby słyszała zamykanie drzwi wejściowych. Co za omamy!
Tego wieczora Armand do końca był małomówny. Najbardziej zadziwiło Martę to, że nie chciał jej zdradzić ani sposobu przyrządzania, ani składników potraw dzisiejszej kolacji…