Bard - Prolog

5 lipca 2011

Szacowany czas lektury: 6 min

Jest to kontynuacja prologu, która wcześniej nie została zamieszczona. Moim zdaniem zbyt krótka na oddzielne opowiadanie, dlatego wolałbym żeby została dołączona do pierwszej części. Aczkolwiek nie nalegam, co do sposobu zamieszczenia zdaję się na decyzję administracji :)

Miasto powoli budziło się do życia. Kupcy kierowali się w stronę rynku, aby rozstawić stragany w jak najdogodniejszym miejscu. Z rzemieślniczych warsztatów dało się słyszeć uderzenia młotów, w kuźniach z sykiem rozgrzewano piece, z tartaków dobiegał metaliczny zgrzyt ostrzonych pił. Słońce leniwie wychylało się znad zabudowań oddając światu kolory, które zabrała noc. Ulice powoli zapełniały się przechodniami pędzącymi do swych codziennych zajęć.

Evan obserwował to wszystko siedząc na wzgórzu na wschodzie, zaraz za miastem. Tu zgiełk nie docierał. Nie słychać było krzyków kupców zachwalających swoje towary, woń resztek i nieczystości wyrzucanych do rynsztoku tutaj nie docierała. Płaszcz na ramionach i kaptur naciągnięty głęboko na twarz doskonale chroniły przed chłodem poranka. Od kiedy pamiętał zawsze lubił poranki. Lubił patrzeć na świat spowity mgiełką szarości. Przejechał dłonią po trawie, pokrywającej wzgórze i rozkoszował się chłodem rosy pokrywającej każde jej źdźbło. Wreszcie ujął leżącą obok lutnie, poprawił strojenie i wziął długi, smutny akord. Dłonie same ułożyły się w odpowiedni sposób, palce prawej ręki trącały struny wprawiając je w wibracje. Dźwięki płynęły po zboczach niesione przez wiatr. Melodia pochłonęła go do tego stopnia, że nie usłyszał jak nadeszła ona. Usiadła obok niego nic nie mówiąc, a on nie przerwał gry. Odezwała się dopiero, gdy wydobył z lutni głęboki dwudźwięk kończący pieśń.

- Nie powiedziałeś, że potrafisz czarować - zaczęła patrząc na tłum kłębiący się na rynku miasta.

- Cóż... z inteligencji wynika charyzma a z kolei z niej czar i urok osobisty, dlatego...

- Daruj sobie - wywróciła oczami. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że są zielone.

- Dobrze wiesz, o co mi chodziło. O magię. - fuknęła na niego lekko poirytowana.

- Magia! - roześmiał się lekko - A co to jest magia?

Spojrzała na niego, lekko skonsternowana pytaniem. Naprawdę ją denerwował.

- No wiesz... kule ognia, niewidzialność.. te rzeczy.

Mężczyzna zsunął z głowy kaptur, odłożył lutnie i spojrzał prosto w zielone oczy Keiry.

- Nigdy nie studiowałem traktatów magicznych, opasłych tomów opisujących istotę zaklęć, nie rzucałem klątw, uroków i innych czarów. Nie ćwiczyłem pod okiem mistrzów, obciążonych doświadczeniem tak, jak tamten osioł cebulami - wskazał na zwierzę dostarczające zapewne towar do któregoś ze straganów - mimo to mogę ci trochę o tej Magii opowiedzieć. Weźmy na przykład takiego górnika. Czy to, że w pocie czoła uderza kilofem w ścianę by wydobyć z niej rudę nie jest magią? Przecież materiał, który pozyskał w kilka chwil natura musiała wykształcać długie lata. Idźmy dalej, ta ruda no i trochę węgla żeby rozgrzać piec to jedyne, co wykorzystuje kowal. Czy to, że najpierw wytapia z niej żelazo, formuje je, długie godziny hartuje w ogniu aż w końcu wykuwa z niego miecz lub inną broń, nie jest magią? Czy to, że z pomocą tej broni można odebrać życie nie jest magią? Potężnym magiem jest kobieta podająca swoim dzieciom jajecznicę na śniadanie. Dzięki temu, że posiadła umiejętność przekształcania surowych jajek w pokarm może dać im kolejny dzień życia.

