Julie
2 marca 2024
Szacowany czas lektury: 16 min
Siedziała sama… Znowu. Dochodziła osiemnasta, a Roberta nie widać. Kolejny raz w piątkowy (choć będzie to sobotni i zapewne też niedzielny wieczór) wolał pójść, nachlać się z kumplami, niż spędzić czas z nią. Nie przeszkadzało mu nawet, że dziś właśnie minął rok, od kiedy są razem.
Julie tkwiła na beżowej kanapie, tępo gapiąc się w czarny ekran wyłączonego telewizora, w którym leciał właśnie niemy film o przygodach smutnej porzuconej dziewczyny. Czekała nadal bezsensownie, łudząc się, że mimo wszystko zaraz się zjawi. Skończył pracę o piątej, czyli ma jeszcze czas, więc może jednak przyjdzie, zadzwoni: „będę za pięć minut”, zapuka…? Nadzieja okazała się jednak złudna. Wskazówki zegara przesuwały się z 18:02 na 18:08, 18:12, 18:44 i za nic w świecie nie chciały się zatrzymać. Mknęły bezlitośnie, wypełniając ciszę coraz boleśniejszą i gęstszą pustką. Zadzwonił telefon, robiąc mały przecinek w czeluści jej pustelniczej samotni.
– Halo? – wyszeptała cicho, jakby ta agonia wyssała z niej całą energię do życia i zdusiła wszystkie chcące wydobyć się z jej ust słowa.
– Cześć. Coś taka bez życia?! Jest piątek! – poinformowała Sara, najlepsza kumpela dziewczyny, subtelnie wrzeszcząc w słuchawkę.
– Nie mam nastroju. I nie krzycz.
– Wyłaź i wpadaj do Billy’ego, napijemy się!
– Nie mam ochoty.
– Nie marudź, tylko wskakuj w buty i wymarsz! – nakazała bezkompromisowo Sara.
– Daj mi spokój, zamierzam się położyć.
– Znowu go nie ma?!
– To nieistotne.
– To tym bardziej powinnaś wyjść i napić się ze mną wódki. – Zbulwersowana przyjaciółka raczej nie zamierzała odpuścić.
– Nie.
– Nie? To zaraz zobaczymy! – zagroziła Sara i się rozłączyła.
Brunetka przysnęła na kanapie. Z drzemki wyrwało ją pukanie. Nie miała zamiaru ani ochoty ruszać tyłka, zignorowała więc stojącego za drzwiami „kogoś”, lecz ten nie odpuszczał i z pełną sumiennością zaczął w nie bębnić.
– Kurwa, pali się? – Julie niechętnie wstała i ruszyła w stronę źródła drażniącego dźwięku.
– No i co?! – Stojąca w drzwiach Sara wygięła usta w szerokim uśmiechu.
– I nic – burknęła Julie, gnuśnym krokiem wracając na skórzany mebel.
– Wstawaj, do cholery! Ile czasu będziesz tu spać?! – Dziewczyna pociągnęła ją za dłoń, niemal wyrywając ze stawu rękę przyjaciółki.
– Mówiłam ci, że nie chcę.
– Gówno mnie to obchodzi! Za dziesięć minut widzę cię umalowaną, ubraną i gotową na podboje, w przeciwnym razie nie mamy o czym rozmawiać! – krzyczała zdeterminowana Sara, obrzucając koleżankę nakazującym spojrzeniem. – Ubieraj się!
Julie domyśliwszy się, że kumpela raczej nie da za wygraną, niechętnie ruszyła do łazienki. Makijaż oraz narzucenie na siebie ciemnoniebieskich biodrówek i obcisłej bluzki trwało około kwadransa, po którym stanęła przed koleżanką z miną mówiącą: „Już, lepiej?”.
– No, to rozumiem! Idziemy!
Julie chwyciła torebkę i zaraz zamykała drzwi, nadal nie będąc zbyt chętną na imprezowanie.
Do niewielkiego pubu „The Devil’s Cave” dotarły dwadzieścia minut później i jak zawsze usadowiły się przy barze, najlepszym punkcie obserwacyjnym, obejmującym cały lokal.
– Witaj, sprawco mojego cosobotniego kaca! – rozdarła się Sara do stojącego za ladą łysego kolesia imieniem Billy.
Mężczyzna uśmiechnął się ciepło i za sekundę przed dziewczynami pojawiły się dwa kieliszki z wódką.
