Mała blondyna

30 stycznia 2014

Szacowany czas lektury: 19 min

Miłego czytania. :)

- To miało być gotowe na wczoraj, do cholery! - szef suszył mi głowę od ponad piętnastu minut. Ja tylko zaciskałem zęby i patrzyłem na niego spokojnie.

- Powiedz ty mi, za co ja ci kurwa płacę? Bo na pewno nie za grzebanie palcem w dupie! - to zdanie wykrzyczał z taką siłą, że mimowolnie się wzdrygnąłem.

- Zejdź mi z oczu i weź się w końcu do roboty!

- Tak jest szefie. - odpowiedziałem i szybkim krokiem opuściłem jego pokój. Wkurwiony byłem strasznie. Prawda była taka, że ja jak głupi harowałem całymi dniami i nocami, dawałem po sobie jeździć ile wlezie, a mój kumpel zbierał wszystkie laury za moją ciężką, kurwa, pracę. Gabinet dzieliłem niestety z tym pasożytem więc, chcąc nie chcąc, musiałem patrzeć na jego szczurzą mordę i wysłuchiwać jego biadolenia niemal codziennie. Ścisnęło mnie coś w brzuchu, widząc jak wpatruje się we mnie zza szklanych drzwi. Otworzyłem je, a Maciek zamiast zostawić mnie w spokoju, od razu zaatakował.

- I jak? Szefuńcio chyba nie ma za dobrego humoru? - spytał uśmiechając się przy tym szyderczo.

- Zamknij się! - warknąłem. Usiadłem przy swoim biurku i zacząłem przeglądać papiery.

- Oo co tak ostro? Musiał cię mocno opieprzyć! - nabijał się.

- Dobrze wiesz, że to była twoja umowa! Ale nie! Musiałeś kurwa wyjść z tymi swoimi przydupasami na browara, a ja znowu musiałem zostać po godzinach i ogarniać to wszystko. Padłem na ryj i nie zdążyłem. Masz cholerne szczęście człowieku, zastanów się czy chcesz to wszystko stracić. - powiedziałem z goryczą. Taa... on miał cholerne szczęście, a ja zajebistego pecha, że go do mnie przydzielili. Maciek to mąż córki szefa. Swoją drogą, to ja ją pierwszy przeleciałem, ale już wolałem się nie przyznawać. Jeżeli ona powie, by tatuś nie dawał za dużo pracy jej skarbowi, to ten palant ulegnie i wszystko idzie na moją głowę. Jeszcze jakby tego było mało, to zarabiam znacznie mniej niż Maciek. Chociaż na zarobki nie mogę narzekać, to boli mnie ta niesprawiedliwość.

Pasożyt nie odezwał się już do końca naszej pracy. Może ruszyło go sumienie? Albo porządnego zdania nie mógł skleić... w sumie, minę miał jak srający kot na puszczy. Dobra, nieważne, co się będę przejmował tym głupkiem. Myślami wyłapałem, że dziś piątek, a co za tym idzie kończę dziś wcześniej. Nie chciałem zostać po godzinach, więc sporządziłem parę umów i zaniosłem szefowi do podpisania. On jak na złość, przeglądał je po kilka razy, tak jak gdyby mi nie ufał. W końcu stwierdził, że chyba jest wszystko dobrze, po czym łaskawie powiedział, że mogę odejść.

Do piętnastej zostało jeszcze pół godziny, więc ogarnąłem trochę swoje stanowisko i zmyłem się z pracy.