Po co nam w takim razie zaklęcia stwarzające, niszczące, wskrzeszające? Przecież to wszystko już osiągnęliśmy, tylko nie nazywamy tego magią. Tego nie rozumiem. Nie rozumiem, czemu ciskanie ognistych kul jest magią, ale wystrzelenie z łuku płonącej strzały już nie. Teleportując się do jakiegoś miejsca jestem magiem, jadąc tam konno już nie.

Magiem jest każdy człowiek, bo magia to umiejętności. No i chęć ich nabycia. Magia to my.

Nic nie odpowiedziała.

Milczała długo.

Wreszcie wstała i skinęła na niego.

- Chodźmy, czas ruszać.

Poszli. Miasto pochłonęło ich natychmiast.

***

Grupa najemników czekała na nich przy południowej bramie. Mięśnie rysujące się pod skórzanymi pancerzami, twarze poorane bliznami i obojętne spojrzenia wskazywały na to, że brali udział w wielu starciach. Ciężkie kusze, które nosili na plecach musiały budzić respekt nawet wśród najbardziej zuchwałych rycerzy. Widząc nadchodzącą Keirę żołdacy schowali gorzałkę i niezgrabnie wgramolili się na konie. Jeden z nich podszedł do kobiety prowadząc dwa luzaki. Bez słowa wręczył jej wodze i natychmiast zajął się własnymi obowiązkami.

Profesjonaliści.

Promienie słońca zatańczyły wśród rudych włosów, gdy kobieta zręcznie dosiadała wierzchowca.

- Nie mogę iść pieszo? - Evan bez przekonania ujął lejce. Keira spojrzała na niego unosząc brew.

- Nie. - rzuciła krótko i ruszyła, a wraz z nią najemnicy. Mężczyzna zaklął, wskoczył na konia i powlókł sięga pozostałymi.

Rzucił ostatnie spojrzenie w kierunku miasta. Jego zgiełk cichł coraz bardziej, aż wreszcie zamienił się w jednostajny tętent kopyt uderzających o bruk.

Wyruszyli.

***

Jechali aż do zmierzchu. Błotnisty gościniec skutecznie spowalniał konie, wóz grzązł w bardziej podmokłych terenach. Zdarzało się, że trzeba było go wyciągać z błota za pomocą więcej niż jednego konia. Innym razem musieli nadłożyć drogi by ominąć bagno, w które zamieniła się piaszczysta droga po ostatnich ulewach. Najemnicy nie narzekali, przywykli do większych komplikacji. Czy to w postaci bandytów, błędnych rycerzy, watahy wygłodniałych wilków czy też, jak utrzymywali, dorosłego smoka.

- To mówicie - zaczął sceptycznie Evan - mówicie, że był wielki jak stodoła?

Najemnik, ten z insygniami kapitana na zaimprowizowanych pagonach, machnął ręką poirytowany.

- No przecież mówię, że jak dwie stodoły!

Sądząc po oddechu musiał opróżnić już co najmniej połowę swoich zapasów gorzałki.

- No... - podjął znowu - i wtedy on wylądował prosto przed nami. Konie pouciekały, kobity w krzyk a my dawaj do toporów. Bo myśmy się niczego nie boją!

- No - doskoczyli my do gadziny i siekli okrutnie we dwóch. Jarmuł to tak jeb... utrafił znaczy, że jajca żmijowi odrąbał! - najemnicy jak jeden mąż zarechotali, po czym pociągnęli łyk z bukłaków z wódką. Równo, jakby na komendę. Widać nie obca im była musztra.

- Smoki nie mają genitaliów - rzucił Evan, gdy rechot ucichł.

