Księżniczka Adrianna (I)
13 lipca 2014
Szacowany czas lektury: 5 min
Jest to wstęp do planowanej serii opowiadań. Jednocześnie jest to moje pierwsze opowiadanie, więc będę wdzięczny za szczere opinie/krytykę.
To był długi dzień dla księżniczki Adrianny. Niekończące się spotkania z ambasadorami i szlachcicami, a na koniec jeszcze bal. Owszem, była jedyną dziedziczką tronu królestwa Ferinaru, ale nie uważała, że musi wychodzić za mąż aby zasiąść na tronie. Niestety prawo królestwa zabraniało kobietom zasiadać na tronie, więc bez mężczyzny u boku nie miała szans zostać królową. Rozumiała ojca, który próbował desperacko znaleźć jej męża. Po serii tajemniczych śmierci, która dotknęła kolejnych stojących w kolejce do korony, wiedział że kwestią czasu jest zamach na niego. A bez męża, ona wypadnie z linii sukcesji. Wprawdzie pozostanie dziedziczką rodowych włości, ale przyszły król, którym pewnie zostałby baron Migerte, Frantz Serto, będzie mógł rozkazać jej wyjść za siebie, co dałoby mu nie tylko jej wielki majątek, ale też niejako legitymizację władzy. Nie było wprawdzie dowodów, ale jej ojciec podejrzewał, że to baron jest sprawcą „przypadkowych” zgonów. Potrzebowała więc męża, który będzie potrafił oprzeć się baronowi.
Zsunęła z siebie suknię i udała się do komnaty kąpielowej. Gdy tylko służące dokładnie ją umyły, księżniczka wyprosiła je z komnaty. Zagłębiając się w ciepłej wodzie oddała się marzeniom. Przypomniała sobie jednego z ambasadorów, a dokładniej jego syna, Jakela. Przystojny mężczyzna, wspaniały tancerz, a do tego wyjątkowo błyskotliwy i zdolny. A jego oczy... Spędziła z nim prawie cały wieczór i była pewna, że podobnie będzie następnego. Nie mogła się już doczekać kolejnego spotkania. Nigdy wcześniej nie czuła się tak dziwnie wspominając swoich adoratorów. Dziwne ciepło rozlewało się z jej łona po całym ciele. Otrząsnęła się z rozmyślań. Zadzwoniła po służące, które natychmiast pomogły jej się wytrzeć. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Pomyślała, że na pewno jej przyszły mąż nie będzie miał prawa narzekać. Bez wątpienia była jedną z najwyższych szlachcianek w kraju, dysponowała nieprzeciętną urodą i dorodnymi piersiami. Długie, jasne, niemal białe włosy wpływały po jej nagim ciele. W królestwie, nie miała sobie równych pod względem urody. Wiele czasu poświęcała ćwiczeniom, dzięki czemu mimo zaledwie dwudziestu lat, nie ustępowała najlepszym rycerzom w szermierce. Tam gdzie nie starczało jej siły, pokonywała przeciwników sprytem. Niestrudzenie ćwiczyła również swój umysł i wdzięk podczas żmudnych negocjacji, niezliczonych wizyt i niekończących się balów. Gdy służące ubrały ją w nocną suknię, wróciła do sypialni i położyła się w spać wciąż rozmyślając o synu ambasadora. Zasnęła natychmiast.
Stała na wzgórzu odziana jedynie w niemal idealnie przezroczystą suknię. Wiatr poruszał jej włosami. Zza drzew wyłonił się rycerz, mężczyzna odziany w zbroję ze złota, w ręku dzierżący kopię. Podniosła rękę z chustą, którą następnie rzuciła rycerzowi. Ten szybkim, zręcznym ruchem przebił chustę kopią. Poczuła jakby ta kopia uderzyła ją w łono. Zachwiała się, ale nie upadła. Rycerz zsiadł z konia i zdjął hełm. Ujrzała twarz Jakela. Przez ułamek sekundy wstydziła się, że jej ciało jest wystawione na wzrok młodzieńca, po czym zauważyła, że nagi leży na łożu. Sama też leżała nago obok niego. Spojrzała na syna ambasadora, który swoją męskość kierował w jej łono. „Spokojnie moja pani, wszystko jest w jak najlepszym porządku”. Zmrużyła oczy. Kiedy je otworzyła, to nie Jakel znajdował się u jej boku. To Serto ze swoim złośliwym uśmieszkiem. Chciała się na niego rzucić, ale nie mogła, była przywiązana do łoża. Chciała krzyczeć, ale zatkał jej usta ręką. Widziała męskość Serto coraz bliżej jej bezcennego skarbu. Nie mogła na to patrzeć. Zamknęła oczy przygotowując się na ból.