Otwierając drzwi do mojego merca zastygłem na moment. Czy naprawdę muszę wracać teraz do domu i spędzić wieczór jak każdy inny? Monotonia życia zaczęła mnie przytłaczać. Nie miałem żony, przyjaciół, czy choćby nawet głupiego zwierzaka, który mógłby zapełnić w jakiś sposób tą pustkę. Dzień w dzień po pracy wracałem do domu, gdzie nie czekało na mnie nic, prócz piwa, kanapy i telewizora. Nie umiałem gotować, więc zwykle zamawiałem sobie pizze. Robiłem to tak często, że dali mi zniżki, chociaż napiwki jakie dawałem dostawcom przekraczały czasem cenę jedzenia. Dlatego, jeżeli mógł, pizze przywoził mi tylko jeden człowiek, z którym byłem już na ty. Wyznał mi kiedyś, że dzięki tym napiwkom ma co włożyć do gara. Cieszyłem się wiedząc, że chociaż robię coś dobrego. A nuż kiedyś się to zwróci?

Siedząc w aucie pomyślałem, że zjem coś na mieście, a później się zobaczy. Jadąc tak szybko, o ile pozwalał na to kiepski stan drogi, mijałem kolejne restauracje. Żadna nie wydawała się dosyć godna, by w niej zjeść. W końcu moją uwagę przykuł bar mleczny. „Szybko, tanio i smacznie” głosił szyld. Budynek znacznie się wyróżniał na tle szarych zabudowań. Kolorowy, wręcz kiczowaty lokal przyciągał.

Zaparkowałem tam, gdzie znalazłem miejsce i wszedłem do baru. W środku uderzył mnie w nozdrza duszący zapach kwiatów. Było ich całkiem dużo, jednak pomieszczenie ogólnie było całkiem przytulne. Jeżeli, to co głosił szyld to prawda, to pewnie będę przyjeżdżał tu częściej. W budynku, prócz właściciela, paru kelnerów i oczywiście kucharza, był tylko jeden klient. Właściwie to klientka. Siedziała przygarbiona, a złociste włosy zakrywały jej twarz.

Miejsc do wyboru miałem sporo, jednak usiadłem naprzeciwko tej blondyny, dwa stoliki dalej. Natychmiast podszedł do mnie kelner, podał menu i polecił specjalność szefa kuchni. Poprosiłem go by zaczekał, długo nie zajmie mi wybieranie potrawy. Zamówiłem dla siebie zupę pomidorową, uwielbiam ją. Kelner zapisał sobie to na karteczce, chociaż nie wiem po co, rzucił krótkim „zupa zaraz będzie” i odszedł. Sięgnąłem po gazetę, która leżała na stole. Udawałem, że jestem zajęty lekturą, chociaż tak naprawdę przyglądałem się tej kobiecie. Miała szczupłą twarz, śniadą cerę, parę piegów, śliczne czerwone usta i mały, lekko zadarty nosek. Chyba wyczuła mój wzrok, bo spojrzała na mnie dużymi, smutnymi i zmęczonymi oczami. Zaraz jednak ożywiła się, jakby coś ją rozbawiło. Speszony spuściłem wzrok z powrotem na prasę i zobaczyłem co ją tak rozśmieszyło. Trzymałem brukowiec do góry nogami. „Boże, ale wstyd!” pomyślałem. Jak gdyby nigdy nic złożyłem gazetę i wyjąłem telefon. Sprawdziłem pocztę i zobaczyłem maila od Maćka z jakimś linkiem. Wszedłem w niego. Debil wysłał mi stronę z durnymi poradami, co zrobić jeżeli twój kolega z pracy ma lepiej niż ty. Znowu się wkurzyłem. Z siłą większą niż zamierzałem, rzuciłem telefon na stół, aż ześlizgnął się z niego na podłogę i rozbił się.

- No kurwa! - wykrzyknąłem tak, że aż każdy w lokalu podskoczył. Zebrałem szczątki telefonu i kiedy podniosłem głowę spostrzegłem, że się na mnie gapią.

- Przepraszam. - wymamrotałem. Wszyscy, jak jeden mąż, pokręcili głowami i pewnie w myślach wysyłali mnie do psychiatry.

- Ciężki dzień co? - spojrzałem tam, skąd dochodził głos i okazało się, że właścicielką tych słów jest ta blondyna.

- Nawet nie wiesz jak bardzo... - odparłem. Nagle ona wstała i bez zaproszenia przysiadła się do mnie.