– No to na zdrowie – rzuciła rozanielona Sara, szturchając koleżankę i natychmiast opróżniła zawartość szkła. Zachowywała się, jakby wódka była ósmym cudem świata.
Julie również wypiła i na ladzie natychmiast na pojawiły się następne kieliszki, które zniknęły w podobnie szybki sposób.
– Billy, daj całą butelkę – zażądała wesoło Sara. Była dziś wyraźnie zadowolona z życia i ewidentnie zachwycona faktem, że ktoś, gdzieś, kiedyś wymyślił rzecz zwącą się „alkohol”.
Po chwili w przełyku Julie zniknął trzeci, czwarty i piąty kieliszek, skutkując coraz większym zadowoleniem i definitywną poprawą nastroju. Od kilku chwil coraz to mocniej wierciła się na krześle. Trwało to dobre kilka minut, w końcu się obejrzała i zdeterminowanym wzrokiem rozpoczęła poszukiwania wolnego stolika, gdyż od barowego siedziska zaczął już ją boleć tyłek. Niestety, wszystkie były zajęte – masa pijanych w sztok weekendowych „turystów” porozsiadała się, gdzie tylko się dało. I tak już są półprzytomni, więc mogliby zamienić się miejscami. W ich stanie i tak nie zrobiłoby im różnicy, gdzie siedzą i czy boli ich dupa. Poza tym nie boli, są znieczuleni, a ja jeszcze nie – burczała w myślach.
– Nie szukaj, bo nie znajdziesz, przecież jest piątek – napomniała Sara.
– Zadek już mnie boli, te krzesła są strasznie niewygodne – warknęła Julie. – Billy, słyszysz?! DUUUPAA MNIEE BOOOLIII! – wrzasnęła, kierując na siebie wzrok goszczących przy barze klientów, którzy siedzieli i gapili się na nią, zniesmaczeni; zapewne uznali, że ma nierówno pod sufitem.
– Billy, dlaczego nie zainstalujesz tu czegoś bardziej miękkiego i większego?! Te krzesła są na tyłek dwunastolatka, nie na mój! – ironizowała dziewczyna, delikatnie już podpita.
Barman się uśmiechnął, nie komentując tego jakże istotnego oświadczenia.
– Ale lipę garniesz. – Szturchnęła ją kumpela, wskazując siedzące po ich prawej stronie dwie słodkie dziewuszki, które popijały piwo i gapiły się na Julie jak na kretynkę.
– Mam je gdzieś. Szukaj stolika, mam dość siedzenia tu – rozkazała, po czym wstała i zniknęła za drzwiami łazienki.
Czynności zajęły dziewczynie tylko chwilę i gdy wróciła, ku swojemu wielkiemu zadowoleniu ujrzała, iż koleżance udało się przechwycić wolny stolik. Siedziała przy nim z gracją, otoczona masą butelek, szklanek i popielniczki pełnej niedopałków.
– Ale syf, nie mogłaś gdzieś indziej? – oburzyła się Julie, odsuwając śmieci na bok.
– Proszę bardzo, może sama poszukaj, skoroś taka mądra. Na podłodze jest dużo miejsca – drwiła przyjaciółka, oburzona niedocenieniem jej starań. – Powinnaś być wdzięczna, że wywalczyłam to miejsce, bo te tam – wskazała laleczki – już zamierzały posadzić tu swoje kościste dupska – fuknęła, niezadowolona, że koleżanka jeszcze marudzi. – Olać ten burdel, pijmy, w końcu po to tu jesteśmy! – dodała, odniosła śmierdzącą popielniczkę na bar i wzięła czystą.
Po dwóch godzinach półlitrowa butelka niskoprocentowej wódki się skończyła. Sara przypaliła papierosa. Przy stoliku pojawił się barman z tacą i zaczął zbierać brudy.
– No, w końcu! Już myślałam, że zostaniemy wessane w otchłań nieporządku – warczała Julie, wyraźnie wkurzona towarzystwem pustych butelek.
– Co jej dziś jest? Ma okres, czy niepukana? – zapytał Billy, wyginając usta.
– Nie wiem, może to drugie – odparła Sara.
Julie spojrzała na nią spod byka. Barman się zaśmiał, zebrał ostatnie szkła i ruszył za bar.
– Billy, daj po drinku! – zdążyła jeszcze krzyknąć blondynka, zanim umknął na zaplecze.
Trunki dostały chwilę później. Jeden drink, drugi, i koleżanki były już pijane. Zagrał telefon Sary. Dziewczyna się oddaliła. Wróciła po kilku minutach, wkurzona.