- Ge... gie... czego nie mają? - twarz kapitana zastygła w wyrazie bezgranicznego zdumienia.

- Jajec nie mają - powtórzył cierpliwie mężczyzna.

- To jak oni się... te smoki znaczy... one się chędożą?

- Nie chędożą, składają jaja

Najemnik, człowiek światowy, który z niejednego pieca jadł chleb. Tytan intelektu i demon dedukcji od razu wychwycił jawną sprzeczność.

- Toż przecież przed chwilą rzekłeś, że jajec nie mają! Niby taki mądrala, a sam nie wie, co gada.

Kapitan burknął jeszcze coś pod nosem, ale Evan już go nie słuchał. Uniósł się w strzemionach i wskazał niewielkie, pokryte trawą wzniesienie.

- Zmierzcha się, tam rozbijemy obóz.

Nikt nie protestował, niewielka polanka idealnie nadawała się do rozpalenia ogniska, co oznaczało ciepłą strawę. Po kilkudziesięciu minutach konie pasły się już swobodnie, wóz został zabezpieczony a podróżnicy zebrali się wokół ciepłych płomieni.

Jedli w milczeniu, znużeniu podróżą.

Evan obserwował twarz Keiry. W świetle rzucanym przez płomienie ogniska wglądała szczególnie intrygująco. Iskierki tańczyły w jej oczach, kiedy wpatrywała się w płonące drwa.

Pierwszy głód został zaspokojony, cisza zaczęła doskwierać.

- Opowiedz jakąś historię - kobiecy głos rozproszył z wdziękiem mgłę milczenia.

- Dlaczego nie... - Evan wziął do ręki lutnie i szarpnął struny. Stroiła idealnie.

- O czym chciałabyś posłuchać?

- Powiedz, co cię pchnęło na szlak. Dlaczego zdecydowałeś się nocować pod gołym niebem? Każdy Nysgardzki książę chętnie przyjąłby na dwór barda znającego się na magii.

Spojrzał jej prosto w oczy. Nie spuściła wzroku.

- To nie jest radosna historia. - mruknął cicho.

- Więc musi być świetnym tematem na balladę - uśmiechnęła się lekko.

Nie polemizował. Spod palców popłynęły delikatne dźwięki. Nuty łączyły się w akordy, cisza wycofała się ustępując miejsca melodii.

Rozpoczęła się opowieść...

Ten tekst odnotował 14,933 odsłon

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.94/10 (5 głosy oddane)

Pobierz w formie ebooka

Komentarze (5)

0
0
Drogi autorze 🙂 dałam dziesięć za obie części.
Pierwsza jest świetna, więc nie podlega dyskusji że ta również taka jest. Chociaż mam wrażenie że urwana w momencie w którym powinna zacząć się rozkręcać 😀
Oczywiście czekam na części kolejne🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
W zasadzie obie części składają się na prolog. Tak na prawdę powinny stanowić jeden tekst, ale wyszło jak wyszło.
Co do tego "urwania" to jest ono celowe 🙂 Dzięki temu akcja może być poprowadzono wielowątkowo.

No i zapewniam, że kolejne rozdziały będą dłuższe.
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Drogi autorze, chylę czoła.
Twórz kolejne rozdziały, zbij je w całość i zrób nam przyjemność zanosząc je do wydawnictwa.
Zaszczytem dla książkowych maniaków, byłoby mieć Twe dzieło w domowej biblioteczce.

Życzę nieustannej weny. 🙂
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
Dzięki. Jesteś wielki/ka. Czekam na więcej. żeby nie słodzić za bardzo, obozy nigdy na pagórkach- za bardzo widoczne 😉
Zgadzasz się z tym komentarzem?
0
0
W kuźniach nie ma pieców, tylko są paleniska.
Żelazo wytapiano w kuźnicach i nie pracowali w nich kowale.
Miecze hartuje się po wykuciu.
Zgadzasz się z tym komentarzem?

Dodaj komentarz

Zaloguj się

Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.