- Mogę sobie wyobrazić. - puściła do mnie oko. - Anita jestem. - powiedziała i wyciągnęła rękę.

- Mateusz. - uścisnąłem lekko jej dłoń.

- Pańskie danie. Życzę smacznego! - spojrzałem lekko przestraszonym wzrokiem na kelnera, który tak nagle się pojawił. Postawił talerz parującej zupy przede mną.

- A pani nadal niczego nie zamawia? - spytał uprzejmie blondynki, chociaż dało się wyczuć, że jeżeli nie chce niczego, to lepiej żeby sobie poszła.

- Nie, dziękuję. - zdawała się zwracać uwagi na aluzję. Uśmiechnęła się słodko, a kelner westchnął i odszedł.

- Mój dzień też nie należał do udanych. - rzekła, a ten fantastyczny uśmiech zszedł z jej twarzy.

- Słucham więc. - odparłem i zacząłem wcinać. Gentleman ze mnie, nie ma co.

- Ogólnie to ja nie jestem stąd, tylko z Krakowa. Przyjechałam tu, by odpocząć, ale jak na razie jestem bez pieniędzy i bez dachu nad głową... okradli mnie w pociągu. Dzięki Bogu, że bagażu mi nie ukradli... - poklepała pustkę obok siebie i przerażona spojrzała w dół. Wstała szybko, wróciła do stolika, przy którym siedziała i wyciągnęła spod niego torbę podróżną. - Jeżeli jeszcze tylko go nie zapomnę to będzie dobrze. - powiedziała z sarkazmem. Przyglądałem się jej cały czas. W sumie miała bardziej skopany dzień od mojego. Może by jej poprawić jakoś nastrój?

- Słuchaj, mam duże mieszkanie, zmieścimy się w nim oboje... - jeszcze zanim skończyłem to zdanie, czułem jak to musi fatalnie brzmieć. Jasne, na pewno się zgodzi, by pójść z obcym facetem do jego domu. Czasami straszny kretyn ze mnie.

- Wiesz... dziękuję za propozycję, ale nie skorzystam. - mruknęła.

- Przepraszam, ja to tak mam, że palnę coś bez sensu. Taki mój urok. - uśmiechnąłem się, ale ona nie odwzajemniła tego gestu, tylko patrzyła na mnie nieufnie.

- Hmm... dobrze, to może najpierw zamówię coś dla ciebie do jedzenia? Mogę też dać ci pieniądze na hotel. Dla mnie to żaden problem. - powiedziałem, ale ona pokręciła głową.

- Nie, dziękuję, ale na to również nie mogę przystać... Jakbym ci je oddała? Chyba zgłoszę się na policje, może jakoś mnie odwiozą do domu. - powiedziała ze smutkiem. Mi też było strasznie smutno, że nie mogę jej pomóc i że możemy się już nigdy więcej nie spotkać.

- Oj proszę, przyjmij moją propozycję. Tą pierwszą. Drzwi do pokoi mam zamykane na klucz od wewnątrz... i naprawdę nic ci nie zrobię. - „oczywiście jeżeli nie będziesz chciała” dodałem w myślach. Widziałem, że się waha, jednak jest skłonna przyjąć moją ofertę.

- Patrz jest już siedemnasta, pojedziemy teraz to mnie, a jutro rano odwiozę cię na peron, dam pieniądze i wrócisz do domu. - namawiałem ją.

- Zgoda! - wypaliła. Spojrzałem na nią oczami wielkimi jak spodki.

- Naprawdę? - spytałem z takim niedowierzaniem, że aż się zaśmiała.

- Tak, tuszę iż nie zawieziesz mnie do lasu, nie zgwałcisz i nie zakopiesz gdzieś pod drzewem. - rzekła żartobliwie, jednak z nutą strachu w głosie.