– Dzwoniła młoda, muszę iść, choć wcale nie chcę. Jedź ze mną, przenocujesz.
– Nie, smakują mi te drinki – mruknęła Julie, nie mając najmniejszej ochoty na wysłuchiwanie skarg i żali młodszej siostry przyjaciółki.
– Na pewno? Już jedenasta, chcesz tu zostać sama?
– Tak.
– Dobra, ale jakbyś nie chciała jechać do smutnego domu, dzwoń i przyjeżdżaj.
– Ok.
Sara się ulotniła, zostawiając koleżankę z jej myślami, rozczarowaniem i złością.
– Czeeeść. – Nad głową dziewczyny zawisł nagle wysoki pijany blondyn i po chwili bez: „Czy można?” lub jakiegokolwiek innego tego typu pytania, bezczelnie posadził dupę na krześle, patrząc na dziewczynę półprzytomnym wzrokiem. – Coo tu roobisz saaama, maleńkaaa? Możeee napiiijesz się zeee mną? – bełkotał, z czego Julie mało co zrozumiała. Waliło od niego wódką, do tego był brzydki i odpychający.
– Odejdź – poprosiła, lecz mogła sobie prosić, typek kompletnie nie jarzył.
– Aaale zooobacz, mam tuuu whiiiskey. – Wystawił przed siebie rękę z butelką, która tak mocno machała się na wszystkie strony, że gdyby Julie nie wykazała się refleksem i nie odsunęła, miałaby na ciuchach połowę jej zawartości.
– Idź stąd! – domagała się młoda kobieta i rozejrzała za innym wolnym stolikiem, lecz te nadal były zajęte.
– Ale maaała, jaaa chciaaałem tyyylko poogaaadać – mamlał namolny typ, kładąc rękę na jej ramieniu i chuchając w dziewczynę istną gorzelnią.
Skrzywiła się, odpychając jego dłoń, wtedy facet podniósł się z miejsca i chwycił Julie za ramiona, kiwając się na lewo i prawo.
– Łaaadna jesteś, wieeesz? Luuubisz się zabaaawić? – mamlał, ściskając dziewczynę jak pluszowego misia.
– Puść mnie, co ty sobie wyobrażasz! – huknęła Julie, wyrywając się z objęć, po chwili jednak znów otulił ją swoim obleśnym cielskiem.
– Coooś taka niedostęęępna? – bełkotał, będąc coraz bardziej natarczywym.
– Zostaw ją! – Ktoś nagle szarpnął dziada za fraki i oderwał od dziewczyny. – Wypierdalaj! – Mocno popchnął pijaka.
– A ooodwal się, goooś…
– Wypierdalaj! Won! – powtórzył wybawca, kolejny raz odepchnąwszy natręta, który tym razem przewrócił się na podłogę. – Wyjazd stąd! – zagrzmiał, po czym nachylił się nad Julie, opierając dłonie na stole. – W porządku?
– Tak, dziękuję.
– Czemu siedzisz tu sama? Widzisz przecież, co to za chlew.
Spojrzała na niego. Wysoki szatyn uśmiechał się szeroko, przypatrując jej się szarozielonymi oczyma. Był boski. I ten delikatny zarost…
– Jakoś tak wyszło – odparła, nie mając zbytniej ochoty na zawieranie znajomości.
– Mogę usiąść?
Nie odpowiedziała, lecz wskazała mu krzesło obok.
– Co pijesz? Mogę postawić ci następnego? – zapytał.
Najebany typ, mając spore problemy, dopiero podniósł się z podłogi, ale już nie podchodził do dziewczyny, tylko pokiwał się na drugi koniec sali.
– To ja powinnam postawić ci drinka – oparła Julie i ruszyła tyłek. – Co pijesz?
Nie protestował, tylko wymienił nazwę trunku. Lekko chwiejnym krokiem udała się do baru, przynosząc po chwili piwo i sok. Miała dość alkoholu, poza tym była już pijana.
– Peter. – Mężczyzna wyciągnął rękę.
– Julie.
Jego dłoń była chłodna, lecz przyjemnie miękka.
– Chyba nie jesteś w nastroju, co?
– Facet mnie olał – odparła bez ceregieli, lecz zaraz pomyślała: dlaczego co ja mu to mówię?
– To witaj w klubie. Ja narzeczoną zastałem dziś w łóżku z moim kumplem. Rano miała chandrę z powodu kłótni z matką i jak poszedłem do pracy, najwidoczniej dobroduszny skurwiel postanowił poprawić jej humor, więc chętnie skorzystała z pomocy. Tak go poprawiał, że nie zorientowali się nawet która godzina i że zaraz będę w domu – oznajmił, nie mając żadnych oporów w kwestii szczerości.