Ze snu wyrwał ją kubeł zimnej wody. Chciała krzyknąć, ale coś blokowało jej usta. Nie mogła ruszyć rękami i nogami. Rozejrzała się wokoło. Leżała na ziemi w lesie, a nad nią stało trzech mężczyzn w skórzanych strojach i z mieczami u pasów. Łzy stanęły jej w oczach.
- Proszę, proszę, księżniczka raczyła się obudzić – powiedział jeden z nich trzymający wiadro – Pojedziesz z nami.
- Będzie musiała – parsknął śmiechem drugi.
- Nie powiesz, że narzekasz na towarzystwo – odparł mu pierwszy i dołączył do rubasznego rechotu kompana. Adrianna w pierwszej chwili nie rozumiała o co im chodzi, dopiero kiedy dotarło do niej przeraźliwe zimno zauważyła, że jej przemoczona suknia stała się przezroczysta, ukazując bandytom jej pełne piersi i odkrywając łono. Trzeci uniósł rękę, na co pozostali dwaj zareagowali natychmiastowym końcem śmiechu. Dziewczyna nie mogła nie podziwiać posłuchu jaki u podkomendnych miał wyraźny lider bandy. Pierwszy bandyta stanął za nią i wyciągnął jej z ust knebel.
- Od dziś jesteś pod moją ochroną – powiedział dowódca. - Mamy przetransportować cię w miejsce, w którym będziesz pod ręką, kiedy przyjdzie właściwy czas. Wprawdzie zabroniono nam zrobić ci krzywdę, ale jeżeli będziesz próbowała jakichś sztuczek, zawsze może się okazać, że napadli nas po drodze bandyci. A oni zranili naszą ukochaną księżniczkę. Czy rozumiemy się?
- T... Tak... - wyszeptała Adrianna. Zrozumiała, że to nie są bandyci. To żołnierze, albo nawet płatni zabójcy. Wiedziała też, kto mógł ich wysłać. Że mogliby ją zabić jednym ruchem, bez mrugnięcia okiem. Wiedziała, że na razie nie ma szans im uciec, więc lepiej zrobi słuchając ich poleceń.
- Dobra dziewczynka – odparł dowódca... Skinął, a jego kompani rozcięli więzy krępujące jej ręce i nogi. Wygrzebał z worka stojącego obok niego jakieś szmaty i rzucił je Adriannie. – Przebierz się, chyba że chcesz tak podróżować przez kilka dni.
Dziewczyna wstała, otarła oczy, po czym odwróciła się chcąc schować się za drzewem. Pierwszy z porywaczy złapał ją za rękę.
- O nie, ślicznotko. Może i nie możemy ci nic zrobić, ale chcemy mieć coś dla siebie z tego zadania. Wprawdzie w trakcie podróży musisz nosić ubranie, to na noc zawsze będziesz rozbierać się do naga, a ubierać dopiero przed wyjazdem. Będziesz to robić otwarcie przed nami. I módl się żeby to nam wystarczyło – powiedział.
Łzy spłynęły po jej policzkach. Przyjrzała się ubraniom, które jej dali. Proste spodnie, sznurowana na piersi tunika i skórzana kamizelka. Zwykły strój wieśniaczki. Zamknęła oczy i odwróciła się do napastników. Szybko zdjęła przemoczoną suknię i na ślepo założyła tunikę i spodnie. Zaryzykowała otwarcie oczu. Przywódca spoglądał na nią ze współczuciem. Z jego spojrzenia wyczytała, że to nie był jego pomysł, ale musiał ustąpić towarzyszom. Ci z kolei gapili się na nią i aż ciekła im ślina. Zanim się zorientowali, założyła kamizelkę.
- Co? Już? Nawet nie zdążyłem...
- Wystarczy na dziś – przerwał mu dowódca i zwrócił się do księżniczki – Do mnie masz zwracać się Kieł, a do nich Szpon i Żądło – powiedział na wskazując po kolei kompanów – Nie guzdrać się, na koń. Mamy dziś spory kawałek do przejechania.