- Nie, coś ty, zbyt zmęczony jestem. - uśmiechnąłem się, a ona odwzajemniła ten gest po raz pierwszy tak przyjaźnie i szczerze. – Ale zjedz coś tutaj, bo w domu nic nie mam. Nie gotuję. Wybierz coś sobie. - pokiwała głową sięgnęła po menu, leżące jeszcze na stole i zamówiła schab z ziemniakami i surówkę. Ja dodatkowo poprosiłem o herbaty.

- Ja opowiedziałam co mi się przydarzyło. Teraz twoja kolej. - powiedziała jedząc tak, że aż się jej uszy trzęsły.

- Ach, szkoda mówić, w pracy mam dwie takie zmory, które skutecznie uprzykrzają mi życie. - zacząłem.

- Niech zgadnę, szefa i kolegę? - spytała.

- Wróżką jesteś czy jak? - uśmiechnąłem się. - Tak właśnie ich. Spójrz co debil mi przesłał. - sięgnąłem po telefon, ale zobaczyłem pęknięty ekran. - Nieważne... - złość wróciła.

- Hej hej, nie denerwuj się. Pamiętaj wdech i wydech! - powiedziała uspokajającym tonem. Spojrzałem na jej oczy i podziałało. Jak ręką odjął. Przy okazji zauważyłem, że jedno oko ma błękitne, a drugie lekko szarawe. Uroczo to wyglądało.

- Jesteś śliczną kobietą. - stwierdziłem. Urwała przeżuwanie i spojrzała na mnie badawczo. Zaraz potem zrobiła głupią minę, aż parsknąłem.

- Oczywiście, o ile się nie krzywisz. - dodałem złośliwie, a ona uśmiechnęła się triumfująco.

- Nie lubię komplementów, więc od teraz będę tak chodziła z takim skrzywionym ryjkiem! - i rzeczywiście, wprowadziła groźbę w czyn.

- No to śpisz na przystanku. Papa. - powiedziałem i zacząłem wstawać, ale spojrzałem na nią i aż mnie serce ścisnęło na widok jej miny. - Ej, ja tylko żartowałem, no coś ty... - dodałem przepraszającym tonem.

- Ja też! - odparła i uśmiechnęła się pokazując zęby.

- Osz ty wredna istoto! Serce mi o mało nie pękło! - rzekłem z wyrzutem.

- Ty zacząłeś! - zaczęliśmy się przekomarzać niczym małe dzieci. Było fantastycznie.

- Właściwie, to ile ty masz lat? - spytałem taktownie niczym beton. Kobiet się o wiek nie pyta, jednak ciekawość prowadzi do piekła.

- Dwadzieścia pięć, a ty? - jej moje pytanie widać nie uraziło.

- Trzydzieści. Dziecinko! - dodałem wrednie. Ona spojrzała na mnie z wysoko uniesionymi brwiami.

- Pff staruch. - odrzekła. Posiedzieliśmy jeszcze tak miło gawędząc, aż w końcu kelner powiedział, że zaraz zamykają. Zbieraliśmy się powoli, a właściciel nerwowo na nas spoglądał. Odprowadził nas do drzwi i gdy tylko przeszliśmy przez próg, życzył nam dobrej nocy, zaprosił ponownie i zamknął lokal.

- Za miłych ludzi to tam nie ma. - stwierdziła Anita.

- Ale dzięki tobie, będę dobrze wspominał ten bar. Przy okazji spójrz na nazwę. „Poznaj teraz”... chwytliwe i adekwatne do naszej sytuacji. - puściłem do niej oko. Przyznała mi rację. Rozmawialiśmy w drodze do auta, rozmawialiśmy w aucie i rozmawialiśmy idąc do mojego domu. Dużo się o niej dowiedziałem. Nie miała męża, nawet narzeczonego czy chłopaka, co przyjąłem z radością. O sobie za dużo nie mówiłem, bo moje życie było nudne jak flaki z olejem, natomiast jej życie było pełne przygód, bo dużo jeździła. Słuchałem jej uważnie, wciąż z rosnącym zainteresowaniem. Rozbawiła mnie historią, w której to pojechała w góry ze znajomymi, gdzie spali pod namiotami. Zrobiła dowcip swojej koleżance i koledze, którzy byli razem w namiocie. W nocy zaczęła ryczeć jak niedźwiedź, a oni ze strachu wylecieli z namiotu jak z procy, cali nadzy. Płakała ze śmiechu jak mówiła, że kolega chciał swoją dziewczynę rzucić jako przynętę, żeby on sam mógł uciec.