– Przykro mi – mruknęła Julie, popijając z literatki.
– Byłaś tu z koleżanką. Dlaczego uciekła i zostawiła cię na pastwę takich kretynów? – Peter wskazał głową kierunek, w którym poszedł natręt.
– Ma jakieś sprawy.
– Ale może to i dobrze, miałem okazję się przysiąść.
Zerknęła na niego i w końcu wygięła usta, zmieniając wyraz twarzy z opcji „grobowy” na „prawie normalny”.
– Dziękuję za pomoc – rzekła, nieco zawstydzona. Jego ciepły sympatyczny uśmiech wywoływał w niej dziwne odczucia. – Dlatego czasem nie znoszę takich miejsc, choć do Billy’ego przychodzić lubię. Czym się zajmujesz? – Skrępowana niedawną sytuacją postanowiła zmienić temat.
– Wątpię, aby cię to zainteresowało, w mojej pracy nie ma nic ciekawego. No, tylko czasami, w zależności od tego, kogo wiozę – odparł wymijająco.
Nie naciskała, aczkolwiek gapiła się na mężczyznę, wyczekując odpowiedzi.
– Jestem kierowcą taksówki, ale dorabiam też na boku, jeśli mam okazję; z zarobków taksówkarza wyżyć się raczej nie da. A ty?
Kurczę, w taksówce się jeszcze nie pieprzyłam – stwierdziła bezgłośnie dziewczyna, gapiąc się na Petera jak na zjawisko. Im dłużej szczerzył zęby, tym bardziej pociągał dziewczynę.
– Pracuję w firmie przesyłkowej, ale, prawdę mówiąc, wkurza mnie już ta robota i szukam czegoś innego. Mam powyżej dziurek w nosie siedzenia całymi dniami przed komputerem, zwariować można.
Peter wygiął usta, trafiając tym uśmiechem prosto między jej nogi.
– Jeszcze jeden? – Wskazał pustą szklankę dziewczyny.
– Nie, wystarczy, pojadę już do domu.
Julie podniosła się z miejsca. Nie chciała jeszcze bardziej nakręcać się na seks. Przecież znała tego faceta zaledwie dziesięć minut.
– Mogę cię podrzucić – zaproponował.
– Przecież piłeś.
– Tylko dwa piwa. Bezalkoholowe. – Peter się roześmiał.
Julie się uśmiechnęła. Mężczyzna miał bardzo ciepły i miły wyraz twarzy, do tego z chwili na chwilę wydawał jej się przystojniejszy. Nieracjonalne myśli chodzące po głowie dziewczyny stawały się coraz bardziej wyuzdane, odsuwała je jednak, bo przecież jak tak można? Tak nie wypada…
Spojrzeli na siebie jednocześnie, kolejny raz wybuchając radością. Julie, zagłębiając się w myślach, bardzo zabawnie wyglądała, o czym sama doskonale wiedziała.
– Długo jesteś z chłopakiem? – zapytał łagodnie Peter, swoim przepięknym uśmiechem coraz bardziej drażniąc libido dziewczyny.
– Dziś mija rok – mruknęła, walcząc ze znajomym uczuciem, bezlitośnie szarpiącym miejsca wiadome.
– I tak cię po prostu zignorował? Szczerze powiem, że to jakiś idiota – stwierdził sugestywnie szatyn.
– Jebać go – mruknęła. – Pójdę już. – Dziewczyna wstała, chcąc jak najszybciej stamtąd wyjść, gdyż kosmate myśli zaczynały przeistaczać się w kombinacje, a ciepły przyjacielski głos nowego znajomego pobudzał ją coraz bardziej. I ten cholerny zarost…
– Podrzucę cię. Gdzie mieszkasz?
– Przy London Place.
– Chodź. – Peter objął ją w pasie, zmuszając do wspólnego wyjścia.
Kilka chwil później siedzieli już w wielkim czarnym Mercedesie klasy S.
– Świetne auto – pochwaliła z uśmiechem. I dużo miejsca na bzykanie.
– Niestety, jeszcze nie do końca moje, wciąż mam sporo do spłacenia. – Mężczyzna odwzajemnił wyraz twarzy.