Pełna humoru, życzliwa, miła i piękna Anita wydawała się jedynie snem, mimo że spędziłem już z nią parę godzin. Zastanawiałem się, gdzie ona była przez całe moje życie. Gadaliśmy do później nocy, w końcu jednak zmęczenie dało o sobie znać i ziewaliśmy na przemian.

- Dobra nie ma sensu tak siedzieć, zaraz pousypiamy tu na kanapie. Idę się umyć. - powiedziała.

- Dobrze, to ja ci naszykuję łóżko. - odparłem i polazłem do pokoju przeznaczonego dla gości. Był prosto umeblowany. Biurko, krzesło, szafa, telewizor i wygodne, wielkie łóżko. Ściany swojego czasu pomalowałem na żółto i choć kiedyś raziło to w oczy, z biegiem czasu kolor wyblakł. Żałowałem, że tak się nie postarałem. Teraz cudowna Anita będzie musiała przebywać w takim nie cudownym pomieszczeniu. „Ale zawsze lepsze to, niż przystanek” pomyślałem ze śmiechem. Uporałem się jakoś z poduszką i kołdrą, by włożyć je do poszewek. Kiedy skończyłem, wróciłem do salonu i usiadłem ponownie na kanapie. Przysnąłem. Blondyneczka obudziła mnie głośnym całusem w policzek.

- Dobranoc! - powiedziała i czmychnęła do pokoju.

- Dobranoc. - odpowiedziałem. Obejrzałem się za nią i zobaczyłem, że ma na sobie białą koszulkę nocną, a na plecach widnieje wielkie czerwone serce, a pośrodku czarne litery układały się w napis „KOCHAM CIĘ”. Mrugnąłem kilka razy i przejechałem ręką po twarzy. Wstałem i skierowałem się do łazienki. Odkręciłem kurek, z prysznica poleciała najpierw zimna, a za chwilę już cieplutka woda. Rozebrałem się szybko i wskoczyłem do kabiny. Skierowałem słuchawkę tak, by woda leciała mi na twarz. Jak zawsze podczas mycia dopadły mnie myśli. Zastanawiałem się, jak taki pechowiec jak ja, mógł mieć takiego farta i spotkać tak niezwykłą osobę jak Anita. Może faktycznie szczęście jakie starałem się dawać innym, w końcu do mnie wracało? I na to wygląda, że z nawiązką.

„Ale przecież Anita rano wraca do domu, zapomniałeś? Nie wyobrażaj sobie za wiele!” zganiłem się w myślach. Żałowałem jak cholera, że nie zostaje na dłużej. Że też jakiś pacan musiał jej ukraść wszystko. Ale nie poznalibyśmy się wtedy. Ona by spała w hotelu, a ja pewnie bym poszedł do klubu nocnego. Pieprzyłbym jakąś dziwkę, a ona by patrzyła na mnie tak samo namiętnie co na ścianę. Udawałaby, że to co robię jest zajebiście dobre. Krzyczałaby co chwilę „o tak! Pierdol mnie, wyruchaj jak sukę!”. Nie wiem kogo takie teksty podniecały. Mnie to brzydziło, szczególnie jeżeli wyobrażałem sobie, że godzinę wcześniej mówiła tak do innego faceta. Taki seks mi jednak odpowiadał – bez żadnych zobowiązań, za to nieźle rozładowujący napięcie z całego tygodnia.

Pomyślałem o Anicie. O jej kształtach. Niziutka, z małymi piersiami, płaskim brzuchem i zgrabnymi nogami. Wyobraziłem ją sobie całą nagą. Widziałem siebie samego, przejeżdżającego palcem od jej ust i krążąc między piersiami, w końcu docieram do jej skarbu. Ona leciutko drży, pod wpływem mojego dotyku. Całując usta, masuję jej łechtaczkę, a Anita odwdzięcza się cicho pojękując. Zabieram palce i schodzę ustami niżej zatrzymując się na piersiach. Zaczynam ssać i delikatnie przygryzać jej sutki, a one sterczą dumnie. Językiem przesuwam po brzuchu, aż do ud i drażnię blondynę, uparcie nie ruszając jej cipki. Ona nie wytrzymuje, łapie mnie za głowę i naprowadza na nią. Liżę zapamiętale jej guziczek, aż w końcu językiem zaczynam penetrować wnętrze Anity. Ona jęczy coraz śmielej i wije się jak kotka. Jest przyjemnie nam obojgu. W końcu puszcza moją głowę, a ja patrzę na nią niepewny co zamierza zrobić. „Teraz moja kolej” szepcze niewinnie i każe mi się położyć. Zrobiłem więc to, o co prosiła i Anita natychmiast zabrała się do roboty, przesuwając swoim ciepłym językiem po brzuchu w dół, docierając do mojego penisa. Zaczęła lizać jego główkę, a ja z rozkoszy przymknąłem oczy. Poczułem jak zaczyna mi obciągać. Nie delikatnie, lecz z pasją jakby to była najlepsza nagroda. Usłyszałem jęki i zrozumiałem, że to ja jęczę. Spojrzałem na moją kochankę, a ta uśmiechnęła się do mnie. Usiadłem i chwyciłem ją pod brodę i uniosłem lekko do góry tak, że nasze spojrzenia się spotkały. Pocałowałem z zapałem, chcąc wyrazić jak bardzo mi się podoba. Jak bardzo jej potrzebuję.

Położyłem ją delikatnie na łóżku, rozłożyłem nogi i bez zbędnego przedłużania wszedłem w nią. Krzyknęła. Z siłą większą niż kiedykolwiek, zacząłem ją posuwać. Jeszcze nie doszedłem do finału, a już widziałem gwiazdy. Było mi dobrze, jak nigdy dotąd. Patrzyliśmy sobie przez cały czas w oczy.

Ona doszła pierwsza, a ja czując skurcze na swoim penisie wytrysnąłem w jej środku. Padłem obok niej, a ona przytuliła się do mnie, pocałowała i podziękowała za najwspanialszy seks w jej życiu.

Puk puk - usłyszałem.

- Mateusz? Wszystko dobrze? Woda leje się już półgodziny! - krzyknęła Anita zza drzwi.

- Tak, wszystko w jak najlepszym porządku! - odkrzyknąłem. Ups. Nie sądziłem, że aż tak długo zajęły mi te moje „rozmyślania”. Zakręciłem wodę.

- Myślałam, że zemdlałeś czy coś. - „mało brakowało...” pomyślałem.

- Hehe, nie martw się, nic mi nie jest. - powiedziałem uspokajającym tonem.

- Okej, to ja już pójdę do siebie. - wtedy wpadłem na dziki pomysł. Najwyżej mi przywali i wyzwie od debili.

- Zaczekaj chwilę! - otworzyłem drzwi, a Anita zdziwionymi oczami spojrzała na mnie i na moją stojącą męskość.

- Zostaniesz może na dłużej, niż tylko na jedną noc? - spytałem. Ona uśmiechnęła się i mnie pocałowała.

- Dlaczego nie?

Z pechowca stałem się szczęściarzem. A to wszystko przez taką małą blondynę.