Przekręcił kluczyk – silnik zaśpiewał cicho i subtelnie. Ruszył spokojnie, lecz gdy tylko wyjechał na pustą drogę, docisnął pedał. Auto wręcz płynęło po asfalcie, umilając podróż lecącą w radiu, rockową piosenką.
Ciekawe, czy będzie miał ochotę i czy jest w tym dobry? I jak długo potrafi? Bo ten patałach, Robert… – rozmyślała Julie, nieustannie obserwując milczącego kierowcę. Z chwili na chwilę lustrowała go coraz nachalniej, nie bacząc na to, że jeszcze trochę i się zaślini, robiąc z siebie przy okazji totalną kretynkę. Mężczyzna dobrze o tym wiedział, o czym świadczył szeroki uśmiech kwitnący na jego ustach.
Kamienica dziewczyny znajdowała się w samym centrum, dlatego dojechali tam dość szybko. Alkohol zupełni zmienił postawę pasażerki i już kompletnie olała Roberta, myśląc o nim bardzo nieprzychylnie.
– Jesteśmy na miejscu – oświadczył Peter.
– Wejdziesz? – zaproponowała.
– Już dość późno, nie jesteś zmęczona?
– Wysiadaj, napijemy się piwa – nakazała bezkompromisowo Julie, opuszczając pojazd, więc mężczyzna także wysiadł.
Po chwili byli już w budynku, a minutę później w niewielkim mieszkaniu na drugim piętrze.
– Chodź do kuchni. Wolisz Bud czy Millera? – zapytała, otwierając lodówkę.
– Bez różnicy.
Dostał zimne piwo, lecz zdążył zaczerpnąć tylko łyk, gdyż dziewczyna nieoczekiwanie odebrała mu butelkę, odstawiła na stół, przycisnęła mężczyznę do ściany i bez zbędnych ceregieli przywarła ustami do jego warg, zakładając mu ręce na szyję. Totalnie go zaskoczyła, jednakże odwzajemnił czułości, łapiąc Julie za pośladki. Mocniej przysunął młodą kobietę do siebie, ściskając jej tyłek i napierając biodrami na szczupłe ciało. Przyjemnie było dziewczynie, jak ją tak gniótł.
Po kilku głębszych pocałunkach zdjęła mężczyźnie koszulkę i wolniutko, wręcz rytualnie ruszyła w dół. Muskała go delikatnie i przechodząc przez szyję, klatkę piersiową oraz brzuch, z pomocą Petera pozbyła się jego jeansów, rzucając je niechlujnie na podłogę. Powróciła do pępka i kontynuując powolną pieszczotliwą wędrówkę, dotarła w końcu do penisa mężczyzny, który w okamgnieniu zniknął w jej dłoniach, a następnie w ustach. Była zachwycona; rozmiar był idealny. Peter westchnął rozkosznie.
Ssała go wolno, językiem zataczała kółeczka, lecz z każdą sekundą przyśpieszała, oblizując go w tej chwili już ze wszystkich stron i wpychając coraz głębiej. Pieściła go tak pazernie, jakby lizała truskawkowy lód, którego dostała po całorocznym oczekiwaniu. Peter zaczął cicho jęczeć i w pozycji na klęczkach Julie za moment została pozbawiona bluzki, która trafiła w sąsiedztwo spodni.
Zaczęła poczynać sobie coraz ostrzej, pochłaniając go już z pełną zaborczości pasją – zachowała się w tej chwili jak pozbawiona wszelkich hamulców napalona niewyżyta świntucha.
Mężczyzna już nie jęczał, tylko ciężko sapał, a targana pożądaniem i alkoholem Julie wciągała kutasa coraz szybciej i mocniej, z prowokacją patrząc w oczy podnieconemu do granic szatynowi. Błyszczały zniecierpliwieniem i nieograniczonym pożądaniem.
Wsunęła ręce pod pośladki mężczyzny i liżąc narząd od góry do dołu, przechodziła z jednej strony na drugą, nie pozwalając sobie na pominięcie choćby kawałeczka.
Peter dyszał coraz ciężej i Julie zapewne doprowadziłaby go swoją gorliwością do finału, przerwał jej jednak i podniósł do pionu, aby szybkim precyzyjnym ruchem uwolnić jej piersi ze stanika, przydusić dziewczynę do ściany i niemal fanatycznie zaatakować wargami jej szyję.