Ten tekst odnotował 24,976 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.64/10 (34 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (13)

0
0
kelnerzy w barze mlecznym?
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Gdzie ja się uchowałam? Do dzisiaj byłam przekonana, iż określenie "srający kot na puszczy", jest autorskim tworem wyobraźni mojego taty🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Bloom, w moim opowiadaniu, w moim barze mlecznym kelnerzy istnieją. A co będę żałować? 😉

Ningru ja to określenie chyba po raz pierwszy usłyszałam od mamy. 😀 Spodobało mi się strasznie. 😛
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
" o ile pozwalał"- na ile
"Zaparkowałem tam, gdzie znalazłem miejsce i wszedłem do baru"- trochę niezręcznie
" Chyba zgłoszę się na policje, może jakoś mnie odwiozą do domu." - to się robi od razu po wyjściu z pociągu... taka życiowa rada 😛
Pusty bar mleczny? Seriously XD musieli dawać strasznie cienkie jedzenie 😉
I cholernie brakuje mi jakiegokolwiek napięcia miedzy bohaterami..
Zgadzasz się z tym komentarzem?
+1
0
Z tym pierwszym się zgodzę, z tym drugim nie bardzo (znaczy patrzyłam na to, ale stwierdziłam, że nikomu nie będzie sie chciało czytać jak to on wysiada, zamyka, idzie itd. Za długo mi było 🙂 ), z tym trzecim to Anita była załamana (początkowo), czasami najmądrzejsze rozwiązania w trudnej sytuacji przychodzą pod koniec, prawda? 🙂
A puste się zdarzają, w dobie fastfoodów, niestety.
A czemu między nimi miałoby być napięcie? 😀
Jeszcze zależy jakie... Ale według mnie człowiek na stres i zdenerwowanie reaguje śmiechem. Ot Anita i Mateusz oboje mają ciężki dzień, to już mamy porozumienie, oboje nie chcieli myśleć o dniu, więc uprzejma, ba - beztroska rozmowa im pomogła. 🙂
Poza tym Anita to bardzo "huraoptymistyczna" osoba, rozweselona, a prościej ludzi zarazić śmiechem! 🙂
Po co bohaterowie mieliby dokładać sobie zmartwień, jak może być taka sielanka jak to opisałam? 😀
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Tekst lekki, mily i przyjemny, szczegolnie jesli ktos by mial go czytac ze zlym humorem. Duzo optymizmu, czasami tez sie pod nosem usmiechalem. Zwykly czlowiek, zwykly, codzienny czlowiek i niecodzienny usmiech losu. Fajna mieszanka, mi przypadlo do gustu ;-) Sek w tym ze jak dla mnie troche za szybko wszystko sie stalo. Mozna bylo to jakos fajnie rozbic, ze sie powoli poznaja ale jak sie spojrzy z drugiej strony to jest to pewna innosc. Udane zerwanie z wytartym schematem wielkiej naglej niespodziewanej milosci, ktora staje sie nudna po kilku opowiadaniach.
Bardzo mile i optymistyczne opowiadanie w pigulce. W sam raz na aktualne zimne, sniezne dni, kiedy kazdy chcialby znalezc taka mala blondyneczke (lub blondyna) w barze mlecznym. Wielkie dzieki Suravi :-D
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
No i mam nadzieje ze jakos bedziesz kontynuowac te znajomosc w tym samym tonie.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Jeju jej, a ja się nie spodziewałam, że tak to przyjmiecie. Bardzo mi miło! 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
"tuszę" moim hitem <3
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Czekam na ciąg dalszy 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Mam pomysł na kontynuację, ale brak czasu niestety 🙁
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Przyjemna i lekka opowiastka za poprawę humoru. A że nie całkiem realna? A musi być? Niekoniecznie. Szkoda tylko, że autor zakończył „karierę” na tym jednym opowiadaniu. A i ciąg dalszy mógłby być interesujący. Cóż, może Suravi jeszcze powróci, chociaż od ostatniego logowania minęły trzy lata...
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
W zasadzie to pięć, bo to z 2016 było wejściem służącym tylko zamieszczeniu pojedynczego komentarza. Regularne loginy są z 2014. A odpowiadając na właściwie pytanie: nie, nie wróci. Teoretycznie może, praktycznie takie powroty "na stare śmieci" właściwie się nie zdarzają.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.