Pieścił ją pożądliwie i dokładnie, centymetr po centymetrze, głaszcząc dłonią miękką pierś, gdy w tym czasie druga zabrała się za rozpinanie rozporka. Zaczął ściągać spodnie brunetki, w czym mu pomogła, unosząc po kolei obie nogi. Wznowił pocałunki, rozpoczynając podobną wędrówkę, jak wcześniej Julie. Poczynając od ust, przechodząc przez szyję, piersi, wcięcie w talii i brzuch, zatrzymał się na wzgórku łonowym, wsuwając palec w ciepłą śliską szparkę. Założył nogę kochanki na swój bark i wbił się ustami w czułe miejsce dziewczyny. Jęknęła gorączkowo, przyjmując bliżej nieokreśloną pozę. Uśmiechnął się.
Cmoktał ją i zasysał delikatnie, z pełną sumiennością pieszcząc każdą fałdkę i zakątek, i raz po raz zagłębiając język we wnętrzu. Julie zaczęła wić się i wyginać, ściskając brązowe włosy mężczyzny i wydając z siebie coraz głośniejsze i dziksze dźwięki, które pożądliwym euforycznym echem odbijały się od wszystkich kuchennych zakamarków.
Po kilkuminutowych wariacjach ust i języka Peter wstał, uniósł dziewczynę za pośladki i wszedł w nią ostrożnie, przyklejając się do jej gorących warg. Cała się napięła i mocno wypchnęła biodra, nadziewając się zachłannie na penisa.
Rozpoczął powoli, lecz już po coraz drapieżniej nabijał na siebie dziewczynę, wchodząc w nią aż po same jądra. Ściślej objęła go nogami i jęcząc głośno, obsesyjnie zaczęła ruszać się na jego twardej pale, napierając na nią z całą siłą i łapczywie całując przy tym usta, szyję i bark kochanka.
Kilkanaście jęków później oderwał Julie od ściany i ułożył na stole. Założył jej nogę na blat i na powrót się w niej zagłębił, łapiąc dziewczynę za ręce i kładąc nad jej głową. Krzyknęła zdławionym euforią odgłosem i jak akrobatka wygięła się w łuk.
– Szybciej – wystękała rozpaczliwie, miotając się na stole w napadzie erotycznego szału. – Głębiej… mocniej!
Spełnił oczekiwania kochanki i zaczął rżnąć ją energicznie, wbijając się w nią z pełnym zaangażowaniem i wyciskając przy okazji z dziewczyny dzikie, przepełnione fascynacją krzyki. Posuwał ją obsesyjnie i bez wytchnienia, po jakimś czasie jednak zaprotestowała i pchnęła mężczyznę, wskazując mu podłogę. Gdy grzecznie się położył, wtargnęła na niego, głodna kolejnych uniesień i agresywnie zaczęła się kiwać i skakać, wydając z siebie szaleńcze wrzaski.
Nie trwało długo, po kilku chwilach Julie z głośnym drżącym okrzykiem osiągnęła metę, wbijając paznokcie w ciało kochanka. Trzęsła się cała w napadzie potężnego orgazmu i gdy konwulsje ustały, szybko zeszła z mężczyzny, ponownie chwyciła penisa ustami i zaczęła mocno ssać, ażeby po chwili uwolnić z niego całą zawartość i ozdobić nią całą swoją twarz. Peter ciężko westchnął, naprężając się mocno, po czym padł, przyjemnie zmęczony. Serce waliło jak szalone.
Julie przylgnęła do kochanka – zadowolona, zaspokojona i bezmiernie szczęśliwa. Objął dziewczynę i namiętnie ucałował, tuląc do siebie jej miękkie ciało.
– Zostań dzisiaj u mnie – poprosiła.
– W porządku.
Pół godziny później, około północy, gdy wykąpani leżeli już w łóżku, rozległo się pukanie.
– Idź i powiedz mu, że nie chcę go widzieć – mruknęła Julie.
Peter usłuchał i wstał.
– I zrób to tak – dodała z uśmiechem, patrząc na jego nagie ciało.
Mężczyzna otworzył drzwi, rzucił szybkie: „Nie masz już tu czego szukać”, po czym zatrzasnął je Robertowi przed nosem. Wrócił do dziewczyny i mocno ją objąwszy, wtulił twarz w jej pachnące włosy…
Rok później.
Julie, leżąc jeszcze z zamkniętymi oczyma w aksamitnej pościeli, najpierw poczuła miły zapach kawy, a następnie ciepłego całusa w policzek. Uniosła powieki – przed jej nosem widniała krwistoczerwona róża.
– Kotku, wstawaj. Dość już tego spania, dziś nasza rocznica – rzekł Peter, całując usta ukochanej.
Dziewczyna się uśmiechnęła…